Skocz do zawartości

Damian85

Forumowicze
  • Postów

    2029
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    58

Treść opublikowana przez Damian85

  1. Dzięki Tommo, te modele gdzieś mi się o uszy obijały w przeszłości (jeden znajomy jeździł nawet na Virago). Przejrzałem i wstępnie Vulkan wygląda ciekawie - z wyglądu masywna krowa, która fajnie brzmi. O to mi chodzi. Tj, o jazdę autobusem. 😄 Dobra porada - zostało to już uwzględnione. Z tego co słyszałem, to tutaj trzeba hamować czym się da, w tym stopami. ; )
  2. Dziń Dybry, Aby nie otwierać nowego tematu... Piszę tutaj pytanie do szanownego grona - od jakiego sprzętu warto zacząć, aby poczuć klimat "chopperów"? Nie chodzi o to, aby się całkowicie przesiąść ze sportów/sportowych-turystyków, ale aby spróbować nowego rodzaju. Chciałbym sobie kupić taki sprzęt i postawić obok innych, zobaczyć jak to jest rozłożyć nogi do przodu. Może mi się spodoba, może nie. Pozostaje więc pytanie - od czego warto zacząć? Będzie to dodatkowy sprzęt, wzięty jako eksperyment, także budżet raczej nie więcej niż 10-15k. Fajnie, gdyby hamował... : ) PS Aktualnie śmigam tym co jest w opisie - wiem, że przepaść będzie ogromna, ale chcę spróbować.
  3. No to pomyśl o SV 1000 jeśli rzeczywiście chcesz poznać magię Suzuki SV, ale obawiasz się braku śmocy. Na Twoim miejscu to spróbowałbym się tym gdzieś przewieźć, może gdzieś jest jakaś wypożyczalnia używek (a może znajomy znajomego ma?). Inaczej nie ocenisz czy to fajne, czy nie.
  4. Chodzi o duży moment obrotowy na niskich obrotach, który potrafi "poszarpać" kierowajkiem, jak się jest nieostrożny. Szczególnie na pierwszym biegu. ; ) Inaczej na gaz reaguje V2, a inaczej R4. Miałeś SV 650 i SV 1000. Powiedz mi co by się stało, jakbyś na jedynce na SV 1000 gwałtownie dodawał gaz do oporu i odejmował, powiedzmy tak przy 4000-5000 obrotów? : ) Nawet na SV 650 są całkowicie inne doznania w porównaniu powiedzmy do Bandita 600, który ma o 6 KM więcej, ale ma silnik R4. ; ) O to się mnie rozchodzi. R4 jest łagodne, liniowe, a V2 takie bardziej brutalne, z pazurem.
  5. Chyba się nie zrozumieliśmy, Adamie. Gdy będziesz w przyszłości miał okazję pojeździć na SV 650 (najlepiej tych starszych, tj. gaźnikowe, lub pierwsze wtryski, bo późniejsze już złagodniały) lub SV 1000, to polecam. ; ) Tylko na litrowej V2 uważaj na ramiona. ; )
  6. Miałem SV 650N, teraz mam też CBR 600 F4 (a to miałeś) - także zrobię Ci porównanie pomiędzy tymi maszynami. SV do 120/130 km/h ma rzeczywiście pazura, szarpie przy przyśpieszaniu, szarpie gdy odejmujesz gaz. Ładnie ciągnie od niskich obrotów - nieważne czy masz 4000, czy 8000 obrotów, jak przekręcisz manetkę, to wyrywa do przodu. I nawet jak upalasz, to Ci mało spali paliwka. Jednakże... Nawet w porównaniu z CBR 600 F4 to widać, że w SV siedzą tylko 72 KM. Gdy na Cebrze przy 150 km/h przekręcisz manetkę do oporu, to wyrywa do przodu, zsuwasz się z siedzenia do tyłu, dolatujesz na spokojnie do 200 w ciągu chwili, pary nie traci (przynajmniej zdrowy egzemplarz). Gdy na SV przy 150 km/h przekręcisz manetkę do oporu, to... za dużo się nie stanie, po prostu przyśpiesza. 150/160 to jest mniej więcej taka graniczna prędkość, przy której widać, że SV ma *tylko i aż* 72 kuce. To nie zmienia jednak faktu, że... SV do 100 km/h zapierdziela naprawdę żwawo, ma chyba 3,6 do setki, wynik super jak na 72 kuce. Do powiedzmy 130 leci całkiem fajnie, ale jak dojdziesz do 150-160 km/h, to już traci parę i zaczyna po prostu przyśpieszać bez żadnych większych przeciążeń. Ostatni raz na SV siedziałem 2 lata temu, tyle z tego pamiętam.
  7. Większości skuter kojarzy się z "kiblem" i śmieszkowaniem z ludzi jeżdżących na "kiblach", także się wstydzą i boją szydzenia. W 2017 jeździłem trochę na Maxi Skuterze i było przyjemnie. Z chęcią bym sobie pojeździł jakimś Burgmanem 650 dla chilloutu. 😄 Szanowna Pani Urzędniczko, Nieważne co się kupi na pierwszy motocykl, to będzie minimalna szansa, ze się trafi w to co się naprawdę chce. To trzeba odkryć, tj. trzeba pojeździć kilkoma sprzętami, zobaczyć jak coś się prowadzi itd. ; )
  8. Policjant-motonita próbuje zatrzymać motoycklistę, po czym... uczy się latać!
  9. Good idea. Lekkie ocieranie się klocków to nic nadzwyczajnego. Ale... jeśli tarcza grzeje się przy zwykłej jeździe, to już może być problemik jakiś. Możliwe, że powodem mogą być też przewody hamulcowe - mogły sparcieć od wewnątrz i po wciśnięciu i puszczeniu hamulca płyn hamulcowy może się nie cofać (albo robić to powolutku).
  10. Jak tam przebieg choroby? : ) Maszina jeździ?
  11. Jeśli lubisz grzebać i więcej naprawiasz niż psujesz, to wtedy jak najbardziej jesteś na plusie. ; )
  12. To są niestety uroki kupowania sprzętu w ciemno. Kiedyś miałem mega wtopę z autem, za czasów studenckich. Napaliłem się na jeden wóz - znajomy mechanik miała auto córki, które nie odpalało - podobnież trzeba było wyregulować zawory. Wierzyłem mu, bo serwisował moje wcześniejsze auta. Wierzyłem mu tak jak swojej matce. Byłem gotowy oddać mu swoją rękę... I oczywiście okazało się, że nie zawory do regulacji, a głowica do regeneracji. Jak silnik zrobiłem i auto ruszyło, to się okazało, że nie ma hamulców, ładowania plus kilku innych rzeczy. Także koszt poskładania auta do kupy wyniósł tyle, co podwójna średnia cena takiego auta. Zrobiłem wtedy złoty interes i nauczyłem się, że za chu-chu się nie kupuje niejeżdżących sprzętów - chyba, że ktoś lubi niespodzianki.
  13. Tutaj częściowo się można zgodzić. Czy to auto, czy to motocykl - jeśli ktoś sprzedaje sprzęt zmęczony wizualnie, po szlifie, po ciulowym malowaniu, wtedy odlicza od ceny koszt malowania i nowych elementów. Jest szansa, że mechanicznie sprzęt będzie dobry, ale nie koniecznie. Jednak takich ofert jest raczej niezbyt dużo i będzie tanio dla Ciebie tylko wtedy, jeśli sam zrobisz to co jest do zrobienia. No i pamiętać trzeba, że jeśli ktoś jeździ zmęczonym wizualne sprzętem, to prawdopodobnie i się z nim nie pieścił i mechanicznie też może być zmęczony. Ryzyko jest.
  14. Sprzedam konia do zaprzęgu. Stan idealny... tylko ma połamane nogi.
  15. 20 latek z działką i domem w surowym stanie? Takie cuda to chyba tylko na wsi, gdzie młody dostaje działkę po rodzicach/dziadkach i jeszcze nie wsiąka w miastowy wyścig szczurów. Na pewno są wyjątki (oby były!), ale czasy, gdy budowało się dom samemu z pomocą rodziny i sąsiadów to raczej już głównie opowieści (każdy zajęty swoim życiem) - mój ojciec tak postawił chatę, ale to były lata '80. Gdy byłem młody (kilka lat), to czasem słyszałem rozmowy przy wódce (ojciec z sąsiadami popijał) i mówili sobie - "ja stawiałem tą ścianę, pamiętasz?!". Teraz każdy młody musi mieć studia (bo jak nie ma wyższego wykształcenia, to znajomi, ciotki i babcie będą cmokać, że jak to tak bez szkoły porządnej - presja na młodych jest), więc większość łazi do szkoły do wieku 24-25+ (choć wielu chce sobie po prostu postudiować i się zabawić), później dostają gównianą pracę za gówniane pieniądze (2 - 2,5 tys zł na rękę) i tak tyrają (czasem ktoś się weźmie za siebie, poszuka lepszej pracy, ale większość tyra za grosze), kogo stać na choćby działkę? Sam pochodzę z małej miejscowości, przerabiałem taki scenariusz, tj. czyli od zera (zaczynając od fizycznej pracy na czarno za grosze), aż do zmiany fachu (IT) i dużych zarobków. Od wsi, do miasta (wiocha, Łódź, a później Wrocław). Na wsiach ludzie jeszcze żyją sensownie, nie zadłużają się tak, ale jak jakiś młody zapuści się do miasta i zobaczy jak w mieście się żyje, to szybko zaczyna gnić. Ludzie kasy nie mają, ale mieszkania kupują, fajne auta, dobre telefony - skąd to się bierze? Kredyciki na kredycikach. Gdy z żoną załatwiałem jakieś sprawy w bankach, czy urzędach, to często słyszałem żarty od sprzedawców, że teraz to małżeństwa trzymają kredyty - w sensie, że musi być dwójka, aby wyrobić ze spłatami rat (normalnie kręgosłup moralny naszego społeczeństwa chyba pękł). Także takie czasy nastały, Robercie - ale tutaj głównie mówię o miastowym życiu (Wrocław), w którym uczestniczę od dekady jako dorosły i pracujący. W mniejszych miejscowościach jest sporo spokojniej, ale ludzie i tak kochają kredyty (żona pracowała w banku, co nieco słyszałem).
  16. Ja bym je nazwał ODLEPAMI. Wiecej części sie od nich odlepiło, niż majster zdołał przylepić. ;D
  17. Hmm... kupno fajnego auta na raty można pewnie fajnie wspominać, ale pukającego do drzwi komornika już nie bardzo. ;D
  18. Gdy byłem młody, goły i wesoły, to dziwiłem się skąd ludzie w Polsce mają kasę na domy i ładne auta. Kalkulacje mi się w ogóle nie zgadzały. Ale później odkryłem sekret... zadłużania się. A jeszcze później odkryłem statystyki zadłużeń w Polsce - w skrócie Polacy zadłużają się na potęgę, a później nie ma kto spłacać długów. Bardzo duży procent dłużników nie wyrabia z ratami. Kto już pożył trochę na tym świecie wie jak wygląda nasza Polska obłuda i życie ponad stan. Widziałem to już wielokrotnie i sam raz tego doświadczyłem. Ale szybko się z tego wyleczyłem. 😁
  19. Rację masz. Równie dobrze można to porównać do salonów - jeden pójdzie do salonu Dacii i będzie zadowolony, drugi pójdzie do salonu Mercedesa. Trzeci będzie jeździł starym gratem i będzie brzydzil się nowej Dacii (choć go stać nawet nie będzie). Czwarty będzie jeździł BMW X6, bo na nowe go nie będzie stać, a będzie wolał taki wóz, zamiast nowego auta klasy średniej. Ile ludzi, tyle przypadków. I każdy ma rację na swój sposób! ; )
  20. Tja, już widzę to F4 za 5 tysięcy. Jeśli to ma jeździć i być w dobrym stanie, to chyba tylko od motocyklisty, którego kryzys przycisnął i sprzedaje motocykl po kosztach, aby przeżyć kolejny miesiąc... PS Rok temu kupowałem sobie F4, także co nieco o tym temacie wiem. ; ) Da się? Da! Jest frajda? Jest! No to o co chodzi? 😉
  21. W mojej branży jest pewien dość znany specjalista. W ubiegłym roku jego dochód wyniósł około 6 milionów. Oczywiście kasą jeszcze się podzielił z kilkoma osobami (mieli wspólny produkt), ale na koncie na czysto miał ponad milion (prowadzi vlogi i relacjonuje wszystko). W 2019 kupił sobie używane, sprowadzone z USA auto w kwocie około 100 tys. zł. Także z autami jest chyba jak z kolorami - każdy lubi co innego i wypada chyba tylko zacytować łacińskie przysłowie, że o gustach się nie dyskutuje. 😄 Okay, to mamy jakieś podwaliny skąd wzięła się Twoja opinia. Ale teraz pytanie - powiedzmy, że przychodzi do Ciebie Tajemniczy Nieznajomy i rzuca Ci na biurko powiedzmy 200 tysięcy. Czy mając taką gotówkę na stole polecisz do salonu kupić sobie chociaż jedno z aut, które byś chciał, czy jednak pomyślisz o inwestycji w firmę, czy w coś innego? =================== Mam jeden scenariusz, w którym w sumie byłbym w stanie wydać dużo kasy na auto. Gdybym robił rocznie kupę kilometrów, gdybym miał spędzić całe życie w aucie, wtedy myślę, że bardziej byłbym skłonny kupić nowy wóz, bo auto byłoby po prostu moim domem.
  22. Tommo, to co ile lat wymieniasz auta - bo rozumiem, że jeździsz tylko nówkami z salonu, skoro 3 letni wóz to stare pudło.
  23. Myślisz według bardzo ograniczonego schematu, tj. albo kupuję nową Astrę (przypadkowo wybrany model), albo kupuję 3-letnią, bo mnie nie stać na nową. A co jeśli kogoś stać na nową Insygnię (bo ma tyle gotówki na koncie), ale kupi sobie 3-letnią Astrę, bo jeździ po mieście i szkoda mu nowego auta obijać na parkingach? Też mu powiesz, że jeździ używaną, bo nie stać go na nową Astrę. Według Twojego schematu tak byś zrobił. @ks-rider fajnie to podsumował. ; )
  24. Przecież napisałeś UOGÓLNIAJĄC, że KAŻDY wybierze nowe auto z gwarancją, zamiast używanego. Nie zapytałeś się nawet o kwoty, ani o klasę aut używanych. Tych, którzy jeżdżą używkami komentujesz w skrócie "Jeszcze za mało zarabiasz". 😄
×
×
  • Dodaj nową pozycję...