Skocz do zawartości

piecyk

Forumowicze
  • Postów

    314
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez piecyk

  1. No chyba raczej niekoniecznie... Oczywiście progresywnie może być jednym palcem, dwoma jak również całą garścią. Jednak "cała garść" kojarzy się z użyciem hamulca "zero jedynkowo" tj. od razu, w pierwszej fazie hamowania - maksymalnie.
  2. Oczywiście. Noleg nie jasno się wyraził. "Szlifowanie..." na lubelskim torze to nie "wolnoamerykanka". Szkolenie prowadzą instruktorzy techniki jazdy. Jeśli ktoś przyjeżdża się czegoś nauczyć i korzysta z instrukcji, przejeżdża konfigurację toru coraz sprawniej. Ktoś kto stosuje wyłącznie metody typu "moja" zawsze ma problem. Ale są ludzie reformowalni i ... ;D Prawdę mówiąc, na "szlifowaniu..." poruszane są kwestie, które powinny być opanowane przez każdego już na etapie kursu podstawowego kat. A w szkołach jazdy.
  3. Tiaaa... I powiedz jeszcze, że jesteś lepszy niż układ stabilizacji toru jazdy i system kontroli trakcji.
  4. Albo "ile centymetrów mam odepchnąć?".
  5. Wygląda na to, że w ogóle nie zadbałaś o zwiększenie przyczepności na przednim kole. Zapewne nie zamknęłaś gazu już w pierwszej fazie hamowania, tylko heblowałaś na otwartej przepustnicy. Przód zanurkował, tył w górze na wyższych obrotach mógł zerwać przyczepność, dlatego wrażenie uślizgu tyłu. W pierwszej fazie hamowania, kiedy zamykasz gaz, palce prawej dłoni układają się na klamce hamulca. Sugeruję już w tym czasie, zanim zaczniesz wywierać odpowiedni nacisk na klamkę hamulca przedniego, z wyczuciem naciskać na dźwignię hamulca nożnego. To powinno spowodować transfer masy na przednie koło i wtedy możesz odważnie hamować przednim hamulcem. Tył wspomaga. Idealnie byłoby konsekwentnie, aczkolwiek z wyczuciem do końca hamować przy użyciu obu hamulców. Czynności opisałem tak, jakby były to wyraźne, osobne etapy. W praktyce powinno to wyglądać tak, aby czynności zamknięcia gazu wraz z naciskiem na dźwignię tylnego hamulca, minimalnie wyprzedziły użycie przedniego hamulca. Aha, sprzęgła używasz w końcowej fazie hamowania ew, na czas redukcji lub w momencie blokady tylnego koła, aby uratować silnik przed wyłączeniem. Stosuję od wielu lat, działa, jestem cały i całkiem fajnie mi się jeździ :)
  6. Dzisiaj miałem okazję porozmawiać z inspektorem z lubelskiego urzędu. Wiem już, że panowie w urzędzie na razie spokojnie podchodzą do sprawy. Nie snują interpretacji tego co w ustawie, ale niecierpliwie czekają na przepisy wykonawcze. Na dzień dzisiejszy nie zajmują żadnego stanowiska jak to może, lub będzie wyglądało. Aczkolwiek inspektor przyznał, że nie wyobraża sobie aby szkoły jazdy, od najmniejszych do największych ośrodków były w stanie zaplanować na "dzień dobry" pełny harmonogram zajęć każdej osoby szkolonej. Oczywiście poza zajęciami teoretycznymi, które stosunkowo łatwo da się zaplanować. Inspektor podkreślał jeszcze jeden aspekt sprawy: KARA za niedostarczenie w terminie lub za późniejszą niezgodność dokumentacji, z faktycznym stanem w trakcie szkolenia. Cóż, okazuje się, że szkoły wystawiają zaświadczenia o ukończeniu szkolenia poświadczając nieprawdę. Trudno cały proceder udowodnić, a to jest poważny problem. Ale ośrodki będą karane za błędy w tej całej "papierologii" jakiej wymaga nowa ustawa.
  7. W takim wydaniu jak opisujesz, nie tylko dochodowy, ale też patologiczny.
  8. Liczę na to, że szybko ten artykuł zostanie poprawiony. Nie wyobrażam sobie innego planowania kursu, niż jak dotychczas. Aktualnie lekcje jazdy planujemy z tygodnia na tydzień. Większe wyprzedzenie nie ma sensu, bo najczęściej w związku z pracą osób szkolonych te zajęcia trzeba przekładać, odwoływać itp. Czasami czynnik pogodowy nie pozwala na zrealizowanie lekcji, ale to sporadycznie następuje. Jak już Vatzeque napisał, mamy do czynienia z bublem prawnym. Nawet w art. 139 określającym datę wejścia w życie nowej ustawy, a konkretnie datę funkcjonowania nowych kategorii motocyklowych, jest trochę niejasności. Moje wątpliwości budzi obowiązek uczestnictwa w regularnych szkoleniach dla instruktorów. Jestem ciekaw kto będzie nas uczył i czego? Skąd moje wątpliwości? Całkiem niedawno uczestniczyłem w głośnym na cały kraj szkoleniu "Wzrost Kompetencji Kadry OSK". Szkolenie było realizowane przede wszystkim w ośrodkach ruchu drogowego. Czy koledzy instruktorzy też tak wyśmienicie tracili czas jak ja w Lublinie? Szkolenie nie było drogie, jakieś 100zł z groszami (wykorzystano fundusze UE), ale nawet na darmowe bym narzekał :) Przekonałem się, że prowadzący szkolenie lubelscy egzaminatorzy są fatalnymi szkoleniowcami. Dodam więcej, nie potrafią biegle czytać po polsku, bo szkolenie w ich wydaniu polegało na przeczytaniu slajdów prezentacji z ciągłym jąkaniem i pomyłkami. Jedynie jeden wykład prowadzony przez psychologa transportu Andrzeja Markowskiego był godny uwagi. Poza tym kilka godzin w plecy. Do tej pory nie wiem jaki cel miało to szkolenie. Jeśli tak mają wyglądać coroczne szkolenia dla instruktorów - ja dziękuję. Tak na marginesie: pewnie już o tym wspominałem, że swego czasu do lubelskiego inspektoratu napływały masowo skargi, ze strony konkurencyjnych szkół jazdy, że szkolę niezgodnie z przepisami. Dlaczego? Bo jeżdżę z kursantem jako "plecak" :) Niedawno policjant (nie z drogówki) chciał zabrać nam kartę zajęć w trakcie kontroli. Dlaczego? Bo jechałem z kursantem na jednym motocyklu. Po wykonaniu wielu tel. oddał kartę, ale zapewniał stanowczo, że wydz. komunikacji dowie się o tym :)
  9. :-D Do tego musiałby "coś" potrafić. A to już nie jest tak hop siup :) Jak już sam stwierdziłeś, jest to przykra sprawa.
  10. piecyk

    Tor Lublin

    Już od dawna szlifują, bo tam nie musisz wyłożyć 40zł za wjazd :icon_mrgreen: Zresztą, o co to całe zamieszanie. Mają zamknąć, niech zamykają. Robią tylko z ludzi baranów. Teraz rzesza ok. 3500 "facebookowców" będzie walczyć o tor. Wiadomo, że takie obiekty muszą istnieć. Jeśli nie Lublin, to jest Radom, są obiekty w innych miastach. Mi wycieczka do Radomia nie przeszkadza. Skoro tam są lepsi gospodarze, wolę im zapłacić za możliwość treningu w bezpiecznych warunkach. Ludzie są leniwi i chcą mieć wszystko na miejscu. Skoro motocykliści z Warszawy mogą przyjeżdżać do Lublina, to "Lublin" też może jeździć tam, gdzie są tory kartingowe, motocyklowe i inne. Chcieć to móc.
  11. http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110905/LUBARTOW/656436545 Pasażer niestety również zmarł... http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110906/LUBARTOW/143333856
  12. Nie jeździjcie motocyklami. Posiadajcie motocykle i pijcie z nimi piwo w garażu...
  13. Jeden lubi pomarańcze...
  14. Ale kto ma to zrobić? Ja, On... My, Wy, Oni??? Masz strasznie roszczeniowy ton. Wystarczy dostosować prędkość do warunków. Kiedyś też psioczyłem na dziury. Aktualnie nie mam z tym problemu. Chyba w końcu nauczyłem się jeździć. Pozdrawiam
  15. Zgadza się. To jest nauka zdawania. To jest taka nauka na małpkę, czyli wskazówki "na obroty", "na pachołki" itp. 4jku, faktycznie piszesz jak jest. Jednak lepsze byłoby stwierdzenie, że wiemy że są szkoły, które uczą tylko tego jak zdać egzamin i należy je szerokim łukiem omijać. Oczywiście, wyobraźnia, zdolność przewidywania... Żaden kurs nauki jazdy Cię tego nie nauczy. Jedynie doświadczenie za kierownicą, głupie wpadki w różnych sytuacjach, kolizje itp popełniane przez nas samych uczą najlepiej i najszybciej. Oczywiście najmniej bolesna jest nauka na cudzych błędach, ale jak to mówią "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz". Co z tego, że przez wiele godzin w ruchu drogowym powtarzam kursantowi aby zmienił pozycję pojazdu na pasie ruchu przejeżdżając obok parkingu, że ktoś cofając może go nie zauważyć. Kursant w momencie kiedy nie uzyska podpowiedzi pojedzie nieprawidłowo, wręcz czasami ocierając się o zaparkowane auta. Ale kiedy cofający pojazd naprawdę go przestraszy, dopiero zrozumie w czym rzecz. Jak mantrę powtarza się "wszystko co białe na jezdni to twój wróg". Co z tego. Dopóki delikwent nie złapie uślizgu koła na strzałce kierunkowej namalowanej na jezdni, podczas hamowania przed sygnalizatorem nie zastosuje się do wskazówek. Jednak poruszając się po drogach musimy mieć pewne podstawy opanowane. Będę się przy tym upierał :) Zgadzam się w 100%. Ale najlepsza wyobraźnia, oszacowanie prędkości itp. nie gwarantuje uniknięcia sytuacji awaryjnej. Sądzę, że dobrze byłoby wcześniej, w bezpiecznych, wręcz sterylnych warunkach placu manewrowego przećwiczyć np hamowanie awaryjne z wyższych prędkości, omijanie przeszkody itp. Na drodze nie ma czasu na eksperymenty. Tak, wymagania instruktorom stawiam duże, pewnie dlatego kadra w moim ośrodku jest od dłuższego czasu niezmienna i niewielka. Mógłbym postawić na masówkę, zatrudnić partaczy którzy uczyli by zdania egzaminu, ale zależy mi na bezpieczeństwie osób szkolonych, zarówno na i po kursie. Poza tym, próbowałem powiedzieć, że niska zdawalność (swego czasu w Lublinie na poziomie 25% - żenada) podyktowana jest złym nauczaniem, właśnie pod egzamin. Bo właśnie nauka na obroty itp. jest zgubna. Słyszałem o tych sposobach, ale nie stosuję, bo szkolę tylko motocyklistów :) Chodzi o to, że osoba szkolona uczy się, że przy drugim pachołku ma skręcić 1/2 obrotu, przy 3cim 1/4 obrotu itd. W stresie egzaminacyjnym, pierdzieli te wszystkie wskazówki, bo już nie pamięta, czy te pół obrotu dotyczyło parkowania równoległego, czy cofania po "łuku". Ahhhh... temat rzeka. Dzięki. W ogóle cieszę się, że chcieliście to wszystko przeczytać. Takie życie. Na co dzień się zmagamy z tym samym.
  16. Widzisz 4jku, takie zdania jak Twoje kształtują świadomość. Kandydat na motocyklistę czyta takie słowa i jest przekonany, że wszędzie uczą zdawać egzamin. Niedobrze, że w ten sposób się wypowiadasz. Ad. wymiaru godzin szkoleniowych. Nikt nikogo w tak krótkim czasie nie nauczy doskonale jeździć. Poza tym nie ma co się kurczowo trzymać tych 20h. 20h praktyki to minimalny wymiar godzin jaki przewidział ustawodawca. Jeśli ktoś musi, chce, stać go itp to może kurs sobie rozszerzyć nawet do 100h. Każda osoba szkolona, niezależnie od umiejętności i predyspozycji musi zrealizować przynajmniej 20h praktyki zakończone egzaminem wewnętrznym, który może wskazać na dalsze doskonalenie umiejętności. Podejście do sprawy "zdać egzamin, a później 'kilometry' mnie nauczą" jest błędne. Świetnie, że ktoś myśli o doskonaleniu we własnym zakresie, ale lepiej by było, aby robił to pod okiem wykwalifikowanego instruktora. Ile taki motocyklista ma pewności, że ćwiczenia doskonalące technikę wykonuje prawidłowo? Kumpel, dziewczyna go chwali? ;) Taki motocyklista może pokonać 40000km, 60000km, a nawet 80000. Jeśli nie będzie miał dobrych podstaw, to cały czas będzie powielał błędy. "Dobrze jeździć"? A co to znaczy wg Ciebie? Prezentuje wzorową technikę kierowania jednośladem? Czy po prostu potrafi przejechać z punktu A do B nie robiąc przy tym ani sobie ani innym krzywdy? Pierwsze czynności początkującego kierowcy powinny być wykonywane przy stałej kontroli instruktora (doświadczonego kierowcy). Stanowią decydujący etap w kształtowaniu umiejętności sterowania motocyklem. Jeśli już na początku osoba szkolona nie została poinstruowana aby patrzyła tam gdzie chce jechać, to później będzie jeździła z nosem w zegarach albo przed przednim kołem. Już w początkowym etapie należy bezwzględnie zapobiegać błędnym czynnościom. W przeciwnym wypadku każdy błąd będzie się utrwalał, a kursant "samouk" nawet nie będzie wiedział, że popełnia błędy. Gdzie są te błędy? Wszędzie. Obserwując motocyklistów na ulicach można wytykać ich "wypasione" błędy. Samo uruchamianie pojazdu, ruszanie z miejsca (z której nogi przy zmianie kierunku?), zmiana i redukcja biegów (wyrównanie obrotów - "międzygaz"), trzymanie rąk na kierownicy (a raczej trzymanie się kierownicy), ustawienie stóp na podnóżkach, sterowanie dźwigniami "nożnymi" itp. itd. A świadomość jazdy w odpowiednim stroju? Jeśli na kursie zezwala się na jazdę w krótkich galotach, koszulce, lekkim sportowym obuwiu a nawet w sandałkach to coś jest nie tak. Ryzyko upadku, wypadku podczas nauki jazdy jest ogromne, ale stosuje się w większości szkół, a nawet na egz. państwowym kaski otwarte, typu jet - czyli te, które zapewniają najmniejszy poziom bezpieczeństwa. Jeśli na kursie osoba szkolona może ćwiczyć na placu manewrowym bez kasku, to już jest bardzo nie tak. I błędne koło się zamyka, bo to niekompetentni instruktorzy kształtują taką, a nie inną świadomość. Podstawy są bardzo ważne, a jedynie wykwalifikowana kadra, raczej w drogiej szkole jazdy jest w stanie rzetelną wiedzę przekazać i zweryfikować umiejętności kursanta. Regularnie organizuję rajdy szkoleniowe dla byłych kursantów - najczęściej w Bieszczady. Mam taką satysfakcję ze swojej pracy, że mogę spokojnie ustawić z nimi wyjazd w góry, bez obaw że ktoś sobie nie poradzi, że nie wie co to przeciwskręt, jaką ścieżką zabrać prawą lub lewą serpentynę, jak hamować awaryjnie, jak hamować w zakręcie itp. Każdy nawija 700km jednego dnia i zadowolony wraca do domu. Ludzie też nie wiedzą czego mają wymagać od kursu nauki jazdy. Podkreślam, że ośrodki szkolenia kierowców mają prowadzić kursy nauki jazdy, a nie kursy zdawania egzaminów. Wiele osób podkreśla tutaj, że kurs jest właśnie po to. Ale czy ktoś się zastanawia ile potrzeba czasu na opanowanie wiadomości dot. przebiegu egzaminu państwowego? Naprawdę niewiele. Trzeba sobie uświadomić, że na kursach które ograniczają się do treningu tylko i wyłącznie zadań egzaminacyjnych są robieni w balona. Te podstawowe 20h da się wykorzystać dużo efektywniej (czasami również efektowniej). Gdzie tkwi problem? W tym, że przyszli motocykliści są mało wymagający. Biorą gdzie najtaniej, najszybciej, po najmniejszej linii oporu, a to już zapewnia sam egzamin państwowy, który nie sprawdza faktycznych umiejętności kierowania motocyklem, a powinien. Co sprawdza egzamin? Czy ktoś potrafi przy małej prędkości wykonać "szeroki" slalom (pachołki co 6,5m) i 5 ósemek, ruszyć na wzniesieniu i... czasami hamowanie awaryjne (do niedawna w Lublinie to zadanie było całkowicie pomijane). Niektórzy się śmieją, że w Lublinie trzeba spaść z motocykla aby oblać :) Dużo jest w tym prawdy. Egzamin jest banalny, dlatego od kursu wymagajcie dużo więcej. Poza tym, skoro króluje taki pogląd, że kurs jest po to, aby przygotować się do egzaminu, to jakoś kiepsko to w ogóle wychodzi. Np zdawalność na kat. B nie wygląda imponująco. Właśnie dlatego, że kursy uczą jak zdać, zamiast nauczyć jeździć. Co z tego, że ktoś teoretycznie wie jak wygląda przebieg egzaminu. Wystarczy, że wsiądzie do innego samochodu, wcale nie innego niż szkoleniowy 6-biegowy Yaris, ale do takiego samego, 6-biegowego Yarisa egzaminacyjnego. Już mamy problem, bo sprzęgło inaczej "bierze", bo to, bo siamto... Abiturienci nie potrafią ruszać, bo instruktorzy uczą ich ruszać bez gazu, najpierw samym sprzęgłem (gaz później - żenada). Nie potrafią poprawnie zmieniać biegów, zamiast jedynki włączają trójkę i oblewają z miejsca już na placu. Instruktorzy uczą, że parkowanie można wykonać tylko i wyłącznie na pierwszym biegu. Nie można jedynki włączyć w czasie ruchu pojazdu. I co? I wychodzą takie kwiatki, że przed pustym parkingiem, zamiast sprawnie wjechać do stanowiska z ruchliwej ulicy, "L"ka nagle zatrzymuje się. Po co? Kursant musi włączyć jedynkę, aby zaparkować. Książkę można napisać. A materiał do książki dyktują sami instruktorzy, którzy nie są doświadczonymi kierowcami, ale posiadają prawo jazdy przynajmniej 3 lata. Jest to taki sam wyznacznik doświadczenia za kierownicą jak posiadanie dowodu osobistego, pozwalającego poruszać się motorowerem po drogach. Większość kierowców nie potrafi jeździć, ale nikt tak o sobie nie powie. U nas jeżdżą sami mistrzowie kierownicy po beznadziejnych kursach. Jak się tam znaleźli. Sami je wybrali, bo było taniej i bliżej i szybciej i ... Prawda jest jedna. Bez dobrych podstaw nie można pójść dalej. W sumie co z tego, że ktoś po podstawowym kursie nauki jazdy pojawi się na kursie doskonalenia techniki jazdy. Okaże się, że tego człowieka trzeba od nowa nauczyć właściwych podstaw, aby w ogóle było co doskonalić. Wtedy zaczynają się schody. Najtrudniej pracuje się z ludźmi, posiadającymi złe nawyki.
  17. Temat schodzi na obszar szkolenia. Tutaj przepisów znacząco nie trzeba zmieniać. Wciąż poważnym problemem pozostają jedynie niekompetentni instruktorzy, którzy nawet zimą zdobywają uprawnienia. Po prostu nikt nie weryfikuje ich umiejętności motocyklowych. To po prostu "kolekcjonerzy makulatury". Ludzie nie mający nic wspólnego z motocyklami, poza przebytym wcześniej kursem, oczywiście w marnej szkole. Człowiek, który nie ma doświadczenia, nie jest pasjonatem, a przypadkiem zdobył uprawnienia instr. nauki jazdy kat. A zaprezentuje taki sam sposób szkolenia jaki otrzymał na swoim kursie. Instruktorzy nie praktykujący czyt. NIEmotocykliści nie zdają sobie sprawy ze swojej odpowiedzialności za kursantów, również po kursie. Kiedyś już o tym pisałem, że rozporządzenie dot. szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców, instruktorów i egzaminatorów (dz.u.217), zawiera charakterystykę absolwenta kursu. Dodatkowo plan nauczania uwzględnia przynajmniej 3h dla kat. A1, A nauki jazdy poza obszarem zabudowanym lub na drogach o limicie prędkości większym niż 70km/h. Na czym skupiają się szkoleniowcy? Na instrukcji przeprowadzania egzaminów państwowych. Jak wszyscy wiemy zadania są banalne. Przygotowanie kandydata na kierowcę do wykonania tylko wymaganego na egzaminie slalomu, ósemki, ruszania na wzniesieniu to gra nie fair. Inna sprawa dot. również tych zadań. Instruktorzy często nie wiedzą jak sprawnie wykonać wyżej wymienione zadania, nie potrafią również tego nauczyć. Dlaczego ludzie spędzają masę czasu na ósemkach na placu? Uczą się metodą prób i błędów. Zresztą, pytania zadawane w tym dziale na forum, przedstawiają dokładnie poziom przygotowania osób szkolonych nawet do tego banalnego egzaminu. Ale kiedy już dana osoba egzamin zda (być może przy pierwszym podejściu - nie jest to szczególny wyczyn), jego pogląd na temat własnych umiejętności właśnie osiągnie szczyt. Zdał za pierwszym razem = wszystko potrafi. Są w naszym kraju prowadzone kursy doskonalenia jazdy. Niewiele jest tego typu ofert, ale są. Nie ma niestety świadomości w głowach użytkowników jednośladów, konieczności korzystania z takich kursów. Argumenty są różne, począwszy od "za drogo", "za daleko", "to nie dla mnie" itp. A czasami argumentów chyba brak. Bo nawet jak szkolenie jest darmowe, to wielu stwierdzi, że "nie ma na wachę"... To po co mu motocykl?
  18. I tak to powinno się zawsze odbywać. Trochę odbiegnę od tematu, ale w Lublinie, hamowanie awaryjne pomimo tego, że jest to zadanie obowiązkowe, jest wykonywane "od święta". Dziwię się egzaminatorom, którzy wyjeżdżają na miasto w "ciemno" z osobą egzaminowaną tj. zupełnie nie mają pojęcia o jej umiejętnościach hamowania. Ile wiedzą? Tyle, że abiturient potrafi zrobić prosty slalom, 5 ósemek, ruszyć na wzniesieniu... A czy poradzi sobie z sytuacją awaryjną w ruchu drogowym. Już na placu manewrowym można byłoby się o tym przekonać. Później życie weryfikuje, czy dany motocyklista ma dobre podstawy, aby bezpiecznie prowadzić swój pojazd. W praktyce, wygląda to tak, że szkoły idąc tropem WORDu nie realizują treningu hamowania, bo skoro na egzaminie nie ma, to po co(?).
  19. Zapewne masz na myśli: Hamowanie do zatrzymania w wyznaczonym miejscu - zadanie 9 z karty przebiegu egz. Zrób sobie szkolenie uzupełniające przed egzaminem w jakiejś dobrej szkole jazdy.
  20. Ja również. Raczej od konstrukcji pojazdu, a nie od kraju zależna będzie technika kierowania. Uczę swoich kursantów trzymania 2 palców tj wskazującego i środkowego na "klamce" hamulca przedniego. Akurat konstrukcja wszystkich motocykli szkoleniowych, które posiadam pozwala im na to. Uzasadnieniem jest przede wszystkim skrócony czas reakcji, a z drugiej strony "otwarta" dłoń nie spina innych partii mięśni rąk. Owijając całą garść na rękojeści kierowcy zazwyczaj usztywniają ręce. Z własnego doświadczenia tj. kierowcy motocykla i z doświadczenia instruktorskiego wiem, że nie trzymanie palców właśnie zwiększa ryzyko zablokowania przedniego koła. W sytuacji awaryjnej, osoba która nie trzyma palców na "klamce", nerwowo przenosi wszystkie palce na dźwignię hamulca i ciśnie bez wyczucia do oporu. Konsekwencje znane... A czemu by tego nie połączyć? I bezpieczny dystans i palce na klamce to dobre rozwiązanie na jazdę w trudnych warunkach. Jak odkręcamy do końca, to z hamowaniem będzie to miało niewiele wspólnego. Natomiast problemem może okazać się hamowanie połączone z redukcją i wyrównaniem obrotów. Ja polecam osobom szkolonym wyposażyć motocykl w regulowane "klamki", jeśli ich model takich nie posiada. Po co się męczyć. Za "parę" złotych można mieć i komfort i bezpieczeństwo. Jednoosobowy sex to z samym sobą, czy tylko z jednym partnerem?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...