-
Postów
879 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Treść opublikowana przez vasiliy
-
Witam Za 2 tyg. skoncze 18stke, a za niecaly miesciac jak snieg nie spadnie mam egz. na kat A (tylko praktyczny, bo posiadam A1) wiec pomysl byl by sprzedac CMke i kupic cos wiekszego, ale kto by pomyslal ze uda sie zrobic wszystko w przeciagu 2 dni - ja napewno nie :P no wiec dzisiaj stalem sie posiadaczem motocykla Honda NTV 650 Revere, i jestem z tego powodu wieeeeeelce szczesliwy. Motocykl z 90' roku, kupilem od znajomego ktory byl 2 wlascicielm (pierwszym byl Niemiec) i jezdzil motocyklem tylko ten sezon. Niecale 42 000 jest prawdziwym przebiegiem, sadzac po stanie motocykla. Tak w duzym skrocie: V2 chlodzony ciecza (montowany tez w TransAlpie) rozwija 60 KM i 59 NM, wal kardana, jednoramienny wahacz no to teraz kilka fotek mojej nowej maszyny: http://www.motorfan.emil.tnp.pl/revere.jpg http://www.motorfan.emil.tnp.pl/revere2.jpg http://www.motorfan.emil.tnp.pl/revere3.jpg http://www.motorfan.emil.tnp.pl/revere4.jpg Jest to dla mnie wielka zmiana, poczynajac od pojemnosci po typ motocykla (sylwetke za kierwonica). Jestem dzis najszczesliwszym czlowiekim na Ziemii :!: :) Pozdrawiam Maciek 'vasiliy'
-
Co Wy chcecie od GS-ów? ;)
vasiliy odpowiedział(a) na Olsen temat w Sport/Naked/Turystyk/Turystyczne Enduro/Maxi Skutery
Witam Pytanie zadalem juz w topicu ER 5 vs GS 500, ale tam raczej nie otrzymam odpowiedzi bo trwa dyskusja na temat co znaczy "S" przy nazwie motocykla :D Sytuacja wyglada tak, ze gdy sprzedam CMke (a moze bedzie to juz jutro), bede stal przed kupnem nowego, wiekszego moto. GS 500 E rowniez wchodzi w gre, wiec chcialem zapytac czym nieprzyjemnym moze mnie zaskoczyc GSik z wczesniejszych rocznikow (np. 89r.)? Pozdrawiam Maciek -
GS 500 czy ER-500 / GPZ500 czy EX500
vasiliy odpowiedział(a) na Adam temat w Sport/Naked/Turystyk/Turystyczne Enduro/Maxi Skutery
byc moze moj kolejny zakup to bedzie wlasnie GS 500. Sprzedaje CMke (moze juz we wtorek) i szukam czegos dla siebie (pomyslow jest wiele, GS 500 E jest jednym z nich). Chcialbym sie dowiedziec z jakimi wadami moge sie spotkac przy wczesnych rocznikach produkcji (np. 89')? Pozdrawiam Maciek -
Moja Yamaha RD 125 :P
vasiliy odpowiedział(a) na Maly-PMI temat w Sport/Naked/Turystyk/Turystyczne Enduro/Maxi Skutery
raczej kazda 2 suwowa wysokoobrotowa 125 ccm ma b. slaby dol, to sie musi krecic zeby jezdzic.mialem okazje jechac taka "wyzylowana" 125tka, a dokladniej Cagiva Roadster wiec i tak moc nie byla jeszcze tak duza jak w niektorych przypadkach (mito, nsr). musze powiedziec ze jesli chodzi o wrazenia to mnie pozytywnie zaskoczyla (no oprocz 'gadania') - z dolu nie szla wogole, ale gdy weszla na obroty radzila sobie bardzo bardzo dobrze jak na tak mala poj. gratuluje koledze nowego moto, jezdzij ostroznie! Pozdrawiam Maciek -
niekoniecznie. jest kilka motorkow godnych uwagi w tym przedziale cenowym Honda CX 500 moze nawet w wersji Custom (w Niemczech napewno), Kawasaki LTD 440 czasem sie znajdzie. Honda CM 400 Custom lub T. Hmm... Suzuki GN 400. Moim zdaniem najlepiej polowac na CXa, ja bede pod koniec tego roku probowal kupic z Niemiec i nie bede mial az 5000 zl. Kto szuka ten znajdzie :buttrock: Pozdrawiam Maciek
-
2-pasmówka to swoja droga, ze takiej drogi "szybkiego ruchu" trudno szukac. bardziej chodzilo mi o odcinek za Baranowem (jadac od Tarnobrzega). Jednym slowem, biorac pod uwage rowniez owa 2 pasmowke, caly ten odcinek to jedna wielka sodoma i gomora..
-
to obok mnie (z Mielca do Kolbuszowej jest troszke ponad 20 km). Czesto jezdze ta droga motocyklem, zdazylo mi sie tez w deszczu. Slyszalem ze jest tam tragicznie slisko dlatego znacznie tam zwalniam. Droga Mielec - Kolbuszowa kryje jeszcze jedno mroczne miejsce. W okolicach Siedlanki jest drzewo zwane przez miejscowych drzewem smierci. Stoi zaraz przy drodze, duze, grube drzewo - cale obskubane... wiadomo dlaczego. Jedno samotne drzewo. Wisi teraz na nim znak - biala tablica w czerwone pasy. Podobno tam tez zginelo juz b. duzo ludzi. I podobno nie chca sciac tego drzewa dla przestrogi. Ta droga dla motocyklistow to nic, w porownaniu do drogi Mielec Tarnobrzeg. Tak wytluczonej jezdni to naprawde trudno znalezc. Wyprzedzic tam to wielka sztuka. Kilkudziesiecio centymtrowe koleiny i wyboje. Na niektore garby jak by ktos wjechal to na bank lezy - wielkosc dobrego kraweznika i to na srodku drogi! Nikt sie tym nie zajmuje, a jest to przecież miedzymiastowa, handlowa droga... Pzdr. Uwazajcie na siebie, Maciek
-
Z podobnych rzeczy - odwiedzilem ostatnio Wilczy Szaniec - kwatere Adolfa Hitlera. Olbrzymie bunkry, rozmach z jakim wszystko wybudowano i przede wszystkim historia zwiazana z tym miejscem robi piorunujace wrazenie. Szkoda tylko, ze przewodnicy nie wpuszczaja juz do takich miejsc, do ktorych wpuszczali dawniej. Podobno w jednym z bunkrow sa ruchome kamienne schody. Jest tez jeden podziemny bunkier ale tez nie mozna do niego wchodzic - szkoda... Z wszystkich budowli, a jest ich ok. 200, zachowanych jako tako jest tylko czesc (i to rozsadzonych, przez Niemcow zreszta). Na zwiedzanie koniecznie trzeba wziac przewodnika, bo calosc sie podoba dopiero wtedy, gdy slyszy sie szczegolowa historie tego miejsca [np. cale przygotowanie zamachu na Fuhrera]. Wieczorem, gdy przewodnicy koncza prace, mozna sie wybrac z latarkami na zwiedzania "na wlasna reke". Mysle ze jak dobrze pojdzie, to moze jeszcze na tych wakacjach zdolam zobaczyc "Konewke" i "Jeleń". Takie miejsca maja niesamowity klimat, szczegolnie gdy zwiedza sie je samemu. A kazda rzecz z okresu wojennego znaleziona w takich zakątkach, to istne trofeum. Pozdrawiam Maciek
-
Lektura dla wytrwałych (długa!) - fotorelacja z moich motocyklowych wakacji 16.07.2005 - 24.07.2005... Motocykle: Honda CM 125 Custom (ja), Yamaha XV 750 SE (tata); Cele: Gierłoż (twierdza Hitlera na Mazurach), Frombork, Krynica Morska, Sopot, Biskupin, Licheń, Gostynin [Lucień] (pojezierze Włocławskie); Długość trasy: Razem 1700 km Całą wycieczkę planowaliśmy już od dawna. Kilka dni przed podróżą przygotowaliśmy motocykle - a raczej konkretniejszych przygotowań wymagała CMka. Zmieniona została zębatka przednia na większą o jeden ząb - w ten sposób prędkość przelotowa rzędu 85 - 90 km/h stała się możliwa i nie przesilała tak silnika jak na poprzednim przełożeniu. Wymienione zostały też uszczelniacze zaworowe ponieważ motorek brał za dużo oleju. Teraz bierze o połowę mniej i wynik jest prawie książkowy. Po spakowaniu motocykli (namiot, śpiwory - przecież nie o to chodzi żeby sypiać po wygodnych hotelach) wyjechaliśmy z Mielca ok. 6:30 w kierunku Tarnobrzega (droga ta jest najgorszą drogą jaką znam - wielkie koleiny, wyboje i duży ruch) [docelowy kierunek na Wa-we]. Już na samym początku dopadł nas deszcz, jak się okazało największy w ciągu całej podróży. Trzeba bowiem powiedzieć że nie mieliśmy dnia w którym by przynajmniej nie pokropiło. Schnęliśmy nabijając kolejne kilometry. Naszym celem był Gierłoż - mała wieś w której ponad 50 lat temu Adolf Hitler zlecił wybudować swoje centrum dowodzenia. Ale o tym później. Ominęliśmy oczywiście Warszawę, jadąc na Mińsk Mazowiecki. Po drodze widzieliśmy mnóstwo bocianów, jeden nawet wyszedł nam na drogę. Pierwszy, długi odpoczynek zrobiliśmy niemal u celu - w Mrągowie. Posiłek, wylegiwanie się na ławce w parku, telefon do domu, pisanie smsowych pozdrowień... Czas ruszać - nie mamy czasu na zwiedzenie miasta słynnego na całą Polskę festiwalu muzyki Country. Kierunek - Kętrzyn -> Gierłoż. Piękne Mazurskie tereny, nie bez powodu nazywane polskimi płucami. W samym Gierłożu długo szukaliśmy kempingu, była nawet opcja dzikiego rozbicia się nad jednym z jezior. Nie zdecydowaliśmy się. Okazało się, że była siedziba największego zbrodniarza wszechczasów, stała się teraz czymś na wzór kompleksu turystycznego. WILCZY SZANIEC, bo tak nazywa się owa siedziba, dysponował hotelem oraz polem namiotowym co nas szczególnie interesowało (nasz "obóz" - http://master.mm.w.interia.pl/morze/1.jpg). Sama organizacja turystyczna tego miejsca była całkiem niezła. Turystów również nie brakowało (motocyklistów także). Było bardzo dużo cudzoziemców, szczególnie Niemców, o zachowaniu których kilka słów zaraz opowiem. Po rozbiciu namiotów (oczywiście w deszczu, no bo jak by inaczej?) zaczęliśmy się zastanawiać czy nie iść w trasę pooglądać pozostałości po Wilczym Szańcu. Było już późno, a przewodnicy skończyli już oprowadzanie. To nic! Idziemy. Bunkry, bunkry, olbrzymie zwalone stropy, tabliczki zakazujące wchodzenie do środków budowli. W sumie wrażenie zrobiło to na nas średnie. Ciut zawiedzeni zjedliśmy coś na wzór kolacji, wzięliśmy upragniony prysznic i poszliśmy spać. Dzień drugi. Pomijając pobudkę i coś na wzór śniadania, dołączyliśmy do pierwszej grupy turystów, których oprowadzał przewodnik. Teraz zaczęło się już zupełnie inne zwiedzanie! Oglądaliśmy makietę całego Wilczego Szańca, przewodnik omawiał każdy budynek (200 budynków, 2 lotniska - rozmiar całego "kompleksu" równy średniemu miastu) (Bunkier narad Fuhrera - http://master.mm.w.interia.pl/morze/2.jpg), sposób budowy, opowiedział całą historię zamachu na Fuhrera - o tym tutaj nie mogę napisać ponieważ to nadaję się na osobną stronę www - taką jak ta: http://www.wolfsschanze.home.pl/index.html. Przewodnik bardzo ciekawie opowiadał. Podczas budowy pracowało 20000 skazańców, których po ukończeniu budowy Fuhrer wymordował. Hitler dla kamuflażu sprawdzał mech z Alp, a także sztuczne drzewa - sadził wszystko na dachach bunkrów. Po oglądnięciu makiety, przeszliśmy do zdjęć. Widoczni na fotografiach byli np. Fuhrer, zamachowiec pułkownik Stauffenberg, Ewa Braun (która nigdy nie odwiedziła Wilczego Szańca, choć jej wybranek serca przebywał tam łącznie 800 dni), Mussolini... Odnośnie pułkownika Stauffenberga jest pewna ciekawostka - otóż na terenie Wilczego Szańca znajduje się tablica mu poświęcona. Część Niemców kładzie obok niej kwiaty, ponieważ uznają Stauffenberga za bohatera, część jednak z oburzeniem je usuwa - uważająć że jest zdrajcą. OK, chwilka przy zdjęciach i idziemy oglądać bunkry. Przewodnik opowiada co w którym bunkrze się działo, kto w którym mieszkał. Pozwala wchodzić do bunkrów, ale niestety grupa do której dołączyliśmy nie miała czasu na zwiedzenie całego obiektu. Trasa została skrócona. O wrażeniu jakie wywarł na nas Wilczy Szaniec, mogliśmy powiedzieć dopiero teraz - po wysłuchaniu historii związanej z tym miejscem. Zupełnie inny odbiór jak po zwiedzaniu bez przewodnika. Warto odwiedzić wojenną siedzibę Adolfa Hitlera, ale nie warto oszczędzać na przewodniku! Przed południem opuściliśmy Gierłoż, obraliśmy kierunek na Frombork. I tutaj muszę to w końcu napisać - drogi 2 kategorii w Polsce są okropnie wytłuczone. Zaniedbane, wyboiste, podróż po nich to udręka i walka z dziurami i nierównościami. Na trasie zrobiliśmy sobie jeszcze małą przerwę na zjedzenie porządnego śniadania, które spożyliśmy na pięknej Mazurskiej Łące. Nie zmienia to faktu, że dojeżdżając do Fromborka byliśmy głodni jak wilki. Nie zwracając jeszcze uwagi na piękno fromborskiego zamczyska, posililiśmy się w restauracji "Pod Wzgórzem". W miarę nasyceni poszliśmy najpierw na obserwacyjną wieżę Kopernika (w której to nie uwierzono mi że kwalifikuję się bilet "szkolny" :>). Przed wierzą spotkaliśmy samotnego motocyklistę z klubu Red Riders ze Świdnicy. Zaprosił nas na zlot organizowany przez jego klub, niestety musieliśmy odmówić. Szkoda bo impreza zapowiada się naprawdę ciekawie (9.IX - 11.IX). Po wdrapaniu się na niemałą wieżę, widok zrobił na nas pozytywne wrażenie (widok #1: http://master.mm.w.interia.pl/morze/3.jpg widok #2: http://master.mm.w.interia.pl/morze/4.jpg) . Po jednej strony piękny zamek, po drugiej - Mierzeja Wiślana. Super! Po napatrzeniu się na krajobraz, ruszyliśmy na zamek. Nie zabawiliśmy długo. Na Szczyt zamku nie mieliśmy już ochoty wchodzić. Jedynie zaglądnęliśmy do kościoła. Nie przepadam za zwiedzaniem kościółków... Ruszamy dalej - celem Krynica Morska. Po wyjechaniu z Fromborka i dostaniu się na drogę wzdłuż Mierzei, zaczęło się robić nieprzyjemnie. To za sprawą silnego wiatru, który wiał nam prosto w twarz. CMka z racji swojej dużej podatności na takie warunki atmosferyczne, średnio dawała sobie radę. Mijając kolejne nadmorskie wsie, dotarliśmy w końcu do Krynicy Morskiej. Szczęśliwym trafem, wybraliśmy chyba najlepszy kemping z możliwych (choć nie robiliśmy żadnego rozeznania). "Ten i już". Dokładniej rzecz ujmując było to Pole Biwakowe nr. 179 które wszystkim polecam (nasz "obóz" w Krynicy Morskiej - http://master.mm.w.interia.pl/morze/7.jpg). Ładny duży kemping, położony w lesie zaraz nad Morzem. Czyste ubikacje, sklep na miejscu i większy "spożywczy" nieopodal, też liczą się na plus. Jedyny mankament - płatne ciepłe natryski (60gr/min). Zawsze można wybrać zimną wersję (nie takie złe, a jakie orzeźwiające :)). Przy meldowaniu się na kempingu spotkaliśmy znajomych z Mielca - jaki ten świat mały... Oczywiście udaliśmy się nad Morze, telefon do domu, prysznic, kolacja i kimono. Zostaliśmy tam 2 dni, czerpiąc przyjemność z dobrej pogody i +19 stopni Bałtyku (Kurs szybkiego wchodzenia do wody: ) - http://master.mm.w.interia.pl/morze/5.jpg). Sama Krynica Morska wydaje się być lekko przereklamowana. Niby wszystko jest, ale po reklamie przez Teleexpress (jest tam ulica Teleexpresu: http://master.mm.w.interia.pl/morze/6.jpg) myśleliśmy o większych atrakcjach. Nie znaczy to, że jest źle! Jest OK, na pewno będę miło wspominał Krynice Morską. W środę przed 12:00 wyruszyliśmy do Sopotu, do rodziny. Odległość mała, ale i tak skróciliśmy ją płynąc promem do Gdańska (na promie: http://master.mm.w.interia.pl/morze/8.jpg). Gdańsk przejechaliśmy całkiem sprawnie dojeżdzając do Sopotu. Zatrzymaliśmy się u rodziny, w Sopocie spędziliśmy 2 dni, oczarowani magią tamtejszego monciaku. Występy domorosłych grajków, uliczne galerie ludzi o wielkim malarskim talencie, przedstawienia ludowe Chińczyków itd... Turystów jak zawsze całe mnóstwo. Po wysłaniu pocztówek drugiego dnia pobytu, z rana ruszyliśmy dalej. W jeden dzień chcieliśmy zwiedzić Biskupin, Licheń i dojechać na Pojezierze Włocławskie. Czekał nas długi piątek. Wyjeżdżając już w Gdańska jechaliśmy wzdłuż pięknej, pełnej tęczy - stworzyło to niepowtarzalny klimat podróży. Tankując w Elblągu, zdaliśmy sobie sprawę że nie mamy jeszcze ani jednego zdjęcia na motorkach. Zrobiliśmy więc mała sesję ustawiając aparat na dystrybutorze :) (jedno ze tych zdjęć: http://master.mm.w.interia.pl/morze/9.jpg). Dalej w drogę. Najpierw dojechaliśmy do Biskupina. Każdy pamięta z lekcji Historii co to za miejscowość i co w niej się znajduje. Wiek grodu robi wrażenie, ale sam gród - hmm. Ciekawie było posłuchać historii polskiej monety. Można było oglądnąć stare piece do wypieku chleba, stanowisko pracy złotnika czy brązownika. Wystawione zostały stare czółenka. W zagrodach biegały Koniki Polskie. Widać że prace nad grodem jeszcze trwają, myślę że za niedługo będzie wszystko lepiej wyglądało i przede wszystkim - będą lepiej oznaczone ścieżki. Tak czy siak, fajnie było zrobić sobie zdjęcie z miejsca z okładki książki do historii (a oto i ono: http://master.mm.w.interia.pl/morze/10.jpg). Po posiłku, przeczekaliśmy małą ulewę (którą później i tak dogoniliśmy) i ruszyliśmy w kierunku Konina, konkretniej do Lichenia. To co tam ujrzeliśmy przekroczyło nasze oczekiwania. Wielka Świątania, wielka wieża... zresztą co tu się rozpisywać - WSZYSTKO WIELKIE! (... http://master.mm.w.interia.pl/morze/11.jpg) Niesamowity przepych, mnóstwo złota, miedziane dachy, kopuła (Świątynia wewnątrz: http://master.mm.w.interia.pl/morze/12.jpg) ... to jeszcze nic... z głośników lecą PTAKI! Dzwony puszczane są z płyty! Tego już nie rozumiem. Wrażenie piorunujące. Wdrapaliśmy się też na olbrzymią wieżę stojącą obok świątyni. Oczywiście po schodkach, a nie windą. Widok niesamowity. Spotkaliśmy na wieży angielskie małżeństwo, które zwiedzało Polskę ze swoimi polskimi przyjaciółmi. Miło było nam słyszeć, że Polska robi na nich duże wrażenie i niekłamanie twierdzili że nasz kraj jest pełen pięknych miejsc (jak Kraków, Wrocław). Po zejściu z wieży udaliśmy się zobaczyć cudowny obraz, przy którym modliło się mnóstwo pielgrzymów. Oszołomieni widokami, wróciliśmy do motocykli, przy których znaleźliśmy sympatyczną karteczkę z kontaktem "w razie problemów w okolicy" od ludzi z którymi rozmawialiśmy na wieży. Z tego miejsca dziękujemy! Po drobnym posiłku, udaliśmy się w kierunku Kutna, a dokładniej Gostynina (a jeszcze dokładniej, Lucienia :>) - tam u przyjaciół mieliśmy nocleg i dzień odpoczynku. Lucień, to miejscowość położona na pięknych terenach Pojezierza Włocławskiego, zaraz koło Jeziora Białego - drugiego co do najczystszych jezior w Polsce. Woda tam naprawdę robiła wrażenie, szkoda tylko że wszystkie dostępy do jeziora są prywatne... Nie mogliśmy się jednak oprzeć wejścia do wody. Udaliśmy się także do Kutna na sobotni wielki targ. Można tam kupić wszystko (dosłownie). Od ubrań, sztućców, antyków, przez laptopy, motocykle po samochody i łódki. Za "grosze" można kupić motocyklowe ubrania renomowanych firm, kaski, kufry... Fajna sprawa taki targ! Po dniu odpoczynku w Lucieniu, zrobieniu pamiątkowych zdjęć z przyjaciółmi, wyruszyliśmy wreszcie do domu (niedziela)! Z tego miejsca pozdrawiamy serdecznie przyjaciół z Lucienia którzy tak ciepło nas przyjęli w swoje progi. Droga powrotna minęła spokojnie, jednak znów musiałem jechać znienawidzoną przeze mnie drogą Tarnobrzeg - Mielec. Także ciut poprzedzająca drogę Tarnobrzeg - Mielec droga numer 117 jest w stanie tragicznym! Dojechaliśmy cali i szczęśliwi, choć kilka razy na trasie było "gorąco": - raz gość wyjechał nam bardzo niebezpiecznie z podporządkowanej tak że prawie nie zrobiłem mu garażu z przyczepy kempingowej [w drodze do Gierłoża] - raz przy mijaniu samochodów poboczem (korek) tata został niechcący zepchnięty z drogi przez jakąś kobietę (nic się nie stało) [w drodze do Lucienia] - raz spotkaliśmy się z totalnym chamstwem - podczas wyprzedzania w korku, palant w białym starym oplu spychał nas na drugi pas [w myśl zasady "jak ja nie mogę być szybciej to nikt nie będzie"] [w drodze do Lucienia] To tyle, jeśli chodzi o tą podróż. Było naprawdę świetnie. Przejechaliśmy 1700 km w tym 650 jednego dnia, co dla mnie było wyzwaniem (ok. 9 godzin na motocyklu, a poruszałem się 125 ccm). Nasza przelotowa prędkość to ok. 85 - 90 km/h. Motocykle sprawowały się bez zarzutu. Zero problemów w myśl zasady "lać i jechać". CMka była oczywiście podatna na większe podjazdy i wiatr wiejący w twarz, jednak nigdy na trasie podczas takich warunków nie schodziła poniżej 70 km/h. Virażka oczywiście dawała rady bez problemu, o tym nie trzeba pisać. A teraz kilka spostrzeżeń, które są oczywiste ale zawsze warte przypomnienia: - trzeba uważać przy wyjeżdżaniu z lasu na silne podmuchy bocznego wiatru, szczególnie gdy jedziesz lekkim motocyklem! - zawsze należy stosować zasadę ograniczonego zaufania, nawet w korku w którym wyprzedasz z prędkością 30 km/h! - jadąc na 2 motocykle (nie mówiąc o większej grupie) należy pamiętać o słusznym odstępie między motocyklami i o nie zajmowaniu jednej linii (nie należy jechać jeden za drugim)! - biorąc nieznany zakręt należy patrzeć na jego koniec, lub próbować sobie go wyobrazić - nigdy nie wolno patrzeć tylko przed siebie! - przy przejeżdżaniu przez większą nierówność, dołek, warto się unieść na stopkach, a przy małych prędkościach (polna droga) wstać. KONIEC :D Pozdrawiam serdecznie, Maciek
-
wracalem wczoraj motorkiem z wakacji droga z Tarnobrzega na Mielec (Dębice) - moze ktos wie co to z droga ? naprawde nie ma bata zeby tam bezpiecznie wyprzedzic. trzeba trafic w miejsce bez "górki" na srodku, a to jest naprawde trudne. najgorzej jest wlasnie gdy koleiny nie sa na calej dlugosci takie same, tylko raz sa mniejsze, raz wieksze - nigdy nie wiesz na jakie miejsce trafisz, bo zazwyczaj jak jedziesz za jakas ciezarowka to masz bardzo male pole widzenia tego, przez co zaraz bedzie jechal. sadze ze przy wyprzedzaniu, gdybym trafil na taki wikeszy wzgorek, to juz bym lezal. ta droga to najgorsza jaka znam! 20 miut wloklem sie za tirem, bo nie bylo co robic, a jak patrzylem na prawa krawedz mojego pasa to zwyczajnie sie balem... przy "normalnych" koleinach stosuje ta sama opisana tu technike co reszta Forumowiczow, ale czasem sie nie da. jak znajde czas to pojade ta dorga i porobie zdjecia tej "drogi", bo naprawde dorgi krajow 3ciego swiata wygladaja lepiej niz ta miedzymiastowa... czy wogole mozna to gdzies pokazac, gdzies sie tym zainteresuja i wystapia o remont dorgi ? czy samemu trzeba dzialac, zbierac podpisy? jak znam zycie to jest to bez sensu... Pzdr. Maciek
-
zmina zebaatki szybszy motor >>????
vasiliy odpowiedział(a) na hooligan temat w Mechanika Ogólna Motocyklowa
wlasnie zmienilem w CMce przednia zebatke z 14stki na 15stke poniewaz jak ktos napisal na 14stce pieknie mi sie wkrecala do konca. po za tym jedynka byla za krotka. i co ? NIE WYSZLO! chcialem zalozyc 15skte pozniewaz cale wakacje spedzam na moto (Solina, Chancza, Mazury, Morze) wiec przydala by sie wieksza predkosc przelotowa. liczylem sie ze spadkiem dynamiki - oczywiscie. ale to co wyszlo to zupelny zonk: motorek ma dluzsze, bardziej kulturalne przelozenia, jedynka wyraznie dluzsza - to mnie ucieszylo. jednak gdy na 4ce dochodze do 80 km/h i wrzucam 5tke to okazuje sie ze jest to jedynie nadbieg i moge co najwyzej przyspieszyc jeszcze do 85 km/h !! wiec 5tka stala sie typowym nadbiegiem do utrzymania predkosci... malej predkosci. jutro zmieniam z powrotem na 14stke, poniewaz na tej zebatce przelotowa predkosc mialem ok. 90 km/h, a zawalidrogi moglem wyprzedzac dochodzac do 100. nie mowiac juz o tym ze predkosc maksymalna jaka CMka robi na 14stce to 115 km/h. WIEC ROZNICA JEST OGROMNA! nie polecam zmiany na wieksza przedniej zebatki w 4suwowych 125kach z moca rzedu 13 KM (tyle ma np. CMka) p.s. z tylu mam 43 zeby. Pozdrawiam Maciek -
dlatego wlasnie napisalem ze jest to tylko "podejrzane" Pozdrawiam Maciek
-
calkiem fajna dyskusja : )) jeden mowi ze chce inny mowi ze sie da "w serwisie" , jescze inny ze za takie pieniadze sie nie da ale wogole sie da... tylko jeden powiedzial ze nie da rady hehe ok a jak ja mam domowym sposobem wyciagnac 60 KM z mojej CMki i 150 z Virazki ??? p.s. mam na zbyciu 30 zł :banghead: :banghead: Pozdrawiam Maciek
-
podejrzane: http://moto.allegro.pl/show_item.php?item=55272799 :banghead:
-
Tomku ja tez tego nie rozumiem, dla mnie tez to mija sie z celem ale nawet na samym egzaminie egzaminator powiedzial: "no i pamietaj jak sie rusza" - a ja zapomnialem i ruszylem tak jak Ty mowisz (to naturalne :!: ). gosc mnie wrocil na miejsce startu i powiedzial ze mam jeszcze jedna probe (zle ruszylem)... skoro tak wymagaja na egz. lepiej tak NA NIM robic. przeciec nie kaze egzaminatorowi wyjasniac sensu takiego ruszania :evil: Pozdrawiam Maciek
-
lub na Yamasze SR 125 - i tu trzeba uwazac - moim zdnaiem osemke trzeba robic na 2jce albo z bardzo duzym wyczuciem sprzegla i gazu bo na jedynce BARDZO szarpie.ale jak juz wiadomo Wróbel nie bedzie zdawal w Rzeszowie. co do kruczkow i znakow stop itp. to jest cos lepszego, za co oblewaja o czym powiedzial mi moj kursowy nauczyciel przed egzaminem. otoz chodzi o czerwone swiatlo i zielona strzalke. jesli chcemy skrecic w prawo na skrzyzowaniu, a mamy wlasnie czerwone swiatlo i zapalona strzalke to nalezy dojechac do lini zatrzymania sie (a jak jej nie ma to do pasow w pewnej odleglosci), zatrzymac sie (nogi na ziemii) - rozgladnac - wrzucic jedynke (pamietac ze ruszamy z noga na prawy podnozku!) i dopiero wjechac na skrzyzowaniu w celu skrecenia.. tak mi to zostalo wytlumaczone.. trzeba pamietac bo w zyciu codziennym nikt tak nie robi tylko zatrzymuje sie za pasami. Pozdrawiam Maciek
-
a czy ktos moze mi napisac definicje bobbera - co to takiego i czym to sie je ? [wsadze odrazu do "slownika forumowego" ;) ] Z pozdrowieniem Maciek
-
... znowu potrąciłem zwierzaka :((
vasiliy odpowiedział(a) na vasiliy temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
w sumie to chyba nie ma reguly po co czesciej wpadaja - pod 4suwy czy 2 suwy :D . 2 suwy sa zazwyczaj glosniejsze (i dzwiek jest wyzszy) - moze dlatego psy tak szaleja gdy je slysza. w kazdym badz razie wczoraj potracilem pieska 4-taktem. tak w ogole to psy zazwyczja biegna za motocyklem albo obok a nie rzucaja sie odrazu na niego (tak wlasnie pudelek sie na mnie wczoraj rzucil). koty moze zadziej padaja ofiarami motocykli poniewaz sa plochliwe i boja sie ich dzwiekow - a psa denerwuja i irytuja. chociaz tez nie wiadomo czy jest co do tego jakas regula. no ja sie zatrzymalem 50 metrow dalej ale juz nie zawracalem - no bo co moglbym powiedziec - "uwazaj sobie gosciu na swojego psa" czy "przepraszam, mam nadzieje ze przezyje" :?: heh, mam taka nadzieje :!: Pozdrawiam Maciek -
... znowu potrąciłem zwierzaka :((
vasiliy odpowiedział(a) na vasiliy temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
a na jakiej podstawie opiera sie ta "mądrość" ? strasznie glupie to powiedzenie... -
Ehh.. to juz 2 zwierzak ktory dostal sie pod moj motocykl. w zeszle wakacje zabilem kota (dostal podnozkiem i czubkiem mojego buta) o czym juz pisalem, a dzis... ... jade w miescie, przede mna zakret typu "zygzak" wiec predkosc odpowiednio dostosowana - 40 - 50 km/h. po prawej stronie chodnikiem idzie malzenstwo z wozkiem... i jak sie okazalo z psem rasy pudel koloru bialego. wogole go nie widzialem, do poki nie znalazlem sie dokladnie obok parki - pies wybiegl w tym momencie zza wozka i poprostu skoczyl z kraweznika w kierunku mojego buta. nawet nie zdazylem nacisnac klamki. dostal w glowe, do teraz boli mnie duzy palec u nogi :D . wyhamowlem jakies 50 metrow dalej: obrocilem sie, pies szczekal i wyl.. czyli przezyl. gosciu odrazu wybiegl po niego i wzial go na rece - w moja strone nawet nie patrzyli. pojechalem dalej bo co mialem zrobic - cofnac, spytac czy wszystko gra, opierniczyc goscia zeby trzymal psa i uwazal ? sam w sumie nie wiedzialem, zdenerwowany bylem calym zajsciem i serce mi troszke walilo. wrzucilem jedynke i pojechalem... zawsze to glupie uczucie po takim incydencie :P wydaje mi sie ze pies albo musial sie zerwac ze smyczy albo szedl obok pana a smycz siagnela sie po zeimi. tak czy tak jesli bierze sie psa "na miasto" to trzeba sie liczyc z tym ze zwierzaki lubia ganiac za wszystkim co sie porusza i sa nieobliczalne :!: smycz to podstawa :!: gdyby ten pies dostal mi sie pod kolo to nie wykluczone ze bym zaliczyl niezlego szlifa, ale na szczescie nic sie takiego nie stalo. to samo dotyczy sytuacji z kotem. ja nie wiem czy to jakies fatum.. w przeciagu mniej niz roku potracilem kota i psa, cos tu nie gra.. myslalem kiedys nad kupnem "gwizdka" odstraszajacych zwierzeta ale po przeczytaniu dyskusji na forum na ten temat utwierdzilem sie w przekonaniu ze nie ma sensu.. To tyle, miejcie oczy w okol glowy! Pozdrawiam Maciek
-
I znowu żwirek na drodze... dywersja drogowców
vasiliy odpowiedział(a) na vasiliy temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
no nie, to juz jst szczyt ! wiecie co oni zrobili z tymi kaluzami lepiku ? ZASYPALI PIACHEM :!: co druga ulica w miescie jest cala w piasku - na prostych piach, na zakretach piach... ja nie wiem, co za poldebil za to odpowiada :?: ;) -
I znowu żwirek na drodze... dywersja drogowców
vasiliy odpowiedział(a) na vasiliy temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
tak, dokladnie - woj. podkarpackie. no chyba juz tak... w tamtym roku tak makabrycznie nie bylo, bo na pewno bym zapamietal. odnosnie tego zwirku to on tez jest uporczywy - wylatuje spod kol i obija motocykl..ten system latania chyba niepredko sie zmieni, niestety ;) P.s. "lepik" - b. trafne okreslenie Lit Pzdr. Maciek -
I znowu żwirek na drodze... dywersja drogowców
vasiliy odpowiedział(a) na vasiliy temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
ja na tym nie probowalem stawac bo szkoda butow ;) :arrow: ;) ciekawe czy wjechanie motocyklem z predkoscia na takie cos grozi czyms powaznym (oprocz tego ze motocykl i nogawki moga sie TYM CZYMS oblepic) :?: -
I znowu żwirek na drodze... dywersja drogowców
vasiliy opublikował(a) temat w Szkoła jazdy, stunt, wypadki
Witam Słoneczka nas nie oszczędza. Dziś termomter w cieniu wskazywał już 30 stopni - upał. Postanowiłem zrobić sobie dziś przejażdżke rowerowa i kolejny raz stwierdzam ze nasze drogi sa w oplakanym stanie - ale tym razem troche z innej perspektywy: Otoz w miejsach gdzie latane byly dziury lub droga była "poprawiana", a nie jednokrotnie jest to długi pas jezdni, powstały... niemalze KAŁUŻE! asfalt (????) poprostu sie roztopił, jak jechałem po czyms takim rowerem to opony mi sie dosłownie przyklejały do drogi, pozniej sie lepiły i "zbierały" piasek i żwirek. zwalanialo mnie to przynajmniej o polowe. prosze Panstwa - dorgi sie rozplywaja! nie do wiary, czym oni to lataja ??? i przynajmniej w moim miescie nie jest to kwestia jednej czy dwoch ulic - wystepuje to wszedzie! czy Wy tez macie takie atrakcje na drogach ??? Pozdrawiam Maciek