Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Olsen

  1. Majka ful wypas, sam bym na takiej z chęcią pośmigał. :flesje: Prawo jazdy + podatek + ubezpieczenie + egzekwowane ograniczenia prędkości w mieście i poza miastem (stosunkowo niedawno podniesiono dopuszczalną prędkość dla motocykli na autostradach z 80 do 100 km/h :clap: , a także zezwolono na jazdę z "plecaczkiem" [też na autostradzie, bo poza to było można zawsze]). Powiedzmy, że jest to rozsądny/optymalny wybór. Oczywiście pasjonatów ujeżdżających Hayabusy czy inne "zygzaki" (bynajmniej nie w wersji 400 ccm) też u nich nie brakuje.
  2. He, he, naoglądałem się trochę takich sprzętów na żywo (i niedługo znowu będę miał okazję). Mi tam się ten styl podoba (zaraz mnie pewnie co poniektórzy posądzą o totalne bezguście :clap: :flesje: ).
  3. Od dziś chyba przestanę hamować silnikiem na mokrej nawierzchni. Wczoraj, gdy jechałem motocyklem do pracy, zaczął siąpić deszcz. Nie od dziś wiadomo, że na początku opadu jest najbardziej ślisko i najlepiej byłoby przerwać jazdę i zaczekać, aż trochę dłużej popada i zostanie z jezdni zmyta ta megaśliska maź. Niestety, czas naglił, tak więc o przerywaniu jazdy nie było mowy. Jechałem po mieście (a konkretnie po Powiślu), tak więc niezbyt szybko, ale za bardzo guzdrać się nie mogłem, bo musiałem stawić się o konkretnej godzinie w konkretnym miejscu. Szykując się do skrętu w lewo (na skrzyżowaniu) zacząłem delikatnie hamować (oboma hamulcami - przynajmniej tak mi się wydaje), jednocześnie redukując biegi (ze sprzęgłem, no i - rzecz jasna - przegazówką). W pewnym momencie złapałem silny uślizg tylnego koła, motocykl zaczął iść bokiem (w międzyczasie silnik na chwilę zgasł, po czym pracował dalej :icon_razz: :icon_mrgreen: :icon_eek: ), a ja musiałem ratować się (i maszynę) obiema nogami. Nie ukrywam, że "trochę" się spociłem.
  4. Olsen

    Rzecz o samochodach

    Nie można wrzucać całej komunikacji miejskiej do jednego worka. Metro i Szybka Kolej Miejska biją na głowę taki np. autobus (i autobusem zapychać nie lubię). Wszystko zależy od tego, jak sobie człowiek życie ułoży. Nie twierdzę, że własny pojazd (większy niż rower) nie jest mi przydatny (chociaż przy innym trybie życia - np. jak za czasów licealnych - zapewne rower by mi wystarczył; mógłbym łączyć przejazdy rowerem i metrem), natomiast często nie zdajemy sobie sprawy, że w wielu przypadkach moglibyśmy zaniechać jazdy własnym pojazdem na rzecz transportu zbiorowego - i byłoby to dla nas korzystniejsze/przyjemniejsze/wygodniejsze rozwiązanie. Kiedyś nie doceniałem walorów transportu szynowego (tzn. od małego bardzo lubiłem jeździć pociągami, ale traktowałem je jako pojazd wakacyjny), ale po dłuższym pobycie w pewnym kraju i mieście zrozumiałem, że nie samymi jednośladami człowiek żyje. I że fajnie jest być uniezależnionym od własnego(ych) pojazdu(ów). W moim przypadku dokupienie kolejnego pojazdu oznaczałoby przede wszystkim kolejny kłopot i podejrzewam, że jeździłbym nim na tyle rzadko, że tylko akumulator by się rozładowywał i dużo taniej wyszłyby mnie taksówki (nawet w okresie zimowym); nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem jako kierowca seiem, do którego mam cały czas dostęp (za to taksówką wracałem w zeszłym tygodniu - z suto zakrapianej imprezy). Poza tym staram się nie wydawać pieniędzy na rzeczy, które mnie specjalnie nie rajcują (podejście czysto hedonistyczne). Może w innej sytuacji pragnąłbym mieć własne cztery kółka, ale na dzień dzisiejszy jazda samochodem do pracy itp. oznaczałaby tylko dodatkowy stres (pracuję w ścisłym centrum); co innego, gdybym prowadził wybitnie nocny tryb życia i jeździł po knajpach albo po prostu bez celu po mieście (chociaż w pierwszym przypadku pewnie wolałbym móc się napić, a w drugim - zasiadać za sterami motocykla). A co do przewożenia ciężkich rzeczy, to i tak pralki czy lodówki kompaktową osobówką raczej się nie przewiezie, tylko będzie trzeba zamawiać bagażówkę. PS Żeby nie było, że się nie "zniżam" do autobusów. Otóż w zeszłą sobotę miałem przyjemność jechać takowym pojazdem, ale to był specjalny autokar podstawiony pod kościół przez młodą parę, żeby zawieźć gości ze ślubu na wesele.
  5. Ja wybrałem dłuższą (Modeka Brisbane), chociażby po to, żeby móc czasem podjechać gdzieś w marynarce. IMHO dłuższa kurtka jest dużo praktyczniejsza. Za to skórzaną kurtkę (z Tarboru) mam krótką. A w upalne dni też w niej jeździsz? Pytam z ciekawości, bo w gorące dni trochę się w tej kurtce pocę (zwłaszcza jeśli nie założę pod spód bielizny termoaktywnej).
  6. Olsen

    Rzecz o samochodach

    A ty czym "zap*******sz" w czasie zimy? Samochodem kupionym od laweciarza? :crossy:
  7. Ja jeżdżę w lecie (rekreacyjno-turystycznie) w wysokich butach motocyklowych (marki Uvex, nieprzemakalnych, a więc zapewne wyposażonych w jakąś membranę)) i nie odczuwam szczególnego dyskomfortu termicznego. Jeżeli jeżdżę do pracy w butach "cywilnych", to głównie dlatego, że nie chce mi się przebierać na miejscu.
  8. Z zakrapianych imprez nigdy nie wracam własnym pojazdem (od czego jest metro i taryfa), natomiast problem pojawia się właśnie dnia następnego (tzn. zazwyczaj jest to zawsze ten sam dzień z punktu widzenia daty, ale mniejsza o to), gdy człowiek potrzebuje dokądś podjechać. Nie ukrywam, że pokusa jest silna (skuterek jest pod ręką, a do metra trzeba kawałek drałować z buta albo podjechać taksówką), ale wolę nie ryzykować, tak więc w razie jakichkolwiek wątpliwości* rezygnuję z jazdy własnym toczydłem. *Po ostrym łojeniu do białego rana nigdy nie mam wątpliwości, wiadomo, że mam jeszcze promile we krwi, tak więc nawet się nie zastanawiam (tak jak po sobotnim weselu - nawet w tej chwili nie zaryzykowałbym jazdy żadnym pojazdem), natomiast po wypiciu, dajmy na to, pięciu średnich piw dnia poprzedniego człowieka korci, żeby nie kombinować jak ten koń pod górę i pojechać jednośladem.
  9. Olsen

    Rzecz o samochodach

    Na początku pozwolę sobie uraczyć Was cytatem pochodzącym z książki, którą właśnie skończyłem czytać: Człowiek kupuje na przykład samochód (...) który już za bramą salonu kosztuje znacznie mniej, niż zapłaci się za niego przed bramą (tylko ubodzy nabywają samochód z drugiej ręki). Później należy go jeszcze ubezpieczyć, naprawiać, lać benzynę i olej, uzupełniać wodę w spryskiwaczu, płacić za parkingi i garaż oraz za myjnię, szamotać się ze złodziejami, policją drogową i innymi kierowcami - po to jedynie, aby utknąć w weekendowym korku, raz przy wyjeździe i pięć razy podczas powrotu. I żeby to był jeszcze rolls-royce! W dodatku przejazd dokądkolwiek autobusem kosztowałby znacznie mniej niż jazda tam samochodem. Samochód zaczynał opłacać się dopiero wtedy, kiedy wszystkie miejsca w nim były zajęte, z kolei A nie znosił, gdy ktoś zajmował jego miejsce. Poza tym w samochodzie nie mógłby skracać sobie czasu podróży ani piwem, ani słuchaniem discmana, że nie ma co nawet wspominać o drzemce. Gdyby pozbył się samochodu, z pewnością miałby w zamian mniej kłopotów, przynajmniej z samochodem. [Piotr Jędrosz, "Bigamista", Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2006, s. 203-204] Myślę, że lektura cytowanego tekstu może skłonić co poniektórych do refleksji. Zgadzam się z autorem w tej kwestii, że zakup samochodu oznacza kolejny kłopot (a potem dalsze kłopoty). Z motocyklami, niestety, jest podobnie. Tylko że motocykle - w odróżnieniu od samochodów - kupują praktycznie zawsze pasjonaci, a jak wiadomo, pasja wymaga poświęceń (jest ich warta). Nie twierdzę, że wśród użytkowników samochodów nie zdarzają się hobbyści, dla których samochód jest oczkiem w głowie, którzy zrzeszają się w rozmaitych klubach, mają swoje zloty itp. Ale nie oszukujmy się, jaki procent osób poruszających się na co dzień samochodami stanowią prawdziwi pasjonaci czterech kółek, a jaki ludzie traktujący samochód czysto użytkowo, którym potrzebny jest on jedynie do wożenia czterech liter do pracy czy na zakupy, którym sama jazda - zwłaszcza w korkach - nie sprawia żadnej przyjemności? Tym drugim polecałbym przesiadkę może nie do autobusu, ale np. do kolei na(d)- i podziemnej. Hobbystów do rezygnacji z własnych dwóch czy czterech kółek nie namawiam (ewentualnie jedynie do ograniczenia jazdy w pewnych miejscach w pewnych okresach czasu). Jeszcze odnośnie do tych kłopotów, o których wspomina autor cytowanego wyżej tekstu. Po pierwsze, każdy pojazd stanowi skarbonkę bez dna, po drugie, abstrahując od kwestii finansowych, trzeba cały czas pilnować wszelkich przeglądów, badań technicznych, co stanowi pewien dyskomfort psychiczny. Jak to było z tą kozą...? A teraz pomyślcie, Drodzy Forumowicze, na ile więcej rzeczy moglibyście sobie pozwolić i ile mniej kłopotów byście mieli, gdybyście nie posiadali takich czy innych pojazdów. :P Ostatnio tak sobie rozmyślałem, że gdyby nie motocykle i skutery, to pewnie miałbym większą swobodę (finansową i nie tylko), ale z drugiej strony wcale nie jest powiedziane, że miałbym więcej kasy. Taki motocykl - co by nie mówić - potrafi cholernie zmotywować do zdobycia się na wysiłek (mówiąc wprost: do zwleczenia się z wyra i pójścia do pracy). Ot, takie myśli naszły mnie ostatnio i chciałem się nimi z Wami podzielić. :evil:
  10. W przyszłości - niewykluczone, ale na razie są inne plany.
  11. Mimo że sam będę niedługo sprzedawał Bandita, Tobie polecam jednak GS-a. Pisałem to już wiele razy i jeszcze pewnie wiele razy napiszę: człowiek rozwija się drogą ewolucji, a nie rewolucji. Święte słowa. :P Dokładnie. Dlatego warto zaczynać od mniejszych sprzętów (przykładowo, ósemki kręci się łatwiej na mniejszych sprzętach, a ta umiejętność [nabyta na małym motocyklu] procentuje potem podczas jazdy na większych maszynach). Jest na to rada: wlać do lag olej gęstszy o pół oczka, niż przewidział producent.
  12. Tak jest np. na skrzyżowaniu Wilanowskiej i Sikorskiego (jak się jedzie w stronę Dworca Południowego). Dlatego zawsze ustawiam się przed światłami obok innych pojazdów, a nie za nimi (w przeciwnym razie przejechałbym dopiero przy następnej albo jeszcze następnej zmianie świateł).
  13. Podczepiam się pod temat, gdyż sam jestem zainteresowany zakupem alkomatu. Obecnie "z braku laku" posiłkuję się czymś takim. Przedwczoraj wyszło mi koło południa, że mam (w przybliżeniu, rzecz jasna) 0.65 promila :) (dzień wcześniej pochlałem ostro :D ), tak więc zaniechałem jazdy jednośladem do pracy na rzecz metra.
  14. Tak, tylko przekonaj ludzi, którzy chcą mieć markowy "samochód" za kilka tysięcy złotych, dla których podstawowym kryterium przy wyborze jest niska cena zakupu. :D
  15. Odpuść sobie cebeerkę na pierwszy motocykl. I zastanów się dobrze, czy warto rozpoczynać przygodę z motocyklami od jakiejś maszyny niewiadomego pochodzenia, ewidentnie po przejściach przez duże "P". Jaaasne. Tzn. może i zrobi, ale odpowiednio sobie za to policzy. Prawdopodobnie facet wyczuł, że jesteś napalony, a niedoświadczony, i próbuje Cię zbajerować, żeby tylko pozbyć się czym prędzej motocykla wątpliwej proweniencji.
  16. Obecnie posiadam teksy wyposażone w membranę Reissa (kurtka Modeka Brisbane, spodnie Modeka Rookie). W chłodniejsze dni spisują się dobrze, ale w lecie człowiek trochę się poci, zwłaszcza jeśli nie ma pod spodem bielizny termoaktywnej. Dlatego w letnie, gorące dni chętniej sięgam po skóry. Następny komplet tekstylny sprawię sobie chyba z najwyższej półki, z odpinaną membraną Gore, nawiewami i innymi wodotryskami. :D Tylko będę musiał zachować szczególną ostrożność przy zakupie, żeby nie dać się nabić w butelkę sprzedawcy zapewniającemu o rzekomej półprzepuszczalności membrany, komfortowi termicznemu w upalne dni czy odporności na ścieranie dorównującej skórze (wiadomo, każda pliszka swój ogonek chwali).
  17. Miałem na myśli właśnie zakup w salonie nówki sztuki nieśmiganej. A jeżeli z jakichś powodów nie możemy/nie chcemy wyskoczyć z kasy na nówkę, to najlepiej kupić pojazd z dobrych rąk, od zaufanej osoby (dobrego kolegi itp.), najlepiej eksploatowany od nowości w kraju, koniecznie z udokumentowaną historią.
  18. Dlatego nie warto kupować pojazdów od wszelkiej maści laweciarzy itp., tylko z pewnego źródła.
  19. Posiadam tę pozycję w swojej bibliofilskiej kolekcji. Książka ta, mimo że wydana została w 1962 roku, pod wieloma względami niewiele straciła na aktualności, naprawdę ciekawie się czyta. A książek Davida L. Hougha bym nie deprecjonował...
  20. I właśnie dlatego że są tak bzdurne ograniczenia prędkości, ludzie nie mają respektu dla przepisów ruchu drogowego. To chyba lepiej, żeby było ograniczenie do 120 km/h i ludzie te 120 jechali, niż żeby przy ograniczeniu do 70 kierowcy zapieprzali po 170 km/h? :buttrock:
  21. Po pierwsze, nie sądzę, żeby ten system prędko wdrożono. Nie w naszym kraju. Po drugie (gdyby jednak pomysł wszedł w życie), mogłoby dojść do paradoksalnej sytuacji, że ludzie "grzecznie" jeździliby 70 km/h na Wisłostradzie czy Trasie Siekierkowskiej, a odreagowywali na Fieldorfa, Marszałkowskiej czy Gagarina (które IMHO nie nadają się do pałowania). Takie trasy jak Toruńska czy Siekierkowska powinny być traktowane jak autostrady (skoro nie mamy z prawdziwego zdarzenia) i powinno się tam móc legalnie jeździć przynajmniej te 120-130 km/h. Może wówczas "uzdrowiłoby" się choć trochę ruch drogowy, gdyby ludzie wiedzieli, że mogą dociskać na ww. drogach i im podobnych, ale za to po mieście należy jeździć dostojnie. Jeżeli ktoś chciałby szybko przebić się z jednego krańca miasta na drugi (np. z Wilanowa na Bemowo), to nie pchałby się do miasta, tylko leciał trasą szybkiego ruchu, a gdyby już znalazł się w centrum (bo miałby tam coś do załatwienia), to jechałby śródmiejskimi uliczkami, powiedzmy, 60 km/h. Skończyłyby się wyścigi na Marszałkowskiej czy w al. Niepodległości, ale za to upłynniłby się ruch. Albo i nie, jeżeli ktoś wpadnie na pomysł, żeby ją uszkodzić (wandali u nas nie brakuje, a nie wierzę, żeby całość dało się w 100 % przed nimi zabezpieczyć). Podpisuję się pod powyższym oburącz i obunóż. Zresztą dziś chyba też obowiązują te firmy jakieś normy, których muszą przestrzegać ( :crossy: :biggrin: ). Może mają przerwę śniadaniową. :lapad: Ja też liczę na jakiś margines tolerancji ze strony panów władzów.
  22. David L. Hough. Jest jeszcze seria książek o tematyce motocyklowej autorstwa Rafała Dmowskiego.
  23. Lepiej załatwić tłumaczenie uwierzytelnione i mieć święty spokój, niż ryzykować, że będzie się musiało złożyć wizytę w urzędzie dwa razy i nie oszczędzi się ani pieniędzy, ani czasu. Tak, tylko pamiętaj(cie), że nie zrobi tego za darmo.
  24. Czasem wystarczy jeden. Wystarczy, że na tysiąc normalnie jadących motocyklistów trafi się jeden szaleniec z wyciętą z mózgu klepką strachu, dający "trzysta na gumie między samochodami" :crossy: , a postronni obserwatorzy powiedzą "No tak, ci motocykliści...". Też mam często okazję poobserwować wariatów drogowych poruszających się katamaranami, czy to na szosie gdańskiej, czy to na katowickiej. W mieście poszaleć nie mogą (wiadomo, korki), to sobie odbijają na trasie. A pojechałby jeden z drugim na niemieckie autobahny i tam dawał w palnik. Zasada nr 2: zawsze zastanów się dwa razy, czy na pewno warto pchać się własnym pojazdem, bo może warto skorzystać z transportu zbiorowego [metra, kolei na(d)ziemnej], przynajmniej można sobie poczytać w czasie podróży. Na początku sierpnia wybieram się do Trójmiasta i niewykluczone, że pojadę InterCity, żeby móc się w pełni zrelaksować.
  25. Bardzo ważne jest, żeby szyba nie kończyła się wyżej od naszych oczu. W przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo, że widoczność ulegnie znacznemu pogorszeniu, zwłaszcza gdy szyba będzie już porysowana (a prędzej czy później będzie) i zaczną się robić refleksy (szczególnie uciążliwe podczas jazdy w nocy). Wtedy czasem trzeba się wychylać zza szyby, żeby coś widzieć, ale w takiej sytuacji posiadanie wiatrochronu mija się z celem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...