Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Olsen

  1. 1. Tak jak napisał Wiertara, do spokojnej turystyki maksiskutery nadają się jak najbardziej. Na tych największych naprawdę da się jeździć w miarę dynamicznie. 2. Bagaż - w najmniejszych skuterach da się napakować sporo bagażu pod siodło, a co dopiero w maksi. Przy jeździe użytkowej po mieście, zwłaszcza na krótkich dystansach, schowki pod kanapą są bardzo wygodne, bo nie trzeba zapinać kufra ani użerać się za każdym razem z mocowaniem torby pająkiem, żeby przewieźć laptopa, zakupy z supermarketu czy cokolwiek inaczej niż na plecach. A na dłuższą wyprawę można doposażyć skuter w kufer centralny (boczne tylko by utrudniały przeciskanie między samochodami), rollbaga, oprócz tego na upartego można wykorzystać do przewozu bagażu przestrzeń nad podłogą między nogami. 3. Wydajne osłony nóg i nie tylko - nieocenione w polskiej strefie klimatycznej, zwłaszcza jeśli traktuje się jednoślad także jako środek lokomocji na co dzień. 4. Zawieszenie, pozycja za kierownicą... Tego właśnie najbardziej się obawiam: że jak sobie sprawię maksiskuter, to po dłuższej jeździe będzie mnie nap*******ł kręgosłup. :biggrin: Mam jednak nadzieję, że moje obawy są nieuzasadnione; w końcu producenci tychże pojazdów musieli chyba przewidzieć, że będą one wykorzystywane także na dłuższych trasach. Po prostu co jakiś czas będzie trzeba się zatrzymać na rozprostowanie kości, podobnie jak w przypadku klasycznego motocykla. Poza tym nogi na dużym skuterze zazwyczaj można trzymać co najmniej w dwóch pozycjach. 5. Ostatnio coraz poważniej myślę o maksiskuterze, chociażby skromnej Majesty 250 na początek, choć zdaję sobie sprawę, że może mi być tęskno do wachlowania biegami. Zresztą zawsze można dokupić jakąś biegówkę. Jesteś pewien?
  2. Absolutnie się tym nie przejmuj, ba, powinieneś się cieszyć, że jest przynajmniej cień szansy, iż licznik przebiegu nie był cofany. :icon_razz:
  3. Na początek lekturka: http://forum.motocyklistow.pl/index.php?s=...ndpost&p=417687 :smile: GS 500 (E/F) nadaje się nie tylko na pierwszy, ale i drugi, trzeci... dziesiąty motocykl. Mimo iż przejechałem już trochę kilometrów, także na większych maszynach, z powodzeniem mógłbym dzisiaj jeździć poczciwym GS-em (500 w przypadku Polski, 400 - w przypadku Japonii) i czerpać z jazdy przyjemność. Jest to tak sympatyczny motocykl, że nie sposób go nie polubić. :wink: W dodatku w codziennej eksploatacji, zwłaszcza gdy mieszka się w zakorkowanym mieście i nie prowadzi wybitnie nocnego trybu życia, sprawuje się lepiej niż niejeden bolid (co innego, jak ma się np. jakiegoś tysiączka do turystyki i skuter na dojazdy do szkoły czy pracy). Chyba jedyna sytuacja, gdzie mogłoby mi wyraźnie brakować mocy (czy raczej miejsca), to częste kursy np. na trasie Warszawa-Kraków czy Warszawa-Wrocław, gdybym prowadził działalność o zasięgu ogólnopolskim, ewentualnie wojaże zagraniczne (nie mam na myśli wyskoków na parę godzin na Słowację przy okazji pobytu w Zakopanem). Wtedy rzeczywiście przydałaby się co najmniej jakaś sześćsetka (jak poprzednio), chociaż... biorąc pod uwagę moje "emeryckie" :wink: podejście do jazdy, no i zmorę w postaci wyrastających niczym grzyby po deszczu wszelkiej maści fotoradarów (pół biedy, jeśli foto, a nie wideo) oraz parę innych czynników (podróżuję raczej sam, a rollbag czy tanbag bez problemu mieszczą się na GS-ie), to niewykluczone, że byłbym w stanie zadowolić się jeszcze słabszą maszyną (byle niepsującą się). No i dużo bym dał za widok min znajomych, jakbym podjechał pod knajpę GS-em 500, najlepiej starszawym, "lekko" obdrapanym, w wersji gołej. Pewnie zachodziliby w głowę: przepił wszystko w Japonii? przehulał w Tajlandii? :icon_rolleyes: Dokładnie. Takich manewrów jak ciasne ósemki, jazdy po luźnej nawierzchni, przeciskania się między katamaranami w korku czy składania w winkle łatwiej uczy się na mniejszych motocyklach, a te umiejętności procentują w całej przyszłej karierze motocyklisty. Sprzedając Bandita najbardziej żałowałem, że go do końca nie okiełznałem...
  4. Właśnie. Gdybym rozglądał się za "dużym" skuterem klasy pojemnościowej 50 ccm, to bardzo prawdopodobne, że wybór padłby właśnie na Elyseo/Elystara. Chociaż Peugeot SV do najmniejszych też nie należy - jak na swoją klasę. Biorąc pod uwagę wiek założyciela wątku - raczej nie. :icon_rolleyes:
  5. To Cię po części usprawiedliwia. Gdy piszę w pośpiechu (np. w przerwie między zajęciami), to też często nie rozdrabniam się na przecinki, "ą" i "ę"*, zwłaszcza gdy mam do wysłania w krótkim czasie kilka maili i bardziej liczy się ilość/szybkość niż jakość przekazu. Tak samo było w przypadku rozmów na Gadu-Gadu. *Poza tym nie na wszystkich komputerach mam możliwość zainstalowania polskiej czcionki - tam gdzie mogłem, dawno już to zrobiłem, ale np. na jednym z kampusów się nie da. A wracając do tematu, to żeby być dobrym instruktorem jazdy, zwłaszcza na motocyklu, trzeba po prostu mieć powołanie. Nie wolno traktować kat. A po macoszemu, jedynie jako okazji do dorobienia.
  6. "Zajecia dydaktyczne powtarzane z powodu niezadawalajacych wynikow w nauce" - niech sie najpierw naucza po polsku pisac, a pozniej przysylaja wezwania do zaplaty! I juz Zalozyciel watku ma haka na swoja byla/niedoszla Alma Mater. :biggrin: Tak jak Ci napisali, nieuiszczenie stosownej oplaty skutkuje skresleniem z listy studentow.
  7. Raczej co do mojej własnej... :crossy:
  8. Dzielnaś! :lapad: Wpisy w tym wątku stanowią dowód na to, że mentalność rodzimych motocyklistów ulega zmianie i jednoślad przestaje być u nas postrzegany jako luksusowa zabawka służąca do jazdy o charakterze czysto rekreacyjnym jedynie w pogodne dni, gdy na termometrze jest co najmniej 20 st., tylko powoli staje się pojazdem całorocznym, także użytkowym. Tak trzymać!
  9. Greedo, trzymaj się, będzie dobrze, zobaczysz! A wraz z pierwszym wiosennym słoneczkiem pojawi się u Ciebie głód jazdy i Twoje obecne deklaracje czy te sprzed roku będziesz mógł włożyć między kolejne egzemplarze "Świata motocykli". :icon_biggrin:
  10. Jak juz ludzie maja pchac sie do miasta samochodami, to - z dwojga zlego - juz chyba lepiej, by byly one wypelnione po brzegi: http://praca.gazeta.pl/gazetapraca/1,74785,4824498.html :icon_mrgreen: "Środki komunikacji miejskiej są u nas w tragicznym stanie, stare, brudne, zimne i zatłoczone - a tak można dojechać wygodniej i szybciej" - niestety wielu rodakom komunikacja miejska wciaz kojarzy sie ze zdezolowanymi, rachitycznymi autobusami, na ktore trzeba czekac marznac na przystanku, jakby nie bylo bardziej komfortowych i sprawnych srodkow transportu publicznego (z kolei transport indywidualny tez nie ogranicza sie jedynie do samochodow osobowych, co zreszta widac na zalaczonym zdjeciu). :icon_twisted:
  11. Ale to wszystko skomplikowane... :icon_twisted: Jak nic bede musial zatrudnic ksiegowa, jezeli zdecyduje sie prowadzic wlasna dzialalnosc w Polsce. :icon_mrgreen:
  12. Tu Cie rozumiem, bo sam wybierajac Bandita kierowalem sie m.in. bliskoscia ASO Suzuki (zeby moc zostawiac motocykl na przeglad i piechota wracac do domu, a potem z powrotem z buta do serwisu), aczkolwiek - mimo wszystko - optowalbym chyba za uzywanym, ale markowym skuterem (zapewne produkcji japonskiej albo zachodnioeuropejskiej). W przypadku pojazdu, ktory ma byc uzywany na co dzien do dojazdow do pracy itp., bardzo wazna jest mala awaryjnosc. Nie ma nic bardziej wkurzajacego niz przymusowa jazda autobusem (nie mylic z jazda metrem z wyboru), bo pojazd stoi popsuty w warsztacie. Bez przesady. Jak postanowilem, ze kupuje uzywany skuter na miasto, to znalezienie ciekawego egzemplarza zajelo mi jeden dzien - zawezilem krag poszukiwan do stolicy i jezdzilem caly dzien od komisu do komisu, odbywajac w miedzyczasie jazdy probne na paru skuterach. A byl to rok dwa tysiace pierwszy, wiec maszyn na rynku wtornym bylo mniej niz obecnie. Gdybym jeszcze bawil sie w jezdzenie pod adresy z ogloszen (zapewne gazetowych, bo wowczas jeszcze podchodzilem do Internetu jak pies do jeza :) , wiec Allegro itp. odpadalo), to i tak pewnie zmiescilbym sie w tygodniu (a wierzcie mi, ze jestem czlowiekiem bardzo niezdecydowanym - ci, ktorzy mnie znaja, moga potwierdzic :wink: ). Chociaz musze przyznac, ze sporo ryzykowalem, kupujac Peugeota z nieznana historia, na ktorym przejechalem moze z poltora kilometra "dookola smietnika"; to byla milosc od pierwszego wejrzenia ;) , urzekl mnie glownie komfort jazdy, duzo miejsca jak na te klase pojemnosciowa, no i piekna (to akurat kwestia gustu), klasyczna sylwetka. Jezeli to prawda, to importer musi wprowadzic jakies ulepszenie (kaizen), bo jezeli ma sie czekac na jakas czesc, bez ktorej dalsza jazda jest niemozliwa, kilka miesiecy, to posiadanie wlasnego pojazdu zaczyna mijac sie z celem i lepiej jezdzic zbiorkomem albo taksowkami. Nikt szanujacy sie w cywilizowanym kraju nie bedzie czekal na niezbedne czesci do sierpnia, jezeli jego jednoslad ulegl awarii w polowie kwietnia, zwlaszcza jezeli jest to wspolczesna maszyna, a nie jakis zabytek.
  13. Nie calego, lecz jedynie jego (niestety lwiej) czesci, skladajacej sie z idiotow niepotrafiacych zrobic uzytku z mozgu.
  14. W takim razie polecam kupic kufer centralny (topcase) oraz sam walek (rollbag) przypinany tasmami i/lub pajakiem do pasazerskiej czesci kanapy (mam taki pochodzacy z zestawu 2+1 [boczne sakwy + walek] firmy Moto Detail i bardzo go sobie chwale). Kufer Ci sie przyda, chociazby jak bedziesz chcial zostawic kask podczas postoju, a do rollbaga bedziesz upychal najciezsze rzeczy. Rozklad mas moze bedzie nieco gorszy niz przy opcji z bocznymi sakwami/kuframi, ale nic Ci nie bedzie poszerzalo motocykla (wazne m.in. podczas przeciskania sie miedzy samochodami w korku; korki niestety czesto towarzysza takze wyjazdom o charakterze turystycznym). Warto rowniez rozwazyc kombinacje topcase + rollbag + tankbag.
  15. A ja bym prędzej zadłużył się na zakup motocykla niż katamarana. Motocykl przynajmniej dostarcza ogromnej frajdy i człowiek wie, po co odmawia sobie tego czy owego, żeby spłacić kolejną ratę, a samochód to zwykły przedmiot użytkowy jak pralka czy lodówka, tylko o innym zastosowaniu. Owszem, wyobrażam sobie zakup samochodu na kredyt, ale to raczej w sytuacji, gdy mam dobrze prosperującą działalność i trzeba nabić koszty, żeby było od czego robić odpisy. Kupuję wtedy, dajmy na to, toyotę avensis (która będzie mi służyła do pojechania raz w tygodniu na zakupy czy w nocy na kebaba) i raty kredytu odpisuję sobie od podatku. Dotyczy to oczywiście sytuacji, kiedy już mam upragniony jednoślad i chwilowo nie planuję zamiany na nowy. A jak komuś w traktowaniu motocykla także jako pojazdu użytkowego przeszkadza nasz klimat, to może przenieść się do cieplejszego kraju; można dokupić też drugi jednoślad na zimę, np. skuter czy lekką terenówkę. Właśnie.
  16. Widzę, że "trochę" gardzisz ludźmi kupującymi pojazdy na kredyt. Owszem, kredyt kojarzy się wielu z panem Kowalskim z marną pensją w budżetówce, który w drugiej połowie lat 90. zadłużył się w banku/u lichwiarzy, żeby kupić, dajmy na to, skodę felicję (w tym miejscu Jaskier zapewne wpisałby daewoo lanosa :) ), a potem co miesiąc grzecznie biegał do ww. banku/lichwiarzy z kolejną ratą w pokornie zaciśniętych ząbkach. Ale motocykl to coś więcej niż narzędzie służące do wystawania w korku w drodze do niekoniecznie ciekawej pracki czy wożenia teściowej na zakupy/rozwrzeszczanych bachorów do przedszkola. Motocykl to obiekt marzeń, realizacja pasji, a pasja - jak wiadomo - wymaga poświęceń. Jeżeli mam możliwość zakupu motocykla za gotówkę, to kupuję za gotówkę (tak jak poprzednim razem). Pieniądze, które zarobiłby na mnie bank czy inni pośrednicy, wolę przeznaczyć na inne cele. Jak Zajc słusznie zauważył, motocykl kupowany na kredyt w efekcie końcowym wychodzi dużo drożej. Ale gdybym miał lizać cukierek przez szybkę, bo nie miałbym wystarczająco dużo wolnej gotówki, a miałbym możliwość wzięcia pożyczki, tobym z niej chyba skorzystał (trudno, zabuliłbym 40 tys. za pojazd wart pierwotnie 27 tys.; poza tym gdybym miał własną działalność, mógłbym kupić motocykl/skuter na firmę i odpisywać sobie raty kredytu od podatku). Jak ktoś wyżej napisał - radość z jazdy jest bezcenna. Od siebie dodam, że frustracja wynikająca z niemożliwości spełniania marzeń do niczego dobrego nie prowadzi. Trzeba rozróżnić dwie sytuacje: gdy nie posiadamy żadnego motocykla, a mamy ciśnienie na jazdę, oraz gdy jakiś już posiadamy, ale chcemy kupić jakiś bardziej wypasiony w myśl zasady "zastaw się, a postaw się". Co do ewentualnej kradzieży pojazdu kupionego na kredyt, to chyba zawsze pożyczkodawcy wymagali wykupienia polisy AC. To normalne, bo chyba nikt psychicznie nie zniósłby spłacania rat (nierzadko kosztem wielu wyrzeczeń) za pojazd, który się zdematerializował i z jazdy którym nie można już czerpać przyjemności. Też racja. Poza tym istnieje coś takiego jak ubezpieczenie od bezrobocia. Obawiam się, że dysponujesz mocno zaniżonymi danymi, obarczonymi sporym błędem, chyba że masz na myśli młodych, którym bliżej do 18 niż 28 lat, tylko ci ludzie często jeszcze w ogóle nie pracują, więc do średniej się nie liczą.
  17. He he, to przebieg godny roweru. :P :) Zarabiając 5 tys. zł na rękę miesięcznie raczej nie odłoży się przez 3 miesiące na nowy motocykl (chyba że mamy taki układ, że zarabiamy wyłącznie na własne przyjemności, i to też nie wszystkie, bo np. na piwo czy wyjazdy weekendowe/wakacyjne dają nam rodzice - ale wtedy też przez 3 miesiące nie uskłada się nawet na nową pięćsetkę). Należy odróżnić zarabianie od oszczędzania. Też bym mógł napisać, że zarabiam przez pół roku na nowego T-Maksa czy Bandita 1250, ale byłaby to g. prawda, bo w międzyczasie muszę się z czegoś utrzymać, i nie mam na myśli wegetacji.
  18. Olsen

    Sucho!

    Było metrem pojechać, ewentualnie Radianem do metra, a dalej po szynach. :clap:
  19. Olsen

    wigilia forumowa

    Aleście mi smaka narobili... <cieknąca ślina z pyska>
  20. Poprawiłeś mi humor przed weekendem. :biggrin: :lalag:
  21. 1. Nie ten dział. 2. Wymienione przez Ciebie sprzęty skrajnie się od siebie różnią, mają inne przeznaczenie. Chociaż X9 jest praktyczniejsze (docenisz podczas dojazdów do szkoły [zwłaszcza o tej porze roku]) czy po większe zakupy), w Twoim wieku pewnie jednak postawiłbym na małe Varadero. Więcej się nauczysz, a i maszyna bardziej się nadaje do drobnych szaleństw. Tak czy siak, każdy wybór będzie dobry. :banghead:
  22. Nie jesteś. Możesz też wziąć pod uwagę klasę pojemnościową 250 ccm. Pamiętaj, że człowiek rozwija się drogą ewolucji, a nie rewolucji.
  23. Dla mnie to idiotyzm. Nie twierdzę, że ktoś ma dokładać do Polaków, ale jeżeli ten sam pojazd będzie można kupić za granicą znacznie taniej, to nie wróżę polskim salonom ani ich pracownikom świetlanej przyszłości. Będą jedynie wylewać swoją frustrację - chociażby na niniejszym forum - że "klienci" przychodzą jedynie pomacać salonowe sprzęty/pokatować testówki, ale kasę wolą zostawiać gdzie indziej. Właśnie porównuję ceny wybranych modeli na rynku polskim oraz japońskim i... dochodzę do wniosku, że kurs wymiany walut kłamie. :wink:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...