Skocz do zawartości

MGH - wyjazd na Pomorze Gdańskie 28.04 - 3(4) maja 2006


Hubert
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

[ a swoja drogą to ja dam płytkę w trakcie odbioru Jewropy do jazdy testowej, tak? :icon_exclaim:

 

No no Maciek, widze, ze powaznie zabierasz sie za zmiane sprzetu. Ja jestem juz calkowicie zdecydowany, by nie powiedziec napalony. Czekam tylko na sygnal czlowieka w Niemczech, ze jest pozadana sztuka. Wiem, wiem potrwac to jeszcze moze, ale dzieki Gregowi na razie mam czym jezdzic. Bede cierpliwy.

 

PS. Widze, ze wszyscy dzis ciezko pracuja w pracy i nawet w d. nie maja sie jak podrapac serfujac po forum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[ a swoja drogą to ja dam płytkę w trakcie odbioru Jewropy do jazdy testowej, tak? :wink:

No no Maciek, widze, ze powaznie zabierasz sie za zmiane sprzetu. Ja jestem juz calkowicie zdecydowany, by nie powiedziec napalony. Czekam tylko na sygnal czlowieka w Niemczech, ze jest pozadana sztuka. Wiem, wiem potrwac to jeszcze moze, ale dzieki Gregowi na razie mam czym jezdzic. Bede cierpliwy.

 

PS. Widze, ze wszyscy dzis ciezko pracuja w pracy i nawet w d. nie maja sie jak podrapac serfujac po forum.

 

No to sie podrapię. Piocho, no biorę się:-) a ten czlek z Germanii to kto? Może i by mi poszukał czegóś?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Zbycho

No to sie podrapię. Piocho, no biorę się:-) a ten czlek z Germanii to kto? Może i by mi poszukał czegóś?

 

 

Tak z ciekawości ? po co Ci człowiek w Germanii ?? Ja wyszukałem na http://mobile.de interesujący mnie sprzęt wydrukowałem listę przepuszczoną przez filtr ceny, przbiegu i okolicy w jakiej chciałbym go znaleźć, wsiadłem w busa i drugi na liście pożądanych był ( jest ) mój. Pierwszy też byłby ale facet chciał się spotkać ciut później, jego strata. Aha ... potrzebny człowiek mówiący po niemiecku do dogadania szczegółów. Całe zabawa trwała 33 godziny, oczywiście bez czasu poświęconego na wyszukiwanie w necie i zbieranie kasy :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbychu zaprawde masz racje, ale do tego trzeba miec busa i osobe, ktora z toba pojedzie, a zna sie na motocyklach tak, ze slyszy jakies dziwne dzwieki w silniku. Ja slysze, ze silnik odpala, a poza tym, ze motor jest czerwony, a czerwone sa najszybsze. Hej! Pomijam kwestie znajomosci niemieckiego, bo to jest dodatkowy warunek, ktoregonie spelniam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbychu zaprawde masz racje, ale do tego trzeba miec busa i osobe, ktora z toba pojedzie, a zna sie na motocyklach tak, ze slyszy jakies dziwne dzwieki w silniku. Ja slysze, ze silnik odpala, a poza tym, ze motor jest czerwony, a czerwone sa najszybsze. Hej! Pomijam kwestie znajomosci niemieckiego, bo to jest dodatkowy warunek, ktoregonie spelniam.

 

Piocho, toś mi brat:-)))) wygląda na to, że jedyny atut jaki mamy to Aker, którego dotyk leczy :wink: :) :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, już dobrze:-) sie nie denerwujsia....patrzcie jaki się zrobił zdecydowany po tej Zielonej Ukrainie :cool: a swoja drogą to ja dam płytkę w trakcie odbioru Jewropy do jazdy testowej, tak? :wink:

 

 

Maciek sposobem na Akera, to w razie, gdyby Aker miał jeszcze nadzieję, że mignie się z Jewropą w myśl zasady, że to się ponoć "nie pożycza" :clap:

 

znów sobie świadków zapewniasz :icon_mrgreen:

 

 

 

Cholera. Nikt nic nie pisał, ale sam odkryłem że w przeglądarce IE moje foty nie działały (Mozilla rulez :-). Poprawiłem.

 

http://www.gregor.org.pl/mgh2/

 

No fajne zdjęcia :wink:

 

Greg, korzystając z okazji, to i ja podziękuję za wyjazd i wszelkie atrakcje...siniaki po gokartach leczę do dziś :icon_razz:

 

Gregowi, Luckowi i Hubertowi za organizację, a wszystkim za towarzystwo - dzięki :)

 

w pogodę i niepogodę - było SUPER !!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Greg, korzystając z okazji, to i ja podziękuję za wyjazd i wszelkie atrakcje...siniaki po gokartach leczę do dziś :)

Nie marudź Dorka... twardym trza być nie miętkim :wink: . A co w takim razie ma powiedzieć Lucek?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdjęcia od Włodka już dostałem. W między czasie Włodek wpadł na pomysł, żeby sobie założyć kuferek. Pomysł został rozwinięty, żeby pomalować go jak tylną wieżyczkę strzelniczą, po sugestii Agi, żeby założyć małe giwery i efekty dźwiękowe wróciliśmy do punktu wyjścia, bo Włodek słusznie zauważył że po tych tuningach nic już by się do kuferka nie zmieściło :)

 

Maciek i Piocho : jakbyście się razem zebrali, znaleźli coś na mobile.de, wypożyczyli busa to mógłbym się ostatecznie :rolleyes: z wami przejechać. Ostatecznie to też jest przygoda :icon_twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiadomość z ostatniej chwili !

 

to nie wina suzi, że 'puściła' płyn sprzęgłowy ! okazuje się, że każdy motór, który ma sprzęgło hydrauliczne ma pompkę tak położoną, że tylko uszczelniacz oddziela ją od syfu lecącego z zębatki łańcucha - a na zębatce jest niezły tyfus, sama dziś widziałam.

innymi słowy, jeśli się nie czyści w miarę regularnie tego co zbiera się z zębatki i samej pompki, to w każdym motórze pompka może zrobić dup !

Hubert - to info także dla Ciebie :rolleyes:

 

by podsumować: SV-ka jest zajebista, trzeba tylko w dłuższe wyyprawy wybierać się z 'dłońmi które leczą' :icon_twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

innymi słowy, jeśli się nie czyści w miarę regularnie tego co zbiera się z zębatki i samej pompki, to w każdym motórze pompka może zrobić dup !

 

No taak... znaczy, że w serwisie Suzuki nie brudzą sobie rączek przy czyszczeniu takich miejsc :icon_twisted: . Moje przypadki też potwierdzają, że przy wymianie płynu wspomagania sprzęgła warto wyjąć wysprzęglik i oczyścić go z syfu. To samo dotyczy pompy sprzęgła i hamulca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

28 kwietnia 2006, sobota.

Dojeżdżam do McDonalda na Pułkowej – naszego tradycyjnego miejsca zbiórek przy wyprawach na północ. Jestem przed czasem, więc dla poprawienia humoru funduję sobie kawę – za te 5 złotych mogłaby być lepsza...

 

Słońce praży, siadam więc na zewnątrz i czekam. Pierwsza zjawia się Babajaga, po chwili Mallutkii i Zbycho. Czekamy tylko na Vlaada, który uprzedził, że się spóźni. Po kilku minutach jest już z nami. Ruszamy do Zakroczymia, gdzie na stacji czeka już na nas Hun.

Po kilkunastu minutach przejeżdżamy Wisłę i wjeżdżamy na Statoila. Tankowanie i decyzja o podziale grupy. Babajaga, Mallutkii i Zbycho ruszają z pierwsza prędkością kosmiczną, a ja z Vlaadem i Hunem tempem spacerowym. Ponadto muszę zajechać do Mikołajek Pomorskich, gdzie mają być spodnie w moim rozmiarze, jakoby nieosiągalne według warszawskich sklepów, a tam drogi nienajlepsze, więc nie było sensu tłuc się całą grupą.

 

Następny postój w Mławie dla rozprostowania nóg. Ustalamy, że na obiad zatrzymamy się w rozpracowanej już w zeszłym roku knajpie w Gietrzwałdzie. Trochę nadłożymy, ale tamtejsza kuchnia wynagrodzi nam straty.

Gietrzwałd. Parkujemy pod karczmą, zamawiamy papu i czekamy. Trochę to trwało, ale w końcu jest – warto było nadłożyć tych kilka kilometrów, zwłaszcza, że droga z Olsztynka do Biesala jest bardzo malownicza.

Już wychodzimy, kiedy do karczmy wchodzi osoba, która wydaje mi się znajoma. Już wychodzimy, gdy Vlaad zwraca się do niej: „dzień dobry, panie Januszu” – no tak, przecież to Weiss. Zaczynamy rozmawiać, ja mu przypominam, ż mieliśmy okazję się już poznać w 1999 roku, kiedy występował w kampanii promocyjnej firmy, w której pracuję, a potem deliberujemy na temat pozostałości wojennych na Mazurach. Długo to jednak nie trwało, gdyż szmat drogi był jeszcze przed nami.

Ostróda. Tankowanie i przejazd przez remontowane miasto. Niech to ~()@&*#% w pewnym momencie zaklinowałem się pomiędzy samochodami – było zbyt wąsko, by przebijać się z bocznymi kuframi. Jednak udało się przejechać. Wyjeżdżamy z miasta, a tu, początkowo nieśmiało, potem coraz mocniej krople deszczu zaczynają uderzać w nasze kaski. Do Mikołajek jednak niedaleko – może się uda.

Porzućcie wszelką nadzieję, którzy przekraczacie te wrota – zanim dojechaliśmy do tych Mikołajek, po suchym ubraniu pozostawało już tylko wspomnienie.

Eureka! W sklepie rzeczywiście mieli spodnie idealnie na mnie pasujące, a Hun wyczaił nawet dla siebie przeciwdeszczówkę, z kolei Vlaad zainwestował w przeciwdeszczowe rękawiczki. Odbieram telefon od Grega – „ścigantów” jeszcze nie ma. Zaczynam się trochę niepokoić..

Ruszamy dalej. Deszcz ani myśli przestać padać, a tu przed nami kawałki drogi z kostki bazaltowej – włos się jeży pod kaskiem. Za Tczewem znudzona drogówka namierza nas radarem, ale tym razem jedziemy zdecydowanie zgodnie z przepisami – zrezygnowani złożyli suszarkę.

Skręcamy z krajowej jedynki na lokalną szosę na Kościerzynę. W oddali widać przejaśniające się niebo, co wywołuje w nas entuzjazm niczym u Sthura w Seksmisji na widok bociana. Jesteśmy już blisko celu – deszcz przestaje padać. Zatrzymujemy się, by zadzwonić do Grega, który ma nam podać szczegóły ostatniego etapu podróży. Po chwili wiemy już wszystko i ruszamy dalej. Skręt z głównej drogi na jakąś boczną. Za chwilę przejeżdżamy dwa zakręty po 180 stopni każdy. Ale nawet nie mamy sił się nimi cieszyć, a poza tym nie dość, że mokro, to jeszcze piach. Jeszcze 100 metrów i widzimy roześmiane gęby Grega i Mallutkiiego, którzy wyszli nam na spotkanie. Bierzemy ich na kanapy i podjeżdżamy pod domki. Jesteśmy w ostatniej chwili, aby zdążyć na kolację – maszyny rozpakujemy później.

Po kolacji szybkie rozpakowanie się i początek integracji. Tradycyjnie nie ma jeszcze Agi i Akera, z którymi podąża Piocho. Mar95 musi pozostać trzeźwym, gdyż musi jeszcze pojechać po Dorkę, która przyjeżdża pociągiem koło północy. Gdyby jego spojrzenia mogły zabijać, nie pisałbym już tej relacji :icon_rolleyes:

Przed północą pojawiają się spóźniona trójka, artykułując za pomocą bąbelków dźwięki, które można było zrozumieć jako narzekanie na pi....... (ocenzurowano) deszcz i trudną sytuacje drogową, w efekcie których Aga postanowiła sprawdzić, jak to jest, kiedy tylne koło zaczyna wyprzedzać przednie. Całe szczęście straty nie były duże, jeśli nie liczyć cierpiącej dumy własnej :biggrin:. Po pewnym czasie pojawili się Mar95 z Dorką i impreza potoczyła się dalej w rytmie kolejnych przeczytanych książek, po których pozostały wyłącznie puste okładki. A ponieważ prognozy pogody wskazywały na całodzienną integrację nazajutrz, nikt się specjalnie nie oszczędzał.

 

cdn

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 kwietnia 2006 – sobota

 

Pamiętacie ten dowcip o manewrach polsko – amerykańskich? Czułem się tak samo żałując, że nie umarłem dzień wcześniej. Próba podniesienia się z łóżka skończyła się dłuższym postojem w celu stabilizacji obrazu. Z niepokojem spojrzałem za okno – tym razem do padającego deszczu odniosłem się z pełnym zrozumieniem, zdając sobie sprawę, że wczorajszy rekord wcale do mnie nie należał, a poza tym i tak wcześniej odpadłem z peletonu, więc inni pewnie nie mają lepiej. Prysznic pozwolił mi nawiązać bliższy kontakt z rzeczywistością, który jednak uległ wyraźnej poprawie dopiero po krótkim spacerze i śniadaniu.

Dalsza obserwacja nieba nie pozostawiła złudzeń – pogoda się ustabilizowała – jak lało, tak leje i będzie lać. Cóż było robić – nikt nawet nie pisnął, każdy wrócił do siebie, czapkę nacisnął, a następnie udał się do miejscowego sklepu w celu nabycia kolejnej partii materiałów niezbędnych do dalszego pogłębiania procesów integracyjnych zakończonych (Uwaga! Trudne słowo!) zadzierzgnięciem prawdziwie siostrzano – braterskich więzi, przypieczętowanych przez Akera stosującego swój słynny trik pt. „ręce, które leczą” wobec Suzi Babyjagi.

W miarę postępu prac humory dopisywały nam coraz bardziej, nieco tylko niepokojone kolejnymi prognozami pogody (stabilnej jak mało co). Do obiadu jakoś dotrwaliśmy, a po nim stwierdziliśmy z Vlaadem, że trochę się przejaśnia i właściwie to można byłoby rozpoznać bojem ośrodek, w którym przebywaliśmy, zwłaszcza, że na jego terenie stała dość dziwna budowla. Otóż główny budynek ośrodka stał na czymś, co przypominało hangar – schron bierny na coś dużego (ciężarówki, wozy bojowe...). Pierwotne zastosowanie cywile tego obiektu dość szybko odrzuciliśmy, gdyż nie znamy przypadku, aby tego typu cywilne obiekty miały czerpnie powietrza chronione płytą pancerną. A i beton trochę zbyt solidnie wyglądał. Poszliśmy z Vlaadem na spacer i znaleźliśmy fragmenty ścieżki zdrowia oraz linii (energetycznej lub telegraficznej) z napisami wykonanymi najprawdopodobniej cyrylicą (trudnymi już jednak do odcyfrowania). Zatem wszystko wskazuje na to, że ośrodek mieścił się na terenia jakieś starej sowieckiej jednostki wojskowej. Spacer po lesie pozwolił nam też odkryć przepiękne miejsca, po których całe szczęście ludzie rzadko jeszcze się szlajają, a zatem nie było zbyt wielu walających się butelek tudzież pustych paczek po papierosach.

Powrót do ośrodka, dalsza integracja przerwana tylko jednym krótkim epizodem w postaci kolacji. Wieczór zakończyliśmy silnym stanowczym postanowieniem, że następnego dnia jednak gdzieś się ruszymy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...