Skocz do zawartości

ukasz

Forumowicze
  • Postów

    2243
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ukasz

  1. No wlasnie, podstawa to zasada ograniczonego zaufania :mrgreen:
  2. To zalezy, o jakich gumkach mowa... :twisted: :mrgreen:
  3. Mialem troche planow na kolejne wypady, ale niestety, ogranicza mnie $$$... w czwartek ostatnia wyplata, trzeba z tego wrocic do kraju i posplacac koszty wyjazdu... do tej pory nawinalem po wyspach ladnych kilka tysiecy km, wiec i tak jestem bardzo zadowolony z wypadu - zwlaszcza, ze motocykl spisal sie znakomicie... mam nadzieje, ze Anglia bedzie tylko wstepem do podobnych podrozy... :twisted: Droga powrotna takze podyktowana jest wzgledami finansowymi... poczatkowo planowalem poplynac stad do Danii i stamtad jechac przez Niemcy do Gdanska, jednak bilet promowy jest w tej opcji sporo drozszy, poza tym dodatkowo do przejechania mialbym ponad 500 km - na dodatek nie mam pojecia, czy po drodze byloby cos wartego obejrzenia. Wracam wiec tak jak przyjechalem - dzien pierwszy: Witney-Harwich, noc na promie, dzien drugi: Cuxhaven-Hamburg, tam nocleg, i dzien trzeci: Hamburg-Gdansk: KONIEC :) Mam nadzieje, ze pogoda w Polsce bedzie ok, i po zaliczeniu (OBY) egzaminow poprawkowych zostanie mi jeszcze choc troche sezonu motocyklowego do posmigania... a wtedy kto wie, moze spotkamy sie jeszcze na trasie w tym roku? ;) pozdro!
  4. Oczywiscie :-) :-) :-) :D Do wyplaty jeszcze dwa dni, ale na koncie zostalo mi troche kasy, a jutro mam kolejny dzien wolny...trzebaby cos z tym zrobic :mrgreen: Wstepny plan to wyjazd do Ilfracombe, mam nadzieje, ze pogoda dopisze. Wyjazd jutro, mniej wiecej o 5 rano, powrot jakos w poznych godzinach nocnych, bo w czwartek w poludnie musze sie zameldowac w pracy :P :D :evil: Zobaczymy, ile kasy przybedzie razem z druga wyplata, wtedy tez zaczne myslec o dalszych planach wyjazdowych...powoli musze tez zaczac oszczedzac na powrot do kraju... a powiem szczerze, ze stesknilem sie juz cholernie i wiele bym dal, zeby rzucic to wszystko i znalezc sie z powrotem w 3miescie :roll: Mam nadzieje, ze pod koniec sierpnia zarobie juz wystarczajaco duzo, zeby sie stad wydostac :roll: :evil: Najgorsze jest tylko to, ze w wakacje obowiazuja ceny sezonowe na bilety Harwich-Cuxhaven, a normalna taryfa zacznie obowiazywac jakos dopiero na poczatku wrzesnia ;) :evil: :evil: Jezeli ktos zna jakis niedrogi sposob wydostania sie z tej cholernej wyspy na kontynent, to bede bardzo wdzieczny za wszelkie namiary (Eurotunel z gory odpada, raz ze kosztuje tyle samo albo nawet wiecej co miejsce na promie, to mam grubo ponad 500 km wiecej do przejechania). Odezwe sie jakos pod koniec tygodnia i dam znac jak to bylo z moim wyjazdem. A tymczasem koncze i zycze wszystkim dobrej pogody i jak najwiekszej ilosci km nawinietych na kola :mrgreen: 3mcie sie! pozdro. [ Dopisane: Sobota Sierpień 13, 2005 2:57 pm ] Chyba juz czas wracac do domu... Zarezerwowalem sobie bilet z Harwich to Cuxhaven na 28 sierpnia, wczoraj zlozylem wypowiedzenie w pracy, teraz czekam tylko do nastepnej wyplaty i ruszam w droge powrotna...w miedzyczasie moze uda mi sie jeszcze gdzies tutaj smignac i dokrecic troche km po angielskich drogach, zobaczymy... pozdro!
  5. W takich sytuacjach - znaczy sie, podczas jazdy po zmroku - kamizelka odblaskowa czyni cuda :mrgreen:
  6. Heh, no tak to zazwyczaj juz jest, ze najwiecej chetnych zawsze na etapie planowania sie znajdzie, a jak przyjdzie co do czego to nagle sie okazuje, ze nikogo nie ma :mrgreen: Planujac moj wyjazd tez mialem kilku "powaznie" zainteresowanych uczestnictwem, ale z gory nastawilem sie na samotny wypad i tak oczywiscie sie stalo :evil: Nie zaluje niczego, nie ma to jak jazda solo :mrgreen: 3maj sie i powodzenia :) pozdro.
  7. No i wrocilem :( Weekend calkiem udany, nie powiem... wyruszylem z domu w piatek o 6 rano, wrocilem w sobote... niedziele wlasciwie, o 2 w nocy :P Z pogoda niestety nie trafilem tym razem, juz w drodze nad morze, w Bristolu dorwala mnie ulewa, na autostradzie nie bylo sie nawet gdzie zatrzymac i zalozyc kombi przeciwdeszczowe. Potem tez jeszcze troche padalo, na dodatek moj nowy namiot okazal sie nie do konca wodoodporny :P Splukalem sie niemal zupelnie i ponownie musze oczekiwac na czwartek i kolejna wyplate, zanim znowu wyrusze w droge gdzies dalej - taki los :D Ale nie zaluje, bylo fajnie... Poznalem troche nowych ludzi, napilem sie piwa i generalnie odpoczalem sobie :D W droge powrotna wyruszylem w sobote punktualnie o polnocy - jakies 50 km przed domem zaczela sie mgla, gesta jak mleko... klimat na drodze niesamowity, zwlaszcza ze jedzie sie prawie caly czas przez jakies lasy i pola :twisted: W planach mialem pozwiedzac nieco poludniowo-zachodniego skraju Anglii, ale ze wzgledu na paskudna pogode odlozylem te plany na nieco dalsza przyszlosc. Zdjec niestety znowu nie bedzie, bo po raz kolejny zapomnialem zabrac ze soba aparat do biblioteki :roll: Ale niedlugo sie poprawie, obiecuje :oops: 3majcie sie cieplo i do przeczytania :P pozdro. [ Dopisane: Piątek Sierpień 05, 2005 12:55 pm ] No i w koncu zabralem aparat ze soba do biblioteki i zrzucilem kilka fotek: ;) To ja w Londynie: http://www.bikepics.com/pictures/404360/ http://www.bikepics.com/pictures/404362/ A to moja dzielna Suzi w Minehead: http://www.bikepics.com/pictures/404363/ :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
  8. Witam ponownie :buttrock: Wlasnie dzisiaj odebralem moja pierwsza wyplate:) Wystarczylo na splacenie dlugow, dodatkowo przed chwila kupilem sobie namiot i jutro skoro swit wskakuje na Suzi i lece na zachodnie wybrzerze, odpoczac troche z dala od tego wszystkiego. Nie ma to jak samotne wyprawy ;) Po weekendzie jak tylko dorwe sie do netu zdam relacje, a poki co zycze wszystkim dobrej pogody i jak najwiecej smigania w kraju ;) 3mcie sie, pozdro.
  9. Witam ponownie :) W sobote prosto z biblioteki udalem sie do pracy... kolejne 8 godzin serwowania podlego zarcia. Niektorzy z moich znajomych siedza tu juz od kilku miesiecy, ja po dwoch tygodniach mam absolutnie dosc calego tego interesu... Stoje przy kasie i odliczam minuty dzielace mnie od godziny 20, kiedy to w koncu bede mogl opuscic swoje stanowisko. Rzucilbym ta robote juz dawno, gdyby nie to, ze wraz z nia stracilbym takze miejsce do spania... dla mnie i dla Suzi. W koncu nadchodzi :( Zmeczony, ale pelen wiary w nadchodzacy wieczor udaje sie do domu. Chwila relaksu, odpoczynek przy kartach, obiadek przyrzadzany na szybko, ale zaspokajajacy glod wielokrotnie lepiej niz wszystko to, co podjadam w pracy... no i telefon... rozmowa krotka, tresciwa... odkladam sluchawke, nastroj padl. Nie mam wlasciwie na nic ochoty, ale siedzenie w domu dobija mnie najbardziej. Wskakuje w skory, odpalam Mala i uderzamy na trase. Wiem, ze wyjezdzajac na ulice wszelkie emocje powinno sie zostawic w domu, niemniej akurat dzisiaj motocykl jest jedynym sposobem wyladowania narastajacego we mnie wku**ienia. Smigam troche po miescie... szybko... za szybko, jade "po europejsku", czesciej trzymam sie prawej niz lewej krawedzi drogi. Wyjezdzam z Witney i pozwalam kretej wiejskiej drodze zaprowadzic sie do miejsca, gdzie mam nadzieje odnalezc troche wytchnienia rozmawiajkac z ludzmi pochlonietych przez ta sama pasje. Przed Crawley Inn siedzi calkiem spora grupa... rozmowy, smiechy, gra muzyka... parkuje Suzi obok innych motocykli i nieco niepewnym krokiem kieruje sie w strone stojacych przed pubem stolikow. Ktos z tlumu dostrzega mnie, wstaje i przyjaznym gestem zaprasza do dolaczenia sie do zabawy. Kilka osob poznalem juz wczesniej, wiele nowych poznaje dopiero teraz - w tym presidenta klubu Creepy Crawlies, Boba. Zostaje przyjety bardzo sympatycznie - jak sie okazuje wiekszosc osob slyszala juz opowiesc o moim przejezdzie przez rondo w poslizgu :oops: :oops: Na stojacym obok roznie nad ogniem obraca sie sporych rozmiarow cielak, napoczety juz tu i owdzie przez zglodnialych imprezowiczow :( Bob wrecza mi do reki talerz oraz potezny noz i zaprasza do czestowania sie - pycha ;) Wieczor spedzam na rozmowach, poznaje wielu naprawde ciekawych ludzi. Na niedziele planowane jest spotkanie klubowe, na ktore jestem zaproszony. Niestety, po poludniu musze byc w pracy, umawiam sie wiec, ze podjade o 14 na godzinke... jak sie jednak okazuje, bo sobotniej balandze wiele osob nie dalo jednak rady stawic sie o tak wczesnej porze :P Na dodatek pada deszcz... cholerna angielska pogoda, ktora jednak nie przeszkodzila Rossiemu tego samego dnia odniesc w tym kraju zwyciestwa ;) Eeech, tak bardzo chcialem tam byc i zobaczyc to na wlasne oczy... ale coz zrobic, jezeli w kieszeni mam niecale dwa funty, ktore musza pozwolic mi przetrwac do czwartkowej wyplaty... na szczescie to juz calkiem niedlugo, na dodatek piatek i sobota to dla mnie dni wolne... tak wiec zabieram Mala i uderzamy gdzies na trase, aby przez weekend nabrac sil na kolejne dwa tygodnie serwowania hamburgerow :P Musze konczyc, bo zamykaja biblioteke :( 3mcie sie cieplo! pozdro.
  10. Dzwiek z tlumikow to chyba najwieksza zaleta tego motocykla :D Kiedys jadac przez osiedle, gdy dodalem gazu udalo mi sie wlaczyc alarm w zaparkowanym obok samochodzie :-) Po miescie smiga sie fajnie, bo moto lekkie i zgrabne. Na trase juz zdecydowanie za male i osiagi za slabe... chociaz niektorzy bardzo sobie chwala ze wzgledu na niskie spalanie i elastycznosc silnika. Duza zaleta jest tez sucha miska olejowa - przy wymianie wchodzi zaledwie 1,6 litra oleju :mrgreen: Uzytkowalem takie cos przez rok, troche km nawinalem, takze jezeli masz jakies konkretne pytania, to postaram sie odpowiedziec na tyle na ile potrafie. Jakby co zajrzyj tez na www.xbr.de - najwiekszy portal poswiecony temu motocyklowi, niestety po niemiecku... ale na 4um spokojnie po angielsku sie doagadasz. A co do tej maszyny z allegro to bylbym bardzo ostrozny, po gosc probuje ja sprzedac chyba juz od roku :P pozdro.
  11. Ja za 6 kPLN kupilem Suzuki GSX750F rocznik 90. Nawinalem juz ladnych kilka tysiecy km, dzienne przebiegi 600 - 800 km nie sa zadnym problemem, nic nie boli po zejsciu maszyny, jest calkiem wygodnie, nawet mimo tego, ze motocykl w wielu przypadkach byl obladowany bagazem do granic mozliwosci. Z serwisu robilem tylko wymiane oleju (ktorego praktycznie nic nie ubywa) oraz plynu hamulcowego. Jedyne co moznaby polepszyc, to ochrona przed wiatrem... mysle, ze wyzsza szyba nie bedzie duzym wydatkiem a rozwiaze problem na dobre.
  12. Witam ponownie :P Miniony poniedzialek i wtorek mialem wolny od pracy, postanowilem wiec zakrecici sie nieco po okolicy wczoraj i wybadac lokalne srodowisko motocyklowe :D Zaczalem od wizyty w miejscowym salonie moto - krotka gadka ze sprzedawca, ktory daje mi namiary na pobliskie "bikers place". Narysowal mi mape, knajpa znajduje sie w sasiedniej wiosce, godzinka spaceru... pogoda ladna, ja nie mam co robic - ide wiec ;) Specerek calkiem przyjemny, przez pola i laki, po okolo trzech kwadransach docieram na miejsce przeznaczenia. Godzina jeszcze bardzo mloda, nic wiec dziwnego, ze pub swieci pustkami. Kupuje browarka, siadam przy barze i rozpoczynam gadke z kobieta serwujaca drinki... mowie, ze jestem z Polski, zatrzymalem sie tu na jakis czas i szukam ludzi z ktorymi mozna by posmigac po okolicy, pogadac o dwoch kolkach i takie tam... Ona wyciaga kartke i notuje mi numer telefonu do Boba, prezesa Creepy Crawlies, miejscowego klubu motocyklowego. Mowi tez, ze jezeli przyjade wieczorem, to powinienem go zastac. Koncze piwo, wracam do domu, krotka drzemka po nieprzespanej nocy i wieczorkiem wskakuje na maszyne i powracam do New Inn. Tym razem nie jest juz pusto, w srodku kilka osob przy barze saczy piwo. Podchodze i pytam o Boba - niestety, mam pecha - wlasnie sie z nim minalem. Na pocieszenie chlopaki kupuja mi piwo ;) Towarzystwo bardzo sympatyczne, spedzam troche czasu na rozmowach, dowiaduje sie wielu ciekawych rzeczy - podobno w okolicy jest sporo podobnych pubow motocyklowych, co weekend sa duze imprezy trwajace do bialego rana ("zaluj, ze cie nie bylo w ostatnia sobote - wtedy to sie dzialo"... no coz, nie wiedzialem :D ), odbywa sie mnostwo zlotow itp. Miejsce ma swietny klimat i postanawiam tam wpadac najczesciej jak sie da... w koncu to zaledwie kilka mil od miejsca, gdzie mieszkam. W czwartek jest jakies cotygodniowe spotkanie ekipy CC i wtedy tez mam sie tam stawic i pogadac. Zobaczymy jak to bedzie, w kazdym razie wszystko to co wczoraj odkrylem napawa mnie bardzo optymizmem ;) Zdjecia jakies wrzuce na pewno, musze tylko pamietac i aparat ze soba do biblioteki zabrac, zeby je zrzucic ;) Mycha: Suzi ucaluje na pewno, a Ty nastepnym razem daj znac jak bedziesz tak blisko, to sie zgadamy i podjedziemy do jakiejs motocyklowej knajpy ;) Btw. przyjechalas tu na moto?? Jezeli tak, to koniecznie trzeba gdzies smignac ;) pozdro! [ Dopisane: Sobota Lipiec 23, 2005 9:45 am ] W czwartek, zaraz po pracy, wskoczylem w skory, wyciagnalem z garazu Suzi i wyruszylem na zaplanowane spotkanie do New Inn. Godzina jeszcze wczesna, niemniej w pubie bylo juz kilka osob. Siadlem przy barze, zamowilem sok jablkowy :oops: i powoli go saczac oczekiwalem na rozwoj wydarzen. Klimat tego miejsca jest po prostu fantastyczny: akcenty motocyklowe w kazdym miejscu, w sali przy scianie stoi stary triumph, wszystko oprawione odpowiednia muzyka ;) No i ta atmosfera, wyglada na to, ze starzy bywalcy sa niemal jak rodzina... niemniej nie robia mi zadnych problemow, zostalem przyjety bardzo milo i zyczliwie. Wiele osob przyjechalo na maszynach, niemniej z wyjatkiem mnie nikt tu sobie nie zaluje zlocistego napoju... koncze wiec szybko butelke soku i zamawiam to, co wszyscy ;) Rozmowy powoli sie rozkrecaja, poznaje Andy`ego i Boba, zalozycieli klubu. Opowiadaja mi mniej wiecej co i jak, zapraszaja na wspolne wypady. Rozmawiamy o motocyklach, roznicach pomiedzy UK a Polska... jestem tydzien przed wyplata i niemal kompletnie splukany, ale caly czas jest czym przeplukac gardlo podczas gadki, trudno jest odmowic nowym znajomym ;) Przyjazna atmosfera wciaga takze i mnie, jest naprawde fajnie - nareszcie spotkalem tu ludzi ktorych laczy ta sama pasja ;) Podchodzi do mnie Andy i mowi, ze razem z Dave`em jada do Witney - pyta, czy jade z nimi. Biore ze stolu kurtke, kask i wychodzimy. Andy dosiada pieknego, customowego Triumpha Speed Triple skrzyzowanego z Kawasaki ZX9R, Dave ma czerwona kawe GPZ. Oni ruszaja przodem, ja zaraz za nimi... dzizaaaas, czy to wyscigi jakies? 8O Jest juz zupelnie ciemno, chlopaki prowadza mnie nieco na okolo nieznana mi trasa, mknac waskimi, kretymi, wiejskimi drogami z predkosciami przekraczajacymi kilkukrotnie granice wyznaczone nie tylko przez kodeks drogowy, ale takze przez zdrowy rozsadek... udaje mi sie jakos utrzymac za nimi, chociaz kilka razy w zakretach jest naprawde goraco. Wjezdzamy do Witney - ulice sa puste, Dave zjezdza na bok i daje mi znak, zebym wjechal pomiedzy niego a Andy`ego. Odkrecam gaz i przyspieszam goniac za oddalajacym sie Tryplem... blad - Andy wlacza kierunkowskaz i skreca w prawo na rondzie... zaraz, zaraz... skad tu sie wzielo to rondo? 8O Wciskam obydwa hamulce - przod w suzi jest slabiutki, za to tylnim bez problemu da sie zablokowac tylne kolo... zbyt latwo, motocykl z piskiem opony obraca mi bokiem, odpuszczam hebel - zarzuca mnie na druga strone i podbija tyl tak, ze tylek traci kontakt z kanapa. Odpuszczam i przelatuje przez rondo na wprost... gdyby cos tam jechalo, zostalaby ze mnie mokra plama. Zatrzymuje sie kilkadziesiat metrow dalej i zawracam. Dave stoi na srodku ronda, patrzy na mnie i z niedowierzaniem kreci glowa... jakim cudem utrzymalem sie na kolach - nie wiem sam. Dojezdzamy do centrum miasta, zostawiamy motocykle i udajemy sie do pubu. Chlopaki zapraszaja mnie na sobote (znaczy sie dzisiaj) na impreze, z okazji slubu ich znajomego... oraz na niedziele, na comiesieczne spotkanie klubowe. Szykuje sie zabawa ;) 3mcie sie! pozdro.
  13. Wczoraj w robocie mialem dzien wolny, wiec umowilem sie z moja dziewczyna, ktora pracuje w Minehead, ze ja odwiedze :D Do przejechania w jedna strone - wg. wytycznych z sieci - mialem nieco ponad 200 km. Pobudka o 5:30 (niemaly wyczyn, biorac pod uwage, ze pakowac sie zaczalem o 1 w nocy a spac poszedlem o 2) i o 6 jestem juz na trasie... troche niewyspany, ale co tam...:D Przy okazji kilkukrotnie udaje mi sie zgubic droge, bladze, wskazowki z netu jednak wcale nie sa takie dokladne, troche czasu mija, zanim oswajam sie na dobre z mapa ;) Na dodatek raz laduje sie na droge "po europejsku", znaczy sie na prawy pas... moje szczescie, ze godzina wczesna, ruch nieduzy i nie ma zadnych chetnych do czolowki :mrgreen: W Bridgewater zjezdzam z autostrady i do przejechania pozostaje mi kilkadzisiat km kretymi,waskimi, wiejskimi drogami. Zakrety naprawde ciasne i ostre, na dodatek ruch juz dosc spory, wiec tego odcinka nie wspominam najlepiej... W koncu dojezdzam na miejsce, jest godzina 9:15... czas raczej kiepski, chyba ze wziac pod uwage wspomniane wczesniej okolicznosci lagodzace, oraz ladnych kilkadzisiat km, jakie nadrobilem gratisowo szukajac drogi :D W Minehead spedzam troche czasu, zwiedzamy miasto, po czym zabieram dziewczyne i poznym popoludniem wyjezdzamy do Taunton z zamiarem poszwedania sie po miescie i ewentualnie odnalezienia jakiegos kina ;) ...kolejne kilkadziesiat km wiejskimi serpentynami, znowu mam troche problemow z orientacja w terenie ale nie jest juz tak zle jak podczas porannego odcinka. W Taunton lazimy po centrum, po czym jedziemy do kina ktore znbajduje sie w poblizu autostrady - jest godzina 19:30, wybieramy sie obejrzec "Wojne Swiatow". Po filmie - z powrotem do Minehead, do osrodka wypoczynkowego w ktorym pracuje Karolina - jestesmy na miejscu nieco przed 23... przed 2 rano musze sie zwinac z tego miejsca, poniewaz do tej godziny powinienem zdac na bramie przepustke, jaka udzielono mi na caly dzien pobytu. Jest to problem o tyle, ze oczy same mi sie zamykaja, spalem tyle co nic, a dzien byl naprawde wyczerpujacy...nawinalem jak do tej pory prawie 400 km a ponad 200 jeszcze przede mna. Pakuje swoje rzeczy i staram sie zapamietac trase powrotna... jest juz ciemno i nie bedzie jak spogladac na mapnik w czasie jazdy. Walcze z ogarniajaca mnie sennoscia - zdaje sobie sprawe, ze zwlaszcza na autostradzie moze byc naprawde ciezko utrzymac powieki w gorze... no nic, sprobujemy... kombinuje jeszcze, czy nie daloby sie wcisnac jakos pod kask sluchawek i puscic jakiejs muzyki dodajacej nieco energii, ale nic z tego - kask jest spasowany idealnie z moja glowa i zadne dodatki nie wchodza w gre... trudno. Pozegnanie i krotko po polnocy opuszczam Minehead... a wlasciwie probuje opuscic, bo pojawia sie kolejny problem. Mam pusty bak, a miejscowe stacje benzynowe - jak sie okazuje - sa zamykane na noc 8O Taaak, ten kraj jeszcze nie raz mnie pewnie zaskoczy swoimi zwyczajami... Odnajduje stacje tesco, ale o tej porze mozna jedynie placic karta. Pech chce, ze dysponuje jedynie gotowka, wiec sprawa wyglada raczej kiepsko... ze stacji wychodzi akurat dwojka pracownikow, mowia, ze wszystko jest juz zablokowane i nie moga mi pomoc, ale jezeli chce, moge pojechac za nimi to pokaza mi jedyna czynna stacje w okolicy... po raz kolejny uratowany dzieki zyczliwosci tubylcow :D Zalewam w koncu bak do pelna, wracam na obrany szlak i jade, probujac na kazdy sposob podtrzymac koncentracje i zwalczyc chec przymkniecia oczu "tylko na chwilke". Predkosc podrozna raczej nieduza, znowu mnostwo ostrych zakretow, na dodatek od czasu do czasu zyczliwi katamaraniarze nadjezdzajacy z przeciwka oslepiaja mnie walac po oczach dlugimi... zwykle mija ladnych kilka sekund zanim idioci zdaza sie przeloczyc na swiatla mijania, o ile wogole chce im sie wykonac taka skomplikowana czynnosc. Na autostradzie jest juz lepiej, odblaski na asfalcie prowadza jak po sznurku jadacy w ciemnosciach motocykl, wiec odkrecam gaz nieco bardziej, klade sie na tankbag... byle tylko nie zasnac, jeszcze zaledwie 150 km... w koncu zjazd z autostrady i kolejny odcinek lokalnymi drogami. Tu znowu prawa reka musi nieco odpuscic, nie wszystkie zakrety sa zaznaczone odblaskami jak nalezy, refleks tez juz nieco ponizej sredniej, pobocza nie wygladaja zachecajaco... w koncu o 2:30 dojezdzam do domu... wstawiam motocykl do garazu, zrzucam kombinezon i padam na lozko... to byl zdecydowanie dobry dzien :mrgreen:
  14. Mi tez ciagle glupio, ale nawinalem tutaj juz cos ponad 500 km i powoli wchodzi mi to w nawyk... juz sie boje co bedzie po powrocie na kontynent :mrgreen: (chociaz szczerze mowiac ostatnio skrecajac w prawo na skrzyzowaniu przykleilem sie do prawego kraweznika i o malo co nie wycialem czolowki :roll: ) Hmm, ode mnie do Ace bedzie pewnie nieco dalej (jakies 110 km mi wyszlo gdy ostatnio jechalem do Londynu), nie wiem jeszcze dokladnie jak bede mial tu ustalone godziny pracy i dni wolne, ale spox, wczesniej czy pozniej na pewno cos sie wykombinuje :D Zgadamy sie jeszzce na 4um, a noz ktos jeszcze sie dolaczy do spotkania :) pozdro!
  15. PROC: to jak mozesz to podaj konkretne namiary i kiedys sie tam zgadamy, bo chcialbym zobaczyc to miejsce :D Fajnie, ze dojechales bez przeszkod, oby tak dalej :) Ja jutro zaczynam robote, czasu na smiganie pewnie nie bedzie juz tak duzo, ale w kazdy wolny dzien zamierzam nawinac ladnych kilkaset km po wyspach... jak juz wspominalem, wacha w porownaniu do zarobkow kosztuje naprawde grosze i mozna bedzie poszalec :mrgreen: Pogoda caly czas niepewna, ale ostatnio jakby wiecej slonca sie pokazywalo, mam nadzieje, ze dalej bedzie tylko lepiej ;) 3mcie sie! pozdro.
  16. Hmm, no wlasnie, tylko jaki problem? Moga mi odmowic wyjazdu? Wydaje mi sie to troche dziwne... no ale jezeli naprawde tak jest, to zaplacilbym te cholerne kwity, zwlaszcza, ze jezeli zrobie to do przyszlego wtorku to cena bedzie mniejsza. Mimo wszystko sporo kasy i jezeli moge spokojnie wyjechac z tego kraju to olalbym cala sprawe po prostu... dlatego prosze pilnie o jakas konkretna i pewna odpowiedz :evil: Zbycho: nie za wycieraczke, a za szybe... a drugi przykleili mi do ramy za owiewka :) :D ;)
  17. Hmmm, no niedobrze w takim razie :mrgreen: Anglia to strasznie ch**owy kraj i nie mam zamiaru tutaj zostawac :) Zastanawia mnie jedna rzecz... mandaty dostalem za zostawianie moto na chodniku w niedozwolonych miejscach, wiec poki co zapewne wlasciciela motocykla nie ustalili.... musza zapewne dowiedziec sie kto jest wlascicielem, korzystajac z pomocy polskich urzedow... a to pewnie moze potrwac :twisted: Noo, chyba, ze sprawdza na granicy tez numer rejestracyjny pojazdu itp. - w reichu przed wjazdem na prom sprawdzali mi papiery moto, w UK juz tylko moj dowod osobisty. No nie wiem, nie wiem, nie mam zbytnio ochoty oddawac im mojej ciezko zarobionej kasy (ktora moge przepuscic w jakis znacznie przyjemniejszy sposob :D)... ale problemow przy wyjezdzie tez nie chce... :roll: :roll: :roll:
  18. Wczoraj zalapalem w Londynie mandatow na 200 funtow... dwa razy za parkowanie w zlym miejscu (dziwne zwyczaje tam maja :roll: ). Oczywiscie nie mam najmniejszego zamiaru zaplacic :mrgreen: pytanie tylko co moga mi zrobic i jak bardzo beda sie czepiac... o ile wogole udaloby im sie mnie tutaj namierzyc mineloby z pewnoscia troche czasu, a ja we wrzesniu sie zmywam :twisted: Mam tylko delikatne obawy o mozliwe problemy na granicy... odmowic wyjazdu mi chyba nie moga, ale jak z ewentualnym wjazdem kiedys pozniej?
  19. Witam ponownie :D Dzisiaj rano mialem interview w McDonaldzie no i zaproponowali mi robote ;) O 15 ide tam znowu podpisac jakies papiery i niedlugo zaczynam prace przy produkcji hamburgerow i innych takich, hehe. Kasa moze nie za duza, ale na benzyne starczy spokojnie no i mieszkanie maja mi zalatwic, takze najblizsza przyszlosc zapowiada sie wcale niezle ;) Wczoraj wyskoczylem na wycieczke do Londynu... zwiedzilem na moto praktycznie cale miasto, wlakac sie od swiatel do swiatel... korki masakryczne, ale miejscowi motocyklisci, skuterzysci i rowerzysci niewiele sobie z tego robia smigajac ktoredy tylko sie da.... zupelnie inaczej niz w mniejszych miasteczkach, gdzie, jak zauwazylem, wszyscy raczej grzecznie stoja i czekaja na swoja kolej. Kierowcy puszek bardzo uprzejmi i grzecznie zjezdzaja na bok robiac miejsce. Dodatkowo udalo mi sie wczoraj uzbierac mandatow na 200 funtow w sumie :mrgreen: Na dodatek prawie caly czas padal deszcz. Generalnie nie zamierzam juz raczej wracac do Londynu, o ile tylko nie bede mial tam czegos wyjatkowo pilnego do zalatwienia :( Nakrecilem jakies 300 km, z czego ladnych kilkadziesiat km zupelnie bonusowo, poniewaz wracajac zabladzilem w oxfordzie i smigalem prawie dwie godziny po okolicy zanim znalazlem droge do Witney... na miejsce przyjechalem pozno w nocy, dzien byl pelen wrazen... moze niekoniecznie samych pozytywnych, ale zawsze :mrgreen: Rozkleil mi sie wczoraj na nogawce kombinezon przeciwdeszczowy z PCV Louisa :( Nie wiecie moze czym da sie to posklejac, zeby znowu bylo ok? Bo pogoda tu naprawde beznadziejna i kondon sie przydaje bardzo czesto. Na dniach zaczynam robote, mam harowac przez 5 dni w tygodniu, a w miedzyczasie smigam oczywiscie ile tylko sie da... przy tutejszych zarobkach nie ma co sobie zalowac benzyny ;) Mam juz kilka niejasnych planow :( zobaczymy co z tego wyjdzie. Suzi wciaz spisuje sie dzielnie i nic a nic nie marudzi :( Poniewaz juz sie urzadzilem jako tako, wiec zostaje do wrzesnia... nie wiem dokladnie do kiedy, zalezy od terminow egzaminow poprawkowych, oraz od tego kiedy bedzie mi sie chcialo wracac do Polski (nooo, chyba ze np. nie wypuszcza mnie stad za niezaplacone mandaty, hehehe) :mrgreen: :mrgreen: Dalsze relacje zapewne wkrotce. 3mcie sie :P pozdro! PS. Cabaneiro - Dzieki za namiary na Ace Cafe, ale za cholere nie moge znalezc ulic, ktore mi podales na zadnej mapie Londynu :roll: Moglbys opisac jakos dokladniej jak tam trafic od strony Oxfordu? Thx!
  20. No i jestem na miejscu :D Siedze wlasnie w bibliotece w miasteczku Witney. Suzi spisala sie na trasie doskonale i nie zawiodla mnie ani razu... co wiecej - mimo przejechania 1500 km po Europie nie wciagnela praktycznie nic oleju 8O Drobne klopoty pojawily sie juz po dojezdzie na miejsce, ale o tym za chwile... Jak juz wczesniej napisalem, w srode udalo mi sie szczesliwie dojechac do Hamburga, uzyskujac na dodatek calkiem niezla predkosc przelotowa i mieszczac sie ze spalaniem ponizej 6,4 litra :P Nastepnego dnia wyruszylem do Cuxhaven, skad mialem zlapac prom... tym razem nie poszlo juz tak gladko. Na szczescie wyruszylem sporo wczesniej przed wymaganym czasem zameldowania sie w porcie - nie dysponowalem zadna dobra mapa i jechalem troche na dziko, majac nadzieje, ze drogi beda dobrze oznaczone i poradze sobie przy pomocy drogowskazow ;) Za Hamburgiem byl akurat remont autobahna, troche sie zakrecilem, polowa zjazdow zamknieta, objazdy jakies... no i pomylilem droge... Podejrzen co do pomylki nabralem nieco za pozno - zatrzymalem sie na poboczu obok samochodu jakiegos Austriaka i zapytalem go, czy wie gdzie mniej wiecej sie teraz znajdujemy - na to on wyjal z samochodu mape i pokazal lokalizacje mniej wiecej 100 km na polodnie od Hamburga... Cuxhaven lezy 150 km na polnocny-zachod od tego miasta - mozecie sobie wyobrazic moje przerazenie - bilet na prom zarezerwowany, wszystko oplacone i przygotowane, a ja stercze akurat 250 km od miejsca przeznaczenia i nie mam juz zielonego pojecia jak tam dojechac - a czas goni i to ostro. Szybka decyzja - wskoczylem na motocykl, autobahna, lewy pas i powrot z powrotem do Hamburga. Predkosc podrozna nie spadala ponizej 180 km/h a tam gdzie tylko sie dalo suzi leciala 220 - wiecej nie bylem w stanie wytrzymac, lezac na tankbagu, sporo poza zasiegiem ochronnym przedniej szyby ;) Calkiem niezly wynik, biorac pod uwage, ze miala na sobie ilosc bagazu jaka moznaby wypelnic nieduzy samochod pewnie ;) Pod Hamburgiem zjechalem na stacje benzynowa, gdzie napotkalem Dunczyka na Transalpie - co jak co, ale spotkany na szlaku motocyklista zawsze pomoze :) Szybka gadka, namierzyl na GPSie gdzie jestesmy, nastepnie dal mi swoja mape, bo jak powiedzial - on juz prawie jest u celu, a mi na pewno bardziej sie przyda ;) (btw. jechal do Lubeki a stamtad mial sie udac do Finlandii - to jest wyprawa :)) - no i pokazal dokladnie ktoredy powinienem jechac. Skok na autostrade i kolejne dwie godziny wariackiej jazdy - zwlaszcza, gdy trzeba bylo zjechac na zwykla dwupasmowke, ktora ciagnela sie przez ponad 90 km do samego Cuxhaven - tu z kolei uratowalo mnie dwoch Irlandczykow na motocyklach - gdy wyprzedzalem kolumne samochodow, tnac jak glupi lewym pasem na zakazie wyprzedzania i podwojnej ciaglej, jeden z nich zauwazyl mnie w lusterku, wyjechal i zaczal machac, zebym sie schowal za samochody... posluchalem i dobrze zrobilem, bo kilka samochodow dalej jechal radiowoz - dostalbym taki mandat, ze moglbym zrezygnowac z podrozy pewnie... Do portu zdazylem zajechac akurat na czas :) Stojac w kolejce do promu poznalem kilka osob, ktore motocyklami rownie obladowanymi jak moj rowniez udawaly sie na Wyspy :) Fajny klimacik, rozmowy, wymiany doswiadczen, wypytywania o cel podrozy, itp. :) Na promie mialem zarezerwowana kabine podwojna, dzielona, ale nikogo mi nie dorzucili - bylem wiec zupelnie sam :) Wyspalem sie za wszystkie czasy, po tej dzikiej jezdzie poprzedniego dnia i w piatek w poludnie wyjechalem w Harwich :D Co krok rozmieszczone znaki "Drive on left" przypominaly o koniecznosci przestawienia sie na lokalne, dziwne zasady ;) Nie mialem z tym wiekszych problemow, aczkolwiek wciaz czuje sie nieco dziwnie, gdy jade dwupasmowka, lewym pasem, a z naprzeciwka zza zakretu cos wyjezdza... trzeba pohamowac w sobie odruch zjechania na prawo ;) No i wjazd na ronda z lewej strony... tez nieco dziwnie, ale nie pomylilem sie jeszcze ani razu :) (jak sie kiedys pomyle, to pewnie bedzie to ostatni moj post na tym 4um ;) ). Poznym popoludniem trafilem do celu mojej podrozy - miasteczka Witney, za Oxfordem. Na miejscu po raz kolejny uratowala mnie zyczliwosc braci motocyklowej. Bladzilem mniej wiecej pol godziny szukajac ulicy, na ktorej mial mieszkac moj znajomy - gdy spotkalem stojacego w korku Anglika (tak, tak, tu jest kulturka... w wiekszosci ;) ) - na moje pytanie odpowiedzial krotko: "Follow me!"... no i dowiozl mnie pod same drzwi :) Jeszcze krotka gadka, podziekowania, kolejne pytania o cel podrozy... ludzie tutaj sa naprawde fajni :) Zreszta po drodze tez kilkukrotnie korzystalem z pomocy miejscowych motocyklistow, ktorzy zawsze bardzo chetnie wskazywali mi droge :) Znalazlem lokum w ktorym moge przeczekac kilka dni i poszukac sobie roboty... jest dobrze. Ale glupie pomysly mnie nie opuszczaja :) W sobote wieczorem siedzielismy ze znajomym przed domem, rozmowa zeszla na temat muzyki... ni stad ni zowad dowiedzialem sie, ze Pink Floyd graja dzisiaj w Londynie 8O Troche jestem nie na czasie z takimi informacjami ze wzgledu na wczesniejsze przygotowania do wyjazdu, egzaminy, itp. :oops: Niemniej reakcja byla natychmiastowa - 15 minut pozniej siedzielismy obydwaj na motocyklu i jechalismy w kierunku Londynu, majac nadzieje, ze uda nam sie chociaz z daleka uslyszec na zywo "Wish You Were Here" ;) No i tutaj daly o sobie znac kaprysy suzi... jechalo sie ladnie i bez problemow, ale mala nagle zgubila wolne obroty... wystarczylo, ze zatrzymalem sie przed swiatlami i zdjalem reke z gazu a motocykl gasl :( :( :( Przestraszylem sie, ze po drodze moze nas spotkac jakas grubsza awaria, nie chcac ryzykowac postoju gdzies w nocy na autostradzie w obcym kraju zawrocilem z powrotem do domu... koncert nas ominal :( :( Jeszcze tej samej nocy zdjalem z motocykla owiewki... wlasciwie nawet nie skonczylem tego robic gdy suzi nagle z powrotem odzyskala wolne obroty jak gdyby nigdy nic sie nie stalo 8O "To byl znak, ze nie mielismy tam jechac tego wieczora..." - zawyrokowal qmpel :roll: Btw. wielkie dzieki dla MlodegoVFR ktoremu w nocy zawracalem glowe przez telefon... troche spanikowalem chyba ;) Wczoraj posmigalem po okolicy, wolne obroty sa ok, czasami gdy przechyle motocykl na boczna stopke zdaza sie ze spadaja troche, ale silnik nie gasnie i jest ok. W czasie jazdy wszystko pracuje rowno, ladnie i bez zadnych niespodzianek... mam nadzieje, ze tak zostanie, bo mala musi nakrecic jeszcze ladnych kilka tysiecy km po Europie w te wakacje :D Troche sie rozpisalem... aha, roboty jeszcze nie mam, ale ustawilem sie juz na jakies interview, ofert troche jest, przegladam, wypelniam application forms i moze cos z tego bedzie... jak nie, pewnie uderze gdzies dalej... albo cos wymysle... na razie sie nie przejmuje za bardzo. Odezwe sie niedlugo. Pozdro dla wszystkich i udanych wakacji zycze. PS. Jak ktos jest w okolicy, to dajcie znac... albo sms na moj polski nr kom (ciagle aktywny :) ), albo moj numer w UK: 07871552519, posmigamy razem po tym dziwnym kraju ;)
  21. Pierwszy etap juz za mna :) Wyjechalem z domu o 5:30, przed 14 bylem na miejscu, wliczajac w to klika krotszych postojow na tankowanie i jeden dluzszy przed granica na sniadanie i kilka ostatnich telefonow;) Tempo ok... nie ma to jak niemieckie autobahny :D :twisted: :twisted: :twisted: Na odcinkach bez ograniczen predkosci wskazowka predkosciomierza wachala sie pomiedzy 170 a 210 - motocykl obladowany torbami do granic mozliwosci a spalanie wysylo na poziomie 6,3 - 6,4 litra 8O A i to zawyzone dlatego, ze raz przez pomylke zalalem pelny bak 91. oktanowej i wtedy suzi wciagnela najwiecej. Zero problemow, oby tak dalej :) Jutro wyplywam promem z Cuxhaven, takze odezwe sie pewnie jak juz bede w UK :P PROC - powodzenia! :P
  22. No więc jadę... jestem już spakowany i gotowy do drogi... jeszcze tylko wyskocze moto zatankować i spać... jutro o 4 pobudka i skoro świt uderzam w trasę... pierwszy przystanek - Hamburg, może uda mi się tam dorwać do kompa i coś naskrobać jeszcze przed wypłynięciem. pozdro!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...