Skocz do zawartości

Twoja pierwsza gleba na moto


bakardi
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

hah teraz ja się musze pochwalić... ale to nie była wywrotka na moto tylko na roweże :icon_exclaim:

 

To było tak:

Ostatnio z moim kumplem wymyśliliśmy żebyśmy pojechali nad zalew ok 14 km od mojego domu. Jedziemy sobie gadamy o moto :icon_mrgreen:(bo o czym innym :clap: ) dojeżdżamy na miejsce pod taką mini tamę i tak gadamy którą drogą wracać. Pojechaliśmy kawałek asfaltem i było strasznie ciemno bo ok 18:30 był most który leciał nad taką rzeką, a chodnik na moście był strasznie wąski. A więc żeby nie przerywać tematu o moto :notworthy: zaczełem jechać po takiej trawie i patrze jakiś czarny pas przedemną leży sobie myśle że mi sie wydaje. Wjeżdżam w ten pas, a tu ŁUP (to był kanał odprowadzający wodę z ulicy) gleba wywaliłem się prawie na gębe :D ale miełem takiego farta że przeleciałem przez kiere i wylądowałem na nogi :clap:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W jakimś wątku pisałem, że właściwie nie miałem żadnej wywrotki na motorze, czy rowerze poza glebą na leśnej drodze. No i właśnie postanowiłem się tym zdarzeniem podzielić.

Jechałem na Kawasaki kmx 125 mojego kuzyna (jeszcze wtedy nie miałem prawka). Wspinałem się właśnie pod stromą dosyć górę dnem wypłukanej przez wodę leśnej drogi (ściany wysokości jakiegoś metra ukształtowane na V). Chciałem się wydostaż z tego żlebu i pojechać krawędzią, bo jakieś gałęzie zagradzały dalszą drogę i w momencie, kiedy byłem już prawie na górze koło zachaczyło o jakiś korzeń i zleciałem z motorem z powrotem w dół. :D

Nic się w prawdzie nie stało, bo tylko odłamała się kulka z końca klamki hamulca i zgjął się tylni kierunek. Mnie też nic nie było, bo jakoś cudem motor mnie nie przygniótł, ale i tak miałem pietra, bo w końcu nie mój sprzęt :banghead:

Jeszcze na tym samym wypadzie wyje***em się w błoto prawie po kolana (myślałem, że będzie płytsze i jechałem dosyć dziarsko).

Tak to jest jak się leszcz bierze za ambitną trasę enduro :banghead:

 

Pozdrawiam. Jeżeli macie się wywracać to tylko tak :eek:

Piotrek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurka, głupio ale i ja sie pochwale. Pierwsza co prawda nie była żadna poważna a zaliczylem ją na placu manewrowym jak sie uczylem do prawka. Poniosła mnie ułańska fantazja i na asfalcie z lekką warstwa piachu chciałem zerwać przyczepność przy starcie a się okazało że moja owczesna Hondka SilverWing GL500 nic sobie z piachu nie zrobila i wyrwała do przodu a ja nierzygotowany na to jakoś tak się krzywo trzymałem motoru że wylądowałem na glebie szorując sobie łokietek i kolanko. Motor tylko siedzenie porwane a i to dopiero przy podnoszeniu go z gleby:)

 

ale poważniejsza miałem wczoraj. Zachciało mi sie rajdu Paryż Dakar i wypadłem z leśnych dróg na swojej Hondce XL600 prosto na budowaną obwodnicę miasta. Po horyzont ciągnący sie kawał piaszczystej drogi, szerokiej na jakies 4 czy 5 pasów tak na oko czyli przyszła droga w bardzo początkowym stadium, nawet jeszcze nie wyrównana, ot taka któraś z warstw piachu przed ubiciem. Prace stoją na niej bo unia cos sie przyczepiła wiec pusto, żadnych robót, dookoła lasy. Kiedyś już jeżdziłem na takiej ale suchej, trzeba ostro dawać gazu żeby utrzymać się w pionie więc i wczoraj od razu rurę dałem, było co prawda po deszczach ale jakoś mi do głowy nie wpadło, że aż tak może się zmienić piach po deszczu. Nie wiem jaką prędkość miałem ale na oko to ok 70km/h znając siebie i..... pierduuuuut za przeproszeniem. Prawdę mówiąc to tylko po błocie na sobie potrafię stwierdzić czym zawaliłem w glebę. Wczoraj było mi ciężko sobie przypomnieć co się działo na chwilę przed i chwilę po wypadku. Dopiero dzisiaj jak intensywnie myśle o tym przypominają mi się nowe szczegóły. Cieszę się tylko że zamiast krótkich, które zwykle dla wygody zakładam założyłem długie crossowe buty. Kurtkę mam z pełnymi, sztywnymi protektorami na barkach, łokciach i plecach i nawet nie chcę myśleć co by było gdybym ich na sobie nie miał. O ziemię zawaliłem prawym barkiem, głową i kolanami pewnie na końcu. Moto przygniotło mi prawą nogę (XL to ok.170kg) i tak leżałem wbity w piach nie mogąc na początku wydostać się spod motoru bo leżałem przodem do ziemi. Jakoś mi się udało go podnieść lekko i wysunąć spod niego. Nie pamiętam wszystkiego, wiem że kilka metrów za sobą znalazłem połamany plastikowy boczek, urwany kierunek, urwane lusterko a potem zauważyłem połamaną przednią osłonę światła i zegarów. A patrząc na mnie na szczęście widać tylko czerwoną szramę na czole-miejsce w którym mi się brzeg kasku odcisnął. Poza tym dzięki ubraniu to zewnętrznie najmniejszego nawet siniaka ale wesoło to nie jest. Cały ledwo się ruszam, bark nadwerężony jak cholera, ledwo ręke podnoszę, w klacie boli, stopa boli, wszędzie boli ale zrobiłem prześwietlenie i zadnego złamania tylko klata zbita i ponaciągane miesnie barku i ramienia. Ale wiem, że gdyby nie ubranie to jak nic nogę miałbym w gipsie, rękę w gipsie a o głowie nie chce mysleć. Kask cały tylko porysowany ale wewnętrzne gogle przeciwsłoneczne się nie wysuwają, jeszcze nie obczaiłem co jest dokładnie. Moto pokiereszowane ale odpaliło bez problemu. Co do analizy i wyciągniecia wniosków to na starcie z jednej strony ubranie pomoglo ale z drugiej nie wiem czy nie bylo trochę przyczyną. Otóż wczoraj bylo u nas piekielnie zimno i ubrałem się w kilka warstw i już jadąc w kierunku lasu czułem że jestem za bardzo ograniczony ruchowo i nie tak szybko reaguję bo mi ciasno i wszystko przeszkadza, dwie pary kaleson i osłonki na kolana pod spodniami, koszula, sweterek i bluza pod kurtką. Zwykle radziłem sobie i nawet celowo wprowadzałem moto w poślizg na piachu a tym razem nie specjalnie sobie z tym dawałem radę ale i pewnie te wszystkie warstwy uratowały mi skórę finalnie. Po wypadku pojechałem nad rzekę umyć siebie i moto i dopiero tam zobaczyłem że to niemal glina była więc musiało byc piekielnie ślisko. A więc śliska gleba pewnie z jednej strony jako przyczyna a z drugiej na szczęście dosyć miękkie lądowanie zapewniła. Opony mam enduro 50/50 może gdybym miał kostkę to inaczej by się rozegrało. W każdym razie dalej trzeba trenować, trenować jeszcze raz trenować, myśleć analizować wszystko dookoła i strój strój strój, to on w wielu podbramkowych sytuacjach jest ostatnią deską ratunku. Pozdrawiam i pamiętajcie ZAWSZE GUMOWYM DO DOŁU :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no to trzeba powiedzieć że jak byś był bez głupego kasku to mogłeś tam zemdleć czy coś w tym stylu i nikt by cię nie znalazł. Ja zabardzo niue przykładam wagi do stroju, ale po przeczytaniu twojego postu zacznę zakładać na siebie 2 pary jeansów i 3 kurtki :flesje: (na skórę mnie nie stać :/)...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jechałem spokojnie, nie wadząc nikomu, słoneczko świeciło, moja ns-1 pracowała aż miło - ogólnie mała dekoncentracja i ... nagle coś zaczęło się dziać przede mną, odruchowo hamulce i... jebut na glebę. Jak się zebrałem patrzę na asfalt, olej mi poszedł;-( A po chwili (i głębszej analizie stanu motorka) ulga - olej to był poprzednika i to na nim się tak ładnie przejechałem;-)

 

Moto praktycznie nie ucierpiało, po chwili wsiadłem i pojechałem dalej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to juz ktoś na forum napisał, dzień jak każdy inny a można było stracić życie :/

I do tego jeszcze wszystko tak kusi (równy i nowy asfalt, słońce w plecy, zero wiatru, dłuuuga prosta i żadnej puszki przed sobą). 16.10.07r.- była to droga Syców-Namysłów jeśli ktokolwiek się orientuje. No więc lecimy sobie z kumplem, ja na swoim a on na YZF600 TunderCat'cie. Ja przodem, bo kolega nie ma kompletnych kwitów śmigamy do kumpla do Namysłowa, aż tu nagle w połowie tej prostej widzę, że jedzie z przeciwka, no to puszczam gaz (200km/h) i obracam się do tyłu żeby zobaczyć gdzie mój kumpel(brak lusterek - błąd). Specjalnie nie hamuję żeby we mnie nie wjechał. Bandita mam bez owiewek więc opór powietrza w momecie gdy się obróciłem spowodował wyhamowanie gdzieś do ok 160-170km/h i zobaczyłem, że kolega jest na "kursie kolizyjnym" (nie widział stopu bo nie hamowałem, brak doświadczenia, bo jechał w lini prostej za mną :/ , poza tym gaz mu się przyciął :/). Zdążył tylko odbić lekko w bok i zahaczył barkiem o moja kierownice... Motor ścieło na lewy bok a mnie razem z nim. Ja przeturlałem się jakoś z 50m a motor przeszlifował na lewym boku 200m. Wszystko trwało 2-3s, bo jak sobie policzyłem to przy 180km/h lecisz 50m/s, a gdy sie obróciłem drugi motor był 2m za mną. Teraz już wiem jaka to ulga jak przestaniesz lecieć po asfalcie i złapiesz pobocze :) ( Lewy dekielek przetarty to wału, troche tylnego plastiku, ułamany kierunek i zegary wyrwane ze stelarzy no i długi ślad z oleju na ulicy...). Przejechało parę samochodów i jakoś nikt się nie zatrzymał. Kolega szybko zawrócił, a ja po tym jak stwierdziłem, że żyję i wszystko mam sprawne jakoś się pozbierałem. Pierwszy szlif skończył się obitą lewą stroną, obdartą nogą i łokciem oraz obdartą lewą ręką miejscami do kości, prawa tylko troche więc nie ma o czym mówić. W motor trzeba będzie włożyć z 500zł, ale to i tak mały koszt przy takim pierwszym szlifie... Kask o dziwo prawie nie ma śladów :) Za to na telefonie jest pełno przetarć :) Mam nadzieję, że czytając to prawdziewe opowiadanie ktoś oszczędzi sobie tego, co ja sobie zaserwowałem. Aha i czasami nie można liczyć na przejeżdżających kierowców, bo o ile pamiętam przejechało ich z 15 z czego 4 gdy jeszcze leżałem przy drodze, a motor z drugiej stony...

I pamiętajcie, zawsze zakładajcie rękawice, nawet jeśli jest to zwykła rundka po mieście, która zawsze może się przerodzić w krótką trasę ze spotkanym kolegą ;-)

Jakby nie patrzeć sezon zakończyłem z dosyć dużym doświadczeniem... Zdążyłem zrobić 3,5tyś. km więc jestem zadowolony, że żyję i już co nieco wiem o jeździe.

Pozdrawiam :notworthy:

 

Czytając post o koledze na kursie przypomniało mi się, że Bandzior przygniótł mi nogę gdy poleciałem, dlatego mam obitą stopę. W końcu 220kg... :/

Pozdrawiam :notworthy:

Edytowane przez gustafinski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Była noc, paździenik i mokro. Za dużo siły na tył i koło uciekło. Mała prędkość to i szkody były małe. Jedna natomiast poważna lekcja: nie wozić kluczy w kieszeni na tyłku. Przy upadku klucze przebiły się przez spodnie na zewnątrz i strach pomyśleć jak bym się czuł gdyby poszły do środka (zwłaszcza, że najdłuższy miał z 10 cm)...

 

Zl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja pierwsza gleba byla tydzien temu na Yamaszce TW. 3 godzina jazd na kursie, ja cwiczylem na placyku ruszanie ze skretu. Dodałem zbyt wiele gazu manetka, za szybko puscilem sprzeglo, kiedy motocykl uciekal mi spod dupy jeszcze dodalem gazu, bo skrecil mi sie nienaturalnie nadgarstek - efekt gleba, znalazlem sie pod motocyklem tuz przed cwiczacym manewry autobusem. Posiniaczone kolano, usyfione spodnie i zraniona duma.

 

Ale jak to sie mowi, jak sie nie wywrocisz, to sie nie nauczysz, cale szczescie ze ta yamaszka ok 110kg wazyla, nie 200...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękne jesienne popołudnie 1988. Mknę sobie swoją wspaniałą CZ-350. Wiatr gwizdze w kasku (takie kiedyś orzeszki były). Wszystko bajeczne, kolorowe. Niestety deszcz popsuł sielankę i trzeba było się schować na przystanku autobusowym. Całe szczęście, że padało tylko 15 minut. Można było ruszyć dalej. Znana droga. Wiele razy przemierzałem tą trasę albo autkiem albo CeZetką. Prosta we wsi kończy się skrzyżowaniem w kształcie T. Muszę zwolnić z 60km/h aby bezpiecznie skręcić sobie w prawo i turlać się dalej do domciu. I niestety. CeZetka nie miała ABeSu. Za mocno ścisnąłem manetkę hamulca przedniego i czuję, że przednie kółko odjeżdza mi w lewo, motocykla kładzie się na prawy bok. Ułamek sekundy nie wiem co się dzieje. Potem widzę, że ja zasuwam po asfalcie na tylnej częsci ciała oparty na łokciach a obok mnie zasówa na boku moja maszyna. Wychamowałem po jakichś 50 - 65 m. Motorek trochę dalej. Gdyby podczas ślizgu nie próbował bym wcześniej wstawać skończyłoby się na zdartych łokciach. Niestety chciałem dogonić motor pieszo i wylądowałem na twarzy, dłoniach i kolanach. Część twarzową uchronił mi kask. Dłonie i kolana zlekka się pozdzierały (blizenki do dziś).

Szkody - złamane kierunki z prawej strony, połamany uchwyt reflektora, podarte ciuchy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsza glebe mialem na swoim gs-sie,jakies 2 miechy temu.

Jechalem moto ok 60km/h ,waski zakret ,piach,studzienka i oczwyscie samochod z naprzeciwka,czyli samo dobre:-),zaczalem delikatnie hamowac jednoczesnie starajac sie zjechac jak najblizej prawej strony chcac uniknac spotkania z samochodem i ... nagle puszcza przod.Lece.Czas sie spowalnia i w glowie pojawia sie pierwsza mysl "zeby moto tylko nie ucierpialo",w momencie upadku skasowalem mostkiem owiewke (wyjatkowa twarda:p),nastepnie lot i szlif klata ,lokciem oraz bokiem po asfalcie.Z tylu slysze jak dogania mnie moto ale na szczescie zatrzymal sie wczesnije niz ja;p.Doczolgalem sie do motocykla i wylaczylem go.Nie moglem wziac glebokiego wdechu .Po paru min wstaje,patrze ,a w oknach i na balkonach juz czeka widownia-_-*.Wzialem moto na chodnik i za chwile wybiegl jakis spoko gosc ktory mi pomogl.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.Nie minelo pol dnia jak postawilismy plotek wokol ogrodka babci mojego kolegi, ujerzdzalem wtedy WSK125 (pierwsze2oo). ''Rozpedzilem'' moto do ok 50km/h na dosc dlugim podjezdie kolegi, jade sobie jade, kurz za mna jak milo :crossy: ja na hamulec tylny a tu nic :icon_eek: nie pamietam dobrze ale cos podparlo dzwignie... i traaach w nowiutki plotek i babcine kwiatki :) Skonczylo sie na siniakach i unikaniu babci kolegi

2. MZ ETZ 250 Wybralem sie w nocy na samotna wycieczke nad jezioro, zagapilem sie z lagodnych zakretow, zaczepilem za barierke odgradzajaca szose od rowu. Moto zaczepilo sie kierownica z barierke i tylne kolo ciagnelo po asfalcie, moja noga dostala sie pod to kolo ale tylko troche sina potem byla i buta stracilem :banghead: zatrzymalismy sie dopiero kiedy kierownica sie zlamala ale w miedzyzcasie moja prawa reka ktora kurczowo trzymalem kierownice trafila na laczenie tych przydroznych barierek, mialem rane szarpana w ktora mozna bylo wlozyc piesc. Stalo sie to na odludziu a wrocic do domu musialem jakos, przywiazelem sobie zatem linke gazu bo prawej reki i ta przejechalem 20 km. Poszarpany (zadnych ochronnych ciuchow- przeciez bylo lato, noc a ja jechalem znana trasa :rolleyes: , gdzieniegdzie pokrwawiony na poobijanej MZ, dobrze ze byla noc... Przez tydzien nawet nie myslame zeby spojrzec na moto, ale kiedy sinaki i sie zmniejszyly MZ dostala kilka przeszczepow i wrocila do zdrowia :crossy: :crossy:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pierwsza gleba podczas hamowania przez uślizg przedniego koła na mokrej nawierzchni(jeszcze bez prawka-głupi byłem:) ) i niestety podobny upadek w zeszłym miechu ale to już przez wymuszenie puszkarza, niestety nie skończyło się bez uszczerbku na zdrowiu. mam nadzieję że kolejny sezon okaże się dla mnie łaskawszy :)

Edytowane przez pootietang
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. 2005 rok - F3, nocny przelot przez wies i duzy owczarek niemiecki wbija mi sie pomiedzy owiewke, a przednie kolo. Moto poszlo szlifem na prawa strone przy okolo 70 km/h przygniatajac mi noge. Mialem wielkiego siniaka przez kilka tygodni.

 

2. 2005 rok - F3, dwupasmowka, predkosc okolo 100 km/h dotykam lekko klamki hamulca i po chwili ogladam niebo turlajac sie po asfalcie. O dziwo uszkodzenia w moto i moj uszczerbek na zdrowiu mniejszy niz podczas poprzedniej gleby.

 

3. 2006 rok - F3, (glupota) wyjezdzajac w zimny dzien na zupelnie zimnych oponach zaliczylem niezlego powerslida pod garazem - powerslide zakonczyl sie wachaniem asfaltu. Wtedy mialem juz crashpady - wiec nic sie nie stalo.

 

4. 2007 rok - Transalp, Kreta, wyjezdzajac z drogi szutrowej na asfalt nie wyczyscilem za dobrze opon przed pierwszym zakretem (dodatkowo asfalt tam jest piekielnie sliski) i bylo bum przy predkosci okolo 30 km/h. Musialem wyrzucic spodnie.

 

 

Kazda z tych gleb to byla dla mnie nauczka...Cale szczescie, ze moj aniol stroz pozwolil mi wyjsc z tych opresji calo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. 2005 rok - F3, nocny przelot przez wies i duzy owczarek niemiecki wbija mi sie pomiedzy owiewke, a przednie kolo. Moto poszlo szlifem na prawa strone przy okolo 70 km/h przygniatajac mi noge. Mialem wielkiego siniaka przez kilka tygodni.

 

a pies przezył ??

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...