Skocz do zawartości

Dominik Szymański

Administrator
  • Postów

    9994
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    20

Treść opublikowana przez Dominik Szymański

  1. Nie wiem, jak można oszpecić tak piękny motocykl, jakim jest Bimota HB... To tak jakby Piege od Mondiala rozwalić z owiewek, zamontować tłumiki od np DragStara i lampę z katalogu Acerbisa... Gusty - rzecz ludzka, więc rozumiem w pełni, że takie motocykle mogą się podobać.
  2. W każdym razie w/g obecnego kursu euro koleś chce za te gołe 999 85.000 zł. Nowe 999 w wersji podstawowej kosztuje u nas niecałe 69.000 zł. Albo więc to gołe 999 z ogłoszenia jest jakieś niecodzienne i niesamowite, albo też koleś dolicza sobie ponad 15.000 zł za: zdjęcie plastików, zamontowanie lampy i owiewki od Monstera, zamontowanie customowych lusterek i pewnie paru innych zupełnie niewidocznych na zdjęciu pierdół. Jeśli znajdzie się klient na ten motocykl to zaczynam kupować 999, rozbierać je z plastików i wciskać Niemiecom za symboliczną, 25-procentową prowizją...
  3. Przesada... gadalem kiedys z gosciem jezdzacym na KX200 i mowil o remoncie co sezon. Zależy jak jeździł tym KXem. Bo takim moto da się już jeździć nieco jak czterosuwem, czyli wkręcać na jakieś 7-8 tys obrotów, aby uzyskać odpowiedni moment, a nie jak w 125 ccm - na 12.000 obr zeby w ogóle jeździć. Więc jeśli nie szalał to mógł przejeździć sezon na KX (nie był to przypadkiem 250?) bez zmiant tłoka przez jakieś 60-70 godzin. Nie daję więcej szans silnikowi 250 ccm w dwusuwie nawet przy najostroźniejszej jeździe. No chyba, że ktoś lubi co jazdę zmieniać świecę.
  4. U mnie w KTMie przyczyna zagrzewania się silnika była banalnie prosta - za dużo wody w płynie chłodniczym. Wylałem cały syf, nałałem Castrol Coolant i nie grzeje się zupełnie, choć KTM narażony jest na naprawdę mocne doświadczenia (np. jazda na dwójce przez pół godziny w dusznym wąwozie...). Podstawa to odpowiedni płyn w chłodnicy. Nie woda.
  5. Dokładnie Jacek Po to robią np S4 Rex, aby zachwycał ludzi swoją nagością. A jak jakiś Niemiec chce spartolić robotę, to pewnie ubierze Monstera w plastiki od SBK.
  6. Jeżdziłbym czymś takim od komputera do kibla. Całe 10 metrów, więc pewnie bateria starczyłaby mi na tydzień...
  7. Kawał klamota. Tylny błotnik ja ucięta w połowie wanna, tylko emalii brakuje. Nie mój klimat, o gustach się nie dyskutuje, mi się nie podoba.
  8. Nie wiem dlaczego, ale widzę olbrzymią zbieżność owiewki, zbiornika, kanapy i zadupka tego MG z Yamahą R1. Wahacz też jakoś podobny. Właściwie gdyby nie te gary ba boki, to Yamaszka jak ulał...
  9. Czółko - do Ducati 900 Monster 1998 miałbyś coś? Pozdrawiam Dominik
  10. Dokładnie. Przyjaciel miał takie lajtowe enduro RX125 na początek. W sumie naprawdę fajnie jeździło, choć miało dość słaby silnik i za miękkie zawieszenie, bardzo szbko dobijające. Ale generalnie był zadowolony. Bo nawet przez dłuższy czas nic się nie psuło. No, dopóki się nie zepsuło. Oczekiwania na części trwało od 3 tygodni do 2 miesięcy 8O Co oznaczało, że mógł sobie co najwyżej popatrzeć na moto, a nie nim jeździć. Motocykl ten kolega miał jakieś trzy lata temu. Nie wiem jak teraz jest z serwisem Aprilii w Polsce, ale chyba lepiej, skoro motocykli tych na polskich drogach jest coraz więcej.
  11. Aaaa, to fakt Arek i zupełnie inna sprawa. Niestety, większość ludzi chce mieć i naoliwiony łańcuch i czysty motocykl. Dlatego jeśli już koniecznie ktoś chce chronić moto niech użyje do tego nie szmaty, ale kawałka np tektury lub plastiku - taki materiał nie wkręci się w łańcuch, a ułożony pod odpowiednim kątem pozwoli uchronić motocykl przed spryskaniem oliwką. Dodam, że takie smarowanie widziałem właśnie niedawno na endurance w Brnie. Fakt - nikt tam szmaty podczas smarowania łańcucha nie używał. Pewnie mechanicy ci już się pourywanych paluchów dość naoglądali. Pozdrawiam
  12. Powiedzmy sobie szczerze Panowie - choper jest do lajtowej jazdy po prostych i winkielkach, enduro na błoto, cross na hopy, skuter po bułki na śniadanie, "ścigant" (hehehe ale nazwa) na winkle i tak dalej, i tak dalej. Każdy motocykl jest inny,ale są też takie, które dają przyjemność z wykonywania nimi trików. Skoro cruisera albo chopera nie da się podnieść na koło (ani tylnie, ani przednie), to znaczy, że ten motocykl nie jest do tego stworzony i należy czerpać przyjemność z jazdy, a nie z wynatzurzonych dla takiego motocykla szaleństw. Jeśli zaś wsiądziemy na enduraka lub plastika, i nie wykorzystamy faktu, że podnosi na koło bez sprzęgła, tylko za odkręceniem manetki, to naprawdę powinnismy przesiąść się na chopera, a o tego typu motocyklach zapomnieć. Nie nawołuję bynajmniej nikogo do robienia sobie z ulicy prywatnej areny cyrkowej, ale skoro motocykl podnosi się do góry po dodaniu gazu, to oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że jest do tego stworzony. Teraz cała sztuka w tym, aby te predyspozycje mądrze, rozsądnie i elegancko wykorzystać i przełożyć na czyny. Dlatego gdy widzę kolesia na eleganckiej i łagodnej gumie na długiej i pustej prostej to naprawdę jest mi miło. Natomiast gdy koleś robi stoppie na podjeździe do skrzyżowania, na którym sznur katamaranów czeka na zielone, robi mi się mało przyjemnie. Motocykl to rzecz martwa. Jak go wykorzystamy zależy tylko od nas.
  13. Husqvarna ma już 100 lat. Co za wiek, co za doświadczenia! Aż prosiłoby się, aby prezentowali motocykle godne tak długich lat i doświadczeń. Znam dwa modele, będące własnością przyjaciół z TSM Sokół Poznań - Wojtka Strabla i Andrzeja Mielocha. WR 250 - mocny dwusów, świetnie radzący sobie w terenie, dzięki temu, że elastyczny silnik pozwala prowadzić motocykl jak czterosuw, jedzie się tym naprawdę fajnie, a przy tym ma niezłego kopa. Wojtek jeździł tym moto z powodzeniem kilka sezonów i był bardzo zadowolony. W tym roku kupił KTMa 450 EXC... hehe... Drugi to TE400, mocny czterosów, starszy model wobec TE450. Świetne, mocne i elastyczne enduro, doskonałe zawieszenie. Gorzej z trwałością podzespołów i dostępnością do części zamiennych. Zalety Husqvarny wg mnie: Doskonałe zawieszenie, szczególnie przód - to szczyt marzeń enduro. Zero łapania rybki, pełna kontrola i stabilność, KTM ze swoim trzepotaniem kierownicy przy prędkości powyżej 60 km/h przy tym to ostatni szajs. Niezła stylistyka. Doświadczenie poparte 100-letnią tradycją. Minusy: O ile się nie mylę, w 2002 roku Husqvarna wyprodukowała 4 (słownie cztery) motocykle, tylko po to, by wystartować w Sześciodniówce w czeskim Jablonecu (Bartek Obłucki jechał w teamie fabrycznym). Husquarna wygrała ubiegłoroczne Six Days. Nie wiem jak dalej będzie z przyszłością tej firmy. Fatalny dostęp do podzespołów. Brak sieci dealerskiej i serwisowej w Polsce, a to dość skomplikowane, włoskie motocykle. Słaby marketing, brak przywiązania klienta do marki, mało gadżetów wiążących klienta z marką itd. Brak elektrycznego rozrusznika i automatycznego dekompresatora w starszych modelach, co przy czterosuwie w pojemności 400, 450 czy 600 oznacza nie lada sztukę skakania po kopniaku. Małe zbiorniki paliwa (poniżej 8 litrów). Reasumując - Husqvarna to świetne moto dla indywidualisty z kasą. Masz motocykl niekonwencjonalny, niebagatelny, ze świetnymi rozwiązaniami i ciekawą stylistyką, ale niestety dość zawodny, ze słabym dostępem do podzespołów i cienkim marketingiem. Dla poparcia słów fotka: Andrzej Mieloch z TSM Sokół Poznań reanimuje swoją Husky po tym, jak pękła pokrywa silnika podczas jednej z wypraw Sokoła. Silikon był niezbędny.
  14. Dominik, czy ty masz za duzo palcow! Moto na centralke , uruchomic silnik, wrzucic jedynke... 8O :roll: i do szpitala bez paluszkow :twisted: Dlaczego Arek? Przecież spray ma taką specjalną przedłużkę, więc pryska się z dość sporej odgległości. W kazdym razie robię tak z Duką. KTMa odpalam, wrzucam jedynkę i pochylam na siebie gdy stoi oparty o boczną stópkę (stary sposób z rajdów pozwala szybko naoliwić łańcuch bez stawiania na podnośnik-kobyłkę), gdy tylne koło uniesie się do góry puszczam delikatnie sprzęgło jedną ręką, a drugą smaruję kręcący się na zębatce łańcuch. Tyle. Palce, odpukać, na miejscu.
  15. Enduro wyprawa Sokoła do Czaplinka Czerwiec 2003 Zrobilśmy kolejną trasę - tym razem w dwa dni prawie 500 km z Poznania do Czaplinka i z powrotem. Czekało na nas mnóstwo kilometrów wspaniałych bezdroży, polnych dróg, leśnych duktów, kilkukrotnych przepraw przez rzeki, zarówno brodami, jak i przez zamknięte śluzy. Droga do Czaplinka wiodła malowniczymi łąkami przez okolice Rokietnicy, dalej Szamotuł, aż do Obrzycka. Tam też czekała nas pierwsza dawka adrenaliny - przeprawa przez stary most kolejowy nad Wartą. Choć przęsła jego wykonane są ze stali, to cała reszta jest z drewna. Spróchniałe klepki pod kołami dosłownie rozsypywały się pod naciskiem opon Gdy już wszyscy bezpiecznie pokonali wiadukt, polecieliśmy leśnymi duktami do Lubasza. Spotkałem tam m.in Pablax2, Adama vel Pana Starszego i Pawła Cherubinka, czyli starą ekipę z Łęczycy. Potem znów przepiękna trasa wiodąca lasami i łąkami przez okolice Czarnkowa, Trzcianki, Wałcza, po drodze pokonywanie Noteci zamkniętą śluzą. W końcu niesamowita dzicz, czyli ostatni kilkudziesięciokilometrowy odcinek wiodący zupełnie pozbawionymi ludzkiej bytności lasami prosto do Czaplinka. W niedzielny poranek ruszyliśmy w drogę powrotną. Droga wiodła zupełnie innymi ścieżkami, przede wszystkim udaliśmy się w kierunku Mirosławca, a nie Wałcza. To pozwoliło nam poznać zupełnie nowe miejsca. Z ciekawszych momentów tej części trasy można wymienić kilkakrotne pokonywanie rzeki Drawy przez brody. Głębokość wody sięgająca mniej więcej do zbiorników paliwa pozwalała w miarę bezpiecznie pokonać rzekę, ale adrenalina i tak podnosiła się wszystkim uczestnikom wyprawy. Tym bardziej, jeśli ktoś nie odkręcił odpowiednio gazu i zadusił motocykl na środku rzeki... W oba dni wyprawy padał deszcz. I tak naprawdę byliśmy z tego zadowoleni. Każdy miał przeciwdeszczówkę, więc ubrania były suche. A co najważniejsze - dzięki deszczowi nie kurzyło się. Kurz, jak wiadomo, jest najgorszym wrogiem wypraw enduro dla więcej niż 2-3 motocyklistów. Wystarczyło, że w niedzielne popołudnie, gdy już kończyliśmy trasę, zza chmur wyszło słońce i odrobinę przesuszyło drogę, a już przeloty w tak dużej grupie stały się mało przyjemną walką ze wszechobecnym kurzem i piaskowym pyłem. Na szczęście taka nieprzyjemność spotkała nas na ostatnim odcinku trasy, z Lubasza do Poznania. Tempo grupa narzuciła bardzo ostre, średnio pod 100 km/h, GPS pokazał nawet pod 130 km/h jako najszybszą osiągniętą prędkość, co przy tak dużej grupie jest już sporym osiągnięciem. W rezultacie drogę z Lubasza do Poznania pokonaliśmy w około 50 minut - leśnymi duktami. Więcej o wyprawie oraz kilkadziesiąt zdjęć w dobrej rozdzielczości już niebawem na http://www.sokol.poznan.pl/wyprawy.html A póki co kilka zdjęć: Pod nogami rwąca rzeka Noteć - przeprawa przez śluzę na rzece: Sokoły na śluzie: Małe kimono na stacji, w czasie gdy inni tankują paliwo: Przejeżdżamy przez Drawę: Naprawa Husquarny: Przenoszenie motocykli przez śluzy wodne: Świt nad jeziorem Czaplineckim...
  16. W fabrczynym zestawie do wielu motocykli dodawane są podzespoły na różne warunki klimatyczne. Np do KTMa dostałem zestaw dysz do jazdy w górach, gdzie ciśnienie jest inne i wymusza konieczność dokonania zmian w gaźniku.
  17. Wjechać tak to nie problem, tylko gorzej później wyciągnąć :P Sorry, że się wtrącam w Waszą działkę, ale seba ma rację. Takie dołki rowerem górskim wykopiesz... A wyciągnąć z piachu? MTX'a ważącego około 80 kg? Rzucasz na bok, ciągniesz za błotnik z tyłu i już masz wyciągnięte. Weźcie chłopaki te enduraki na jakiś porządny tor i poskaczcie na hopach i trumnach. Wtedy zróbcie fotki. Będzie co oglądać i podziwiać. Jeszcze raz sorrki że wchodzę w nie swój temat. Pozdrawiam
  18. Podzielam zdanie Łukasza w każdej z powyższych wypowiedzi. Po pierwsze stonuj, bo gówno zwykło wypływać z odbytnicy ludzkiej, nie zaś z jamy ustnej tejże istoty. Po drugie zmieniaj tłok, zanim przytrzesz cylinder, bo będziesz musiał nikasil kłaść, o ile w ogóle cylinder twojego motocykla na to pozwala na nakładanie nikasilu. Reasumując koszt takiej naprawy wzroście z 500 do 1500 zł w przypadku standarowego crossowego enduro. Po trzecie możesz mnie zjeba# za taki styl wypowiedzi, nie obrażę się.
  19. No tak, tak mam w KTM-ie. Wykonany jest z gąbki, osadzony na plastikowym stelażu. Filtr delikatnie się pierze (najlepiej ciepła woda z proszkiem do prania - nie wierzcie benzynie ekstrakcyjnej, nigdy nie wypłucze dobrze drobinek piasku z filtyra) i suszy (robię to po każdej porządniejszej jeżdzie) a następnie nasącza specjalnym olejem do filtrów, którty wyłapuje piasek i kurz nie pozwalając dostać się temu paskudztwu do gaźnika (polecam Shell Filter Oil). Z kolei w Monsterze jest filtr papierowy. Jego konserwacja to okazjonalne przeczyszczenie sprężonym powietrzem. Wymieniam co 5000 km (producent zaleca co 10.000). Do Duca koszt nowego filtra papierowego - 30 zł, do KTM z gąbki - 80 zł.
  20. Mam z tyłu 180. Ostatnio w Bieszczadach (super płaskie serpentyny, zero ruchu itd) zrobiłem z 400 km i tak nie dałem rady zamknąć oponki. Co prawda zostało pare milimetrów, ale bardziej nie mogłe się złożyć, bo tarłem centralną podstawką. Podejrzewam że na Torze Poznań będzie tak samo, więc centralka szybciuteńko pójdzie się j... Ale snopki iskierek podobno były, jak powiedział jadący za mną Dyzio z ekipką, hehe. Szkoda, muszę ją zamknąć bo mi siedzi na żołądku jak stara kiełbacha.
  21. Czołem Z racji nieszczelnego układu hydraulicznego wspomagania sprzęgła niejednokrotnie musiałem dolewać płyn do układu i go odpwietrzać. Paweł zresztą też wykonywał ten zabieg na Ducati podczas pobytu w Łęczycy. Lałem zawsze płyn hamulcowy Dot4. Zresztą w większości serwisów motocyklowych leją to do ukłdów pomp sprzęgła (w Poznaniu widziałem osobiście takie praktyki w większości serwisów) i jest to traktowane jako norma. Więc nie ma obaw.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...