Skocz do zawartości

Cafe Rider

Forumowicze
  • Postów

    59
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Treść opublikowana przez Cafe Rider

  1. Cafe Rider

    BG Pitbull

    Szacun, piękny, zadbany motocykl.
  2. Cóż dodać, Amozemoto.. Mówiąc poważnie, z tym serwisem może nie jest aż tak źle, trochę żartowałem, może ja mam za duże wymagania czy oczekiwania, bo mnie serwis autoryzowany mojego samochodu rozpieszcza i mam porównanie do serwisu motocykla... fakt na plus, że Triumph ma autoryzowany serwis w Polsce w kilku największych miastach, że jest przez nich łatwy w miarę dostęp do oryginalnych części zamiennych, że Triumph uważa się być marką "premium" dla bogatych snobów i chciałby ich przyciągnąć jakością i oryginalnością motocykli (przynajmniej sami tak się określają, jak się wczytać w ich "strategię") i w tym kierunku idzie ich marketing, ale czy idzie za tym jakość moto i np. serwisowania? nie wiem, właśnie o tym piszemy...znam przypadki, że moto stało i 2-3 miesiące w serwisie, zanim części ściągnęli od producenta. Umówić się od ręki na serwis nie możesz, terminy - kilka tygodni. Fakt, że o moto zastępcze nie tak trudno, mają na stanie i jeśli naprawa trwa kilka dni, da się na ten czas załatwić za darmo zastępczy, zwykle nówkę z danego roku z przebiegiem kilku tysięcy; każdy salon ma trochę takich, wykorzystują je też do jazd próbnych dla klientów. Ale i fakt, że serwis nie jest tani... jest drogi. Zalety to np. duża ilość firmowych akcesoriów, dużo gadżetów takich, że możesz "personalizować" motocykl, jakieś tam sakwy, bagażniki, inne siedziska, lusterka, kierunki, manetki itd, itp. to nie problem, z reguły niezła jakość, wada: drogie to wszystko, jak cholera... ale co dziś jest tanie?... Tak więc - jak ze wszystkim: są "plusy dodatnie" i "plusy ujemne"... 😀. Ja mam, i nie narzekam, Ty musisz sam zadecydować: ani nie namawiam, ani nie odradzam. Aha - w serwisie mają darmową, całkiem niezłą kawę, czasem ktoś ciekawy wpada i można pogadać siedząc w wygodnych fotelach... ale to tak na marginesie, bez związku.
  3. Co prawda w Warszawce salon Triumpha rozrósł się, w ostatnich 2-4 latach otworzyli nowe salony w Polsce, więc sprzedaż musi im chyba iść, co nie oznacza, że jakość sprzedawanych moto idzie w parze 🙃. Co do przesiadki np. na BMW... no ja mam inne odczucie - wśród moich kolegów nie za bardzo ten kierunek, raczej japońce... skrót BMW (Będziesz Miał Wydatki) dotyczy nie tylko samochodów, ale i w stosunku do moto jest aktualny - słyszę, jak nieraz to mówią posiadający je koledzy, wystarczy też trochę pogrzebać w rankingach awaryjności (warto rzucić okiem niekoniecznie na niemieckie rankingi...). Wracając do Triumpha - ja tam fanem marki Triumph nie jestem, ślubu z motocyklem nie brałem i prędzej czy później go zmienię, chociaż na razie mój egzemplarz jest bezawaryjny i wydaje się solidny - niemniej nie postrzegałem dotąd tej marki jako szczególnie awaryjnej, bardziej niż inne europejskie czy amerykańskie marki. Dlatego, dzięki zainspirowaniu tematem przez Amozemoto, poczytam trochę w necie (z obrzydzeniem i odrazą, bo wolę jeździć w tym czasie, a nie grzebać w necie), bo w końcu na Triumphie jeżdżę... Produkcja, przynajmniej klasyków i wielu podzespołów do nich, jest głównie w Tajlandii (powoli w ostatniej dekadzie tam przenosili produkcję z podlondyńskiego Hinckley), ale kiedyś tam, przed kupnem tego moto, czytałem jakieś info i cyfry, że jakość nie spadła, a nawet przeciwnie, trochę wzrosła, bo Bloor przy tym podkręcił normy jakości, gdy wielu fanów marki kręciło nosem, że wyprowadza produkcję do Azji. Ale jak jest naprawdę z jakością motocykli Triumph - nie wiem, jak będzie mi się chciało może w wolnej chwili coś tam poczytam, poszukam - dzięki, Amozemoto, za linki. A może jest tak, jak z każdą marką - generalnie jakość spada, i na jaką markę się nie wejdzie, zawsze można znaleźć na forach zagranicznych dużo negatywnych informacji. Wydaje mi się, że Triumph negatywnie nie odstaje od innych europejskich marek, ale to tylko mi się wydaje, i na razie nie bardzo mi się chce w tym głęboko grzebać - wolę jeździć, moto sprawne, a sezon się zaczął, trzeba korzystać z pogody!!!
  4. Amozemoto: ok, dzięki za linki, sam chętnie zapoznam się, bo na polskich formach/stronach nie ma za dużo info w tym zakresie, ja poczytam o tym modelu, który mam aktualnie, może się przydać. O Triumphie 765 R albo RS niewiele wiem - nie interesowałem się tym modelem. A jeśli chodzi o serwis Triumpha - a jakże, bywam, nie jestem "w pełni" zadowolony... długo szukali pracownika do serwisu w poprzednich latach... i jakoś tak kojarzy mi się serwisowanie Triumpha (musiałem u nich serwisować, bo gwarancja, etc.) z kilkoma cytatami z filmu "Psy"... np. jak wchodzę, przyjeżdżając na serwis, widzę te ich spojrzenia... które mi mówią: "bo jakoś ci nie ufam i jakoś cię nie kocham". I jeszcze: "co się ku*wa patrzysz nas tu nie ma". A w głowie natychmiast pojawia mi się myśl: "znowu mnie wszyscy będą pie**olić". I zaraz przychodzi mi inny cytat: "to ja już sobie pójdę. Co ja tu będę tak sam, na tym wysypisku...". A kiedy przychodzi do płacenia, widzę jak szacują mnie, na ile skasować, i te spojrzenia w stylu: "ktoś urodził się księdzem, ktoś kurwą a ktoś inny złodziejem...". A potem, kiedy pokazują rachunek: "...uśmiechnij się..." a ja myślę: "A co to koncert życzeń?" i zaraz też pojawia się inna myśl: "...Umieram...". A w oczach serwisanta widzę: "...a zdychaj...". Myślę: "dlaczego, za co?" a odpowiedzią jest: "w imię zasad, sku*wysynu". A kiedy już przyłożę kartę do czytnika i pociągnie setki złotych z mojego konta, niemal w tym samym momencie jakoś tak słyszę rozkoszne: "Miauuu...". Kiedy potem, po serwisie, coś znów nie gra i wracam do nich z pretensją, widzę, że mają chęć powiedzieć: "Nie chce mi się z tobą gadać..." a potem: "Stul pysk, ku*wa! Przynajmniej usiądź, a nie leżysz, jak wydymana ku*wa...". I zaczyna się od początku... (przepraszam admina za wulgaryzmy, ale to tylko niewinne cytaty z filmu 😀). Tak, że mówiąc wprost: no serwis dupy nie urywa...
  5. OK, ale jak czytam pierwszy post autora tego wątku, to bardziej mu chodziło o nowsze produkcje Triumpha (napisał: "maksymalnie kilkuletnie motocykle"). A Sprint st 955i był produkowany chyba do 2004 roku, również rok 1973 był trochę dawno... (swoją drogą, Adam M. - szacunek, jest piękny 👍😀 ).
  6. Amozemoto: to ciekawe, co piszesz. Bardzo mnie zainteresowałeś, bo sam mam Triumpha. Dlatego napisz, skąd masz takie informacje, że są z Triumphami problemy i jakich konkretnie modeli to dotyczy (czy roadsterów, adveture, classic, Rocketa etc.)? Mam kilka lat, kupiłem nówkę, Triumpha Bonneville, przejechałem kilkadziesiąt tysięcy km i nie mam najdrobniejszych problemów. Mam też kolegów mających Triumphy, i żadnych usterek - no, ok, u jednego był problem ze skrzynią biegów (T120), chyba kłopot z zapięciem trójki, ale serwis w ramach gwarancji załatwił to - trochę się naczekał, ale coś tam wymieniono i chodzi jak zegareczek. Ale piszę tu o Triumphach tzw. nowoczesnych klasykach (T100, T120, Scrambler, Speed Twin etc) - bo w takich klimatach ja i kumple obracamy się ( o, widzę że Przemek96 również - pozdro!) Na temat jakości serwisu Triumpha można ponarzekać, ale jeśli chodzi o jakość, trwałość - były wysoko oceniane, a jeśli chodzi o awaryjność - plasowały się średnio, w grupie kilku znanych marek, w sumie zaraz po japońskich firmach. Dlatego prośba: napisz, skąd takie informacje?!
  7. Zubaaa… ech… zadajesz dwa pytania: 1. Robić kat a czy 125 wystarczy? 2. Jaki motocykl będzie najlepszy, nie awaryjny i ekonomiczny? Ad.1. Dawno, dawno temu, w innej galaktyce też jeździłem 125 ccm do pracy, chociaż miałem „A”. Dystans 30 km w jedną stronę, różnymi drogami, część dwupasmówką. Ale mnie 125ccm niemal od początku nie wystarczył. Męczyłem się na nim, czułem się jak zawalidroga, zwłaszcza w większym, szybkim, wymagającym ruchu koło godzin szczytu. Natomiast w soboty -niedziele na wypady „na łono natury” dla mnie był ok, wystarczał. Tylko co Ci po takiej odpowiedzi? – kontynuując: mój kolega na 125 ccm jeździł do pracy przez wiele lat i miał odmienne od mojego zdanie: był zadowolony. Mieszka w dużym mieście i dla niego 125 był całkowicie wystarczający. Do dziś jeździ na 125 ccm. Ale inny kolega nie wytrzymał nawet 2 miesięcy od początku jeżdżenia na 125 ccm – natychmiast zapisał się na kurs kat. „A” i po pół roku jeździł już dość ciężkim nakedem. Jeżdżenie na 125 ccm było dla niego koszmarem pod każdym względem. Ale i naked go nie cieszył – to typ fightera, odkrył radość z jazdy na torze, teraz, od lat, ma bardzo szybką szlifierkę, odwiedza co pewien czas tor, wydaje na to sporo kasy, ale jest szczęśliwy. Dla niego to jest motocyklizm, odkrył go w sobie po kilku latach jeżdżenia innymi rodzajami motocykli. A na przykład Weronika Kwapisz, dziewczyna, która napisała kilka książek, możesz wygooglać (pochwalę się: znam ją osobiście), na motocyklu Suzuki Van Van 125 ccm przejechała m.in. Danię, Islandię, Wyspy Owcze, Paryż, Bilbao, Lizbonę, Andaluzję, Toskanię oraz Alpy. Trasa zajęła jej 3 miesiące, ponad 15.000 km. Jej wtedy 125 ccm wystarczało, jeździła nim też na co dzień, w Polsce. A mnie – nie wystarczało nawet na dojazdy do pracy. Jak więc Ci sensownie odpowiedzieć? Tu musisz przemyśleć i spytać siebie – nikt Ci sensownie nie odpowie, bo nie jest Tobą. Prawda jest też taka, że dopóki sam nie przemyślisz, a potem nie spróbujesz, nie będziesz wiedział. Nikt Ci nie powie, co dla CIEBIE będzie najlepsze. Musisz poznać sam siebie i wiedzieć, czego chcesz. Tej roboty nikt z Forum za Ciebie nie wykona. Natomiast jeśli myślisz poważnie o motocyklu w perspektywie przyszłości, wielu lat i rozwoju umiejętności, to, moim zdaniem, zrób „A”, bez względu na wszystko. Bo to inwestycja w przyszłość. Bo jeżdżenie puszką a motocyklem to dwa odrębne światy. Bo jeśli wybierzesz odpowiedni kurs, instruktora, to czegoś się jednak nauczysz. Z mojego punktu widzenia na to nie żal pieniędzy. Bo, wbrew pozorom, też z mojego, subiektywnego punktu widzenia, odświeżenie przepisów drogowych przed egzaminem teoretycznym i podstawy najprostszych manewrów na placu czy jazdy na kursie w ruchu ulicznym jakąś małą, ale zawsze podstawę dają: to punkt wyjścia do zabawy z motocyklami. Chyba, że moto traktujesz jako narzędzie, jedynie środek transportu do pracy, jak elektryczną rolkę… to po co Ci "A"? - ale to tylko Ty wiesz, co siedzi w Tobie. Jeśli myślisz poważnie o tym, by jeździć na motocyklu, musisz zainwestować pieniądze w „A”. Ja od tego zacząłem, ale w miarę ogarniałem, czego chcę, jeszcze zanim wsiadłem na 125 ccm. A jeśli jeszcze nie wiesz, czy myślisz poważnie… no to ślepa uliczka; to nikt Ci tu nic mądrego nie doradzi. Nikt Ci nie odpowie na pytanie: „czy robić kat A czy 125 wystarczy?”. Ad 2. Jaki motocykl będzie najlepszy, nie awaryjny i ekonomiczny? - I tu znów ta sama ściana – o co chodzi? Konkretny model konkretnej firmy? Jaki będzie najlepszy dla… Ciebie? nie awaryjny? – są rankingi bezawaryjności, testy długodystansowe w sieci, pełno informacji, stron, wiadomości, tabel porównań… tu, na Forum, często „każda pliszka” swój ogonek chwali – ja mam Triumpha, i powiem Ci, że jest najlepszy, nie awaryjny i ekonomiczny, ktoś inny będzie Ciebie przekonywał do Hondy, a inny do Yamahy, Suzuki, Kawasaki, HD, Ducati, KTM-a itd., itp., itd., itp. Jak i do konkretnych modeli tych firm. I co Ci to da? Że ktoś będzie bardziej elokwentny i mu „uwierzysz”? Ale te sprawy to nie kwestia wiary… Poza tym, każda marka ma modele mniej lub bardziej udane. To można od biedy ocenić po informacjach w prasie fachowej, necie itp. Ale doświadczenie uczy, że w wielu przypadkach decyduje również egzemplarz konkretnego modelu danej firmy – nie mówię o tym, że są takie firmy, jak np. Norton, gdzie motocykle są robione w dużej części ręcznie i każdy egzemplarz jest indywidualny. Ale i najlepsze, uznawane za mało awaryjne firmy, jak choćby Yamaha czy Honda, ma modele bardziej i mniej udane, a wśród tych „bardziej udanych” możesz natrafić na egzemplarz bardziej awaryjny. A nieraz i chińczykiem można jeździć długie lata bez problemów i awarii. Ekonomiczność: również pytanie ogólne. Koszty paliwa? Ile spala na 100 km? Czy o serwisowanie? Zużywanie części? Wymiany podzespołów – na jak długo przeciętnie starczają? Każdy motocykl możesz serwisować u pana Bolka lub w serwisie dealerskim, jeśli taki jest. Różnica kosztów kolosalna, ale nieraz też różnica jakości. Możesz trzymać się instrukcji i zmieniać oleje, płyny, wymieniać filtry i części zgodnie z zaleceniami producenta lub kupować tanie zamienniki i dokonywać tylko najbardziej niezbędnych czynności, kiedy jest potrzeba. Ekonomiczność również zależy od sposobu jeżdżenia, garażowania, ustawień motocykla itp., itd. Jak Ci na to bardzo ogólne pytanie odpowiedzieć? Częściowo na te pytania możesz odpowiedzieć Ty sam, tylko to wymaga dużo pracy od Ciebie samego, wykonania pracy przede wszystkim nad zadawaniem sobie pytań i szukania na nie odpowiedzi. Poza tym: próbowania. Można u sprzedawców iść na jazdę próbną, nawet 125 ccm, trzeba rozejrzeć się za ludźmi, którzy mają i jeżdżą motocyklami, które Tobie wydają się, że będą dla Ciebie dobre i gadać z nimi, może na parkingu czy bocznej drodze dosiąść taki motocykl i pod okiem kolegi spróbować, jak się na nim jeździ, etc, itd. Nie obraź się, Zubaaa, ale myślę, że zadane przez Ciebie pytania są zbyt ogólne i wymagają najpierw od Ciebie pracy – na bardziej konkretnym poziomie pytań wiele osób na Forum coś Ci podpowie czy da bazę do dalszych przemyśleń. Takie jest moje zdanie. A poza wszystkim: cześć, witaj na Forum!
  8. Cafe Rider

    Junak Huntera

    Super! Jak wyżej - bardzo piękny!!! Jestem pod wrażeniem 👍👏
  9. O właśnie tak, Buber. Trzeba popróbować. Człowiek z wiekiem nabiera doświadczenia i rozumu. Jest taka anegdota o Edisonie - zanim wynalazł żarówkę, miał 1.000 wcześniejszych nieudanych prób. Zapytany kiedyś przez dziennikarza, jak się czuł odnosząc 1000 razy porażkę, odpowiedział: “Nie, ja nie odniosłem porażki 1.000 razy. Po prostu żarówka była wynalazkiem o 1.000 krokach.” Warto więc próbować. Ks-rider, cóż, racja, teraz też tak na to patrzę. Człowiek nie lubi przyznawać się do błędów... . Wtedy była to moja druga "duża" maszyna, jeszcze nie myślałem w ten sposób, nie dłubałem przy motocyklach i w swojej młodzieńczej naiwności myślałem, że producent wie, co robi: że fabryczne ustawienia i to co dają, to najlepsze dla motocykla (ech, aż taki kretyn był ze mnie... chociaż, jak pamiętam, kumple mówili mi coś w tym duchu, jak Ty, ale wtedy "byłem mądrzejszy" i wydawało mi się, że przesadzają, że nic to nie da). Może, gdybym wtedy posłuchał, przez długie lata bym jeździł zadowolony na turystyku... Czasem nawet drobne przestawienie ustawienia daje świetny efekt - kiedy kupiłem pierwszego mojego Triumpha, jakoś tak dziwnie, niepewnie zachowywał się przy kładzeniu w szybkie, długie zakręty. Fabryczne ustawienie, tia... Wystarczyło odrobinę zmienić ustawienia tylnego zawieszenia i efekt fantastyczny: inny, pewny, znakomity motocykl! Warto czasem schować "swoje mądrości" w... i posłuchać tych, co trochę wiedzą i sami nauczyli się na swoich błędach. ...człowiek całe życie się uczy. Dobrze, jeśli nie na własnych błędach tylko na doświadczeniach innych. Dlatego teraz, po latach, mam w sobie, kur*wa, trochę pokory... Czego i Tobie, LoQ, życzę u progu Twojej drogi motocyklowej...
  10. Uważam, że Buber ma 100% racji, dobrze pisze. Patrząc po swoich doświadczeniach: mimo, że miałem „A”, jeździłem pierwsze 2-3 lata na 125 ccm. Bo gdzie mi się niby spieszyło? Z perspektywy patrząc dało mi to dużo – 125 ccm było dla mnie dobrą wstępną szkołą, i jeśli chodzi o ubiór, i samą jazdę. Czasem aby wyprzedzić puszkę, trzeba było dobrze się zastanowić… Jazda wolniejszym motocyklem bardzo dużo uczy w temacie poruszania się na drodze… potem to procentuje, bo jeździsz na dużym, szybkim moto uważniej. I ze mną było tak, jak Buber pisze – mój czas był bogaty wtedy w spotkania, przejażdżki z innymi, gadanie o motocyklach, poznałem wielu gości jeżdżących na różnych moto, od chopperów po ścigacze. Czasem dosiadłem ich rumaków, pojeździłem trochę, pod ich okiem, na bocznych drogach czy choćby na parkingu. Poza tym miałem szczęście, bo poznałem wtedy instruktora, miał własną szkołę jazdy i na „A” i dla zaawansowanych, który sam kiedyś startował na torze, i on trochę podciągnął moje umiejętności – było to 30 godzin zaawansowanego kursu, tylko ja i instruktor, i na placu, i w ruchu ulicznym, i podstawy na torze. Trochę kasy to kosztowało, ale dla mnie: było warto, dobrze wydane pieniądze. Jesteśmy też kumplami do dziś, nawet byliśmy przed pandemią na moto kilka dni we dwóch, jako kumple, w Bieszczadach. Tam też, na takiej przystani motocyklowej, próbowałem jazdy na enduro czy crossie po terenie. I też odkryłem, że to mnie nie rajcuje, wolę turystykę drogową. Ale wracając do tematu - kiedy wreszcie wnerwiło mnie 125ccm, nabyłem drogą transakcji kupna-sprzedaży wymarzony ścigacz. Mój pierwszy, cudeńko, dużej pojemności moto! Ale miał odjazd… No kurna piękny, wymarzony, tylko… bardzo szybko zrozumiałem, że to nie dla mnie – piłowanie asfaltu, niewygodna pozycja itp. Dla mnie - do dupy. Nie tego chyba chciałem. Ech… Więc zmieniłem na motocykl sportowo-turystyczny. Wydawało mi się, że Pana Boga złapałem za nogi. Wygodniejszy, już nie wiszę nad kierownicą z podkulonymi nogami… Do pracy można dojeżdżać, kufer etc. Ale po roku-dwóch okazało się, że to również nie jest to – plecy i dupa bolała na dłuższej przejażdżce - po trzech-czterech godzinach ciągłej jazdy, mimo, że pozycja wydawała się wygodna. Jakoś tak nie mój klimat. Coś było nie tak… Poza tym wtedy jeździłem często z gośćmi na chopperach. I szybko wsiąkłem w ten klimat. Specyficzne środowisko. I następny był chopper. Obowiązkowo HD. Jeżdżąc na chopperze szybko odkryłem, jak firma mnie rajcuje, jeśli chodzi o motocykle. I że nie jest to HD 😊, bo nie każdy chopper to Harley 😊 . Jazda na chopperze ma swoje uroki, Harley jest kultowy, bez dwóch zdań, ale dla mnie - znów pozycja nie ta – kiedy siedzisz, jak król na imieninach, z nogami do przodu, wszelkie mniej zamortyzowane nierówności idą ci wprost na kręgosłup. Po roku – dwóch zaczęły mnie boleć plecy. Zrozumiałem, że nie tędy droga. Na zlotach i spotkaniach zainteresował mnie wtedy inny rodzaj motocykla. Starannie wykonany, o dobrych właściwościach jezdnych, z dbałością o szczegóły, i do miasta, i na dalekie wyprawy… I piękny, kwintesencja dawnego stylu. Taki… kompletny. Zaczęło się. Wyprawy do salonów, jazdy próbne, rozmowy na zlotach z gośćmi, którzy na takich jeżdżą… Wtedy kupiłem swój pierwszy nowoczesny klasyk. Pozycja neutralna, możesz jechać cały dzień i nie czujesz tego. Znanej firmy, jakość wykonania części świetna, masę akcesoriów, silnik mocny, zacny, kapitalna skrzynia biegów. Elektroniki tyle, ile trzeba. Hamulce brzytwy, ABS, kontrola trakcji, ale przy tym w starym stylu zegary analogowe, okrągłe lusterka. I ta wygoda… I gęba się sama śmieje, jak patrzysz na niego w garażu. Bo, kurna, piękny. I tak, dopiero po wielu latach, znalazłem „swój” rodzaj motocykla. Jeżdżę już na kolejnym i wiem, że „to jest to”. Oczywiście dla mnie – pisze o sobie, bo każdy tu na forum może opisać swoją historię, jak doszedł do tego, że właśnie ten, a nie inny rodzaj motocykla go rajcuje. I to jest ok. Bo sam musisz dojść do tego, czego chcesz od jazdy i jaki rodzaj motocykla ciebie rajcuje. I nieraz dochodzi się do tego po latach… Buber ma rację. Szerokości, LoQ, i wszystkiego dobrego.
  11. OK, wiem, że z Triumph'ów myślałeś o Street Triple 765... Tego nie znam, ale moto Triumph to moim zdaniem niezły wybór - sam latam już kilka lat na Bonneville i w kraju, i nie tylko... (przy moim profilu zdjęcia). Motocykl i do latania koło komina i do dłuższych tras, trzeba tylko lubić klasyczny wygląd i specyfikę - ja uwielbiam. Obok tego, że jest "klimatyczny", doskonałego trzymania się w zakrętach, miłemu prowadzeniu i wygodnej pozycji jest pięknie, starannie wykonany, można dokupić bardzo wiele akcesoryjnych części, chociaż te nie są tanie... U mnie przez kilka lat i kilkadziesiąt tysięcy żadnej, nawet drobnej awarii. Z serca mogę polecić, ale co do Street Triple 765 - musisz się do niego osobiście, w salonie przymierzyć, np. wziąć "bez zobowiązań" na jazdę próbną (można, najlepiej wcześniej się umówić w salonie) - czy Ci pasi pod względem właściwości jezdnych, no i... 190 cm, czy jest ok pod względem wielkości; Ja mam 10 cm mniej - i Bonnie do mnie pasuje, ale na Street Triple 765 nie siedziałem...
  12. Całkowicie zgadzam się z Tobą, Qadrat. I o czarnych skrzynkach, i inwigilacji. O tej ostatniej - kierunek, w jakim to idzie od lat, i coraz bardziej przyśpiesza, to jak wizja z dawnych książek sci-fi. Człowiek czytał kiedyś Dicka czy Asimova czy jeszcze tam jakieś fantazje o totalitarnych, nieustannie inwigilowanych społeczeństwach i nie zdawał sobie do końca sprawy, że już, tu i teraz, żyje w podobnym świecie. Chyba jesteśmy ostatnim pokoleniem wiedzącym/czującym, co to są resztki wolności... bo dla dorastających dzieciaków jest to normalny, zastany świat i rzadko zastanawiają się nad tym. Dopiero przy takich dyskusjach uświadamiam sobie, w jakiej czarnej dupie już są społeczeństwa i jak szybko i głęboko manipulacja, penetracja (sorry za to słowo 🙂 ) i inwigilacja idzie...
  13. W mojej opinii Jeszua bardzo dobrze Ci radzi z tą szkołą motocyklową. Tak najlepiej zacząć przygodę z motocyklem. Przede wszystkim sama musisz przekonać się, czy jazda na dwóch kółkach to spełnienie Twoich oczekiwań, czy tak to jest, jak sobie wyobrażasz. Dlatego spróbowanie jazdy w szkole motocyklowej da Ci dwie korzyści - zobaczysz, czy jazda na motocyklu to dla Ciebie to taki "fan", jak to sobie wyobrażasz, a po drugie pod okiem instruktora złapiesz jakieś pierwsze podstawy, "otrzaskasz" się z jazdą w bezpiecznym miejscu, jeśli przekonasz się do jazdy na moto. I, jak to radzi Jeszua, wybierz dobrą szkołę, polecaną przez tych, którzy tam robili prawko, bo zła może Ciebie zrazić na wejściu i do motocykla, i do jeżdżenia na nim. Jeśli "złapiesz" bakcyla i będziesz wiedziała, że moto dla Ciebie "to jest to" - wtedy dopiero pomyśl, co ewentualnie kupić na początek; ja bym na Twoim miejscu zaczął od 125ccm, lub, jeśli Ci to odpowiada, skutera. A o adrenalinie na razie spokojnie... może pomyślisz za parę lat, może jak zrobisz A i poczujesz, że warto spróbować się na torze... Ze mną tak było, że kiedy nie jeździłem, to nie jeździłem, ale jak zacząłem, to nie wiem kiedy tak "wsiąkłem" w motocykle, że teraz nie wyobrażam sobie życia bez nich. To silnie uzależnia... czego Ci życzę 😀 .
  14. O gustach się nie dyskutuje, ale w mojej opinii: miło popatrzeć, to piękna, stylowa maszyna. Ma klasę. Z mojego punktu widzenia trochę szkoda byłoby ją przerabiać. Szykuje się piękna pogoda na weekend (u Ciebie też 🙂, sprawdziłem) - więc pozdrowienia, Daniel, szerokości!
  15. Za dzieciaka były motorowery. Pierwszy "poważny" motocykl, mój własny kupiony za swoje pieniądze: koreański Daelim Daystar 125ccm. Czarny z chromowanymi, srebrnymi elementami i chromowaną rurą wydechową. Dla mnie był spełnieniem marzeń, piękny i bardzo wygodny, podesty, kanapa, biegi można było zmieniać również piętą, miał zegary tradycyjne, ze wskazówkami, żadnych elektronicznych wyświetlaczy, prędkościomierz i oddzielnie obrotomierz, ale miał wady, kiedy przekroczyłeś 80 km/h to "pociła" się uszczelka silnika, nic poważnego w nim się nie psuło, ale ciągle trzeba było naprawiać drobiazgi: a to śrubka gdzieś się odkręciła, a to licznik kilometrów przestał działać, a to nieraz, nie wiadomo dlaczego, były kłopoty z odpaleniem itp. Drażniło mnie, że trudno było na nim przekroczyć 90 km/h więc czasami utrzymanie się w lokalnym ruchu poza miastem było trudne, a wyprzedzanie dramatem... Kiedy go miałem, jeździłem z niepokojem w sercu, co i kiedy jeszcze się znów zdarzy, co nie zadziała... może i bym go nie sprzedał, kiedy zrobiłem A i kupowałem nowe silniejsze moto Hondy, i stał by u mnie do dziś w garażu lśniący i wyczyszczony, jako nieużyteczny, ale nostalgiczny eksponat, ale wnerwiały mnie wtedy te drobiazgi...kiedy go sprzedałem (a kupił go właściciel lokalnego małego sklepiku używanych motocykli i serwisu), serce bolało, ale przez lata stał w środku sklepiku jako "wystawa", czyściutki i piękny, więc czasem, mimo, że potem kilka razy zmieniałem motocykle, ale wciąż, co parę miesięcy, zaglądałem do sklepiku, żeby go poklepać po siodełku, albo spojrzeć przez szybę w oknie, niby przypadkiem przechodząc... sentyment. Jak z kobietą - taka magia: pierwsza miłość we wspomnieniach jest idealizowana, jest taka, że wszystko, co było złe, zapominasz, a tylko ulotne, piękne chwile zostają w pamięci...
  16. Arcer: 👍 - dobrze napisałeś, całkowicie się zgadzam.
  17. Tak przy okazji może warto wspomnieć, że w wielu firmach z tzw. trochę "wyższej" półki można sobie lepiej dopasować kask poprzez zmianę grubości wymiennych wkładek (wyściółek) wewnętrznych czy to centralnych, czy policzkowych. Kiedy zmierzyłeś już obwód, jak pisał Klaudiusz i kupiłeś kask w odpowiednim dla siebie rozmiarze, kupiłeś i jest prawie ok, ale potem coś uwiera lub odwrotnie, po pewnym czasie kask jest ciut luźniejszy, niż myślałeś, można to skorygować. Ja mam np. szczękowy Shoei Neotec II. Kupując ten kask w rozmiarze L dostałem go z wkładkami o standardowej grubości: centralną i policzkowymi. Jest to oznaczone przez Shoei jako L 9 - czyli standardowa grubość. Ale można dokupić dla tego kasku wyściółkę np. L 13 - jest ona grubsza od standardowej (zmniejszy wewnętrznie rozmiar kasku), albo L 5 - jest ona cieńsza od standardowej (zwiększy rozmiar kasku). Podobnie z wyściółkami policzkowymi. W ten sposób jeśli są drobne niedogodności, niedopasowania, mimo, że kask jest generalnie właściwej wielkości, można go dokładniej dostosować konkretnie do swojej głowy. Pewnie, że to dodatkowy koszt, ale nie przesadzajmy - jeśli za kask płacę dobrze ponad 2 tys PLN, to dokupienie np. centralnej wkładki za sto kilkadziesiąt zł nie jest tragedią w zamian za doskonałe dopasowanie.
  18. Ks-rider napisał: "...Jak by nie bylo sprzeglo zuzywa sie szybciej. Ten kto robi to z wyczuciem na pewno przyczyni sie w mniejszym stopniu do zuzycia. Kazda maszyna przewidziana jest na jakas tam obsluge. Robi sie to nie tak jak przewiduje producent, ponosi sie tego konsekwencje". 100% racji, wszystko w temacie.
  19. Sam jeżdżę od kilku lat Triumph'em (innym modelem) i jestem zadowolony - bezawaryjny, jakość wykonania bez uwag, bardzo szeroka możliwość i dostępność dokupienia dodatkowych akcesoriów do wszystkich modeli (no ale tanie, to one nie są...), serwis fabryczny w Polsce jest. Kolega ma od paru lat Hondę CBR - podobnie jak ja, również zadowolony i podobnie nie narzeka na awaryjność, dostępność serwisu, części, osprzętu. Ja bym Ci polecił Triumph'a, a on - Hondę. Jak czytasz testy obu motocykli (CB650R i Tridenta) - również do każdego pozytywy, zbliżone osiągi, komfort, cena itp, obok konstrukcji i silnika drobne różnice w masie (Triumph ciut lżejszy, ma większą dopuszczalną masę całkowitą, ale to bez znaczenia - nie jest to turystyk). Tu się nie da doradzić... Arti napisał: "..kwestia gustu, oba mocno zbliżone do siebie. Porównaj jeszcze osprzęt w standardzie bo może to robić dużą różnice...". Quadrat podsumował: "...po prostu kupuj sercem i oczami...". W mojej opinii obaj mają rację: trudno Ci doradzić, jednoznacznie wskazać jeden z nich... kieruj się sercem, który Ci podpowie...
  20. Szanuję Twoje zdanie, jak najbardziej zgadzam się, że nie umiejętna zmiana biegów ze sprzęgłem niszczy skrzynię. A co do zmian bez sprzęgła - biegi ładnie wchodzą bez sprzęgła zwłaszcza w górę, każdy chyba kiedyś próbował, ja też. Ale niestety nie da się za każdym razem trafiać idealnie, nie zawsze zmienisz „umiejętnie”, czasem wejdzie mniej płynnie... a cruiser czy chopper swoje waży i nie jest to kros czy inny lekki motocykl przygotowany do takiego sposobu zmian biegów. Po rozmowie w serwisie z mechanikiem raz na zawsze skończyłem z taką zabawą w moim cruiserze. W jego opinii (bawił się też serwisowaniem motocykli wyścigowych, ale tam zmiana bez sprzęgła to zupełnie inny temat) długotrwała taka zabawa kończy się uszkodzeniem trybów – kły zębatek zaokrąglają się w wyniku naprężeń i po pewnym czasie bieg może zacząć przeskakiwać przy gwałtownym odkręceniu manetki gazu (czujesz, jakbyś na sekundę tracił przyczepność, po czym wszystko wraca do normy). Po to jest sprzęgło, by go używać zwłaszcza w cięższych moto niesportowych (w sportowych w chwili zmiany biegu idzie sygnał do aparatu zapłonowego i na ułamek sekundy odcinany jest zapłon – więc biegi nie są zmieniane „na sztywno”, ale to inny temat, poza tym sportowy mniej waży, niż criuser). Ja za bardzo lubiłem swój motocykl, więc nie chciałem robić z nim rzeczy, do których nie został przeznaczony, czyli chciałem go mieć raczej długo i nie niszczyć go niepotrzebnie. Ale każdy użytkuje swój jak chce, i ma radość z tego, co robi. I jest to ok.
  21. Tylko po co? Zmiana biegów bez użycia sprzęgła powoduje szybsze zużywanie skrzyni przekładniowej. Wszystko ma swoje konsekwencje. Tak na marginesie, może uwaga bez znaczenia, bo nie tego dotyczyło pytanie.
  22. Po pierwsze - brawo za decyzję o zdawaniu na A - życzę zdania i trzyma kciuki (dasz radę!). Co do tematu: każdy ma swoje zdanie na temat kasków. Wiesz, jak to jest – każda pliszka swój ogonek chwali... No dobra. Piszę od siebie. Ja przez lata jeździłem w wielu modelach, ale głownie były to Arai i Shoei. Na dziś mam "na stanie" klika, ale najczęściej używam szczęki Shoei Neotec II i otwartego Shoei JO Hawker. Jeżdżę na niedużym cruiserze. Uważam, że Shoei to świetna, uznana, „topowa” firma i po prostu lubię tą markę. Wygodne, doskonałe japońskie kaski. Mają też w ofercie rozmiary XS, malowania matowe, są trwałe, jakościowo bez zarzutu (lakiery twarde, blendy i szyby trudne do zarysowania), certyfikowane, sprawdzone. W mojej opinii garnek to najważniejszy element ubioru. Co jest ważniejszego, niż chronić własną makówkę? Dlatego nie żałuj kasy właśnie na kask – bierz z najwyższej półki. Zwykle w kasku jeździsz kilka lat (zalecają do 5 lat), więc to ważna inwestycja na lata. Oczywiście najlepiej chroni bańkę integralny. Fajne są szczękowe, ale zwykle cięższe, niż integralne, poziom ochrony podobny. Ciężar to wada przy dłuższej jeździe – jeśli kask waży ponad 1,5 kg, to czujesz go na szyi, kiedy jedziesz kilka godzin. Ale szczęki mają zalety, bezpieczeństwo podobne jak w integralnych, są wygodne, możesz zatrzymując się szybko go otworzyć, podnieść szczękę, nie musisz zdejmować, żeby zamienić kilka słów z kumplem na poboczu czy zapalić. Nie bez powodu na dłuższe trasy na turystykach wybiera się szczęki, jeśli dobrej firmy, to są dobrze wyważone na głowie, więc kompletnie nie czuć ich ciężaru. Kark nie boli i po całym dniu jazdy. Otwarte są też fajne, zwłaszcza do krótszych jazd, zwykle lżejsze, na pewno w upalne dni to najlepszy wybór z punktu widzenia komfortu, ale są mniej bezpieczne, zwłaszcza, jeśli chodzi o ochronę dolnej części twarzy, nie chroni brody, jak walniesz nią o asfalt... ale sam zwykle przez całe lato jeżdżę właśnie w otwartym. Kask to kwestia indywidualna, co kto lubi i z jakiej "wysokości półki" jest kask, tj. trudno porównywać np. kaski najlepszych firm ze średniakami. Ja prywatnie bardzo jestem zadowolony ze szczękowego i lepiej w nim mi się jeździ, niż w integralnym, mimo, że jest ciut cięższy, ale jest doskonale wyważony - po 2-3 godzinach jazdy nie czujesz, że go miałeś na głowie. Dla mnie szczękowiec niczym nie różni się od integralnego poza tym, że ma jeden duży plus - możliwość otwarcia szczęki, co zwłaszcza w mieście bardzo się przydaje. Ważne jest wyciszenie, co docenisz przy długiej jeździe lub kiedy lubisz słuchać muzyki. Integralne są zwykle najlepiej wyciszone, ale mój szczękowiec jest również dobrze wyciszony. O wyciszeniu otwartego trudno mówić. Inna sprawa to owiew powietrza we wnętrzu. Również ważne są blendy, pin-locki... żeby wnętrze się wypinało do prania (pojeździj w upały w integralnym, to zgodzisz się ze mną). No ok., nie będę tu pisał felietonu o garnku, bo to ogólnie znane sprawy. Co do szczękowego Neotec, ważne dla mnie jest również to, że mogę go założyć na dwa sposoby - tak jak integralny, bez podnoszenia szczęki lub z podniesioną szczęką, co ma dodatkowy plus przy okularach. Ma wszystko, również niezwykłą blendę przeciwsłoneczną, bo ma ona swoje dobre strony w... nocy - doskonała widoczność, a nie oślepiają. Sprawdzone. Szczerze – to wolę szczękowy niż integralny i uważam go za bardziej wygodny do użytku na co dzień. Jest też szczelny, co ma znaczenie w chłodne dni, zimą. W zimę obieg powietrza w szczękowym i świetny pinlock oraz osłona nosowa powodują, że nic nie paruje, nawet, kiedy zakładasz okulary. W integralnym (mam Arai) niestety jest odrobinę gorzej, okulary w zimie czasem matowieją. Fakt, że miesiące letnie, kiedy jest gorąco, jeżdżę wyłącznie w otwartym Shoei Jo. Jest dla mnie fantastyczny i nic więcej nie potrzeba. Ale wiosna, jesień i zima należy do szczękowca/ lub integralnego, chociaż mniej chętnie. Tak jest w moim przypadku. Jeśli chodzi o budżet – otwarty Shoei Jo mieści się prawie w tym budżecie, Arai czy Shoei Neotec II niestety są sporo droższe, ale warto. Z innych firm trudno mi doradzić, bo korzystałem sporadycznie; miałem kiedyś np. integralny Shark Ridill, fajny, naprawdę lekki i wygodny kask, z blendą, pin-lockiem, i wszystko było fajnie, za wyjątkiem zimy (ja jeżdżę cały rok) – mimo pin-locka szyba parowała, a przepływ powietrza w zimę nie do końca spełniał swojej roli, nie dało się dobrze ustawić (w lato – było ok.). Ale to jedyna wada. No, może lakier nie jest taki twardy, jak w Shoei czy Arai. Firma Shark jest ze średniej półki, ale francuzi robią je nieźle, jest wart swojej ceny, to sprawdzona firma i na pewno są w Twoim przedziale cenowym. Tyle na wstęp. Niech wypowiedzą się inni – ja polecam z otwartych Shoei Jo – jeżdżę w nim w lato, już 5 sezon, sprawdzony, lekki, wygodny i ładny. Z wad – nie ma blendy, ale można dokupić przyciemniane szybki. Polecam Sharki, dobra, fajna i stosunkowo niedroga firma. Arai czy inne Shoei, np. Neotec to sprawdzone, doskonałe jakościowo i bezpieczne kaski, ale są ponad Twój budżet, ale może warto?... Tyle z moich doświadczeń. Nie będę wypowiadał się o kaskach, których nie miałem na głowie i nie przejeździłem choćby jednego sezonu, bo byłoby to nie fair. OK., niech wypowiedzą się inni. Nie spiesz się, PB1, pogadaj, poczytaj, poklikaj, pooglądaj w salonach, poprzymierzaj... Pozdrawiam.
  23. Jakoś tak wyszło. Wymskło mi się. Chciałem grzecznie, qrwa, przeprosić, z szacunkiem, a nie od razu się bić, nówka-sztuka tu na Forum jestem, błądzę jeszcze i nie wiedziałem, że po " literacku" nie można. No to sorry, cofam, jak było to chamskie.
  24. IZO, jeśli to akurat jest takie ważne w całej tej sprawie, to ze skruchą biję się w piersi, że źle ująłem swoją myśl. Jestem wstrząśnięty i zmieszany, przykro mi bardzo z tego powodu, jestem Ci jednocześnie wdzięczny za czujność, celność, wnikliwość i ze wstydem oświadczam, że powinienem jasno napisać, że czy z uprawnieniami, czy nie - przynajmniej mnie sumienie by jednakowo męczyło. Tia... miło Ciebie poznać na Forum.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...