Skocz do zawartości

Luca

Forumowicze
  • Postów

    2447
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Luca

  1. Jak najbardziej, jak nic się nie dzieje, to zaglądam co około 10tyś, czyszczę, przedmuchuję, sprawdzam przerwę między elektrodami i wkręcam ponownie. :) Jak już pisałem w ten sposób użytkowania puszka mi przejechała na pierwszym 170tyś, a na drugim komplecie (chyba Bosh), ma już prawie 120tyś i cały czas śmiga. W tą zimę było -26 i od pierwszego.
  2. Czyli nawet jeśli w praktyce mogę mieć rację, to mam być ukarany, bo nie można pozwalać, by ktoś dzielił się swoim doświadczeniem i miał własne wnioski, inne od ogólnie utartych? Producent pojazdu również podpowiada, jak należy docierać motocykl, a na tymże forum propagowane jest zupełnie inne zdanie na temat docierania, którego zwolennikiem jest rówież Pan, Panie Piotrze i jak życie pokazuje nie wszystko co producent podpowiada jest dla dobra użytkownika. No to teraz przejdźmy do konkretów Panie Piotrze, proszę mi siedzącemu w stodole w komórce, wyjaśnić, rzeczowo i technicznie, jakie spustoszenie powstaje w wyniku pracy sprawnej świecy zapłonowej, jeśli termin do wymiany minął? Jedynym sensownym argumentem, jaki przychodzi mi do głowy to, że jest większe prawdopodobieństwo wystąpienia uszkodzenia świecy. W praktyce jednak przekonałem się, że nowe świece są tak samo nieprzewidywalne jak te już sprawdzone np, na dystansie 12tyś km. W latach dziewięćdziesiątych miałem taki przypadek, że z zapłonem czterocylindrowego silnika samochodowego, nie mogłem dojść do ładu. Nie pomagała wymiana kabli, cewki, rozdzielacza, jeden komplet nowych świec, drugi komplet nowych świec, aż w końcu tak od niechcenia, wkręciłem stare, używane ruskie świece (takie z grubą gładką porcelaną i napisem CCCP). Wszystko jak ręką odjął i silnik zaczął pracować jak zegarek. Od tej pory sprawna świeca, to dla mnie sprawna, a nie że sprawna bo nowa. To, że będzie nowa, nie jest żadną gwarancją, a powiązanie zużycia świecy z przebiegiem jest mało adekwatne do rzeczywistości, bo w praktyce nowe świece potrafią szybko paść a niektóre potrafią prawidłowo pracować kilkakrotnie dłużej niż zaleca producent. Proszę mi rzeczowo odpowiedzieć na pytanie, które zadałem, bez niepotrzebnych stodół i komórek. Poza tym to wyrażam swoją opinię popartą własnym doświadczeniem i nie mam żadnego interesu w tym, czy mi ktoś będzie wierzył, czy nie. Jestem jak najbardziej za okresową wymianą oleju, płynów, filtrów, ale kompletu dobrych , sprawnych świec nie wyrzucam.
  3. Tarcze hamulcowe nie wymienia się okresowo, tylko jak się zużyją (minimalna grubosć) , lub zostaną uszkodzone (rysy, rowki, bicie, przegrzanie itp.). Zawory reguluje się co dany przebieg, bo się zużywają i mają wpływ na prawidłową pracę i trwałość silnika, natomiast okresowa wymiana świec jest mitem i naciąganiem klientów. Charakterystykę pracy świecy można porównać do pracy żarówki, a nie do pracy współpracujących elementów mechanicznych. Krzywą docierania, właściwej pracy, oraz przyśpieszonego zużycia, do świecy się nie zastosuje, dlatego świecę traktuję jak żarówkę i się to sprawdza w praktyce. W puszce bezproblemowe 170tyś km na jednym komplecie świec, przewody wysokiego napięcia trzeba częściej wymieniać niż same świece. W motocyklu 53tyś i nadal działają poprawnie. Oczywiście zawsze wożę komplet świec zapasowych i klucz, by w razie czego wymienić w drodze. Jak ktoś potrafi sobie sam wymienić świece, to okresowa wymiana świec jest tylko niepotrzebnym wydatkiem.
  4. Jak to nie kusiło? Kusiło przecież żeby pomalować :) No i co było z biegami, że naprawiłeś?
  5. Ale moto działało, zanim podkusiło cię by zdejmować dekiel? Mam nadzieje, że z tego piasku to wyczyściłeś silnik. Może musisz jeszcze podregulować sprzęgło? Uszczelkę pod dekiel wsadziłeś tej samej grubości? Jeśli przetaczasz powoli motocykl to biegi też nie wchodzą?
  6. Też mi się wydaje, że jest to popychacz sprzęgła i powinien wchodzić w otwór sprzęgła. Zrób fotkę dekla, może masz wysprzęglik źle ustawiony? Ile brakuje by dekiel doszedł? Jeśli jest to 1-2mm, to może być napięcie wstępne sprężyn i wszystko jest ok.
  7. Jak najbardziej zapraszam, może nawet posiedzieć pozwolę :icon_mrgreen: No cudów nie ma z takiej pojemności, ale jak dla mnie jest to minimum do w miarę płynnego poruszania się. Na nudnych autostradach, przelotówkach, brakuje tej mocy by odkręcić, ale na zwykłych polskich dziurawych drogach jedzie się jak wszyscy. Wyprzedzać się da, tylko trzeba przy tym jeszcze myśleć. Za to na krętych górskich drogach Jelonek czuje się jak ryba w wodzie. http://chomikuj.pl/S...px?id=758882008 Poza tym to cruiser/chopper o pojemnosci 250cc służy do kontemplacji otoczenia, a nie wyścigów ze wszystkim co ma koła.
  8. No ale kupowałeś te MP4 w Chinach, bo najtaniej, a jak wiadomo najtaniej, to z jakoscią róznie bywa. Chińczyki mają inną filozofię, najpierw kupujesz cały kontener MP4, płacisz, a potem dopiero Chińczyki wysyłają ten kontener i tu musisz mieć już dużo szczęścia, czy zapakowali do niego faktycznie to co chciałeś i czy dotrze w nienaruszonym stanie. Przyjdzie cały kontener bubli, czy zupełnie czegoś innego, to masz wtedy niezły cyrk. Sporo firm kupujących u Chińczyków ma z tym problem. Np kontener chińskich skuterów to nie problem, ale kontener różnych części zamiennych do nich, to bardzo duży problem Moje minimum to wypalenie całego zbiornika głównie na Roztoczu z wynikiem 2,5L/100km :cool: przy 70-80km/h Max 3,5L/100km był w Skandynawii, przy silnym wietrze.
  9. Na hamowni nie byłem, choć bardzo chciałem, bo jak mi zaśpiewali w Kielcach 300zł, to sobie dałem siana. Stówkę może bym odżałował, ale nie więcej. Co do danych deklarowanych przez producenta, a rzeczywistych to w przypadku Jinluna jest raczej odwrotnie. 17KM i prędkość max 95km/h. W rzeczywistości 130km/h to nie problem, a i wydaje mi się, że Chińczycy mierzyli na niedotartym silniku, o ile w ogóle mierzyli koniki. No tu cię zaskoczę, bo silnik po tych 53 tyś zachowuje się lepiej niż na początku. Równiej chodzi i chętniej przyśpiesza. Nie wiem, czy to ostatni podryw przed zupełną agonią, ale zwiększonego zużycia oleju nie ma, tylko skrzynia głośniej pracuje. 2-3 bieg ciut głośniej wyje. No tu jest raczej kiepsko, bo chińczyki robią na wzór japońskich starych niewysilonych jednostek. Mogłoby być więcej tych kucy, ale może dzięki temu, że ich nie ma, te chińskie silniki jakoś wytrzymują kilkunastotysięczne przebiegi. Pewnie i tak nie uwierzysz, bo sam się mocno zdziwiłem w zeszłym roku na austriackiej autostradzie. Na początku gdy zobaczyłem na liczniku ponad 150km/h, to myślałem, że licznik się skopał, ale silnik też wszedł na jakieś dziwnie wysokie obroty i zacząłem wszystko wyprzedzać. Byłem tak zdziwiony, że odpuściłem do 100km/h i znowu zacząłem odkręcać manetkę. Licznika niestety nie udało się zamknąć, bo wskazówka zaraz za 150 zatrzymywała się i nic już nie dało się z Jelona wydusić (przypominam, że byłem nieźle obładowany tobołami). W Polsce chciałem to powtórzyć, ale już się nie dało, przy dobrych wiatrach na pusto max 140 licznikowe. Nie wiem, czy to austriackie paliwo tak zadziałało, czy coś innego. Żeby nie było tak różowo, to oczywiście licznik Jelona w stosunku do rzeczywistości oszukuje o około 10km/h :biggrin: Mimo to nadal twierdzę, że mam najszybszą chińską 250-tkę i podejmę każdą rękawicę w tej kategorii. P.S. W japońskich 250-tkach, inny wałek rozrządu ponoć czynił cuda i z 17KM producent wyciągał dodatkowe prawie 10KM.
  10. Porównujesz chiński skuter 50cc do ER6, czy tylko jaja sobie robisz? 12tyś przebiegu niewiadomo czy dojdzie :laugh: Zapraszam na zlot chińskich motocykli,to sobie pooglądasz przebiegi. Jeśli chodzi o powroty ze zlotów na lawetach, gdzie króluje chińszczyzna, to do zeszłego sezonu prowadziły motocykle niechińskie, po tym sezonie chińszczyzna, kontra reszta idzie łep w łep. Fakty są takie, że wszystko się psuje, bez względu na pochodzenie, zwłaszcza jak następnego dnia na kacu, zimne silniki dostają od razu na maxa. :cool: Wszystko sprowadza się i tak do jednego, by użytkownik był zadowolony, co by to nie było. W tym roku mają się pojawić nowe chińskie 650-tki, ale cena pewnie nie będzie już taka mała.
  11. No mi się bezawaryjnie tyle udało przejechać chińczykiem, to japończyk tym bardziej powinien. Nigdy w ciągu 53tyś km nie musiałem swojego Jinluna pchać, holować czy wozić lawetą z powodu awarii na trasie. Najbardziej dokuczliwe co mnie spotkało, to w okresie docierania jak wracałem z Bieszczad puścił lut w przekaźniku rozrusznika, ale śrubokręt z powodzeniem zastąpił rolę przekaźnika. Na dalekie trasy zabieram parę śrubek dla lepszego samopoczucia, choć jeszcze mi się nie przydały, taśmę klejącą i kawałek drutu. Drut i taśma do mocowania pierdułek już się nie raz przydały w trasie :icon_mrgreen: Plastik i guma to najsłabsze punkty chińszczyzny. Mój Jelon jakością jak najbardziej odbiega od japonii, ale w życiu bym nie powiedział, że tyle toto przejedzie bezawaryjnie. Nie wiem, czy trafiłem na jakiś wyjątkowy egzemplarz, czy co, ale staruszek (jak na chińczyka) jeszcze śmiga do dziś :cool: Na wiosnę ósmy sezon będzie.
  12. U Chińczyków to nie, ale jak Japończycy będą okrągły tydzień po 12h wyzyskiwali nasze dzieci, to ok? Dawno wszystko zostało już zaprzepaszczone. To dla naszych dzieci powinien świat pracować a nie odwrotnie. Kupowanie wszystkiego co nie polskie spycha nas i nasze dzieci do roli wyrobników u obcych. Kasę powinno się trzymać w kraju i pomnażać, sprzedając produkty i usługi na zewnątrz. Kupując nowy chiński motocykl, czy japoński, to takie samo zło dla naszych dzieci, a japoński to nawet większe, bo więcej swoich pieniędzy oddajesz obcym. Zostaliśmy zepchnięci do roli globalnych wyrobników i kosumentów i nic się już nie da z tym zrobić. Można tylko starać się za tą samą przyjemność zapłacić jak najmniej, by jak najwięcej zaoszczędzić. To czy ktoś będzie bardziej zadowolony z nowego chińczyka, czy z używanego japońca zależy od tego, który lepiej spełni oczekiwania nabywcy. Przejechanie po świecie bezawaryjnie ponad 50 tyś km na używanym japońskim motocyklu o większej pojemnosci jak proponujecie, kosztowało by mnie sporo więcej, niż chińczykiem, który spala mi 3L/100km i koszt części eksploatacyjnych w sezonie mieści się w koszcie dwóch tankowań. Kiedyś pewnie kupię większą używaną japonię, ale eksploatacja będzie mnie sporo więcej kosztować.
  13. Suwmiarka nie mierzy tak dokładnie. Przy setkach ważna jest już siła docisku przyrządu pomiarowego, dlatego w mikrometrach jest sprzęgiełko umożliwiające własciwy pomiar, przy tych dokładnościach (o ile sprzęgiełko jest właściwie skalibrowane).
  14. Dzieki za odpowiedź, zawsze miałem opory, że przy pierwszym ruchu tłoka suche pierścienie zrobią rysy, no i wolałem mieć wszystko zwilżone olejem. W sumie to olej i tak się wciśnie między pierścienie po kilku ruchach tłoka, ale będzie go niewiele. Przy ostrej metodzie docierania uwięziony nadmiar oleju faktycznie może mieć znaczenie. Cała sztuka nie przypalić i nie zatrzeć a dotrzeć :icon_mrgreen:
  15. Co daje ,,na sucho"? Dlaczego pierścienie nie mogą być zwilżone olejem?
  16. Bez honowania uda się właściwie dotrzeć pierścienie ? :blink: ?
  17. No nie jest tak całkiem z tą moją nieświadomością i nie mam zamiaru podważać wypracowanych sprawdzonych metod, ale coś tam jednak na temat gwintów wiem z racji mechanicznego wykształcenia i wykonywanej pracy. Tak na szybko, na samohamowność gwintu ma wpływ skok gwintu i współczynnik tarcia. Teraz dwa przypadki: Obie śruby wkręcamy tym samym momentem, z tym, że jedna dostała czynnik smarny a druga na sucho. Jekie będą różnice? Na tej z czynnikiem smarnym, przy tym samym momencie wystąpi większa siła osiowa, bo śruba mocniej się zakręci, dzięki zmniejszeniu tarcia, ale w końcu tarcie dochodzi do tego samego poziomu, bo działamy przecież takim samym momentem. Czyli połączenie ze smarem(olejem) mocniej zespala skręcone elementy i śmiem twierdzić, że nie będzie wykazywało większej tendencji do samo rozkręcania niż połączenie na sucho, bo mieliśmy ten sam moment dokręcania. Za to po latach, gdy suchy gwint skoroduje różnice w odkręcaniu będą :icon_mrgreen: Teraz kolejna sprawa, gwintu nie smarujecie, ale łepek śruby smarujecie, by zmniejszyć tarcie. A teraz niespodzianka, co ma praktyczny wpływ na samoodkręcanie się połączenia gwintowego w ciężkich warunkach pracy. Skok gwintu mamy ten sam, smarowany, czy suchy. Ano wpływ ma tarcie samego łepka śruby. Wystarczy zastosować śrubę/ nakrętkę z kołnierzem (zwiększone tarcie) i spada tendencja do samorozkręcania się. Nieśmiało przypominam, że tą część jednak smarujecie. Moje zdanie nadal podtrzymuję, że smarowanie gwintu nie pogarsza w praktyce skuteczności połączenia gwintowego, tylko poprawia odporność na czynniki zewnętrzne. Zapobiega korozi, zapiekaniu się i można więcej razy użyć bez zniszczenia. :) To tarcie na nitce gwintu zależy od siły docisku, a smarując uzyskujesz większą siłę docisku, dokręcająctym samym momentem.
  18. Każdy ma jakieś swoje fanaberie :icon_mrgreen: Jak widać żyłem trochę w nieświadomości, zawsze myślałem, że mechanikom się nie chce, lub szkoda im czasu na zwilżanie gwintu, a tu okazuje się, że skręcają na sucho, by mieć większą pewność przed odkręceniem. Ja w każdym bądź razie smaruję gwinty lub oliwię w zależności gdzie połączenie pracuje, ale nikogo nie namawiam, jeśli ktoś nie jest przekonany. O połączenie szpilka stop aluminiowy pytałem dlatego, że połączenie na sucho długich aluminiowych gwintów sprawiło mi nie raz sporo kłopotów przy wykręcaniu. W miejscach, gdzie często się rzokręca aluminiowy gwint wytrzymuje większą ilosć cykli, gdy ma odrobinkę smarowidła. To tyle z mojej strony. Czyli smarujesz w miejscu, gdzie jest największe tarcie zabezpieczające przed wykręcaniem śruby :icon_mrgreen: Strzelam, że nie zauważyłeś, żeby miały przez to jakąś zwiększoną tendencję do wykręcania :)
  19. Nie bez powodu napisałem kropelkę, by tylko zwilżyć gwint. Nic się nie zasyfi, ani nic się nie zapiecze. Nawet, gdy po pewnym czasie ta odrobina oleju wyschnie, to nie działa jak klej, tylko pozostaje warstewka, która zapobiega się utlenianiu. Oczywiście przed wykręceniem świecy należy wydmuchać syf, który się nazbierał, by nie wpadł do środka. W praktyce stosuję tą właśnie kropelkę oleju przed zakręceniem świecy i nigdy nie miałem problemów z odkręcaniem, czy zasyfieniem gwintu. Problemy miałem ale ileśtam lat temu, gdy świece wkręcałem na sucho. Nie mówiąc już w 2T, gdzie świece wykręca się bardzo często. Ja mam takie doświadczenie i mi się to sprawdza. No tu nie sprecyzowałem właściwie wypowiedzi, bo faktycznie w cięzkich warunkach pracy tam, gdzie połączenie gwintowane jest narażone na odkręcanie i jest potrzeba stosowania kleju, powierzchnia musi być sucha, by klej trzymał. Tu sam klej zapobiega utlenianiu, zapiekaniu się gwintu, o ile jest rozłączny. Kolejny przypadek, gdy elementy gwintowane są pokryte przez producenta warstwą chroniącą przed utlenianiem, to nie ma potrzeby dodatkowej ochrony. Natomiast gwinty narażone na korozję, zapiekanie się pokrywam warstewką smaru, lub oleju. Zwłaszcza przy podwoziach samochodowych mi się to sprawdza i nie trzeba za każdym razem używać szlifierki, tylko wystarczą klucze. Jak kiedyś mi ktoś doradził smarowanie gwintów, to też miałem wątpliwości, czy połączenia nie będą się odkręcać, ale kilkanaście lat temu przetestowałem i mi się sprawdza. Nawet szpilki w kołach raczę odrobinką smaru i nigdy nic się nie poluzowało, gdy jest dokręcone odpowiednim momentem. Możecie uważać to za bzdurę, ale gdy połączenie gwintowane jest właściwie dobrane przez konstruktora, do warunków pracy, to będzie właściwie trzymałonawet, gdy dostanie odrobinkę smaru, a połączenia, które mają tendencję do samorozkręcania się, to będą się rozkręcały ze smarem, czy bez. Jeszcze mam pytanie do Piotra, czy szpilki do bloku aluminiowego też wkręcasz zupełnie na sucho?
  20. Z tym się nie zgodzę, kropelka oleju silnikowego na gwint i nie ma problemów z odkręcaniem. Z reszą, żadne połączenie gwintowe nie powinno być na sucho. Czynnik smarny zapobiega zapiekaniu się i ułatwia ponowne rozkręcenie, zwłaszcza po długim okresie czasu.
  21. Jakie szkody ? Przecież w zimie, przy sprawnym ładowaniu akumulator się nie przegrzeje, a gdy ma izolację to wolniej stygnie. Temperatura na zewnątrz mało kiedy jest stała i np. jak rano zrobi się największy mróż, to akumulator wolniej będzie się wyziębiał z izolacją, niż bez. Gdy moto stoi niejeżdzone, to praktycznie nie ma to większego znaczenia, bo akumulator i tak ma przerąbane, zwłaszcza, gdy instalacja ciągle pobiera jakiś minimalny prąd, ale gdy jeździ codziennie, to taka kołderka będzie całkiem dobra dla akumulatora. Jeszcze jedno małe ale co do przechowywania akumulatora. Jak nie śmigamy w zimie to najlepiej go odpiąć od instalacji, by niepotrzebnie nie tracił energii. Nawt gdy nie ma elektroniki w motocyklu, to zawilgociała instalacja elektryczna może powodować jakiś minimalny pobór prądu i szybciej się rozładuje. W pełni naładowany akumulator, czy podpięty pod automatyczną ładowarkę, może stać w chłodnym miejscu. W niskich temperaturach wolniej przebiegają reakcje chemiczne i akumulator wolniej się starzeje. Trzymanie naładowanego akumulatora w temperaturze pokojowej powoduje, że będzie on gotowy do natychmiastowego rozruchu silnika, ale proces starzenia będzie przebiegał szybciej. Najważniejsze w obu przypadkach, by był przechowywany w pełni naładowany.
  22. Styropianu nie polecam. Kruszy się, myszy go lubią i jest łatwopalny. Karimata jest lepszym pomysłem, zwłaszcza powinna się nadać ta z folią aluminiową.
  23. Jakby smaru miało to by się tak nie popaprało. Właściciel przynajmniej co drugi sezon powinien tam zaglądać z nowym smarem.
  24. Jeśli poskładają silnik bez honowania, jakiekolwiek potem docieranie nowych pierścieni będzie do bani.
  25. O żesz :banghead: , wielka szkoda, a szlaban na jakiej wysokości jest? Gdzie i czy bardzo trudne?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...