Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Olsen

  1. Jak się jedzie wypocząć na 2 czy 4 tygodnie, to faktycznie nie będzie się człowiekowi chciało zawracać sobie głowy jakąś pracą, ale przy wyjeździe na dłużej raczej nie będzie z tym problemów. Wystarczy tak sobie zorganizować dzień, żeby na wszystko starczyło czasu, poza tym są dni wolne od pracy (w kraju, w którym lato panuje przez cały rok - niekoniecznie mowa o Chorwacji - nie jest tak żal każdego słonecznego dnia spędzonego w pracy, zresztą można pracować na świeżym powietrzu, nie trzeba kisić się w biurze). Nicnierobienie w końcu się znudzi i człowiek odruchowo zacznie rozglądać się za jakimś zajęciem potrzebnym dla higieny psychicznej.
  2. Zajebista opcja taka praca zdalna przez Internet połączona z emigracją czasową lub na stałe do cieplejszego kraju. Gdyby nie fakt, że z pewnych powodów lubię siedzieć w Polsce od wiosny do jesieni, już by mnie tu nie było. Tak więc póki co wyjeżdżam jedynie na część zimy (styczeń i luty; grudzień spędzam w Warszawie, choć raz udało mi się nie doświadczyć mrozów - wyjechałem w październiku, a wróciłem w kwietniu). W tej chwili u mnie stosunek pracy wykonywanej w domu (co nie zawsze jest równoznaczne z pracą_przez_Internet) do tej poza domem wynosi 50:50, ale może to się zmieni. Nie wiem jednak, czy siedząc np. w Tajlandii chciałoby mi się pracować dla klientów z Polski. Być może rozejrzałbym się za czymś na miejscu.
  3. Wiele nie straciłaś. :icon_twisted: Miło było zobaczyć stare znajome gęby i poznać parę nowych. :flesje: Do zobaczenia za rok, a z niektórymi może wcześniej. :crossy:
  4. Czyli już wiesz, jaką stawkę możesz proponować klientom, tak aby i im, i Tobie się opłacało przejść na bezpośrednie rozliczenie. Skłamałbym, gdybym napisał, że nigdy nie daję zarobić pośrednikowi. Jeżeli tylko moja stawka zostanie zaakceptowana, to nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś jeszcze na tym zarobił; pośredników może być nawet kilku. To w końcu wybór klienta, czy daje zarobić jednej czy np. trzem firmom na danym zleceniu. A czego to niby wcześniej miałem nie rozumieć? :rolleyes:
  5. Nie ma ludzi niezastąpionych, ale to nie znaczy, że nie można dać im godziwie zarobić. Zwłaszcza że nie mówimy tu o zarobkach na poziomie kilkudziesięciu tys. zł miesięcznie, tylko starczających na godne życie, bez willi z basenem, ale i bez codziennego szarpania się. I prawda jest taka, że owszem, teoretycznie każdego da się zastąpić, ale ciężko na dłużej zatrzymać dobrego pracownika, jeśli nie będzie się go doceniać i odpowiednio motywować. Jesteś jeszcze bardzo młody, ale za parę lat sam stwierdzisz, że piątka czy szóstka miesięcznie to absolutne minimum, a nie żaden luksus. I wtedy staniesz przed wyborem: wyjazd z kraju albo przekwalifikowanie się. Masz pomysł, co innego mógłbyś (i chciał) robić? Już dziś możesz zacząć próbować coś zmienić. Masz własną firmę, możesz bezpośrednio rozliczać się z klientami końcowymi. Jak Ci Twój obecny pośrednik (firma, której wystawiasz faktury) będzie pie***lił jakieś smuty o lojalności, to mu powiesz, że mógł Ci lepiej płacić. Wiesz w ogóle, ile na Tobie przycinają? Tak już mam, że mimo wrednego charakteru czasem lubię ludziom pomagać (nie wszystkim, tylko tym, którym warto). Jakiś czas temu młodsza koleżanka po fachu (i zarazem była studentka) była podekscytowana, że dostała pracę w "renomowanej" szkole językowej. Rozmowa szybko zeszła na warunki zatrudnienia - że na razie to na um. zlec. będzie robić, a w przyszłości może w ramach własnej działalności. Wytłumaczyłem koleżance, że taka praca nie ma przyszłości, bo przy tej stawce godzinowej musiałaby nabrać od cholery grup (co jest mało realne, zresztą by się zarżnęła), żeby wyjść na swoje przy DG, i że stawki w górę raczej nie będą szły (np. o 20% co roku), awansować też nie bardzo jest jak, a jak się wypali, to na jej miejsce przyjmą następną świeżo upieczoną i napaloną absolwentkę studiów pierwszego stopnia z jeszcze niezdartym gardłem. Zrobiłem to dla jej dobra, bo nie chciałem, żeby się zmarnowała, a koleżanka, która miała zaczynać pracę w SJ od jesieni, w międzyczasie załatwiła sobie coś o wiele atrakcyjniejszego i bardziej rozwojowego.
  6. Pokoik w pawilonie zarezerwowany (wstępnie od piątku, z zastrzeżeniem, że mogę zjawić się dopiero w sobotę). :crossy:
  7. Tak jak piszą Przedmówcy, trójka, i to nie na rękę, to trochę mało, zwłaszcza że w przyspieszonym tempie zużywa się sprzęt (na ogół własny). Czasem potrafię nie zrobić 500 km X-Maksem przez miesiąc, a tu robiłbym więcej przez tydzień. A dwieściepięćdziesiątka jest mniej żywotna niż np. sześćsetka... I potem bujaj się ze sprzedażą skutera czy motocykla 250 cm³ z przebiegiem 80 tys. km. Absolutnie nie zamierzam zniechęcać Shinigamiego ani nikogo z forum do tego typu pracy, uważam, że to może być fajny sposób na życie, ale zachęcam do walki o lepsze warunki. Jak dla mnie powinno się dostawać za taką robotę minimum 5-6 tys. zł. W końcu pracuje się po to, żeby nie tylko starczało od pierwszego do pierwszego, ale żeby dało się też coś odłożyć. A jeszcze trzeba uwzględnić przestoje, kiedy nie będzie dochodu (awaria sprzętu, choroba, przymusowy urlop w zimie [nie każdemu chce się zasuwać po śniegu albo przesiadać się do samochodu, żeby tkwić w korkach; już nie piszę o kwestii posiadania auta, bo to chyba oczywiste, że firma kurierska nie będzie wymagała od kuriera motocyklowego, żeby przez cały rok trzymał prywatny samochód, którym będzie jeździł 1-3 miesiące, tylko ewentualnie udostępni służbowy]). Tam gdzie nie ma bogatego zaplecza socjalnego charakterystycznego dla etatu, należą się wyższe zarobki.
  8. Mam jeszcze pytanie dotyczące rozmiarówki. Wg instrukcji od X-Maksa wymiary to odpowiednio: 2.210 mm (długość), 790 mm (szerokość) i 1.380 mm (wysokość). Sugerując się tymi danymi nabyłem na dzisiejszym Mototargu plandekę marki Oxford (z tych mocniejszych, w panterkę) w rozmiarze L (220 cm x 104 cm x 147 cm). Nie brałem M, bo tam podana długość wynosiła poniżej 200 cm. Po powrocie na parking i umyciu skutera, coby nie kłaść świeżego pokrowca na brudną maszynę, założyłem najnowszy nabytek i miejscami, zwłaszcza w tylnej części oraz przy przednim kole, jest trochę luźno. Trochę pomogło przypięcie materiału do tylnego błotnika szczypcami do rozwieszania prania. Mam wątpliwości, czy nie lepsza byłaby mniejsza plandeka (nie zamierzam montować kufra w najbliższej przyszłości, więc luz zawsze będzie), z drugiej jednak strony obawiam się, że taka ściśle przylegająca byłaby bardziej napięta i łatwiej się darła. Jak myślicie, lepsza taka ciasna wchodząca na styk czy luźniejsza? Moje obawy dotyczą głównie tego, co będzie, jak powieje silniejszy wiatr.
  9. Podatki podatkami, ale jeszcze jest ZUS - i to głównie on dobija drobną przedsiębiorczość. 2 lata, kiedy płaci się stawkę "preferencyjną", miną szybciutko i nim się człowiek obejrzy, będzie płacił pełną stawkę, a jeśli jeszcze księgowość zleca firmie zewnętrznej (najczęściej księgowej tak samo prowadzącej jednoosobową działalność gospodarczą), to może już na starcie być do tyłu ponad 1000 zł. Przy zarobkach na poziomie 3000 jest to znaczne obciążenie i DG może być nieopłacalna, chyba że firma osobno opłaca współpracownikom ZUS i biuro rachunkowe/sama rozlicza księgowość (spotkałem się z takim przypadkiem, ale nie była to firma kurierska). Są różne sposoby "optymalizacji" ZUS-u, ale to temat na osobny wątek.
  10. Taka sytuacja: dzwoni znajomy, że jest niedaleko mnie, i pyta, czybym nie wpadł do knajpy X. Odpowiadam twierdząco, po czym wskakuję na rower i depczę z całej siły pedały, żeby skrócić czas czekania owego znajomego. Z knajpy wracam pchając rower (już nie ma pośpiechu, a spacer przed snem dobrze robi), bo mam zasadę, że nie jeżdżę żadnymi pojazdami nawet po jednym piwie. Popełniam w tym momencie czyn zabroniony czy nie? Celowo nie piszę "wykroczenie/przestępstwo", bo tu kwalifikacja prawna zależy od stanu upojenia - gdybym jechał. Ale na zdrowy rozsądek takie pchanie pojazdu jednośladowego nie powinno nosić znamion ww. Parę lat temu był podobny temat, tyle że chodziło o sytuację z motocyklem, i ktoś pisał, że może mieć znaczenie, czy np. kluczyki znajdowały się w stacyjce (co wskazywałoby na gotowość do jazdy). Z tego, co pamiętam, nie padła żadna podstawa prawna. Zresztą byłoby to dziwne, bo np. w Pegeocie SV nie da się wyjąć kluczyka przy wyprostowanej kierownicy.
  11. Komentarzami anonimowych, agresywnych, niedowartościowanych i zakompleksionych frustratów, którzy w realu są nikim, nie należy się przejmować. A Wałęsie juniorowi życzmy rychłego powrotu do zdrowia. Nawet jeśli to prawda, to czasy mamy, jakie mamy, i dziś coraz częściej przygodę z motocyklem zaczyna się bliżej 27 niż 17 roku życia. Kategoria pojemnościowa 125 cm³ praktycznie u nas nie istnieje, pięćsetki traktowane są jak motorowery i często na pierwszy motocykl kupuje się sześćsetkę czy siedemsetpięćdziesiątkę, jeżeli nie litra. Ty też, Adamie, nie wozisz się GS-em ani CB 500. :rolleyes:
  12. Najlepiej, żeby była mocna, nie pruła się jak starej k***ie gacie i żeby na wietrze nie tworzył się łatwo "żagiel". Mile widziane gumki/sznurki na dole, żeby można było zahaczyć np. o stopkę boczną. Pomijam kwestie "oddychalności" itp., bo to na ogół ściema. Obecnie mam taką cienką srebrnoszaro-granatową, marki nie pomnę, niestety przez 3 sezony zdążyła się trochę porwać. Bandita przez ostatnie lata trzymałem pod taką solidną plandeką Modeki, swoje kosztowała i ważyła, ale wody nie przepuszczała i się nie rwała. Z tego, co pamiętam, dałem ją nowemu właścicielowi razem z motocyklem. Z góry dziękuję za porady typu "Taka a taka, kosztuje tyle a tyle, kupisz tu a tu w Warszawie". Może wstrzymam się z zakupem do wrześniowego Mototargu, ale chcę mieć jakieś rozeznanie.
  13. Nie wymagam, żeby mi specjalnie zjeżdżano (gdy ktoś to jednak robi, dziękuję ręką lub awaryjnymi). Wystarczy, żeby tak stali/toczyli się, żeby dało się ominąć/wyprzedzić.
  14. Olsen

    na rybkę ??

    LUŹNA PROPOZYCJA Korzystając z nieco luźniejszego okresu, wybrałem się dziś wczesnym popołudniem na rybę do Broku nad Bugiem. Odległość od Warszawy: 80-100 km w zależności od tego, skąd się startuje i którędy jedzie. Starej smażalni, która znajdowała się tuż przy moście, już nie ma, za to jest nowa, zaraz za Lewiatanem po prawej stronie (jadąc od Wyszkowa [nie skręcając w stronę mostu, tylko jadąc prosto na światłach]). Sandacz był wyśmienity, jak inne ryby - nie wiem. Do końca sierpnia czynne codziennie oprócz poniedziałków do 22, od września tylko w weekendy. Spokojny dojazd z Wilanowa przez Wyszków zajął mi ok. 1,5 h, powrót przez Łochów i Mińsk podobnie, może nawet trochę krócej. Czyli startując z Modlińskiej koło 18, koło 19.30, najpóźniej 20 powinno się być na miejscu. Można oczywiście wyruszyć wcześniej, jeśli nie chce się wracać po ciemku (dni powoli robią się krótsze, ale jeszcze jest dosyć długo widno). Można też przejechać się w którąś sobotę. Co Państwo na to?
  15. Dołączam się do pytania. Albo mnie ktoś przygarnie w domku, albo biorę pokój w pawilonie.
  16. Również życzę Oscarowi rychłego powrotu do zdrowia i braku takich przygód w przyszłości.
  17. Do jazdy na skuterze warto mieć: 1. Kask integralny lub z podnoszoną szczęką (w naszej strefie klimatycznej nie polecam otwartego) - wydatek rzędu 400-800 zł (np. jakiś Uvex). 2. Kurtkę tekstylną z protektorami i najlepiej wypinaną membraną - ok. 500-700 zł w przypadku kurtki ze średniej półki (np. Modeka). 3. Nieprzemakalne spodnie przeciwdeszczowe (i/lub ocieplające) wciągane na "cywilne" - 50-100 zł. 4. Co najmniej dwie pary rękawic: cienkie skórzane na lato i grubsze tekstylne na chłodniejsze dni - 100-250 zł. 5. Pas nerkowy - kilkadziesiąt zł. 6. Kominiarkę wkładaną pod kask - jw. 7. Ewentualnie motocyklowe spodnie tekstylne - mogą się przydać w dłuższej trasie - ok. 500 zł. 8. Ewentualnie motocyklowe buty turystyczne (zastosowanie jw.) - 300-400 zł.
  18. Olsen

    Kto Lubi Bmw?

    Rzadko zaglądam do tego działu, ale jak już jestem, to dorzucę swoje trzy grosze. Tak jak konkretne psy (rasy) pasują albo nie pasują do konkretnych właścicieli, tak samo jest z pojazdami. Ochroniarz z klubu, do którego uczęszczam, przyjeżdża taką ciut starszą beemką i do takiego napakowanego kolesia taki wózek jak najbardziej pasuje. Z kolei właściciel jeździ dużym BMW z tych nowych - i do niego też taki samochód pasuje. Ja jednak nie widzę siebie w takim aucie; już nawet nie chodzi o to, że nie chciałbym się identyfikować z taką czy inną grupą. Za to nie pogardziłbym czerwonym F 650 GS. :crossy:
  19. Olsen

    na rybkę ??

    Dzięki za info i do zobaczenia. :crossy:
  20. Olsen

    Jakie TAXI w Warszawie

    Ja miałem podobne przygody z Bayerem. Domyślam się, co masz na myśli. Jak sobie czasem posłucham rozmów panów taksówkarzy pod nocnym klubem, to nie wiem, czy chciałbym z takimi ludźmi mieć cokolwiek wspólnego, a tym bardziej dać im zarobić. Ale fajni taksiarze też się zdarzają, np. w Zmiennikach. :) Też unikam tego środka transportu podobnie jak autobusów miejskich, o tej porze roku praktycznie nie zdarza mi się zamawiać taryfy, ale korzystam czasem w zimie - do metra czy z klubu. I w tym pierwszym przypadku, jak się jedzie gdzieś służbowo, cholernie ważna jest spolegliwość korporacji/konkretnego kierowcy. Bo w nocy to raczej pośpiechu nie ma. Generalnie te korporacje, o których pisze Jurjuszi. A Night Drivers może kiedyś przetestuję, skoro polecacie. Kiedyś się taki doigra, jak wsiądzie dwóch karków i sklepią michę cwaniakowi. Zresztą miasto miało się z tymi sku***synami rozprawić.
  21. Moje dwa niespełnione marzenia: GN 250 i GS 500 (nie było kasy ani czasu między MZ-etką a Banditem). Często o nich fantazjuję. Ostatnio śliniłem się do takiego Gienka na zlocie w Koszelance. Na miasto idealne są sprzęty o pojemności 125-250 cm³. W Pattayi miałem wynajętą Yamahę Nouvo Elegance (135 cm³) i przy tamtej specyfice ruchu typowej dla nadmorskiego kurortu każdy większy jednoślad stanowiłby przerost formy nad treścią. Za miasto też się dało pojechać czerpiąc przyjemność z jazdy. Co innego, gdyby człowiek miał często kursować między Pattayą a Bangkokiem (sto kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę), chociaż też by dało radę (i w samym Bangkoku doceniłoby się zwinność małego jednośladu). Jeśli chodzi o posiadanego przeze mnie obecnie X-Maksa (250 cm³), to kupowałem go głównie z myślą o dojazdach do klientów (drugie co do częstotliwości zastosowanie to dojazd do klubu - tu też liczy się możliwość schowania kasku, rękawic czy ocieplanych spodni pod siodłem, choć klasycznym motocyklem byłby większy lans). Na samą Warszawę wystarczyłby Cygnus 125, ale chciałem móc komfortowo przejechać się gdzieś dalej, np. nad Zalew Sulejowski, no i czasem trafia się klient poza Warszawą. Gdyby natomiast zależało mi głównie na dalszej turystyce, pewnie pozostałbym przy większych motocyklach. Jednak nie podróżuję dziś po Polsce tyle, ile kiedyś, a X-Maksem też się da pojechać nad morze czy w góry. Trzyma się wtedy na trasie 100-120 km/h, rozpędzając się w porywach do 140, np. przy wyprzedzaniu. No ale dziś wakacje robię sobie w zimie, a w lecie zadowalam się miniturystyką weekendową. I więcej jeżdżę rekreacyjnie rowerem (patrz niżej). Komfort zaczyna się doceniać z wiekiem. Niedawno uruchomiłem kolarkę, która w liceum służyła mi do dojazdów do szkoły i na początku studiów na uczelnię (oraz, oczywiście, do szeroko pojętej rekreacji). Na początku pierwszej klasy LO przesiadłem się z rometowskiej Gazeli na szosowego Peugeota, kierując się emocjami, a nie rozsądkiem. Bo prawda jest taka, że Gazela (typowa damka wyposażona standardowo w błotniki, bagażnik itp.) bardziej się nadaje do takiej jazdy użytkowej, np. do szkoły. No ale w wieku 15 lat zależało mi na tym, żeby mieć rower, którym da się jak najszybciej jeździć po asfalcie (na przekór panującej wówczas modzie na górale). Do Peugeota mam ogromny sentyment, bardzo go lubię, wsiadam nań z przyjemnością, ale nie wiem, czy dziś nie kupiłbym roweru trekkingowego, jeśli miałby to być jedyny jednoślad napędzany siłą mięśni w mojej stajni - ze względu na większą wygodę i uniwersalność (po asfalcie śmigniesz [choć nie tak szybko jak kolarką], do sklepu czy metra w cywilnych ciuchach bez spinania nogawek dojedziesz, a po Kabatach też da się komfortowo pojeździć i nadgarstki ani dłonie nie będą boleć po dłuższej jeździe, jak to często bywa w przypadku kierownicy typu baranek). Dwa lata temu, po powrocie do Polski, kupiłem miejską damkę z pełną obudową łańcucha i koszykiem - do jazdy o charakterze użytkowym po bliższej i dalszej okolicy, żeby nie brać wszędzie skutera. Z motocyklami jest podobnie. Napalony 18-latek nie będzie myślał w pierwszej kolejności o ergonomii, poręczności, zwinności, łatwiejszej jeździe w cywilnych portkach i butach czy możliwości schowania tego i owego pod kanapą.
  22. Tzn. te droższe mogą (ale nie muszą) być trochę bezpieczniejsze, trochę wygodniejsze (z tą wygodą to też różnie bywa, zwłaszcza w przypadku zapięć), ale prawda jest taka, że często przepłaca się za markę. Rozumiem, gdyby Forumowicze wsiedli na gościa, który chciałby sobie sprawić garnek za 100 zł (za tę kasę to co najwyżej kask na rower), ale za 500 zł coś przyzwoitego na pewno się znajdzie. Jakiś Airoh czy Caberg.
  23. Ok. 65 tys. km, które nawinąłem na koła Bandita od nowości.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...