Gdzieś w okolicy 2008 roku robiłem kategorię A, wtedy był wymóg, że na placu musiałeś wykręcić motocyklem 10h (straszne nudy), zanim mogłeś wyjechać na miasto.
I na mieście też było 10h, tylko wtedy każdy ośrodek miał wytypowaną i znaną z góry trasę. Zdanie kursu to była formalność.
W mojej grupie chyba tylko jeden chłopak nie zdał i to przez to, że przed ruszeniem nie obejrzał się do tyłu (taki był wymóg), a później na ósemce podparł się nogą - a za dwa błędy był OUT.
W 2003 robiłem kat. B, wtedy też było śmiesznie, szczególnie z tego powodu, że na kursie miałem Fiata Uno i instruktor uczył różnych manewrów względem położenia wycieraczek, linii na słupkach itd, a na egzaminie dostałem Fiata Punto, gdzie wysokość siedziska i położenie wycieraczek były całkowicie inne, słupki wyglądały inaczej i wszelkie porady mogłem sobie wsadzić w dupę - egzamin na placu poszedł na czuja. 😄