Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Olsen

  1. Tak się zastanawiam, czy popełnia wykroczenie rowerzysta jadący jezdnią, gdy równolegle do jezdni biegnie ścieżka rowerowa (dodatkowo często postawiony jest znak C-13 "Droga dla rowerów"), która to ścieżka jest okresowo nieprzejezdna (lub przejazd nią byłby mocno utrudniony) np. ze względu na zalegający śnieg. Ścigać za to raczej nikt nikogo nie będzie (w sezonie mogliby się stróże prawa przyczepić, zwłaszcza jeśli ścieżka jest gładka jak stół i nawet szosowcy nie muszą bać się o delikatne koła), ale warto by było wiedzieć, co na to prawo (a może mamy lukę?).
  2. Dzięki, właśnie obczajam, gdzie to jest, i obawiam się, że w tygodniu będzie mi ciężko dojechać. Modlińska to dla mnie drugi koniec świata.
  3. Też rozważam montaż mufek w x-maksie. Mam nadzieję, że nie będą kolidować z fabrycznymi handbarami.
  4. No i założyłem z tyłu 140/60-14 zamiast 140/70-14. Na Burgmanii piszą, że mogą być przekłamania prędkościomierza i bardziej odczuwalne wszelkie nierówności. Cholera wie.
  5. No, tak właśnie myślę, że szerokość bardziej rzutuje na składanie się w winkle itp., z drugiej jednak strony wysokość = amortyzacja (vide rower: w kolarce na niziutkich i cieniutkich oponach masz generalnie gorszą amortyzację niż w góralu).
  6. Producent zaleca z tyłu 140/70-14, ale interesujący mnie model dostępny jest jedynie w rozmiarze 140/60-14. Czy te 10 mm (wg importera realnie 7 mm) może jakoś wpłynąć na jazdę? Niby tylko centymetr, ale aż centymetr.
  7. W niedzielę kończy mi się ważność badania technicznego. Stacje kontroli pojazdów czynne są zazwyczaj od poniedziałku do soboty włącznie. Podejrzewam, że po prostu muszę najpóźniej w sobotę udać się do diagnosty. Chyba że istniałby przepis mówiący, że w takiej sytuacji można zrobić badanie w następnym dniu roboczym po upływie bad. tech. - tak jak to ma miejsce w przypadku ZUS-u dla działalności gospodarczej, gdzie można zapłacić składki po dziesiątym, jeśli dziesiąty wypada w niedzielę/święto. Ktoś coś wie?
  8. Tak się właśnie zastanawiam, jak duży pobór prądu generuje uzbrojony alarm i czy przy niepewnym akumulatorze nie lepiej go nie włączać. Skuter po doładowaniu odpala bez problemów, zrobiłem przez weekend niecałe 300 km, odstawiłem (z włączonym alarmem) i zobaczymy, co będzie dalej.
  9. Tradycyjnie było fajnie, choć mogłoby być trochę cieplej. Współczuję awarii, a na przyszłość trzeba mieć ze sobą łączność telefoniczną. PS Mam nadzieję, że Majka nie przytarła się od tego pałowania (przez moment miałem na liczniku 152 km/h).
  10. Yamaha odpaliła bez problemu. Wyruszam w ciągu godziny. Jadę przez Grójec i Nowe Miasto nad Pilicą lub Białobrzegi. :crossy:
  11. Wyjazd do Borek stanął w moim przypadku pod znakiem zapytania. Tu opisałem swoją przygodę: http://forum.motocyklistow.pl/index.php?/topic/156556-padl-akumulator-za-malo-jezdze/ Kupiłem już przewody rozruchowe i jeśli zdecyduję się jechać w piątek lub sobotę, to liczę na możliwość ewentualnego przytulenia się do czyjegoś akumulatora.
  12. Po odpaleniu od taksówki i dojechaniu pod dom (dystans ok. 10 km) zgasiłem i włączyłem rozrusznik na próbę - zapalił od razu. Może jeszcze trochę pociągnie.
  13. Dziś ok. 5.30 nad ranem spotkała mnie przykra niespodzianka - po raz pierwszy skuter (Yamaha X-Max 250) nie zapalił. Na szczęście z pomocą przyszedł taksówkarz, który sam zaproponował, że mi odpali od swojego akumulatora (nic nie chciał za tę przysługę!), dzięki czemu obeszło się bez wzywania lawety/wożenia akumulatora taryfą. Ostatnio ciut ciężej zapalał niż zawsze, tzn. za pierwszym razem, ale trzeba było chwilę pokręcić (wcześniej wystarczyło musnąć starter). Być może wynika to z tego, że ostatnio więcej pracuję w domu = mniej jeżdżę skuterem po mieście (czasem nie zrobię nawet 50 km, a z tego, co pamiętam, trzeba przejechać ok. 100 km tygodniowo, żeby było wystarczające ładowanie). A może akumulator używany od ponad 3 lat wymaga wymiany na nowy. Podładuję prostownikiem i wieczorem zobaczę, jak kręci. Chyba zacznę ze sobą wozić kable rozruchowe.
  14. 1.Ajrisz+ Kivi 3.Yuby 4.Ryba+ Bobek 6.Diabeł Piszczałka 7.barteck_street 8.czesiu240288 9.przemek96 10.Cosmoo 11.Pozytywnie Zakręcony Wariat 12.szaki 13. Grass + Azbest 15. modek 16. Dominika 17. Greedo 18,19 Hala+Szubert 20, 21 Lefciu + Siouxie 22. Saul 23. Adam 24,25 Mag.Śl+ Bosun( Szuberto,Mag zdeklarowała się,że nawet massage będzie,jeśli podasz kawę z rana...do łoża of course... ) 26 ?,pancur + plecak ew drugie moto 27. Badger- wezmę aparat by znów uwiecznić skoki przez płoty, i zeby Klod miał po czym jechać wezmę tez plandekę 28. Klodzio ....... Bedzie skakanie, plandeki i chlanie:) 29. Katsumoto - jezeli sie robota odpowiednio ulozy :P 30. Olsen (zapewne wzorem lat ubiegłych pokój w pawilonie)
  15. Tzn. jak, oddali Ci podatki, które uiściłeś za granicą pracując tamże?
  16. Z tego, co wiem, nikt ze znajomych pracujących za granicą nie zgłasza tego nigdzie w Polsce. No bo i po co. Już nawet nie chodzi o uniknięcie podwójnego opodatkowania, bo przed tym chronią nas odpowiednie międzypaństwowe umowy, tylko o niepotrzebne komplikowanie sobie życia. Kiedyś nadziałem się na jakieś ogłoszenie typu "Odzyskamy twoje podatki za pracę w Anglii/Irlandii" i zastanawiałem się, o co chodzi. Łazić po jakichś urzędach po to, żeby jeszcze potem płacić jakiejś firmie za odzyskiwanie należnej kasy?! Żeby z tego jeszcze jakaś podwójna emerytura była... Jak Polska tak się troszczy o swoich obywateli, to niech ich zachęci, by tu pracowali i płacili podatki.
  17. Dlatego ja podwójnemu płaceniu składek zdrowotnych mówię NIE. Co innego, gdyby - tak jak piszesz - człowiek dostawał coś w zamian. Np. po płaceniu przez rok dwa razy rzeczonej składki (np. z tytułu pracy na etacie i działalności gospodarczej) byłby potem ubezpieczony przez kolejny rok, w którym formalnie nie byłby nigdzie zatrudniony. Albo jakby za tę drugą składkę przysługiwały jakieś masaże czy coś. A tak to wdupiemamto. Wystarczy, że raz jestem ubezpieczony. Padło kilka ciekawych porad w temacie. Np. zawieszanie DG na jakiś czas i odwieszanie, żeby wystawić rachunki/faktury. Jak się US będzie czepiał, że długo nie ma dochodów, a potem nagle 30k wpada, to zawsze można postraszyć, że się w ogóle działalność zlikwiduje. Zresztą US nie będzie się czepiał, bo z jego punktu widzenia ważne jest, żeby odprowadzony został podatek, a czy rozbije się to na miesiąc czy pół roku, to już jest nieistotne. Jest też druga strona medalu: przy takiej działalności przerywanej może być trudniej wygenerować odpowiednio wysokie koszty. Freelancer to ma fajnie, bo ma dowolność, jak się rozlicza. Jako DG, w oparciu o umowy o dzieło czy inaczej. A jak ma ubezpieczenie zdrowotne z innego tytułu, to już w ogóle bajka. W moim przypadku puszczenie jakiejkolwiek fuchy przez firmę stanowi jedynie wyraz dobrej woli z mojej strony. Tego komfortu nie ma np. właściciel warzywniaka. Można też kombinować - o czym była na forum mowa - z płaceniem składek ubezpieczeniowych w innym kraju unijnym lub w ogóle przenieść działalność poza granice Polski (perspektywa lepszej emerytury i inne korzyści). W czasach, gdy żyjemy w globalnej wiosce i często lwią część, jeżeli nie całość roboty odwalamy przez Internet, to żaden problem.
  18. Shinigami, po głębszym namyśle stwierdzam, że na Twoim miejscu miałbym komplet zimówek do jednośladu i profilaktycznie miał je założone od końca listopada do pierwszych dni marca, bo masz pracę w 100% zależną od jazdy. Chyba że jesteś w stanie sobie pozwolić na przestoje. Lub zorganizować robotę nie ruszając się z domu (ja np. - abstrahując od możliwości wyjazdu w cieplejsze rejony - w tej chwili dłubię projekt, który wręcz wymaga siedzenia w chacie; do czwartku pomykałem X-Maksem, ale nic się nie stanie, jak następnym razem wyjadę na drogi pod koniec lutego czy w marcu).
  19. W poprzednim skuterze (50 cm³) zakładałem zimówki Heidenau i spisywały się całkiem przyzwoicie chwilami w naprawdę ekstremalnych warunkach. Do X-Maksa na razie zimówek nie kupowałem i raczej nie będę kupował, bo nie zamierzam jeździć po śniegu. Choć z drugiej strony mogłyby się przydać, bo czasem pod wieczór potrafi złapać uślizg na suchym, ale zmarzniętym asfalcie. Gdybym miał mniejszy i lżejszy pojazd, np. Cygnusa 125, i zamierzał nim jeździć chociaż kawałek zimy niezależnie od pogody, tobym pewnie zainwestował w komplet zimówek. Wtedy praktycznie żadna pogoda nie straszna.
  20. No nie mówcie, że V-Stromem 650 czy Transalpem nie da się wjechać w teren. Jaką w takim razie tego typu motocykle miałyby mieć przewagę nad maszynami sportowo-turystycznymi?
  21. Olsen

    KRD

    Lektura wątków takich jak ten albo sąsiedni o konieczności planowania z dużym wyprzedzeniem praktycznego kursu jazdy :banghead: nie zachęca do płacenia w tym kraju podatków...
  22. Dołączam się do gratulacji. :clap: Kwalifikacje podnosi się całe życie - w przeciwnym razie człowiek przestaje się rozwijać. Nezkę chyba zabolało, że Qurim za chwilę będzie zarabiał więcej jako spawacz w Anglii czy Norwegii niż on(a?) w Polsce z tytułem inżyniera. :wink: I to jest chyba w tym wszystkim najcenniejsze: fach i uprawnienia, które można wykorzystać w Europie i reszcie świata. Wiele osób kształcąc się w takim czy innym kierunku często nieświadomie skazuje się na pracę w kraju. Weźmy dla przykładu absolwenta studiów prawniczych na polskiej uczelni, który robi aplikację radcowską czy adwokacką. Nie wiem, jakie potem ma szanse na zrobienie kariery w zawodzie, dajmy na to, w Niemczech, ale obawiam się, że znikome (nie orientuję się w temacie i mogę nie mieć racji).
  23. Do pracy za 5 zł (ani 5 euro)/h raczej bym nie poszedł, ale mógłbym nieco zejść ze stawki dziennej w zamian za lżejszą robotę. Bez stresu, ciągłego użerania się oraz sytuacji wymuszających kombinowanie na każdym kroku. O to ostatnie w kraju między Bugiem a Odrą może być ciężko. Ale można to wszystko jakoś wypośrodkować, znaleźć złoty środek. Nie każdy potrzebuje zarabiać krocie (na budowę domu, zakup drogich pojazdów, utrzymanie licznej rodziny itp.) i czasem po prostu nie warto się zarzynać. Jak się nie ma dużych potrzeb, można pracować na pół albo i na ćwierć gwizdka (2-4 h dziennie), a resztę czasu przeznaczać na wypoczynek, rozwijanie jednej czy drugiej pasji, rozrywkę. Jednak kurwienie się za 5 zł/h to przegięcie w drugą stronę. Wydaje mi się, że właśnie jestem blisko znalezienia takiego złotego środka. Mam za sobą zarówno okresy harówy w pocie czoła, jak i totalnego bumelanctwa. Ani jedno, ani drugie mi do końca nie odpowiada. Lubię czuć, że pracuję (pozytywne zmęczenie), ale nie lubię się przepracowywać. Tyrka po dziesięć czy kilkanaście godzin dziennie odpada - nieważne, na własnym czy dla jakiejś korporacji. Tzn. takie zrywy się zdarzają, ale zazwyczaj nie trwają dłużej niż tydzień-dwa, góra miesiąc. Myślę, że inne podejście do tematu mogą mieć osoby, które mają/zamierzają wydać na świat potomstwo i będą chciały mu zostawić jakąś spuściznę. Takie osoby pewnie nie myślą takimi kategoriami, że nie warto dorabiać się ogromnego majątku, którego i tak do grobu się nie zabierze. Wiele zależy od skali biznesu. Gdybym np. chciał prowadzić duże biuro tłumaczeń typu "wszystkie języki świata", nie mógłbym sobie pozwolić na nieodbieranie telefonu rano i odpisywanie na maile późnym wieczorem. Pod znakiem zapytania stałby tygodniowy urlop, nie mówiąc o dwumiesięcznym (tak, wiem, od tego są wspólnicy, ale nie bez kozery powiada się, że spółki zjadły jaskółki). Trudniej byłoby też odprawiać ludzi z kwitkiem, gdy mi jakaś tematyka wybitnie nie pasuje. Często też jest tak, że mając dużą firmę i zatrudniając ludzi, owszem, obraca się dużo większymi kwotami niż w przypadku jednoosobowej freelancerki, ale po odliczeniu kosztów w kieszeni niekoniecznie zostaje dużo więcej. Znajomi prowadzą szkołą językową, a żyją na takim poziomie, na jakim mógłby żyć samozatrudniony lektor. Drugi przykład: znajomi prowadzący szkołę walk dalekowschodnich. Też nie mają z tego jakichś kokosów, a roboty od cholery. Dużo większy spokój przy niedużo mniejszych pieniądzach może mieć trener prowadzący zajęcia osobiście, który przychodzi, robi swoje i wraca do domu z umysłem wolnym od spraw zawodowych. Jedno jest pewne. Pracując na własny rachunek, trzeba się starać i być naprawdę dobrym w tym, co się robi. Opieprzając się nic się nie zarobi (tu pewną przewagę mają etatowcy). To dlaczego tego nie robisz?
  24. Dokładnie tak to funkcjonuje. Jeżeli tylko nikogo nie zatrudniasz, zawieszasz i odwieszasz działalność jednym podpisem w urzędzie dzielnicy/gminy/miasta. I to jest właśnie jeden z plusów bycia freelancerem. Tak łatwo nie zamknie się z dnia na dzień biura tłumaczeń czy szkoły językowej, ale tłumacz czy lektor prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą ma tu pełną swobodę. Analogicznie: szkoła jazdy vs. instruktor z DG, firma kurierska vs. samozatrudniony kurier. W niektórych branżach jest jeszcze fajniej. Właściciel klubu go-go ma na głowie od cholery papierologii, kontroli, musi płacić różne haracze państwu i nie tylko, uruchomienie i zwinięcie biznesu to dla niego ogromne przedsięwzięcie spędzające sen z powiek, podczas gdy striptizerka pracująca na własny rachunek przychodzi do pracy, kiedy chce, bierze cały zarobek do ręki i nie przejmuje się żadnymi formalnościami; przede wszystkim nie musi inwestować kroci na starcie. Dlatego zarabianie głowami i rękami innych ludzi nie zawsze popłaca i często lepiej się wychodzi wykonując pracę osobiście.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...