Skocz do zawartości

Miras

Forumowicze
  • Postów

    448
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Miras

  1. Tak w temacie "zimowego latania", to widziałem dziś prawdziwego zapaleńca, który tej zimy przemierzył zapewne znacznie więcej niż tytułowe 150km :) Gostek pomykał południowozachodnim wjazdem do stolicy (Al. Krakowska) i wyglądało na to, że nie zaczął swej trasy 10km wcześniej ;) Jadąc puszką, gdzieś przed sobą kątem oka dostrzegłem moto. Moją uwagę zwrócił jakiś 'niecodzienny' jego wygląd. Był to motocykl z koszem bocznym, ale jak na zachowane egzemplarze powojenne, to jakoś za świeżo wyglądał. Gdy na którychś światłach się z nim zrównałem, zobaczyłem że to zmyślnie dołożony kosz, do TransAlpa :) Na wypozażeniu kosza (pewnie też dla rozłożenia mas ;) ) był samochodowy akumulator ołowiowy - na oko tak 55-60Ah oraz 'trochę' bagażu. Motonita, mimo ubioru sprawiającego wrażenie przemyślanego (jak i ogólnie cała jego wyprawa), nie wyglądał na komfortowo czującego się kierowcę (jedno?)śladu. Widać było, że na światłach nawet nie odkleja rąk od kiery (ani nóg z podnóżków nie zdejmuje - bo i po co). Jechał, zatrzymywał się, znów ruszał kompletnie bez zmiany pozycji. Jechał jak zamrożony, a termometr pokazywał mi przecież 2 stopnie na plusie ;) Może ktoś coś wie na jego temat - czy jakaś to większa akcja ta jego wyprawa? Tabliczka rejestracyjna zaczynała się od liter "RUS", więc z Nadarzyna tej wycieczki raczej nie zaczął ;) Szacun za wytrwałość, szerokości (no bo kosz), przyczepności i osiągnięcia celu wyprawy :crossy:
  2. Niepotrzebnie troszkę namieszałeś z podwójnym warunkiem, kiedy w C występuje (chyba zwie się to operator logiczny) &&. Można więc w jednym if zawrzeć otwarcie_gazu==0 && rpm>=2000 (wtedy) dawka_paliwa=0. A jeśli ten warunek nie będzie spełniony, to nie musimy realizować żadnego else, ponieważ wtedy, gdy nasz warunek odcięcia nie będzie spełniony (czyli otwarty_gaz lub obroty_poniżej_progu) to ECU i tak musi jakoś kontrolować pracę wolnych obrotów silnika (mówimy o dodaniu funkcji "odcinania wtrysku przy hamowaniu silnikiem" w już istniejącym/działającym kodzie programu). Ale to 'problem' na zupełnie inne forum, a tam niejednokrotnie temat się przewijał...
  3. Zgadza się. Mechanika jest do tego za wolna. O ile o położeniu 'gazu' to ona 'wie' w sposób dość jednoznaczny, to o obrotach silnika (tych w rpm, a nie o aktualnym położeniu wału) 'wiedzieć' może tylko z ciśnień/podciśnień generowanych gdzieśtam (celowo) lub występujących samoistnie, a te obarczone są sporą bezwładnością. Trudno jest więc zrealizować sprawnie działający układ realizujący warunek: "jeśli otwarcie_gazu==0 oraz rpm>=2000 to dawka_paliwa=0" Problem z nim byłby głównie taki, że mechaniczny układ mógłby nie zdążyć na czas, z tego warunku się wycofać i silnik mógłby zgasnąć. Można oczywiście ustawić wyższy próg działania, ale wtedy ma to znacznie mniejszy sens. W układach elektronicznego wtrysku paliwa taki układ to dosłownie dwie (a można nawet w jednej - tak jak napisałem wyżej ;) ) linie kodu, który może być zaszyty w głównym ECU, albo w odrębnym 'urządzeniu'. Co do poruszanej tu wcześniej kwestii, że silnika nie można bezkarnie 'zgasić' na moment, a potem - jak gdyby nigdy nic - ponownie go 'odpalić', to przypomnieć należy, że spalanie w silniku czterosuwowym (w dwusuwowym i vanklu również) nie jest procesem ciągłym. Zapalanie i gaszenie mieszanki występuje średnio kilka tysięcy razy na minutę, więc nie ma żadnego problemu (jesli potrafimy tym precyzyjnie strerować), żeby niektóre (wymuszone siłami bezwładności) obroty występowały bez cykli pracy (tylko rozprężanie zassanego i sprężonego powietrza). Zresztą nikt nie zaprzecza skuteczności odcięcia zapłonu (nawet w gaźnikowych konstrukcjach) oraz możliwości wznowienia pracy silnika po ponownym wysterowaniu cewki zapłonowej. Tyle że odcięcie zapłonu przy wysokich obrotach skutkuje nierównomierną pracą silnika (w zależności od założonej histerezy) oraz szarpaniem jeśli silnik akurat 'ciągnie', a przy hamowaniu silnikiem może być niewyczuwalne, bo to pojazd 'pcha' slinik. Ot - tyle ;)
  4. Czasem ta zasada brzmi bardziej dosłownie niż tylko przysłowie ;) Ale o to właśnie chodzi, że trzeba mieć świadomości trochę więcej niż tylko tyle, co ze swojego punktu widzenia/siedzenia i tym samym - przepisy przestrzegać jedynie wybiórczo (odrzucając niewygodne). Policja często nadużywa stwierdzenia, że "nadmierna prędkość jest przyczyną wypadków". Często, ale nie zawsze. Czasem jak jeszcze nie są ustalone szczegóły wypadku, a po śladach hamowania jedynie ocenić można, że prędkość mocno przekraczała tą dopuszczalną, to przed kamerą pan policjant powie tylko o tej prędkości, a powinien ją wymienić jako jeden (ale bardzo istotny) z czynników, które się na daną sytuację złożyły. No a jesli na pierwszy rzut oka widać, że oprócz prędkości, do wypadku przyczynił się np. nieoświetlony ciągnik rolniczy, a padnie jedynie stwierdzenie, że "nadmierna prędkość", to w społeczności użytkowników dróg może zakodować się myśl "policjant gada od rzeczy". Dalszy tok rozumowania opartego na założeniu, że w tej sytuacji prędkość nie była głónym czynnikiem powstania wypadku (choć na jego skutki miała już wpływ ogromny) prowadzić może do wniosku, że prędkość (wbrew temu co mówią policjanci) nie ma wpływu na możliwość kolizji pojazdów ogólnie. Taką już mamy naturę, że niekoniecznie szacunkiem darzymy policję, więc nawety gdy mają rację z prędkością, to (ze względu na częste nadużywanie tego czynnika lub nieinformowanie o innych) po prostu w to nie wierzymy. Na nasz szacunek wobec nich nie wpływają sytuacje gdy chcą w łatwy sposób wydzierać kasę, za wykroczenia, które de facto wielkiego wpływu na bezpieczeństwo nie mają, a z drugiej strony - tam gdzie bywa niebezpiecznie (ale trudniej wlepić mandat, czy zrobić cokolwiek dla poprawy) nie robią nic. Więc jeśli mówią o prędkości to, już niezależnie od tego, czy w danej sytuacji mają rację, czy nie - wrzucamy wszystko do szufladki z 'bajkami' opowiadanymi przez średnio wiarygodną insytyucję. A prawda jest taka, że prędkość jest/bywa jednym z ważniejszych czynników w wypadkach (w ich powstawaniu, bo co do skutków raczej nikt nie ma wątpliwości) i jeśli stale będziemy mieli to na uwadze, to nie powinno nikomu sprawiać problemu rozróżnienie co jest bardziej niebezpieczne - jazda autostradą 160-180km/h, czy 70km/h ulicą Narbutta, albo powiedzmy 100km/h Trasą Siekierkowską (w Warszawie - dla niezorientowanych pierwsza, to dość ciasna uliczka z 'ogólnomiejskim' ograniczeniem, a druga to niemal autostrada z bezkolizyjnymi krzyżówkami i chyba nieznacznie podniesioną prędkością dopuszczalną). ...tylko że musimy mieć tą świadomość, a z tym (co też zawsze zaznaczam) bardzo różnie bywa...
  5. Można się zgodzić z taką interpretacją, ale pod jednym (bardzo istotnym) warunkiem: świadomość wszystkich uczestników ruchu drogowego (a z tą jak wiadomo bardzo ciężko) i uznanie prędkości jako jednego z czynników sprzyjających powstawianiu wypadków. No bo jak rozwiązać kwestię sporną gdy jeden mówi: - Miałem pierwszeństwo, Pan żeś mi tą ciężarówką wyjechał z podporządkowanej! a drugi na to: - Tu jest słaba widoczność, ograniczenie do 50. Spojrzałem - było pusto, ruszałem, a Pan żeś jak rakieta zjawił się znienacka i zaparkował w naczepie. Każdy ma 'swoje racje'. Czyja wina? Chodzi mi o to, że nie jestem za bezwzględnym, beznamiętnym i stuprocentowym przestrzganiem przepisów (bo czasem teoretycznie dozwolona prędkość w danym miejscu jest niebezpieczna), ale nie można wykluczyć niektórych (danemu kierującemu niewygodnych) zakazów/nakazów/ograniczeń (prędkości) jako niewpływających na inne aspekty poruszania się po drogach. Słowem - nie jest tak, że jak mam pierwszeństwo, to nie zważając na nic (prędkość, warunki drogowe, oświetlenie pojazdu czy trzeźwość) mknę przed siebie ile fabryka dała, a jak coś, to winny jest ten, co z podporządkowanej wyjechał, albo zarządca drogi. W wielu postach podkreślam świadomość łamania prawa (w tym przypadku przepisów ruchu drogowego) i konsekwencji jakie to za sobą nieść może. Bo czym innym jest np. przelot Siekierkowską nawet z dwukrotnym przekroczeniem prędkości, a co innego dwukrotnie przekroczyć dopuszczalną prędkość na krzyżówce, osiedlu czy pod szkołą. Celowo podałem tu przykład dwukrotnego przekroczenia, a więc procentowego, bo w wartościach bezwzględnych, wygląda to jeszcze 'dosadniej'.
  6. Z całej tej dyskusji wywnioskować można, że jeździmy szybciej (np. od Niemców), częściej łamiemy przepisy itd., bo mamy gorsze drogi, więc: ...czyli do wyższej ;) Wniosek jest przecież prosty: jeździmy (za) szybko, bo mamy złe drogi. Drogi będą gorsze, będziemy jeździli jeszcze szybciej ;) Zaprzestanie remontów i powstałe w jego wyniku kolejne dziury, chyba jeszcze zwiększyłyby osiągane prędkości... no bo przecież trzeba jeszcze bardziej nadrobić to, co 'straciło' się na zwalnianiu przed dziurą, więc tuż za nią (powiedzmy 500m do natępnej) trzeba wycisnąć ile się da, nie zważając np. na przejście dla pieszych/skrzyżowanie/cokolwiek...
  7. Wycieczki osobiste, to nie na tym forum. Przed chwilą nastukałem sporo literek, ale komp zrobił mi psikusa i już nie chce mi się klepać tego samego. Skupię się więc na Twoim zdaniu, w którym zabrakło podstaw logiki, albo z jakiegoś innego powodu napisałeś coś troszkę innego niż miałeś na myśli: Logicznie można to zdanie przedstawić następująco: gdzie X to są niebezpieczne skrzyżowania, a Y ograniczenie do 40. Z logicznego punktu widzenia, taka kostrukcja zdania (i pytania) sugeruje, że Y nie będzie miało żadnego wpływu na X. Wiem, że chodziło Ci o to, że można zrobić jeszcze Z czy V (które są droższe, bardziej skomplikowane), ale tego w tym zdaniu nie zawarłeś sugerując jednocześnie, że wprowadzenie ograniczenia (znów się tu kłania przestrzeganie, zależne od nas - kierowców) nie podniesie bezpieczeństwa takiego skrzyżowania. Nigdzie nie stwierdziłem też, że Y (ograniczenie) jest wszystkim, jedynym ani najlepszym, co mozna zrobić. Ale jest najwydajniejszym (skuteczność/cena) sposobem na zrobienie czegokolwiek w kwestii poprawy bezpieczeństwa na skrzyżowaniu z ograniczoną widocznością. Poza tym - jeśli widoczność jest tam ograniczona, to już w gestii kierujących jest zachowanie (jeszcze większej) szczególnej ostrożności, która jest wymagana przepisami ruchu drogowego podczas przejazdu przez każde skrzyżowanie. Oczywiście przyjemniej i bardziej bezstresowo jeździ się przez skrzyżowania bezkolizyjne, dobrze oznakowane, oświetlone, widoczne, wyprofilowane, ale nie wszystkie takie są i nigdy wszystkie takie nie będą. Może ich być coraz więcej, możemy 'lobbować' stosowne władze, zarządy i inne instytucje, by jak najwięcej ich było, ale nigdy nie zwolni to nas z myślenia, bo nie będzie sytuacji, w której wszystkie krzyżówki są wielopoziomowe i ogólnie fajne, bezpieczne. Nie wszyscy mają tyle szczęścia co ja, by przeżyć, więc specjalistów na pewno przybywa... tyle, że niewiele oni już mogą w kwestii bezpieczeństwa powiedzieć, a tym bardziej zrobić. BTW: skoro już odsyłałeś mnie do szkoły podstawowej i nadal wdajesz się w komentowanie poziomu intelektualnego rozmówcy, to ja po raz kolejny polecę Ci podręcznik do podstawówki właśnie, w którym (obok pisowni "nie" z przymiotnikami) stoi napisane jak należy używać zwrotów (uwaga - trudne słowo) grzecznościowych "Ty", "Tobie", "Twoje"... ale to tak tylko bajdełej... Mam w rodzinie ratowników medycznych pracujących na karetkach i oni również wiedzą sporo o miejscach szczególnie niebezpiecznych. Często na miejscu są przed policją, gdy wszystkie ślady są jeszcze "gorące" - czasem dosłownie. Może nie są specjalistami od wypadków, ale jak widzą mega długie ślady hamowania i np. BMW316 po agrotjuningu, które spotkało się z traktorem 'wymuszającym' pierwszeństwo, to jak myślisz - zastanawiają się kto domalował te ślady już po zdarzeniu, by winą obarczyć zmarłych nastolatków wracających z dyskoteki, a tym samym rolnikowi, który przeżył zapewnić odszkodowanie/rentę? Nie trzeba pracować w policji, nie trzeba być specjalistą od wypadków, by samemu wyciągać wnioski. Pozdrawiam i... ...życzę samych skrzyżowań wielopoziomowych: - z długimi 'rozbiegówkami' (z których oczywiście wszyscy potrafią korzystać, a nie dojechać do końca pasa, zatrzymać się i czekać na możliwość 'włączenia' się do ruchu [zmiany pasa] - to samo dotyczy zjazdów - "zmiana pasa bez istotnej zmiany prędkości") - doskonale oświetlonych (można chyba postawić przy każdym stadionowe jupitery, które zapewnią widoczność jak w dzień - nie pamiętam ilu LUXów) - ze świetną widocznością (powinno być widać sytuację na zjazdach/dojazdach z przynajmniej 3-5km) - na których dozwolona max prędkość będzie wynosiła jakieś 150km/h i... - wyznaczona będzie prędkość minimalna (żeby zawalidrogi nie powodowały niebezpieczeństwa) np. 90km/h. Chciałbym się obudzić w takiej rzeczywistości. Chciałbym też wygrać szóstkę w totka, z tym że na drugą ewentualność mam... cholera... znacznie większe szanse :(
  8. Ja też się piszę :clap: :bigrazz: Panowie - no to kiedy :flesje: ???
  9. Jak LYsY napisał - jestem też i praktykiem ;) I szczerze nikomu nie życzę takiej praktyki... Ano tutaj napisałeś coś takiego: ...co sugerować może (być może tylko ja to tak odczytałem), że wcale tak nie będzie. Stawiając pytanie: "A czy to spowoduje że będzie owe skrzyżowanie bezpieczniejsze?" dajesz do zrozumienia, że wstawienie ograniczenia 40km/h na słabo widocznym skrzyżowaniu, nie podniesie jego bezpieczeństwa. Chodzi tu o sposób wyrażania myśli. Ciekaw jestem co w takim razie chciałeś tym zdaniem/pytaniem przekazać jeśli teraz twierdzisz, że zmniejszenie dopuszczalnej prędkości jednak zwiększy bezpieczeństwo słabo widocznego skrzyżowania...? O tym właśnie pisałem :) Chodzi o to, że jest wiele metod (zróżnicowanych pod względem skuteczności i ceny przede wszystkim) poprawy bezpieczeństwa na danej krzyżówce. Ograniczenie prędkości (cały czas istotny czynnik - warunek przestrzegania) jest najbardziej wydajnym (skuteczność/cena) sposobem na zwiększenie bezpieczeństwa. Żyjemy w takim kraju, w którym na nic nie ma pieniędzy, więc niejednokrotnie zmniejszenie dozwolonej prędkości staje się jedynym możliwym do zrealizowania środkiem podnoszącym bezpieczeństwo. Przeczytałem uważnie, ale jak wyjaśniłem wyżej - z Twojej wypowiedzi wysnuć można było wniosek, że "wstawienie orgraniczenia do 40km/h nie spowoduje poprawy bezpieczeństwa danej krzyżówki". Gdybyś zadał to pytanie w nieco innej postaci, nie byłoby w nim sprzeczności logicznej. Powinno brzmieć: "Ale czy to jedyny środek do poprawy bezpieczeństwa?" A podstawówkę już jakiś czas temu skończyłem i chyba z pozytywnym wynikiem, skoro pozwoliło mi to iść 'dalej' ;) Zwykle gdy brakuje rzeczowych argumentów wchodzi się w personalny atak rozmówcy. Na jednym, ale konkretnym ;) W takim razie piszę z piekła? Widzisz - sam piszesz, że prędkość bywa jedną z pczyczyn wypadków. O ile na wiele czynników wpływu mieć nie możemy (zwłaszcza rozkojarzenie innych uzytkowników drogi, czy na oślepienie słońcem albo agrotiuningowym ksenonowym reflektorem w piętnastoletnim Fiacie Uno), to dostosowując (zmniejszając) prędkość możemy wyeliminować jeden z czynników, których wystąpienie w jednym czasie, prowadzić może do wypadku. Jeśli chodzi o podstawówkę, do której mnie wysyłasz, to polecam podręcznik do j. polskiego, w którym wyjaśniona jest pisownia "nie" z przymiotnikami ;) Niby drobiazg, ale skoro wysyłasz mnie do podstawówki... A wracając do tych skrzyżowań, o których piszesz - jeśli dochodzi tam do zdarzeń pomimo obniżonej prędkości, to jednak winni są sami kierowcy. Nie bronię tutaj zarządców takich dróg, bo nie zrobili wszystkiego, co możliwe, ale zrobili chociaż cokolwiek. Jeśli jest tam ograniczenie, które uwzględnia słabą widoczność i przy założeniu, że z dopuszczoną prędkością ta słaba widoczność nie wpływa na możliwość kolizji, to winni są jedynie kierowcy. Takie jest prawo, a prawo musimy przestrzegać, bo żyjemy w kraju, w którym obowiązuje. Łamiąc prawo musimy być świadomi skutków takiego działania i konsekwencji z tym związanych. Wybór należy do każdego z nas. I żeby nie było, że promuję wyłącznie poruszanie się z prędkością hulajnogi - poczytaj moje posty o stuncie. Tam krytykuję miejski/osiedlowy (pseudo)stunt (bo od tego są miejscówki), ale nie każę od razu strzelać do każdego, kto zachowując dużą dozę rozsądku postawi czasem na gumę starając się przy tym myśleć o konsekwencjach ewentualnego zdarzenia. Nie sugeruję również ciężkiego więzienia za 150km/h na 'Gierkówce', gdzie (poza ograniczeniami i kawałeczkiem autostrady) można tylko 100km/h, ale nie znaczy to, że trzeba ze Śląska do Wawy cały czas trzymać dwie paki tłumacząc się tym, że "muszę nadrobić, bo gdzieśtam była rozkopana droga i ruch wahadłowy spowodował 45min opóźnienia". Wniosek prosty - łamiesz prawo - miej świadomość co robisz, a nie szukaj później winy w słabej widoczności krzyżówki, na której obowiązująca max prędkość to 40km/h. Oczywiście jak jest długa prosta, na której stoi bezsensowne ograniczenie, to raczej nikt się nim nie przejmie, tak jak w wielu przypadkach nie przejmuje się np. ograniczeniem 90km/h poza obszarem zabudowanym na drodze jednojezdniowej. Jak się komuś spieszy, niech zap*&^*la, ale z głową. Nadrobić można w miejscach gdzie nie ma krzyżówek, jest stosunkowo bezpiecznie i powoduje się względnie małe, ale jednak zagrożenie dla innych użytkowników dróg. Przy tym należy mieć świadomość łamania przepisów i ewentualnych tego skutków/konsekwencji. Bo problem jest taki, że wiele osób nie ma tej świadomości i to bywa główną przyczyną wypadków.
  10. Oczywiście, że zmniejszenie dowolonej prędkości (pod warunkiem, że będzie przestrzegane) na takim skrzyżowaniu, podniesie jego bezpieczeństwo - co nie zmienia faktu, że możnaby to osiągnąć również na wiele innych (znacznie droższych) sposobów, podnosząc przy tym jego przepustowość. Załóżmy, że mamy dwie krzyżówki: układ mają identyczny - droga 'główna' na łuku i prostopadła podporządkowana. Na jednym z nich z dozwoloną prędkością 80km/h widoczność drogi głównej patrząc z podporządkowanej wynosi powiedzmy 100m, a na drugim gdzie ograniczenie wynosi 40km/h z podporządkowanej widać główną tylko na 50m. Połowa widoczności - połowa prędkości. Niby czas na reakcję jest dokładnie ten sam w obu przypadkach, więc teoretycznie będą w takim samym stopniu bezpieczne. To tylko w teorii - gdyby pojazdami kierowały bezwzględne maszyny, ale kierują nimi ludzie - często niepotrafiący prawidłowo ocenić odległości/prędkości i mogą zdarzyć się 'zagapienia', wymuszenia i inne nieprzewidywalne sytuacje. Więc w stronę naszej krzyżówki z dozwoloną prędkością 80km/h, drogą podporządkowaną jedzie sobie powiedzmy 'dziadek w kapeluszu po samą podsufitkę', 'baba za kiertownicą', albo 'randkowicz zapatrzony w nogi swojej nowej zdobyczy' i wymusza pierwszeństwo na nadjeżdżającym pojeździe. Jak myślisz - czy skutki takiego wymuszenia będą identyczne jak na skrzyżowaniu z o połowę mniejszą dopuszczoną prędkością i połowę mniejszą widocznością? Niby czasu na reakcję jest tyle samo w każdym przypadku, ale nie wszystko na tym świecie jest liniowe (w zasadzie niewiele) i droga hamowania, czy skutki zderzenia uzależnione są od energii kinetycznej potrzebnej do wytracenia, a ta jak (pewnie nie wszyscy) pamiętamy ze szkoły bodaj podstawowej, zależna jest od masy (liniowo) i kwadratu prędkości. Niestety więc Twoja teoria o tym, że bezpieczeństwo (źle zaprojektowanej) krzyżówki nie wzrośnie po zmniejszeniu dozwolonej prędkości - legła w gruzach. Oczywiście obniżenie dozwolonej prędkości nie daje gwarancji, że będzie przestrzegane, a tym samym że bezpieczeństwo na pewno wzrośnie, ale szansę (i tu wiele zależy od nas - użytkowników dróg), że może być bezpieczniej. Tu z kolei wiele zależy od zaufania nas kierowców do ograniczeń, więc 'ograniczeniodawcy' powinni być konsekwentni i stawiać je tam, gdzie rzeczywiście są uzasadnione. Aby jednocześnie wyraźnie zwiększyć bezpieczeństwo i przepustowość takiego skrzyżowania, należałoby wybudować wiadukt i stosowne 'rozbiegówki' jak na autostradzie, choć to i tak nie daje gwarancji, że wszyscy będą z nich należycie korzystać, a koszty są nieporównanie wyższe. Pośrednim, choć również nienajszczęśliwszym rozwiązaniem jest wybudowanie ronda. Ono zmusi wszystkich do zmniejszenia prędkości i "zachowania szczególnej ostrożności" (o którą tak ciężko w przypadku jadących 'ile fabryka dała' drogą główną - "przecież mam pierwszeństwo, więc co za różnica ile jadę, mają mi ustąpić i tyle") oraz uniemożliwi bezstresowe przejechanie przez zagapiających się nieustannie (znam tłumaczenia takich na uwagę, że nie zauważylli znaku - "może i tak, ale przecież nic się nie stało"). Ronda są najpewniejszym i stosunkowo najtańszym sposobem na podniesienie bezpieczeństwa skrzyżowań (niestety wada ogromna, że zmniejszają przepustowość), a dodatkowo są chyba dotowane przez UE, więc raczej będzie ich przybywać w coraz szybszym tempie.
  11. Niestety - świat gna do przodu i jesli nie podążasz za nim, to tak jak byś się cofał... w każdej dziedzinie tak jest. No muszę przyznać, że łatwo to nie było Cię przekonać ;) ale na szczęście Ty nie zasilisz szeregów 'tych, którym się wydaje'. :clap: I pełen szacun :notworthy: za podsumowanie - nie jest łatwo przyznać się, że w czymś nie miało się racji, ale to daje znacznie lepszy obraz autora takich słów niż trwanie przy swoim i obrona swoich mylnych teorii, za pomocą 'argumentów', które skrypt tego forum z automatu wygwiazdkuje (czyli "powszechnie uważanych za niecenzuralne"). Lewa w górę.
  12. Tym dajesz nadzieję, że "nie umrzesz głupi" :) Nikt nie mówi Ci żebyś uwierzył na słowo, ale gdy sprawdzisz, to sam się przekonasz :) Oczywiście w przypadku mechanicznej pompy wtryskowej cieżko było zrealizować warunek niepodawania paliwa w przypadku gdy "obroty są wyższe niż..., a gaz jest puszczony (zamknięta przepustnica)" i jeszcze odpowiednio szybko się z niego wycofać gdy przestanie być spełniony (obroty spadną poniżej... lub przepustnica zostanie uchylona). Na szczęście elektronika działa szybciej niż mechanika - ma mniejsze bezwładności ;) i ECU może ten warunek zrealizować. A samo spalanie paliwa nie jest procesem ciągłym (występuje średnio w 1/4 czasu pracy danego cylindra - tylko podczas suwu pracy/spalania), więc nic się nie stanie jeśli którymś razem nie podamy mieszanki do cylindra, którego tłok i tak wprawiony jest w ruch poprzez wał korbowy, który zatrzymać się nie chce, bo pcha go cały pojazd ;) Teoria niestety się zmieniła wraz z postępem technologicznym - silniki diesla również niewiele mają już wspólnego z tymi, o których uczyłeś się ileśtam lat temu. Dlatego między innymi są bardziej wydajne, ekonomiczne, ekologiczne i w ogóle ostatnio fajne :) (tylko tanie być nie chcą :( ) Jeśli jesteś skłonny do eksperymentów (takich miarodajnych) i nie straszny Ci jest rezystor (opornik), kabelek i np. głośniczek, to mogę powiedzieć Ci jak potwierdzić to, o czym od dłuższego czasu tutaj wałkujemy.
  13. Niestety Marrio mógłby znaleźć w tym doświadczeniu potwierdzenie swojej (mylnej) teorii - właśnie przy wtrysku po resecie ECU (wyłączenie i ponowne włączenie zapłonu) może wystąpić szarpnięcie ze względu na kalibrację silnika krokowego. Oczywiście będzie ledwie (lub wcale) odczuwalne przy wyższych obrotach. Żeby zrobić taki eksperyment w wydaniu Marrio, to należałoby odłączyć same wtryskiwacze (bez wiedzy ECU - czyli emulator od LPG jak znalazł). Dobrze - z tym, że odwrotnie ;)
  14. A czy Ty czytałeś co pisałem kilka postów wcześniej? Właśnie to zjawisko o którym mówisz wystąpi, ale z zupełnie innego powodu - przy wyłączeniu zapłonu ECU się zresetuje, a w pierwszych liniach kodu do wykonania po resecie ma zapisane "skalibrować i rozruszać silnik krokowy wolnych obrotów" (czyli pokręcić nim od jednrgo krańca do drugiego). Innym powodem dla którego ten efekt wystąpi przy małych prędkościach (obrotowych) jest to, o czym również wcześniej (zresztą nie tylko ja) pisałem: niedostarczanie paliwa występuje tylko w określonym zakresie obrotów (przy wyższych niż....), więc przy małych oobrotach oczywiście da się to odczuć.
  15. Tak się składa, że wiem na czym polega praca (wszystkie 4 takty) silnika cztertosuwowego, ale skąd wiesz, że on nie 'gaśnie' właśnie w chwilach, gdy przepustnica jest zamknięta, a obroty wyższe od tych, które wynikałyby z otwarcia mniejszej przepustnicy odpowiedzialnej za 'wolne obroty' (zwykle silnik krokowy)??? Przecież to jest dosłownie jedna linia kodu w programie ECU i z głowy mamy problem niepotrzebnego spalania benzyny (mieszanki) kiedy silnikiem hamujemy - skoro mamy nim hamować, to po co on ma pracować (a więc wytwarzać energię) i zmniejszać siłę hamującą? Po co ma spalać cokolwiek, skoro jego prędkość obrotowa jest znacznie wyższa niż dla biegu jałowego (poruszany jest siłą bezwładności pojazdu przenoszoną na wał korbowy przez układ przeniesienia napędu)? Wszystkie takty są zachowane - z wyjątkiem pracy/spalania - bo nie ma co się spalać - jeśli ECU nie poda mu ani trochę paliwa, to jak ktoś wcześniej zauważył - będziemy mieli mieszankę powietrza z niczym, ewentualnie powietrza z powietrzem, która to w odpowiednich suwach (cyklach) jest zassana, sprężona, tutaj miałaby się spalać, ale powietrze jeszcze się nie pali, więc zostanie tylko rozprężona wydalona (wydech) Jedną linią kodu ECU załatwiono sprawę niepotrzebnego spalania paliwa i (w jakiejś mierze) ekologii zarazem. Powiedz mi (nam wszysytkim) - PO CO do silnika, który ma zamkniętą przepustnicę, a nimo tego kręci się z obrotami wyższymi niż jałowe dostarczać jakiekolwiek paliwo? Kolega krycek rzeczywiście dość niefortunnie uzył słowa "praca" w odniesieniu do obracania się. Jednak nie mam wątpliwości, że zdecydowana większość czytających właściwie zrozumiała jego zamysł, a nie dosłwownie - w sensie pracy jako pojęcia fizycznego, ani pracy jako jednego z cykli działania silnika czterosuwowego. Pisząc o precyzji wskaźników (że przy wskazaniu 0 możesz jeszcze przejchać ileśtam) weź pod uwagę, że ta zależna jest od precyzji pływaka umieszczonego w zbiorniku paliwa. W większości aut nawet jak wskazówka poziomu paliwa opadnie do zera, to jeszcze jest jakaś ilość wachy, po to właśnie, by nie zostać niemile zaskoczonym gdy się np. zaparkuje bokiem na chodniku i okaże się, że nie da się już odjechać. I nikt nie próbuje nikomu wmówić, że silnik to perpetum mobile - po prostu nie ma potrzeby spalania czegokolwiek, skoro (dość wysokie) obroty zapewnione są dzięki energii kinetycznej pojazdu hamującego silnikiem.
  16. W klasycznym silniku 2T (bez dozowania oleju, smarowanym wyłącznie mieszanką) podczas hamowania silnikiem można mu zrobić krzywdę, ponieważ rzeczywiście dostaje minimalną (taką jak dla biegu jałowego) dawkę mieszanki (a zatem i oleju), ale obroty są znacznie wyższe niż dla biegu jałowego (bo w końcu silnikiem hamujesz), więc zależnie od konstrukcji silnika i obfitości mieszanki - można go zatrzeć. W samochodach 2T było w skrzyni biegów nawet tzw. 'wolne koło'. W odróżnieniu od 'ostrego koła' (czyli skrzyni działającej 'na sztywno', owe wolne koło działało mniej więcej tak jak układ przeniesienia napędu w rowerze - pedałujesz znaczy ciągniesz, nie pedałujesz - rower Cię nie ciągnie. Patent wymyślony właśnie po to, by nie zacierać silników gdy odejmuje się gazu i zapomni o wysprzęglaniu.
  17. Tu jest przykład logicznego myślenia :lalag: Kolega pisze, że się na tym nie zna (czyli nie wie jak de facto jest), ale przeanalizował dotychczasową wiedzę, zdobyte doświadczenia, skojarzył fakty i nie wykluczył takiej mozliwości. A skoro jest możliwość, to dlaczego nie wcielić jej w zycie (dla zaoszczędzenia paliwa, ekologii...)? Tak samo zapewne pomyśleli konstruktorzy instalacji wtryskowego zasilania silników, sprawdzili, wdrożyli... zadziałało i tak jest... być może są modele - np. sportowe, gdzie tej części kodu nie ma w programie ECU - tam liczą się osiągi - dlatego też wiele z nich ma przez jakiś czas po puszczeniu 'gazu' podniesione wolne obroty do (chyba) 2000rpm i dopiero po chwili spadają.
  18. Przeczytaj dokładnie co napisałem kilka postów wyżej - Ameryki wcale nie odkrywam - kilka osób juz to pisało, ale postarałem się ubrać to w jak najbardziej zrozumiałe słowa. Przecież nigdzie nie jest powiedziane, że silnik, który jest pchany siłą bezwładności pojazdu musi dostawać paliwo, by się kręcić - przecież i tak energia kinetyczna pędzącego pojazdu (zakładamy, że jesteśmy 'na biegu' i niewysprzęgleni) wprawi silnik w ruch - po co więc dawać mu paliwo, skoro i tak się kręci? To, że liczniki (wskaźniki) spalania chwilowego mogą oszukiwać, to się zgodzę, ale jak ktoś nadal nie wierzy, to mogę poelcić wizytę w warsztacie gazowym - tam wystarczy (bez żadnej ingerencji w układ paliwowy/elektryczny) podpiąć dowolną centralkę wtryskowego LPG (bez obaw - na samych kostkach się wpina) i ona pokaże czasy wtrysków dla poszczególnych cylindrów. Nawet na postoju można zaobserwować, że jak się wprowadzi silnik n a wysokie obroty i gwałtownie ujmie gazu (chodzi o pedał gazu, bo auto cały czas na beznynie), to czasy wtrysków spadną do zera (aż do osiągnięcia przez silnik granicznych obrotów - co w przypadku auta na postoju jest znacznie krótsze niż przy hamowaniu silnikiem). edit: A uwierzysz w to, że jeśli się rozpędzisz, zdejmiesz nogę z gazu i wyłączysz zapłon, to wtedy silnik nie będzie spalał paliwa? Będzie się przecież kręcił, więc niby 'pracuje', a więc i spala? :banghead: Jeśli jesteś w stanie uwierzyć, że kręcący się silnik (za sprawą sił pędu) nie musi dostawać paliwa, by się nadal kręcić (bo np. Ty wyłączyłeś zapłon, a tym samym dopływ paliwa), to uwierz, że ECU zrobi to samo, ale o niebo szybciej od Ciebie. Układy zapłonu/wtrysku to proste mikrokontrolerki, ale jednak potrafiące wykonać kilkaset tysięcy (czasem kilka/naście milionów) operacji na sekundę. Myśleć one nie potrafią (za to od ludzi tego się wymaga, a czasem sprawia to problem), ale liczyć (wykonywać kod programu) potrafią od nas nieporównanie szybciej. Idąc Twoim tropem - skoro silnik który się obraca MUSI spalać paliwo, to jak wytłumaczyć lot szybowca??? Przecież leci, więc musi coś spalać... cholera - tylko co - przecież nie ma silnika!!! :banghead:
  19. A może tak najpierw ogólna poprawa umiejętności wypowiadania się? No to do znudzenia: tylnym
  20. Jeśli silnikiem hamujesz do 0 (jak napisałeś), to nie ma się co dziwić - ECU za Ciebie rozrusznika nie uruchomi, a prędkość obrotowa wału korbowego wynosi 0...
  21. Zima dla 2oo to taki sezon ogórkowy ;) ale jak przyjdzie czas zbioru ogórków, to pustki na forum nastaną, bo wszyscy sprzęty wietrzyć będą :crossy: Co do spalania, to przy hamowaniu silnikiem gaźnikowym jak ktoś już wcześniej zauważył musi ono byś nieznacznie wyższe niż na biegu jałowym, ponieważ wyższe obroty silnika powodują większe podciśnienie i wymuszają wiekszy przepływ powietrza przez przymkniętą przepustnicę. Powietrze z kolei zasysa ze sobą proporcjonalną ilość benzyny, więc skoro więcej powietrza, to i wachy więcej... W silnikach wtryskowych, choć niektórym wydaje się to dziwne, albo niemożliwe rzeczywiście najczęściej występuje zerowa dawka paliwa podczas hamowania silnikiem. I może żeby łatwiej było zrozumieć to zjawisko, to należy się zastanowić jak działa system zasilania silnika. ECU (tzw. 'komputer') na podstawie danych z: -TPS (czujnik położenia przepustnicy - zwykle potencjometr); -czujnika podciśnienia z czujnikiem temperatury wpadającego powietrza lub przepływomierza (przepływomierz już bez zbędnych obliczeń i szacunków dość precyzyjnie podaje masę zasysanego powietrza) -aktualnych obrotów oraz ich tendencji (spadek/stałe/wzrost) -wskazań sondy Lambda (jesli jest) każdorazowo dobiera według tzw. 'mapy wtrysku' dawkę paliwa, którą ma podać na każdy cylinder. Czasy otwarcia wtrysków, to są jakieś milisekundy dla wolnych obrotów i odpowiednio więcej dla wyższych prędkości obrotowych, a jeszcze dłuższe czasy dla przyspieszeń (gwałtowne dodanie 'gazu' - odpowiednik dodatkowej mechanicznej pompki w gaźniku reagującej na zdecydowane dodanie gazu). Normalnie wtryski są zamknięte - pompa paliwowa pompuje do nich paliwo, ale one go nie wpuszczają do silnika. I tu może łatwiej będzie zrozumieć że 'komputer' (ECU) wcale nie musi nic odcinać, tylko po prostu nie podaje paliwa jeśli w założeniach swej pracy (w programie) ma wipsany warunek: "jeśli przepustnica jest zamknięta, a obroty wyższe niż... (np.1500rpm), to nie podawać paliwa". Oczywiście przy spadku obrotów poniżej założonego progu warunek ten przestanie obowiązywać i ECU poda (prawie) taką dawkę paliwa jak dla obrotów biegu jałowego, co żadnego szarpnięcia wywołać nie powinno. Przytoczony tu przykład z wyłączeniem zapłonu podczas hamowania silnikiem i ponownym jego włączeniu nie jest za bardzo na miejscu, ponieważ po taki resecie ECU zakłada, że silnik nie był 'na chodzie' dosłownie przed chwilą, więc zaczyna procedurę jak dla silnika uruchamianego po jakimś dłuższym postoju, a więc i z bogatszą mieszanką. Dodatkowo w większości ECU na starcie lubi sobie 'pomachać' silnikiem krokowym odpowiadającym za wolne obroty (kalibracja, ogólne rozruszanie, by się nie zastał), więc taki 'reset' podczas jazdy (hamowania silnikiem) niemal zawsze wywoła lekkie szarpnięcie. Właściwym testem byłoby zamontowanie emulatora wtryskiwaczy (np. takiego jak montują przy LPG) i wtedy do woli odcinać sobie wtryski podczas hamowania silnikiem :) Założę się, że przy gazie puszczonym na zero i obrotach powyżej 1500-2000rpm nie da się zauważyć kiedy wtryski są odłączone, bo i tak nie dostają żadnego 'rozkazu' od ECU. Mam nadzieję, że ci co nie widzieli - uwierzyli ;) a jeśli nie, to mogę podać sposoby jak to 'zobaczyć'...
  22. Myślę, że uwzględnia, bo przekłamania są niezależne od pochyłości. Zresztą wysokość w mnpm jest jednym z podawanych parametrów, więc bez problemu może być brana pod uwagę do wyliczeń drogi, a co za tym idzie - również prędkości. Robiłem też pomiary drogi wskazywanej przez GPS i licznik samochodowy względem tej, którą wyznaczają słupki drogowe. GPS względem słupków - znacznie poniżej procenta (być może to nawet błąd pomiaru, choć mierzone na 50km odcinku - dla minimalizacji błędu właśnie), natomiast licznik puszki już na samej drodze oszukuje o 5% - że niby więcej przejechał. Ma to wpływ na zawyżenie prędkości i na zaniżenie spalania ;) Dodam, że opony w rozmiarze z instrukcji obsługi, w chwili pomiaru zużyte w 10-15%, czyli niemal nowe.
  23. Właśnie sęk w tym, że nie każdy zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Zwłaszcza jak ktoś ma lat naście, dopiero zrobił prawko (albo i nie) i od razu wsiada na sporta 600ccm lub litra... Odkręca manetę, banan na twarzy, a potem zdziwienie, że ktoś "akurat w tym miejscu wymyślił zakręt". Jeśli ma szansę przemyśleć to 'zdziwienie', to może jeszcze nie wszystko stracone, gorzej jeśli po takim odkręceniu manety możemy przy drodze zaobserwować kolejne świeczki i krzyż z zawieszonym kaskiem... Ja naoglądałem się sporo zdjęć i filmów z wypadków - o ich skutkach, ale też z samych wypadków, tak by przemyśleć przyczyny ich powstania, starać się uniknąć podobnych sytuacji. Oczywiście nie uchroniło mnie to przed wypadkiem, który ledwie przeżyłem (wymuszenie), ale w wielu momentach przypominały mi się scenki z filmów, gdy pęd wiatru i wibracje pod dupą podowały chęć odkręcania manety i sprawdzenia czy poziom wrażeń rośnie liniowo (a może wykładniczo?) ze wzrostem prędkości. Być może, gdyby nie te scenki z filmów, jechałbym o XYkm/h szybciej, a wtedy szanse miałbym zerowe.
  24. Odcinek, o którym piszesz, to chyba Góra Św. Anny... Jadąc w stronę Wrocka zaskoczyć może zakręt wyrastający 'nagle' znikąd ;) Co do ssania, to raczej nie przyniosłoby to pożądanego efektu, bo gaźniki miewały (nie wiem jak w Maluszku) dodatkową przepustnicę uruchamianą właśnie ssaniem, która zamykała częściowo wlot powietrza przez główną gardziel jeszcze nad miejscem, gdzie rozpylana była benzyna (aby zwiększyć podciśnienie, które ją wysysa). Więc otwarcie ssania przy takiej konstrukcji gaźnika przyniosłoby efekt odwrotny do zamierzonego. A co do samych Vmax to temat stary jak węgiel, że liczniki bardzo często przekłamują i to zdrowo. Różnie w różnych samochodach (motocyklach pewnie też - nie sprawdzałem), ale zawsze na plus ;) Dziwnie te przekłamania się układają - czasem są stałe (np. o 10km/h), czasem procentowe (średnio około 10-15%), ale najczęściej to jakiś mix - trudny do zdefiniowania bez laboratoryjnych pomiarów ;) Swoją puszką zarejestrowałem 200km/h (górka była niemal pionowa ;) ) - tyle pokazał GPS, a licznik w samochodzie wyszedł poza wyskalowane 225km/h i niewiele brakowało mu już do ogranicznika. Przyjmując liniowość skali w tym pustym zakresie, można szacować, że według niego było to około 230km/h (+15%). W zakresie 100km/h przekłamanie jest około 10%, więc zależność ciężko znaleźć. Jeśli chodzi o moto, to bez rewelacji - nie mam na tyle doświadczenia/odwagi (ani stosownego sprzęta pod ręką) by bić rekordy prędkości...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...