Tomek, jednodniowy. Uwierz mi, że to nie to samo, co chociażby dwa dni, gdzie musisz pomyśleć, jak najebaną ferajnę nakarmić, dać im się umyć, przenocować, dać im rano żreć, a w omawianym przypadku pilnować jeszcze, żeby się nie pozabijali nie puszczając Ci przy okazji z dymem całej posesji i nie wk**wili hałasem sąsiadów, bo on z nimi (sąsiadami) zostaje, a reszta się ewakuuje i ma w dupie. A nie znasz człowieka i nie wiesz, czy mu po wódzie nie wali na dekiel.
Szczerze? U siebie na chacie? Nigdy w życiu. Mogę imiennie zaprosić parę osób, tak, jak było na speed dayu, gdzie nocowałem dwóch, bo reszta to byli lokalesi, ale nigdy na zasadzie-kto chce, i skąd chce, niech przyjeżdża.
Ale może ja stary jestem.