Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Olsen

  1. Dla mnie zlot to przede wszystkim okazja do przejechania się i ewentualnie zobaczenia paru znajomych gąb, a od organizatorów nie wymagam wodotrysków i fajerwerków. Zwłaszcza jeśli za uczestnictwo w imprezie nic nie płacę. Może narzekałbym, gdyby na miejscu nie dało się kupić nic zjadliwego, ale kiełbasa i karkówka były wyśmienite. Komary tradycyjnie były natrętne; trochę pomagał repelent. Koncert GN zmotywował mnie, żeby zabrać się za lekturę Good night, Dżerzi zalegającej od jakiegoś czasu na półce. Nie wiem, jak w piątek, ale w sobotę motocykli(stów) było zatrzęsienie. Tak jak ktoś wyżej pisał, niektórzy w piątek pracują. Skończyłem robotę o 20 i wolałem wrócić do domu i doczytać biografię Kapuścińskiego, niż jechać nocą. W sobotę pogoda była w sam raz do jazdy i wybrałem dłuższą trasę przez Mińsk i Łochów - lubię kontemplować przyrodę nieśpiesznie przemieszczając się po drogach o małym i średnim natężeniu ruchu. Na niedzielę prognoza była niezbyt optymistyczna, siedzieć do rana i patrzeć w niebo mi się nie chciało, więc wróciłem w nocy, rozwijając na trasie z Wyszkowa do Warszawy kosmiczną prędkość 140 km/h. :crossy: To był mój trzeci zlot organizowany przez Wściekłe Łosie; pierwszy w 2007 r. (mam pamiątkową koszulkę), a drugi w roku ubiegłym.
  2. Jeżeli pogoda nie będzie wyjątkowo paskudna - a nie powinna - to się z chęcią przejadę. :crossy: Zwłaszcza że gra Go Naked! Pamiętajcie, żeby zabrać jakieś środki przeciw komarom. W Koszelance zawsze tną niemiłosiernie.
  3. Życzę Sestorme'owi rychłego powrotu do zdrowia i braku takich zdarzeń w przyszłości.
  4. Dokładnie. Niektórzy nie lubią zobowiązań (leasing, dotacja z UP na rozruch obwarowana różnymi nakazami i zakazami), żeby w razie czego móc z dnia na dzień bezstresowo zwinąć żagle, jak się np. trafi wyjazd zagraniczny albo jak się własna firma odwidzi. Kumpel pracował w firmie leasingowej i ostrzegał, że tego typu firmy często stosują nieuczciwe praktyki, np. wciskają jakieś betoniarki czy koparki firmie budowlanej na skraju bankructwa, bo opłaca się potem ściągać kasę, jak firma upadnie. Kumpel zrezygnował z roboty, żeby móc rano patrzeć w lustro.
  5. Jak rozglądałem się za skuterem na firmę, to wahałem się między nówką z salonu a w miarę świeżą używką. Udało mi się upolować X-Maksa z rocznym przebiegiem, sprzedawanego przez gościa, który też miał działalność gospodarczą. Konflikt interesów polega na tym, że Tobie zależy na tym, aby na fakturze widniała jak najwyższa kwota (=większy koszt do odliczenia), a sprzedającemu na tym, aby oficjalnie sprzedać jak najtaniej (mniejszy podatek do zapłacenia). No ale zawsze idzie się jakoś dogadać.
  6. No i już jest pomysł na nową usługę: mierzenie kurtki/kasku/rękawic - 5 zł (czy ile uzna się za stosowne); odliczane od ceny zakupu, jak ktoś się zdecyduje. Swego czasu sex-shopy pobierały opłatę za przeglądanie gazetek, żeby nie stać się darmową czytelnią. A to nie jest tak, że jak ktoś chce czymś handlować na Allegro w sposób ciągły i zorganizowany (co innego jednorazowa sprzedaż własnych starych gratów), to musi mieć działalność gospodarczą, płacić ZUS, prowadzić księgowość, itd.? :rolleyes:
  7. O którego Burgmana chodzi? Też 250? Tak, jest ryzyko, że jak się kupi Burgiego czy Majkę za 4 tys., to, powiedzmy, w ciągu sezonu-dwóch trzeba będzie w skuter władować może nie drugie 4, ale np. 2,5 tys.
  8. Tak jak napisałem ponad 3 lata temu, warto mieć przynajmniej jedną dłuższą kurtkę na motocykl, zwłaszcza jeśli ma to być kurtka tekstylna. Szczególnie w naszej strefie klimatycznej. Koszule lubią wyłazić spod kurtki, ale można je łatwo przytrzymać pasem nerkowym.
  9. Też w X-Maksie robię przegazówkę, jak dojeżdżam do świateł. Takie przyzwyczajenie po Bandicie. :icon_biggrin:
  10. I bądź tu przedsiębiorcą. Chcesz świadczyć usługi dla ludności, a przy tym na chleb zarobić, a tu cię ludzie na forach obsmarowują i po jakichś kancelariach ciągają. Co za kraj, co za ludzie... :wink:
  11. Owszem, 125 świetnie spisuje się w mieście i na drogach podmiejskich (ale nie dwupasmówkach w polskich realiach), natomiast na trasę lepsza jest 250. Warto mieć jakiś zapas mocy, a nie cały czas jeździć będąc uwieszonym na manetce. Choć muszę przyznać, że w styczniu i lutym bardzo chwaliłem sobie jazdę maszynami o pojemności 110-135 cm³, ale poruszałem się głównie po kurorcie nadmorskim i po wyspie. Jazda czymś takim z Warszawy do Gdańska mogłaby być trochę męcząca (choć na pewno miałaby swój urok), ale już jak najbardziej można by się wybrać nad Zalew Zegrzyński. Na zlot do Borek też dałoby radę podjechać (wtedy nie byłaby to przejażdżka, lecz wyprawa). GN 250 stanowił niegdyś obiekt moich westchnień. Marzenie o posiadaniu własnego nigdy się nie ziściło, ale dane mi było trochę pojeździć Gienkiem i muszę przyznać, że jest to bardzo sympatyczna maszyna. I wygodna. Pozostaje mieć nadzieję, że uda się znaleźć egzemplarz w nienagannym stanie technicznym.
  12. Olsen

    Yamaha yzf r125

    Rób prawko i w drogę. :crossy:
  13. Myślę, że sensownym rozwiązaniem jest płacenie pół na pół. Przykładowo, jeśli papuga podejmuje się sprawy za 3 tys., to 1,5 tys. dostaje przed rozprawą, a drugie 1,5 tys. po, jeśli sprawa zostanie rozstrzygnięta dla Ciebie pomyślnie. Wtedy prawnik ma motywację, żeby się starać, nie ryzykuje jednak, że się narobi za darmo.
  14. Często uchylam wizjer o jeden ząbek, ale jechać z całkowicie otwartym zdarza mi się bardzo rzadko. Gdzieś na parkingu itp. Kiedyś mówiło się wiatrochron. W X-Maksie szyba jest dosyć duża, tak kieruje strumień powietrza na kask, że w deszczu wizjer sam się oczyszcza (chyba że jedzie się bardzo wolno). Jak się człowiek pochyli, teoretycznie da się jechać z otwartym wizjerem.
  15. Nie straszcie chłopaka, że nie będzie mógł przez x lat zrobić prawa jazdy, bo to bzdura (a jak już jesteście tacy pewni swoich racji, to podajcie podstawę prawną). Tzn. zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych (równoznaczny z niemożliwością zrobienia p.j. w czasie jego obowiązywania) może zostać orzeczony np. w przypadku, gdyby założyciel tematu nie zatrzymał się do kontroli, ale nie za samo nieposiadanie uprawnień (m.in. dlatego lepiej nie uciekać policji). Natomiast dobrze, że uświadamiacie chłopakowi, że oprócz rutynowej kontroli na drodze może spotkać go coś dużo bardziej niemiłego, za co konsekwencje mogą być dużo poważniejsze niż kilkaset zł. Bo zapewne posiadasz kategorię B, a wtedy jest niższy mandat, niż jak się nie ma żadnej kategorii.
  16. Kluby go-go jako sposób na życie

  17. Nie ma co się pastwić nad policjantem, tym bardziej że nie znamy szczegółów. Nie widzę niczego zdrożnego w tym, że facet chciał się ojcu pochwalić służbowym motocyklem. Większość z nas zrobiłaby to samo, tyle że może bez szarżowania. Niejednemu z nas zdarzyło się np. postawić maszynę na koło dla szpanu, nie opanować sprzętu i wylądować na płocie sąsiada. Kiedyś nie okiełznałem motorynki po strzale ze sprzęgła i finał był na trawniku w pozycji leżącej.
  18. I właśnie dlatego nie podjąłbym pracy jako PH czy kurier samochodowy. Co do kontroli, to uważam, że należy się zatrzymywać, zwłaszcza jeżeli ma się prawo jazdy (za ucieczkę może zostać orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów, a za samo nieposiadanie uprawnień odroczki nie będzie), aczkolwiek trochę rozumiem gości, którzy mają kilkanaście punktów karnych na koncie i żadnej gwarancji, że pan, który właśnie macha lizakiem lub latarką, nie okaże się ch**em odreagowującym w pracy kompleksy (bo jak będzie równym gościem, to nie będzie chciał zgnoić, o ile nie było to np. 200/50 w centrum miasta, ale tego się człowiek dowie dopiero po zatrzymaniu).
  19. Jeszcze chyba nie dojrzałem do stałej partnerki. :wink: Ani do samochodu. No, w moim przypadku taryfa wychodzi taniej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jechałem, chyba z lotniska. Tzn. kawałek zimy spędzam w Polsce, ale może to się zmieni. Tata gotów jest mi właśnie podarować brykę.
  20. Szczerze powiedziawszy, trochę dziwi mnie takie podejście, że na krótki dystans to się motocykla wyciągać nie opłaca. A samochodem to mało ludzi jeździ po bułki do sklepu (kilkaset metrów, a nie kilka kilometrów)? Tzn. jak najbardziej popieram jazdę na rowerze, także użytkową, ale skuter/motocykl na krótkie dystanse też się nadaje. I bzdura, że nie opłaca się przebierać (bo domyślam się, że o to może chodzić). Dla mnie względem "cywilnego" stroju, jak jadę rowerem lub metrem, dochodzi tylko kask i czasem spodnie ocieplające zakładane na dżinsy (w przypadku użytkowej jazdy po mieście). Bo kurtkę jakąś i tak się prawie zawsze zakłada, a rękawiczki często też.
  21. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zagoszczę w tym dziale, a jednak. Otóż pojawiła się okazja przejęcia mitsubishi carismy 1.8 GDI, rok produkcji '98, przebieg ponad 170 tys. km, po tacie, który nosi się z zamiarem zakupu nowego samochodu. Tata sam zaproponował, zaznaczając, że zdaje sobie sprawę, iż dla mnie może to być za duży pojazd stanowiący przerost formy nad treścią. Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie byłem wrogiem samochodów jako takich, są mi one raczej obojętne. Będąc z natury hedonistą wydaję pieniądze na rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, dlatego nie miałem problemów z wyskoczeniem z 27 tys. zł na Bandita w 2000 r., a szkoda byłoby mi 7 tys. na pospolity samochód. Szkoda by mi było też na eksploatację... I tu dochodzimy do sedna rzeczy. Pojazd trzeba serwisować (tata jeździ na przeglądy do ASO, ja z X-Maksem, a wcześniej Banditem, też), czasem coś wymienić. Do tego dochodzi ubezpieczenie itp. O paliwie nie piszę, bo można mniej jeździć, częściej korzystać z jednośladu (z silnikiem lub bez) lub komunikacji zbiorowej. Jak mam wydać, powiedzmy, 3 tys. w ciągu roku na samochód (nie licząc paliwa), to wolę za tę kasę kupić bilet lotniczy do ciepłego kraju albo ją przehulać w Polsce. Jest oczywiście opcja wrobienia ojca w utrzymywanie auta (bez przerejestrowywania itd.). :icon_razz: Teraz w marcu 1 (słownie: jeden) raz wziąłem od mamy samochód, jak chciałem w sobotę pojechać do klubu, a pi*dziło konkretnie. Bo jak jest 5-6 stopni na plusie, to wolę jechać skuterem, trzeba tylko założyć ocieplane spodnie na "cywilne". W grudniu bardziej by się przydały własne 4oo - na dojazdy do metra, bo do centrum samochodem na pewno nie będę się pakował (co innego, gdybym prowadził wybitnie nocny tryb życia). Zamawianie taksówki bywa niewygodne, ale jak już się człowiek dodzwoni, to przyjedzie ogrzana, odśnieżona i zawiezie w parę minut na stację. Koszt: 12 zł. Kilkaset zł w skali miesiąca (200-600, w zależności od tego, jak często się jedzie do miasta [prawda jest taka, że w grudniu staram się nie wychodzić z domu i pracować online]). W styczniu i lutym staram się wyjeżdżać w celu zmiany klimatu na bardziej przyjazny dla człowieka. Pytanie, czy przy obecnym trybie życia jest sens brać samochód od taty. Plus mógłby być taki, że wreszcie może nauczyłbym się jeździć (i polubił jazdę). Doświadczenie mam głównie z małymi samochodami typu fiat seicento, którym obecnie jeździ mama, choć rzeczoną carismą też dane mi było trochę pojeździć (raz nawet pojechałem z tatą na Mazury jako kierowca w jedną stronę). Poprzednią okazję, jak tata zmieniał suzuki swifta na carismę, przegapiłem (wtedy też wolałem motocykl - kupiłem MZ-etkę niedługo po tym, jak tata nabył mitsubishi). Dodam, że najczęściej jeżdżę sam. Nie chciałbym urazić ojca, ale na szczęście doskonale rozumie sytuację, więc nie ma obawy. Bardziej obawiam się problemów z akumulatorem rozładowanym od nieużywania przez kilka(naście) tygodni. Ciekawe, jak byście postąpili na moim miejscu.
  22. Olsen

    Inż. YAGO ;)

    Gratuluję! :clap: Są w życiu takie momenty, kiedy człowiek jest dumny jak paw. Zdanie egzaminów wstępnych do ogólniaka, dostanie się na wymarzone studia, obrona magisterki. Po obronie wykładowca (nie promotor) zabrał mnie najpierw do Proximy, gdzie często bawiłem się za czasów studenckich, a potem do Sofii, co stanowiło w moim przypadku swego rodzaju inicjację. Po ochłonięciu zarejestrowałem się na Forum Motocyklistów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...