Skocz do zawartości

Przebiegi na motocyklu a doświadczenie


 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Może to jest głupie pytanie ale mnie nurtuje. Jak według Was przekładają się pokonane kilometry na doświadczenie na motocyklu? Mam na myśli przeciętnego kierującego, nie człowieka, który jeździ ciągle po okolicy, ani też obieżyświata. Jestem początkująca motocyklistką (robię kurs) i póki co jakoś tam sobie w mieście radzę ale wiem, że doświadczenie zdobywa się z każdym kilometrem. Jak to u Was wyglądało? Ile musieliście nawinąć, żeby być dobrym kierowcą? Po jakim czasie opanowaliście również swój własny motocykl do tego stopnia, że czuliście się na nim pewnie? Jakiś czas temu czytałam artykuł o kobiecie, która z doświadczeniem 1200km pojechała z towarzyszem chyba do Rumunii. Myślicie, że to dobry pomysł, czy lepiej wybrać się w dalszą podróż po 5000-10000?

Przepraszam za dłużyznę ;)

 

Z grubsza tylko dodam, bo pojawiły się tutaj 2 mądre posty, żebyś - jako dziewczę w siodle - odpuściła sobie na początku towarzystwo onanistów na CBR-kach i polatała sama. Pierwsze to fakt, że lecąc za kimś możesz przedobrzyć, a drugie, że zmarnujesz połowę sezonu na sterczenie pod jakimiś kolumnami i teoretyzowanie. Latając ciągle wkoło komina nabierzesz już pewnych nawyków, znane Ci zakręty z poziomu zaawansowanego przeskoczą na poziom żałośnie prosty, a na koniec rozwiązuj swoje wątpliwości gdzieś na pobocznej uliczce - zablokuj przednie koło, zawróć sobie bez podparcia, pohamuj w różnych konfiguracjach przód-tył, omiń studzienkę na poszczególnych hamulcach. Takie doświadczenia dodadzą Ci pewności, dowiesz się gdzie są Twoje aktualne granice, zwiększysz swoje bezpieczeństwo po stokroć.

 

Doświadczenie jest doświadczeniem - całe życie pierdząc w czopka na lokalnych festynach niczego sie nie nauczysz i zawsze będziesz kasztanem. Ćwicząc - wchodzisz na poziom wyżej, nie wspominając o lataniu w terenie które w tydzień uczy tego, czego na ulicy nie przyjmiesz przez rok. Ja tłukąc Bandita 12 lat i kilka innych motocykli w między czasie, zawsze po zimie czuję się jak kasztan i wielu rzeczy muszę się uczyć od nowa, z tym że po jakimś czasie przychodzi to po prostu łatwiej. Najtrudniej się tylko do tego niektórym przyznać ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Z grubsza tylko dodam, bo pojawiły się tutaj 2 mądre posty, żebyś - jako dziewczę w siodle - odpuściła sobie na początku towarzystwo onanistów na CBR-kach i polatała sama. Pierwsze to fakt, że lecąc za kimś możesz przedobrzyć, a drugie, że zmarnujesz połowę sezonu na sterczenie pod jakimiś kolumnami i teoretyzowanie. Latając ciągle wkoło komina nabierzesz już pewnych nawyków, znane Ci zakręty z poziomu zaawansowanego przeskoczą na poziom żałośnie prosty, a na koniec rozwiązuj swoje wątpliwości gdzieś na pobocznej uliczce - zablokuj przednie koło, zawróć sobie bez podparcia, pohamuj w różnych konfiguracjach przód-tył, omiń studzienkę na poszczególnych hamulcach. Takie doświadczenia dodadzą Ci pewności, dowiesz się gdzie są Twoje aktualne granice, zwiększysz swoje bezpieczeństwo po stokroć.

 

Doświadczenie jest doświadczeniem - całe życie pierdząc w czopka na lokalnych festynach niczego sie nie nauczysz i zawsze będziesz kasztanem. Ćwicząc - wchodzisz na poziom wyżej, nie wspominając o lataniu w terenie które w tydzień uczy tego, czego na ulicy nie przyjmiesz przez rok. Ja tłukąc Bandita 12 lat i kilka innych motocykli w między czasie, zawsze po zimie czuję się jak kasztan i wielu rzeczy muszę się uczyć od nowa, z tym że po jakimś czasie przychodzi to po prostu łatwiej. Najtrudniej się tylko do tego niektórym przyznać ;)

 

A ja się z tym nie zgodzę!

Właśnie warto na początku jeździć z kimś . Zgadzam się, że koledzy z plastików to nie jest dobry wybór ale jazda z kimś kto ma poukładane w głowie przynosi same pozytywy.

Jeżdżąc samemu można (niekoniecznie) nabrać złych nawyków i nikt Cię tu nie poprawi, do tego w sytuacji podbramkowej lepszy kolega który pomoże niż liczyć na pomoc obcych. (Nie mówię tu tylko o wypadkach ale też różnej maści problemó w drodze).

Jak wspomniałem taki kolega któy pokaże Ci jak jeździć, pokonywać zakręty, jak zachowywać się w zagęszczonym ruchu ulicznym to jest coś co sammeu można się uczyć bardzo długo.

 

Ot 2 lata temu mieliśmy kolegę któy wybrał się z nami na przejeżdzkę. ów kolega mimo 2 letniego stażu kompletnie nie radził sobie na tym motocyklu (pomijam fakt, że to gsxr). I tu właśnie było widać jak jego samotne przejażdzki wpłyneły na jego technikę jazdy.

Jedno dłuższe popołudnie z nami i zaczął zwracać uwagę na ważne rzeczy i jego jazda już była płynniejsza i bezpieczniejsza i szybsza..

 

Także kompan do jazdy jak najbardziej wskazany tylko fakt, że trzeba unikać młodych gniewnych terrorystów!

Damian85: ,,Łapy mają być luźne i mają sobie "dyndać", tj. wisieć jak flaki.”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

A ja się z tym nie zgodzę!

Właśnie warto na początku jeździć z kimś . Zgadzam się, że koledzy z plastików to nie jest dobry wybór ale jazda z kimś kto ma poukładane w głowie przynosi same pozytywy.

Jeżdżąc samemu można (niekoniecznie) nabrać złych nawyków i nikt Cię tu nie poprawi, do tego w sytuacji podbramkowej lepszy kolega który pomoże niż liczyć na pomoc obcych. (Nie mówię tu tylko o wypadkach ale też różnej maści problemó w drodze).

Jak wspomniałem taki kolega któy pokaże Ci jak jeździć, pokonywać zakręty, jak zachowywać się w zagęszczonym ruchu ulicznym to jest coś co sammeu można się uczyć bardzo długo.

 

Najpierw w/g mnie jezdzi sie samemu, swoim tempem. W nastepnym etapie mpzna posmigac z Kims.

 

Kolega z ktorym sie smiga niekoniecznie bedzie mial dobra Trajektorie i niekoniecznie nalezy brac z niego przyklad, bo niekoniecznie cos umie !

 

Mi jeden wyjazd do Harz'u z grupa w ktorej bylo dwoch nauczycieli dal naprawde wiele. Tyle, ze ci ludzie mieli pojecie o czym mowia a nie klepali z za kompa pierd ol.

 

:crossy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś kto jeździ dłużej na pewno umie coś więcej od gościa co dopiero wsiadł na moto.

Kwestia taka aby to była osoba opanowana i potrafiąca się dopasować do świeżaka (nie mylić z tymi na chorom curke).

 

Jeśli chodzi o kursy doszkalające to tu faktycznie już trzeba coś umieć.

 

A po ostatnim razie na szkoleniu z grupą instruktorów ... eee .. ci co najwyżej mogą uczyć zdawania egzaminów! (mowa o tych konkretnych)

 

KS, wspomniałeś Harz, ale i tu już trzeba mieć coneico opanowane bo bardzo kręte drogi nie są odpowiednie dla nowo narodzonego adepta motocyklizmu!

i tu taki przykłąd co się dzieje, jak ktoś nie potrafi skręcac s się pcha na serpentyny:

 

 

Rok temu byłem z kolegami w Chorwacji. Drogi kręte przez ok 500km...

I był taki jeden co zakręty brał od wewnetrzej. I na próżno były tłumaczenia, że w ten sposób jeździ mało bezpiecznie. Typ jak osoioł z kilkuletnim (chyba dobrze ponad 10lat) doświadczeniem na czopku dalej robił po swojemu. Więc można jeździć ale dobre rady są lepsze niż nauka samemu. Ale trzeba też słuchać i ćwiczyć.

 

I na koniec.. najlepiej jeździ się z lepszymi od siebie.

Damian85: ,,Łapy mają być luźne i mają sobie "dyndać", tj. wisieć jak flaki.”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Także kompan do jazdy jak najbardziej wskazany tylko fakt, że trzeba unikać młodych gniewnych terrorystów!

 

Ciekawe jest to że tacy często mają największą siłę przebicia w kierunku początkujących.

Kompan do jazdy to ciężki temat, a szczególnie na początku jak się nie potrafi ocenić co ważne, a co nieistotne w całej tej zabawie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kwestia taka aby to była osoba opanowana i potrafiąca się dopasować do świeżaka (nie mylić z tymi na chorom curke).

A po ostatnim razie na szkoleniu z grupą instruktorów ... eee .. ci co najwyżej mogą uczyć zdawania egzaminów! (mowa o tych konkretnych)

KS, wspomniałeś Harz, ale i tu już trzeba mieć coneico opanowane bo bardzo kręte drogi nie są odpowiednie dla nowo narodzonego adepta motocyklizmu!

 

Arek

 

Absolutnie nie gra roli czy osoba towarzyszaca to terrorysta, zamachowiec, choleryk czy flegmatyk, nie moze byc tylko samobojca, bo wjedzie w swiezaka ktorego puszcza przodem.

 

Ty mylisz nauczycieli jazdy / szkolacych / nauczajacych jazdy z instruktorami techniki jazdy !

 

Nauka jazdy to nie doszkalanie, co najwyzej moze zalezec od kraju i poziomu + ogarniecia szkolecego, co z tym fantem podczas nauki zrobi i jak daleko posunie sie w szkoleniu ! To, ze ja wybieram trudniejsze i ambitniejsze trasy, nie znaczy, ze moj szef tez tak robi. Na placu tez widac roznice, jak kiedys u mnie bedziesz to podjedziemy na plac i sam sie przekonasz !

 

Tez nieprawda, bo w Harz'u masz cala mase szkol nauki jazdy ktorzy wlasnie tam szkola !

 

:crossy:

Edytowane przez ks-rider
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Być może masz rację w tym co piszesz ale ja i tak będę obstawiał przy swoim.

Z włąsnego doświadczenia wiem, że dobra rada jest cenniejsza niż nauka samemu.

Ot taki przykład, że mam tu takiego kolegę co ma 15lat prawko i jeździ sobie na ducacie.

Ale nikt mu nigdy nie powiedział, że trzeba patrzeć tam gdzie się chce jechać. To widać w jego technice pokonywania zakrętów...

 

Ja jestem zdania, że warto uczyć się od lepszych.

Siedząc za kierownicą nie widzi się tego co widzi osoba z boku, tyłu..

Damian85: ,,Łapy mają być luźne i mają sobie "dyndać", tj. wisieć jak flaki.”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arek

 

to co napisales w tym poscie, jest absolutna racja, tyle, ze z jednym sie nie zgodze

 

w punkcie

 

dobra Rada jest cenniejsza niz nauka samemu.

 

Wszystko bowiem bedzie zalezalo kto ja bedzie dawal. Na kilkunastu zlotach slyszalem co niektorzy medrcy radzili innym i dzisiaj stanik musze nosic, bo mi cycki do asfaltu opadly ( nizej nie mogly ).

 

:crossy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To wszystko to raczej indywidualna sprawa. Ja nie mam czasu na kluby, zgrupowania i jazdę po nic. O ile towarzystwo bikerów jest z reguły przyjemne, to starczy mi go na okolicznych zlotach, na których się pojawię, bo blisko. Jeśli chodzi o progres, to warto zacząć od "łatwej" maszyny, typu gs500 albo jakieś supermoto. Potencjału szkoleń bym nie negował. Pojechałem do Modlina na swobodne jazdy, dopłaciłem za instruktora i to była zdecydowanie dobrze wydana kasa. Niby te jego "mądrości" słyszałem na kursie kat A wiele lat temu, ale jak widać popełniam te same błędy. Może nie jestem najlepszym przykładem, bo sam po wznowieniu motocyklowej pasji po niemal 10 latach dobiłem starego GS550 i przesiadłem się na litra. Teraz po 1 sezonie latam już nim w miarę swobodnie, ale warto pamiętać, że to strasznie złudne. Tor pokazał mi jak mało potrafię (spodziewałem się, że tak będzie). Chętnie pojadę jeszcze na jakieś szkolenie z bezpiecznej jazdy (dohamowanie w zakręcie, hamowanie awaryjne, omijanie przeszkody, przeciwskręt) ale czekam kiedy zrobią fajną promocję. Instruktor z Modlina dawał radę :) Jeśli już chciałbym jeździć w towarzystwie, to raczej z jednym mądrym bikerem, który pokazałby jak brać zakręty, przeanalizował moje błędy itp. Obawiam się, że takich nie ma zbyt wielu- każdy lubi się pomądrzyć, ale jak przyjdzie co do czego, to wychodzą braki w wiedzy i technice. A ogólnie turystyki bym się nie bał, to miasto jest trudniejsze i bardziej niebezpieczne. 200-300 km na początek to spokojnie można przelecieć z przyjemnością i bez bólu tyłka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

a na koniec rozwiązuj swoje wątpliwości gdzieś na pobocznej uliczce - zablokuj przednie koło, zawróć sobie bez podparcia, pohamuj w różnych konfiguracjach przód-tył, omiń studzienkę na poszczególnych hamulcach. Takie doświadczenia dodadzą Ci pewności, dowiesz się gdzie są Twoje aktualne granice, zwiększysz swoje bezpieczeństwo po stokroć.

 

Racja, i od razu dodałbym jakieś zabawy w awaryjne hamowanie/jazda po piasku, trawie, czy żwirku. Ja swoje pierwsze dwie gleby zaliczyłem właśnie w takich warunkach, pierwsza na błocie zmieszanym z gliną (niedługo po deszczu), druga na trawie (hamowania awaryjne - na treningu - przy ok 65 km/h zaraz po zjeździe z asfaltu, za mocno przyciśnięta prawa klamka, moto położyło się migiem, jeszcze zdążyłem przeturlać się na asfalt i nauczyć się, że kombinezony tekstylne to jednorazówki).

 

Człowiek przeważnie jeździ po asfalcie, także łatwo można przyzwyczaić się do tej nawierzchni i przesadzić z manewrami na innych. Dla mnie osobiście najbardziej "zagadkowa" jest trawa. Na piasku, żwirku, czy nawet kostce brukowej slychać od razu uślizg, a na trawie i chu-chu, koło ślizga się po cichu i jedynie po kierownicy można się zorientować, że się przegięło z przednim hantlem.

Edytowane przez Damian85
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do pokazanego filmiku to tak wlasnie jezdzilem niedawno po drodze 100 zakretow do Kudowy ( no oprocz zajezdzania drogi rowerzyscie i przejezdzania podwojnej ciaglej ) na nieznanym mi blizej motocyklu, nieznanej drodze ze slepymi, zaciesniajacymi sie czesto zakretami, ze skalami z jednej a przepasciami z drugiej strony. Do tego jeszcze z zona jako plecakiem :).

Zakrety byly tak ciasne i tak zarosniete ze samochod z przeciwnej strony byl zawsze niespodzianka, mnie sie zdazyl raz.

Gdybym jechal blizej srodkowej linii to by mnie trafil.

Tak ze regul zadnych wykutych w skale za wiele nie ma, ja po prostu w takiej sytuacji ( niewiele umiem, nie mam w 100% opanowanego motocykla, nie mam zadnego doswiadczenia na drodze ) jezdzilem wolno. A teraz z powodu wieku jezdze jeszcze wolniej i po prostu nie przejmuje sie jesli ktos inny jedzie szybciej.

Co rowniez autorce watku polecam. Jezdzij swoim tempem i powoli sie ucz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do pokazanego filmiku to tak wlasnie jezdzilem niedawno po drodze 100 zakretow do Kudowy ( no oprocz zajezdzania drogi rowerzyscie i przejezdzania podwojnej ciaglej )

Ale ta etiuda filmowa opowiada właśnie o tym, jak podmiot liryczny ryzykując życie, własne i innych chciał zmyć hańbę bycia wyprzedzonym przez rowerzystę.

Dalej widać jak pokonany i nie rozumiejacy sytuacji kolaż, sugeruje że dzielny bohater powinien otworzyć wentylację w kasku, jakby zwykle przewietrzenia mogło tu coś pomóc.

...

Tak mnie się przynajmniej wydaje.

 

--

ups, się czy to wysłało?

Edytowane przez kakmar
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O kurcze Chłopaki, wielkie dzięki za tyle porad. W praktyce jestem dlugodystansowym plecaczkiem ale przyszedł czas, że chciałam zostać "kierowniczką". Mam towarzyszą, którym jest mój mąż z wieloletnim stażem. Wspólnie nabiliśmy sporo kilometrów, zaliczyliśmy kilka krajów i wiele rodzajów nawierzchni, kolizji na szczęście zero, więc mu ufam i wiem, że ma doświadczenie aczkolwiek mam cały czas dystans do tego, co mówi i nie daję sobie nic wmówić dopóki nie sprawdzę w innych źródłach. Ja na Gladiusie jeżdżę dość zachowawczo co czasem denerwuje instruktora, bo zwalniam nieco przed wzniesieniami z zerową widocznością "za" itp tłumacząc się, że przecież tam może coś stać albo ktoś może wpaść na pomysł z wyprzedzaniem. Mężowi również tłumaczę, że mam zamiar tak jeździć, bo co mi po pierwszeństwie skoro nie mam blachy wokół siebie i Ci co mają żony to wiedzą, że jak baba powiedziała, że tak ma być, to tak będzie ;) więc też odpada problem gonienia za kimś na plastiku ale i tak wolę mieć kogoś kto czuwa nade mną, i w razie gleby mi pomoże. Motocykl już i jest raczej z tych "bezpiecznych" bo słabą 650, 48KM i powyżej 140km/h jazda jest już nieco uciążliwa (wibracja singla). Staram się sama w ustronnych miejscach ćwiczyć wolne manewry, żeby oswoić się z motkiem. Myślę, że na pewno skoczę do Torunia na szkolenie, bo znalazłam tam bardzo fajną szkołę. Orientujecie się ile taki kurs jednodniowy lub weekendowy może kosztować?

 

Co do filmiku to ja aż tak strasznie zakrętów nie biorę, ale wolę czasem spokojniej podejść do sprawy, bo jak to baba mam zawsze najgorszy scenariusz w głowie.

 

Aaa mam taka sprawę dodatkową (zapytam też instruktora na najblizszym spotkaniu). Gdy Gladiusem wykonam na mieście zatrzymanie w wyznaczonym miejscu lub hamowanie awaryjne z prędkości 50 km/h przy zapiętej trójce, to po zatrzymaniu chcę zredukować w miejscu biegi do 1 tak by móc ruszyć i wtedy jest problem. Wyświetlacz biegów się wyłącza, po lekkim puszczeniu sprzęgła dopiero wyświetla się 2 bieg i wtedy znowu mogę zejść do 1. Czy tak ma być? Zdaję sobie sprawę, że biegi zmienia się pojedynczo o jeden w motocyklu ale w moim na postoju mogłabym zejść z 5 do 1 na jednym wciśnięciu sprzęgła. Jak sobie poradzić z taką sytuacją na egzaminie? Boję się, że nie uda mi sie wbić tej jedynki i mi motocykl zgaśnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W większości motocykli biegi zmienia się płynnie gdy moto jeszcze się toczy, choćby z minimalną prędkością. Po zatrzymaniu się jeśli zostaniesz na wysokim biegu, rzeczywiście trzeba się napracować żeby włączyć neutral.

Najlepiej włączyć w ostatniej fazie hamowania, tuż przed zatrzymaniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...