Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Olsen

  1. Jakby ktoś nie wiedział, w tej chwili odbywa się zlot w Koszelance k. Łochowa. http://www.wsciekle-losie.yoyo.pl/ Niewykluczone, że jutro się tam chociaż na chwilę pojawię. :buttrock:
  2. Wyglądałoby to mniej więcej tak: 地下鉄大好き! Ale to JA mógłbym się obnosić z czymś takim. :icon_rolleyes:
  3. Ale nie jest tak fajnie (i tak szybko), nie ma tego klimatu. :biggrin:
  4. :biggrin: :biggrin: :biggrin: To kiedy jedziemy na "grzybobranie"? :biggrin: :biggrin:
  5. Gdy wybieram się w trasę w skórach, zawsze mam pod ręką przeciwdeszczówki. Tylko jazda w ciuchach tekstylnych umożliwia mi niewożenie ze sobą "kondomów". Wiadomość z ostatniej chwili: motocyklowe dżinsy z odpowiednimi wstawkami w newralgicznych miejscach są podobno dostępne w Motostore.
  6. Przejeżdżałem motocyklem. Ale wystarczyło mocniej tupnąć i się rozpierzchli. :buttrock: Jak byście się nie umawiali, to i tak znajdzie się grupa tych, którzy przyjadą własnymi toczydłami, oraz tych, którzy przybędą komunikacją/taryfą, a potem ci pierwsi będą zarzucali tym drugim, że nie są prawdziwymi motocyklistami ("bo co to za spotkanie motocyklistów, gdy ludzie są bez motocykli"), a ci drudzy tym pierwszym - że przedkładają wygodę nad dobrą zabawę. :wink:
  7. W motocyklu - wiadomo, odradza się jazdę na gumach starszych niż 5 lat (i w ogóle zakup opon używanych czy nawet leżakowanych), najlepiej, żeby guma była maksymalnie 3-letnia, no i duże znaczenie ma stopień zużycia bieżnika, a także ogólny stan opony (brak drobnych pęknięć itp.). Z tego, co się orientuję, w samochodzie tolerancja jest nieco większa (mimo że przenoszone są większe masy [nie mylić z siłami]). Oczywiście wiadomo, że samochód samochodowi nie równy (tak jak motocykl motocyklowi). Otóż przedwczoraj mama pojechała do wulkanizatora przełożyć opony zimowe na letnie. Opony są od nowości (samochód - fiat seicento 900 - ma 5 lat i niecałe 40 tys. km przebiegu) i pan wulkanizator powiedział, że oczywiście może mamie sprzedać komplet nowych opon (cena sto kilkadziesiąt zł za sztukę - jakieś Dębice), ale na dobrą sprawę mama śmiało może jeszcze jeździć na starych (dodał, że co innego, gdyby seiem powoził młody chłopak z ułańską fantazją [podobno dokładnie tak powiedział :buttrock: ] i samochód był używany na dalszych trasach, ale sprawa ma się inaczej, jeżeli ma nim jeździć kobieta po mieście). I tak sobie myślę, że ten człowiek chyba miał rację. Przecież mógł zarobić na sprzedaży nowych gum, a mimo to dał jasno do zrozumienia, że nie ma co tak fetyszyzować zaleceń całego tego lobby motoryzacyjnego. Ciekawi mnie, co o tym sądzą forumowi spece od czterech kół. Czy wg Was kasa wydana na zakup nowych opon byłaby w tym konkretnym przypadku wyrzucona w błoto (w końcu 5-6 stówek piechotą nie chodzi)? Dodam, że samochód traktowany jest czysto użytkowo (a nie hobbystycznie), używany jest głównie przez mamę jeżdżącą bardzo delikatnie, a przeze mnie bardzo sporadycznie (też go traktuję raczej oszczędnie); opony mają jeszcze trochę bieżnika, więc rozchodzi się głównie o ich wiek.
  8. Hm, mój SV na fabrycznym silniku rozpędza się do ponad 80 km/h licznikowych; na kicie tuningowym latał jeszcze szybciej. Może rozejrzyj się za jakimś serwisem specjalizującym się w skuterach w Twojej okolicy i niech Ci go oddławią? Najlepiej byłoby poeksperymentować z rolkami o różnej wadze. Jak wstawisz za ciężkie, to skuter może będzie nawet osiągał jakąś przyzwoitą prędkość, ale będzie się wolno rozpędzał, a pod górę ledwo ciągnął. Z kolei jak założysz za lekkie, będzie wyrywał spod świateł niczym strzała mieląc pasek klinowy :wink: , ale ucierpi na tym prędkość maksymalna.
  9. He, he, pierwsza linia tokijskiego metra, która ruszyła w latach 30. minionego stulecia, nazywana była "krecim pociągiem" (jap. mogura densha). :crossy: Bemowo - wygwizdowo... :icon_mrgreen: :icon_razz:
  10. http://forum.motocyklistow.pl/index.php?sh...24entry894824 :icon_razz:
  11. Cytat: "Powinien oczywiście tak jechać żeby w ogóle nie doszło do potencjalnie niebezpiecznej sytuacji, nimniej jednak generalnie gostek miał rację. Lekka stłuczka jest w autobusie nieodczuwalna, za to gwałtowne hamowanie powoduje masakrę wśród pasażerów. Wyobraźcie sobie gostka 120kg żywej wagi który akurat grzebie w kieszeniach za biletem i nie trzyma się niczego i w tym momencie autobus awaryjnie hamuje z 50kmh do zera..." Nie obraź się, ale Twoja argumentacja zupełnie do mnie nie przemawia. Jak ktoś się nie trzyma poręczy czy czegokolwiek, to sam jest sobie winien. Ja i tak jeżdżę metrem, które hamuje tylko przed zatrzymaniem się na stacji i jest dużo bardziej przewidywalne jeżeli chodzi o manewry niż autobus (a i tak staram się czegoś trzymać, jeżeli jadę na stojąco). :icon_rolleyes:
  12. Tak - dlatego warto mieć na podorędziu specjalne portki przeciwdeszczowe (kosztują kilkadziesiąt zł).
  13. Skuterem - i wtedy zakładam tylko kask i odblaskową kamizelkę (ewentualnie przeciwdeszczówkę, jak mocno pada).
  14. Też lubię łazikować - dlatego często wracam per pedes od stacji metra Wilanowska do domu (po centrum też sporo łażę; także gdy wybieram się np. ze znajomymi na ochlaj na starówkę, dojeżdżam metrem do stacji Ratusz Arsenał, a potem "butuję" ul. Długą na Stare Miasto). :D PS Wiele osób łapie się za głowę, gdy im opowiadam, że zwiedziłem praktycznie całe Tokio piechotą i na rowerze (po powrocie do kraju byłem chudszy prawie o 20 kg :bigrazz: ).
  15. Jak już kiedyś pisałem, samochód mogłem mieć zawsze - wolałem jednak poczekać, aż uskładam na wymarzony, choćby najskromniejszy, motocykl (co nie znaczy, że nie pożyczałem czasami samochodów od rodziców). Ale muszę się z Tobą zgodzić, że samochodem można pojechać dalej niż rowerem (z tymi Kabatami to chodziło mi nie o stację metra [za czasów licealnych i wczesnostudenckich metro, znajdujące się dopiero w powijakach, praktycznie dla mnie nie istniało], tylko o rowerowe eskapady do Powsina/Lasu Kabackiego). A samolotem można polecieć jeszcze dalej... No i zostałem rozpracowany! :(
  16. Na krótszych dystansach (np. dojazdy 3 km z domu do metra) odpuszczam sobie tego typu "wynalazki", ale gdy jadę gdzieś dalej, a nie mam na sobie pełnego rynsztunku, to zakładam na dżinsy ocieplacze na kolana marki Kobi; pas nerkowy też zazwyczaj zakładam.
  17. Rozumiem, że tekstylne (a nie skórzane)? ...i musiałabyś wracać SKM-ką. :(
  18. ...ale proszę o jeszcze odrobinę cierpliwości/wyrozumiałości. :icon_mrgreen: A więc: Czy ktoś z Szanownych Forumowiczów jest szczęśliwym posiadaczem tego kasku? Jeśli tak, to jak się sprawuje ta podwójna szybka (zapewniano mnie, że problemy z rozklejaniem się dwuwarstwowego wizjera i zaparowywaniem dotyczyły jedynie wcześniejszych modeli, a obecnie produkowany model został ulepszony)? I jak się ten kask spisuje przy jeździe z wyższymi prędkościami (czy za bardzo nie huczy)? Czy to zapięcie rzeczywiście jest takie rewelacyjne? Mierzyłem dziś taki w Tarborze i wydaje się być OK. Z góry dziękuję za ewentualne (p)odpowiedzi/rady/sugestie.
  19. Pisząc o "ludziach, którzy nie mają wyboru/ambicji" miałem na myśli ludzi niemających wyboru i/lub ambicji, nie napisałem nigdzie, że każdy pasażer miejskiego autobusu to moim zdaniem człowiek pozbawiony ambicji. Sam kiedyś jeździłem trochę autobusami, ale nie przypominam sobie, żebym robił to z wyboru (za to dziś mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jeżeli jadę dokądś metrem/SKM-ką, to robię to z wyboru, a nie z przymusu :) ) - pamiętam raczej, że zawsze wolałem jechać rowerem albo skorzystać z podwózki samochodem. Jazda autobusem stanowiła zło konieczne. Nie oszukujmy się, większość ludzi, którzy zapychają autobusami, wolałaby przesiąść się do bardziej komfortowego środka lokomocji, gdyby tylko mogła. A co do ambicji, to w pewnym momencie - na drugim roku studiów - stwierdziłem, że chcę coś zmienić w swoim życiu i kupiłem motocykl (10-letnią MZ-etkę), który pozwolił mi wyściubić nos z domu dalej niż do Kabat czy Zalesia Górnego. :icon_razz: :icon_mrgreen: :icon_mrgreen: :icon_biggrin: :biggrin: :bigrazz:
  20. Współczuję zdarzenia; szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej Tobie nic się nie stało. Wyciśnij z MZA tyle kasy, ile tylko się da. A ten szoferzyna od siedmiu boleści jeszcze się kiedyś doigra. Zawsze mówiłem/pisałem, że autobusy, zwłaszcza miejskie, to zło. :crossy: Tylko niszczą i zanieczyszczają drogi oraz przyczyniają się do ich zakorkowania. :evil: Zresztą kto tym g***em jeździ?! Chyba tylko ludzie, którzy nie mają wyboru/ambicji. Szanujący się mieszkańcy, którzy chcą korzystać z komunikacji publicznej, wybierają metro, SKM itp. Taki autobus to nie ma dla mnie żadnej przewagi nad komunikacją indywidualną, rzekłbym nawet, że skupia w sobie prawie wszystkie możliwe wady komunikacji zbiorowej i indywidualnej: jeżdżąc autobusem, jest się uzależnionym od rozkładu jazdy, czeka się na nieosłoniętym przystanku (sama przyjemność w zimie), stoi się w korkach (nie wciskajcie mi, proszę, kitu o buspasach, bo codziennie widzę autobusy grzęznące w korkach), w godzinach szczytu panuje niemiłosierny ścisk (OK, dla niektórych to może stanowić zaletę :smile: ), grasują kieszonkowcy, jest się narażonym na wypadek (ostatnio w samej tylko Warszawie zdarzyły się dwa poważne wypadki z udziałem autobusów), no i trzeba do niego/od niego dojść. Jak nie miałem motocykla ani motoroweru, to wolałem jeździć po mieście (do szkoły, znajomych itp.) rowerem, niż zaiwaniać z buta na przystanek i telepać się rachitycznym autobusem. PS Nie wiem, czy wiecie, że agresywni kierowcy z MZA zapowiadają strajk połączony z blokowaniem ulic Warszawy, jeżeli nie dostaną podwyżek. :bigrazz: Media podają, że już dzisiaj do tej nierentownej firmy trzeba dopłacać, w przeciwieństwie do metra czy tramwajów - nie zmyśliłem tego na poczekaniu, tylko wyczytałem w środkach masowego przekazu. Jak dla mnie, to ci kierowcy mogą wyp*****lać na zmywak do Irlandii. Ja bym chyba nalegał, zważywszy, że istnieje domniemanie, iż sprawca działał umyślnie (jak to się ma do 6 punktów, które Astarte dostała za odpięcie się kufra w czasie jazdy :D :D ). Poza tym nikt nikomu nie każe być zawodowym kierowcą.
  21. Obie kategorie zdałem dopiero za drugim podejściem. Za pierwszym razem oblałem: Kat. A - nie dojechałem nawet do "ósemki", gdyż wyłożyłem się (tzn. nie wywróciłem się, tylko podparłem nogą) jeszcze na dojeździe do niej, na takim wąskim, krętym torze, który wiele lat temu zastąpiono slalomem między pachołkami. Kat. B - nie zaliczyłem wjazdu do garażu tyłem, gdyż zaparkowałem nierówno względem obu bocznych linii. A miało to miejsce jesienią 1995 r. :D
  22. O, a o której się wybierasz(cie)? Ja zapewne wpadnę do Tarboru koło 16 (planowany przyjazd na Warszawę Wschodnią: 16.05 :smile: ). Podejrzewam, że będziecie mieli w planach obskoczenie kilku sklepów - ja jutro raczej tylko Tarbor. PS Twierdzisz, że jesteś koszmarnie marudna - spytaj Aśkę i Dziada, jak się swego czasu kupowało ze mną rękawice Modeki. :bigrazz: :D
×
×
  • Dodaj nową pozycję...