Skocz do zawartości

Znów piszą głupoty w ŚM


Michał
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Zgadza się, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie wjeżdżał XJR-ą czy V-maxem w kopny piach lub teren i stwał nim w szaranki z jakims lekkim enduro. Bo tu nawet sam Janusz ze swoja nieziemską techniką jazdy nic by nie poradził przeciwko nawet takimu cienkiemu bolkowi jak ja.

 

Tu ja tez sie z toba zgadzam :) Nikt nie bedzie sie taka maszyna pchał w piachy tam jedynie enduraki. Ale jedno zostaje pewne jesli załozmy Ty wiezdzasz w teren piaszczysty XJR-ą (i masz duza praktyke doswiadczenie itd) i wiezdza tez jakis lebek leciutkim mocnym endurakiem ale nie ma doswiadczenia to szanse macie takie same :!: Wiec warto to przemysleć a nie zastanawiac sie nad budowa silnika itd.

Nadal uważam ze motor jest tylko dopełnieniem umiejetnosci kierowcy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"czynnym zawodnikiem w GP" ??? Janusz, mozesz to rozwinąć, bo chciałbym poznać bliżej osiągnięcia rodaka ścigającego się w światowym czubie. Na pewno masz jakieś fotografie, wspomnienia itp. To wspaniały temat na opowieść na forum i dowoartościowanie się (bo teraz nawet Małysz przestał dobrze skakać :-)).

 

Czekam z niecierpliwością, Paweł

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Administrator

A moze Janusz to nie kto inny jak nasz slynny rodak po dalekim kisielu, czyli sam John Kocinsky :) :) :)

No, ale ten scigal sie chyba raczej pod koniec lat 80-tych i w 90-tych. Wiec może Janusz to ojciec Johna Kocinsky'ego :D

Ale Kocinsky to Amerykanin a nie Kanadyjczyk, no chyba, ze teraz mieszka w Kanadzie :lol:

Hahhaa, John, jednego na pewno nie mozna Ci odmowic - huge imagination :lol: :lol:

No chyba, że jakies fotki, statystyki, tabele... No tak, ale o to juz wielokrotnie bezskutecznie prosilem :) :arrow: :lol:

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak juz czesto mialem okazje zauwazyc, czlowiek jedno pisze a czytajacy zupelnie co innego odczytuja. Janusz nigdzie nie napisal ze startowal w GP, napisal ze kiedy byl jeszcze zawodnikiem `to` w GP stosowano taka technike brania zakretow.

No i nie uzyl slowka to, bo w angielskiej skladni sie tego nie robi.

Tak ze oszczedzcie sobie dowcipow.

Swoja droga zastanawiam sie ze udaje sie wam poklocic nawet w temacie, w ktorym jestescie calkowicie zgodni ( to o Michale i Januszu ).

Jeden nie moze sie powstrzymac od wtykania zlosliwosci, a drugi swietnie na to reaguje - zupelnie jak dzieci w przedszkolu :)))

 

A do Piotrka 218, zeby was juz zupelnie zmylic, roznica w pierwszym ladowaniu akumulatora, drogi kolego jest duza a nie zadna jak ci sie wydaje - od tego czy zrobione jest to wlasciwie zalezy jak dlugo bedziesz tego akumulatora uzywal.

Czyli jak zrobisz to zle to zaboli cie w odpowiednim czasie w kieszeni - a tam zawsze boli najbardziej.

 

Adam M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

załozmy Ty wiezdzasz w teren piaszczysty XJR-ą (i masz duza praktyke doswiadczenie itd) i wiezdza tez jakis lebek leciutkim mocnym endurakiem ale nie ma doswiadczenia to szanse macie takie same :!:  

 

Nie miałbym żadnych szans. Dlaczego :?: Wyżej w postach jest to częściowo wytłumaczone.

 

Jeden nie moze sie powstrzymac od wtykania zlosliwosci, a drugi swietnie na to reaguje - zupelnie jak dzieci w przedszkolu ))  

A ile razy można znosić głupie uwagi pod swoim adresem :?: Nie reagowałem raz, drugi trzeci, ale nie pozwolę by ktoś sobie wycierał mną gębę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W latach 80-ych kiedy bylem czynnym zawodnikiem GP 500-ki mialy o wiele za duzo mocy niz opony i podwozie mogly wytrzymac. Byl tylko jeden sposob aby szybciej pokonac zakret: przestawic gazem caly motocykl w bok.

A ja mam jeszcze pytanie do Janusza:

W jaki sposób potrafiłeś pogodzić karierę pilota samolotów pasażerskich i zawodnika? Z tego co pamiętam to pilotem byłeś w Polsce. Na pilotów linii pasażerskich chyba nie dają ludzi bardzo młodych, tak więc dedukuję, że miałeś już conajmniej koło 30 lat. Następnie wyemigrowałeś do Kanady i zostałeś czynnym zawodnikiem. Czy to nie za późno na karierę zawodnika? Bo nie sądzę, że będąc pilotem miałeś czas na treningi i profesjonalne szlifowanie swoich umiejętności. Prosiłbym o rozjaśnienie tej sytuacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co pamiętam to pilotem byłeś w Polsce. Na pilotów linii pasażerskich chyba nie dają ludzi bardzo młodych, tak więc dedukuję, że miałeś już conajmniej koło 30 lat.

 

Nawet koło 40, taka jest mniej więcej średnia wieku u pilotów

 

W jaki sposób potrafiłeś pogodzić karierę pilota samolotów pasażerskich i zawodnika?  

On może wszystko.

Nazywa się Bond. Janusz Bond :!:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A do Piotrka 218, zeby was juz zupelnie zmylic, roznica w pierwszym ladowaniu akumulatora, drogi kolego jest duza a nie zadna jak ci sie wydaje - od tego czy zrobione jest to wlasciwie zalezy jak dlugo bedziesz tego akumulatora uzywal.  

Czyli jak zrobisz to zle to zaboli cie w odpowiednim czasie w kieszeni - a tam zawsze boli najbardziej.

Człowiek jest nie jest doskonały może sie mylić :) Ale zastnow sie czy jak by ci sie prostownik skopał (albo cos w tym stylu) i ładował inaczej niz powinien to na jedno wychodzi. No ale cuż niech zostanie,że sie myle :)

 

Nie miałbym żadnych szans. Dlaczego  Wyżej w postach jest to częściowo wytłumaczone.

Czemu tak myślisz :?: Według mnie miał byś szanse :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[quote name="JagdtigerA ja mam jeszcze pytanie do Janusza:

W jaki sposób potrafiłeś pogodzić karierę pilota samolotów pasażerskich i zawodnika? Z tego co pamiętam to pilotem byłeś w Polsce. Na pilotów linii pasażerskich chyba nie dają ludzi bardzo młodych' date=' tak więc dedukuję, że miałeś już conajmniej koło 30 lat. Następnie wyemigrowałeś do Kanady i zostałeś czynnym zawodnikiem. Czy to nie za późno na karierę zawodnika? Bo nie sądzę, że będąc pilotem miałeś czas na treningi i profesjonalne szlifowanie swoich umiejętności. Prosiłbym o rozjaśnienie tej sytuacji.[/quote]

 

 

Zamiast zajac sie dyskusja o jezdzie motocyklami i probowac sie czegos nauczyc albo podzielic sie swoja wiedza (ale rzetelna, a nie jak to maly Kazio itd..) to niektorzy z was wykazuja niezdrowa fascynacje moja osoba.

 

Co za roznica kim jestem, bylem albo bede? Jakiemu celowi to sluzy? Czy to wplywa w jakikolwiek sposob na to jak motocyklem zakrecic, zahamowac albo podniesc swoje umiejetnosci aby miec wieksza satysfakcje z jazdy i nie dac sie zabic?

 

Dlaczego jak pisze na jakis temat to nikt z niewielkiej ale wrzaskliwej grupy egomanow nie dyskutuje w sprawie merytorycznej tylko probuje zlapac mnie za slowo robiac z siebie monumentalnych durni przy okazji?

 

(Byly to pytania retoryczne)

 

A jesli ktorys z nich zwraca sie do mnie z konkretnym pytaniem to robi to w tak zjadliwy sposob ze napewno nie o odpowiedz mu chodzi.

 

To prawda ze mam specyficzny sposob wyrazania mysli inny niz jestescie moze przyzwyczajeni. I co z tego? Nikogo bezposrednio nie obrazam, bo przeciez prawda i szczerosc nie obrazaja. Kiedys probowalem wyjasnic jaka jest roznica miedzy personalnym atakiem a uczciwa i szczera ocena czyjegos zachowania - radze odnalezc, przeczytac i sie zastanowic. Wsciekle tupanie nogami, sypanie wyzwiskami, idiotyczne wnioski i domysly stawiaja tylko w odpowiednim swietle ich autorow. W praworzadnym kraju mozna byc za to wzietym do sadu. A w tym przypadku, przyznam sie moze nawet z pewnym wstydem, mnie to bawi.

 

I pewnie dlatego plus swiadomosc ze tzw. milczacza wiekszosc odnosi z moich wypowiedzi konkretne korzysci nie wynioslem sie dawno z tego forum na dobre.

 

A teraz, chociaz napewno bede zalowal ale co tam, dla wscibskich-ciekawych:

 

1947, Marzec 8 - urodzilem sie w Warszawie,

 

1953 - poszedlem do szkoly No1 na ul. Noakowskiego. Byl ze mna w tej samej klasie Piotrek Fronczewski, ktory potem zostal znanym chyba aktorem bo nawet spotykalem go w Toronto jak przyjezdzal na saksy i sie zalosnie upijal.

 

1957 - przenioslem sie do szkoly #18 na Polnej ktora szczesliwie ukonczylem

 

1960 - wstapilem do szkoly sredniej im.T. Reytana. O klase wyzej byl Jurek Zelnik ktory bez przerwy spiewal na przerwach w kiblu gdzie wszyscy palili papierosy. Dobrze braly na niego dziewczyny i on wprowadzil mnie w szeroki swiat prywatek, gorzaly i fornikacji. Pozniej zostal Faraonem a moze nawet i aktorem czego nie wiem dokladnie.

 

1964 bylem utalentowanym sprinterem i skoczkiem w dal. Moim trenerem byl Mgr.Wszola (ojciec pozniejszego mistrza olimpijskiego) i zakwalifikowalem sie do reprezentacji Polski mistrzostw Europy w W-wie. Marcin Swiecicki z rownoleglej klasy w Reytanie ciagle probowal mi dorownac w sporcie ale nigdy mu sie nie udalo wiec z tej frustracji zostal po latach Prezydentem Warszawy. Namawial mnie 8 lat temu zebym w Polske inwestowal.

 

1965 - po maturze zdalem egzamin na PW i do Szkoly Morskiej i poszedlem do Szkoly Morskiej co bylo najlepsza decyzja w moim dotychczasowym zyciu. Tam nauczylem sie myslec, decydowac za siebie, nie znosic glupoty i mowic zawsze co sie mysli. Byla to wtedy szkola naprawde elitarna (16-u kandydatow na 1 miejsce). Prof. astronawigacji kpt. A. Ledochowski czesto mowil tym co nie wiedzieli a mowili: "Siadaj durniu,jakbys byl taki wysoki jak glupi to bys mogl na kolanach ksiezyc w dupe pocalowac" Jakos nikt sie nie obrazal i nikomu na zle to nie wyszlo. Widzialem po latach w Szczecinie jakis statek nazwany "Kpt. Ledochowski". Bylo tez smiesznie bo jego syn, Wicek Ledochowski byl w mojej grupie na roku i bylismy zakwaterowani w jednym pokoju. Pozniej go spotkalem chyba w roku 1991 w Hamburgu jak byl, kapitanem oczywiscie, na jakims statku PZM i zabawialismy sie wesolo na St.Paul.

 

Na tym samym roku byl tez ze mna Karol Strassburger ktoru strasznie trenowal gimnastyke przyrzadowa a po pierwszym roku dal sobie spokoj bo mu nie szlo i poszedl do szkoly filmowej. Potem zostal aktorem. Okazuje sie ze mam dobra reke do aktorow.

 

1968 - zaczalem kariere oficerska w polskiej flocie handlowej. Plywalem w PZM-ie do roku 1972 po calym swiecie (dwa razy dookola swiata) i doszedlem do II-go oficera. Najmilej wspominam zegluge trampowa w basenie Morza Srodziemnego i Afryce na statku parowym s/s Bialystok ktory byl zbudowany w roku 1942 na stoczni w Vancouver, Kanada gdzie teraz mieszkam i widze calutka stocznie u podnoza gory na ktorej stoi moj dom.

Byla to jednostka typu Empire budowana, podobnie jak typ Liberty, specyficznie do konwoi atlantyckich ze wschodniego wybrzeza do Murmanska. Zalozenie bylo ze statki te wytrzymaja 2 konwoje zanim zostana zatopione torpeda. Po wojnie Polska dostala od Ameryki ponad 20 tych statkow i uzywala ich bodajze do polowy lat 70-ych. Byl to wspanialy statek i wspaniala zaloga. Ja bylem 3-im oficerem i cala moja kabina, mesy etc byly wylozone cudownie rzezbionym drewnem. Handel i przemyt byl taki ze czulismy sie jak jacys piraci, szczegolnie pozniej kiedy przez 11 miesiecy plywalismy po wszystkich portach Afryki zachodniej. Chyba najbardziej romantyczny okres w moim zyciu. Statek parowy to cos cudownego samo w sobie; maszyna idzie praktycznie zupelnie bezglosnie, zima co jakis czas para psyka z zaworow na kaloryferach. Jedynie palacze nie maja zbyt ciekawego zajecia bo musza ogromna mandolina szuflowac wegiel.

 

1972 Styczen - poznana 5 miesiecy temu dziewczyna przyjechala na statek "Chemik"do Swinoujscia i powiedziala mi doslownie: "Spakuj sie i idz do swojego kapitana i powiedz mu ze sie zenisz (oswiadczylem sie w miesiac po poznaniu), jedziesz teraz do domu i wiecej na morze nie wrocisz"

Tak sie stalo i wiecej morza w zyciu w celach zawodowych na oczy nie widzialem. To byla moja najlepsza decyzja w zyciu w tym czasie. Slub byl 18 czerwca tego roku w kosciele Wizytek.

 

1972 wiosna - zaczalem prace w Zarzadzie Ruchu Lotniczego i LK jako asystent czy tam praktykant kontrolera. Najbardziej przygnebiajacy okres mego zycia. Dobrze ze szybko sie skonczyl bo juz na jesieni zaczalem przyspieszony kurs na nawigatorow lotniczych dla oficerow Marynarki Handlowej. Bylismy pierwsza grupa tego typu w historii polskiego lotnictwa a wszystko dlatego ze moj kolega ze Szkoly Morskiej Andrzej Kulisz wpadl na ten pomysl i przetarl nam droge. Ostatni raz widzialem sie z nim w roku 1989 gdzie go odwiedzilem w Minneapolis Ma gdzie robil kariere w komputerach.

Zaraz potem zaczalem latac jako nawigator na samolotach (oczywiscie ruskich) Iliuszyn 18. Bylo to intrygujace ale malo satysfakcji bo piloci robili caly lot, radiooperator gadal, mechanik pchal i ciagnal manetki albo gasil pozary silnika (bez zartow, naprawde) a ja tylko gapilem sie w automatyczne namierniki albo VOR. Przy starcie i ladowaniu musialem wykrzykiwac predkosc bo ASI byly na wysokosci kolan pilotow . Loty byly tylko zagraniczne ale duzo demoludow.

Ale zaraz mnie wyslali na 7 miesiecy na szkolenie do Uljanowska za Ural tam gdzie cudzoziemcom normalnie wstep byl nie udzielany ale tam stalo ogromne Uczilisztie Wojennoj Podgotowki przy najwiekszym lotnisku wojskowym sowietow.. Nie do wiary co tam dopiero sie dzialo ale w kazdym razie wrocilem z dyplomem na Tupolewa 134 i tym zaczalem latac.

To byla inna rozmowa bo po pierwsze latalo sie tylko do Europy Zachodniej i Bliski Wschod, samolot byl cichutki z odrzutowymi silnikami na ogonie a ja mialem najlepszy fotel na swiecie. Siedzialo sie w samiutkim nosie tam gdzie normalnie powinna byc antena radarowa; caly byles otoczony plexi jak w bombowcu z II WW i miales z lewej tablice przyrzadow z autopilotem, z prawej tablice z bezpiecznikami i cala elektryka, fotel byl na szynach i obrotowy a z tylu miales drzwiczki i firane. Czules sie doslownie jak ptak a widok i uczucie bylo nie do opisania. Nawet po szesciu latach i 4 tysiacach godzin na Tupolewach kazdy lot byl przezyciem, niezapomnianym i zawsze podniecajacym. Jak narkotyk. Moze dlatego teraz duzo latam szybowcami (przewaznie polskimi!) zeby miec jakas namiastke ale nic nie zastapi Tupolewa.

Po starcie na 2 tys stop albo nawet wczesniej piloci wrzeszczeli: "Szturman, gotow?" ja odwrzaskiwalem "Gotow" i zapalalo sie zielone swiatelko na moim autopilocie. Piloci szli spac a ja mialem caly samolot lacznie z radiem tylko dla siebie. W mojej stalej zalodze moj kapitan wkurzal sie jak go budzilem zanim samolot byl na prostej (finals) do ladowania. To byla prawdziwa bajka. Nikt nie jest tego w stanie pojac kto tego nie przezyl. I nikt juz tego nigdy nie przezyje bo Tutek juz nie ma i nie bedzie a byly to, jakby to nie bylo, najszybsze samoloty swiata przy starcie i ladowaniu (nawet do 180knts). Siedzenie moje bylo mniej niz 2 metry nad pasem .

 

1979 - Wyjazd z rodzina z Polski do Kanady, Toronto. Wize zalatwilem sobie w Kairze (zostawalismy tam na 2 tygodnie przy wymianie zalogi wiec zrobilem to z nudow chyba). Nastepna decyzja za ktora dziekuje Bogu codziennie.

 

1980 - Wlasnie Air Canada zwolnila 200 pilotow i nadzieje zadne ale twardo zapisuje sie na egzaminy i loty z instruktorem do licencji pilota, wpierw Private a jeszcze w tym roku Commercial (licencja zawodowa). IFR mam w malym palcu, jeszcze w tym roku robie multi i night endorsement. Z pracy nici i tak wiec,

 

1981 - Rozpoczynam kariere w Zarzadzie Miasta Toronto jako deckhand na promach plywajacych na wyspy oddalone 11/2 mili a w nastepnym roku kosze trawe na miejskim polu golfowym. Unia jest, placa $15 /godz. i szlag mnie trafia. Robie dyplom morski kanadyjski w Coast Guard w St.Catherines. Isc plywac na statki? Stupid.

 

1982 - ide na UofT i zaczynam studia Business Administration i mam ich gdzies. Postanawiam robic forse. W styczniu 1983 (w zimie w Zarzadzie Miasta Toronto tacy jak ja nie pracowali bo byly sniegi i bralo sie Unemployment) zaczynam prace jako broker na TSE i sprzedaje ubezpieczenia na zycie i zdrowie oraz inwestycje. Idzie mi nadspodziewanie dobrze i jestem w roku 1984 szostym najlepszym (to znaczy najwiecej zarabiajacym) agentem (tzn sprzedawca) w calej Kanadzie. Nie chce was straszyc ile wtedy zarabialem ale $250,000 commission to mialem na dlugo przed czerwcem.

W tym samym roku zaczyna sie moja kariera motocyklowa. Jade do Kaliforni i robie New Racer School a w nastepnym roku Competition Licence. Majac dosyc pieniedzy kupuje sobie sprzet i sponsoruje sie sam w Club racing w Ontario (tor w Shannonville) i New York . Jestem juz za stary na kariere a poza tym nie chce robic innej kariery niz ta co mam, ale okazuje sie ze mam troche talentu i udaje mi sie stanac na paru pudlach. Atmosfera fajna, ludzie mili. Po dwoch latach moje wyscigi sa coraz rzadsze i zakladam biznes handlu antykami.

 

1989 - odechciewa mi sie juz calkiem jakiejkolwiek intensywnej pracy. Sprzedaje wszystkie domy, townhousy etc. w Ontario. Odstepuje moich klientow w Ontario koledze ktorego wprowadzilem do tego biznesu, Jurkowi Szemplinskiemu; jest on nadal moim przedstawicielem na Ontario i mieszka w Missisauga. Jade do najpiekniejszego miejsca na kuli ziemskiej i miasta uwazanego przez ONZ za najlepsze miejsce w swiecie do mieszkania - Vancouver na Lewym Wybrzezu Kanady.

Tu kupuje rezydencje w najbogatszej w Kanadzie dzielnicy British Properties na zboczu gory 1200 stop ponad miastem. Sam widok z moich okien jest wart ponad milion dolarow. Zajmuje sie moimi hobby, glownie zeglarstwem, rodzina, motocyklami, samochodami, szybownictwem etc. Mam pare setek klientow, przewaznie milionerow albo multimilionerow, w mojej firmie brokerskiej zajmujacej sie glownie planowaniem finansowym i inwestycjami. Mam zawodowe tytuly ChFP, CFP, CLU i jeszcze pare.

Pracy nie znosze wiec pracuje srednio moze 15 godzin na miesiac. Jestem osoba skromna i nikomu nie lubie imponowac ale nie toleruje glupoty ktora mnie po prostu wkurza.

 

Jesli chodzi o motocykle to jestem instruktorem jazdy wyscigowej i wspolpracuje duzo z moim dobrym znajomym Keith Code w jego szkole. Jezdze w miare duzo, ostatnio wiecej na ulicy nawet.

 

Wkurza mnie troche ze dalem sie sprowokowac do calej tej pisaniny ale chyba zagoniliscie mnie w kozi rog. Juz widze jak na to zareaguja zachwiani psychicznie; wielu etatowych pajacow napewno z charakterystyczna dla siebie nienawiscia. Prawde powiedziawszy jestem troche tym zmeczony i zaczynam miec dosc. Chyba zaluje jednak ze wogole tu zaczalem choc chcialem jak najlepiej.

 

Zdjec wam tez nie zamieszcze bo mi sie nie chce. Poza tym juz widze co by sie dopiero wtedy zaczelo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1947, Marzec 8 - urodzilem sie w Warszawie

 

Również urodziłem sie 8 marca :mrgreen:

 

Janusz musze przyznać że masz bardzo ciekawe życie.

Musiałeś być bardzo zdolny skoro w tylu dziedzinach

jesteś tak dobry.Twoja kariera wcale nie była mocno związana

z motocyklami (co mnie trochę zdziwiło)a mimo tego bardzo dobrze znasz się

na technice jazdy.

Mam nadzieje, że nie odejdziesz z naszego forum bo tak jak napisałeś dużej ilości osób pomagasz swoimi postami.Między innymi mnie.

Uważam że dobrze że napisałeś to twoją historie w którą trochę trudno uwierzyć ale...(Teraz już każdy wie co kiedy i jak)

Co do kłótni to rzeczywiście moglibyście dac spokój tymi docinkami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I o to Janusz chodziło - wreszcie powiedziałeś trochę o sobie. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tego, że cokolwiek o sobie napiszesz, a jednak ... Teraz tym bardziej nie możesz się na nas obrażać itp, bo wszystko mamy jasne, można dalej zagadywać o zakrętach :-) :-).

A docinkami się nie przejmuj, nie zostajesz dłużny, więc chyab obie strony jakoś przeżyją :-)

 

Pozdrawiam, Paweł

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...