-
Postów
2338 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Typ zawartości
Profile
Forum
Kalendarz
Treść opublikowana przez spiwor
-
Stawiam na wyślizgany asfalt. We Wrocku jest kilka takich miejsc np. rondo na wylocie na Strzelin, skręt ze Strzegomskiej w Klecińską, Zielińskiego/Swobodna itp. Mocniejsze wejście i obie gumy się śligają, mocniejsze odwinięcie i moto jedzie bokiem. Samochody też się ślizgają.
-
Co sądzicie o kaskach Naxa?
spiwor odpowiedział(a) na FhissT temat w Co, jak i gdzie kupić - dla motocyklisty
Używa ktoś tego kasku może? Jak się sprawuje? http://naxa.pl/nowa/kaski/integralne/f15/f15-b/ -
Przy pierwszej glebie pamiętam jak wyrwało mi z rąk kierownicę, później czarna dziura, ocknąłem się sunąc na ramieniu i kasku z podkulonymi nogami do góry, tak jakos dziwnie się zaklinowałem, pamiętam nawet swoje mysli - co się dzieje, gdzie ja jestem, dlaczego sunę głową po asfalcie a kawałki ciała i krew nie zalewają mi oczu, acha jestem w kasku, mam wypadek, ale dlaczego sunę głową w dół nogami do góry, trzeba się przekręcić. Odepchnąłem się od asfaltu w tym momencie znowu włączyło się brak świadomości, przez chwilę tylko błysk bolącej stopy, bo uderzyłem ją o asfalt i ocknięcie dopiero jak zsunąłem się z asfaltu na pobocze, wtedy odruchowao zacząłem łapać kępki trawy żeby wkońcu się zatrzymać ale wyrywałem je i dalej sunąłem. Wkońcu zatrzymanie się, po chwili wstałem, po drugiej stronie na chodniku szli ludzie w swoją strone to ich opieprzyłem w szoku jeszcze. Po chwili zatrzymały się dwie ciężarówki, kazali mi się położyć a chociaż usiąść, dali mi koc żebym się przykrył póki w szoku jestem. Po chwili już było ok, pierwszy kierowca mówił mi, że wygladało to tragicznie i myslał, że już ze mnie trup i zdziwił się jak wstałem. To było koło Wrześni. A ostatnie wypadki pamiętam wszystko co do mgnienia oka i wkurzałem sie na swoją bezsilność, że sunę dupą po asfalcie nic nie mogę zrobić. Ani zatrzymać się ani zmienić kierunku. Od tego czasu staram się jeździć ostrożniej bo wizja w głowie jak sunę po asfalcie a nic nie mogę zrobić, a jakby jechał na drugim pasie tir i kierowałbym sie prosto pod jego koło z pełną świadomością trochę przeraża.
-
300 zatacek Gustava Havla Horice, Czechy
spiwor odpowiedział(a) na przemek96 temat w Zloty, imprezy, przejażdżki
Pogrzebałem trochę i cennik jest: -za 3 dni tak jak napisal przemek96 - 250 koron, wejście na paddock - 200 kc -sobota 100 kc, paddock 150 kc, po godz. 18 - 70kc -niedziela 200 kc, paddock 120 kc Korona czeska około 16 groszy. Przy okazji polecam kupić butelkę rumu tuzemsky'ego. Teraz trzeba czekać na pogodę. -
Piękne podejście, co mnie nie zabije to mnie wzmocni :lalag: Moto dopieścisz, rany i siniaki się same zagoją a ciuszki nabrały charakteru ;) Moja pierwza gleba to mając 14 lat MZ 250 robiłem 'zrywy' na szutrowej drodze. W pewnym momencie patrzyłem pod koło jak fajnie wyrzuca szuter, nie zauważyłem dużego kamienia przed sobą, przednie koło wystrzeliło do góry i motocykl miał salto i mnie nakrył. Druga: koło 30, Mz 251 wracałem z objazdu wybrzeża. Prędkość 130 km/h, 170 km od domu nagle wyjeżdżam z lasu, boczny silny wiatr wpycha w koleinę z której nie mogę się wydostać, koło przednie stawia wpoprzek, mocno trzymam kierownicę, nagle wyrywa mi kierownicę, przednie koło w poprzek, wyrzuca mnie w powietrze za mną motocykl robi salto, ponoć mało brakowało a by spadł na mnie. Udało się wrócić do domu, stopa sina + innych parę siniaków. Trzecia, mz251 składałem się w winkiel, z naprzeciwka szybko jechał samochód, moto by przejechało ja bym został mu na masce, tak więc wyprostowałem moto, po czym wjechałem do rowu dojechałem do jego końca, na szczęście łagodnie się kończył tak więc wyskoczyłem z tego rowu w powietrze, gdy spadłem na drogę szutrową zrobiłem jeszcze ze 4 metry i wbiłem się w betonowy słupek. Do końca moto trzymałem za kierownicę i jak po chwili przewróciło się na bok to jak tak razem z nim. Moto zgruzowane, ja 70 procent sinego ciała i problemy z chodzeniem. Czwarta gleba YZF 750 odpicowane, w sam silnik władowałem 3,5 tyś same części, do tego tłumik sportowy rarytas do tego modelu, szyba sportowa, no niunia. Wyjeżdżam sobie ze ślepego winkla w Szklarskiej Porębie gdy jakiś gościu wychodzi na ulicę, szybkie wyprostowanie moto, jak gościa minąłem odrazu mocne złożenie, na wyjściu jak już myslałem,że wszystko ok przednia guma puszcza i moto uderza w wysoki krawężnik, straty duże. Ja jako, że w kombinezonie, malutki siniaczek na biodrze. Piąta FZS 600, pierwszy wypad po zimie w góry, do tego mp3 na uszach, dobra muzyka winklewśród drzew, byłem w raju, popełniłem błąd początkujacego - upoiłem się jazdą i widziałem ten piaseczek w tym winklu ale tak mi nie pasowało odejmować gazu i zacząłem tłumaczyć sobie, że to tylko brudniejszy asfalt. Złożenie z przytarciem podnóżka, moto odrazu straciło przyczepność, dziwne uczucie, zawsze jest chociaż takie delikatne tarcie a tu kompletnie nic. Moto leci bokiem pod górę na asfalcie, ja za nim a asfalt coraz bardziej parzy, tylko zmieniałem pozycje żeby za bardzo się nie przypalać, nagle przednie koło złapało przyczepność i na moich oczach wylatuje gdzieś na 2 metry w górę i spada górą na lewą stronę, części lecą na boki po czym obraca je na bok a ja lecę na dupie za nim i się modlę żeby więcej się już nie katurlało bo nic z niego nie zostanie... Po chwili zakończyliśmy podróż w rowie. Na szczęście straty niezbyt duże, mi kompletnie nic się nie stalo bo pochylenie było tak duże, że po postu położyłem się na asfalcie. Wkurzające jest to, że po którejś tam glebie zachowuje się całkowitą świadomość co się dzieje.
-
300 zatacek Gustava Havla Horice, Czechy
spiwor odpowiedział(a) na przemek96 temat w Zloty, imprezy, przejażdżki
Dawno nie byłem i mam pytanie - czy jest jedna wejściówka czy na każde miejsce trzeba osobno płacić? Mam tam swoje ulubione miejsce ale może dobrze by było trochę pozmieniać. Kto nie był, polecam, to jest rzeźnia jak koło ciebie przejeżdża gość na kolanie 2 metry obok. -
W sumie to nie jest nowe, przy tym, z tego co pamiętam, coś w stylu zalesionego wąwozu jest,jak się dowiesz daj znać, bo zaciekawiło co to może być.
-
Mazury są zajebiste :) raz byłem w życiu i ja tam znów kiedyś na pewno wrócę :) Zdjęcie na zachęte: Zanim zdążyłem się zatrzymać i wyciągnąć aparat tyle udało się złapać. A tam szło całe stado, młode i stare, samiczki i samice. A tak pozatym jakbyście się zebrały to wyobrażacie sobie jaką byście wzbudzały sensajcę w każdym miejscu? Gang babeczek na motocyklach :)
-
Dobra jest, nie ma co :)
-
Kupiłem ten tańszy bo wyszedł w wersji dymionej, no i po prostu tańszy. Na te śrubki gdzie jest motylek trzeba kapnąć kropelkę oleju, bo po przykręceniu motylka trzeba pomagać sobie imbusem. Pod te śrubki co przykręca się do szyby dobrze jest zmienić podkładki z gumowych na gumowo metalowe. Ale nie koniecznie szyba trzyma się mocno. Ogólnie jestem zadowolony, naprawdę dużo daje ta szybka, jeden z lepszych zakupów. Jednak kto często długo jeżdzi szybko lepiej zainwestować w wysoką szybę, deflektor przy dużysz prędkościa wpada w wibracje.
-
Sobota Lidl i akcesoria moto
spiwor odpowiedział(a) na Shad11 temat w Co, jak i gdzie kupić - dla motocyklisty
Smar do łańcucha słaby - szkoda kasy. Rękawice bardzo dobre. Kalesony termo bardzo dobre. Płynu do czyszczenia mało. Olej silikonowy dobry. -
Dominiika wiem jak to tragicznie brzmi ale rozładował mi się telefon. Później jeszcze na stacji próbowałem go uruchomic ale niestety się nie udało, a potrzebowalem od Ciebie też pomocy bo na mapie nie mialem Masłomęcza :( Syrek chyba się troche pogubiłem :) Z głównej drogi w Zastawiu skręciłem zaraz za stacją, przy okazji zapytałem się młodego tubylca zdążającego na przystanek czy dobrze jadę bo chyba skręciłem ciutkę za wcześnie. I faktycznie zdjęcie to zrobione jest w Hoszni Ordynackiej, tam skręciłem w prawo a później udałem sie do Hoszni Abramowskiej i to drugie zdjęcie jest prawdopodobnie w Teodorówce, są tam dwie duże studnie, pierwsza po lewej a druga trochę dalej po prawej stronie. Z tego wychodzi, że prawdopodobnie jechałem przez Chłopków. Z mapy mi wychodzi, że ta tablica jest na skrzyżowaniu Teodorówka - Średniówka. Za dobrze trasy nie pamiętam bo skręcałem wszędzie gdzie miałem ochotę, najczęściej droga kończyła sie polna drogą którą zapewne dojechałbym do nastepnej miejscowości ale to błoto... W innej np.kończyła się świetlicą i tam właśnie jest, nie wiem jak to nazwać - sygnalizator przeciwpożarowy starodawny czy cos takiego. Fajnie było poznać te tereny bo w szkole o tym nie uczyli i nic tak naprawdę nie wiedziałem o tych terenach.
-
KarolaS na co więc czekasz? Masz tak blisko mazury aż Ci zazdroszczę :) Robert tak się zastanowiłem nad tymi ludźmi, nie miałem zbyt dużego kontaktu z tubylcami, bardzo dużo przyjezdnych(co ciekawe bardzo mało młodych ludzi) ale podczas rozmowy są niesamowicie otwarci, nie mają w sobie takiej wewnętrznej rezerwy do drugiej osoby, zachowują się tak jakbyśmy byli rodziną. Fajne to. A miejsc związanych z II wojną światową jest tam mnóstwo. Pacyfikacje wiosek, grasujące bandy UPA, wspomniany obóz NKWD, wiele punktów nie pamiętam gdzie się zatrzymywałem tak dużo było. No ale lecimy dalej z tą jazdą, może uda się wkońcu napisać do końca ;) Rzymianin na długo zaprzątnął głowę, szkoda, że nie pamiętam miejscowości, może coś tam Rzymianie robili? W oddali zobaczyłem duży, dość imponujący "kościół" i oczywiście udałem sie w jego kierunku. Jednak okazało się, że jest on po drugiej stronie granicy, naprzeciw miejscowości Uśmierz Szkoda, że nie miałem swojego aparatu, utopionego dwa dni wcześniej. Mieszkającemu po stronie granic Schengen widok ten wydawał się przerażający i pogłębiający stereotypy. Szlabany, zasieki, brama metalowa, wysoki płot i wieża strażnicza po stronie ukraińskiej - to nie wygląda dobrze. Albo my jesteśmy w więzieniu albo oni. A szkoda. Bo Ukraina jest jednym z państw do którego bym pojechał w pierwszej kolejności jakby otworzyli granice. Ten kraj mnie zastanawia. Po chwili odjechałem z tego miejsca, kto wie czy nie bedą mnie zaraz ścigać z psami za zbliżenie się tak blisko do granicy i zrobienie zdjęcia. I tak sobie jechałem gdy po prawej stronie pokazało sie rozlewisko Nie wiem o co chodzi ale lubię takie klimaty, woda, drzewa, moczary, bagna. I tak jechałem sobie wzdłóż tego rozlewiska. Po drodze nadszedł głód więc trzeba było wciągnąć kanapkę więc znalazłem sobie fajną miejscówę na moście Po chwili jazda dalej i szkoda, że nie poczekałem z kanapką bo zaraz jest fajna miejscowość Kryłów. Polecam na dłużej się tam zatrzymać, Jest to miejscowość z historią o której warto poczytać pl.wikipedia.org/wiki/Kryłów Niestety za dużo nie zwiedziłem bo rzeka Bug zaszalała i dość mocno podtopiła tę miejscowość. Niestety nie mam od tego momentu zdjęć bo oczywiście dzień bez pecha, dzień stracony i telefon mi padł. Nieraz tak ma, nagrzeje się i bateria wyczerpana. No ale cóż zrobić - udałem się dalej i wyladowałem w Gródku gdzie jest wieża widokowa na rozlewiska rzeki Bug. Najlepiej poczekać tam az żadne dźwieki cywilizacji przestaną docierać. Ile tam fauny się odzywa, że szok, tam musi mnóstwo zwierzaków mieszkać. Z Gródka i rzut beretem do Hrubieszowa. Pokręciłem sie troche po Hrubieszowie (może spotkam Dominikę?), później udałem sie do rynku i wyłożyłem się na moto grzejąc sie w słońcu. Hrubieszów sprawił na mnie wrażenie miasteczka studenckiego. Zabudowa ciasna jakby każdy chciał mieszkać jak najbliżej siebie, mieć kontakt z innymi, ludzie w ciągłym biegu załatwiający swoje sprawy a w środku ja wyłożony i przysypiający na moto... :) Fajne to miasteczko z ciekawą zabudową ale ludzie naprawdę mogliby trochę zwolnić :) Po Hrubieszowie udałem się w kierunku Ukraińskiej granicy aby osiągnąć najdalej na wschód wysunietą część Polski a rzeka Bug cały czas mnie odprowadzała. Dojechałem tam na miejsce, wyobrażałem sobie troszkę inaczej tę granicę ale przybiłem piątkę i udałem się w stronę Horodła, miejsca unii polsko-litewskiej. Pokręciłem się tam jeszcze trochę w okolicy, ciesząc się przyrodą, zaczęło robić się późno i przeklinałem siebie za to, że zostawiłem namiot i rzeczy w Suściu i muszę tam wracać zamiast rozbić gdzieś tu obóz, ale przynajmniej jest pretekst żeby wrócić :) Wróciłem do Suśca, obok mojego namiotu wyrósł drugi namiot, o fajnie, jakies hardcory przyjechały, może wkońcu młodzież, będzie można sie zintegrować, ale niestety nie doczekałem sie tylko padłem jak kawka spać. Pobudka rano - brrr... zimno, ale trzeba zacząć sie niestety pakować. Jeszcze ostanie zdjęcie mojego obozu I wyjazd w strone Józefowa. A tam swietna fontanna ze zwierzątkami. I obok zegar słoneczny. Tak mi się nie chciało l wkońcu trzeba było opuścić Roztocze, I jazda do domu. Po drodze do Staszowa jest droga zamknięta ale można spokojnie olać zakaz i ją przejechać. A za Staszowem świetny asfalt, szeroki z szerokimi zakrętami, prędkość spokojna to 160-200 km/h Po prostu bajka i płyniecie w zakrętach. No i tak wyjeżdżam sobie z winkla zza domów a tu radiowóz stoi, to po heblach, byłem pewny, że mnie nie przyłapał, a jednak był szybszy :) Dzień dobry panie kierowco, przekroczył pan predkość- tak, wiem - a gdzie to sie pan tak spieszy - do domu bo zimno i siorb siorb nosem. Przekroczył pan predkość o 44 km/h to bedzie 8 punktów i 400 zł. - tak dużo, kurczę - chwilkę pogadaliśmy, skąd jadę, gdzie pracuję, po chwili mówi: proszę chwilę poczekać przy motocyklu, i poszedl do radiowozu. Po chwili przychodzi - zgłosiłem jako rutynową kontrol, sam jeżdżę, wiem jak to jest, na razie i tam dalej nie daj sie złapać. Miło sie zdziwiłem :) Później już bez przeszkód wróciłem do domu. Stukneło na liczniku 1693,4 km I zabrakło mi przynajmniej jednego dnia żeby zwiedzic wszystko co mniej więcej chciałem. Fajnie było i ja tam jeszcze wrócę :)
-
Blokada zdjęciowa dalej działa, nie mogę tego wrzucić, do tematu "Roztocze". Nocka była ciężka - jakiś pies biegał wkoło namiotu do tego po drzewach hałasowały wiewióry, no ale coż to uroki łona natury :) Rano pobudka o 8 i wyjazd w traskę o 9. Najpierw na Tomaszów Lubelski bo trzeba zatankować. Fajna traska tam prowadzi można było przedmuchać wydech i pozamykać oponki :) W Tomaszowie szybkie tankowanko i jazda do Piekiełka. Tylko za cholere nie mogłem znaleźć tego rezerwatu, narobiłem mnóstwa kilometrów, nieświadomie przejeżdżałem obok kilka razy ale nie ma nigdzie tabliczki na Piekiełko, wreszcie podjazd do tubylczyni z zapytaniem gdzie to jest. Odpowiedź była: Chodzi ci o te kamyki w lasku? To pojedziesz tam przez pola. Tak więc udałem się tamtędy. Droga harcore, totalnie beznadziejny piasek, innego dojazdu nie ma, tylko piasek. Jakieś moto musiało byc tam przedemną bo był ślad Dunlopa albo Bridgestona. W końcu dojechałem do "kamyków w lasku" Trzeba jednak pamiętać, że to nie są zwykłe kamienie w lasku. Dawno dawno temu, w okolicy spacerował sobie diabeł. Ujrzał piękne dziewczę w której zakochał się od pierwszego wejrzenia, tak więc przeprał sie za parobka i poprosił o jej rękę. Dziewczyna odmówiła. Diabeł postanowił sie zemścić i zasypać głazami kościół gdy dziewczyna bedzie brała tam slub z innym mężczyzną. W tym szczególnym dniu dla dziewczyny, diabeł nazbierał pełno kamieni, wciąż było mu mało i mało, tak wiec czasowo mu trochę zeszło, ale w końcu popędził dokonać zemsty. Nagle w południe zapiał kur. Diabeł stracił swoją moc i porzucił na polu kamienie. I stąd wzięły się w tym lasku. Fajnie mozna sobie tam pospacerować wsród pieknych okoliczności przyrody, gdy nagle na mojej drodze znalazła się dziura wykopana przez jakieś zwierzę: w jednej chwili zamarłem. Tu żyje jakiś dziki zwierz!! Powoli podszedłem i widać na tej ziemi odbity trop, na pewno nie psa. Cztery pazury, podłuzne poduszki, nie widać piatego pazura, ślad dość mały. Ale jak jakieś małe zwierze potrafi zrobić taką wielką dziurę to nieźle musi byc zadziorne. Powolutku ostrożnie obszedłem dziurę i poszedłem dalej a tu nagle satępna i to na wprost. Miałem dość. Wydygałem, to zwierze mogło być wściekłe. A na pewno ma ostre ząbki. Zawróciłem i dalej w drogę. Następnym punktem programu był obóz w Bełżcu. Masakra. W dzisiejszych czasach rzecz wręcz nie do wyobrażenia. Tu były pierwsze komory gazowe do eksterminacji ludności, najlepiej samemu o tym przeczytać, bo w środku aż trzęsie... http://www.belzec.eu/articles.php?acid=77 Z Bełżca obrałem kierunek Hrubieszów. Plan był taki: jechać jak najbliżej granicy z Ukrainą. Mój legendarny zmysł orientacyjny owszem zaprowadził mnie do granicy, tylko gdzies na południu czyli przedemna długa droga do Hrubieszowa... Poważnie odpoczywałem jadąc wśród pól zielonych, kwieciem strojnych ... Po drodze spotkałem taki oto drogowskaz: Ktoś miał nieżle spaczone poczucie humoru w nadawaniu nazw i powiedzenie " Mieszkać na Zadupiu Ostatnim" nabrało nowego, kulturalnego znaczenia. Oczywiście przepraszam mieszkańców, za takie skojarzenie, absolutnie tak nie mysle, bo tereny są piekne. Dalej sobie pomykałem niedaleko granicy gdy ujrzałem taką oto cerkiew: Okazało się, że to najstarsza cerkiew greckokatolicka drewniana na Lubelszczyźnie, pierwsza wzmianka o niej była w 1531 roku. Kawał historii... Po spacerze wokół cerkwi udałem się w dalszą drogę gdzie była druga cerkiew: A obok niej taka figura: Czy ktoś mógłby mi wyjasnić co ma współnego cerkiew z Rzymianinem z czasów Cezarowych lejacym wodę na tak jakby malą wieżę? CDN...
-
Pierwsze zdjecie z tego co pamiętam to gdzieś w okolicy Kondratów, wyjechałem na wprost tej zalesionej góry, po prawej był samotny dom czy sklep, już nie pamiętam i skrzyżowanie w kształcie litery T, lewo, prawo. Tam zatrzymałem się żeby sprawdzić w notatkach w którą strone jechać, to było w prawo i w prawo mając góry po lewej droga odbija delikatnie w prawo a ja pojechałem prosto gdzie asfalt kończy się drogą gruntową. Strasznie korciło żeby nią pojechać ale to było błotko. Drugie zdjęcie, jak asfaltem wjechałem do najwyżej położonej miejscowości, zdaje się, ż to była Hosznia, nie pamiętam która. Przed tą miejscowością jest odbicie w lewo a na tym skrzyżowaniu tablica z napisem miejsce pamięci narodowej pod opieką jakiejś tam miejscowości. Ale nie napisali jakiej pamięci, nie było kogo zapytać i byłbym wdzięczny, jakbyś dał znać co tam się zdarzyło. Jak wygram w totka, mimo tego, ze już jestem przesiąknięty miastem kupię sobie domek na wsi ;)
-
Proszę admina o doklejenie do tematu Roztocze. Tam mi wyskakiwało, że za dużo jest zdjęć. Krasnobród urocze miasteczko, warto zatrzymać się na dłużej. Mnie jednak gonił czas tak więc następny kierunek to Hamernia i Czartowe Pole. Nie wiem jak to zrobić ale coś takiego chce koło Wrocławia. Przepięknie, przeuroczo, po prostu bosko. Uwielbiam to miejsce, zakochałem się. Już zawsze z tesknotę będę wspominac to miejsce, to jest właśnie mój klimat. Tutaj widać kawałek ruiny papierni wybudowanej w połowie XVIII wieku, był to duży zakład, który został bezpowrotnie zniszczony w 1883 roku: Aż nie chciało się stamtąd ruszać. Ale niestety czas jest zającem, ucieka dość szybko gdy przyjemnie... Nstępnie przez Majdan Sopocki udałem się do Suśca. Tam wbiłem się do ośrodka wypoczynkowego "Susiec" (polecam, namiot 10 zł, ośrodek jest na małym zalewem z niesamowicie czystą wodą, widać dno jak na dłoni, podobno tę wodę można bez problemu pić. W osrodku rzeczy poszły precz, sam się przebrałem w dżinsy i koszulę i udałem sie motocyklem nad Szumy. Czytając w internecie o Szumach wprowadziłem sie w lekki błąd, myślałem, że one są przez 15 km, a te 15 km było od stacji w Suścu. Urocze miejsce, jednak nie przebija "Czartowego": Szumy szybko przeszedł a, że miałem jeszcze sporo czasu więc na moto kierunek dalej przed siebie. Następna miejscowość nad szumami to Huta Różaniecka. Gdy wjeżdża sie do tej miejscowości stoi krzyż i przerażające miejsce pamięci: Tu 126 osób zostało zamordowanych przez faszystów ramach pacyfikacji. Przez chwile zadumałem się wtym miejscu, chyba jeszcze nigdy nie dotarła tak świadomie okropność wojny... Tuż obok podjechałem na stary cmentarz i ruine kościoła spalonego przez Niemców: Było jeszcze dość wcześnie, a jazdy jeszcze miałem nie dość, tak więc widząc drogowskaz Lubliniec udałem się w tamtym kierunku. Gdybym był zlośliwy to napisałbym: bierzcie swoje sporty i czopery, takiej drogi jeszcze nie widzieliście !!! Sam nie widziałem: To u góry to jest tej drogi najlepszy odcinek. Są też tam znaki drogowe: A później to już ostry hardcore. Piach błoto, część drogi wysypana luźnymi kamieniami na których sie modliłem żeby zaden nie przeciął opony. Już za daleko tą drogą pojechalem żeby sie wracać. Naprawdę koszmar a w baku paliwa coraz mniej... Wkońcu dojechałem do asfaltu, azymut obrałem wydawalo mi się dobry, ale ta droga prowadziła nie bardzo tam gdzie chciałem jechać. Wkońcu zajechałem do sklepu: Jak dojechać na Susiec? Na Susiec? Panie to najlepiej przez las jechać bo inaczej to kawal drogi. No i pojechałem przez ten las. Pogubiłem sie totalnie. Co chwile jakies zakazy wstep wzbroniony itp... Nagle gdzieś z boku wyjeżdżają rowerzyści, szybko do nich podbiłem: Jak dojechać na Susiec? Okazało się, że sami się zgubili. Na szczęscie mieli mapę i po małej burzy mózgów, stwierdziłem, że nie mam wyjścia tylko kierować się zielonym szlakiem. Wkońcu się udało i wyjechałem do "cywwilizacji" wprost na taką tablicę: Następne miejsce łapiace za serce. Zwiedziłem kamieniołom gdzie przymusowo pracowali: Oraz cmentarz żołnierzy AK Po tym doświadczeniu wróciłem na ośrodek wypoczynkowy, zbliżał się już wieczór i należało delikatnie zintegrować się z miejscową społecznością... I tak minął kolejny dzień.
-
Cdnastąpił czyli lecimy dalej... Pobudka. Szybki rzut oka na zegarek - godzina 5.30, a to mam jeszcze czas poleżeć trochę, zawinąlem się mocniej w śpiworze, przy okazji poczekam na słoneczko, które wysuszy trochę namiot z porannej rosy. Słoneczko... O naiwności ty moja... Po chwili zaczął padać deszcz, najpierw delikatnie powoli aż wkońcu rozpadało się na dobre. Minuty mijały a tu nie chce przestać padać. W jednej chwili troszkę zelżało na deszczu to przygotowałem szybko zupkę chińską na śniadanko. Przy okazji wyciągnęłem głowę z namiotu, ciemne chnmury nie nastrajały optymistycznie. Po zupce schowałem się spowrotem do namiotu i wziąłem do łapki książkę. Minuty mijały a tu nic nie chce przestać, wizja wyskoczenia ze śpiworu, ubranie sie, wyjście na deszcz, siku, rozebranie się i spowrotem wślizgniecie do śpiwora budziła odrazę. Na szczęście w pewnym momencie deszcz troszkę zelżał, w miedzyczasie przyszła para wędkarzy zobaczyć czy żyję :) Około godziny 15 deszcz przestał padać, jednak wszystko było mokre i postanowiłem ten dzień sobie odpuścić i spędzić go na czytaniu książki. I tak nadszedł następny ranek. O godzinie 8.00 już zapakowany wyruszyłem w dalszą trasę. Plan był prosty - trasa podana przez Syrka, tak więc na Frampol, Kondratów, przeniesienie się w świat wioskowego spokoju w który szybko nastroił się stan mojej duszy. Jednak cały czas kołatało się, że jestem troszkę za wcześnie, rośliność jeszcze nie zdążyła wybuchnąć. Podejrzewam, że te małe listki na drzewach po pewnym czasie zamieniają drogi w leśne tunele. Tego mi było naprawdę potrzeba, zwiedziłem każdą boczną uliczkę żałując, że dzień wcześniej padało i nie mogę wbić się na polne drogi W mijanych wioskach tak jakby czas się zatrzymał. Widać było urządzenia z zamierzchłych czasów, jak domy, studnie, urządzenia do ostrzegania przeciwpożarowe itp. Tutaj taka jedna duża studnia: Sprawdzałem latarką - płynie tam woda. Rozkoszując się jazdą nie chciało mi się zatrzymywać wszędzie żeby robić zdjęcia ale gdy nieuchronnie zbliżał się wyjazd na główną drogę i "cywilizację" jakoś nie chciało mi się opuszczać tamtych terenów i odbiłem na widoczny w oddali "kościół". Okazło się to sanktuarium w Radecznicy, podjechałem na samą górę pod to sanktuarium i okazło się, że instynkt chciał mnie zaprowadzić do szpitala psychiatrycznego żeby wyleczyli mnie z tego szaleństwa :) . Objechałem wszystko dookoła i następnie kierunek Szczebrzeszyn. Po drodze zaraz za Radecznicą jest miejscowość Mokrelipie i skansen pszczelarski Ulik. Gorąco polecam na odwiedzenie tego miejsca, aż żałuję, że nie mam żadnego zdjęcia. http://www.ulikroztocze.pl/index.php Nasępnie udałem się dalej i w Sąsiadzce zuważyłem ciekawą drogę w prawo, jazda taka mini wąwozem, oczywiście odrazu tam skręciłem, jednak droga ta prowadzi do nikąd, wielka szkoda. Tak więc musiałem zawrócić i jazda dalej na Szczebrzeszyn, posłuchać czy Jan Brzechwa miał rację, że w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie... Niestety nie było go słychać ale na pewno tam jest, mam nawet na to dowód: I jest nie tylko chrząszcz, są też inne robaki : ;) Po chwili udałem się w dalszą drogę. Kierunek - Zwierzyniec!! Tam kierunek stawy Echo. Niestety oglądnąłem je z daleka bo droga przes las kusiła więc czym prędzej tam sie udałem. Szczerze napisawszy ciągnęły do siebie koniki we Floriance, ale nie da się tam dojechać, to już ścisły teren parku narodowego, a żeby dojść to dość daleko i sobie odpuściłem, miałem tam podjechać w późniejszym czasie, jednak czasu zabrakło czego bardzo żałuję. Jest tam też kilka głazów z największym z nich wiąże sie legenda o biednym chłopaku i dziewczynie. Zakochali się w sobie, więc chłopak poszedł w świat szukać zarobku. Długo nie wracał, dziewczyna wkońcu znalazła sobie innego, jak to nieraz bywa w tym samym momencie wrócił chłopak, zobaczył dziewczę w objęciach innego, odwrócił sie i odszedł. Dziewczyna zaczęła go gonić i zamieniła się w kamień. Ponoć odczarować ja może tylko dziewczyna, która nigdy swojego chłopaka nie zdradziła i nigdy nie zdradzi. Ciekawe czy jakiś chłopak przywiódł tam swoja dziewczynę na testy zdrady :) , jak tak to sie pewnie zdziwił bo kamien jest dalej kamieniem :) Przejeździłem tamte tereny wzdłuż i wszerz, nie było drogi, którą bym opuścił, zagroda Guciów, świetne miejsce. Gdzieś tam w jednej z bocznych wiosek: Tereny te przyjemnie masują oczy. Następnie kierunek Krasnobród i kamieniołom; Warto tam na kamykach poszukać odcisków. Przy schodach udało się znaleźć odciśniętą muszelkę, na pewno kawałek odległej historii. CDN...
-
Hmm... Od czego by tu zacząć... Początek kwietnia. Zbliża sie długi łikend majowy, jak co roku trzeby udać się gdzieś przed siebie, ale gdzie by tu pojechać... Może szefu sypnie forsą i pojadę do Rumunii... Piętnasty - dzień wypłaty. Stało sie oczywiste, że wszelkie plany trzeba zredukować do najbliższej okolicy. Może Czechy? Czeski raj, elektrownia atomowa, fabryka skody itp? Ale może być zimno a mam dość zimna... Może Biała Podlaska, tor i szlifowanie podnóżków? Do tego zahaczenie o Białowieżę, choć już tam byłem raz... Tak to dobry pomysł. I tak nieświadomy nadejścia pewnej środy, tuż przed długim łikendem zacząłem planować ściganie się na torze w Białej kiedy to nagle się okazało, że wymieniona uszczelka na wałku dźwigni zmiany biegów się poci... Czyli z toru nici. Co tu robić, gdzie tu jechać? Powoli zaczęła kurwica mnie już brać a kierowcy puszek we Wrocku zapewne znienawidzili wszystkich motocyklistów przeze mnie. I nagle oświeciło! Pani od geografii nieźle wpiła w główkę - Hrubieszów, Horodło - najdalej na wschód wysunieta część Polski. A, że przylądek Rozewie i Wołosate już zaliczone to taki będzie mój cel - przejechanie Polski wzdłuż i wszerz. Ale żeby nie było tak, że na granicy ze słupkiem granicznym przybić piątke i do domku to trzeba rozglądnąć się co jest ciekawego w okolicy. A ciekawe e okolicy na mapie wydawało się Rozewie. Szybki temat na forum m. i świetny odzew, dobra zachęta, szybka decyzja - jadę!! Wiem, że pewnie już znudziliście się poczatkiem tak więc do rzeczy: Wrzuciłem na moto kilka ciuszków, kuchenkę, namiot, materac i śpiwór, szybki rzut okiem na mapę i decyzja na Częstochowę przez Kluczbork a potem się zobaczy. Do Kluczborka całkiem nieźle szło a w Kluczborku nie było drogowskazu na Częstochowę a niechciało mi się wyciągać mapy tak więc skręciłem tam gdzie wydawało mi się, że będzie dobrze. Nie było. Jadę, jadę a tu drogowskazy na WieluN. Gdzie Częstochowa a gdzie Wieluń. Zatrzymanie się, szybki rzut okiem na mapę, acha już wiem jak jechać. Oczywiście nie tą drogą. Przy okazji sprawdzenie bagażu - wszystko ok. I dalej jazda na Częstochowę. Przed Częstochową rzut okiem na bagaż - nie ma śpiwora. No ładnie. Nawet się trochę wróciłem ale to nie miało najmniejszego sensu. Śpiwór i schowane w nim spodnie dresowe poszły się pie... Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem tylko szukać w Częstochowie jakieś Tesco bo bez śpiwora to raczej nie przetrwam... Śpiwór został zakupiony, rzut okiem na mapę - teraz będę się kierować na Jędzrzejów. Tak naprawdę wycieczka zaczęła się od tego momentu. Pierwszy punkt programu miejscowość Olsztyn. Jedziesz sobie dróżką, wyjeżdżasz sobie z zakrętu i takie coś nagle przed oczami wyskakuje: Szczęka opada, naprawdę robi wrażenie. Aż chciało by się dorwać gościa co pozwolił na zniszczenie tego zamku. Po pewnym czasie nacieszyłem oczy tym widokiem i jazda dalej. A dalej nagle wyskoczył drogowskaz na pustynię siedlecką, tak więc odbicie zaraz na nią: A tak nie cierpię jeździć po piasku... Ale widoczek fajny. po pstryknięciu foty jazda dalej. A dalej Nagłowice. Nagłowice, Nagłowice, skąś to znam... A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają Ależ to miejsce dworku naszego kochanego Mikołaja Reja. Tego co pisał tylko i wyłącznie po Polsku a nie po "gęgającej" łacinie. Przy okazji naszła refleksja - ciekawe co za porzadny człowiek wymyślił pismo polskie. Jest takie proste - A to A, E to E itd... Nie to co angol - A to ej, E to i, G to dżi, nie mówiąc już o dablju czyli W... Po chwilowym posiedzeniu na ławce w ogródku Mikołaja Reja czas wyruszyć dalej w drogę. A w dalszą drogę stwierdziłem, że udam się tak jak prowadzą tabliczki "Trasa poetów" czy coś takiego. Tak więc nie patrzyłem na drogowskazy tylko na tabliczki. A ta tabliczka wyprowadziła do następnego poety którego nie znam. To znaczy znam ze słyszenia ale te poematy pisał chyba jakieś dziwne bo nie pamietam. No ale nie można się poddawać... Jednak w Busku Zdroju sie poddałem i odbiłem tam gdzie nasz kochany inny poeta - Kornel Makuszyński chciał koziołkowi podkuć buty czyli do Pacanowa: Któż tego nie słyszał na dobranoc: Jak Koziołek, mądra głowa, Błąkał się po całym świecie, Aby dojść do Pacanowa. W towarzystwie Koziołka zjadłem dwie kanapki i udałem się w dalszą podróż. A w dalszej części podróży ukazał się drogowskaz na Kopiec Kościusz w Połańcu: Kopiec ten powstał aby uczcić pamięć podpisania przez Kościuszkę aktu prawnego, nadającego wolność osobistą chłopom. Akt ten zwał się Uniwersał połaniecki. Warto o tym poczytać. Od Kopca udałem się w dalszą drogę, jednak żeby zgodnie z I zasadą podróżników nie jeździć tymi samymi drogami, udałem się dałej łapiąc mniej więcej azymut. Asfalt idealny. Drogi szerokie, że ledwo osobówka się mieści, tereny ładne, pogubiłem się maksymalnie... Gdy udało się odkręcić jazda dalej na Janów Lubelski. Po dojechaniu do Janowa, szybkie zakupy w sklepie i szukanie miejscówy na rozbicie namiotu i przetrwaniu nocki. Na szczęscie rzucił się w oczy wyblakły drogowskaz na zalew janowski, tak więc udałem się w jego kierunku. Miejscówa była idealna tak więc rozbiłem tam obóz. Po szybkim posiłku, otwarcie czerwonego wina i po kubeczku włączył się szwendacz. Najbliżej oczywiście był wędkarz nad wodą, chwila romowy po czym skończyliśmy już razem butelkę wina i co nieco z jego zapasów. Po tej integracji z miejscową społecznością poszedłem spać.... i tak zaczęła sie przygoda na Roztoczu. CDN
-
Niestety jutro do pracy zarabiac na nastepne paliwko :) Jezu jak mi sie nie chce wracac... Tu jest tak dobrze :) Wroce do domu napisze pare zdan i bedzie kilka fot :)
-
Kurcze, zle zaplanowalem dzien. W pewnym momencie zaczelo brakowac czasu, wyjechalem o 9 w Hrubieszowie bylem o 16. Trzeba bylo sie spieszyc i choc poszedl.zbiornik paliwa czyli na pewno300 km to wszystkiego nie widzialem, zabraklo 1 dnia. Bylo swietnie choc jest pewien niedosyt, jestem zajechany a moze to dol, ze trzeba wracac do rzeczywistosci. . . Najwiekszy blad, ze nie zabralem rzeczy i musialem wrocic do.Susca. Ech to lenistwo. Jest co wspominac, naprawde :) Dziekuje Wam za wsparcie :)
-
Mozna by powiedziec,ze w alkoholu ;-) W pierwsza nocke otworzylem butelke wina i sie szwendacz wlaczyl i zaprowadzil do wedkarza. Wedkarz nie byl dluzny i poczestowal tym co mial tak,ze wsunelem sie do namiotu bo juz bylo pozno. Rano po deszczu- gdzie jest aparat?? Akurat w miejscu gdzie w namiocie zebrala sie woda... Ale luzik. W pierwszy dzien w czasie jazdy zgubilem spiwor. W drugi dzien utopilem telefon. Dzis zgubilem sie w lesie, naprawde byl hardcor, drogi z piachu, kamieni, blota, zbiornik prawie pusty- byly leki :-) Ciekawe co jutro mnie spotka. . . :-) fredo dzieki za info, zahacze o to, piekielko mam na razie tyylko zaplanowane. Domiiniika jak nic nie wypadnie odezwe sie :-) p.s. Mam zdjecia robione telefonem ale moga byc slabe. Syrek dokladnie nie pamietam ale to bylo kolo sanktuarium i obok w wiosce skansen uli, osobiscie polecam.:-)
-
Aktualnie w Suscu. W srodku lasu spotkalem rowerzystow ktorzy tez sie zgubili. Na szczescie mieli mape i byla mala burza mozgow:-) Twoja traske troche zmodyfikowalem i wyprowadzilo mnie do szpitala dla psychicznie chorych, instynkt wiedzial co robi :-) Bylem naprawde w wielu miejscach Polski ale tu jest swietnie, choc niektore miejsca przygnebiajace jak miejscowosci gdzie rozstrzeliwali hitlerowcy czy oboz NKWD. Ale przyroda masuje oczy. Jutro lece na Hrubieszow. Nie chce nic za bardzo pisac bo co bedzie w relacji? Fajnie bo jest wifi.
-
Jest fantastycznie :) . Faktycznie 2 godz po info o Lublinie przestało padać. Przed chwilą zgubiłem się motocyklem w lesie a w zbiorniku mało paliwa :). Masakra :) . Zdjęć za wiele nie będzie bo utopiłem aparat.
-
Na razie jestem nad zalewem w Janowie Lubelskim, uwięziony pod namiotem zastanawiam się jak zrobić siku nie wygrzebując się ze śpiwora na ten deszcz :) . Pozatym kończy mi się woda i jedzenie... Butelka czerwonego wina już wczoraj się skończyła... Ale znalazłem optymistyczną prognozę pogody, jestem dobrej myśli i jest zajebiście :). Ale będzie relacja po wszystkim :)
-
Tak, napewno. Tylko zobaczę jak czasowo i kondycyjnie przyjadę do Janowa, chciałbym ją przejechać na relaksie, jak będę padnięty to pobujam gdzieś w okolicy tak żeby nie jeździć dwa razy tymi samymi drogami i na drugi dzień trasa. Tak ogólnie w planach mam zamiar zobaczyć prawie wszystko co jest w wątku. Finansowo mogę zrobić 600 km, drugiego maja muszę być w pracy, więc zobaczymy :)