
Miras
Forumowicze-
Postów
448 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Treść opublikowana przez Miras
-
Chyba troszkę przesadzasz... zawsze miło wspominałem przejażdżki po stolycy puszką z blachami z końca świata. Do tego stopnia miło, że nie spieszy mi się z przerejestrowaniem 4oooo nabytych w drodze kupna już jaaaakiś czas temu i póki co, pozostawiam je na rejestracjach z baaaaardzo daleka :) Sam mam wiele wyrozumiałości dla 'obcych' w wawie i również jej (od rodaków) doświadczam. Najbardziej rzucają się ci, co im się wydaje, że są 'miejscowi'. Miałem taką sytuację, że trąbnąłem na gościa w busie, co się już na prawdę na hama wepchał, a on (widząc doskonale moją rejestrację) przez otwarte okno odpyskował "wyp&*^%laj do siebie na wieś buraki zbierać!" Sam miał 'dumne "W" na początku rejestracji, co sugerować miało, że on niemal tutejszy jest, tyle że jego numery (z całym szacunkiem) poprzedzone były literkami "WGR"... Jako, że koleś prowadzący busa w stroju toples nie wzbudzał we mnie poczucia partnera do dyskusji na poziomie, to zaniechałem konfrontacji mającej na celu porównanie Dowodów Osobistych pod kątem zawartości rubryki "Miejsce Urodzenia" ;)
-
A Ty jesteś posiadaczem prawojazdy? Swoją drogą - zastanawia mnie co to są te prawojazdy - sporo osób o nich pisze, ale nikt nie wyjaśnia do czego miałyby służyć. Czy jeśli rzeczywiście się do czegoś przydają, to czy trzeba mieć ich kilka, czy np. jeden wystarczy...?
-
No proste - wystarczy włączyć odrobinę myslenia ;) Przecież na fotce strzelonej od tyłu widać, że jest jedna osoba (tylko kierowca, bez pasażera), więc we dwójkę jechać nie mogli. Jeśli pojazd ma dwóch współwłaścicieli i oboje przyznają się do jechania ta drogą w (mniej więcej) tym samym czasie, to jak mają ustalić kto prowadził? Przecież zanim fotkę przyślą gdzie trzeba, zanim wezwą do składania wyjaśnień, to trochę czasu upływa i można nie pamiętać czy była to 10:37, czy 10:53. - "Oboje panie władzo, tą trasą na zmianę śmigalismy jakoś przed 11-tą tego dnia" ;) Zastanawiam się tylko czy do tego 'wybrnięcia' potrzebna jest współwłasność. Przecież jako właściciel pojazdu możesz wskazać siebie i kolegę, który tego dnia o tej porze +/- również śmigał Twoim sprzętem i jeśli on również przyzna się do tego, że mógł to być on, to co władza zrobi?
-
To ja miałem nieco inny stres - alergia i katar/kichanie (a wiadomo przecież, że podczas kichnięcia można z zamkniętymi oczami przejechać pewnie i parę kilometrów ;) jak się pomyka z pierwszą kosmiczną). Ale ku mojemu zaskoczeniu - za każdym razem po włożeniu hełmu wszelkie objawy alergiczne ustępowały (taki przeziębieniowy katarek również) - nawet gdy przejeżdżałem przez piękny krajobraz kwitnącego 'syfu' na łąkach i polach... Zabawnie musiałem wyglądać na postojach (tankowanie itp.), bo po wyswobodzeniu się z plastikowej skorupy wszystkie 'zbuforowane' (zapamiętane, ale niewykonane) kichnięcia występowały w ciągu 1-2 minut ;)
-
Zwłaszcza w drodze powrotnej zalatywać może... rybą :biggrin:
-
Świadkowanie - spoko :-) akurat hondzia (o ile dobrze pamiętam) ma (lub miał kupić) kamerkę do nagrywania zdarzeń drogowych, więc winy by się nie mogli wyprzeć (bo znając życie, to reszta kolumny świadczyłaby na korzyść pilota). Przy okazji - ciekaw jestem jak w takiej sytuacji (chodzi o kamerkę - taką 'cywilną', niehomologowaną) rozpatrywana jest wina sprawcy (przy założeniu, że to nie właściciel kamerki jest sprawcą kolizji) jeśli ma on kilku 'świadków' (wiadomo jak to bywa - czasem świadkowie znajdują się po wykonaniu kilku telefonów) a przeciw ich zeznaniom jest nagranie z takiej kamery? I czy można wtedy podciągnąć tych 'świadków' pod "składanie fałszywych zeznań"? Pewnie trzeba by na własny koszt zlecić ekspertyzę zapisu video, coby stwierdzić czy nie nosi znamion montażu, ale myślę, że dałoby radę coś wywalczyć. Bo ostatnio bardzo często słyszę/czytam, że właśnie tacy 'świadkowie' pojawili się jakiś czas po zdarzeniu - ot choćby sprawa śmierci motocyklisty z Wawy (nie pamiętam dokładnie - gdzieś w centrum - Sienna czy Złota) z długiego weekendu. Tam podobno właśnie pojawili się tacy świadkowie.
-
Nie sądzę, by kierowca gimbusa wysadzał dzieciaki na przejściu. Pewnie to było przed przejściem, skoro autobus w chwili zdarzenia nadal był przed nim (inaczej dziewczynka nie miałaby jak dostać się na przejście - przecież w kontynentalnej części Europy drzwi autobusów umieszczone są z prawej strony - tej samej, po której przyzwyczajeni jesteśmy jeździć). Nawet jeśli te kilka metrów wcześniej był przystanek (zwłaszcza bez zatoki) to tym bardziej nie powinien go omijać, bo jest to tuż przed przejściem dla pieszych i skąd mógł wiedzieć w jakim celu autobus się zatrzymał - może właśnie po to, by pozwolić przejść pieszym. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się (jest to cokolwiek logiczne i zawsze się tego trzymam), że omijanie oznaczonego autobusu przewożącego dzieci, który zatrzymał się na przystanku jest niedozwolone. Inaczej po co byłyby te oznaczenia? No właśnie tutaj zaprzeczyłeś swoją (poprzednio zacytowaną) wypowiedź. Tutaj zresztą kierujesz się logiką (a ta czasem więcej znaczy niż suche traktowanie zapisów Kodeksu Drogowego). Wina prowadzącego jednoślad jest bezsprzeczna o tyle, że nawet gdyby to nie było dziecko, tylko staruszka, hudraulik lub szewc, to i tak na oznaczonym przejściu dla pieszych ma on pierwszeństwo. Dojeżdżając do takiego przejścia kierujący ma zachować szczególną ostrożność, obserwować czy w okolicy przejścia nie ma jakiegoś pieszego, który może się nagle zdecydować na wejście na przejście. Jeśli widoczność zasłaniał mu 'jakiś' obiekt (duże pudło, pewnie żółte, autobus), to chyba nie zwolniło go to z obowiązku upewnienia się o możliwości wjazdu na to przejście. Oliwy do ognia dolewa fakt, że było to przed szkołą (a więc - jak się słusznie domyślasz - musiał być przynajmniej jeden znak informujący o możliwości nagłego pojawiania się dzieci w okolicy) oraz to, że tym obiektem zasłaniającym widoczność był oznaczony autobus szkolny. Głupopta to n-tej potęgi. Dobrze że dziewczynce nic się nie stało (taką mam nadzieję, bo czasem w szoku nie czuje się bólu i nie ma się świadomości urazów).
-
Jeśli o to konkretnie dziecko chodziło, to 'miało prawo' wtargnąć na przejście, ponieważ wyszło z autobusu szkolnego, a w takim przypadku U-PoRD nakazuje zachowanie, szcze-szcze-szczególnej ostrożności (bardziej szczególnej niż przy dojeżdżaniu do 'zwykłego' przejścia dla pieszych). Ustawidawca przewidział nawet, że zza takiego autobusu mogą wybiegać dzieci - niezłe jest jedno z pytań, a w zasadzie odpowiedź na pytanie z testów na PJ - ta o "przejechaniu powoli między dziećmi" ;-)
-
ani na takich jak hondzia... ...znaczy jak hondzia trafił :biggrin: Uprzywilejowani to oni w żadnym przypadku nie są - w temacie zostało już powiedziane, że mogą tylko nie stosować się do obowiązku jazdy przy prawej krawędzi i zakazu zatrzymywania. Wydaje mi się, że skoro mogą się zatrzymywać nawet w miejscach niedozwolonych, to również mogą poruszać sie z małą prędkością jak ciągnik czy inny pojazd wolnobieżny (w końcu 'prawie stoi' to to samo co 'jedzie jak slimak' ;) ).
-
Ja również mam wątpliwości. Ale ogólnie uważam, że kaski szczękowe to tylko troszkę więcej zabezpieczenia niż bezszczękowe. Mam wrażenie, że to połączenie kasku bezszczękowego z 'ochraniaczem' na szczękę. ;) Jednak integralny kask jest skorupą z jednego kawałka i zachowuje się jako całość, a nie dwa ruchome względem siebie fragmenty. Ale to tylko moje przypuszczenia. Wypowiadać się mogę tylko w kwestii podobnego, niemal identycznego (tyle, że przy 60km/h) crash-testu z ochroną głowy w postaci średnio/nisko-półkowego kasku integralnego. Kask spisał się świetnie - nie pękł, wizjer też cały. Ogólnie trochę porysowany, ale widać po nim, że sporo na siebie przyjął, że się odkształcił (i wrócił). Nieco zdeformowane jest wypełnienie, które to służy za 'strefę zgniotu'. Trochę odkształcił też swoją 'zawartość' (ale nie chcę wymieniać całej listy, bo do tego nie sprowokował mnie nawet temat "Pochwalcie się..." ;) ). Ogólnie wiele razy zastanawiałem się, czy 'lepszy' kask by coś dał. W końcu przyspieszenia są takie jakie są - a małe nie są. Kilka...naście(dziesiąt) G. Jeśli skorupa będzie mega twarda i nie nadda się, to wypełnienie bedzie sprawiało wrażenie gipsowego i wtrząs/przemieszczenie mózgu gwarantowane. Za twarda skorupa może być bardziej podatna na pęknięcia, a to chyba wcale nie jest dobrze. Pewnie jak zwykle istitne jest znalezienie złotego środka - duża wytrzymałość kosztem jakiejśtam elastyczności. Sądzę, że homologacja daje to minimum pewności, że skorupa i wypełnienie wykonane są wedle jakichś standardów i norm, a reszta i tak zależy od przypadku - kąta/siły uderzenia, twardośći i kształtu tego, w co się uderza (płaski twardy asfalt, płaska miękka powierzchnia puszki, czy jej ostre krawędzie). Pozostałe parametry decydujące o cenie kasku, to pewnie w dużej mierze marka i komfort użytkowania. Sam jestem ciekaw jak wypadają np. tańsze kaski uznanych producentów, w porównaniu z 'topowymi' modelami nieznanych (mało znanych) firm... [edit] ...ale nie zamierzam już tego sprawdzać ;) i nikomu nie życzę
-
Pieszy również jest "uczestnikiem ruchu drogowego", a o ile mi wiadomo - nie są wydawane żadne uprawnienia do 'bycia pieszym' (ale nie twierdzę, że Ustawę Prawo o Ruchu Drogowym znam na pamięć, więc może i jakiś zapis tam jest). Pieszego również obowiązują te same przepisy (chodzenie odpowiednią stroną jezdni, dostosowanie się do sygnalizacji świetlnej i znaków poziomych/pionowych...), a fakt, że nie są wymagane żadne uprawnienia nie oznacza, że "państwo produkuje niepełnowartościowych uczestników ruchu drogowego". Nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania. Takie są zasady życia w jakiejś społeczności, cywilizacji. Na prawie się nie znam, ale o ile mnie pamięć nie myli, to znajomy z tej 'branży' mówił (a gdzieś też czytałem), że w Polsce nie obowiązuje zasada precedensu prawnego i że każdy przypadek jest rozpatrywany indywidualnie. A czytałem to chyba przy okazji wygranej prawnika z zarządcą 'Aczwórki'.
-
Tak z jeszcze innej beczki... po co w ogóle egzaminowanej przydzielać punty karne, jeśli nie ma ona PJ (i nawet gdyby w kolejnych podejściach zdobyła ich 700), to i tak z pierwszym zdanym egzaminem się one wyzerują? ;) A co do egzaminatora, to popełnił błąd wydając polecenie hamowania awaryjnego za xxx metrów (przy niebieskiej tablicy). Na podstawie Rozporządzenia Ministra Infrastruktury z 27 października 2005 r. w sprawie szkolenia, egzaminowania i uzyskiwania uprawnień przez kierujących pojazdami, instruktorów i egzaminatorów, osoba egzaminowana po usłyszeniu sygnału HAMUJ, STOP lub inne (dopuszcza się ustalenie innego sygnału przed egzaminem, podczas informowania o jego przebiegu i hamowaniu awaryjnym jako jednym z elementów tego egzaminu) do hamowania awaryjnego powinna: - energicznie nacisnąć pedał hamulca... [...] W tej sytuacji wydanie wcześniejszego polecenia hamowania awaryjnego było niezgodne ze wspomnianym Rozporządzeniem, opublikowanym w Dzienniku Ustaw rocznik 2005 nr 217. Data publikacji 31 października 2005 r. poz. 1834 (termin wejścia w życie - 10 stycznia 2006r.). Myślę, że w tej sytuacji dałoby się spokojnie uzasadnić, że kobieta mogła odebrać to jako "polecenie hamowania awaryjnego" (wykonalne natychmiast). Przecież to instruktor ma się upewnić czy są odpowiednie ku temu warunki w danej chwili (a nie za czwartym zakrętem i sklepem mięsnym tuż przed pochyłym drzewem). Warunki to: prędkość co najmniej 50 km/h, warunki atmosferyczne i drogowe. Inną sprawą jest, że nie wykonała tego polecenia zgodnie ze sztuką (ale powinna mieć możliwość powtórzenia zadania) - oczywiście gdyby nie uderzył w nich pojazd będący z tyłu. Sprawę (mam nadzieję) rozstrzygnie Sąd, ale moim zdaniem winny jest kierujący pojazdem z tyłu za to, że nie zachował bezpiecznego odstępu od pojazdu go poprzedzającego - zwłaszcza, że była to oznaczona "L-ka", więc dodatkowo "szczególna ostrożność". Jakaś konsekwencja zawodowa (nie wiem co oni mają - wewnętrzne mandaty, nagany, 'po premii') powinna być wyciągnięta wobec instruktora, bo wydał polecenie inne niż określone w Rozporządzeniu i nie upewnił się o możliwym zagrożeniu wykonania takiego zadania przez egzaminowaną. Sama egzaminowana najwyzej może mieć niezaliczone hamowanie awaryjne (z możliwością powtórzenia zadania), co i tak nie ma większego znaczenia, bo egzamin przy każdym dzwonie jest przerywany z wynikiem negatywnym.
-
Nie sprawdzałem w Ustawie (ani tym bardziej empirycznie), ale z 'dobrze poinformowanych źródeł' wiem, że nie ma przewidzianych punktów. Nawet podczas kontroli zapytałem o to policjanta i potwierdził, rzeczona policjantka motocyklistka również. Inne osoby związane z tematem (np. instruktorzy) też nie mieli wątpliwości. Gdyby się znalazł jakiś głos mówiący inaczej, to z pewnością zadałbym sobie odrobinę trudu i dokopał się do stosownego zapisu w U-PoRD, ale tak uznałem to za 'pewnik'. Może ktoś zna tak 'z bańki' Paragraf, Artykuł, Ustęp...? bo nie chce mi się szuakć ;)
-
Należy rozdzielić kwestię posiadania "uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych" (zdobywanych z PJ dowolnej kategorii) od posiadania "prawa jazdy wymaganej kategorii". Jeśli masz PJ jakiejś innej kategorii (czyli masz "uprawnienia..."), to za prowadzenie jednośladu może spotkać Cię najwyżej mandat 300zł i bez punktów karnych. Znacznie gorzej sprawa wygląda przy braku uprawnień - tutaj nie wiem... ale chyba i sądem się to może skończyć i to nawet w przypadku samej kontroli - bez 'zdarzenia' (zderzenia/dzwonu). Znany jest mi przypadek kolizji spowodowanej przez kierowcę puszki - wymuszenie na motocykliście, który miał wyłącznie prawko B. Sprawcą wypadku został uznany kierujący samochodem, a motocyklista został ukarany mandatem w maksymalnej przewidzianej wysokości - czyli 300zł. Nie zmienia to faktu, że powinniśmy mieć wszystkie papiery w porządku i właściwą kategorię PJ dla świętego spokoju. Czy autor wypowiedzi o 'niemożności zrobienia prawka' może sprecyzować o co mu chodzi? - Jeśli ktoś "nie może" go zrobić mimo kilku podejść, to również nie może jeździć. - Gdy "nie może" ze względu na wiek, to tym bardziej nie może jeździć (nie ma nawet uprawnień). - "Nie może" ze względu na koszt egzaminu? Nie może jeździć, bo któregoś dnia nadejdzie taki moment, że zastanie go susza w zbiorniku na środku drogi i co wtedy? Za co naleje? O utrzymaniu motocykla w nienagannym stanie technicznym czy przeglądach to może chyba tylko poczytać/pomarzyć :banghead: ps. pozdrawiam policjantkę, motocyklistkę z Otwocka, która 'w promocji' nieco łagodniej traktuje dwukołowców z kat. B :) (nie sprawdzone empirycznie, ale nie mam podstaw, by wątpić w autentyczność wypowiedzi wspomnianej :) ).
-
Jasne - każdy egzamin, podczas którego nastąpi kolizja/wypadek (niezależnie od winy/nie_winy egzaminowanego) jest przerywany z wynikiem negatywnym. Nie ma również możliwości kontynauacji egzaminu tego dnia nawet innym pojazdem. Jak ktoś zauważył - bała się oblanego egzaminu za przekroczenie prędkości, zwolniła (łagodnie) do tych bodaj 35km/h Otóż to! Powinien NATYCHMIAST ZAHAMOWAĆ!!! ;) Egzaminowana na pewno robiła to zbyt wolno, przyzwyczaiła w ten sposób jadącego za nią do łagodnego hamowania, uśpiła jego czujność, więc to jej wina... :banghead: a za uciążliwość dla środowiska (wycieki różnych płynów, nadmierna emisja spalin, hałas) powinni jej zabrać dowód reje osobisty i skierować na dodatkowe badania ;) i co nie mniej ważne - zwłaszcza w tym przypadku - dodatkowy zestaw lusterek, z którego powinien potrafić korzystać Poza tym warto zwrócić uwagę na fakt, że: czyli mamy do rozważenia dwa przypadki: 1. "Niebieska tablica" musiała już być widoczna w chwili wydawania tego polecenia, a więc egzaminator powinien upewnić się czy natężenie ruchu zezwala na wykonanie manewru hamowania awaryjnego w tym miejscu, a w szczególności powinien ocenić sytuację za pojazdem (ponieważ wysoce prawdopobne jest, że skoro w chwili wydawania polecenia jechał za nimi jakiś pojazd, to za ~200m nadal może być za nimi - może nawet bliżej) 2. "Niebieskiej tablicy" nie było jeszcze widać w chwili wydawania tego polecenia - tu już nie ma nawet zapachu po cieniu wątpliwości co do winy egzaminatora ;) Przecież nie może wydawać poleceń 'zaocznie'. Hamowanie awaryjne jako manewr musi być AWARYJNE, czyli zakładać wysoką konieczność takiego hamowania (nagła zmiana sytuacji na drodze, wzbiegające dzwicko itp.), więc nie można wydać polecenia "Proszę zahamować awaryjnie, gdy będzie to możliwe i nie stworzy zagrożenia" :banghead: Przecież właśnie w chwili zagrożenia (w celu uniknięcia kolizji/wypadku) powinno się hamować awaryjnie. Ale skoro jest to obowiązkowy element Państwowego Egzaminu na PJ (chyba każdej kategorii), to właśnie egzaminator swoim poleceniem symuluje sytuację zagrożenia, w której jest konieczne hamowanie awaryjne, dbając przy tym o bezpieczeństwo podczas wykonywania takiego manewru. Jeśli roztrząsać winę, to pomiędzy egzaminatorem, a jadącym z tyłu. W normalnej sytuacji wygląda to niekorzystnie dla tgo z tyłu, a kropkę nad "i" stawia "L-ka" na dachu autka w które wjechał. Nie znam słowo w słowo tekstu Ustawy, ale mówi ona mniej więcej: "kierujący pojazdem, powinien prowadzić go tak, by nie powodować zagrożenia/utrudnienia ruchu innym pojazdom" - pewnie na to się powołali przy wystawianiu mandatu dla kursantki. Ale ją 'chroni' polecenie wydane przez egzaminatora. Może wykonała je nieprecyzyjnie, za co mogła oblać egzamin (a może mogłaby nawet dostać drugą szansę), ale nie jest winna tej kolizji. Zdecydowanie ważniejszym jest inny fragment tekstu Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym (znów wyłącznie z pamięci, więc słowa mogą być nieco inne, ale sens ten sam): "kierujący pojazdem powinien zachować bezpieczną odległość od poprzedzającego go pojazdu i być przygotowanym na jego (nagłe?) zatrzymanie/hamowanie". To przesądza o winie kierującego autkiem z tyłu. Zresztą - jak tu już ktoś wspomniał - policjanci nagminnie powołują się na ten fragment przy ustalaniu winy przy kolizjach z uderzeniem od tyłu (choć nie zawsze sytuacja jest tak klarowna jak w tym przypadu - np. przy zajechaniach). Powinna się odwołać, a jeśli to nic nie da, to prawnik i do sądu.
-
Dosadne przypomnienie ze jestem warzywem....
Miras odpowiedział(a) na Nazir temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
Dla odmiany ja widziałem stłuczkę trzech puszek na pasie obok mnie (środkowy), bo kierowcy jednej z nich przyszedł do głowy głupi pomysł, by zatrzymać się na czerwonym (dodam, że ja stałem już swoją puszką na lewym pasie, na prawym też już chyba ktoś stał). Najlepiej nie zatrzymywać się przed przejściami, światłami i krzyżówkami, bo zdarza się, że się ktoś zagapi i co wtedy...? :banghead: -
Jeśli w czasie egzaminu masz kolizję/wypadek (niezależnie z czyjej winy), to egzamin jest przerywany i umawiasz się na nowy termin, więc nie mógłby Cię puścić...
-
Rzeczywiście takie sytuacje się zdarzają... ale jak słusznie zauważyłeś - czasem. Wiele, większość z nich powinniśmy umieć przewidzieć. Jeśli 'w ciemno' zakładamy, że niewidoczny, nieznany zakręt jest równy jak lustro, zero piachu/oleju (lub innego syfu), że nic nam nie wyjedzie, nie wyskoczy i dlatego pałujemy ile wlezie, to właśnie jest "przecenianiem swoich umiejętności". Oczywiście można powiedzieć, że piasek znalazł się na zakręcie nielegalnie, mandat mu wlepić ;) ale chyba nietrudno jest taką sytuację przewidzieć...? Czasem choćby i zamiatali drogę 3x dziennie, to i tak wiatr nawiewa różne świństwo z pól. Niby tego nie przewidzisz kiedy akurat nawieje, ale ogólnie z rzeźby terenu i faktu istnienia silnego wiatru jednoznacznie powinno wynikać założenie, że różne dziwne rzeczy mogą się na drodze znaleźć (np. reklamówki, czy inne śmieci). Są również sytuacje nie do przewidzenia, ale zdecydowaną większość tych 'zaskakujących' sytuacji da się przewidzieć - kwestia tego czy wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich przypadków, które się nam zdarzyły (lub słyszeliśmy/czytaliśmy o tym, że zdarzyły się innym). Sarna w lesie oczywiście potrafi zaskoczyć, ale po głębszym namyśle, to gdzie miałaby wyskoczyć? W centrum miasta? Wiadomo, że gdzieś musi wyskoczyć, więc na 99.999% będzie to las. Zaskoczeniem byłaby rzeczywiście gdyby prosto pod koła władowała nam się wychodząc z pobliskiego monopolowego, w stanie wskazującym na spożycie i rozmawiając przez telefon komórkowy bez zestawu głośnomówiącego...
-
To ja pierwszy ustawiam się w kolejce na lekcje, bo Kulikowisko i Pro Motor (razem wzięte) do pięt Ci nie dorastają, bo żaden z instruktorów aż z takim zadufaniem nie mówi o swoich umiejętniściach i możliwościach... A jak się reszta Forumowiczów na Tobie wreszcie pozna to będą do Ciebie straszne kolejki, więc ja w niej nie będę stał, bo jestem pierwszy. :) Liczę też na jakieś rabaty za lekcje. Oczywiście powienieneś dawać również pisemną gwarancję, że po Twoich lekcjach NIC się nie ma prawa przydarzyć, a jak COŚ się wydarzy, to kursant zawsze opanuje sytuację unikając wypadku/szlifa/czegokolwiek. I na prawdę - nie chodzi o Twoje umiejętności (których nie znam), ale o odrobinę skromności (pokory), bo nie widziałem jeszcze motocyklisty (nawet wielkim stażem/doświadczeniem/wyobraźnią), który by tak wierzył w swoje możliwości. Rozumiem, że jeździsz 'zachowawczo' (ostrożnie itd.) - nie krytykuję tego, to dobry kierunek, ale nawet on nie da Ci 100% gwarancji, że nic się nie stanie. Możesz zmniejszać ryzyko, eliminować nieprzewidziane sytuacje (o to tak na prawdę chodzi), ale nie osiągniesz nigdy ideału - zawsze może zdarzyć się coś, czego nie przewidzisz, więc nie możesz mówić, że "pomykasz z pełną kontrolą". Troszkę offtop się zrobił, ale w sumie nie tak do końca - w jednym hondzia ma rację - Ustawa mówi wyraźnie, że "widząc dziecko w pobliżu drogi....", ale nie wiemy jak było w tamtej konkretnej sytuacji - czy mógł je widzieć wcześniej na tyle, by zareagować, czy rzeczywiście nie miał PJ (jeśli miał kat. B to mniejszy problem - poważnie może odpowiadać jeśli nie miał w ogóle uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych - czyli żadnego prawka).
-
Ci, którzy nie przeżyli dopiero mieliby się czym podzielić... Nie rozumiem - to, że w wypadku doznałem takich i takich obrażeń, że nadal dolega mi to czy tamto, to jest oznaką mojej wytrwałości? A jesli nie miałbym wytrwałości godnej pogratulowania, to powinienem sobie strzelić w głowę? :banghead: Każdy chce żyć, nikt nie chce wypadku, ale jak się już zdarzy, to trzeba z tym walczyć i wracać do zdrowia w miarę możliwości, ale jest to zupełnie naturalnym odruchem, wiec nie wiem czego tu gratulować...? Co innego walka z rakiem - tam wiele zależy od wytrwałości. Choroba wykańcza z każdą chwilą od środka, jest coraz ciężej, coraz bardziej boli, powszechnie wiadomo, że raczej kończy się to śmiercią, ale tam wiele zależy od walki, od psychiki. W przypadku urazów powypadkowych można założyć, że od chwili wypadku przez cały czas jest praktycznie coraz lepiej. Więc "gratulacje wytrwałości" bardziej należą się walczącym pacjentom z oddziałów onkologii niż urazowych. Pourazowa regeneracja organizmu dzieje się niemal smoczynnie - organizm regeneruje się własnymi siłami (czasem wspomagany przez lekarzy, medykamenty, operacje, rehabilitacje), ale niewiele zależy od wytrwałości. Uraz wystąpił, trwał krótko i pozostaje 'naprawa' tego, co zepsuł. W przypadku raka jest inaczej - on atakuje cały czas, coraz mocniej, coraz dokuczliwiej i tu jest wszystko zależne od wytrwałości. To już na prawdę nie wystarczają posty z tego działu? 74 strony, zanim dojdziesz do połowy, to niestety, ale pewnie będzie już więcej... Z postów ludzi 'pourazowych' (zwłaszcza tych, którzy mocno chwalą się jakimś szlifem i zdartą dupą) wywnioskować można właśnie, że to nic takiego - "oni mieli szczęście, to i ja odkręcę - powinno się udać". Chyba lepiej w ramach przestrogi poczytać o ludziach, którzy już nie są w stanie nic opisać... [*] To powinno dać znacznie więcej do myślenia.
-
Jak to jest z tymi Nieoznakowanymi
Miras odpowiedział(a) na Frem temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
Zauważ, że wyprzedzanie 'na ciągłej' (bez przekraczania linii podwójnej ciągłej) nie jest przestęstwem, ani nawet wykroczeniem jeśli nie ma dodatkowo ustawionego znaku pionowego zakazującego wyprzedzania. "Zrobienie manewru do osi" jak to ująłeś, to zmiana kierunku/toru jazdy i wymaga: - upewnienia się czy taki manewr można bezpiecznie wykonać (pomocne są tutaj oczy i lusterka) - zasygnalizowania tegoż manewru w sposób czytelny (odpowiednio wcześniej kierunkowskaz). Po analizie materiału video może okazałoby się, że dostałbyś skierowanie na badania okulistyczne :biggrin: "Dobicie do osi" jak każdy manewr wymaga spełnienia wspomnianych wcześniej dwóch warunków. Nawet jeśli Tobie "kot przez drogę przeleciał", to znaczy, że Ty miałeś pecha, a nie inny użytkownik drogi, którego chciałeś z niej zepchnąć. Dziura w jezdni, czy kot na drodze nie upoważnia Cię do robienia 'byle czego'. Czy tłumaczyłbyś się tak, że chciałeś uniknąć wpadnięcia w dziurę (ewentualnie uratować kota) i dlatego zabiłeś motocyklistę? :banghead: Nie było tam Ciebie, ani mnie - nie wiemy jak było. Z lakonicznej informacji wiadomo tylko, że jakiś dziadek zasygnalizował zamiar skrętu w prawo, a tego nie zrobił. Szczerze mówiąc, to łatwiej byłoby mi zrozumieć taką sytuację gdyby chodziło o czołówkę, a nie o wyprzedzanie. Nie zmienia to faktu, że znów nastolatek na dużej maszynie (lyter plus), zapewne przekonany o swoich umiejętnościach odjechał na błękitny szlak [*]. Dlatego jestem za wprowadzeniem zmian prawnych dotyczących mocy/pojemności motocykla uzależninej od wieku/stażu. Żeby nie było, że jestem do Ciebie uprzedzony, to z tą częścią wypowiedzi zgadzam się w całej rozciągłości No to gratuluję podziwiam Cię... szczególnie za dużą dozę samokrytycyzmu :) zapomniałeś uzupełnić swojej wypowiedzi (ale rozumiem, że to przez skromność), która w całości powinna wyglądać tak: Podałem to tylko jako rozwiązanie alternatywne - nie dla każdego egzamin musi być drogą przez mękę. Niepodważalną zaletą takiego rozwiązania jest to, że konto czyścisz do zera (a nie o marne 6pkt.), za znacznie mniejszą kasę - rzeczywiście kosztuje to odrobinę czasu i może stresu w niektórych przypadkach. Jeśli oblałeś egzamin, to rzeczywiście upranienia miałeś cofnięte. Bo punkty karne w liczbie przekraczającej 24 w roku skutkują tylko zatrzymaniem dokumentu PJ aż do zdania egzaminu, a nie cofnięciem uprawnień do prowadzenia pojazdów mechanicznych. Skutek jest taki, że z przekroczonymi punktami i zatrzymanym PJ możesz nadal jeździć, a jedyne co niebiescy mogą zrobić, to wlepić chyba stówkę za brak dokumentu. -
Ano dlatego: ...co w zestawieniu z Twoimi ogólnokrytycznymi wypowiedziami (w tym i innych wątkach) dotyczącymi skrajnie nieprofesjonalnego traktowania Cię przez całą służbę medyczną oraz słowami pisanymi właśnie do niego: . . . nasunęło się po prostu s a m o . Ty twietrdzisz, że uszczypliwe komentarze i przestrogi "potrafią nieźle beret zryć", a on opisał kawałek swojego dnia powszedniego z częścią tylko dostępnych 'atrakcji'. Nie sądzisz, że w tym zestawieniu Twoje malkontenctwo i narzekanie na "brak oparcia w lekarzach", na złośliwe docinki z ich strony wypada jakoś blado...? Nie potrzebuję się przypodobać. Nie zamierzam (nie chciałbym) znaleźć się na oddziale (i pod nożem) tomgor`a. Wcale nie ze względów osobistych, tylko po prostu nie chciałbym mieć kolejnego wypadku i wymuszonego nim pobytu w którymkolwiek szpitalu - nawet najlepszym, z najlepszą pod słońcem opieką medyczną/pielęgniarską. Jeśli idzie o 'zarzut' przypodobania się, to chyba bardziej pasowałby on do autora poniższej wypowiedzi: Nie uważasz? ;) Miałem, nadal mam, ale co to zmienia? Jeśli poza samą 'licytacją' miałoby to kogoś uratować od podobnych obrażeń, to chętnie udostępnię nawet zdjęcia RTG/CT(tk) czy dokumentację medyczną. Ale nie widzę szansy aby komuś dało to do myślenia, skoro kolejne świeczki palone w "Smutne, ale prawdziwe..." niewiele dają. Myślę, że opisy tego rodzaju przejść i powrotu do stosunkowo pełnej sprawności mogą wręcz wytworzyć poczucie 'niezniszczalności' u kolejnych młodych gniewnych z litrem pod dupą. Tyle, że ja miałem wiele szczęścia, że do szpitala było na prawdę blisko. Podobno gdyby mieli mnie wieźć kilka km dalej to już by nie dowieźli. Ty narzekasz na wszystko, na to że wozili Cię ponad godzinę między windami, ale chyba aż tak źle nie było skoro narzekasz (możesz narzekać)...? A uszczypliwe teksty to bym traktował raczej w kategorii rozweselającej, rozluźniającej atmosferę. Wiesz - gdybym był przytomny i gdyby ratownicy oddając mnie na OIT powiedzieli "przywieźliśmy wam tatara" to roześmiałbym się tak, że saturację miałbym chyba 120% ;) Ewentualnie ze śmiechu wpadłbym w bezdech i musieliby wentylować mnie w trybie BiPAP (i tak musieli). BTW: ostatnio "tatar" został nieco zapomniany wobec modnego, wegetariańskiego "warzywa" ;)
-
Nie sądzę, żeby to kolega tomgor unikał Twojego wzroku, natomiast nieodparcie jawi mi się sytuacja wprost odwrotna... Nie przyszło Ci do głowy, że Twoje postrzeganie rzekomo skrajnie nieprofesjonalnego podejścia personelu medycznego do Twojej osoby mogło być nieco wypaczone przez szok, ból czy utratę świadomości? Skoro mdlałeś co chwilę, to chyba nie możesz być obiektywny w kwestii oceny czasu wożenia Cię od windy do windy. Poza tym - po co tacy nierobi i nieudacznicy mieliby wysilać się i wozić Cię przez ponad godzinę, skoro mogli zaparkować Cię gdzieś w kącie i iść na piwo, papierosa, lub w karty pograć...? Może rzeczywiście trafiłeś jakoś niefartownie, a może tylko przez pyzmat bólu i szoku wydawało Ci się to taaaakie straszne. A może zawrócili sprzed windy, bo otrzymali informację o tym, że właśnie przywieźli kogoś krwawiącego, nieprzytomnego, bardziej potrzebującego natychmiastowej pomocy? Wiesz to? Nie wiesz - tak samo jak nie wiesz ile czasu Cię wozili. Chyba, że patrzyłeś na zegarek, ale to świadczyć może tylko o tym, że nie byłeś w aż tak ciężkim stanie, skoro miałeś na tyle świadomości, by bawić się w wyliczanie czasu wożenia (t=t2-t1). A może włączyłeś stoper? Trzeba było jeszcze uwiecznić to na nagraniu 3gp czy innym mpg dokonanym telefonem komórkowym i miałbyś niezbite dowody złego traktowania Cię, co poskutkowało zrytą psychiką (czy też beretem, o którym pisałeś wcześniej). Do tego dorzuć tak bolesne komentarze i proces o wielomilionowe odszkodowanie masz wygrany. Ja żyję z ogromnym szacunkiem dla wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że żyję. Praca to niewdzięczna, najczęściej płatna niewspółmiernie do zaangażowania/wysiłku/ryzyka, a dodatkowo często znajdą się malkontenci, którym wszystko nie pasuje. Niestety sporej części personelu zajmującego się mną, nie dane mi było poznać/zobaczyć, ale z pewnością już od pierwszych chwil, wszyscy oni wykonywali swą pracę należycie, profesjonalnie i fachowo - nawet jeśli krzyknęli, czy 'z liścia' dali w twarz dla ocucenia, albo 'długimi' (latarką) po oczach świecili. Co i jak robili - nie wiem (nie pamiętam), wiem tylko, że robili to dobrze, najlepiej jak potrafili. Nie pamiętam ekipy ratowników medycznych z katerki, nie pamiętam pierwszego OIT. Obudziłem się dopiero po dwóch tygodniach na innym OIT, w innym szpitalu i od razu pierwsze podstawowe skojarzenie, jaki to zgrany i profesjonalny zespół - od salowych, przez pielęgniarki, rehabilitantów po lekarzy i profesora. Kolejna myśl - ilu osób równie zaangażowanych w mój 'powrót' nie udało mi się poznać. Niby to "tylko ich praca, ot... po prostu obowiązki", a jednak wystarczyło, żeby na którymś etapie, ktoś nie zrobił wszystkiego co mógł, nie zauważył czegoś, nie podał leku w ostatniej chwili i byłbym idealnym "dawcą". Może nasuwać się pytanie "ile kopert poszło?" - otóż ŻADNEJ. Rodzina/znajomi słysząc (choćby w mediach) różne plotki, zadali pytanie czy trzeba zapłacić za dodatkową opiekę, ale usłyszeli, że ABSOLUTNIE NIE. Szpital może w nienajlepszej kondycji finansowej i o ile mogło brakować drobiazgów (pieluchy, kosmetyki/'golidła' których kupno zasugeorwano), to nie brakowało na pewno fachowej opieki. tylko po co... żeby ktoś mający nieodpartą chęć pałowania (jazdy na kole, wyścigów) robił to w okolicy tego szpitala? Bez sensu. Pierwszy szpital był dla mnie zupełnie przypadkowy (jeden z dyżurujących, mający oddział ratunkowy), przyjął mnie i robił co mógł, najlepiejej jak mógł. Drugi, to szpital specjalistyczny, do którego nie trafią się 'z ulicy', tylko z innego szpitala, z konkretnie określonym problemem. Polecam odrobinę wiary w ludzi... lekarzy, ratowników - cały biały personel. Nie ma sensu węszenie wszędzie Spiskowych Teorii Dziejów, że tu czy tam nie lubi się motocyklistów, albo że gdzie indziej listonosze mają przechalapne, a piekarze to mają full wypas opiekę. Jak napisał tomgor (a on chyba najlepiej wie o czym pisze) - pacjent to pacjent i tyle. Czy jest kierowcą TIRa, czy taksiarzem, który za nic nie ustąpi miejsca w korku - dla niego jest pacjentem. Oczywiście wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje słabości. Ale jeśli ograniczą się one do nawet zgryźliwych (choć w niektórych przypadkach jakoś uzasadnionych) komentarzy, to nie ma co doszukiwać się ideologii dyskryminowania danej grupy pacjentów. Tak jak w sklepie, urzędzie czy na drodze można spotkać człowieka nieżyczliwego, czy wręcz złośliwego, tak i lekarz może mieć gorszy dzień, lub z założenia będzie arogancki - kwestia prawdopodobieństwa. Ale nie ma co generalizować, że wszyscy lekarze sprzysięgli się przeciwko nam, porządnym ludziom. Więcej wiary!!! A co do 'polecania' szpitala/lekarzy, to chyba nie mogę (zwłaszcza autorowi wątku) polecić tego składu, z którego pracy jestem tak zadowolony - otóż wyobraźcie sobie, że gdy w amoku wyrwałem sobie jeden dren z płuca, to nie dość, że przyszyli mi go spowrotem, to jeszcze ręce przywiązali do łóżka, bym nie zrobił tego ponownie. Skoro colahondax11 miał tak "zryty beret" przez przestrogę, by nie wracał tam ponownie, to nie wiem jak zniósłby tak rażące naruszenie wolności obywatelskiej. Przecież z pewnością istniały inne metody - mogli pogłaskać mnie po główce, zapytać, czy mnie może coś uwierało/drapało i dobrym słowem przekonać do założenia kolejnego drenu - tym razem z limitowanej, ręcznie polerowanej, złotej serii, która zyskała pozytywną opinię Polskiego Towarzystwa Drenologicznego... :banghead:
-
To co - licytujemy się? Może zacznę od złamanego żebra i jednej śruby... Drenaż prawej opłucnej? Nicto - miałem dwa! (drenaż obustronny). Z moimi obrażeniami 'pobiłbym' niejednego. Niejeden też wygrałby ze mną, ale co z tego??? Jaki sens ma taka licytacja? Cieszę się, że żyję, że oddycham, chodzę (a mam nadzieję również jeździć). Nie oczekuję głaskania po główce tylko dlatego, że 'sporo przeszedłem' (i nadal przechodzę). Wdzięczny jestem lekarzom i całemu personelowi medycznemu, że zajmowali się mną profesjonalnie, mimo że dali wiarę plotkom i pozwalali sobie czasem na jakieś komentarze. A co miał go dobrym słowem pocieszyć? Powiedzieć "trzymaj się - następnym razem jak trafisz do szpitala będzie lepiej..."? Albo wzmocnić jego wiarę w siebie mówiąc "połam jeszcze wszystkie żebra z lewej strony i chociaż szczękę, to dopiero będziesz gość!"? Bez sensu. Zresztą chirurg jak każdy człowiek, ma prawo do swojego zdania. On może nawet ma nieco większe w tym względzie prawo, bo to on składa/zszywa nas po (bardzo często niestety bezmyślnych, wynikających z głupoty) wypadkach. Nie wiem jaka była przyczyna wypadków autora wątku, ale z jego wypowiedzi w innych tematach można wywnioskować przynajmniej tyle, że jeden wypadek niezbyt wiele dał mu do myślenia. Czy taki temat będzie przestrogą dla innych? Nie sądzę... Wystarczy dział "Smutne, ale prawdziwe...". Tyle tam wpisów i jakoś nadal ich (w zastraszającym tempie) przybywa. Przybywa świeczek [*], więc czym są tylko 'jakieś obrażenia' skoro nimi można potem "Pochwalić się...", a co najważniejsze można z nimi nadal zap#%^#alać (nabawiając się kolejnych)? Temat bez większego sensu, podobnie jak rozważania szesnastolatka (który chce poćwiczyć przed kursem na prawko kat.A) - "co lepsze na pierwsze moto - Busa, czy R1?"
-
STOSUNEK LEKARZY,RATOWNIKOW MEDYCZNYCH I PERSONELU SZPITALA
Miras odpowiedział(a) na colahondax11 temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
A przede wszystkim, abyś posłuchał rad czy też (jakże bolesnych) uszczypliwych komentarzy tego 'zawziętego' personelu i nie wracał tam znów w charakterze innym niż na kontrolę lub (o co będzie trudniej) ze słodyczami czy koszem owoców w podzięce za troskliwą i profesjonalną opiekę... Na prawdę szczerze Ci tego życzę