Skocz do zawartości

Miras

Forumowicze
  • Postów

    448
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Miras

  1. Poza tym - często zdarza się, że 'wsiowe' psy, nieobyte z czymś co hałasuje i porusza się szybciej niż ciągnik rolniczy biegną wprost pod koła, by 'obszczekać' opony. Przypadłość ta dotyczy zwłaszcza małych piesków, ale zdarzają się też pokaźniejsze sztuki, których pod/między kołami mieć bym nie chciał. Kiedyś za czasów motorynki uczepił się mojej nogawki hałaśliwy piesek (taki rozmiaru dobrego kota). Próbowałem go jakoś strzepnąć, ale trzymał się mocniej niż motorynka wyznaczonego kierunku ruchu :) więc odpuściłem. Piesek odpuścił dopiero jak skończyły mu się poduszki. Zatrzymałem się żeby obejrzeć nogę (bo drasnął mnie zębem), a piesek kulejąc (i stawiając mokre 'stęple') pognał w czułe objęcia swojej pańci, która oskarżała mnie, że ja jej pieska rozjechałem... Na kursie kolizyjnym psa nie miałem jadąc 2oo - trafiłem jedynie szczura, ale czasu na jakąkolwiek reakcję nie było, a efekt był taki jak bym jechał po kocich (właśnie dlaczego kocich?) łbach...
  2. Z 'ezaminacyjną' ósemką nie miałem żadnego problemu już przy pierwszej przymiarce do wspomnianej, ale musiałem manipulować gazem i sprzęgłem. Instruktor kazał mi jednak opanować ją na samym gazie. Powód jaki podawał, to taki, że 'należy umiejętnie posługiwać się instrumentami pokładowymi' (teoretycznie egzaminator mógłby oblać za używanie sprzęgła na ósemce, które wcale nie jest tam potrzebne). Powód bardziej przyziemny jest pewnie taki, że to z obawy o trwałość sprzęgła :flesje: Fakt faktem - jeżdżąc tak, że rozpędzasz się na prostych, a na łukach wysprzęglasz i toczysz się swobodnie jest dużo łatwiej zmieścić się w liniach wyznaczających granice. Niemniej jednak da się (po chwili treningu) osiągnąć tyle wprawy, by tę śmieszną ósemkę zrobić samym gazem (zwłaszcza, że ta którą trenowałem miała być 'ustawowa', a była o wiele ciaśniejsza :P) Problem na samym początku może stanowić hamowanie silnikiem i zacieśnianie się zakrętu przy takim hamowaniu, oraz prostowanie moto przy dodawaniu gazu, a co za tym idzie - zwiększanie promienia skrętu. Znacznie łatwiej pokonywać łuki tocząc się swobodnie, ale nie na tym rzecz polega... Oczywiście egzaminatorzy chyba zbyt często nie korzystają z możliwości oblania kogoś za nieumiejętne dawkowanie sprzęgła, ale jak się uprzeć, to podstawy mają - w końcu ósemkę da się przejechać bez sprzęgła, więc jego nadmierne używanie nie jest niczym uzasadnione, a to z kolei może prowadzić do wniosku, że delikwent nie opanował sztuki prowadzenia jednośladu na tyle, by samodzielnie wyjechać na ulicę.
  3. Zależnie od sprzętu - najlepiej stosować się do zaleceń producenta. W instrukcji obsługi powinno być napisane. Około 3-4cm w wielu sprzętach jest ok, ale to sprawa indywidualna. Inną nie mniej ważną rzeczą jest krytyczne zużycie łańcucha. Serwisówki podają max długość dla np. 20 'oczek' łańcucha w górnej (prostej) części łańcucha przy obciążeniu go 10kg w dolnej, powrotnej 'zwisającej' części. Nie wiem jak się to ma dla różnych typów łańcucha, ale poza uszczelnieniami, to chyba aż tak wiele się nie różnią i można przyjąć te wartości za wiążące. Z jakiejś przypadkowej serwisówki pod ręką: Drive Chain 20-link Length Standard: 317.5 ∼ 318.2 mm (12.50 ∼ 12.53 in.) Service Limit: 323 mm (12.7 in.) Czyli jeśli między środkiem jakiegoś 'pierwszego' i dwudziestego pierwszego (licząc od tego 1-ego) pinu łańcucha masz długość 323mm, to już powinieneś zmienić napęd na nowy (koniecznie z zębatkami) Pomiaru należy dokonywać na nasmarowanym łańcuchu, ponieważ przy suchym wynik może się okazać bardziej 'korzystny' z paru powodów: jakiś syf (kurz, korozja) może wypełniać luki w tulejkach, oraz przy skrajnym niedosmarowaniu ogniwa mogą nie prostować się całkowicie, co również może dać mylne wrażenie o lepszym stanie (mniejszym zużyciu) łańcucha.
  4. Z tą wieczorną nauką to bym nie przesadzał. Wieczorem (pogorszona względem dnia) widoczność może powodować dodatkowy stres. To jeszcze pół biedy - gorzej jeśli nie spowoduje stresu, a wywoła mylne wrażenie, że skoro czegoś nie widać (bo światła tam nie dosięgają), to tego czegoś nie ma. Zupełnie inną sprawą są też 'nocni' kierowcy puszek: - ściganci - mistrzowie prostej, z muzą na max, - spokojni, ale nie mniej niebezpieczni kierowcy z tzw. kurzą ślepotą, którzy po zmierzchu niewiele widzą. Zagrożenia dla nauki/treningu opanowania stresu, ze strony pierwszej grupy - tłumaczyć nie muszę. Jak coś to oni są w puszce, a nie Ty. W przypadku 'kurzej ślepoty', to Ty na motocyklu zawsze pojawisz się z prędkością ponaddźwiękową, bo przecież "właśnie się rozglądali i nieczego nie wiedzieli", więc musiałeś jechać "co najmniej 200" (no - chyba, że masz na przykład CBF250, to wtedy oczywiste jest, że musiałeś jechać 250km/h - przecież przelicznik jest tak oczywisty :buttrock:). Jedni, czy drudzy - nocą są niebezpieczni - zwłaszcza dla kogoś, kto z respektu przed maszyną chciałby potrenować trochę w spokojniejszych warunkach. Polecam jednak dzienną walkę z trudnościami jazdy na 2oo - może ulicami o mniejszym natężeniu ruchu, ale w zdecydowanie lepszej widoczności (to jak Ty widzisz, ale i jak Ciebie widzą).
  5. Położenie stopy na 'stopce' raczej niewielkie ma znaczenie... no chyba, że zbliżając stopę do silnika tłumisz efekt akustyhczny 'gdynka'. Odgłos ten powodowany jest przez zazębiające się tryby (z których jeden wiruje, bo jest połączony ze sklejoną tarczą sprzęgłową), a sposób nacisku na dźwignię zmiany biegów nie ma na to wpływu. Od 'stopki' biegów do kół zębatych spora droga i kilka elementów po drodze jest, więc jak byś jej nie cisnął, to nie masz wpływu na to, co stanie się dalej. 'Stopka' od biegów często (ale nie zawsze) połączona jest przez cięgło z ośką elemantu, który odpowiada za sekwencję zmiany biegów, ten współbracuje z bębnem, bęben z wybierakami, a te dopiero z zębatkami. Elementów pośredniczących jest zbyt wiele, by Twój sposób (kąt) nacisku mógł mieć znaczenie.
  6. Jasne, że siła (będąca wypadkową bezwładności wolnych obrotów silnika i 'zlepienia' tarcz sprzęgłowych) jest zbyt mała do uszkodzenia zębów sprzęgających (to takie 3 chyba zwykle) koła zębatego, które chwilę potem przenoszą pełną moc silnika podczas 'dawania na gumę' :biggrin: (lub też palenia wspomnianej).Absolutnie nie masz się czym martwić (jeśli oczywiście olej, tarcze i 'naciąg' sprzęgła OK), a 'gdynk' polubić powinieneś, bo warto :buttrock:
  7. Trzeba tylko odczekać te kilka chwil, bo z kolei rozpędzony wałek swoją bezwładnością może spowodować mocniejsze 'gdynk' (kilkukrotne), bo zęby kółka będą 'szukały' swojego miejsca pomiędzy zębami koła sąsiedniego odbijając się od nich.
  8. Policjant ma możliwość oceny własnej - taryfikator ma 'widełki'. Poza tym - jak się wykaże skruchę i żal za błędy, to zawsze stróż prawa może zmienić kwalifikację czynu (jeśli uzna za stosowne, oceni zagrożenie jako niekrytyczne) i ukarać mandatem za nieco mniejsze przekroczenie.Taryfikator tak na prawdę jest w naszym interesie, bo więcej 'wlepić' nie może, a mniej (lub wcale) zawsze. 90km/h to byłaby kosmiczna prędkość :) tam było przepisowe 50 albo i to nawet nie... Jechałem mocno spacerowo, ale ścigantka na ścigaczu to już chyba w ogóle na zgaszonym silniku musiała jechać, bo na jedynce przecież 'spokojnie robi setkę', więc po mieście normalnie jeździć się nie da :)
  9. Właśnie po to jest taryfikator, żeby sami nie oceniali, bo było to korupcjogenne i mocno uzależnione od złośliwości kontrolujących (np. źle spojrzałeś, albo coś powiedziałeś i niesłusznie dowalali najwyższą możliwą karę). No właśnie - bardzo słusznie zauważyłeś, że jeśli kierowca autobusu jest normalny (a nie ma powodów, by zakładać, że nie jest) to będzie miał wyrzuty... Sęk w tym, że drastycznie łamiąc przepisy narażamy siebie, ale przede wszystkim innych uczestników ruchu drogowego na konsekwencje naszego zachowania. Czasem są to konsekwencje fizyczne, a czasem psychiczne. Niby sprawa jest prosta - pałował, przejechał na czerwonym, ktoś może powiedzieć, że "selekcja naturalna" i nie ma problemu, bo nikt poza nim nie ucierpiał. Ale problem jest - fizycznie nikt nie ucierpiał, ale różni ludzie różnie reagują i kierowca autobusu może mieć nawet lęk przed prowadzeniem pojazdów (zwłaszcza autobusów pełnych ludzi), a przecież z tego żyje. Od jego precyzji i pewności prowadzenia autobusu zależy też życie i zdrowie pasażerów. Teorię tą można rozciągąć na wszystkie pojazdy, bo są miejsca gdzie niemal wszyscy kierujący łamią przepisy, niezależnie czym akurat jadą. Ale łamiąc przepisy trzeba liczyć się z daleko idącymi konsekwencjami takiego zachowania - znacznie większymi niż 'tylko' mandat, gdy się akurat nie uda pozostać niezauważonym. A co do ścigaczy, to znam przypadki jeżdżących przepisowo :cool: jeden nawet nie dalej jak dwie godziny temu :) Na Al. Krakowskiej jadąc puszką zobaczyłem niebieskie (plastikowe, dość nowe i ładne) 'coś' w lusterku. Zjechałem pod jednymi światłami, żeby zrobić mu miejsce, nie skorzystał. Światła się zmieniły, wszyscy ruszyli. 'Przykleiłem się' do krawężnika przy torowisku tramwajowym, żeby dać mu możliwość wyprzedzenia się (jechałem z prędkością raczej spacerpwą), ale nie skorzystał. Dopiero przed kolejnymi światłami wjechał na pas do skrętu w lewo (bo skręcał), dopiero wtedy mnie wyprzedził i... zobaczyłem, że była to motonitka ;) Tak przynajmniej sugerowała drobna (zgrabna) budowa ciała i długie włosy wystające spod kasku. Jeśli była to forumowa koleżanka, to pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że nie wszyscy na ścigach dają pożywkę tabloidom (z Fuckt`em i SE na czele).
  10. A nie wpadłeś na to, że sprzęt, który na I czy II biegu (przy raczej wysokich obrotach) osiąga 60km/h, potrafi również jechać 60kkm/h na znacznie wyższym biegu, przy niższych obrotach silnika (i znacznie ekonomiczniej)...? Gdzie jest powiedziane, że skoro np. na 'jedynce' uda Ci się wycisnąć 60km/h, to przy ograniczeniu do takiej właśnie prędkości MUSISZ jechać koniecznie na pierwszym biegu? Z Twojej wypowiedzi wynika, że jeżdżąc ścigaczem lub innym sprzętem o dużej pojemności, trzeba koniecznie łamać wszelkie ograniczenia. Oczywiście zawsze obroty trzeba wykręcać 'do odcięcia', bo zmiana biegu nieco wcześniej (jak powszechnie wiadomo) jest szkodliwa dla silnika... Nie jest nigdzie powiedziane, że przepisy zagwarantują Ci możliwość wykorzystania max możliwości sprzętu, który sobie zakupisz - zwłaszcza w terenie zabudowanym. O ile mi wiadomo, to jedynie na niemieckich autostradach nie obowiązuje limit prędkości (poza szczególnymi odcinkami), ale w zabudowanym ze szczególną dokładnością jest przestrzegane ograniczenie. I żeby nie było - święty nie jestem i też 'zdarzyło mi się' przekroczyć prędkość, ale denerwują mnie wypowiedzi, z którcyh wynika, że jak ktoś ma mocniejszy sprzęt, to jego przepisy nie powinny obowiązywać (no bo przecież "by musial cale miasto na 1 albo 2 biegu przejechac") i zawsze MUSI jechać ile fabryka dała.
  11. Podczas jazdy nie powinno mu się nic stać - gdy jedziesz, to pęd powietrza dobrze chłodzi cylinder, głowicę i karter. Gorsza może być jazda w korku w mieście, gdzie paruje rozgrzany asfalt, z rur wydechowych buchają gorące spaliny, a Ty ciągle ruszasz i hamujesz, nie rozpędzając się do prędkości przy których wiatr chłodzi silnik. To dlatego właśnie w pojazdach, których silniki chłodzone są cieczą, w upalne dni w korkach włączają się witraki dodatkowo studzące chłodnicę, a tym samym silnik.
  12. Taka pewnie będzie linia obrony właściciela motocykla, ale i tak nie zabezpieczył go (zabezpieczył źle, słabo) przed użyciem przez osoby nieuprawnione.Poza tym - gdzieś wyżej pisano, że młody śmigał już tą R6-tką jakiś czas, więc podwędzanie było raczej regularne...
  13. No to też jest dobre potwierdzenie (chociaż miało być zaprzeczeniem) moich podejrzeń co do ewentualności winy/odpowiedzialności 15-latka czy jego opiekunów/rodziców. Wiele spraw o gwałt kończyło się właśnie wyrokiem stwierdzającym, że ofiara prowokowała napastnika (wystarczyło skąpe, wyzywające ubranie, makijaż).Niemniej jednak uważam, że bardziej trafnym przykładem może być porównanie do osoby 'pod wpływem'. Przecież jeśli jedzie przepisowo, to teoretycznie nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego, a jednak już samo badanie wykazujące stosowną zawartość alkoholu we krwi/wydychanym powietrzu podczas kontroli potwierdza przestępstwo. Przy wypadku oczywiście osoba nietrzeźwa jest jemu winna - choćby jechała wzorowo jak na egzaminie państwowym na PJ. Po prostu nie powinna się wtedy znajdować na drodze. Poza tym wszystkim - 15-letni młodzieniec nie mógł wejść w posiadanie motocykla, więc musiał on być zarejestrowany na kogoś innego (rodziców/opiekunów/znajomych), a właściciel pojazdu jest obowiązany zabezpieczyć go przed 'użyciem' przez osoby nieuprawnione (PoRD). Zostawiając kluczki w samochodzie/motocyklu i oddalając się od niego, to Ty odpowiadasz za ewentualne skutki tego, co może się z nim stać gdy ktoś przechodzący do/na niego wsiądzie i spowoduje wypadek. Oczywiście możesz powiedzieć, że nikt nie kazał mu jechać, że to Twoja własność, że ukradł, ale prawo jednoznacznie zobowiązuje właściciela/posiadacza do zabezpieczenia. Jeśli rzeczywiście to rodzice kupili mu tą R6, to w tym przypadku właściciel umyślnie złamał prawo dając ją w użytkowanie osobie nieuprawnionej i do tego niepełnoletniej! Osobie pełnoletniej mógł właściciel dać np. na przechowanie (z zastrzeżeniem nieużywania) licząc na to, że jest świadoma swojej odpowiedzialności. Mi również szkoda (co napisałem w poprzednim poście) WSZYSTKICH - chłopaka, rodziny, bliskich, znajomych i dziadka.Chłopaka szkoda, bo miał dużo życia przed sobą, rodziców - bo stracili syna i prawdopodobnie będą jeszcze odpowiadać za tą tragedię, a dziadka - bo do końca będzie żył ze świadomością, że zabił młodego człowieka, ale też będzie ciągle myślał, że mogło do tego nie dojść gdyby nie wsiadał na R6, nie mając uprawnień (jakichkolwiek do prowadzenia pojazdów mechanicznych).
  14. Wklejony tam fragment PoRD mówi jakie oświetlenie MUSI być zamontowane, oraz precyzuje jakie oświetlenie MOŻE być dodatkowo zamontowane.
  15. W kasku za 250pln przywaliłem zdrowo w dach puszki, nad którą potem przeleciałem wraz z moto, więc i o asfalt zdrowo wyglebiłem i uważam, że dobrze spełnił swoje zadanie. Wprawdzie dolną krawędzią zrobił mi na brodzie taki na stałe zamontowany 'uśmiech', ale coś się musiało odkształcić - gdyby było tam styropianowe wypełnienie to (poza tym, że nie dałoby się oddychać) straciłbym zęby/szczękę. Od uderzenia o asfalt tyłem głowy też mam małe nacięcie wykonane jego dolną krawędzią, ale głowa cała. Kask ma tylko delikatne zadrapania, lekko zarysowany wizjer i poprzemieszczane styropiany. Ogólnie wygląda z zewnątrz jak by go ktoś nieopatrznie upuścił z 1m na beton. Dodam, że nie był to taki lajtowy dzwon, bo przy okazji miałem kupę obrażeń wewnętrznych (2 tyg. nieprzytomny), a na forach (również na tym) palono mi świeczki. Jeśli w ogóle wsiądę znów na moto, to poważnie będę rozważał zakup takiego samego modelu - na prawdę dobrze się spisał. Jeśli ktoś nie chce wydać za dużo kasy i planuje zakup czegoś niskobudżetowego, ale sprawdzonego, to mogę pokazać jak on wygląda i jak wyglądam ja. W centrum wawy lub w południowej części możemy się umówić. Wracając to tematu tego wątku - dobrze, że kask nie pękł No i oby nikt nie musiał na własnej głowie testować wytrzymałości kasków - tych najdroższych, jak i tych z dolnej półki.
  16. No nie do końca... Spróbuj przejechać przez miasto z zamontowanym, ale nieużywanym "kogutem" barwy niebieskiej. Inne "koguty" pewnie dołączą do Ciebie i będą chciały byś zostawił im autograf :icon_mrgreen:
  17. Ale już Busa turbo (których można trochę pooglądać w akcji na YT) już chyba ma 1KM/1kg masy zestawu pojazd-jeźdźca ;) A to zdecydowanie nie jest dobry sprzęt na początek, ani zaraz po...
  18. Ciekawa to teoria, ale jednak częściej jest tak, że taki początkujący chce zobaczyć na co stać maszynę (no bo przecież jego stać na wszystko) i odkręca na prostych ile się da. Czerwone światełko zapala mu się tylko podczas testu kontrolek, a gdy już adrenalina popłynie żyłami, to nie jest ono używane/zauważane. I szybko te 100koni staje się "tylko 100koni" - zaczynają się marzenia o litrze... może busa... Oczywiście nie mówię, że u wszystkich, ale w wielu przypadkach tak to działa.
  19. Tak po chwili namysłu: czy młody motocyklista bez uprawinień do prowadzenia pojazdów mechaniczych (nie miał żadnego Prawa Jazdy - nawet kat.B) nie będzie uznany za winnego? O ile się nie mylę to może działać podobnie jak u kierującego 'pod wpływem' - choćby jechał najbardziej przepisowo, to w kolizji/wypadku zawsze on jest winny, bo nie powinien w ogóle znaleźć się na drodze. Jeśli 15-letni mocyklista byłby nieco starszy i miałby chociaż PJ kat.B, to miałby uprawnienia do prowadzenia pojazdów mechanicznych i sprawa byłaby 'czysta', a tak to nie wiem czy aby jego rodzice (opiekunowie prawni) nie będą odpowiadać za ten wypadek. Tak czy inaczej - szkoda wszystkich - tragicznie zmarłego, rodziców, bliskich i dziadka, ale na pewno taka tragedia nie zdarzyłaby się gdyby na R6 nie wsiadał bez prawka (po prostu nie byłoby go w tym miejscu, w tym czasie... na tej drodze). Oby takich informacji było ja najmniej - najlepiej wcale [*]
  20. Można skarżyć sprawcę cywilnie o kwotę która jest różnicą między tym, co według Ciebie jest Twoim należnym odszkodowaniem, a tym, co przyznał zakład ubezpieczeń sprawcy, ale to raczej teoria. Nawet jeśli sprawę byś wygrał, to zanim to nastąpi, sprawca może pozbyć się całego majątku (przepisać wszystko na bliskich) i należność będzie nieściągalna. Kolesie specjalizujący się w temacie wiedzą w tej kwestii sporo - w końcu z tego żyją (prowizja), ale zwykle nie idą na sprawę cywilną tylko ograniczają się do OC sprawcy.
  21. Niestety chyba wiedzieli... jak wynika z komentarzy pod art., do którego linka podał ktoś wcześniej - chyba sami mu go kupili. [*]
  22. Niestety znajomy nie pamięta dokładnie, ale dopytany powiedział: motocykl szary/srebrny - ładny. Uszkodzenia moto ponoć niewielkie (tylko przód), a motonitka prawdopodobnie jechała Batorego, puszka wyjeżdżająca z Okrzei wymusiła... Z tą latarnią (czy też hydrantem), to pewnie było tak, że była widziana w jej okolicy, gdy udzielano jej pomocy. Nie wiem tylko czy to gapiowie puścili info o mocno uszkodzonym kręgosłupie, czy jakiś przeciek od ratowników.
  23. Z (niezbyt dokładnej) relacji znajomego: wczoraj, Otwock, Batorego/Okrzei, młoda dziewczyna zawinęła się na słupie lub hydrancie. Podobno jakoś poważnie złamany kręgosłup.
  24. Nie twierdzę, że wiem wszystko w temacie... wręcz przeciwnie - cały czas dowiaduję się czegoś. Ale nadal nie rozumiem dlaczego już wtedy rokowali, że masz mieć to dożywotnio...? Może to nie są płytki typu AO tylko jakieś inne? Ale chyba każdy rodzaj żelastwa można usunąć jak się kości zrosną. Może u Ciebie od razu było wiadomo, że nie będzie zrostu? Którą kość miałeś złamaną? Łokciową, czy promieniową? Masz może jakieś RTG z tą płytką? :biggrin: Moje płytki czasem trochę czuję i dodatkowo ograniczają mi ruch skrętny nadgarstka, ale jeszcze przed ich włożeniem wiadomo było, że będą na określony czas 12-18 miesięcy. Zastanawia mnie więc jakie warunki zadecydowały o dożywotnim noszeniu płytek? Może czas od złamania do operacji? A może 12 lat temu zakładali, że płytki ma się dożywotnio? Kiedy ostatnio to prześwietlałeś/konsultowałeś? Nie - bramki za mało czułe są i nie piszczą. Raz nie wyjąłem wszystkich gratów z kieszeni (jakieś jeszcze drobniaki zostały), to sprawdzili mnie dodatkowo skanerem ręcznym, a ten bardziej czuły jest i zapiszczał przy kieszeni oraz w okolicach dłoni. Kieszeń opróżniłem, a w kwestii ręki padło pytanie "co pan tam ma?" - o dziwo wystarczyła odpowiedź "2 blachy i trochę śrub" :buttrock: nie wnikał dalej, a ja przeszedłem. Następne przejścia przez bramki (z opróżnionymi z metalowych przedmiotów kieszeniami) kończyły się brakiem wykrycia czegokolwiek. Czasem tylko sam poproszę o zbadanie ręcznym skanerem, w celu upewnienia się, że to żelastwo nie zostało rozpuszczone przez pitą w nadmiarze colę :biggrin:
  25. Ja również mam blachy i śruby w przedramieniu, ale z tego co mówili, to na rok do 1,5 roku. Sytuację miałem podobną, choć nie widzę tutaj żadnego "chybił" ze strony medyków, którzy zrobili na prawdę kawał dobrej roboty. Złamane obie kości przedramienia (jako jedne z wielu :)), krzywy zrost (przemieszczenie, skręcenie - ogólnie nieciekawie), a potem operacja i od nowa rozkuwanie kości, próba przywrócenia ich do normalnego położenia, skręcanie na 2 blachy i 12 śrub... Z tego co ja się zorientowałem, to blach nie zostawia się dożywotnio - można same śruby/druty/gwoździe, ale nie blachy. Dwiedz się lepiej, bo może to nie tak jak myslisz. Blachy (płytki AO) powinno się wyciągnąć jak pojawi się zaawansowany zrost kości (pełny zrost trwa dwa lata). W szczególnych przypadkach (gdy blachy przeszkadzają, uwierają) można pokusić się o wyjęcie ich po pół roku od operacji. Zostawienie blach na dłużej niż 2 lata może skutkować osteoporozą ze względu na gorsze ukrwienie kości w miejscu gdzie przylegają, oraz przez to, że blachy częściowo odciążają kości. Kości sprytne są i 'czują' obciążenie - jeśli go nie ma, to (jak każdy nieużywany organ) zanikają. Może u Ciebie nie wystąpił zrost kostny, ale wtedy też obawiam się, że same blachy nie wystarczą do zapewnienia wystarczającej wytrzymałości. Jak dawno temu miałeś tą operację?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...