Skocz do zawartości

Wypadek samochodowy na moich oczach


Fiery
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Wracałem w nocy z Mazur drogą 57. Był koniec września, grubo po zachodzie słońca, ciemno. Trasę znałem słabo, koncentracja na najwyższym poziomie, bo zakręty często ślepe bez dobrego oznaczenia, skryte w mroku. Kilka razy małe zwierzaki przebiegały drogę lub zatrzymywały się na poboczu. Raz zając wybiegł na drogę, przyhamowałem mocno, a skubaniec zaczął biec przede mną środkiem drogi. Bałem się go wyminąć, bo mógł w każdej chwili skoczyć w bok, a choć mały, to poślizgnąć się nie trudno. A gdy przyspieszałem to on też przyspieszał. I trzymał się w snopie światła. Jakoś go minąłem. W innym miejscu lis pił wodę z kałuży na poboczu. Trzeba uważać. Ogólnie warunki dobre. Na szczęście sucho i dobra widoczność, choć miejscami mgła. Chłodno, pierwszy raz tej jesieni zakładam kominiarkę. Nowa guma z tyłu trzyma dobrze. Na jednym zakręcie zagapiam się, a zakręt okazuje się szykaną przed przejazdem kolejowym. Hamowanie i mocne złożenie ratują mi tyłek. Pusto, raz na jakiś czas mija mnie z przeciwka jakiś samochód. Prawie nie mam co wyprzedzać. Tą trasą jeździ mało tirów.

 

Mijam kolejne miejscowości nawet nie rejestrując ich nazw. Gdzieś mignął drogowskaz „Warszawa 156”. To ostatni punkt charakterystyczny, który pamiętam przed tym co wydarzyło się później, i jak się okazało, sporo dalej.

 

Przejeżdżam przez kolejną małą miejscowość. Droga wychodzi zakrętem i za chwilę prowadzi prostym odcinkiem przez las. Z naprzeciwka mija mnie jeden samochód. Pusto przede mną, pusto za mną. Jadę średnio szybko – wypatruję jarzących się oczu zwierzaków na poboczach. Z przeciwka nadjeżdża kolejny samochód, gaszę długie, skupiam wzrok na prawym poboczu żeby mnie nie oślepiały światła. Samochód skręca w prawo. Rejestruję myśl, że gość trochę dziduje skręcając w jakąś małą boczną dróżkę, bo niespecjalnie zwolnił. W tym momencie samochód przyp****la w drzewo. Mam do niego jakieś 200-300 metrów (to byłem w stanie ocenić później patrząc jaka to odległość wg słupków w tym lesie tej samej nocy). Za mną pusto, przede mną pusto, natychmiast zjeżdżam na lewą stronę, parkuję na poboczu (a jednak sprawdzając czy stopka się nie zapadnie, bo miękko) już za wrakiem, jakieś 15 metrów. Włączam awaryjne, nawet nie gaszę silnika, ściągam kask i biegnę do samochodu. Biegnąc jeszcze zauważam, że wbił się w drzewo konkretnie, że maska jest zgięta w V, że świeci się jeszcze jedno światło, że bucha para spod maski, że nie widać śladu ognia. Ale już jestem przy samochodzie, zaglądam do środka, jest tylko kierowca, szyby całe, nikt raczej nie wypadł. Próbuję otworzyć drzwi kierowcy, ale są zakleszczone. Siłą otwieram tylne drzwi po stronie kierowcy. Krzyczę do kierowcy, ale nie odpowiada. Natomiast słyszalnie oddycha, trzęsie ramionami, jest zwieszony w pół w pasach, przechylony mocno na prawą stronę. Z tej strony nic nie wskóram. Przebiegam dokoła samochodu na jego prawą stronę. W środku kupa dymu albo pary, otwieram jedne i drugie drzwi. Przednie coś nie chcą iść. Chrupie doginana blacha, otwarte. Ostrożnie dotykam gościa, ma zakrwawioną twarz, oddycha, nie widać żadnych dużych ran, nie widać lejącej się krwi. Kierownica pogięta, nie było poduszki powietrznej. Nogi nieprzyjemnie chowają się pod przesuniętą deską, możliwe, że są zagniecione. Nic tu nie poradzę. Szybka myśl, chyba pierwsza, bo do tej pory wszystko szło automatycznie. Co robić? Wyciągać? Nie, bez sensu, mogę gościa jeszcze uszkodzić. Jeszcze raz go wołam, nie odpowiada, ale żyje, głośno oddycha, coś jęczy. 112. Szybko. Biegiem wracam do moto, wyciągam komórkę. Dzwonię. O dziwo od razu się dodzwaniam. Mówię, że jest wypadek. Gość rzeczowo dopytuje się o szczegóły. Ofiary? Nie ma. Jest ranny kierowca. Uczestnicy? Nie ma, samochód walnął w drzewo. Czym ja jechałem? Motocyklem. Ile osób poszkodowanych? Jedna. Gdzie? I w tym momencie k**wa zonk – GDZIE JA JESTEM?! (później pomyślałem, że jeśli miałbym kupić GPS, to właśnie na takie „okazje”) Nie wiem gdzie jestem. Wiem, że mijałem Szczytno, bo tam tankowałem, ale dalej? Czy mijałem Wielbark? Wielbark to większa miejscowość, więc raczej bym ją zauważył. Mówię, że nie. Gość dopytuje czy w takim razie to jest między Szczytnem a Wielbarkiem? Mówię, że na pewno za Szczytnem w stronę Warszawy i że nie mijałem Wielbarku. Gość mówi, że wysyła karetkę i żebym czekał. Dopytuje też o moje dane. Podaję wszystko. Rozłączamy się. Czekam. Widzę, że od strony Szczytna nadjeżdża jakiś samochód. Jest daleko jedzie na długich. Wybiegam na drogę, na szczęście w komórce mam małą latarkę/flash. Włączam, staję na środku i miarowo macham w poprzek drogi. Gasi długie, wyraźnie zwalnia, ale wciąż jest daleko. Macham, macham, macham. Gość powoli podjeżdża, to chyba jakiś transit, gdy jest już blisko pokazuję wyraźnie żeby się zatrzymał, macham w dół w kierunku wraku. Gość zatrzymuje się obok mnie, ale z wyraźną rezerwą 2-3 metrów (później się zorientowałem, że wciąż miałem na głowie kominiarkę). Co jest? Wypadek, gość przyp***lił w drzewo, 112 wezwane. Gdzie my k**wa jesteśmy? Na szczęście gość wie. Za Chorzel. W tym momencie dzwoni do mnie jakiś nieznany numer. Pewnie 112. Tak, 112. Gość się dopytuje czy na pewno nie mijałem Wielbarku, a ja mówię, że już wiem gdzie jestem. Chorzel. Gość z ulgą przyjmuje jakieś konkretne informacje. W tym momencie podjeżdża kolejny samochód, tym razem od strony Przasnysza, wysiada kilku chłopaków, pewnie wracają z jakiejś imprezy. Gość ze 112 dopytuje skąd będzie bliżej karetce, z Chorzel czy z Przasnysza. Pytam chłopaków – z Chorzel. Gość potwierdza, że karetka będzie za kilka minut. Chłopaki wołają, że drzwi zakleszczone, że potrzebna straż. Przekazuję do 112. Potwierdza, że straż też będzie. Rozłącza się.

 

Chłopaki pytają się co się stało. Gość z transita rozstawia trójkąt. Ktoś mówi, żeby wyłączyć stacyjkę. K***wa czemu tego od razu nie zrobiłem. Wyłączam stacyjkę i wyciągam kluczyk, wołam, żeby odłączyli aku. Ktoś gmera pod rozpieprzoną maską. Gaśnie światło wraku, ok. nie ma napięcia. Zapachu benzyny nie czuć. Nic nie robimy, stoimy, klniemy, gość we wraku jęczy. Nadal nie reaguje na pytania. Od Przasnysza widać migający błękitny kogut. Nareszcie! (w sumie może minęło 5 minut, ale to była wieczność). Ale to… policja. Sierżant podchodzi zagląda do wraku, pyta co się stało. Opowiadam. Opowiadam, a sierżant obchodzi wrak, ogląda, woła do kolegi żeby przyniósł gaśnicę. Na wszelki wypadek. Próbuje pytać gościa we wraku. Okazuje się, że to kobieta! Nie odpowiada, jęczy tylko. Znów nic nie robimy. Gdzie ta karetka! Sierżant zaleca przeparkowanie samochodów, w międzyczasie któryś z chłopaków przestawił swój samochód tak żeby oświetlać wrak. Wreszcie są – prawie jednocześnie karetka i strażacy. Odchodzę od wraku, nie chcę przeszkadzać, już teraz na pewno nic nie pomogę. Strażacy wyłamują jakoś drzwi. Pogotowie wyciąga babkę na nosze i do karetki. Widzę jak babka podnosi rękę, czyli jest przytomna chyba. Ma już założony kołnierz. Nogi wyglądają na całe, może połamane, ale przynajmniej nie zmiażdżone. Karetka chwilę stoi i wkrótce odjeżdża do Przasnysza. Minęło w sumie może 20 minut.

Dopiero teraz napływają różne myśli. Że jak dzwoniłem na 112 trzeba było zobaczyć który to kilometr trasy na słupku. Że trzeba było najpierw odpiąć klemę, i że fart, że nie p****lnęło. Że powinienem wozić ze sobą latarkę. I apteczkę. I żeby pójść na kurs ratownictwa drogowego. Bo k**wa stałem tam 10 minut i nic nie mogłem zrobić bo nie umiałem.

 

Sierżant jeszcze raz wypytuje szczegółowo co się stało. Chłopaki mówią, że przyjechali już po wszystkim, jak wrak już siedział na drzewie. Ja potwierdzam, że widziałem cały wypadek. Opowiadam. Mówi, żebym został, jeśli mogę, to mnie przesłuchają na miejscu i nie będą musieli mnie później wzywać. Zgadzam się. Strażacy i policjant oglądają wrak, policjant wyciąga torebkę babki z samochodu, szuka dokumentów. Przekazuje koledze żeby sprawdził. Trzymam się z boku, nie chcę niechcący zajrzeć do dokumentów, usłyszeć nazwisko, adres, po co mi to. Drugi policjant wraca z radiowozu. Babka ma prawo jazdy od 4 lat. I kilka mandatów w historii. Nie mówi jakich. Potwierdza moje dane. Pyta czy jestem właścicielem motocykla. Mówię, że tak. Współwłaścicielem z bankiem, precyzuje. Potwierdzam. Ale połowa już moja. O czymś jeszcze rozmawiamy. Strażacy z sierżantem wspominają inne wypadki w okolicy. Okazuje się, że 5 metrów(!) dalej, po drugiej stronie, mniej więcej rok temu zginął policjant. W podobnym wypadku. Wszyscy snujemy domysły co się przytrafiło babce. Śladów hamowania nie widać. Po prostu zjechała z drogi. Zasnęła? Czy coś wyskoczyło? Ja mówię, że nic nie widziałem, ale po nocy to generalnie niewiele widać, może i coś wyskoczyło, nie widziałem. Ale też nie widziałem, że nie wyskoczyło. Miałem wszystkiego te 200-300 metrów, z takiej odległości w nocy to widać tylko światła reflektorów. Czy był jakiś cień? Nie zauważyłem. Ale mógł być. Sierżant ogląda motocykl. Jaka pojemność. Ile pali. Jak się jeździ. Później opowiada o policjancie, który rozbił się na motocyklu, na jakimś sporcie. Moto poleciało w krzaki i na kołach go później stamtąd wyturlali, a jeździec trafił na jedyne w tym miejscu cienkie drzewko. Pogotowie stwierdziło trup na miejscu. Pewnie kręgosłup. Dowódca strażaków kiwą głową. Na czterech kołach strach jeździć po tych naszych drogach, a co dopiero na dwóch. Odzywam się, że prawda, że fakt, że jak nie doły to piach, syf. Patrzą się na mnie dziwnie. Coś tam jeszcze gadają. Idę do motocykla. Migają awaryjne, silnik zgasiłem jakiś czas temu, nie wiem kiedy, wiatrak chodził na całego.

 

Podjeżdża za jakiś czas grupa operacyjna. Trzech gości w cywilu. Witają się. Pytają. Opowiadam. Jeden zaprasza mnie do samochodu na spisanie zeznania. Technik zaczyna odmierzać różne rzeczy i robić zdjęcia. Wzywają lawetę po wrak. Zeznanie jak zeznanie – po prostu po raz kolejny opowiadam co widziałem. Staram się być maksymalnie obiektywny. Nic nie sugerować. Nic nie zmyślać. Jak nie wiem, to nie wiem. Potwierdzam tylko tę odległość, bo jej jestem pewien. 200-300 metrów. O której wyjechałem ze Szczytna? Nie pamiętam. O której minąłem Chorzel? Nie wiem. Ile myślę, że przejechałem kilometrów od Szczytna albo jak długo jechałem? Nie wiem. Cały wypadek był około 21:30, bo mam w komórce odebrany telefon ze 112. Co ciekawe, komórka nie zapamiętała o której dzwoniłem na 112. Czy znam poszkodowaną? Nie znam. Czy wiem jak się nazywa? Nie wiem. Inne takie pytania, ale nie denerwuję się. Taką mają pracę. Nie rozumiem tych pytań ale skoro je zadają, to widać muszą. Wreszcie zeznanie spisane. Dostaję je do przeczytania i podpisu. Dosiada się technik i przekazuje notatki, opowiada. Ileś tam metrów od czegoś tam. Jakiś tam ślad na asfalcie ileś metrów od czegoś tam. Przysłuchuję się temu. Nie widziałem, żeby hamowała. Nie widziałem, żeby nią rzucało. Po prostu zjechała na prawo. Ale było ciemno i nie byłem blisko. Mogłem nie widzieć. Podpisuję zeznanie. Gość dziękuje. Pytam się czego się mogę spodziewać? Mówi, że raczej niczego. Ale gdyby coś to będą się kontaktować. Przeprasza, że musiałem czekać. Mówię, że nie szkodzi. Wysiadam. Powoli się zbieram do drogi. Muszę gdzieś się zatrzymać na stacji i trochę zagrzać i uspokoić. Jest już laweta i wciągają wrak. Podchodzę jeszcze do strażaków i sierżanta. Dziękuję i żegnam się. Życzą szerokiej drogi. Odjeżdżam.

 

Cholernie trudno się skoncentrować na drodze. Myśli ciągle odpływają do wypadku. Przasnysz. Orlen. Zatrzmuję się i biorę red bulla. Trzeba jakoś ten stres ogarnąć, jeszcze kawałek mam do domu. Czy chcę hotdoga do napoju? Chcę. Siadam i przeżuwam. I rozpamiętuję. K***wa… Jak niewiele trzeba...

 

Dojechałem spoko już bez dalszych przygód i z w miarę dobrą koncentracją. Ale nawet dziś, gdy zamknę oczy i wspomnę tę drogę, widzę jak samochód przyp***la w drzewo. I później człowieka zwieszonego w pasach.

 

Uważajcie na siebie. Mam nadzieję, że babka wyjdzie z tego. Na odchodne pytałem policjantów, ale powiedzieli, że nic nie wiadomo.

 

http://maps.google.com/maps?f=d&saddr=53.1...11&ie=UTF8&z=12

 

PS

W komórce można użyć SIM EXTRA – Blisko mnie – Gdzie jestem, podaje dość dokładne informacje w smsie zwrotnym, z współrzędnymi geograficznymi włącznie (koszt jakaś złotówka z groszami). Oby się nie musiało już nigdy przydać w takiej sytuacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogarnąłeś na ile potrafiles :biggrin: Byles w szoku...wiec pare rzeczy Ci ulecialo z głowy.Oby jak najmniej takich"przygód"...

"Pamięć i szacunek dla tych którzy odeszli nagle,pozostawiając nam jedynie wspomnienia.Dla wszystkich tych którzy pomogli mi w życiu a już nigdy im nie podziękuje.Dla tych którzy odeszli tragicznie,mając przed sobą całe życie...na zawsze w pamięci"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratulację za taką postawę. Najważniejsze, że tam byłeś i zrobiłeś co mogłeś. Z kursami ratownictwa drogowego to bardzo dobry pomysł, z resztą uważam, że powinno to być zawarte w kursie na prawojazdy. Choć bardzo długa droga przed nami żeby tak było. Pozdrawiam i oby więcej takich ludzi jak ty z takim podejściem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w 20 minut straż i karetka w szczerym polu, wcześniej jeszcze policja. Co mogłeś zrobic więcej - dobrze że są telefony komórkowe.

 

nawiązując do szykany przed przejazdem kolejowym (to chyba gdzieś koło lotniska w szymanach) też się tam zagapiłem w samochodzie miesiąc temu - najpierw 150 km grzejesz prosto a tu taki coś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety nikt z nas nie wie jakby się zachował w takiej sytuacji, nawet po kursie P.P. itd. im więcej kilometrów nastukanych po Polsce, tym więcej takich sytuacji się widzi, zachowales sie ok, zrobiles co mogles, wnioski wyciagnoles , od Ciebie tylko zależy co zrobisz z nimi w przyszłości, dodam tylko ze nie ma szkoleń uodparniających na stres, to już zależy od człowieka, pzdr Grzesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciezko sie okreslić co by si ezrobiło w danej sytuacji, ale wydaje mi sie podczas takich mocnych wrazeń, najprostrze rzeczy ulatują z głowy. Niemniej jednak zrobiłeś bardzo duzo.

 

Jak wrociłem z Uk niedawno to kumpel mowił mi, ze był wypadek gdzieś niedaleko nas podczas którego zaplił sie samochód i obok przejzdzały smochody i nikt sie nie zatrzymał. Któryś z kierowców (chyba jakiś reporter) podjechał na parking i po chwili zauwazył ze w aucie jest nada osoba nieprzytomna. Pozatrzymaywał samochody i ludzie pomogli mu wyciągną tą osobe, zanim płomienie ogarenły cały pojazd. Podczas spisywania zeznań okazłao sie, ze ten samochód palił sie juz kilka minut wczniej i nikt z przezdzajacych sie nie zarzymał. Zrobiono (policja/straz zrobiła chyba) "doswiadczenie" polegajace na tym ze podpalono samochód w poblizu drogi w widocznym miejscu i sie okazało ze wszyscy kierowcy mieli to daleko gdzieś i nikt sie nie zatrzymał - patologia w społeczeństwie poprostu.

 

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzieki za informacje o tym sim extra w telefonie. Nie wiedzialem, ze cos takiego istnieje. Na pewno sie przyda w razie wypadku.

 

Co do pomocy. Mam 17 lat i tez niewiele potrafie. Raz jadac z matka samochodem widzielismy czlowieka lezacego na chodniku, byl to prawdopodobnie zawal. Zebrala sie wokolo niego grupka 10 osob ale nie zatrzymalismy sie przy nich, bo co ja bym zrobil z matka? Nic! Poczulem wtedy duza bezsilnosc.

 

Kurs ratownictwa medycznego u mnie w Poznaniu kosztuje okolo 200 zlotych. Mysle, ze niedlugo w miare mozliwosci czasowych zapisze sie na to. Jedyny problem to czas - szkolenie trwa od 16 do 21 godzin.

 

Ale co tam 20 godzin, jak mozna komus uratowac zycie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Dopiero teraz napływają różne myśli. Że powinienem wozić ze sobą latarkę. I apteczkę. I żeby pójść na kurs ratownictwa drogowego. Bo k**wa stałem tam 10 minut i nic nie mogłem zrobić bo nie umiałem.

Faktycznie nic nie zrobiłeś. Ot tylko uratowanie życia - drobnostka :bigrazz:

Apteczka bardziej niż obowiązek! A w niej powinno być 4x więcej sprzętu niż tych g*wnach z marketu. Latarka też się przydaje - choćby żeby zobaczyć coś przy swojej maszynie

 

;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biorac pod uwage niecodziennosc sytuacji i stres, to mysle ze calkiem niezly efekt. Nie martwilbym sie tymi paroma niedociagnieciami w stylu odlaczenia napiecia. Mogles zapomniec wiecej.

 

Co do kursu pierwszej pomocy czy ratownictwa, to warto, a wrecz trzeba takie kursy robic. Chocby po to, zeby wiedziec kiedy delikwenta z auta targac, a kiedy zostawic. Albo jak klasc na ziemi. 10 minut to wiecznosc w niektorych przypadkach. Czym innym jest sytuacja w ktorej stres odbiera ludziom umiejetnosc zrobienia czegokolwiek, a czym innym taka jak opisales - byles gotowy do dzialania, ale nie wiedziales co robic. Przy takiej reakcji na stres, warto by sie doksztalcic a prawdopodobienstwo ze komus kiedys mozesz uratowac zycie bedzie bardzo wysokie.

 

pozdrawiam.

I oby jak najmniej w przyszlosci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pod wpływem stresu człowiek działa zupełnie inaczej...

niektórzy panikują, uciekają , wrzeszczą ,,itd

Ja pamiętam jak będąc na wakacjach u koleżanki na wsi ...budzę się bo słyszę jakiś krzyk !, dobiegam do okna a tam kobieta i jej 3 letni wnuczek ...wkręcił nogę w przednie koło (siedział w koszyku)

Wybiegłam tak jak wstałam ... widok okropny !biedna nóżka małego między szprychami cała sina i skręcona ...(mam dreszcze jak sobie to przypominam) a kobieta krzyczy cały czas i dziecko razem z nią! mówię niech pani stara się uspokoić dziecko i mówić do niego ażeby nie straciło przytomności ...

Biegnę do garażu (ojciec koleżanki to dekarz) myślę musi mieć jakieś porządne nożyce do cięcia metalu znajduję i lecę uwolnić biedną nóżkę małego . Jedna ze szprych podczas cięcia odskoczyła i przeorała mi plecy (nic nie czułam) -dopiero potem

Natomiast osoby które się zbiegły komentowały i się przyglądały ! myślałam ,że ich pozabijam!!!

Noga była skomplikowanie złamana ...

szkoda tylko ,że babcia nie dała mi potem info . jak czuje się Łukasz (tak miał na imię)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...