Skocz do zawartości

Opisz swoją historię z kursem na kat. A, przygotowujemy artykuł


Izzy-MM
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Ja wogole nie zaluje ze robilem prawko w takim a nie innym miejscu a mianowicie WOTA w Łdz a moj instruktor to Ścigała Zbigniew którego każdemu polecam. Pierwsze zajęcia czyli niby ma być teoria ale jak przyjechalem na nie motocyklem to nie bylo mowy o gadaniu głupot. Juz pierwszego dnia wyjechalismy na trase egzaminacyjna przejechalismy po niej 2 razy a potem sie wloczylismy i zalatwialismy jakies psrawy. Potem juz tylko z gorki spedzilem kilka godzin na placyku zebym sie czasem nie pomylil na egzmainie na 8 albo cos takiego lub bylo to spowodowane dluga impreza poprzedniego dnia czyli piatek bo jezdzilismy glownie w soboty wiec najzwyczajniej w swiecie musialem troche sie obudzic :buttrock:. A co do motocykla to powinienem jezdzic YBR125 ale nie zawsze byla ona funkcjonalna wiec znajdywała sie XLR'ka 125 albo CBF250 albo YBR250 wiec spoko. Ostatnia godzina to omowilismy w 5 minut na co uwazac na egzmainie. Ogolnie kurs ekstraklasa bo mielismy ze soba kontakt to gadalismy o pannach na ulicy i innych pierdolach wiec wspominam dobrze do dzisiaj.

P.S Zdarzalo nam sie dosyc czesto opoznienie przez co bylismy zmuszeni do podganiania co mnie osobiscie nie przeszkadzalo :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja robiłam PJ w LOK Gliwice ładnych parę lat temu... generalnie porażka... część praktyczna w 99 % spędzona na ósemkach, dopiero ostatnia lekcja przewidywała przejażdżkę po mieście tzn. trasą egzaminacyjną (jedyną i niezmienną ). Na wykłady musieliśmy chodzić z grupą robiącą B, gdzie nie było żadnego rozszerzenia dot. 2oo ( tłumaczenia, że autkiem jeżdżę na co dzień nie miały znaczenia - obecność obowiązkowa ). Tak więc egzamin zdałam dzięki godnej podziwu cierpliwości męża, który wcześniej nauczył mnie jeździć na zacnej WSK, no a poza tym byłam już szczęśliwym posiadaczem MZ-ki radośnie ujeżdżanej po osiedlu :) Mam nadzieję, że od tego czasu zasady prowadzenia kursu w tym ośrodku się zmieniły, bo jeżeli ktoś by tam przyszedł z założeniem nauczenia się czegoś a następnie zdania egzaminu to... marne szanse

"... zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji... "

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja prawo jazdy robiłem

 

W Raciborzu z instruktorem z Auto -Bolo i Eko (dwie szkółki)

 

Tragedia i gorzej

 

18 godzin na placu, raz miasto i raz wyjazd do miasta gdzie zdawałem(Jastrzębie)

 

Więc 1.5h na mieście reszta plac oczywiście nerwowo kilka razy zwątpiłem jeździć kilka godzin slalom czy 8 ...

 

Na Hondzie 250 sprzęt fajny, ale za cholere luz nie wchodził

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy dobrze rozumiem, że również ja mogę opisać swoją przygodę z kursem(A1) ?

Naciskam starter... Jeszcze kominiarka, rękawice, kask. Ruszam, opada zmęczenie i złość.

Zostawiam za sobą świat pełen zawiści, krzywd, raniących niedomówień...

Bo Moja ulubiona pozycja? To pozycja za kierownicą motocykla...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Myślę że moja przygoda z prawkiem na A jest dosyć ciekawa...

 

Otóż za namową ojca, zrobiłem od razu A i B. Owszem, zawsze podobały mi się motocykle, ale jakoś nie jarało mnie aż na tyle żeby myśleć o jeżdżeniu, a jedyna dwa koła w moim życiu to rower. Żadnych komarków, skuterów... No ale w sumie, jeżeli jest możliwość, to zrobię. Wsiadłem raz, na placu i to wystarczyło żebym zdecydowanie powiedział "ja chce" ;p

 

Niemniej sam kurs - krótko mówiąc porażka. Póki nie wiedziałem tak do końca o co w tym wszystkim chodzi, to świetnie mi się jeździło, każda jazda była oczekiwana, bo sobie pojeżdżę!

 

Niestety sprawa miała się następująco: teoria: 0 . Facet dał mi płytę z pytaniami na kat. A, bo "to te same tylko kilka innych". Jeżeli chodzi o obsługę motocykla - "tu masz łańcuch, tu światła, tu ssanie. Na egzaminie sprawdź to to i to." Wsio.

 

Sama jazda - nauka techniki jazdy motocyklem - 0. "Hamowanie tylko i wyłącznie nożnym! Broń Boże używać przedniego!" Jak brać zakręty, co robić w razie poślizgu itd... NIC.

 

Wiadomo - na egzaminie na kat. A jest wyznaczona trasa. Obadałem ją raz, jadąc samochodem...

 

 

Dodam, że kurs robiłem na GS 250, a egzamin - świeżo wprowadzone (już w trakcie mojego kursu) YBR 250. Może dla kogoś kto w życiu się najeździł, nie robiłoby to różnicy, ale jak dla mnie - który w życiu nie jeździł na żadnych innych dwóch kółkach z silnikiem, to nie nastrajało pozytywnie. Na YBR pojeździłem 2 godziny dzień wcześniej, jego kolega - inny instruktor świeżo kupił. Jak wsiadłem, to miałem wrażenie że siedzę na jakimś potworze z silnikiem conajmniej 1,1 ! Zupełnie inna technika jazdy, zupełnie inne ułożenie się na motocyklu...

 

Ale następny dzień jakimś cudem okazał się szczęśliwy i zdałem za pierwszym podejściem...

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

petrov twoja historia jest bardzo ale to bardzo podobna do mojej. Jedyne co się różni to to, że ja posiadałem własny skuter i nim jeździłem a na kurs sam musiałem namawiać rodziców żeby dali kasę itp. Zdałem za drugim razem, mistrzem w kierowaniu motocyklem to ja nie jestem. Jestem natomiast świadom swojej niedoskonałości i staram się podnosić swoje umiejętności w miarę bezpieczny i nikomu nie zagrażający sposób :crossy:

2818.jpg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, ja robiłam kurs w Krakowie, szkoła jazdy Elita. Ogólnie jestem zadowolona, jeździłam na Yamaha YBR i Kawasaki tzw. Gienek :) na zmianę. Pierwsze zajęcia na placu 2 godziny a potem każde następne zajęcia godzina lub dwie plac i wyjazd na miasto. Wrażenie ogólne ok. :) Dobre podejście instruktora, wszystko wytłumaczy a motocykle w dobrym stanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mój kurs to kilka ósemek. Dosłownie. Żeby się otrzaskać z motocyklem egzaminowym. Przepisy znałem od dziecka, a motorem jeździłem od 18, czy 20 roku życia.

Egzamin zrobiłem w 2007-mym.

Tchórze zostali w domu, słabi zginęli po drodze, przetrwali emzeciarze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy takie stare historie się nadaja...

Miałem 16 lat,egzamin zdawałem przed ukończeniem 17-tu na kat. A i B.Prawko miałem 6 dni po urodzinach.4 lata jeździłem MZ bez prawka::)Kurs na maluchu. Spotykam się z instruktorem na osiedlu on pyta - jeździłeś kiedyś? Mówie że tak. No to jedź:)I pojechałem.Jazd samochodem mialem może z pięć. W końcu jazda na motorze. Pojechaliśmy do Kórnika. Instruktor z szopy wyciągnął simsona. W kołach prawie nie było powietrza:)Pojechał z drugim kursantem w trase a ja sam trenowałem stunt na simaju:)Bawiłem się z godzinę.

Przyszedł czas egzaminu. Teoria zdana, czas na jazde autem.Przejechałem około 700 metrów w tym 4 zakręty w prawo:)Zaliczone

No to czas na motor i konsternacja. WSK odmówiła współpracy.Mówie do instruktora że załatwie motor. Ok załatw. No to rura do chaty po swoją MZ. Egzamin. Mam zrobić ósemke. Jade i sygnalizuje kierunkowskazami. Zatrzymali mnie i kazali machać łapami. Pomachałem i zdałem:) W drodze do domu wyprzedzałem instruktora z egzaminatorem:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...