Skocz do zawartości

ukasz

Forumowicze
  • Postów

    2243
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ukasz

  1. A wiesz, ile kosztuje zarejestrowanie w PL takiego moto? :mrgreen: Ja wyraziłem już swoje zdanie. Nie zamierzam teraz szperać po ogłoszeniach szukając konkretnych ofert, bo szczerze mówiąc, ch** mnie to obchodzi ;) Jak ktoś chce to sam sobie znajdzie... ja swój motocykl mam i za żadnymi innymi sie nie rozglądam póki co :flesje: A swoje powyższe wypowiedzi oparłem na własnych doświadczeniach związanych z kupowaniem motocykli i ujeżdżaniem konkretnych maszyn. Tylko dwie uwagi jeszcze dorzucę: po pierwsze - na allegro świat się nie kończy; po drugie - podana cena jest w wiekszości ceną wyjściową i podlega negocjacji... jak ktoś potrafi to z niej zjedzie nawet całkiem sporo :mrgreen: Aha, no i tak jeszcze przy okazji, odnośnie podanego wcześniej linka - mając taką kasę z góry odpuściłbym sobie motocykle niezarejestrowane w kraju - po co połowę wydawać na papierki? W PL tez można trafić zadbane moto... może ciężko, ale da się :mrgreen: pozdro.
  2. Ja stosuję technikę "studencką", mianowicie kupuję najtańsze smarowidło do łańcucha dostępne w sklepie :mrgreen: Jakiś czas temu w Larssonie padło na ich wyrób firmowy, produkowane to to chyba jest przez JMC... no i łańcuch smaruje, co więcej chcieć :roll: Mój i tak powoli zbliża się do kresu swojego żywota :D A ostatnio w UK zanabyłem jakieś ichnie badziewie, to to dopiero potrafi ubrudzić motocykl :D Ponadto przy smarowaniu z puszki chlapie na wszystkie strony i potem naprawdę ciężko domyć ręce :D
  3. No i nadszedł chyba czas na jakieś podsumowanie :oops: Jestem w domu już od dwóch tygodni, ale jakoś nie mogłem się zebrać na napisanie tego tekstu... trzeba było spotykać się ze znajomymi, leczyć kaca i w miedzyczasie przygotowywać do egzaminów poprawkowych (na dobrą sprawę, to mam ich jeszcze trochę przed sobą :oops: :oops: :oops: ). W moich poprzednich postach, pisanych - z racji obowiązującego w bibliotece limitu czasu na internet - na szybko, zabrakło nieco szczegółów, które teraz postaram się uzupełnić... a także dodać trochę moich przemyśleń na temat najdłuższej i najciekawszej wyprawy w mojej dotychczasowej karierze motocyklowej :) TAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... ...chyba powinienem rozpocząć od kilku słów wyjaśnienia, dlaczego w ogóle zdecydowałem się wyruszyć, nawet mimo faktu, że zarówno moi rodzice jak i przyjaciele na wiadomość o samotnym wypadzie prawie zupełnie w ciemno na niesprawdzonym motocyklu, kręcili głowami wątpiąc w moją poczytalność :) No więc, jak to już w życiu bywa, wszystko zaczęło się od pewnej dziewczyny :oops: :roll: Gdy się poznaliśmy, ona miała już podpisany kontrakt na pracę w UK od lipca do końca września. Z początku w ogóle o tym nie myślałem, ale im bardziej zbliżał się termin rozstania, tym bardziej uświadamiałem sobie, że w wakacje tylko dwóch rzeczy potrzebuję do szczęścia: Jej i mojego GSXFa... w połowie czerwca klamka ostatecznie zapadła - jadę... mimo, że właściwie nic nie było przygotowane jak być powinno... PRZYGOTOWANIA... Jeżeli ktoś uważa, że takiego wypadu nie da się zrealizować spontanicznie, to bardzo się myli :) Co prawda już w czerwcu wiedzialem, że jadę, niemniej miałem na głowie tyle spraw - zaliczenia, sesja, egzaminy - że nie robiłem w tym kierunku właściwie nic. Równe dwa tygodnie przed wyjazdem zorientowałem się, że nie przerejestrowałem nawet na siebie motocykla i ciągle jeżdżę na koszalińskich blachach. Udało mi sie odebrać dowód tymczasowy i pozostała bardzo nikła szansa, że dostanę stały w terminie... mówi się trudno ;) Byłem zdecydowany i bynajmniej takie drobiazgi mnie nie zniechęcały ;) Szczęście jednak sprzyjało - dokument odebrałem dokładnie w przeddzień wyjazdu 8O Od strony technicznej także nie najlepiej - do tamtego czasu zdążyłem przejechać na Zuzi zaledwie około 1000 km, wymieniając gdzieś po drodze olej i płyn hamulcowy... i nic więcej. Niby nawet umówiłem się z MłodymVFR na regulację gaźników ale... nie starczyło czasu :roll: Kwestia bagażu także została rozwiązana dość szczęśliwie i niespodziewanie - kilka dni przed "godziną zero" spotkałem qmpla, który - jak się okazało - otwierał właśnie w Gdańsku sklep z akcesoriami motocyklowymi i miał na zbyciu komplet sakw i tankbaga, które to też od niego zakupiłem. Kolejna sprawa - nie miałem ważnego paszportu - przypomniałem sobie o tym dość późno, a znajomi straszyli, że bez tego dokumentu nie będę miał szans na znalezienie pracy na Wyspie. W urzędzie miejskim, na moje pytanie, czy paszport będzie do odbioru w ciągu tygodnia, urzędniczka zbyła mnie wybuchem śmiechu... trudno się mówi, jadę tak czy tak :roll: Wiele było zamieszania i nieporozumień, a ja ze względu na najbardziej gorący okres na uczelni (oraz - przyznając bez bicia - poświęcania prawie każdej wolnej chwili na spotkania z dziewczyną :oops: :oops: :oops: ) nie miałem zwyczajnie czasu na zabranie się za cokolwiek. Dodam jeszcze tylko, że wyjeżdżając z Gdańska nie miałem przy sobie żadnej normalnej mapy, a jedynie kiepski atlas Europy, dołączony do jakiejś gazety - miałem później tego gorzko pożałować, tracąc ładne kilkaset km na błądzenie po Niemczech i UK. Moja matka skwitowała to krótkim "jesteś nienormalny"... no ale cóż więcej mogła zrobić, klamka zapadła ;) MOJA DZIELNA TOWARZYSZKA PODRÓŻY... ...czyli czarna jak smoła Suzi GSX 750 F, rocznik 90, którą zakupiłem dnia 29. kwietnia tego roku i na dobrą sprawę najdalszą trasę jaką do tej pory udało mi się na niej zrobić to Koszalin - Gdańsk, w dniu zakupu. Zdążyłem tylko wymienić olej i płyn hamulcowy (korzystając z usług naszego kolegi z 4um, Idaho, którego gorąco wszystkim polecam :D). Jak się okazało motocykl wart był każdej złotówki jaką na niego wydałem... a nawet dużo, dużo więcej. Nie wykręcił mi na trasie żadnego numeru, utrzymując przy okazji bardzo niskie spalanie (nawet do 5,2 litra... średnio niewiele ponad 6)... obładowana bagażami do granic możliwości przewiozła mnie bezpiecznie przez pół Europy, nawinęła na koła kilka tysięcy km po samej Anglii i odstawiła w stanie nienaruszonym do domu ;) Spalanie oleju na całej trasie to około 100 ml / 1000 km a więc praktycznie nic jak na 15. letniego olejaka 8O Oczywiście przy okazji podziękowania po raz kolejny należą się dla Jacka, Bartka i Kocicy, którzy to pomogli mi tą wspaniałą maszynę kupić :P TO, CO DOTYCZY KAŻDEJ WYPRAWY... ...czyli finanse :roll: Jak już zaznaczyłem na samym początku nie był to w żadnej mierze wyjazd zarobkowy... motocykl to mimo wszystko dość drogi sposób podróżowania (w porównaniu np. do tanich linii lotniczych) - ale jestem przekonany, że większości osób które zaglądają na to 4um nie muszę tłumaczyć, dlaczego zdecydowałem jechać właśnie tak, a nie inaczej ;) Odpowiadając na często zadawane pytanie - przejazd na miejsce kosztował mnie około 800 zeta... może trochę mniej, może trochę więcej... trudno podliczyć dokładnie koszty trzydniowej podróży, niemniej cena benzyny i biletu promowego powinna się w tej kwocie zamknąć. W samej Anglii nawijałem naprawdę grube kilometry na koła, mimo, że czasami po takiej wyprawie trzeba było tydzień odżywiać się jedzeniem wynoszonym z pracy i konserwami :roll: Udało mi się wyjść praktycznie na zero, ale wspomniena i doświadczenie jakie przy okazji zdobyłem uważam za bezcenne. Nie brałem pod uwagę w ogóle opcji powrotu - nie miałem przy sobie wystarczającej ilości gotówki aby się wycofać. Po prostu trzeba było znaleźć robotę i zarobić na drogę do domu. Na szczęście się udało. Co by było gdyby nie wyszło? Nie mam pojęcia, pewnie miałbym problem ;) Takie ryzyko uczyniło samą wyprawę atrakcyjniejszą i mogę tylko polecić taki sposób podróżowania - po powrocie spłaciłem wszystkie długi zaciągnięte na wyjazd i przekonałem się, że finanse nie są żadną przeszkodą... potrzeba jedynie odrobiny zdecydowania... no i dobrej motywacji :oops: ;) NIGDY NIE JESTEŚ TAK ZUPEŁNIE SAM... ...przekonałem się o tym nie raz. Prawdziwych pasjonatów najłatwiej znaleźć właśnie na trasie - przygodnie napotkani motocykliści, zwłaszcza Ci, którzy na podobnie do mojej obładowanych maszynach przemierzali dalsze szlaki, zawsze są życzliwi i w razie czego możesz liczyć na ich pomoc. Ot, choćby wspomnę tu jeszcze raz owego Duńczyka, który podarował mi swoją mapę, gdy pobłądziłem w Reichu i o mało co nie spóźniłem się na prom. A także dwójkę innych Polskich motocyklistów z którymi płynąłem promem w drodze powrotnej - wbiliśmy się w trójkę do jednej kabiny, podzieliliśmy jedzeniem, przegadaliśmy całą noc przy kracie browarów zakupionej w sklepie wolnocłowym. JAK TO NA EMIGRACJI BYŁO... ...nie licząc motocyklowych wojaży po południowej Anglii, to raczej nudno, szczerze mówiąc. Wstawałem rano, szedłem do pracy... albo do biblioteki, posiedzieć godzinę w necie, jeżeli akurat miałem na popołudnie. Zasuwałem przez 8 - 10 godzin w McDonaldzie, po czym wypompowany wracałem do domu, by leżąc przed telewizorem tęsknić do dnia, kiedy znowu będę miał wolne i finanse pozwolą wskoczyć na motocykl i pojechać gdzieś daleko, daleko, żeby znowu poczuć się normalnie... najlepiej 220 km na zachód, gdzie w położonym nad morzem ośrodku wypoczynkowym pracowała sprawczyni tego wszystkiego ;) Najbardziej przede wszystkim doskwiera samotność. O ile będąc w trasie czuję się bardzo dobrze sam na sam z moim motocyklem - o tyle, siedząc w miejscu, popadając w monotonię codzienności emigracyjnej, nie mając przy sobie przyjaciół z którymi możnaby pogadać na wspólne tematy, kursując między pracą a domem...naprawdę ciężko było to wytrzymać. Zupełnie nie mogłem wkręcić się w klimaty emigracyjne - tzn. ludzi, z którymi mieszkałem, którzy przyjechali do UK na stałe, a których największą rozrywką było spędzanie czasu przed telewizorem i kombinowanie jak przetrwać od wypłaty do wypłaty wydając wszystko na piwo i trawę. Najśmieszniejsze jest to, że większość osób stamtąd, która ze mną rozmawiała, opowiadała mi jak to niedługo zrobią prawko, kupią motocykle i też wyruszą gdzieś w trasę :lol: :lol: :lol: Jasssssssne :-D :-D NO I NAJWAŻNIEJSZE... ...czyli proste pytanie: "Warto było?" - pewnie, że warto :P Z wielu powodów. Do samej Anglii już mnie raczej nie ciągnie... zresztą nigdy nie ciągnęło, nie mam ambicji ciułania funta do funta odwalając jakąś murzyńską robotę, wypinając się przy okazji na swój kraj, który to "nie ma nam nic do zaoferowania" (najczęściej słyszany text wśród rodaków na emigracji)... liczy się jazda, motocykl, wolność, oraz wszystko to, co nie pozwala nam stanąć w miejscu, ale każe jechać przed siebie ;) Przede wszystkim przekonałem się, że najważniejsze we wszystkim są chęci, cała reszta to szczegóły które zawsze się jakoś dopracuje... i z tym właśnie przekonaniem mam nadzieję na kolejną podobną wyprawę... może tym razem w jakieś cieplejsze rejony? ;) No ale to dopiero za czas jakiś nieokreślony, bo póki co muszę powrócić to twardej rzeczywistości, pozaliczać egzaminy poprawkowe i rozpocząć trzeci rok na telekomunikacji na polibudzie :) ...ciekawe, czy komuś w ogóle chciało sie to wszystko czytać ;) pozdro! [/u][/i]
  4. W czerwcowym numerze "Motocykla" był dość obszerne i fajne porównanie wymienionych przez Ciebie motocykli. Zeskanowałbym nawet, ale niestety swój egzemplarz gdzieś zapodziałem :roll: pozdro!
  5. Gość musi być bardzo zdesperowany :lol: :lol: :lol: Za 6 kPLN można spokojnie kupić zaj**istą japonię, rocznik dziewięćdziesiątyktóryś w stanie idealnym (nie chwaląc się, sam taką trafiłem :mrgreen: ). No i ciągle podtrzymuję swoje zdanie, że także za kwotę połowę mniejszą spokojnie można szukać...a nawet znaleźć :mrgreen: Prawda jest taka, że czasy demoludów się kończą...w normalnych motocyklowych warsztatach nikt się za to nie chwyta, znaleźć sklep z częściami do starych dwusuwów jest naprawdę ciężko...poza tym: ten okropny dźwięk :mrgreen: no i wożenie ze sobą butelki mixolu i dolewanie oleju przy każdym tankowaniu :mrgreen: no i faktycznie często trzeba przy nich grzebać - moja etka, choć zrobiona naprawdę perfekcyjnie (by MłodyVFR :mrgreen: ) mimo wszystko miała swoje humory, w końcu jakość materiałów i wykonania jest dużo gorsza niż w japońskich motocyklach - od niegroźnych ale wkurzających drobiazgów, po naprawdę niebezpieczne sytuacje (np. zblokowanie tylnego hamulca podczas jazdy w wyniku odkręcenia mocowania bębna do wahacza... szybko się nauczyłem, że w MZ wszystko co nie jest przymocowane przy pomocy nakrętek samokątrujących wcześniej czy później samo odpadnie...). Powyższy tekst piszę zupełnie obiektywnie, ujeżdżałem zarówno dwusuwową ETZ jak i starą japonię. Jeżeli tylko ktoś ma możliwość (znaczy się jest w stanie przeznaczyć na motocykl nieco więcej niż te 1000 - 1200 zeta) kupić japońca, to nad demoludami nie ma się co zastanawiać.
  6. Swindon... mieszkałem tam niedaleko :mrgreen: To akurat nie jest problem... łatwo przywyknąć :)
  7. Noo, zapowiada się naprawdę fajna dyskusja :) Żeby tylko nie było, że każdy z nas broni swojego punktu widzenia tylko ze względu na sprzęt jakim jeździ. A wiec do rzeczy, krótko, treściwie i rzeczowo: Czy żałuję sezonu przejeżdżonego na MZ? Niezupełnie, ponieważ gdy kupowałem ten motocykl miałem do dyspozycji 1400 PLN i faktycznie była to wtedy najrozsądniejsza opcja. Dozbierać kasę łatwo powiedzieć, ale sam wiesz jak jest... jeździć się chce :mrgreen: :mrgreen: Kolega ma do dyspozycji na motocykl ponad 3kPLN i uważam, że dałoby się trafić japonię w dobrym stanie za te pieniądze. To po pierwsze. Po drugie - części do MZ faktycznie są tańsze, ale nie są to takie grosze jak niektórzy mogliby sądzić - jak sam napisałeś, kapitalka silnika to jakieś 800 zeta... może mniej, może więcej... zależy jak trafisz i czy robisz sam czy próbujesz znaleźć kogoś kto zrobi to za Ciebie (a to naprawdę duża sztuka...mało kto się bierze za takie sprzęty, o normalnych warsztatach motocyklowych od razu zapomnij, bo im się taka zabawa zwyczajnie nie opłaca). Biorąc pod uwagę cenę motocykla ok 1000 - 1200 zeta, ładujesz w niego prawie drugie tyle. Abstrahuję w tym momencie zupełnie od cen remontu w japońcach, bo to zupełnie inna bajka. W demoludach takie remonty to chleb powszedni - nikt o zdrowych zmysłach nie sprzedaje moto od razu po kapitalce, a krótkie przebiegi między remontami sprawiają, że po prostu musisz być gotowy na coś takiego. Jeżeli kupisz DOBREGO japońca - jeździsz bezawaryjnie wiele tysięcy km i nie zaglądasz do silnika. I od razu, żeby nikt mi nie pisał o tym, co będzie jeżeli kupisz trefnego sprzęta odpicowanego tylko do sprzedaży - zasada jest prosta - nie znam się, więc jadę z mechanikiem, albo biorę moto do warsztatu na przegląd. Sam się o tym kiedyś dość boleśnie przekonałem i wiem jak jest :) Za 3kPLN można trafić jeszcze nawet nastolatkę...co prawda bliżej 20, ale zawsze :mrgreen: Sam moją hondę za tyle sprzedałem, widziałem kilka innych w podobnych cenach... więc jak się zakręcić to na pewno da się znaleźć. Co do japonii która spali 3,5 litra :arrow: Honda XBR 500 :mrgreen: A demolud ile wciągnie? Mi przy normalnej jeździe etka wciągała 5 litrów, chyba nie była jakimś wyjątkiem, bo z tego co wiem znajomym podobne maszyny też wciągały coś koło 4,5... 3,5 litra to moim zdaniem przesada, nawet jak na spokojną turystykę ;) Dobra, zeby nie było, to na koniec jeszcze raz powtórzę: nie mam nic przeciwko demoludom. Dla wielu osób, które szukają pierwszego moto i mają w kieszeni kasę do 1500 zeta to często jedyne i najlepsze rozwiązanie...i bardzo dobrze, sam tak zaczynałem. Ale mając do dyspozycji kwotę dwa razy większą można - moim zdaniem - spokojnie mierzyć w japońca, do którego nie trzeba będzie dolewać oleju przy każdym tankowaniu, który będzie znacznie trwalszy, dysponował lepszymi osiągami... pewnie, że może pokazać pazurki - dlatego trzeba kupować z głową i dokładnie obadać co się bierze. Ja sprzedając swoją hondę dałem ją najpierw qzynowi (bo włąśnie qzyn ją ode mnie wziął) żeby pośmigał trochę i skoczył do warsztatu, żeby mu powiedzieli czy wszystko ok. pozdro!
  8. hehehe, no właśnie ;) :) Już się biorę za czytanie :)
  9. :roll: Wy wszyscy tak na poważnie? :roll: Włoski design w ogóle tak sobie przypada mi do gustu, ale ten motocykl na zdjęciach jest po prostu... okropny :oops: :oops: :oops: Nigdy czymś takim nie jeździłem, więc nie chciałem sie wypowiadać w temacie, ale skoro już wszyscy komentują wygląd, musiałem się udzielić jako przedstawiciel mniejszości z wypaczonym gustem :( ...nie bijcie... :P;):) PS. Guzzi - życzę udanego wyboru motocykla, który będzie najbardziej Tobie odpowiadał i zadowolenia z zakupu. A potem - oczywiście czekam na fotki :) pozdro!
  10. A jaki adres tej strony? Bo też bym chętnie przeczytał
  11. Dla przykładu - niecały rok temu sprzedałem swoją hondę XBR 500 za równiutkie 3 kPLN, rocznik 89. Motorek był w dobrym stanie, z nowiutkimi oponami, po wymianach itp., przed sprzedażą przeszedł przegląd u mechanika, nawija teraz kilometry na koła i o ile wiem nic się w nim jeszcze nie popsuło :). Sprzęt mało popularny w Polsce, bardzo duża rozbieżnosć cen w ogłoszeniach u nas (widziałem, że niektórzy wystawiają te maszyny nawet za 6 kPLN :lol: ), ale jak się zakręcisz, to może taką znajdziesz - poszperaj w archiwum 4um, jest trochę tekstów o tym motorku, sam swojego czasu nieco na ten temat pisałem. Zresztą w tym przedziale cenowym znajdziesz dużo innych japończyków, spójrz chociażby na allegro czy jakąś gazetę z ogłoszeniami. Różnica między japonią a demoludami jest kolosalna, a co do MZtek za 1700 zeta to po prostu śmiech na sali :( Nie chce mi sie już na ten temat rozpisywać, ale powtórzę - zainwestuj kilka stówek mniej w ubranie, postaraj się zdać prawko za pierwszym razem i oszczędzić na egzaminach :P, weź kasę i poszukaj sobie czterosuwowego japońca, przy zakupie wyłóż trochę kasy więcej dla mechanika żeby obadał maszynę, a na pewno nie będziesz zawiedziony. pozdro.
  12. Gdybym był na Twoim miejscu, zmniejszyłbym budżet przeznaczony na ubranie, dorzucił do motocykla i za jakieś 3 kPLN z groszem poszukał sobie japonii w dobrym stanie... nie wiem dokładnie jaki klimat/jakie sprzęty Cię interesują, ale mieszcząc się w tej sumie powinieneś trafić coś w dobrym stanie. Oczywiście kupuj tylko motocykl, który wcześniej obejrzy jakiś mechanik znający się na rzeczy - bo jeżeli kupisz minę, to faktycznie może się okazać, że nadaje się tylko na złom. Dobry kask dostaniesz pod 300 zeta, do tego jakieś najtańsze, przechodzone skóry, albo nawet kurtka sama, rękawiczki niekoniecznie motocyklowe i śmigasz... bo o to przecież chodzi, nie? :) Dysponując taką kasą na demoludy nawet bym nie patrzył. I wiem co mówię, bo sam kiedyś MZtką śmigałem :( Priorytet to oczywiście prawo jazdy...bo nawet za 3 kPLN mimo wszystko nie kupisz motocykla, na którym nie musiałbyś się obawiać policji :P;):););)
  13. Co do sytuacji, mogących przytrafić się podczas nocnej jazdy, to jeszcze jedna historia: Wyjechałem z Hamburga o 4 rano, chciałem polecieć na Berlin i stamtąd już prostą drogą na Szczecin. Godzina wczesna i sporo przed wschodem słońca, ciemno jak cholera (no w końcu noc jeszcze była :mrgreen: ) - miałem pecha, bo na autobahnie akurat przestało działać podświetlenie znaków przy zjeździe... gdyby znaki były obok drogi to spox, oświetliłby je mój reflektor. No ale to były takie tablice wiszące kilka metrów nad ziemią, daleko poza zasięgiem moich świateł - nawet ich nie zauważyłem... no i jakieś 20 czy 30 km dalej zorientowałem się, że nie jadę już wcale na Berlin, tylko na Lubekę :) :( :P Szukanie najbliższego zjazdu, błądzenie po jakiejś niemieckiej wiosce, powrót na drogę do Hamburga, tam znowu nawrót no i wtedy dopiero zauwazyłem te nieszczęsne znaki. Strata czasu, nerwów i benzyny... Tak więc kiedy mamy do zrobienia w nocy jakaś traskę, której dobrze nie znamy, warto przygotować się do niej szczególnie dobrze i zawczasu wszystko rozplanować jak należy :mrgreen:
  14. Eech, takim to dobrze... ...a ja tu siedzę w domu i qję do poprawek... znaczy się próbuję qć... :) :( :P Udanego wypadu!
  15. To i ja się pochwalę :) - jazda mieszana, trochę po mieście, trochę po trasie, trochę przypałowania od czasu do czasu - ok. 6,2 litra - jazda na autostradzie z prędkościami rzędu 160 - 180 km/h wyszło mi 6,4 - 6,5 litra - autostrada i jazda z trzycyfrowymi z dwójką na początku :mrgreen: 7,4 litra - autostrada i spokojna jazda 120-140 km/h, moja pierwsza trasa w UK i przyzwyczajanie się do ruchu lewostronnego... wyszło mi 5,2 litra 8O - niemcy, jazda na ichniej bezołowiowej 91 oktanów, po autobahnach z przelotowymi jak w punkcie drugim... prawie 6,9 litra
  16. W tym roku śmigając po Europie nawinąłem czterocyfrową liczbę km na nocnych eskapadach, moje spostrzeżenia: - Podstawa: za kierownica motocykla DA SIĘ zasnąć... sprawdzone :roll: Przy przelatywaniu kilkusetkilometrowych odcinków w zupełnej ciemności, autostradami, gdy jedynym dochodzącym nas dźwiękiem jest monotonny szum wiatru... oczy zamykają się same... - Warto pamietać, że nie wszystkie stacje benzynowe są otwarte całą dobę... w Polsce moze nie jest z tym aż tak źle, ale raz przytrafiło mi się wylądować w angielskim miasteczku z wysuszonym niemal do zera bakiem, perspektywą przejechania 250 km przede mną, na zamkniętej na głucho stacji... miałem cholerne szczęście, że akurat spotkałem kilku miejscowych w samochodzie, którzy mnie poratowali - W nocy dużo ciężej uzyskać pomoc na drodze - warto o tym pamiętać i chociażby w najbardziej podstawowych sprawach się zabezpieczyć przed noclegiem na poboczu - chociażby i głupia kontrola stanu benzyny, zwłaszcza w motocyklach bez wskaźnika... - Angole (zwłaszcza na prowincji) nie potrafią obsługiwać przełącznika długich świateł... u nas jest z tym lepiej, niemniej ponowne przyzwyczajenie wzroku do ciemności trochę trwa... generalnie debilom trzeba mrugać długimi tak długo aż się zreflektują... no i przy okazji warto się zastanowić samemu nad nadużywaniem świateł drogowych... a nóż jakiś oślepiony katamaraniarz po prostu nas staranuje :roll: - W nocy jest zimno... może wydawać się to głupie, ale jeszcze nigdy tak nie żałowałem braku pasa nerkowego jak podczas tegorocznych nocnych przelotów... kilka godzin jazdy, bez żadnej możliwości rozgrzania się potrafi dać nieźle w kość... wątpliwa zaleta: czasami być moze tylko dzięki temu, że z zimna szczękałem zębami tak, że mało ich sobie nie powybijałem, być może tylko dlatego nie zasnąłem - Wizjer lubi sobie w nocy zaparować... wartwa antifogu jak najbardziej pożądana, ponadto warto mieć ze sobą coś do przetarcia szybki, bo robactwo potrafi naprawdę skutecznie pogarszać widoczność Podsumowując, ja tam bardzo lubię latać w nocy... zwłaszcza, kiedy jestem sam na drodze... wszystko wygląda wtedy jakoś inaczej :evil:
  17. Ja też, ja też :P Od piątku, z namiotem, sam jeden ;) Sorrki, że tak późno się zgłaszam, ale wcześniej nie byłem pewien jak z czasem będę stał. Już się nie mogę doczekać :P :twisted: :twisted: :twisted: :twisted:
  18. No niestety, nie było szans, żebym dzisiaj rano wsiadł na moto... a wszystko to wina Mirka :) PS. Jak masz zdjęcia z wczoraj to podeślij mi na maila :mrgreen:
  19. Taa, dostałem też taką ulotkę w ostatnią środę... Ciekawy jestem tylko kto i z jakiej okazji organizuje tą całą imprezę... Jak zwykle, o ile pogoda dopisze, na parking na pewno przyjadę, ale fotografować się już nigdzie raczej nie będę. pzdr.
  20. Nowe motocykle tańsze niż u nas, używane raczej już niebardzo - z tego co widziałem, ceny używek bardzo podobne jak w PL... można co prawda trafić okazję, ale z tego co słyszałem trzeba się takiemu moto dobrze przyjrzeć.
  21. W Polsce i tak mało który motocykl jest w stanie sam jechać prosto bez trzymania kierownicy :-D :-D :-D
  22. Ech, no co sie dzieje w 3miescie :evil: Przeciez sa przeglady techniczne i kazdy dopuszczony do ruchu pojazd spelnia normy emisji halasu, wiec w czym problem? :twisted: Ale najprosciej zamknac, zakazac... Heh, juz sie nie moge doczekac powrotu, za tydzien pojade sam obadac sytuacje :twisted: :twisted: :twisted: :P :-D
  23. :oops: Dzieki :oops: Co do kosztu wyprawy, to rezerwujac bilet w polskim oddziale DFDS zaplacilem 328 zeta (Harwich-Cuxhaven, 28 sierpien, motocykl + kabina dzielona, dwuosobowa, z lazienka... bez kabiny jest troche taniej, ale naprawde niewiele to zmienia, a czlowiek nawet nie ma gdzie sie podziac z bagazami i ogarnac po jezdzie). Jadac w ta strone nie nie wiedzialem, ze firma przewozowa ma swoj oddzial w PL i rezerwowalem bilet przez internet, na ich angielskiej stronie, placac prawie 2 razy wiecej :buttrock: :( :P Takze jezeli ktos sie wybiera ta trasa zdecydowanie doradzalbym zalatwienie wszystkich formalnosci w kraju - prosciej, szybciej no i taniej. Do tego koszty benzyny... Do Cuxhaven z 3miasta jest okolo 1000 km, ja nakrecilem niestety sporo wiecej, z powodu roznych pomylek na trasie ;) Po wyladowaniu w Harwich trzeba liczyc jakies 150 km na dojazd do Londynu (bez bladzenia, ofkors :mrgreen: ). Aktualne ceny benzyny w roznych krajach Europy mozna znalezc w necie, w UK na dzien dzisiejszy litr bezolowiowej 95 kosztuje 0,92 funta. Jezeli nie mieszkasz zbyt daleko granicy, trasa z Polski do Cuxhaven jest bez problemu do zrobienia w jeden dzien (noo, chyba ze masz np. jakis malo wygodny motocykl ;) ). Niestety mam tu ograniczony czas dostepu do netu i niebardzo moge sie rozpisywac ;) Stad tez w powyzszej relacji pominalem sporo ciekawych przygod jakie napotkaly mnie tu w czasie mojego pobytu, pominalem tez kilka wycieczek, niekoniecznie motocyklowych (autostop rzadzi :mrgreen: ). Gdy wroce do domu (jeszcze niecaly tydzien! :D :D :D) na pewno opisze wszystko dokladniej :P 3majcie sie! ;) pozdro.
  24. ukasz

    wyjazd dookoła

    Heheh, no porady super :mrgreen: A tak na powaznie: moze warto by bylo sie zastanowic nad rozpoczeciem podrozy przez UK? Dojazd tutaj motocyklem... przy spokojnej jezdzie i nieduzym spalaniu, podejrzewam ze moznaby zamknac spokojnie w 700 - 800 PLN, wliczajac wyzywienie na trasie, itp. Do tego troche kasy na start i utrzymanie sie tu jakis czas, znalezienie pracy poza sezonem wakacyjnym powinno byc tylko kwestia czasu. Koszty podrozy zwroca sie raz-dwa, a potem juz mozna zaczac odkladac na dlasza wyprawe. Dla przykladu - od dwoch miesiecy pracuje w glupim McDonaldzie, gdzie stawki godzinowe naleza do najmniejszych z mozliwych, ale jezeli sie nie obijac, to odliczajac koszty mieszkania mozna tu wycisnac 300 funciakow na reke co dwa tygodnie... przy bardzo oszczednej wegetacji :P pozwala to na odlozyc pod 450 funtow na miesiac pewnie (pewnie, bo sam wiekszosc kasy wydaje tu na smiganie i raczej niewiele odkladam :P ). Nie jest to duza kasa, ale poczatkowo bez problemow starczy na utrzymanie i pozwala spokojnie skupic sie na szukaniu lepiej platnej roboty... ja sie za to nie bralem, bo jestem tutaj na krotko, ale wielu znajomych dosc szybko przenioslo sie z Maca gdzie indziej i wyciskaja po 1000 kilkaset na miesiac, co juz daje podstawy do odlozenia calkiem konkretnej gotowki na dalsza jazde. Oczywiscie troche czasu to potrwa, ale jezeli nie ma pospiechu, to chyba jest to calkiem dobra opcja... w moim mniemaniu sporo lepsza, niz poszukiwanie sponsorow wsrod napotkanych kobiet :mrgreen: A dalej? Na tej cholernej wyspie az roi sie od miast portowych i cholera wie, gdzie moznaby stad poplynac... moze nawet jakies polaczenie przez ocean by sie znalazlo? :buttrock: To tyle moich wywodow... W kazdym razie 3mam mocno kciuki za Wasza wyprawe i czekam niecierpliwie na dalsze relacje co do przygotowan :( pozdro!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...