Skocz do zawartości

rozkosmany

Forumowicze
  • Postów

    165
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez rozkosmany

  1. Stara NTV :) Silnik taki sam (koleżanka nie wspomniała że ją wnerwia) Nie ma łańcucha tylko wał napedowy w monowahaczu. Odpada więc problem zakładania trybów, naciągania łańcucha, smarowania tego wszystkiego co i tak się pobrudzi i wnerwi niewiastę. Za to jest świetne dojście żeby felgę wypucować :laugh: Moduł zapłonowy lepiej umocowany a regulator w takim miejscu że nawet go nie znajdzie. Zgubic go nie ma możliwości, chyba że z całym motocyklem. Przednie koło nawet jak zabezpieczenie tulejek nie jest zakrecone to też nie odleci. Pozycja super wygodna, zegary czytelne z fajnymi lampkami. Dźwignie chodzą leciutko. Całość nawet objuczona pali malutko niczym skuter. Czego więcej chcieć?
  2. Z CBF to chyba tak już jest że od byle czego telepie kierownicą. Jeden ze znajomych to wk.... sie kiedyś i metodycznie bardzo podszedł do sprawy. Nie załozył amortyzatora tylko robił zmiany tu i tam obserwując efekty. Problem chyba rozwiązał :) Na tą grzbietową część ramy dosrubował ceowniki z obu stron pod które podłożył gumę. Od tamtej pory problem zniknął całkowicie.
  3. Pierwszy poważny to CZ 350 :) Poważnie też mnie nastawił do jazdy ten motocykl i kilka spraw uświadomił. On zakończył żywot na betonowym płocie PGR-u a ja odbyłem dosyć dalekosiężny lot ponad nim który zakończył się na szczęście na dosyc miękkiej stercie jakichś badyli dla świń. Gówiarzem się było i uciekało od milicji. Kilka razy wcześniej udało się aż tamtego feralnego dnia wejście w zakręt nie było poprawne. To było zdaje się jakoś w 1983 roku. Wtedy nie było netu a w nielicznych tekstach które traktowały o motocyklach to pisało żeby nie daj bóg uzywać przedniego hamulca. Orłem nie jestem, ale jakos tak na CZ-cie wykombinowałem że przedni hebel lepiej działa i że motocykl kieruje się podobnie do czołgu. Znaczy tam gdzie pchasz wajhe to tam jedzie :laugh: Nie wiedziałem oczywiście że to nazywa się przeciwskrętem i gdy czasami komuś wspominałem o moich spostrzeżeniach to najczęściej patrzył jak na debila jeden z drugim (w zasadzie do dzisiaj jest podobnie i gdy jakiś czas temu jednemu orłowi próbowałem wyklarować to mnie wyśmiał. Teraz kuśtyka z drutem i śrubkami w nodze). Nie słuchali mnie oczywiście i ta jakoś po kolei a to ktoś w drzewo a to w autobus i kolegów z tamtych czasów już nie ma. Potem MZ-ta ale to było nieporozumienie. Czesia prowadziła się jak motocykl a to-to z DDR-u to jak ruski rower przy niej. Kiedyś sobie jeszcze taką kupię. Koniecznie czerwoną :wub: Innych chyba nie było :laugh:
  4. Fajna mejscówa :) Nawet czasami nie pada. A gdy nie pada to leje :laugh: Nawet ryb nie muszę łowić bo same wlecą jeżeli nie zamknę okna. Sezon motorowy trwa za to cały rok, chociaż tak w lutym mniej więcej zastanawiałem się czy nie zamienic Suzy na jaki skuter wodny. Byłoby szybciej do roboty na skróty. Poza tym to jest prawie na najdalszym zachodzie i żeby dostać się do jakiej cywilizacji to mam tylko jedną drogę, na wschód :laugh: Bo to co mam kawałek na zachód trudno nazwać cywilizacją :huh: i nawet po angielsku nie gadają :laugh: Pisać też raczej nie potrafią. Co do reszty to dobrze że masz świadomość tego że w fabryce, goście którzy wymyślili sprzęt X czy Y to raczej kumate chłopaki. I nie zasilisz dzięki temu wszechobecnej rasy mechaników co to wiedzą lepiej. Jeżeli zaś chodzi o poprawianie czegoś, to jak najbardziej można. Bo projekt projektem a produkcja to inna sprawa. Zawsze są jakieś odstępstwa dyktowane choćby opłacalnością. Nie będa przecie lizać wszystkiego bo moto kosztowałoby jeszcze więcej. Np. w takiej Hondzie, która standard zakładowy ma nie w kij dmuchał też czasami jakieś drobiazgi są które można ogarnąć i na pewno nie zaszkodzić. Ostatnio uskoki poprawiałem na odlewie za gniazdami zaworów i na krućcach
  5. Zrób hona za darmo jakiemus dzieciakowi w motorynce czy innym piździku emeryta co jeździ nim na ryby. Wyjdzie dobrze :) dzieciak będzie zadowolony pomimo tego że nosa se rozwali o trzepak bo nie będzie się spodziewał że ma takiego ostrego sprzęta. Potem na światłach będzie wciagał nosem byle padakę :laugh: A od emeryta dostaniesz rybę :) Powstrzymaj się tez przed rasowaniem i robieniem wszystkiego na błysk. Np. korbowodów. Bo na ten przykład japończycy to bardzo lubią śrutować korbowody. Wygląda to nieciekawie i w pierwszej chwili prosi się o wypolerowanie żeby świeciło jak psu jaja. A tak naprawdę to usunąłbyś warstwę umocnioną dzięki temu śrutowaniu. Korbowody najcześciej i tak nie urywają się po tym ale tylko dzięki temu że zostały wypolerowanie a naprawdę to będa miały ciężki zywot po tym. Tak więc polecam też przerobienie, nauczenie się jak wyglądają powierzchnie obrabiane w rozmaity sposób. Dzięki temu zaczniesz ogarniać dlaczego zrobil tak a nie inaczej. I chęć do nadmiernej poprawy papudraków japońców przejdzie ci.
  6. Kiedyś trzeba :) Z honowaniem to o tyle zamotane że różnie to ludzie rozumieją. Bywa mylone ze szlifowaniem np. Generalnie jest obróbką wygładzającą i umożliwiającą przy okazji na bardzo dokładne uchwycenie wymiaru. No ale to już zupełnie inna maszyna do tego niż wiertarka i inny narzędzie niż to z obrazka. Przede wszystkim to kamienie duże i niekoniecznie prowadzone swobodnie. Pod pojęciem honowanie w takim garażowym, amatorskim dłubaniu nie jest to obróbka zmieniająca wymiar cylindra. Takim dłubaczom :) dajmy na to jak ja to chodzi przede wszystkim o to żeby odnowić bruzdy które powstają od honowania. A owe bruzy są niezmiernie istotnym elementem potrzebnym dla dobrej pracy silnika. I osobiście nie radziłbym ignorowania tegoz zabiegu. Pominiecie go w sytuacji gdy jakiś remont robimy uważam za karygodne. Dlaczego to już powinieneś wiedzieć jako materiał na mechanika ( tak naprawdę to nie chce mi się robić wykładu :) a poza tym już to dawno na forum zostało przerobione z tego co zauważyłem) Amatorskie honowanie nie jest trudne. Z doświadczenia tylko podpowiem że w razie czego to raczej nie bierz do serca filmików z neta gdzie gościu zakłada kamyczki na wiertarkę, bądź specjalną szczotkę i ognia. Wiertarka na max. Błąd w sztuce. Zdecydowanie lepiej użyć wkrętarki bądź wiertarki akumulatorowej która dobrze ciągnie na małych obrotach. Na tyle małych żeby w trakcie mieć swobodnie czas na to żeby zrobić ruch góra-dół. Hon wykańczający cylindra powinien mieć krzyżujące się linie pod kątem mniej więcej 60-90 stopni. A nie wyglądać jak powierzchnia po szlifowaniu, jaką uzyska się gdy szybkiego napędu użyjemy. I nie musimy raszplować do oporu aż zniknie wszystko co było na gładzi przed tym zabiegiem. Tylko tyle żeby odszklić cylinder. Przy okazji nie narażaj się na wydatek żeby kupić specjalny olej honowniczy. Znakomicie działa nafta z na oko 10% dodatkiem oleju. Tak przeprowadzony zabieg nie zmienia wymiaru. Można jako analogię przytoczyć: Masz gładko lakierowany stół a kot zrobił pazurami rysy na nim. Kobita wk...... kot lata z przestrachu, ty uciekasz z chaty. A obiektywnie patrząc powierzchnia stołu nie została przecież zheblowana i nie jest niżej niz była :) Tylko ma rysy które utrudniają wytarcie go do sucha. Akurat o to nam chodzi najbardziej w tym wszystkim. Bo to przede wszystkim olej uszczelnia nam cylinder. Że o zapobieganiu zatarcia nie wspomnę. Przy okazji mnie niesie jednak :) Honowanie w parze idzie z dobrze dotartymi zaworami. Nóż w kieszeni mi sie otwiera gdy czasami w różnych miejscach wyczytac można że łatwizna i szybko idzie gdy napedzimy zawór wiertarką. Gówno prawda, sprawia wrażenie że dotarte i nawet próbę na naftę wytrzyma, A tak naprawdę to zawór nigdy nie będzie tak szczelny jak powinien. Jeżeli chcemy naprawdę dobrze to zrobić to tylko i wyłącznie grzybek i ręczne kulanie. Tak jak teoretycznie jaskiniowcy ogień rozpalili (też gówno prawda zresztą ale to na inny temat) Tak jak w honowaniu, chodzi o zrobienie rys. Taczej o ich wygniecenie tak z mikroskopowego punktu widzenia :) tego nie uzyskamy napędem w jedną stronę. Musi to być coś w rodzaju toczenia w ta i nazat gdzie kołami są ziarna w paście do docierania. Tworzysz wtedy coś w rodzaju ostrych i głębokich bruzd tak na zaworze jak i na gnieździe. Gdybym miał jakąś analogię przytoczyć to kopara krokodyla albo rekina będzie dobra. Zęby po jej zaciścięciu wchodzą jedne w drugie tak że nawet bakteri odgryzie jaja. Powierzchnia styku jest wielokrotnie większa niż geometryczny rozmiar paszczy krokodyla, czy tez rekina :) Dobrze dotarty zawór to mozna wyczuć palcami. Klei się wręcz do gniazda i wyraźnie czuć że trzeba użyc niewielkiej wprawdzie, ale jednak jakieś tam siły żeby zawór odkleić od gniazda. I praktycznie nie powinienes dać rady odbrócić go kciukiem gdy się zamknie na gnieździe.
  7. Etam szkoda :) Szkoda to jak krowa w mleko nasra a teraz to on jest zabezpieczony na anglijską pogodę. Wprawdzie od 3 miesięcy mamy tutaj Hawaje na miejscu. No ale wiadomo, pora monsunowa pewno będzie. Do tego czasu mam nadzieję że zdążę sie przejechać po niemieckich autostradach. Nawet niemieckie opony ma co widac szczególnie po wzorku bieżnika na przednim kole. Tak więc pewno nie będa się gryzły z asfaltem i ustalę top speed dla lokomotywy, bo u mnie to same zakręty :laugh: A tam gdzie nie ma to coś ostatnio pierdolca dostali i czepiają się jak ktoś szybciej niż 100 MPh jedzie. No a teraz lecę dłubac dalej. Może dzisiaj zdążę rozpalić w kotle. ................ Założyłem kawałek rury, chłodnicę, nalałem wody z detergentem żeby w razie czego trochę umyło Podłączyłem prowizorycznie instalację ale kiepsko. Instalacja piździec i przestała byc kompatybilna z moto. Po prostu taka kaszana że przerwań kilka wymierzyłem w minutę. Trudno, będzie zabawa w elektryka praktyka. Lutowanie, koszulki, kabelki i takie tam. Zanim rozkręciłem machinę to nawet ja uruchomiłem bez grzebania w kablach, ale widać rozlazło się od demontażu. Ja p..... :banghead: Na każdym kroku talatajstwo niesłychane. Cokolwiek było robione to tak papudracko że się w pale nie mieści. Jak babcię kocham, ja kable lepiej naprawię w przydrożnym rowie jak cos zdechnie. Nie żebym był jakiś szczególnie nawiedzony.
  8. Ceramizery wszelkiej maści to gorsze niż leczenie żółtaczki paracetamolem
  9. Bardzo przydatne :) Wprawdzie sporadycznie używam bo mam mały kompresor z Lidla :) ale w szczgólnych przypadkach niezastapiony. Jeszcze jak dla mnie Nobla powinien dostać gościu który wymyślił szlifierkę oscylacyjną na okrągłe papierki. I jeżeli już zamierzasz brać sie za remont moto to zakup narzędzie do honowania. Takie coś np. http://www.pedparts.co.uk/c/products/RAW/Motoforce_Cylinder_Honeing_Tool.jpg
  10. Ja popełniłem mocowanie kufra z żywicy i maty. Nie robiłem żadnej trwałej formy tylko z tektury, którą późnej i tak się zaszlifuje zdjąłem wzór wprost na moto. Tak samo myśle można zrobić z zadupkiem. Pobawić się w ładną wycinankę i zbudować zadupek który potem oblaminuje się. Bagaźnik, tak po łebkach to było :
  11. Pomalowałem na czerwono ponieważ poza kompletem plastiku w takich kolorach jak ma ta wklejona przez ciebie. Mam jeszcze komplet biało niebieski, ale on się nie liczy :) I mam jeszcze komplet nie pomalowany. Po prostu oryginalny, czysty, niczym nie pomazany plastik prosto z fabryki. I mam zamiar ten nie ruszony pomalować w barwy biało-czerwone :laugh: Najbardziej zajebiaszczy biały jaki się znajdzie i czerwony taki jak jest na kołach i wahaczu. (weź poprawkę na jakość sprzetu. Bo ten kłujący po oczach na zdjęciu w realu jest kolorem takim ciemno-czerwonym. Wiśniowy prawie. Zapytam małej nastepnym razem bo zdaje się że ta czerwień jakoś się nazywa) A dzisiaj doszedłem do : I nawet tak sobie myslę że fajnie wyglądałby jako golas. Tylko te wszystkie blaszki i trąbki na kable z ramy zlikwidować i coś zrobić z ogonem :rolleyes: Ale to może innym razem. Bo materiał na ładnego golasa już stoi w szopie :laugh: A z tym silnikiem nie było źle. Tak jak wspomniałem że siły nie trzeba tylko mózgu. Nie mój mózg wprawdzie wykapował jak ten piec przyczepić w ramę. No ale duma na bok. Ważne że teoria się sprawdziła :laugh:
  12. Zapewne wszystko jest OK tylko niezbyt uważnie założyłeś wszystko. Półki względem siebie nie mają żadnego ustrojstwa ustalającego ich położenie względem siebie. Tak jak w ruskim rowerze :) Normalne też jest że przy byle glebie mogą się przestawić. Poluzuj śrubę na osi, poluzuj na dolnej półce zaciskające lagi i po prostu ustaw wszystko równo tak jak w ruskim rowerze. A potem bardzo delikatnie i na raty, naprzemiennie dokręć śruby. Bo jak złapiesz na fest odrazu śrubę od osi to na bank przekręcisz wszystko.
  13. :biggrin: Też tak sobie sprytnie wykombinowałem że pozbieram lewarki z okolicy albo lepiej zaproszę na browara kilku kumpli. Nawet już zadzwoniłem do jednego żeby pozbierał pijaków i przyjechał. Ale że pogoda u nas afrykańska i wszysko gdzieś się rozlazło po plażach. No i lipa :sad: Jednak jakąś pomoc mam. Wprawdzie pary żeby dygnąc takiego klamota to nie za bardzo. Ostatnio w takiej koszulce lata :laugh: Ale coś wam powiem. Do zamontowania silnika, nawet cholernie ciężkiego wcale nie trzeba siły tylko trzeba mieć mózg. Ja zapewne nie mam go za wiele :laugh: Ale moja pomoc w koszulce tak patrzy, patrzy jak ja tam z łomami, dechami, podnośnikami itd... planuję. Przychodzi, chwile patrzy i mówi: Gdybys tak przechylił ten silnik do tyłu to chyba łatwiej byłoby te śrubki z przodu zakręcić. A potem z tyłu wystarczy podnieść i samo się obróci tak jak ma być :biggrin: Faktycznie, silnik trzeba przechylić do tyłu. Wepchać śruby w oczka na cylindrach które same przycelowują :laugh: przy tym w ramę. Robią fajny zawias. A potem zwykłą taśmą do spinania bagaży podwindować silnik . Trzy minuty i po zawodach :) A ja debil jeden kobinacje jakieś :banghead:
  14. A no jak najbardziej że na sucho i mnie do tego namawiać nie trzeba. Mocne docieranie to podstawa :) Jest jeszcze metoda ekstremalna która kiedyś przerabiałem i nawet działa. Po prostu umyć wodą, wytrzeć ładnie i poczekać aż zacznie się utleniać. Czasami wystarczy godzina czy dwie. Wtedy złożyć prowizorycznie blok i dać sobie na luz i pokręcić ręcznie wałem ze dwadzieścia obrotów . Potem wyczyścić i kapnąć po kropelce oleju. Dotarty będzie w chwili pierwszego rozruchu Ps. mam kłopot. Ma ktoś pomysł jak założyć 85 kilo silnik w ramę. Samemu :) Nie mam podnośnika z pazurem żeby ustawić silnik pod odpowiednim kątem. Tolerancja ustawienia wąska bo inaczej nie da się włozyć do ramy. A potrzebne pochylenie jest poza jego punktem równowagi Utknąłem tutaj
  15. Nie nie, żaden polski sprzęt. Wiem że to kochane bo nasze itd.... Ale nie wiemy czy kolega jest artystą-mechanikiem :) Ten GS to strzał w dziesiatkę. Porządne moto, nizbyt skomplikowane ale na kaszanę sobie nie pozwoli i napewno można nauczyć się dużo przy nim.
  16. Dlaczego niby miała być krytyka. Ja nie z tych co wkleją fotę pomalowanego pędzlem na różowo moto z pytaniem jak wam sie podoba. A gdy ktos napisze że paskudny no to ja obrażę się. Wprost przeciwnie, lepiej gdy ktoś wyrazi jakieś uwagi bo to jakby co dwie głowy to nie jedna. Uważam że wiem dużo, ale niekoniecznie wszystko :) Na początku nie wiedziałem :) tylko miałem przeczucie. Blok cylindrów z, wał z korbami i tłokami nie pochodzą z tego silnika a z maszyny która kiedyś dawno temu miała kolizję z nieruchomym elementem krajobrazu. Przez to nie zdążyła zrobić dużego przebiegu, raptem coś ok. 2 tys mil. Potem wypożyczyłem średnicówkę i pomierzyłem cylindry żeby nabrać pewności. Były w ładnym i równym nominale, mysle więc że samo odnowienie hona będzie wystarczające. Natomiast co do wału to zapewne kwestia fotografii bardzo małym aparacikiem z nastawionymi opcjam podkrecania zdjęć żeby cokolwiek było na nich widać. Na żywo wyglądają lepiej :) (zapewne chodzi ci o to że na zdjęciu sprawia wrażenie , pogłębione przez końcówkę plastigauge że jest jakby w stożek wyszlifowany. Jest równy, bez obaw, to tylko ciemniejsza część która wystaje z panewki) Wał nie jest po jakiejkolwiek obrobce tylko taki jakim go zostawili japończycy, tak więc powinno byc dobrze. Generalnie mam do nich zaufanie i wiem że kaszany nie wypuszczali, rzynajmniej w takiej kategorii sprzętów do jakich ta CBR należy. Jedynym odstępstwem od normy jakie popełniam z całkowitą premedytacją składając to pędzidło, jest to że założyłem na tłoki oryginalne pierścienie. Po prostu w żaden sposób nie byłem w stanie wymierzyć że coś z nimi nie tak. Kompletnie jakby nowe z pudełka. Zobaczymy czy dotrą się dobrze.
  17. :) Ciężko powiedzieć bo tak naprawdę to ja np. nie wiem czy masz ten >dryg< mechaniczny. Ktoś potrafi za pierwszym podejściem ogarnąc złożony mechanizm a ktoś inny rozłozy ręce i kaplica będzie. Sam musisz ocenić jak mocno czujesz blusa i czy do podstawowych spraw ciagle musisz zaglądać w książkę. Jeżeli tak to Bandit będzie za trudnym obiektem do nauki. Wbrew pozorom nie jest to taki wiejski sprzęt za jaki go biorą.
  18. Końca roboty nie widać, no może tak przez mgłę trochę. Dzisiaj zabrałem się za składanie silnika bo miałem już wcześniej przyszykowane wszystko No ale skoro już tak wszystko w kawałkach to postanowiłem zabrać się napinacz łańcucha który przeszedł do legendy :) Generalnie wiekszość patentów powodujących likwidację grzechotu jaki z siebie wydaje, a raczej łańcucha którego drgań nie tłumi. Polega na dorobieniu śruby blokującej. Proste jak drut i jak tzw. manualne napinacze. Ale to rozwiązanie rodem z PGR-u bo genaralnie naciaga łańcuch aż mu oczy wyłażą. Ja postanowiłem to zrobić inaczej. Śrubka jest oczywiście chociaż jest tylko koniecznością. Mój patent wygląda tak: Nakrętka niczego nie podpiera. Jest na wypadek gdyby to papudrackie cięgno jakie dorobiłem urwało się. Po prostu nie pozwoli odlecieć gdzieś reszcie w siną silnikową dal gdzie na bank w coś wkręciłoby się :) Na zewnątrz będzie jeszcze drugi element ochronny. Sprężyna jest tą wewnętrzną od zaworów która tłumi ich drganie i nie będzie w założeniu mocno napięta. Ot tak tylko tyle żeby pomagała napinaczowi przytrzymać łańcuch w chwilach gdy jest wyluzowany a tłumienie hydrauliczne samego napinacza nie da sobie z tym rady.
  19. A może jako zamiennik to Triumph Rocket 3 :) Chyba jeszcze wiekszy kawał żelaza
  20. Zainwestuj w plastigauge który kosztuje grosze i zrób ze dwa pomiary na tych panewkach. Jeden jak leci a drugi po obrocie wału o jakie 90-120 stopni. Będziesz miał pewną informację na temat luzu. Wiem że plastigauge jest upierdliwy bo trzeba zakręcić wszystkie śruby, potem odkręcić żeby zobaczyć itd... Nie mniej odpada koszt mierzenia przy którym mozna się machnąć. Jak również ew. dobieranie wg. selekcji. Co nie jest oczywiście złe :) ale muszę to powiedzieć : jeżeli panewki nie są fabryczne to różnie z tym bywa. Normalny luz na film olejowy to najczęściej 25-45 mikronów. 25 to raczej z założeniem że coś tam gdzies przytrze sie o siebie i dotrze :) Tak jak na zdjęciu pierwszej panewki. Bądź też mały luz może być celowym zabiegiem bo np. olej np 5W jako standard ma latać. Tutaj pomiar bardzo mnie cieszył. A selekcja panewek jest akurat inna nizby wynikało z serwisówki. Powinny być żółte a są różowe.
  21. :) Ja tak już się nie dziwię. Mam oczywiście czym jeździć że tak powiem : na codzień, który bardzoooo lubię. (tutaj stoją razem, zanim wepchałem złoma bliżej szopy) Ale powiem tak: Problem pt: przecinaki maści wszelakiej z oponami jak u turka w merolu to ja już dawno zeżarłem, strawiłem i wysrałem. Teraz pora na cos normalnego. Zaprojektowanego w złotych czasach gdy mało co liczili się z kosztami produkcji. Nie oszczędzali za wiele. I dzięki temu jest kawał żelaza :) Miałem też okazje kilka dni temu przejechać się na nieco nowszej sc24 ale z kołami węższymi z sc21, właśnie takiej jaką kupiłem. I muszę powiedzieć że tak świetnie prowadzącego się moto, nawet bez specjalnego uwzględniania jego kategorii wagowej. To chyba po prostu nie miałem okazji jeździć wcześniej. Wprawdzie silnik w sc24 słabszy ale też płakać nie ma co. Całkiem fajnie idzie. A może mi po prostu bardzo pasuje?
  22. Nie no, można jeszcze kurację odchudzająco-odwykową zrobić :) Sobie i bagażom. Kiedyś brałem tonę bambetli a teraz mieszczę się w 30 kilo dla dwojga. No a sami też za wiele nie ważymy (po wielkich bojach z wlasnym obżarstwem)
  23. Lokomotywa Sabrina. Tak nazwałem motocyklowy obiekt westchnień sprzed wielu lat. Trzeba wam naświetlić o co chodzi. Stare dziady załapią bez problemu, młodsi mogą mieć nieco kłopotów. Wszystko zaczeło się dawno temu. Był maj 1988 roku a ja stałem jak palant czekając na autobus PKS-u który to w czasach zdychającego PRL-u był w miarę sensownym rozwiązaniem problemu przemieszczenia się z punktu A do B. Oczywiście miałem już wtedy motocykl wyrobu bratniego kraju z zachodu. DDR-owska MZ TS 250. Ale że była zepsuta a miałem kłopot wyrwać gdzieś potrzebny jej do szczęścia nowy tłok, no to stałem na tym cholernym przystanku. I wtedy zobaczyłem CUDO. Zatrzymał się koleś na Hondzie CBR 1000f na blachach z reichu i pytał o drogę. Jakiś dziadzia mu wyklarował po chelmucku co i jak. A ja wlepiałem gały w Hondę z myślą że w Polsce to nigdy takie motocykle nie będa jeździć. Oczywiście nie miałem racji. Ale w tamtym czasie trudno było wierzyć że mylę się w tej sprawie. Minęło kupę czasu. Były motocykle różne, większe i mniejsze i jakoś tak wyszło że ta Honda gdzieś tak schowała się we wspomnieniach. Niedawno, przypadkowo poznałem bikera który wspomniał że ma złoma z którym nie wie co robić. Kupił kilka lat temu, chciał wyremontować. Zaopatrzył się w tone silnikowych czesci zamiennych ale ogrom prac jakie trzeba było zrobić po prostu przygniótł go. Postawił moto w kącie wielkiego garażu i zapomniał o nim na 7 lat. Aż do chwili gdy wspomniał o tym mnie. Pojechałem zobaczyć i zobaczyłem to co kiedyś widziałem jako CUDO na tym cholernym przystanku. Teraz cudem juz nie było, ale na mnie podziałało. Krótka piłka i za grosze dobiłem targu. Przytargałem Sabrinę :) I musze powiedziec że kupiłem masę radości mechanika. Od ponad miesiąca walczę żeby zrobić ponownie CUDO. Masakrycznie dużo pracy. Nie wiem ile już godzin straciłem. Ale gdybym pewnie w TESCO wziął nadgodziny w takim wymiarze. To pewnie kupiłbym jakiś nowy, wypaśny motocykl. Ale tutaj chodzi o coś zupełnie innego. (Starą Hondę CBR 1000f nazwałem Sabriną na cześć piosenkarki Sabriny. Wielka baba jak lokomotywa z niej była. Piekna tez nie była a śpiewała tragicznie, właściwie to w ogóle nie umiała śpiewać. Ale jak na swój gabaryt ruszała się nadzwyczaj dobrze co nieźle współgrało ze sporymi piersiami jakimi dysponowała. I właśnie taka jest stara cebra. Wielka lokomotywa, która ma czym oddychać :) i jak na swój kaliber to całkiem żwawo lata ) Zamiast dalszego pisania wkleję kilka zdjęć: Uffff. Za jednym podejściem tyle fotek wkleić to kupa roboty. No ale jak by nie było to tylko malutka część ze wszystkich. Za co bym w lokomotywie sie nie złapał to wymaga gruntownego remontu. Poprawiania wszystkich tych papudraków od siedmiu boleści co pchają silikon gdzie się da. Jaką ilość ignorancji widziałem w tym moto to w pale sie nie mieści. No ale w końcu ma swoje lata i usług serwYsantów nazbierało. Ale jestem na wylocie. Może w najbliższy weekend złożę silnik i odpalę po latach :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...