Skocz do zawartości

Miras

Forumowicze
  • Postów

    448
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Miras

  1. A ja kiedyś za strąbienie pieszego przechodzącego na czerwonym, widziałem już wyciągany bloczek mandatowy... Na skrzyżowaniu ulic Grójeckiej i Banacha/Bitwy_Warszawskiej_1920r we wspomnianym mieście sygnalizacja puszcza lewoskręty w oddzielnym cyklu, więc większość pieszych jak te Lemmingi widząc, że zatrzymują się auta jadące na wprost włazi na jezdnię mimo czerwonego światła. Dochodzą do dwóch lewoskrętnych pasów i dopiero tam łaskawie puszczają auta. Przede mną jechała policja do pobliskiego komisariatu - im 'baba z torbami' (idąca na bazar) nie zdążyła wejść pod koła (choć ją widzieli), więc trafiła na mnie. Wmawiali mi, że 'baba' miała zielone i dlaczego ja trąbię na pieszych na przejściu. W drodze negocjacji ustaliliśmy, że zaczekają ze 3 zmiany świateł, by zobaczyć, że to norma na tej krzyżówce. Jakież było ich zdziwienie (choć pewnie przejeżdżają tamtędy kilka razy dziennie, gdyż komisariat mają jakieś 100m od tych świateł) jak zobaczyli, że piesi nie robią sobie kompletnie nic z czerwonego światła i radiowozu stojącego niemal na samych pasach... :banghead: Jak zwykle - są równi i równiejsi...
  2. Ręczne skanery zwykle ustawione są na większą czułość. O ile bramka potrafi nie wykryć nawet kilku(nastu) drobniaków w kieszeni, to ręczny skaner przed badaniem delikwenta zwykle jest sprawdzany przez strażników na wykrycie np. metalowej zapinki przy plakietce z nawiskiem. Na mojej łapce za każdym razem zapiszczał, podczas gdy bramka potrafiła tego nie zauważyć. Należy tu rozwiać kolejny mit o 'konieczności posiadania zaświadczenia od lekarza o zainstalowaniu żelastwa'. Zawsze wystarczały pooperacyjne blizny :) Taki generator miałby szansę działać dla jakiegoś konkretnego typu nienajlepiej zaprojektowanej pętli. Jeśli cewka w pętli działa jako część układu rezonansowego LC (a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie działa), to na elektrycznych 'kocówkach' pętli pracującej w rezonansie występuje znacznie większe napięcie niż takie, które może się na niej wyindukować poprzez magnetyczne sprzężenie małej rozmiarami cewki podłączonej do generatora, znajdującej się kilkanaście cm nad nią. Nawet jeśli się wyindukuje jakaś procentowo pokaźna wartość, to i tak ten generator nie zmieni częstotliwości rezonansowej układu pętli, a jedynie wprowadzi jakąś składową. Teraz pytanie - "Jak działa dany układ z pętlą?" Zależnie od konstrukcji może być na to czuły, lub nie. Szczegółów nie znam, więc jakieś konkretne badania chętnie (najlepiej w zespole) przeprowadzę. W teorii to chyba właśnie znalezienie się wewnątrz pętli dawałoby szansę na największą zmianę jej indukcyjności, a co za tym idzie - wykrycia jednośladu. Ale tu znów mogą odgrywać szczególne cechy konstrukcyjne danego układu, więc testy, testy i jeszcze raz testy... Takim motocyklem dałoby się jeździć z prędkością spacerową, bo neodymy działałyby jak ciężarki do wyważania kół. Nawet jeśli dałoby się jakoś takie koło wyważyć, to i tak nie chciałbym 'czymś takim' jeździć. Nawet w wulkanizatorniach często starają się obrócić oponę tak, by masa ciężarków potrzebnych do wyważenia była jak najmniejsza. Jeśli nastąpi (jak to ująłeś) "moment komutacji", felg/magnesów z pętlą, to już bez różnicy na jakie światło trafisz, bo i tak czeka Cię opuszczenie wielu zmian ;) Komutacja, to połączenie/przełączenie (w domyśle galwaniczne, a nie sprzężenie magnetyczne) umożliwiające przepływ prądu elektrycznego, więc tylko w przypadku konkretnej gleby mogłaby nastąpić ;) A co ma magnes neodymowy do wzmacniania generatora? Czy to będzie magnes, czy inny kawał melu, to nadal będzie to tylko rdzeń zmieniający (skupiający) linie sił pola magnetycznego pochodzącego z uzwojenia - bez znaczenia jak bardzo sam jest namagnesowany. No chyba, że uzwojenie popędzać nie generatorem, a prądem stałym, ale wtedy łatwiej doprowadzić taki rdzeń do nasycenia. Magnesy odpadają - ze względu na dosłowne znaczenie wytłuszczonego czasownika ;) A generator... na jaką częstotliwość zestrojony? Trzeba dowiedzieć się/zmierzyć przy jakiej F działają pętle w stanie jałowym, później o ile zmienia ją średniej wielkości puszka i na tą właśnie frekfencję zestroić generator... ...a potem próby, próby i próby... Najlepiej byłoby dogadać się z ekipą montującą takie pętle, coby podali jakieś szczegóły (może producenta, jakieś dane techniczne... na schemat nie lliczę), a jeśli ekipa byłaby spoko, to może nawet udostępniliby do testów jakąś... Chodzi o to, żeby np. wyprowadzili gdzieś jakąś kontrolkę/brzęczyk/cokolwiek, co informowałoby o rozpoznaniu pojazdu przez pętlę (czyli wyprowadzić jakoś 'na zewnątrz' informację, która jest przez układ pętli przekazywana do kontrolera świateł), bo same światła mogą działać z opóźnieniem, zależnym np. od czasu, kiedy ostatnio były przez pętlę wyzwolone, a to może utrudnić jednoznaczną interpretację wyników badań.
  3. No to mamy gotowy scenariusz reklamy: Motocykl - 27.000zł Tankowanie do pełna - 60zł Kompletny strój - 1800zł Wrażenia z jazdy - BEZCENNE Są rzeczy, których kupić nie można, za pozostałe zapłacisz kartą Mastercard :)
  4. No ale nie samym kombinezonem stunter żyje ;) Solidne protektory na kończyny, buzzer, buty... zresztą nie wiem - nie znam się... na koło (i tylko tylne ;) ) stawiałem jedynie motorynki, Simsony, MZtki... a to było dawno temu i wtedy nawet nie było obowiązku kasku na motorower, więc go nie miałem ;) O jakichkolwiek innych zabezpieczeniach mało kto wtedy słyszał. Wszelkie żelastwo wkłada się zwykle na 6-18 miesięcy, więc to raczej więcej niż 4 tygodnie ;) A takiego Ilizarowa jak na jednym ze zdjęć, to jeszcze trzeba 'dostrajać' co jakiś czas.
  5. hmmm - tematem zespoleń interesuję się od niedawna, ale wydawało mi się, że płytki zwykle mają po 6 otworów na śruby - 3 po każdej stronie złamania. Takie wrkęcane w biodro mają chyba 4 małe śrubki i jedną grubą. Gdzie masz to żelastwo? Co do uruchamiania nim bramek, to powiem tak - zaleznie od ustawionej czułości bramki. Czasem przejdę i nic, czasem zapiszczy. Najlepszy patent jest jak nie wyjmę wszystkich drobniaków z kieszeni, to razem z żelastwem ręki (zwisającej zwobodnie właśnie na poziomie kieszeni) wystarczy to, do wzbudzenia bramki (one mają podział na strefy, więc wysokość i skupienie metalowej masy jest ważne). Raz, gdy bramka zapiszczała, zainteresowany strażnik już chciał podjąć działania, na co ja powiedziałem "to ja się poddaję" i wróciłem przez bramkę z podniesionymi rękami :) Bramka ani drgnęła, strażnik kazał mi znów przejść, więc ja nadal z rękami w górze :) Ten żart kosztował mnie jakieś 10 minut - badanie skanerem ręcznym, dokładne przeszukiwanie wszystkich kieszeni i plecaka... Tutaj też byłbym nieco sceptycznie nastawiony do takiego pomysłu - pętli może być wiele typów, nawet od tego samego prducenta mogą (np. w zależności od montażu) różnie pracować - np. inna F rezonansowa i taki generator na wiele by się nie zdał. Ale oczywiście jak będą znane jakieś dane techniczne, to wiele się wyjasni. No i ważne jest też ile typów takich wadliwych (niewykrywających motocykli) pętli jest montowanych - jeśli kilka, to raczej za wiele się nie zdziała. Co do skuteczności magnesu neodymowego, to najlepiej sprawdzić ją rowerem. Ten z założenia ma masy znacznie mniej niż najmniejszy nawet skuter, więc jesli znajdziemy krzyżówkę z pętlą, która bicykla nie widzi, to wtedy dowiązać do niego jak największy neodym i ponowić próby. Ważne, by wyeliminować przypadkowość, więc im więcej prób - tym lepiej. Wątpię w skuteczność działania magnesu, ale teoretcznie wszystko jest możliwe...
  6. A gdy faworyzuje się tylko jedno z dwóch, to drugie z zazdrości powoduje wzrost prawdopodobieństwa zrobienia takiego 'kuku'... Oczywiście i dwa (a nawet cztery) też potrafią się zemścić, ale używanie tylko jednego zdecydowanie sprzyja takim efektom specjalnym... Dlatego niezmiernie ważne są wszelkie możliwe zabezpieczenia.
  7. Widziałem go :) Takich filmików sporo jest i odnoszę wrażenie, że lepiej nie panikować - co ma być to będzie, ale źle będzie na pewno gdy nerwowo ściśniemy klamkę. Wyhamować się i tak nie da (gdyby tak dziczyzna chciała wcześniej informować o zamiarze nagłego wtargnięcia na jezdnię ;) ). Redukcja prędkości i związane z nią zmnijeszenie skutków uderzenia - niewielkie (zbyt mało czasu, zwalniać powinno się przy wjazdzie w strefę gdzie dziczyzny można się spodziewać). Hamując (zwykle panicznie) w ostatniej chwili przed spotkaniem z 'górą myśliwskiego mięsa' mamy dość duże prawdopodobieństwo, że uderzenie wprowadzi dodatkowe, trudne do określenia siły, które w połączeniu z zaciśniętą klamką mogą doprowadzić np. do shimmy, albo w inny sposób utrudnią kontrolowanie toru jazdy (ważne zeby utrzymać się 'na czarnym' i po dobrej jego stronie, bo z przeciwka może przecież jechać np. TIR lub inna puszka/cokolwiek). Być może moja teoria o niepodejmowaniu reakcji (poza usztywnieniem uchwytu kierownicy) w ostatniej chwili nie jest słuszna (chętnie wysłucham wszelkich 'za' i 'przeciw'), ale jednego jestem pewien i tego będę się trzymał: przewidywanie - jadąc przez las bezwzględnie należy mieć na uwadze, że może wyskoczyć coś znienacka, więc 'na dzień dobry' należy zmniejszyć prędkość i być megaczujnym - oczy niech na siebie pracują patrząc nie tylko przed siebie, ale również kontrolując sytuację obok drogi. Z sarną jest na YT też dorby filmik jak nagle wymyśliła żeby przeskoczyć motocyklistę, ale pałeru w racicach jej zabrakło i trajektoria lotu zbyt nisko wyszła. Tylko dzięki nachyleniu się, motonita wyszedł bez szwanku :) Wrażenia bezcenne i za nic nie musiał płacić kartą Matercard ;) Edit: zanim naklepałem tego nienajkrótszego posta, to _SB_ zdążył wkleić link do filmu, o którym pisałem ;)
  8. Za chwilę pewnie odezwą się 'licytanci', którzy stwierdzą, że przejeżdżają 35-40kkm i dlatego właśnie wiedzą lepiej ;)
  9. A to nie wiedziałem, że są jeszcze produkowane samochody, w których przy 100km/h na suchej nawierzchni nie da się zahamować z taką siłą by (na chwilę w przypadku ABS) zablokować koła... Nigdy nie kupię Octavii ;)
  10. Śrub to ja mam 12 i dwie płyty metalowe, więc również wiem coś na ten temat ;) Ale niektórym wydaje się czasem, że bramki w supermarketach wykrywają metal ogólnie, a przecież niemal z każdym klientem przejeżdża wózek stalowy ważący jakieś... 15kg(?) i wcale nie wzbudza on alarmu. Ale nie chodzi tu o same własności magnetyczne. Nawet aluminium czy miedź można wykryć, kwestia ustawienia wrażliwości detektora na odpowiednie metale. A taką 'lotniskową' bramkę udało mi się wzbudzić swoim żelastwem zamontowanym operacyjnie...
  11. A skad w takim razie mięśnie (bez pośrednictwa mózgu) mają wiedzieć o sytuacji "nagłego zagrożenia"? Tylko poprzez obserwację sytuacji na drodze, oraz inne boźdce (np. słuchowe, albo drgania, czy wyczucie zerwania przyczepności) mózg może zinterpretować daną sytuację jako "nagłe zagrożenie". Zupełnie inną sprawą jest, co z tą informacją zrobi, jakie działania podejmie...
  12. Ale o czym mowa...? Jeśli jest to rzeczywiście pętla indukcyjna, to składa się zapewne z uzwojenia zatopionego w asfalcie, oraz jakiejś elektroniki, która tą indukcyjność mierzy. Elektronika mierząca indukcyjność cewki, to najprawdopodobniej układ rezonansowy LC gdzie C jest stałe, a L jest wypadkową ilości/średnicy zwojów cewki i ewentualnie znajdującego się w jej okolicy żelastwa (rdzenia), za który robić mają nadjeżdżające pojazdy. Jeśli zmieni się indykcyjność, to tym samym zmienia się częstotliwość układu rezonansowego LC. Następnym blokiem musi być 'wykrywacz' zmiany częstotliwości rezonansowej. On ma jakieś zdefiniowane wartości odchylenia tej częstotliwości, które uznaje za normalne - zmiana warunków atmosferycznych, temperatury... oraz po to, by mylnie nie interpretował gwoździa leżącego na ulicy. Magnes, nawet neodym (niezależnie od swej 'siły' magnetycznej) nie zmieni indukcyjności cewki w stopniu większym niż wynika to z masy 'żelastwa', z którego jest zbudowany. Większy efekt przyniosłoby więc zamontowanie np. imadła ;) Stały magnes może jedynie wyindukować w cewce jakieś napięcie (ale tylko w czasie ruchu, więc na krótką chwilę), co i tak nie zmieni częstotliwości rezonansowej LC, a tym samym nie musi oszukać (prawidłowo zaprojektowanego) układu rozpoznającego. Dlaczego? Ano dlatego, że prawidłowo skonstruowany układ powinien być odporny na przypadkowe zakłócenia elektromagnetyczne (choćby wyładowania atmosferyczne) i nie powinien reagować na każdą zmianę indukcyjności (poza zadaną wartość), a być czułym jedynie na taką zmianę trwającą dłużej niż ileśtam - w tym przypadku spokojnie można dołożyć warunek trwania zmiany np. dłuzej niż sekundę czy dwie. Z punktu widzenia pojazdu oczekującego na przejazd, to ta sekunda (nawet dwie) nie mają żadnego znaczenia, a w rozważaniu 'globalnym' całego układu daje to dobre zabezpieczenie przed przypadkowymi sytuacjami, w których mógły omyłkowo rozpoznawać coś jako "pojazd oczekujący na przejazd". Nie wiem czy te układy z pętlą indukcyjną są właśnie tak budowane, ale gdybym to ja je projetkował, to tak właśnie by działały. Nie robiłem badań i prób, więc nie wiem dlaczego miewają problemy z rozpoznaniem motocykla, który żelastwa ma w sobie wcale nie tak mało (choć po namyśle to i metali nieżelaznych jest sporo - aluminiowa rama, koła, część silnika...). Z drugiej strony to te zautomatyzowane światła miewają problem nawet z rozpoznaniem puszki, która samej żelaznej blachy ma prawie tonę. Chętnie się przyłączę do rzeczowych (miarodajnych) doświadczeń z dużym magnesem (sam takiego nie mam), choć osobiście uważam, że to legenda podobna do wielu - choćby tej, że jak ktoś ma np. kości poskręcane na śrubki, to będzie wzbudzał bramki w supermarketach :)
  13. A ja dziś właśnie słyszałem już dwa skutery popylające Al. Niepodległości. Być może to był ten sam (odstęp jakieś dwie godziny), ale odgłos odkurzacza zza okna, o tej porze i w taki mróz robi wrażenie :)
  14. Odległości to jedno - nawet jeśli będą takie same i wycentrowane, to nie można zapominać, że palnik HID jest bańką o max średnicy znacznie większej, niż średnica żarnika żarówki halogenowej. Część bańki palnika 'wystającą' poza obrys prawidłowo umiejscowionego żarnika (czyli tak na prawdę cała bańka) można traktować jako źle osadzony żarnik żarówki halogenowej świecący gdziekolwiek. Tu się zgodzę. Niestety tylko raz w życiu kupiłem żarówkę halogenową w OBI ;) Ale co by nie mówić efekt ten sam - na oko nie widać różnicy z żarówką dobrą, a mnie jednak zaniepokoił 'obraz' rysowany na ścianie przez reflektor. Kompletny brak linii odcięcia, kilka wiązek idących w różne strony (a na pewno nie na drogę). Sprawdziłem czy to nie kwestia zamocowania, ale cokół siedział jak należy, więc żarówkę natychmiast wywaliłem (a kosztowała bodaj tyle, ile miała po H - czyli 7 ;) ). Różnica w osadzeniu żarnika na prawdę nie była do wychwycenia na oko, więc jeśli w HIDzie palnik na dzień dobry jest większy, to MUSI świecić gdzie popadnie. Oczywiście jest jeszcze kwestia 'wrażliwości' danego reflektora na pozaogniskowe osadzenie źródła światła, ale NIE MA takiego, któremu większy palnik HID nie zrobi żadnej różnicy. A porównywałeś tą linię z taką która powstaje przy oryginalnych xenonach? Zwłaszcza soczewkowych :) To, że "nikt się nie przyczepił" nie oznacza, że taki produkt jest dopuszczony przez prawo. Tak na prawdę praktycznie żaden przegląd w naszym kraju nie jest legalny. Gdyby skontrolować samochód jak należy, to rzadko który by go przeszedł (z różnych przyczyn). Czy widziałeś jak robią przeglądy w UK, czy choćby w Niemczech? BTW: właśnie za naszą zachodnią granicą policmajstrzy chętnie wypatrują 'naszych' co na niebiesko świecą. Tu bym polemizował - jakoś z daleka, z naprawdę małym marginesem błędu udaje mi się rozróżnić chiński HID od oryginalnych xenonów. No tak - zwłaszcza taki 8000, 10000 czy nawet 12000K (przecież skoro kupować, to od razu takie żeby się wyróżniały i były konkretnie niebieskie, a nie jakieś takie 'tylko' białe jak oryginalnie montowane). Nie pamiętam dokładnie (a nie chce mi się szukać), ale homologowane dla prawdziwych lamp (D2R, D2S) są chyba tylko barwy 3900 i 4100K. Czy Osram, Philips i inni producenci nie wiedzą co dobre i nie potrafią zrobić 'lepiej' (znaczy więcej)? Tutaj jest opis przypadkowo (na szybko) znalezionej zarówki Osram Xenarc D2R. Dziwne że za cenę (258PLN) przekraczającą "wartość" kompletu dwóch żarówek HID z przetwornicami (199PLN) sprzedają taką 'słabiutką' (bo tylko 4100K) żaróweczkę... I żeby nie było - jak głosi reklamowy tekst: "SUPER OKAZJA !!! Niemiecki producent a nie tania Chińszczyzna" :banghead: Ale za to można sobie z temperaturami poszaleć - aż 12000K :) A jadąc puszką doskonale widać, że wszystkie 'nieoślepiające' HIDy montowane tjuningowo, doskonale oświetlają... podsufitkę, o lusterkach (i tych z naprzeciwka) już nie wspominając. Masz na myśli taki oryginalny chiński made in Germany? Bo "bixenon" i "H4" nie mogą iść w parze... "H" to oznaczenie żarówki Halogenowej. :flesje: To tak jak patrzeć na słońce - każdy wie, że daje po oczach aż mróżyć trzeba, ale jest daleko i nie ma co się nim przejmować. Ciężko określić odległość i nawet gdyby w 1/5 drogi było (odpowiednio mniejsze geometrycznie) źródło, równie mocnego światła, to ciężko byłoby ocenić które jest bliżej.
  15. Każdy pojazd, KAŻDY musi mieś oświetlenie homologowane. A chińskie wynalazki homologacji nie mają i mieć nie będą (bo nie mogą). Na reflektorze napisane jest do jakiego typu żarówki został skonstruowany i tylko taka powinna się w nim znajdować. Chodzi głównie o to, że palnik xenonowy ma zupełnie inne własności geometryczne niż żarnik żarówki (o właściwym wyśrodkowaniu nie mówiąc) i założony zamiast żarówki świeci gdzie popadnie (czasem odnoszę wrażenie, że najwięcej w niebo, a reszta po oczach). W światłach mijania niezwykle istotna jest 'linia odcięcia' - taka powyzej której reflektor nie świeci (właśnie po to, by nie oślepiać). Po założeniu chińskiego wynalazku ta linia ginie, a lampa świeci wszędzie, co jest gorsze od jazdy na 'długich'. Jak ktoś nie wie o czym mówię, to polcam postawić moto lub puszkę przed ścianą (3-4m) zapalić światła mijania i przyobserwować (o ile są sprawne) obszar oświetlony z zaznaczoną 'linią odcięcia'. Potem można zagmerać żarówką w takim zakresie, jak pozwalają na to sprężynki mocujące i zobaczyć co dzieje się z charakterystyką świecenia lampy. Po co więc jakiekolwiek przepisy, normy, regulacje, homologacje... jeśli wielu świadomie oślepia innych..? Może powinni wprowadzić zasadę "świeć, czym możesz" i od dziś wszyscy będą jeździć na długich, plus jeszcze różnego rodzaju wynalazki. :banghead:
  16. To może od razu 'ksenony' z Chin? Najlepiej tak z 8000-10000K - żeby były wyraźniejsze od spawarki - :banghead:
  17. DEALER pisał o zablokowaniu przedniego: Przeszkodą ABSu w stoppie może być 'czujnik odciążenia tylnego koła', o którym pisałem nieco wcześniej. Oczywiście jeśli jest taki montowany, a z wypowiedzi wynikało, że przynajmniej w niektórych modelach maszyn jest montowany (pewnie gdzieś na tylnym wahaczu). Przy max rozwarciu wahacza (co jest równoznaczne z unoszeniem się tylnego koła) zmniejsza ciśnienie w przednim układzie hamulcowym (niezależnie od braku wykrycia uślizgu koła), tak by niewprawiony delikwent panicznie ściskający prawą klamkę nie nakrył się motocyklem.
  18. Muszę przyznać, że jestem zaskoczony :) Miałem wenę i popełniłem jakiś nieco przydługi post, poprawiłem drugim ;). Temat nieco drażliwy, bo nikt święty przecież nie jest, przypuszczałem że w odpowiedziach pojawią się ataki typu "po to się moto kupuje, żeby dwieście po mieście..." - najlepiej na gumie. Ogólnie uznałem, że raczej nikomu nie będzie chciało się czytać długawego posta (ale skoro naklpałem, to poszedł) i że jak ktoś dojdzie do 1/3 moich wypocin, to jest twardzielem ;) Ale z wypowiedzi: widać, że został przczytany (przez niejedną osobę), do końca i ze zrozumieniem :) Widać również, że nieco odmienne poglądy można wymieniać bez obelg, tudzież innych słów, powszechnie uważanych za... nadające się do wygwiazdkowania. Dodatkowe wrażenie robi poprawna pisownia (stylistyka, brak błenduf ortograficznyh), pełen szacun :notworthy: I nie chodziło mi wcale o poklask tych, którzy się ze mną zgadzają - Wy i tak to wiecie, Wam tłumaczyć nie trzeba. Pisząc to, miałem nadzieję (w sumie nadal mam), że chociaż jeden (oby jak najwięcej) osiedlowy stÓnter - nierzadko utalentowany - zacznie to traktować jak sport i będzie ćwiczył na odpowiednim 'boisku' przeznaczonym dla tej dysypliny. Akcentowałem również świadomość i odpowiedzialność (moralną, prawną i psychiczną) świrowania na ulicach miast, czy wręcz osiedlach. Kolejną rzeczą (najsłabiej chyba widoczną w tych postach) jest sprawa 'symbiozy'. Niektórym wydaje się, że jak wyprują wydech i będzie ich słychać na kilometr, to wszyscy będą im zazdrościli (wątpliwego) 'brzmienia' - zwłaszcza gdy nocą pałują po mieście (najlepiej między blokami, gdzie lepiej 'niesie'). Problem jest taki, że to budzi ogólną niechęć (czy wręcz nienawiść) do wszystkich motocyklistów. No bo jak przeciętny człowiek ma odróżnić miłośnika motocykli od chcącego się wyżyć, poszpanować przed siksami sikającymi po nogach i dokuczyć wszystkim najczęściej małolata na moto. Dla zwykłego zjadacza chleba każdy motocyklista jest taki sam - każdy siedzi na koniu z dwoma kołami i każdy ma kask, spod którego nie widać czy jeździec sympatycznie się uśmiecha, czy szyderczy banan gości na jego twarzy. Taka uciążliwość niektórych użytkowników 2oo rodzi potem nienawiść na drogach (wystarczy poczytać komentarze pod informacjami o wypadkach z udziałem moto). Może nie dodziennie zdarzają się sytuacje, gdy ktoś celowo 'zdejmie' motonitę, ale skuteczność akcji "patrz w lusterka" na pewno zdecydowanie by wzrosła, gdyby uciążliwość moto dla zwykłych ludzi była bliska zeru. Taki przeciętny puszkarz (nierzadko niewyspany przez uliczne wyścigi pod jego oknami) myśli sobie "co tam lusterka, to i tak dawca, ja się muszę patrzeć do przodu żebym w nic nie wjechał, bo mi się coś stanie". Wygląda na to, żeśmy się zrozumieli :) Dobrze zrozumiałeś mój przekaz (mimo, że średnio udolnie był w słowa ubrany) - wcale nie miałem na myśli "będziesz miał wypadek, to się zmienisz", tylko "...zobaczymy" - w domyśle "być może zmienisz nieco podejście". Wcale nie zakładam, że wszyscy po wypadku mają jakieś przemyślenia i się zmieniają. W Twoich zdaniach można natomiast doszukać się sugestii, że nikt po wypadku się nie zmienia i wszyscy dalej pałują - co również prawdą nie jest. Cytowane przez Ciebie zdanie o wypadku było odpowiedzią na posta emil`a 1005, który chciał oddzielić kwestie bezpieczeństwa i odpowiedzialności od problemów związanych ze stuntem (w domyśle ulicznym, bo wcześniej była o nim mowa). Zdania nie rozwinąem, bo styl i słownictwo przedmówcy nie wskazywało na chęć przeczytania i zrozumienia przekazu. A że Ty G3d odpowiedziałeś zaraz na tego posta, to Cię z emil`em 1005 pomyliłem (za co przepraszam - mea culpa). Masz rację - niestety to prawda. Właśnie o nich pisze się często "stÓnter"... Prawdziwy Stunt przez wielkie "S" jest sztuką, wymaga poświęcenia - czasu, kasy, często własnego ciała - ale wszystko zamyka się w obrębie sztukmistrza i ewentualnie osób chcących go podziwiać. Nie ma mowy o narażaniu czyjegoś zdrowia, czy choćby naruszaniu spokoju osób postronnych. W wielu dziedzinach jest podobnie - choćby graffiti. To prawdziwe, to sztuka. Ale często posiadaczowi farby w sprayu wydaje się, że jeśli na kawałku czystego muru wyrazi swoje poparcie dla ulubionego klubu piłkarskiego (oraz najaczęściej wulgarną dezaprobatę dla konkurencyjnej drużyny), to wszyscy będą go podziwiać, a on jest artystą grafficiarzem. Może wydaje mu się nawet, że kogoś niezdecydowanego przekona do kibicowania temu właśnie zespołowi... Ktoś wcześniej napisał, że zorganizowany stunt, to cyrk, że 'prawdziwy' stunt, to jest na ulicach. Ulice (czy tego chcemy, czy nie) przeznaczone są do ruchu kołowego pojazdów (z uwzględnieniem pieszych i innych czynników). A do cyrku chodzą ci, którzy chcą podziwiać cyrkowców - podobnie jak do opery czy teatru idą miłośnicy danego rodzaju sztuki. Nikt chyba nie chciałby mieć arii operowych co noc pod swoim oknem. Nie trudno też wyobrazić sobie, że komuś może przeszkadzać (zwłaszcza nocne) uliczne maniakowanie i na pewno nikogo tym do prawdziwego sportu nie przekona, a z pewnością wielu zniechęci do motocyklizmu szeroko pojętego. Ot, tyle tych wypocin :)
  19. Znajdą się i tacy, którzy zechcą postawić na gumie swoje moto w normalnym ruchu ulicznym - ich też nie potępiam, jeśli zachowają przy tym stosowną dawkę rozsądku - odpowiednie warunki przede wszystkim... pusta droga, dobra widoczność, brak prawdopodobieństwa, że ktoś/coś wyjdzie/wyjedzie... Tylko żeby zminimalizowali zagrożenie i uciążliwość dla innych do minimum bliskiego zera. Oczywiście najlepiej jest ćwiczyć w miejscach do tego przeznaczonych, bezpiecznych... Zgadzam się cakowicie. To, że "nieważne czyja wina..." napisałem właśnie po to, by zaznaczyć odpowiedzialność i ewentualny uraz psychiczny (nawet gdyby winny był rzeczywiście ktoś inny). Oczywiście, że w miejskim stuncie winny będzie zawsze stunter ze względu, o którym piszesz: "używanie pojazdu niezgodne z jego przeznaczeniem". Akurat to chyba nie powinno być zbyt trudne do zrozumienia (a przykład z niezauważeniem gumowicza "bo świecił w niebo", podałem wyzej). Dochodzenie czy gumowałem było jedną z pierwszych czynności w sprawie mojego wypadku. Też akcentuję odpowiedzialność, zwłaszcza za innych, później dopiero za siebie. I bardzo dobrze :) Oby nie na osiedlach... Sam lubię oglądać dobry stunt na żywo - nawet gorsze technicznie tricki robią wrażenie większe, niż mistrzowie oglądani na youtube. Jak ktoś zrobi wheelie na Siekierkowskiej, Toruńskiej (czy nawet Marszałkowskiej), to może nie jest coś strasznego, za co należy od razu rozstrzelać, ale niech ma świadomość, że jeśli 'coś pójdzie nie tak', to będzie jego wina - odpowiedzialność prawna i świadomość psychiczna. Natomiast brak słów (których skrypt tego forum nie wygwiazdkuje), żeby określić tych stÓnterÓf, którzy uczą się (albo pokazują co już ómią) na osiedlach, czy drogach o normalnym natężeniu ruchu, gdzie jest ryzyko, że ktoś postronny ucierpi. I tu kompletnie nie ma znaczenia, czy jechał sobie 'spokojnie' (jakieś 140 na gumie) i wpadł w dziurę, stracił równowagę, poleciał na chodnik, czy to nieupilnowane dziecko wbiegło mu pod koła.
  20. Sam sobie odpowiedziałeś - standardowy argument z kosmosu - to, że znasz "masę" (ilu tak na prawdę?) ludzi poskręcanych i pozszywanych, ktorzy nie szukaja kamizelek i jezdza ostro nie oznacza że to tak działa... Człowiek to, oprócz ciała, również (a w zasadzie przede wszystkim) psychika. U każdego działa ona inaczej. U "młodych gniewnych" zwykle nie stwarza ona większych oporów przed (nierzadko bezsensownym, nieracjonalnym) ryzykiem, ale za parę lat może przyjść refleksja "po co mi to było?". Istnieje jeszcze jeden istotny czynnik ryzyka. Nie jest on związany ze stratami własnymi, a szkodami wyrządzonymi komuś. Zobacz - taki dobry kierowca Leszek Kuzaj po wypadku w Pradze zawiesił starty w rajdach. Niby można powiedzieć, że jemu się nic nie stało to nie ma problemu... Otóż stało się i to bardzo wiele. Założę się, że wolałby sam mieć jakieś obrażenia, z których prędzej czy później się wyleczy (lub nie), ale żeby nikt nie zginął. Pogięło go, czy jak? Przecież nie jego wina - kibiców tam nie powinno być, dodatkowo wyleciał prawdopodobnie na plamie oleju, więc 'jest czysty'... W całym tym moim 'moralizatorskim gadaniu' nie potępiam sportu, stuntu jako takiego, ale proponuję włączyć myślenie o tym, co może się stać, gdy coś pójdzie nie tak. I żeby nie było, że off top - to są również problemy związane ze stuntem. Nieodpowiedzialny stunt rodzi problemy nie tylko mechaniczne sprzętu (smarowanie, zużycia napędów itd), osobiste (otarcia, złamania itp.), ale przede wszystkim psychiczne. Pierwsze z nich mogą dawać pewne oznaki występowania i można je w porę eliminować (odwrócenie smoka, zmiana napędu/przełożeń). Drugie również mogą dawać ostrzeżenia - np. zbyt często glebisz, masz dużo otarć (może jakieś złamanie), to przyinwestujesz w dobre kombi, protektory, może gmole. Niestety ostatni czynnik zwykle nie daje żadnych ostzeżeń. Nie myślisz, że coś się może stać, dopóki nic się nie stanie. Gdy się stanie, to już często za późno na rozważania. I nie ma tu znaczenia czyja była wina - Twoja czy czyjaś... ktoś wejdzie na ulicę - na przejściu czy nie, ktoś wyjedzie z podporządkowanej, bo nie widział Cię gdy stałeś na gumie, a reflektor doskonale oświetlał drogę tyle, że tą do Św. Piotra. Stunt jest widowiskowy. Sam parę razy starałem się utrzymać za ekipą na gumach, która leciała np. Toruńską, czy Siekierkowską, bo aż miło popatrzeć z bliska. Ale to było przemyślane przez stunterów miejsce to świrowania - ryzyko wejścia pieszego, wbiegnięcia dziecka, czy wyjazdu gdzieś z parkingu jakiegoś dziadka minimalne - prawie zerowe. Niesety widziałem też 'mocarzy' na gumie koło BUWu na Dobrej, a że trafili na zielone na Karowej, to dalej koło szpitala. To było komletnie nieprzemyślane, bo tam często ludzie idą do taksówki po drugiej stronie jezdni, nieudacznie parkują, czy zawracają, bo widzą korek do N. Zjazdu. O tragedię nietrudno. Nie wspomnę już s stÓncie na osiedlowych uliczkach (najlepiej koło placu zabaw), z wyprutym wydechem w studni między blokami. Tylko dlaczego potem kogoś dziwi, że motocyklistów 'kocha się inaczej'? Wracając do ludzi poskręcacych i pocerowanych (sam też jestem), którzy nadal jeżdżą ostro: rok temu podczas kolejnego pobytu w szpitalu poznałem motocyklistę po wypadku leżącego ze 3 sale dalej. Nie chcę wymieniać jego imienia (może sobie tego nie życzy). Miał czołówkę i mniej szczęścia niż ja, bo oderwało mu rękę, noga złamana w wielu miejscach (podobno kilkadziesiąt odłamków). O ile nie miał problemu z opowiadaniem o obrażeniach, to o okolicznościach wypadku nie chciał mówić - wnioskuję, że mogła to być jego wina. Wtedy był pełen optymizmu - już szukał moto takiego trójkołowego, z automatyczną skrzynią. Mówił, że jak się trochę wykuruje, wstawią mu protezę to będzie śmigał... Miesiąc temu byłem na kontroli w szpitalu i w kolejce zgadałem się z gostkiem który również leżał z tym motonitą, choć już parę miesięcy później. Mówił, że nie wykazuje on już takiego optymizmu, wręcz zerygnowanie i przygnębienie. Podobno nie ma już mowy o moto. Gostek z kolejki jako prawdopodobny powód załamania wskazał na los innych poszkodowanych w tym wypadku (abstrachując już od tego czyja była wina). Kierowca puszki (nie wiem co z nim) miał niewesoło, bo dach przecięty do 1/3 , a motonita był z pasażerem, który również doznał trwałego kalectwa. Dlatego G3d nie mów proszę, że kwestie bezpieczeństwa (widoczności, widzialności) czy odpowiedzialności to nie są problemy związane ze stuntem. Może lepiej jest dłużej cieszyć się śmiganiem na 2oo czy wykonywaniem gumy, stoppie i innych tricków, ale w miejscach, które się do tego nadają, niż zrobić komuś (pół biedy jeśli tylko sobie) krzywdę fizyczną i mieć z tego powodu uraz psychiczny. I nie staram się tutaj promować bezwzględnie przepisowej jazdy, bo czasem (na dobrej, wielopasmowej drodze) te 50/60kmh to zbyt wolno nawet dla puszki, a z drugiej strony są i ciasne, zatłoczone uliczki z kiepską widocznością (np. dostawczaki parkujące gdzie popadnie i piesi wyłażący zza nich), gdzie 50/60 to zbyt szybko. Również nie próbuję zniechęcić do stuntu, ale sugeruję, by włączyć myślenie, a nie pałować na oślep gdzie popadnie. Sorki za przydługiego posta, ale mam nadzieję, że ktoś doczyta go do końca i zrozumie 'co autor miał na myśli' ;) ps. pozdrwowienia dla anonimowego w tym poście Motonity - może on, lub ktoś z jego bliskich znajomych czyta forum. Ciekaw też jestem o jego stan fizyczny i psychiczny, mam nadzieję, że wszystko :lalag:
  21. Przeżyjesz (JEŚLI przeżyjesz) jakiegoś poważnego dzwona (czego Ci wcale nie życzę), bo np. ktoś Cię nie zauważył, to tematem kamizelki i może nieco spokojniejszej jazdy sam się zaintersujesz... Oczywiście nie chodzi mi tu o lekkiego szlifa i np. starty łokieć, który można będzie pokazać mówiąc "zobacz jaki twardziel jestem, tu mam bliznę po wypadku".
  22. Teoretycznie nie powinno być z tym problemu, bo przecież koło nie zostaje zablokowane, więc ABS nie musi reagować. Pytanie tylko czy inżynierowie wyposażyli abeesowe moto w czujnik na tylnym wahaczu, który informuje elektronikę o nadmiernym (maksymalnym) odciążeniu tylnego koła. Słyszałem, że są takowe montowane, ale sam nie sprawdzałem. Może bywają w zależności od modelu? Bo jeśli o szeroko pojęte bezpieczeństwo chodzi, to ochrona przed uślizgiem przodu może się na niewiele zdać jeśli delikwent wykona efektowne stoppie nie będąc na to kompletnie przygotowanym. Z technicznego punktu widzenia nie ma żadnego problemu z implementacją reakcji ABSu w przypadku maksymalnego rozwarcia tylnego amora. Normalnie ABS działa tak, że jeśli wykryje blokadę koła, to przeciwdziała sile wywieranej na klamkę (lub pedał - zależnie które koło stanęło) zmniejszając tym samym ciśnienie w zaciskach. To samo może robić gdy inny czujnik (na wahaczu lub w amorze) powie mu o tym, że tył zaczyna unosić się w powietrze. Jeśli taki czujnik standardowo jest montowany we wszystkich moto a ABS, to pewnie niejeden amator stoppie chciałby go obejść :) Miałby wtedy (prawie) gwarancję zabezpieczenia przed uślizgiem przodu oraz peny komfort skupienia się na utrzymaniu się nad motocyklem, a nie pod nim ;) Też jestem ciekaw czy takie czujniki są (i jak działają), więc może niech wypowiedzą się posiadacze ABS w moto - da się zrobić stoppie, czy nawet na suchym heble będą odpuszczać? Tak mi przyszło do glowy, że oczywiście 'czujnik odciążenia tylnego koła' (jeśli jest) można bardzo łatwo obejść, ale zamiast niego zamontować nieco inny, który ułatwiłby naukę stoppie - jeśli kogoś temat interesuje, to może na PW? Wydaje mi się, że troszkę ;) ABS nie utrzymuje koła na granicy poślizgu tylko tuż ponad nią (z lekkim zapasem). Stąd właśnie między innymi wydłużenie drogi hamowania w bardzo dobrych warunkach. Nie wiem jak w moto (zakładam, że bardzo podobnie), ale w puszce działa on tak, że jeśli przy nacisku na pedał z jakąśtam siłą (co on mierzy przez ciśnienie w ukadzie hamulcowym) nastąpi zablokowanie koła, to natychmiast uruchamia pompę ABS, która tłoczy płyn hamulcowy w kierunku przeciwnym (od zacisków do pompy hamulcowej). Właśnie to działanie pompy ABSu czuć w pedale/klamce. Komputer sterujący zanotował sobie przy jakim ciśnieniu nastąpiło zablokowanie koła (bo inaczej nie może się przekonać o utracie przyczepności, czy też bycia na jej granicy) i profilaktycznie przez pewien czas utrzymuje na zaciskach ciśnienie nieco mniejsze od teg, przy którzym zblokowanie nastąpiłlo (po to między innymi, by do kolejnego zblokowania nie doszło, bo na niewiele by się ABS zdał, jeśli w ciągu sekundy koło blokowałoby się kilka/naście razy). Efekt ten czuć zdecydowanie gdy na suchej nawierzchni lekko hamując wpadniemy w studzienkę - ABS zacznie działać i mimo tego, że o studzience 'zdążymy już dawno zapomnieć', to będzie uniemożliwiał hamowanie z większą siłą. Podejrzewam, że w motocyklach ten margines między granicą przyczepności, a tym na ile ABS pozwala nam hamować jest nieco wiekszy i prawdopodobnie umożliwia jeszcze jakieś prowadzenie (skręt) maszyny podczas hamowania.
  23. Muszę Cię zmartwić... taki Ćwok niestety zachowuje się przepisowo (co nie znaczy, że zgodnie z logiką). Spróbuj na egzaminie na prawko jadąc sam (tzn. jako jedyny pojazd) wielopasmową drogą, dojeżdżając do świateł zająć inny niż prawy pas ruchu... ;) Pierwsze skrzyżowanie zostanie tylko odotowane, ale kolejne już poskutkuje oblanym egzaminem Na drodze o niewyznaczonych pasach ruchu trzeba jechać możliwie blisko prawej krawdzi jezdni (o czym niestety rzadko kto pamięta i większość jedzie blisko osi jezdni, czym uniemożliwiają/utrudniają ewentualne wyprzedzenie), a tam gdzie pasy są wyznaczone należy jechać prawym pasem ruchu jeśli nie zajmują go inne pojazdy. Kwestia tego, że pewnie Ćwok nie wączył myślenia i mocno utkwio mu w pamięci, że ma jechać prawym pasem, ale już to, że drodze z niewyznaczonymi pasami ma jechać przy prawej krawędzi jezdni, to już jakoś nie wryło się w pamięć wielu takich Ćwoków...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...