Skocz do zawartości

kompan

Forumowicze
  • Postów

    159
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kompan

  1. Buu, szkoda :( ale cieszę się, że miałem okazję pojechać na parę szkoleń z Waszym udziałem, było super.
  2. Trzy lata temu było tak: http://forum.motocyklistow.pl/index.php?/topic/119706-dzien-motocyklisty/ Czyli był podział na grupy wg pojemności/szybkości i instruktorzy pilnujący grup. Widzę że teraz doszły ćwiczenia zręcznościowe i kurs pierwszej pomocy - wg mnie warto odwiedzić, jeśli ktoś chce się zaznajomić z torem "na spokojnie" :)
  3. Ale wiesz, na pierwszej fotce wyglądasz jak stereotypowy dziadek na komarku, a na drugiej - jak rasowy ścigant :D Odnośnie dyskusji o postawie: też jeżdżę blisko baku, dźwignie biegów i hamulca "czuję" wewnętrzną krawędzią buta, natomiast w razie głębszego pochylenia odruchowo cofam wewnętrzną stopę "palcami na podnóżek". Mogę jeszcze dodać, że aby uniknąć "opierania się" na kierownicy, oprócz sciśniecia baku kolanami można też lekko pociągać kierownicę do siebie - wtedy odruchowo usztywnimy grzbiet i odciążymy ramiona.
  4. W końcu zamówiłem właśnie tam. Rzeczywiście, sprawna wysyłka, porządnie zapakowana paczka, szybki i uprzejmy kontakt mailem, oraz bez problemu wymienili mi rozmiar gdy okazało się, że (jednak) zamówiłem za duży. Również polecam motofactory.pl.
  5. Bardzo fajny post. Dla mnie jazda autem jest rozleniwiająca, z kolei na moto staram się zachować dużą czujność i przewidywać, co też mogą wywinąć inni uczestnicy. Zwalniać przed skrzyżowaniami, rozglądać się za wyjeżdżającymi z podporządkowanych, trzymać dystans do jadących niepewnie bo mogą gdzieś skręcać itd. Póki co daje radę, a każde takie wykrycie zagrożenia i uniknięcie dzwona to dodatkowa satysfakcja, że mnie jednak ciul nie trafił. Ale na przykład parę razy złapałem się na tym, że hamując za jadącą z przodu puszką, nie wiem czy "w razie czego" mógłbym uciec na sąsiedni pas, bo nie zerknąłem w lusterka parę sekund wcześniej i nie pamiętam kto gdzie jedzie. Albo jechałem za blisko za puszką i za późno zauważyłem dziurę w jezdni, którą normalnie ominąłbym. Potem czytam sobie "Strategie uliczne" i widzę, że wszystkie te przypadki były opisane, tylko trzeba pamiętać i stosować :)
  6. Moto-sfera na Bukowskiej? Wydzwaniam tam od paru tygodni, i wciąż nie wiadomo kiedy będzie dostawa :/ chyba dopiero jak się lato skończy. A kupować spodnie przez neta bez przymiarki trochę głupio, zwłaszcza jak ktoś jest niewymiarowy :)
  7. Po sprawdzeniu przepraszam i zwracam honor, motyw z tym wywiadem na który psioczyłem to był "Dziennik Gazeta Prawna" czyli osobny tytuł, pokręciło mi się. Natomiast odnośnie tytułowego artykułu nadal mam wątpliwości :/
  8. Dramat, ale gdzie adekwatne paragrafy? Tu nie ma, no i tu też nie ma, a tutaj to już w ogóle.
  9. Dym się chyba zrobił od tego wpisu: KLIK i już został zjechany za twórcze naciąganie albo i wysysanie z palca przepisów. Co do samej Gazety Prawnej, to swego czasu opublikowali wywiad z pewnym prezesem banku, który to wywiad okazał się całkowicie wydumany, bo sam zainteresowany zaprzeczył rozmowie, więc wiarygodność gazety jest raczej umiarkowana. Natomiast inne niusiarnie podchwyciły temat, no bo wiadomo, o czymś trzeba pisać a moturzyści to jakże wdzięczny przedmiot wieszania psów. A więc IMHO nie ma się co spinać, bo to niezdrowo w upały :) EDIT: mam na myśli zjechanie owej ekspertyzy pana eksperta, a nie samego artykułu.
  10. Chyba odnośnie tego wypadku: http://szczecin.gazeta.pl/szczecin/1,34959,9554292,Internetowy_atak_na_Jozefa_K__Po_smierci_Yossariana.html
  11. Cytat z artykułu: Nigdzie w polskim kodeksie ruchu drogowego nie jest stwierdzone, że motocykl nie może poruszać się między samochodami, a w myśl starej zasady prawniczej: co nie jest zabronione, jest dozwolone. Art. 16 kodeksu drogowego stanowiący jasno: „Kierujący pojazdem jest obowiązany jechać możliwie blisko prawej krawędzi jezdni. Jeżeli pasy ruchu na jezdni są wyznaczone, nie może zajmować więcej niż jednego pasa." Przepis ten po raz kolejny potwierdza to, że nie ma wyraźnego zapisu o zakazie przejeżdżania motocyklem między samochodami stojącymi na dwóch pasach ruchu. Nielegalne jest jedynie przejeżdżanie ciągłej linii, jeśli ta akurat rozdziela wytyczone pasy ruchu. Artykuł na ścigaczu tutaj, a skan gazety z wypowiedzią policjanta tutaj.
  12. Aby uniknąć problemów z "szarpiącym gazem" przy wolnych manewrach, możesz spróbować następującego sposobu: - gazu dajesz nieco więcej, aby silnik stale ciągnął, a nie na przemian szarpał i hamował, - lekko przyciskasz tylny hamulec, by utrzymać stałą prędkość jazdy (przedniego hamulca nie ruszasz, bo będzie przeszkadzać w zakrętach), - ewentualnie operujesz półsprzęgłem, ale jak za mocno wciśniesz to przestanie jechać i się obalisz :) Pozycja też trochę ułatwia: - nie patrzysz pod koło, tylko obracasz głowę tam gdzie chcesz jechać za chwilę, - odchylasz się trochę na zewnątrz, a motocykl pochylasz do wewnątrz ósemki, łatwiej wtedy zachować balans w ciasnym skręcie, - trzymasz się baku kolanami, tułów i ramiona rozluźnione. I ćwiczyć, ćwiczyć. Mnie pomogło.
  13. Odkopię dla opisania rozwiązania, żeby było ku pamięci forum. Otóż jeździłem tak sobie dalej po mieście wiedząc o powyższych fochach, bo nie były zbyt uciążliwe. Aż pewnego dnia wracam z trasy, a tu bydlę na drodze zaczyna zdychać :( po odpaleniu przejedzie kilka-kilkanaście kilometrów i znów kiszka. Doturlałem się jakoś w stresach do Poznania, ale sytuacja dojrzała do gruntownego przeglądu u znajomego fachowca. Zrobiona regulacja zaworów, sprawdzenie świec, synchronizacja gaźników, wszystko wygląda dobrze, pali na dotyk, ładnie się wkręca, równo pracuje i ogólnie poprawa. W drodze powrotnej - znowu zdycha! WTF? W akcie desperacji zrzuciłem bak, rozkręciłem kranik paliwa, przepłukałem, przedmuchałem ale wszystko wyglądało na drożne. I kiedy już robiło się ciemno i padało, odkryłem że wężyk odpowietrzający na samym końcu był przytkany błotem spod kół :D Przeczyściłem, pojeździłem i jak na razie problem zniknął! Było dość mylące, że ten efekt czasem się pojawiał, a czasem nie, ale z tego mam nauczkę żeby jednak zaczynać badanie od najprostszych (najgłupszych/najbanalniejszych) rozwiązań. Bo o kłopotach z odpowietrzeniem baku czytałem, ale jakoś nie pasowały mi te objawy... Hehe, dla uczczenia sukcesu ostatnie dni sezonu będę jeździć bez względu na pogodę, o!
  14. Z moich obserwacji na mieście wynika, że znakomita większość samochodziarzy zauważa motocykl jadący w korku i robi miejsce, albo przynajmniej nie utrudnia przejazdu. Na ogół sami trzymają się krawędzi pasa, albo widzą że w wąwozie za nimi czeka moto i zjadą w bok, aby przepuścić. Zdarzało mi się już, że robiła miejsce ciężarówka wyładowana piachem, albo stojący w korku tir z naczepą :D co było bardzo miłe i zawsze starałem się kiwnąć głową w podziękowaniu. Przy czym jeżdżę spokojnie, nie przeciskam się na chama i nie rozpędzam stojących aut przegazówkami. Z kolei najczęściej środkiem jadą SUVy z wielkimi lusterkami - może właścicielom wydaje się, że ich mały czołg nie mieści się na pasie? A złośliwe zajeżdżanie drogi widziałem sporadycznie, może 2-3 razy w sezonie i zgodnie z zasadą, że zapewne kierownik ma jakieś problemy ze sobą, trzymałem się od takich eksponatów z daleka.
  15. Prawda, prawda. Chyba czas założyć zimowe opony, bo na mokrym asfalcie jakoś często tył mi pływa na boki, mimo że jeżdżę kapeluszniczo :icon_eek:
  16. Odkopuję, przy okazji artykułu dotyczącego Jaworowicz i jej sposobu przygotowywania programu: http://wiadomosci.onet.pl/1624962,720,1,kioskart.html
  17. Kurs wspominam bardzo fajnie, a zaczęło się to tak: Pomyślałem sobie pewnej wiosny, że warto byłoby przerwać codzienną rutynę i zrobić coś ciekawego, np. nauczyć się jazdy na moturze. Miałem odłożone trochę funduszy, przejrzane rozmaite grupy, portale i fora motocyklowe (oraz niezliczone filmy na Youtube), pozostało tylko się zdecydować. Wybór szkoły był szybki, bo parę razy na mieście zwróciły moją uwagę L-ki wymalowane w "hot-rodowe" płomienie i pomyślałem sobie, że ci ludzie są raczej pasjonatami motoryzacji, a nie odklepywaczami godzin lekcyjnych. Oczywiście rzecz przemyślałem, poczytałem też opinie, zasięgnąłem języka co to za firma, ale zdecydowany byłem już od początku. Po zgłoszeniu się i wyskoczeniu z funduszy dostałem w komplecie m.in zniżkę na lekarzy badających kierowców, książeczkę z przykładowymi testami teoretycznymi i "Strategie uliczne" do poczytania w trakcie nauki. Część teoretyczna prowadzona była głównie pod kątem obsługi motocykla, jako że chyba wszyscy kursanci mieli kategorię B i różnic między światłem zielonym a czerwonym nie trzeba było tłumaczyć. A zatem była omówiona pozycja kierującego, zachowanie równowagi, tor pokonywania zakrętu, rola ogumienia i zawieszenia, oraz wszystkie te drobne rzeczy, które teraz są tak oczywiste, że nawet o nich nie pamiętam. Były prezentacje, schematy, zdjęcia i filmy. Był też opisany przebieg samego egzaminu państwowego, było udzielanie pierwszej pomocy prowadzone przez ratownika z użyciem manekinów, symulacjami różnych sytuacji zagrożenia życia, a także np. zdejmowanie kasku osobie nieprzytomnej. Mimo że autem poruszam się już kilkanaście lat bez strat w ludziach i sprzęcie, przypomnienie sobie teorii drogowej zdecydowanie wyszło mi na dobre. Po zakupie i uważnym studiowaniu kodeksu drogowego okazało się, że kilka paragrafów kryje w sobie niespodzianki, za to testy teoretyczne rozwiązywane ze zrozumieniem PoRD wychodziły zdecydowanie lepiej, niż na "chybił-trafił". Najlepsza część szkolenia czyli praktyka, odbywała się na asfaltowym placyku na obrzeżach miasta. Do dyspozycji kursantów było kilka różnych maszyn, małe 125, egzaminacyjne 250, duża 500 oraz chyba 150 w postaci czoperka. A także dwie ósemki, slalom z tyczkami, ruszanie pod górkę i kawałek prostej, gdzie można było odkręcić a potem hamować awaryjnie, bo dalej był płot. Motocykle były opancerzone gmolami, a dla kursantów wymagany był kask, rękawice i buty z usztywnieniem kostki. Oczywiście początki były śmieszne. Należało omówić czynności obsługowe motocykla, przetoczyć parę metrów i postawić na centralkę. A więc łaps za kierownicę, bo ta 125 wygląda jak większy rower więc zaczynam pchać, moto się nieco gibnęło na zewnątrz i gdyby nie instruktor z drugiej strony, pewnie poleciałbym na glebę razem ze sprzętem. Wtedy też się dowiedziałem, że lepiej opierać moto o biodro bo mimo wszystko trochę waży, natomiast podnosząc na centralkę należy stawać ciężarem ciała na stopce zamiast wściekle targać motocykl za kierownicę. Mała rzecz, a ile radości gdy się potem udało. Pierwsza o-mało-co-gleba miała miejsce chyba na drugich zajęciach, gdy turlałem się na drugim końcu placu z zamiarem zawrócenia. Nawierzchnia z betonowych płyt była nierówna, przy skręcie ręka odwinęła się na manetce a kierownicą akurat szarpnęło, 125 rączo wyrwała w kierunku krawężnika więc gwałtownie zahamowałem przodem na skręconej kierownicy lecąc w bok i wreszcie zatrzymałem się rozpaczliwie podpierając niemal przewrócone moto. Potem nauczyłem się, że przy manewrach w lewo manetkę się odruchowo lekko otwiera, przy skręcie w prawo zamyka, a dwa palce trzymane na hamulcu to generalnie dobry pomysł :) Potem były slalomy, niekończące się ósemki podczas których należało oglądać się w kierunku jazdy a nie pod koło, i hamowania awaryjne gdzie już 40 km/h na niewielkim placyku zdawało się kosmiczną prędkością. Zależnie od liczby współkursantów na kolejnych zajęciach do dyspozycji były różne motocykle. Raz zdarzyło mi się mieć jazdy czoperkiem, który wyglądał ładnie i na wprost poruszał się całkiem przyzwoicie, ale podczas kręcenia ósemek uparcie walił się na boki, przy odjęciu gazu gasł, a przy dodaniu gazu nagle dostawał skrzydeł i wyjeżdżał za linię. Dla odmiany manewry największą 500 w czasie późniejszych lekcji były stosunkowo przyjemne: silnik spokojnie ciągnął nawet bez dodawania gazu, a bezwładność większej masy powodowała, że przechylał się łagodnie i bez niespodzianek. Na trzecich albo czwartych zajęciach, gdy poruszanie się motocyklem w ogólnie wytyczonym kierunku było już w zasięgu moich możliwości, instruktorzy zdecydowali że można wyjechać na drogi publiczne. Słuchawki pod kask, kamizelka na grzbiet, serce w gardle i można jechać. Na początek podmiejskie uliczki o małym ruchu i szerokich poboczach, a na dalszych zajęciach coraz bardziej w miasto. Była jazda na drodze szybkiego ruchu, były korki w centrum, była nocna jazda po nieoświetlonych drogach i oczywiście wielokrotne przypominanie sobie trasy egzaminacyjnej. Po powrocie na ogół omówienie różnych sytuacji z jazd przez instruktora, oraz obietnice poprawy ze strony kursanta. Podczas jazd miejskich było parę zabawnych sytuacji. Raz zdarzył się felerny zestaw słuchawkowy i zamiast komend instruktora było słychać przede wszystkim trzaski, a ja zamiast w lewo jechałem w prawo. W końcu wracałem do bazy za instruktorem zamiast przed nim, bo słuchawka wysiadła do końca i nie wiadomo było gdzie mam jechać. Kiedy indziej radośnie śmignąłem na późnym żółtym bojąc się zahamować w zakręcie, a w dodatku na pasie obok stał radiowóz. Wtedy słuchawka działała dobrze i pokornie wysłuchałem ochrzanu jaki zebrałem od instruktora. W czasie dalszych jazd parę razy dały znać stare przyzwyczajenia kierowcy i przemykałem na warunkowej strzałce bez obowiązkowego zatrzymania się przed skrzyżowaniem :D Na koniec zajęć był egzamin wewnętrzny teoretyczny i praktyczny, który przebiegł bez problemów. Termin egzaminu w WORDzie miałem 2-3 tygodnie od zgłoszenia się, parę dni przed egzaminem wykupiłem dodatkowe jazdy na egzaminacyjnej 250, żeby jeszcze poćwiczyć manewry. W efekcie egzamin państwowy minął mi jako sporo stresu, mało problemów i zaliczony za pierwszym razem. Niestety zdarzali się delikwenci tak przygotowani, że nie jeździli nigdy na motocyklu egzaminacyjnym, nie znali trasy egzaminacyjnej albo nie potrafili w ogóle wykonać hamowania awaryjnego. Podsumowując, jestem jak najbardziej zadowolony z wybranej szkoły i przebiegu szkolenia. Dostałem solidne podstawy, które pozwoliły mi zdać egzamin i przejeździć jak na razie prawie dwa sezony bez nieprzyjemności. A teraz mogę spokojnie doskonalić umiejętności na własnym sprzęcie i mieć radochę z każdego wyjazdu. Więc lepiej nie oszczędzać na instruktorach.
  18. Z tym ssaniem mam wrażenie, że wcześniej jeździłem i zamykałem tak samo, a nic się nie działo. Jeżdżę raczej bez pałowania, pierwszych kilka minut/kilometrów nie przekraczam 4 tys. żeby się spokojnie nagrzał. Ale obadam jeszcze rzecz, dzięki za info :)
  19. Ciąg dalszy. Odpaliłem, przejechałem kawałek, jak na złość teraz nie kichał :) zjechałem pod dom. Silnik bez ssania chodził już równo, ale temperatura była na dole skali - dla jasności, bo chciałem sprawdzić stan przed rozgrzaniem. Świece wykręciłem z pewnymi oporami, bo klucz rurowy ledwo sięgnął. Elektrody szarobrązowe, denka okopcone, gwint nieco mokry (średnio wyraźne zdjęcie tutaj). Fabrycznie szczelina powinna mieć 0,8-0,9, jedna świeca miała 0,7 a druga 0,8. Wymieniłem na nowe, z przepisowym 0,85. Przy okazji oglądania bebechów ukrytych pod bakiem, zwróciłem uwagę na element wielkości pudełka zapałek umieszczony nad lewym cylindrem, od którego prowadził wężyk rozgałęziający się do dolotów (jeśli dobrze szukałem, to jest sub-air cleaner hose). W środku był filtr gąbkowy, dość nieświeży ale w całości - nie wiem czy może mieć wpływ na objawy pracy silnika. Skręciłem, odpaliłem, pojeździłem pół godziny - na razie wszystko OK. Zobaczymy w ciągu następnych dni, czy to była kwestia świec ;)
  20. OK, kupię swiece na podmianę, wykręcę obecne i dam znać jak to wygląda. Co do obrotów, to nie zauważyłem żadnych "rzucających się w oczy" zmian, ale też wcześniej nie zwracałem szczególnej uwagi. Dzięki za pomysła, będę kombinować.
  21. Witam i o radę pytam :) Pacjent to CB 500 z 2001 roku, przebieg 40kkm, ogólnie chodzi jak zegarek, jeżdżę nim drugi sezon głównie po mieście, na wiosnę zmieniane filtry, olej i płyn chłodzący. Od 2-3 tygodni pojawiła się jednak następująca sytuacja: Uruchamiam zimne moto po postoju (rano lub po pracy), pali bez problemu, pracuje normalnie. Wkładam kask, rękawice, przejeżdżam kilkaset metrów (1-2 minuty później) i silnik zaczyna zdychać jakby brakowało paliwa. Nie prycha, nie strzela tylko przerywa i słabnie. Czasem zgaśnie i trzeba dłużej pokręcić żeby odpalił, a czasem po paru sekundach czkawki się ożywi bez zgaśnięcia. I dalej jedzie jakby nigdy nic. Zauważyłem, że jeśli zaraz po wyjechaniu z parkingu zamknę ssanie, to na ogół potem zgaśnie, a gdy te kilkaset metrów przejadę na otwartym ssaniu, to trochę się przymuli, ale pojedzie dalej. I potem pracuje już normalnie, czy to kilka czy kilkadziesiąt kilometrów, żadnych problemów. Moje wróżenie z fusów przebiegało następująco: - paprochy, woda w paliwie - odpada, tankowane kilka razy a problem występuje chwilowo a nie ciągle, - świece, przewody - jest sucho więc nie ma co zamakać, a jeździłem w deszczu i nic się nie działo, - dysze, gaźniki - pracuje równo, można kręcić 6-8 tyś. i jedzie żwawo, żadnych innych objawów nie ma, - dostaje za mało paliwa albo zły skład mieszanki - j.w., bo jeśli gaśnie przy wolnym dojeżdżaniu albo w czasie postoju na światłach, a po odpaleniu albo w trasie jest dobrze, to chyba nie to. Rzecz jest o tyle powtarzalna, że jadąc tą samą trasą krztusi się w tych samych miejscach, z dokładnością do kilkunastu metrów i występuje jednorazowo. Przypuszczam więc, że ma to jakiś związek z nagrzewaniem się silnika po uruchomieniu. Kolega sugerował problem z wężykami okołogaźnikowymi - zajrzałem pod bak ale nie zauważyłem nic poluzowanego, zagiętego albo przytkanego. Filtra paliwa nie ma, kranik jest otwierany podciśnieniowo, filtr powietrza czysty. Co dalej, droga redakcjo? Na razie jeżdżę, a rzecz choć irytująca, nie pogarsza się ani nie poprawia. Nie mam pomysłu, dlaczego taki feler się pojawia się właśnie w opisanej sytuacji i jak zdiagnozować przyczynę. A nie mam też zaplecza warsztatowego, żeby spokojnie rozkręcać i wymieniać wszystko po kolei. Za wszelkie podpowiedzi z góry dziękuję :)
  22. Się podepnę pod temat, jako że właśnie szukam rękawic z przyzwoitą ochroną. W trakcie obmacywania rozmaitych egzemplarzy zwróciłem uwagę na tę firmę i model: High Racer. Wprawdzie planowałem wydać do 4 stów, ale akurat te wyglądają stosunkowo solidnie - wzmocnienia, usztywnienia, kangury i inne cuda, więc wyłożyłbym jeszcze trochę w nadziei na lepszą jakość. Rzecz w tym że poguglałem, ale poza ofertami sklepów i materiałami reklamowymi nie znalazłem opinii użytkowników. Więc pytanie - co to za firma i klasa produktu? Średnia półka, średnia wyższa, wyższa niższa? :) Czy ktoś to użytkuje, nie pruje się, nie rozpada, warto wydać na nich kasę? Z góry dziękuję za uwagi. :notworthy:
  23. Kojarzy mi się, że jakaś lokalna gazeta na wiosnę urządzała konkurs "wybory Miss Dziury" - można było wysyłać fotki i tym samym dopingować drogowcow do naprawiania nawierzchni :)
  24. Obejrzyj miniserię "Race to Dakar" - pokazuje przygotowania i sam rajd z punktu widzenia zawodników. Ciekawie opowiedziane (film jest niejako kontynuacją "Long Way Round" i "Long Way Down"), ale warunki i stopień trudności wyścigu są odstraszające.
  25. YUBY: dziękuję, ku chwale ojczyzny! Postaram się nie zawieść pokładanego we mnie zaufania :bigrazz:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...