Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Olsen

  1. Olsen

    Dookoła Polski 2007

    Kasa kasą, ale także bardzo ważne jest doświadczenie oraz ogólna kondycja psychofizyczna (ja jeszcze nie czuję się na siłach, żeby wyruszyć na motocyklu w świat [co innego wypożyczyć jednoślad gdzieś na miejscu]).
  2. Olsen

    Dookoła Polski 2007

    A u mnie było odwrotnie, tj. najpierw poznałem kawałek Europy (wycieczki autokarowe z mamą) oraz Azji (wyjazdy stypendialne), a dopiero później, gdy już dochrapałem się porządnego motocykla, wziąłem się za gruntowne zwiedzanie naszego pięknego kraju. Owszem, wcześniej też trochę jeździłem po Polsce (np. z tatą na wakacje w góry), ale nie znałem wielu ciekawych miejsc, które dane mi było potem poznać dzięki jednośladowi (jeszcze wiele zwiedzania przede mną). Ale generalnie się z Tobą zgadzam, bo później ktoś nam może zarzucić, że "cudze chwalicie, swego nie znacie".
  3. Zgadzam się z powyższym w pełnej rozciągłości. Testy po 75 czy 100.000 km na pewno byłyby bardziej miarodajne, a na dystansie ok. 30.000 km to sobie można testować skutery klasy pojemnościowej 50 ccm.
  4. Potwierdzam. Serwisuję u nich oba pojazdy i nie mam powodów do narzekania.
  5. Ale przyjemnie się dziś jeździło. :banghead: Normalnie jak wiosną/wczesną jesienią. Jak dla mnie, taka "zima" może być. :icon_rolleyes: Chyba nie mylili się ci od ocieplenia klimatu. :banghead:
  6. Tak, tylko pamiętaj(cie), że jeszcze dochodzą tzw. szkody/straty moralne - jak chociażby konieczność telepania się komunikacją w czasie gdy motocykl/samochód jest w naprawie (i nie wydano pojazdu zastępczego), czas i nerwy zmarnowane na wożenie się po ubezpieczalniach, serwisach itp. - za które coś się należy. Zwłaszcza jeśli kolizja była nie z naszej winy. :biggrin:
  7. Ja dziś założyłem zimówki /do skuterka*/, gdyż sezon użytkowy (w odróżnieniu od rekreacyjno-turystycznego) trwa dla mnie cały rok. A w dłonie mi nie chłodno, gdyż mam fabrycznie zamontowane wydajne handbary. :cool: *Bandita pewnie niedługo zagarażuję, ale skuterkiem zamierzam nadal śmigać. :)
  8. Czy ja wiem, czy taka "krótka przebieżka"? :icon_razz: Ale na pewno jest to jakieś rozwiązanie. Tylko że w czasach, gdy robiłem prawo jazdy, metro dopiero się budowało.
  9. Przyznam szczerze, że ja wybrałem szkołę o najdogodniejszej dla mnie w owym czasie lokalizacji - mieszczącą się w budynku mojego LO, więc nie musiałem nigdzie dodatkowo dojeżdżać. Poza tym w połowie lat 90. nie było jeszcze (chyba) takiego wyboru szkół specjalizujących się w kat. A, jaki mamy dzisiaj. Dziś być może postawiłbym na jedną ze stołecznych szkół cieszących się najlepszą renomą, ale do dojazdów musiałbym mieć przynajmniej motorower/skuter 50 ccm, bo zapychać rowerem/autobusem z Wilanowa na Bemowo średnio by mi się chciało.
  10. Ja tylko jestem ciekaw, kto i na jakiej podstawie dał takim "instruktorom" uprawnienia do prowadzenia szkoleń na kat. A. Podejrzewam, iż odbywa się to na takiej zasadzie, że instruktor samochodowy, który posiada prawo jazdy kategorii motocyklowej (wyrobione 25 lat temu na wuesce w rodzinnej wiosce), zgłasza chęć prowadzenia kursów także na tę kategorię (wiadomo, dodatkowa kasa), a potem traktuje je po macoszemu, jako zło konieczne, stanowiące jedynie dodatek do kursów na kat. B. :buttrock: Ciekawym również, czy na takich chałturszczyków nie ma bata. :biggrin:
  11. Właśnie. Najbardziej wkurzające jest to, że nawet jakby człowiek chciał dorabiać sobie legalnie, np. pracując na rzeczoną umowę-zlecenie, to kochane państwo zrobi wszystko, żeby go od tego zamiaru odwieść. :) I jak tu być uczciwym? Jeżeli nie ma się zarejestrowanej działalności gospodarczej, to najbardziej się opłaca trzaskać fuchy na lewo, w ostateczności na umowę o dzieło (wykorzystując ustawę o prawach autorskich do utworu, żeby podatek płacić tylko od połowy przychodu).
  12. Też nie sądzę, aby to była prawda. Poza tym, taki przepis byłby IMHO niezbyt mądry. No bo skąd można mieć pewność, że ktoś, kto zrobi A1, będzie przez 2 lata jeździł na małym motocyklu i nabierał wprawy? Jego prawo jazdy może przecież leżeć przez te 2 lata w szufladzie, tak więc do egzaminu na A może on nie zdobyć żadnego doświadczenia w jeździe, a jedynie nabawić się tzw. wtórnego analfabetyzmu. W moim przypadku było tak: późną jesienią '95 zdobyłem prawo jazdy kat. AB, MZ-etkę kupiłem dopiero wiosną '99, a do tego czasu jeździłem głównie rowerem. Tak więc przez ok. 4 lat byłem encyklopedycznym przykładem paper drivera. Reasumując: już jeśli, to możliwość przystąpienia do egzaminu na kolejne kategorie motocyklowe uzależniałbym raczej od wieku, a nie od czasu posiadania niższej kategorii.
  13. Jak już jesteśmy przy składkach zdrowotnych, to co sądzicie o czymś takim? Jak się jest gdzieś legalnie zatrudnionym, płaci się te wszystkie składki na ZUS, m.in. zdrowotną. Gdy człowiek zechce sobie dorobić, pracując na umowę zlecenia, musi składkę zdrowotną odprowadzić jeszcze raz, czyli płaci dwa razy za to samo (a nie ma z tego tytułu żadnych przywilejów, nie jest np. dwa razy lepiej traktowany w przychodni :banghead: ). Jak dla mnie to granda. :banghead: Na szczęście istnieje jeszcze umowa o dzieło. Oraz "umowa dżentelmeńska". ;)
  14. 1. Wyrób stosowne uprawnienia do kierowania motocyklem. 2. Zdecyduj się, czego tak naprawdę oczekujesz od jednośladu. 3. Jak już spełnisz warunki określone w pkt. 1 i 2, rozejrzyj się np. za Suzuki GN 125 - do ścigacza mu daleko, za to po wsi da się nim jeździć (chociaż lepsza byłaby może maszyna terenowa/uterenowiona), a za 3000 coś na wtórnym rynku na pewno wyrwiesz. Najgorsze, że ktoś takie "dobre rady" może wziąć sobie do serca.
  15. Ja w zimie podładowuję akumulator motocyklowy za pomocą takiego urządzenia.
  16. A ja dziś jeździłem po mieście katamaranem - tak dla odmiany, coby jednoślad się nie przejadł. ;) Ale od jutra z powrotem przesiadka na dwa kółka. :crossy:
  17. Właśnie. Też nie jestem specem od opon, ale używam w skuterze dwóch kompletów opon Heidenau o takim samym bieżniku (model K 58), z tym że na zimę zakładam gumy z dopiskiem SNOWTEX, wykonane z bardziej miękkiej mieszanki. Na pierwszy rzut oka oba rodzaje opon wyglądają niemal identycznie, a różnica w przyczepności (także na suchej nawierzchni - przy dzisiejszych temperaturach) jest znaczna.
  18. Odradzam jazdę rowerem na bani (czy nawet na lekkim rauszu). Abstrahując od tego, że można sobie/komuś krzywdę wyrządzić, to taka jednorazowa źle pojęta "oszczędność" na taryfie może skutkować koniecznością korzystania z taksówek jako jednego sprawnego środka lokomocji przez dłuższy czas, jak zabiorą prawo jazdy (a zabierają za to; i wyrok w "zawiasach" [chociaż raczej skończy się na grzywnie] też można dostać - niedowiarków odsyłam do lektury art. 178a $ 2 kk).
  19. Olsen

    ROMET

    A ja miałem dwa Romety - najpierw motorynkę, a później Ogara - i ten drugi po dziś dzień powraca w marzeniach sennych, bynajmniej nie koszmarach. :crossy: A co do wspomnianej polskiej myśli techn(olog)icznej, to dziwię się, że nie starali się tego jakoś rozwinąć, tylko pozwolili tej gałęzi rodzimego przemysłu umrzeć śmiercią naturalną. Gdyby nieco udoskonalić ówczesne Ogary czy Charty (m.in. posiłkując się japońską filozofią kaizen), mogłyby one być dziś konkurencyjne (cenowo i nie tylko) dla skuterów i klasycznych motorowerów rodem z Zachodu tudzież Dalekiego Wschodu. :bigrazz:
  20. Kumpel wiele lat temu miał malucha (kupionego nie za 500 zł, tylko za 3000) i ciągle coś się sypało (jak nie alternator, to pompa paliwowa). Sprzedał malara, kupił nowe auto dosyć dobrej marki i - jak twierdził - koszty eksploatacji pojazdu nieporównywalnie zmalały (lał tylko wachę i jeździł na okresowe przeglądy). Zgadzam się z Tobą w tym sensie, że tego typu pojazdy mogą być dobre, raczej na zasadzie zabawy, dla ludzi, którzy lubią grzebać przy mechanice (i mają do tego warunki). Plus jest taki, że przynajmniej człowiek się czegoś nauczy. Tylko że ww. kumpel, podobnie jak piszący te słowa, raczej nie był otrzaskany z mechaniką i traktował samochód czysto użytkowo. Używał go m.in. do dojazdów do metra (a jakże :bigrazz: ) i zdarzało mu się, że samochód po powrocie nie zapalał i trzeba było wzywać holownik itp. To ja już wolę wezwać taksówkę za 10 zł i się niczym nie przejmować. A tak poza tym, to mam do kaszlaków pewien sentyment: mieliśmy kilka; także na maluchu robiłem prawo jazdy. :smile:
  21. Za 500 zł to można co najwyżej rower kupić (i to też z niższej półki), a nie samochód...
  22. Nie obraź się, ale taką mentalność reprezentowali znajomi, którzy podostawali bryki na przełomie liceum i studiów i dziwili się, jaki to ze mnie musi być burżuj, że za każdym razem z imprezy (w Parku czy Proximie) wracam taryfą, bo nie wpadł jeden z drugim, że na tę brykę (oraz jej utrzymanie) też ktoś musiał zarobić, znaczniej więcej, niż kosztują powroty taryfą z imprez przez cały rok. :icon_mrgreen: Też bym mógł stwierdzić, że taniej wychodzi mnie jeżdżenie sei'em matki czy carismą ojca, bo to nie ja za nie płacę, ale tak naiwny to ja nie jestem. :icon_mrgreen: :crossy:
  23. Z jednej strony może masz rację, ale z drugiej, jeżeli będziemy ćwiczyli jazdę w różnych (mniej lub bardziej ekstremalnych) warunkach, to potem nabrane doświadczenie zaprocentuje np. podczas śmigania w następnym sezonie i może nie damy się tak łatwo zaskoczyć. Swego czasu poważnie o tym myślałem, żeby sprawić sobie coś lekkiego do jazdy w terenie, ale już by mi chyba nie starczyło czasu na jeżdżenie na drugim motocyklu; poza tym trzeci jednoślad w stajni = trzeci kłopot. Ale niewykluczone, że następny motocykl kupię terenowy (albo "terenawy" :icon_razz: ); był nawet okres (dawno temu), że chorowałem na KLR Tengai'a. :icon_razz: PS Dzisiaj też jechałem we mgle, jeszcze gęstszej niż wczoraj.
  24. Wybacz, ale wychodzę z założenia, że jeżeli kogoś stać na własne wozidło, to tym bardziej stać go na taksówkę; już kiedyś wyliczyłem, że jeżeli nie robi się, dajmy na to, 150 km dziennie, to taryfa wychodzi taniej niż własne auto, które najpierw trzeba za coś kupić, a potem je za coś utrzymywać - koszty eksploatacji to przecież nie tylko paliwo, ale i m.in. ubezpieczenie, parking (to akurat przy odrobinie szczęścia można mieć za darmo), przeglądy okresowe, nieprzewidziane naprawy, opony zimowe, mandaty, itd., itp. :banghead:
  25. Już Ty dobrze wiesz jaka. :icon_razz: Dlatego należy dążyć do tego, żeby można było wygodniej poruszać się po mieście/kraju środkami komunikacji zbiorowej, m.in. rozbudowując sieć kolei na(d)- i podziemnej (SKM, metro) i usprawniając połączenia (PKP, TLK), a także zachęcać starszych ludzi do korzystania z taksówek. Jest jeszcze rower, na którym także bardzo lubię jeździć, zwłaszcza w lecie. :icon_razz: I jak już wielokrotnie pisałem, czasami sam korzystam z puszki, np. gdy jadę w zimie do Dwóch Kół i nie mam w planach picia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...