Skocz do zawartości

maniek_7

Forumowicze
  • Postów

    2860
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Treść opublikowana przez maniek_7

  1. Jak opona ma szansę polatać ze 3 - 4 tkm, to łątaj. Tylko porządnie. Zwłaszcza, że jest to gwóźdź jakowyś i nie są poprzecinane zbrojenia. Jasne, że lepiej mieć nówkę niż łataną, ale życie i kasa są jakie są. Po załataniu możesz zrobić "próbę wytrzymałościową" jak Marlew w zeszłym roku : po załataniu przez rumuńskiego kowala przez 50 km autostrady do Bukaresztu nie zchodziliśmy poniżej 240 km/h :icon_twisted: Zawsze to dodatkowa wulkanizacja :icon_twisted:
  2. Jak jesteś zupełnie początkującym, to raczej polecam Grandysów. Tam są osobne grupy z instruktorami (powiedzą co i jak). W ostaniej MMP startował złoty fazer, może to ten sam...? I nieźle sobie radził. A na grandysach latała dziewczyna na SV 650 i gościo na 1000. Też dawali radę.
  3. Widziałem twoją TL-ę. Nieźle poginała :icon_twisted: Ale nie przejmuj się ciężarem. W zeszłym roku na Grandysach gościo na FZR1000 kręcił czasy w granicach 1.50... i to jest dopiero wiekowy i ciężki sprzęt. :icon_twisted:
  4. A mówią, że to motocykle są niebezpieczne...
  5. W FZS jak nie jeździsz bardzo sportowo, to dobrym rozwiązaniem będą np. conti road attack - dobrze trzymają na suchym i mokrym i 10 000 wytrzymają. Albo Pilot Roady. Na bardziej sportowe moze decydować się, jak chcesz naprawdę pałować. Inaczej szkoda kupować gumy, której nie wykorzystasz a i tak po 6000 się skończy - tylko będzie śmieszni kwadratowo wyglądać ;)
  6. Jak poprzeglądasz serwisówki motocykli (nie wiem jak w starych, ale od 98 roku na pewno, w ramach przeglądu po max czterech latach należy wymienić przewody... Ale brak oporu oznacza że trzeba odpowietrzyć i przy okazji wymienić płyn. Wtedy wyjdzie też czy pompa wydaje...
  7. Witam, Mistrzostwa były zajefajne! Atmosfera jak na Grandysach ... tylko tam więcej się jeździ (przynajmniej dla Rokie i Pretendent). Dla mnie to był weekend nauczek i karcenia za własną głupotę. Zaczęło się od tego, że po ustawieniu zawieszenia w HRG Dominika, moto zaczęło skręcać jak 600-ka! Co prawda przy wyjściu z zakrętu koło na trójce rwało się w górę (taka geometria się zabawna zrobiła) ale z tym sobie poradziłem -skręciłem mocniej amora skrętu, zacząłem dociążać przód (wreszcie mocniej na wyjściu z zakrętu cisnąłem bak) i dało rade. Poskutkowało to tym, że na pierwszym wolnym treningu do połowy zjechałem slajdery (ale to frajda iść całą dużą patelnię na kolanie ) i zacząłem wreszcie nadrabiać za chłopakami którzy robią czasu 1.51 - 1.55 (wiem, bo jechałem za Olafem "Evilem" z Torn - Kawasaki i sprawdzaliśmy potem okrążenia na jego laptimerze ). Oczywiście pierwsze rady w depo - chowaj kolano, tul nogę do owiewki itp... Po trzech piątkowych treningach, na sobotni nastawiłem się na bicie wszystkich życiowych rekordów. A miałem założone drogowe opony Michelin Pilot Power. Wszyscy mówili : zmień je na torowe, a ja chciałem przyoszczędzić, zwłaszcza że w mocnym złożeniu na niemieckich zakretach trzymały jak zaklęte (poraz pierwszy objeżdżałem tam ludzi i po zewnętrznej i po wewnętrznej cały czas na kolanie ). W międzyczasie zmieniłem jeszcze klocki na Carbon Lorein od Grandysów, bo zdaje się na drugim treningu przed dużą patelnią poczułem że nie mam specjalnie czym hamować... śmieszne uczucie przy 260 km/h... W sobotę ranny trening, i zaczęła się jazda! po piątym czy szóstym okrążeniu, gdy udało się przebić przez tych którzy jechali wolniej, miałem całą prostą pod mostkiem pustą i poczułem że jest szansa na pełne szybkie okrążenie. I na ostatnim przed prostą, gaz, złożenie, kolanko, gaz do dechy i nagle... motocykl poszedł w bok a ja zostałem na asfalcie... i pojechałem na plecach w piach, gdzie zresztą było już moje moto. Okazało się, że tylna opona nie dała już rady. Na wolniejszych zakrętach dawała, ale tam było już takie przeciążenie (to jest najszybszy zakręt, gdzie wchodzi się ponad 160 km/h - przynajmniej ja, a co dopiero zawodnicy) a ponieważ w zakręcie cały czas przyśpieszam, nawet nie czekając na szczyt (wtedy zacieśnia się fajnie zakręt) i opona tylna puściła. Potem w depotach spece (są tam spece ze wszystkich firm motocyklowych) tłumaczyli mi przy wieczornym piwie, dlaczego jestem głupi ciul (chciałem zaoszczędzić na oponach) i dlaczego opona drogowa ma prawo nie wytrzymać. Strat dużych nie było : po łamana miejscami owiewka (taśma MacGiver czyni cuda ) prawa kierownica (Grandysi mieli zapas ), połamana szybka (taśma i naklejki "Świat Motocykli” od Dziawera zrobiły z niej nówkę racingową ) i połamany tylny stelaż (na zasadzie "Monster Garage" - choć niektórzy upierali się że raczej "Złomiarzy", wspólnymi siłami polsko-niemieckimi, wzmacnianymi białostockim bimbrem zrobiliśmy krótki "superbikowy" stelaż). Tylko przepadł mi popołudniowy wolny trening, ale może i dobrze, bo był przelotny deszcz i parę osób już na pierwszym kółku poszło w piach. W niedzielę rano, z nowymi oponami (piękne slicki od Marka Szwarca z Torn-Kawasaki) pojechałem na trening. I dupa! Moto przerywało powyżej 7 tys. obrotów. Ja mu w gaz, a on dupa... Nie ma gorszego uczucia, jak w zakręcie objeżdżasz trzy osoby, a potam na prostej widzisz jak znikają w sinej dali. Byłem taki zły, że nawet nie zwróciłem uwagi, że moto zaczyna się kołkowo prowadzić w zakrętach (spinałem się jak tylko mogłem, i wszystko kładłem na karb tego że jadę szybko na wysokim biegu - nie musiałem rozpędzać się na 5 - 6 tak, żeby mi prędkości na cały zakręt starczało). Najpierw wszystko zrzuciłem na karb tłumika i nieczyszczonego filtra oleju - w czasie szlifa mój "karbonowy tłumik robiony u gościa w garażu" się połamał do środka, i żeby mnie w ogóle na tor wpuścili, pokleiliśmy go taśmą McGiver. I taśma się popaliła. W depo odkręciłem tłumik, telefon do Dominika (na szczęście w HRG był mój seryjny tłumik) i o 13-ej miałem już tłumik, a w tym czasie chłopaki przedmuchali mi filtr powietrza. I dalej lipa. Staliśmy przy moto, całe konsylium (nasz wyścig o 16.20!), byli mechanicy z Suzuki Poland Position, Grandysów i wszelkich innych teamów i nic... no kręci się do 8 tys. na luzie i kicha. o 16.10 udało przez przypadek znaleźliśmy przyczynę - przy opuszczonym baku źle ułożył się przewód paliwowy i nie dawał paliwa! Więc zaraz mała improwizacja i o 16.20 wyjechałem spocony ale szczęśliwy na tor. Wjazd na tor, pierwszy przejazd, silniczek kręci aż miło ale... jakoś dziwnie się prowadzi w zakrętach. Staje na startowej, podchodzi kolega z parasolką (a co :) ) i mówi, że skręcił mi na maksa amor skrętu. Myślę OK, luzuje amorka i jedziemy na rozgrzewające okrążenie. A w patelni, przy wolnej jeździe (120... ledwie mogło być) - czuje jak przód zaczyna mi delikatnie płynąć. W Sławiniaku kołek. A na niemieckich znowu lambada przodu... za mostkiem jadę prosto, patrzę na górną półkę... a ona jest pod kątem. I już wiedziałem - jak zmienialiśmy w sobotę prawą kierownicę, zdejmowaliśmy półkę, i potem, ustawiliśmy z powrotem lagi (po szlifie należy zawsze odpuścić lagi na półkach, i od nowa je skręcić) i ja, głupi kutas sam dokręcałem śruby jak Kropa ustawił mi lagi. I dlatego nawet nie próbowałem, tylko ładnie zjechałem do depo. Możecie wyobrazić sobie jak się czułem Jak podjechałem do naszego namiotu, zbiegli chłopaki z wieży i pytają co jest. Sprawdzamy - dolna półka się obluzowało i laga chodzi. A to przecież sam ja dokręcałem! Tak więc przez własną głupotę, nie wystartowałem w wyścigu. Teraz moto jest w HRG gdzie będzie znowu doprowadzane do właściwego stanu i na Grandysach czerwcowych mam nadzieję że sobie odbiję ;) W sumie pobiłem swoje oba życiowe rekordy - oficjalny czas na pierwszym treningu gdzie mi mierzyli, ostatnie okrążenie zanim wypadłem z toru (jak jeszcze walczyłem z wyprzedzaniem) miałem 1.58,08 (a jeszcze tyle okrążeń mogłem zrobić :D ) - wcześniej mój oficjalne czas najlepszy z majowych Grandysów był 2.04 (!). I jak do tej pory miałem szlifa przy największej prędkości w życiu (wyliczyłem, że miałem coś koło 170 km/h jak się położyłem) :P . A żeby było śmieszniej, to na niedzielnym rannym treningu, na moto które jechało jak GS 500 (na końcu startowej udawało mi się rozpędzić max do 190 km/h) i już zaczynało się luzować zawieszenie ( bo to właśnie podczas tego treningu musiało się zluzować jak za słabo dokręciłem) i tak zrobiłem czas 2.03... Więc generalnie jestem zadowolony :( Muszę tylko opanować manewrowanie w zakrętach (abym nie tracił tyle czasu przy wyprzedaniu) i dohamowanie w zakręcie (nic tak nie wkurza, jak gościo, którego osmyczyłem w zakrętach, na dojeździe do małej patelni wyprzedza mnie na hamowaniu i cała zabawa od nowa :D ) I na następnych eliminacjach będę godnie reprezentował Hard Rock Garage :P
  8. Gratulacje, chociaż znając ilość pracy jaką masz w warsztacie, to nie prędko za własne moto będziesz miał czas się wziąć... :D
  9. Bo na Grandysach Chłopaki mieli namiot Kawy i umowę ze sponsorem, że tam tylko kawy, i swoje moto musiałem z kolegą trzymać "za przyczepą"... :D A teraz obok będzie namiot Metzelera, gdzie znajdzie się miejsce dla suczek... ;)
  10. To zawitaj do namiotu zielonych, bo gdzieś w pobliżu będzie i moja 13-ka... :buttrock: Co prawda nie kawa, ale motocykle nie psy i się nie gryzą...
  11. Zbychu, nie przesadzaj! Sam miałem szlifa przy 120 i wstałem, otrząsnąłem się jak suka, podniosłem moto i pojechałem dalej... tyle że było to w deszczu :rolleyes: i miałem crash pady. W FZR600 jak jak nie pasz padów to masz szansę przy szlifie że kierownicą o asfalt haczysz a wtedy... :icon_twisted:
  12. Zasadą jest, że drogi kask jest drogi bo : - jest z dobrego materiału (jakies kevlarowe kompozyty np) który nie pęknie jak robisz baranka o asfalt:lalag: - ma bajerancką naklejkę (np. Arai, Shoei...) ;) - ma fajne malowanie (za malowanie w replice płaci się kilka stówek wiecej niż za jednokolorowy... :) ) - ma doskonałą aerodynamikę - jest lekki - ma świetna wentylację. Ze względu na trzy ostatnie, a zwłaszcza ostatni pukt, im droższy kask tym ...głośniejszy. No, powiedzmy generalnie drogie są głośne (odwrotnie niż zwykle w samochodach). Ale za to jak przy 200 km/h chcesz spojrzeć w bok, nie masz wrażenia że Ci głowę ukręca. I przy 250 nie musisz cały chować się za owiewkę, bo kark i tak daje radę... a o to właśnie chodzi. Przyczyną huczenia w kasku może też być strumień powietrza odchylany przez szybę - może Ci właśnie na kask lecieć....
  13. ...ale nie miałeś w kutce żadnej membrany? Bo jeśli tak to już nie masz. ;) No chyba że pierzesz bez wirowania. Wszystkie membrany uszczelniające jakoś słabo znoszą pranie w pralce :icon_twisted:
  14. Widzisz, Po pierwsze, po pięciu latach to już nie będzie nowa skóra...:icon_twisted: Po drugie, problem w tym, że zaczynając od R1, masz duże szanse, że NIGDY nie ogarniesz do końca tego sprzęta. Taki lajf, że kiepsko się na nim uczy jeździć. Możesz bawić się nim w stunt - tu to może być nawet pierwsze moto. Na prostej opanować łatwo i jeśli masz jaja i wyczucie równowagi, dasz radę. Ale żeby objeżdżać na zakrętach, trzeba troszkę praktyki... A różnica między 600 a 1000 jest zasadnicza. To że najlepsi zawodnicy przygodę z torem zaczynali od małych 125 o czymś również świadczy...
  15. Żeby zrobić czasy w granicach 1,55 to fajne sportowe opony szosowe klasy Pirelli Diablo, Michelin Power dają radę... Potem trzeba już zmienić na coś konkretniejszego. I nie chodzi tylko o przyczepność ale o kształ opony. Wczoraj po wyścigu zamieniłem się z kolegą i polatałem 30 minut na torze na GSXR600 (też K2). Teoretycznie to prawie to samo (taka sama masa, prawie te same wymiary. Miał tylko zmienione sprężyny i torowe opony - metzelery sporteck. Różnica była diametralna! Ten motocykl sam się kładł. Opony torowe mają wyższy profil (są bardziej spiczaste) co znacznie ułatwia składanie się o zwiększa powierzchnię styku opony z torem w mocnym złożeniu... Po raz pierwszy żałowałem, że mam 1000 a nie 600 którą lata się leciutko jak rowerkiem... Ale już mam plana co zrobić i Dominika HRG zadba żeby i moje maleństwo chętniej w zakręty wchodziło....
  16. Jak jesteś z Poznania, i znasz jakichś kolesi którzy latają na torze i są gotowi odpowiedzieć na Twoje pytania i poprowadzić na torze, to nie warto. Jak masz dalej niż 200 km... to warto - na samych dojazdach zaoszczędzisz :crossy: I nie oszukuj się. Na grandysach w jeden dzień efektywnie jeździsz 2 godziny, czyli w sumie około 4 godzin jesteś na torze. W poniedziałek/wtorek teoretycznie masz do dyspozycji 2 godziny, ale jak zaczynasz zapie**alać, to po 25 minutach masz dość i zjeżdżasz dopocząć... i w sumie latasz z godzinę... :wink: A szkolenie to nie tylko jazda za zawodnikiem (pokazuje tor i jak zsuwać ciężkie pośladki z siodełka i co z kopytkami robić) ale też rozmowy z zawodnikami wieczorkiem gdzie paru ciekawych rzeczy technicznyhc o jeździe też możesz się dowiedzieć. A tym razem był też Holender z Hyper Pro i kazdemu kto chciał ustawiał zawieszenia i tłumaczył (o ile znałeś angielski) co jak i dlaczego. Bo sama teoria jazdy też oczywiśie była (i przepisy co jaka flaga znaczy, jak jechać, jak wygląda wyścig itp.) ale usłyszeć i zrozumieć to raz, a wcielić to w życie to dwa... Poza tym, na wtorkowych treningach nie masz takiego zaplecza techniczengo jak na Grandysach czy MMP - tu jak zwiedzisz okoliczne piachy i trawy, zawsze znajdzie sie ktoś pomocny doprowadzić sprzęta do stanu pozwalającego dalej ryzykować stan wizualny zabawki. Taśma MacGiver i trytytki rulez!!! :banghead:
  17. Nigdzie nie napisałem, że trzeba zawsze wykorzystywać pełną moc motocykla. Wielu i po kilku latach posiadania motocykla nie będą tego potrafili. Punktuję tylko bredzenie, że jak to źle jest przekraczać przepisy... a kupuje motocykl, w którym przy prędkości 50km/h... nawet dwójki się nie da wrzucić! Ja pewnie nie znam prawdziwych motocyklistów, ale z osób jeżdżących na motocyklach które znam, jeśli popatrzeć od strony SS i jego podejścia do przestrzegania prawa, po 20* minutowej jeździe po mieście, każdy powinien dostać minimum 30 punktów pomimo tego że ani dla siebie ani dla innych nie stworzyli żadnej niebezpiecznej sytuacji :buttrock: I nie mam na myśli gości którzy na ulicy gumują, ale wielu starszych i młodszych członków tego forum... wielokrotnie wychwalanych przy różnych okazjach. A zastanawianie się o "potencjalnie" niebezpiecznych sytuacjach (co będzie jak mi kot w szprychy wskoczy...) oznacza, że powinno się zmienić hobby. Ale ja to dres jestem... :biggrin: a nie motocyklista. :banghead: A o młodzież nie ma się co martwić, oni swoje wiedzą... tak samo o motocyklach jak o szkole, trawie, szlugach, gorzale, seksie... nie demonizujmy naszej roli wychowawczej. * chciałem napisać 10 minut, ale czasem stoi się na światałach... :icon_mrgreen: zatrzymuje żeby się na dupy na ulicy popatrzeć... i czas ucieka.
  18. Ja muszę tam naszego Marlewa z Banditem zaciągnąć... niech też pozawstydza chłopaków. :icon_mrgreen:
  19. Chłopak, a jaka jest różnica między przekaraczaniem prędkości w mieście czy poza miastem...? Piszesz że zgadzasz się z SS w 100 %, a on pisze że za miastem nie przekracza 80 km, bo psy, koty, zające, ufoludki... Mówisz że można popycić na torze... a byłeś? Bo motosykl masz taki bardziej wyrywny :icon_mrgreen: Czy ja dzisiaj śnię, czy to forum gazety Fakt? CO wy za farmazony o przepisach i jacy to święci jesteście pierdzielicie? Rosumię SS bo on taką linię przyjął i konsekwentnie się jej trzyma. Rozumię skuterowców, którzy i tak nie mogą jeździć szybciej niż 50 km/h bo skuterki są blokowane... Ale jak ktoś kupuje 100 konny motocykl, i pieprzy to przepisach, bezpieczeństwie itd... to po kiego kupił taki motocykl? Bo ładnie wygłąda? Jeśli tak, to czemu od razu nie zblokował do 27 KM (jak w D) coby niechcący nie przekroczyć prędkości? PS. Legut7, to nic osobistego, posłużyłem się Tobą tylko dla przykładu. Nie jestem Greedo który swoje kompleksy i frustracje nosi jak na zewnątrz, jak odzież wierzchnią...
  20. YZF6... a ile ty masz lat? Bo tak jakoś twoje pytania zalatują marzycielem-gawędziarzem :banghead: A tu niektórzy (zawsze znajdzie się jakieś Dziadowstwo... :icon_mrgreen: ) poważnie do tematu podchodzą :buttrock:
  21. Najszybszy czas XJR to był 1,57 :buttrock: . A ze względu na tak duży rozstrzał w grupie C (od 1,56 do 2,36) taki czas to naprawdę niezły wyczyn - bardzo trudno było wykręcać czas, gdy dojeżdżało się do małej patelni a tam 8 osób zastanawia się jak wziąć zakęt bez składania motocykla... :banghead: I dlatego przeniosłem się do grupy B, gdzie przynajmniej nikt nie blokował drogi i najwolniejszy miał czas koło 2,12... czyli można było bez stresu poginać :biggrin: Za to w tej grupie na każdy wyjazdd średnio 3 gości lądowało w piachu... Zresztą dlatego dla naszej grupy wyścig przerwano jak na małej patelni dwóch naraz w piach poszło. :crossy: Generalnie na treningu trochę pięknych wymuskanych moto nabrało "torowej patyny i szlifu" :icon_mrgreen: ale na szczęście nikomu nic sie poważnego nie stało :wink: Cierpiała tylko duma.
  22. Facet był niesamowity! Nie wiem jak on to robił ale w sławiniaku i małej patelni (to takie agrafki /zawrotki) objeżdżał wszystkich! A pamiętam że przecież Zbycho na swojej XJR jak jechał tak jak my w Rumunii to przycierał wszystko co się dało! XJR miała drugi czas w grupie C i startowała w biegu na drugiej pozycji :flesje: w ogóle jeszcze tyle osób na grandysach nie było. W grupach C i B w biegu kontrolnym (taki mały wyścig) startowało po ponad 40 osób! Aż dziw że na pierwszej patelni i sławiniaku nikt na pierwszym okrążeniu nie poległ jak ten tłum poszeeeeedł :crossy: Pogoda była super, asfalt jest równy i... nie niszczy tak opon jak wcześniej ;) - może opony na dłużej będą starczać ;)
  23. Dokładnie. Tak naprawdę to taki swoisty zlot motocyklowy... : :) Trza mieć kondycję, żeby w pełni uczestniczyć... :D Byle tylko pogoda dupy nie dała... :D
  24. Dokładnie! 72 KW to standard w niemcowni (a stamtąd pewnie moto). Tam dużo moto jest tak dławionych - ze względów na stawki ubezpieczeń. :) Tak więc jak poczujesz, że zaczyna brakować Ci mocy, zawsze masz pole do popisu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...