Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Odpowiedzi opublikowane przez Olsen

  1. Na Grosiku się zawiodłem - odwołali mi dwa razy kurs 5 minut przed czasem.

    Ja miałem podobne przygody z Bayerem.

     

    Nie korporacja. Typ człowieka.

    Domyślam się, co masz na myśli. Jak sobie czasem posłucham rozmów panów taksówkarzy pod nocnym klubem, to nie wiem, czy chciałbym z takimi ludźmi mieć cokolwiek wspólnego, a tym bardziej dać im zarobić. Ale fajni taksiarze też się zdarzają, np. w Zmiennikach. :)

     

    Też unikam tego środka transportu podobnie jak autobusów miejskich, o tej porze roku praktycznie nie zdarza mi się zamawiać taryfy, ale korzystam czasem w zimie - do metra czy z klubu. I w tym pierwszym przypadku, jak się jedzie gdzieś służbowo, cholernie ważna jest spolegliwość korporacji/konkretnego kierowcy. Bo w nocy to raczej pośpiechu nie ma.

     

    Generalnie te korporacje, o których pisze Jurjuszi. A Night Drivers może kiedyś przetestuję, skoro polecacie.

     

    polecam "TAKI" z Pragi idealne na powrót z baletu 140 pln za klocka :icon_twisted:

    Kiedyś się taki doigra, jak wsiądzie dwóch karków i sklepią michę cwaniakowi. Zresztą miasto miało się z tymi sku***synami rozprawić.

  2. Dokładnie. Ja na GS500 zrobiłem masę km na kurierce a ten motocykl nigdy mi się nie znudził. Sprzedałem bo miałem firmową CBF500 a kasę potrzebowałem. I żałuję, bo teraz mi się marzy GS500E. :banghead:

    Moje dwa niespełnione marzenia: GN 250 i GS 500 (nie było kasy ani czasu między MZ-etką a Banditem). Często o nich fantazjuję. Ostatnio śliniłem się do takiego Gienka na zlocie w Koszelance.

     

    Idealnie do miasta nadaje się Honda CB500.

    Oczywiście, że równie zwinnie poruszam się w korkach swoim klekotem, ale trochę mnie to pracy nad sobą kosztowało. Jeśli miałbym okazję, do miasta kupiłbym sobie maksymalnie 250-tkę.

    Na miasto idealne są sprzęty o pojemności 125-250 cm³. W Pattayi miałem wynajętą Yamahę Nouvo Elegance (135 cm³) i przy tamtej specyfice ruchu typowej dla nadmorskiego kurortu każdy większy jednoślad stanowiłby przerost formy nad treścią. Za miasto też się dało pojechać czerpiąc przyjemność z jazdy. Co innego, gdyby człowiek miał często kursować między Pattayą a Bangkokiem (sto kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę), chociaż też by dało radę (i w samym Bangkoku doceniłoby się zwinność małego jednośladu).

     

    Jeśli chodzi o posiadanego przeze mnie obecnie X-Maksa (250 cm³), to kupowałem go głównie z myślą o dojazdach do klientów (drugie co do częstotliwości zastosowanie to dojazd do klubu - tu też liczy się możliwość schowania kasku, rękawic czy ocieplanych spodni pod siodłem, choć klasycznym motocyklem byłby większy lans). Na samą Warszawę wystarczyłby Cygnus 125, ale chciałem móc komfortowo przejechać się gdzieś dalej, np. nad Zalew Sulejowski, no i czasem trafia się klient poza Warszawą. Gdyby natomiast zależało mi głównie na dalszej turystyce, pewnie pozostałbym przy większych motocyklach. Jednak nie podróżuję dziś po Polsce tyle, ile kiedyś, a X-Maksem też się da pojechać nad morze czy w góry. Trzyma się wtedy na trasie 100-120 km/h, rozpędzając się w porywach do 140, np. przy wyprzedzaniu. No ale dziś wakacje robię sobie w zimie, a w lecie zadowalam się miniturystyką weekendową. I więcej jeżdżę rekreacyjnie rowerem (patrz niżej).

     

    Szczerze? Jak masz dużo samozaparcia i zdrowy kręgosłpu, no i nie jesteś zbytnim wygodnisiem to taka 954 styknie Ci na miasto. Będzie się grzała, męczyła, Ty będziesz się męczył i pocił, kręgosłup będzie bolał, ramiona, nadgarstki też. Miejska jazda w pozycji srającej żaby, a w takiej właśnie pozycji będziesz siedział na tym motocyklu. Ale jak chcesz się pokazać na 954 to proszę bardzo, obyś tylko nie przeklinał tego motocykla po miesiącu jazdy. To tak jakbyś rozwoził po mieście pizzę autem typu Lamborghini. Da się, ale przyjemności zero a ból w dupie tylko i żal że sprzęt się męczy.

    Komfort zaczyna się doceniać z wiekiem. Niedawno uruchomiłem kolarkę, która w liceum służyła mi do dojazdów do szkoły i na początku studiów na uczelnię (oraz, oczywiście, do szeroko pojętej rekreacji). Na początku pierwszej klasy LO przesiadłem się z rometowskiej Gazeli na szosowego Peugeota, kierując się emocjami, a nie rozsądkiem. Bo prawda jest taka, że Gazela (typowa damka wyposażona standardowo w błotniki, bagażnik itp.) bardziej się nadaje do takiej jazdy użytkowej, np. do szkoły. No ale w wieku 15 lat zależało mi na tym, żeby mieć rower, którym da się jak najszybciej jeździć po asfalcie (na przekór panującej wówczas modzie na górale).

     

    Do Peugeota mam ogromny sentyment, bardzo go lubię, wsiadam nań z przyjemnością, ale nie wiem, czy dziś nie kupiłbym roweru trekkingowego, jeśli miałby to być jedyny jednoślad napędzany siłą mięśni w mojej stajni - ze względu na większą wygodę i uniwersalność (po asfalcie śmigniesz [choć nie tak szybko jak kolarką], do sklepu czy metra w cywilnych ciuchach bez spinania nogawek dojedziesz, a po Kabatach też da się komfortowo pojeździć i nadgarstki ani dłonie nie będą boleć po dłuższej jeździe, jak to często bywa w przypadku kierownicy typu baranek).

    Dwa lata temu, po powrocie do Polski, kupiłem miejską damkę z pełną obudową łańcucha i koszykiem - do jazdy o charakterze użytkowym po bliższej i dalszej okolicy, żeby nie brać wszędzie skutera.

     

    Z motocyklami jest podobnie. Napalony 18-latek nie będzie myślał w pierwszej kolejności o ergonomii, poręczności, zwinności, łatwiejszej jeździe w cywilnych portkach i butach czy możliwości schowania tego i owego pod kanapą.

  3. Mógłby mi ktoś powiedzieć jaka właściwie jest różnica między kaskami za 500 a za 1500 zł? Przecież wszystkie przechodzą wymagane testy.

    Tzn. te droższe mogą (ale nie muszą) być trochę bezpieczniejsze, trochę wygodniejsze (z tą wygodą to też różnie bywa, zwłaszcza w przypadku zapięć), ale prawda jest taka, że często przepłaca się za markę.

     

    Rozumiem, gdyby Forumowicze wsiedli na gościa, który chciałby sobie sprawić garnek za 100 zł (za tę kasę to co najwyżej kask na rower), ale za 500 zł coś przyzwoitego na pewno się znajdzie. Jakiś Airoh czy Caberg.

  4. Wiem, że zorganizowanie dobrego zlotu nie jest łatwe. Ale pozwolę sobie na małą krytykę.

    (...)

    Odpocząłem na swój sposób i wróciłem mimo wszystko uśmiechnięty.

    Dla mnie zlot to przede wszystkim okazja do przejechania się i ewentualnie zobaczenia paru znajomych gąb, a od organizatorów nie wymagam wodotrysków i fajerwerków. Zwłaszcza jeśli za uczestnictwo w imprezie nic nie płacę. Może narzekałbym, gdyby na miejscu nie dało się kupić nic zjadliwego, ale kiełbasa i karkówka były wyśmienite.

     

    Komary tradycyjnie były natrętne; trochę pomagał repelent.

     

    Koncert GN zmotywował mnie, żeby zabrać się za lekturę Good night, Dżerzi zalegającej od jakiegoś czasu na półce.

     

    Nie wiem, jak w piątek, ale w sobotę motocykli(stów) było zatrzęsienie. Tak jak ktoś wyżej pisał, niektórzy w piątek pracują. Skończyłem robotę o 20 i wolałem wrócić do domu i doczytać biografię Kapuścińskiego, niż jechać nocą. W sobotę pogoda była w sam raz do jazdy i wybrałem dłuższą trasę przez Mińsk i Łochów - lubię kontemplować przyrodę nieśpiesznie przemieszczając się po drogach o małym i średnim natężeniu ruchu.

    Na niedzielę prognoza była niezbyt optymistyczna, siedzieć do rana i patrzeć w niebo mi się nie chciało, więc wróciłem w nocy, rozwijając na trasie z Wyszkowa do Warszawy kosmiczną prędkość 140 km/h. :crossy:

     

    To był mój trzeci zlot organizowany przez Wściekłe Łosie; pierwszy w 2007 r. (mam pamiątkową koszulkę), a drugi w roku ubiegłym.

  5. Bo w przypadku utraty płynności będzie miał w dupie ewentualnych smutnych panów z banku .

    Dokładnie. Niektórzy nie lubią zobowiązań (leasing, dotacja z UP na rozruch obwarowana różnymi nakazami i zakazami), żeby w razie czego móc z dnia na dzień bezstresowo zwinąć żagle, jak się np. trafi wyjazd zagraniczny albo jak się własna firma odwidzi.

     

    Kumpel pracował w firmie leasingowej i ostrzegał, że tego typu firmy często stosują nieuczciwe praktyki, np. wciskają jakieś betoniarki czy koparki firmie budowlanej na skraju bankructwa, bo opłaca się potem ściągać kasę, jak firma upadnie. Kumpel zrezygnował z roboty, żeby móc rano patrzeć w lustro.

  6. Jak ktoś wystawi Ci fakture z VAT-em,to go doliczy .Bo nie będzie dokładał,to jasne.Szukaj sprzętu z Vat-em.

    Jak rozglądałem się za skuterem na firmę, to wahałem się między nówką z salonu a w miarę świeżą używką. Udało mi się upolować X-Maksa z rocznym przebiegiem, sprzedawanego przez gościa, który też miał działalność gospodarczą.

    Konflikt interesów polega na tym, że Tobie zależy na tym, aby na fakturze widniała jak najwyższa kwota (=większy koszt do odliczenia), a sprzedającemu na tym, aby oficjalnie sprzedać jak najtaniej (mniejszy podatek do zapłacenia). No ale zawsze idzie się jakoś dogadać.

  7. Patrząc od strony sprzedającego - sprzedaż sklepową zabija internet. Ludzie traktują sklepy jak przymierzalnię

    No i już jest pomysł na nową usługę: mierzenie kurtki/kasku/rękawic - 5 zł (czy ile uzna się za stosowne); odliczane od ceny zakupu, jak ktoś się zdecyduje. Swego czasu sex-shopy pobierały opłatę za przeglądanie gazetek, żeby nie stać się darmową czytelnią.

     

    Ogólnie jest tak, że nie opłaca się inwestować w jakikolwiek towar, do którego dostęp w sieciach hurtowych jest powszechny, nie kontrolowany. I tak Cię rozwalą cfaniaki nie mające żadnych kosztów prowadzenia legalnej działalności gospodarczej.

    A to nie jest tak, że jak ktoś chce czymś handlować na Allegro w sposób ciągły i zorganizowany (co innego jednorazowa sprzedaż własnych starych gratów), to musi mieć działalność gospodarczą, płacić ZUS, prowadzić księgowość, itd.? :rolleyes:

  8. O którego Burgmana chodzi? Też 250?

    Czy to duże ryzyko utraty pieniędzy (kupienie wyeksploatowanego) skutera z 11-13 letniego?

    Tak, jest ryzyko, że jak się kupi Burgiego czy Majkę za 4 tys., to, powiedzmy, w ciągu sezonu-dwóch trzeba będzie w skuter władować może nie drugie 4, ale np. 2,5 tys.

  9. 125-kę raczej bym odpuścił ze względu na pewne ograniczenia. Będziesz miał problemy z poruszaniem się po ekspresówkach i autostradach.

    250-ką juz będziesz mógł normalnie śmigać ciągle przy małym spalaniu.

    Owszem, 125 świetnie spisuje się w mieście i na drogach podmiejskich (ale nie dwupasmówkach w polskich realiach), natomiast na trasę lepsza jest 250. Warto mieć jakiś zapas mocy, a nie cały czas jeździć będąc uwieszonym na manetce.

    Choć muszę przyznać, że w styczniu i lutym bardzo chwaliłem sobie jazdę maszynami o pojemności 110-135 cm³, ale poruszałem się głównie po kurorcie nadmorskim i po wyspie. Jazda czymś takim z Warszawy do Gdańska mogłaby być trochę męcząca (choć na pewno miałaby swój urok), ale już jak najbardziej można by się wybrać nad Zalew Zegrzyński. Na zlot do Borek też dałoby radę podjechać (wtedy nie byłaby to przejażdżka, lecz wyprawa).

     

    Po namyśle będę celował w 250 narazie mam 2 opcje:

     

    Honda nx 250 lub Suzuki gn 250

    GN 250 stanowił niegdyś obiekt moich westchnień. Marzenie o posiadaniu własnego nigdy się nie ziściło, ale dane mi było trochę pojeździć Gienkiem i muszę przyznać, że jest to bardzo sympatyczna maszyna. I wygodna. Pozostaje mieć nadzieję, że uda się znaleźć egzemplarz w nienagannym stanie technicznym.

  10. Myślę, że sensownym rozwiązaniem jest płacenie pół na pół. Przykładowo, jeśli papuga podejmuje się sprawy za 3 tys., to 1,5 tys. dostaje przed rozprawą, a drugie 1,5 tys. po, jeśli sprawa zostanie rozstrzygnięta dla Ciebie pomyślnie.

     

    Wtedy prawnik ma motywację, żeby się starać, nie ryzykuje jednak, że się narobi za darmo.

  11. Często uchylam wizjer o jeden ząbek, ale jechać z całkowicie otwartym zdarza mi się bardzo rzadko. Gdzieś na parkingu itp.

    Dodatkowo jestem ciekawy jak wygląda sprawa Waszej owiewki/szybki(nie wiem jak to nazwać) w motocyklu. Jak to się wiąże z otwartą szybką.

    Kiedyś mówiło się wiatrochron. W X-Maksie szyba jest dosyć duża, tak kieruje strumień powietrza na kask, że w deszczu wizjer sam się oczyszcza (chyba że jedzie się bardzo wolno). Jak się człowiek pochyli, teoretycznie da się jechać z otwartym wizjerem.

  12. Nie straszcie chłopaka, że nie będzie mógł przez x lat zrobić prawa jazdy, bo to bzdura (a jak już jesteście tacy pewni swoich racji, to podajcie podstawę prawną). Tzn. zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych (równoznaczny z niemożliwością zrobienia p.j. w czasie jego obowiązywania) może zostać orzeczony np. w przypadku, gdyby założyciel tematu nie zatrzymał się do kontroli, ale nie za samo nieposiadanie uprawnień (m.in. dlatego lepiej nie uciekać policji).

     

    Natomiast dobrze, że uświadamiacie chłopakowi, że oprócz rutynowej kontroli na drodze może spotkać go coś dużo bardziej niemiłego, za co konsekwencje mogą być dużo poważniejsze niż kilkaset zł.

     

    nie wiem skad sie Wam bierz 500 jak za niemanie prawa jazdy dostałem 300 w zeszłym tygodniu :mad: .

    Bo zapewne posiadasz kategorię B, a wtedy jest niższy mandat, niż jak się nie ma żadnej kategorii.

  13. Nie ma co się pastwić nad policjantem, tym bardziej że nie znamy szczegółów. Nie widzę niczego zdrożnego w tym, że facet chciał się ojcu pochwalić służbowym motocyklem. Większość z nas zrobiłaby to samo, tyle że może bez szarżowania. Niejednemu z nas zdarzyło się np. postawić maszynę na koło dla szpanu, nie opanować sprzętu i wylądować na płocie sąsiada. Kiedyś nie okiełznałem motorynki po strzale ze sprzęgła i finał był na trawniku w pozycji leżącej.

  14. Jeśli musi się być w 5 miejscach naraz to nie sposób jest jeździć przepisowo, skoro tyle zawalidrogów mamy na ulicach, gdzieś trzeba nadrobić stracony w korkach czas.

    I właśnie dlatego nie podjąłbym pracy jako PH czy kurier samochodowy.

     

    Co do kontroli, to uważam, że należy się zatrzymywać, zwłaszcza jeżeli ma się prawo jazdy (za ucieczkę może zostać orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów, a za samo nieposiadanie uprawnień odroczki nie będzie), aczkolwiek trochę rozumiem gości, którzy mają kilkanaście punktów karnych na koncie i żadnej gwarancji, że pan, który właśnie macha lizakiem lub latarką, nie okaże się ch**em odreagowującym w pracy kompleksy (bo jak będzie równym gościem, to nie będzie chciał zgnoić, o ile nie było to np. 200/50 w centrum miasta, ale tego się człowiek dowie dopiero po zatrzymaniu).

  15. To jak z kobietą na stałe - jak by Ci się trafiła koleżanka która regularnie będzie robiła Ci dobrze, sprzątała i gotowała, a Ty musisz ja utrzymywać... tylko. Wejdziesz w to, czy nie odczuwasz na dziś takiej potrzeby? :icon_razz:

    Jeszcze chyba nie dojrzałem do stałej partnerki. :wink: Ani do samochodu.

     

    warto warto... przelicz samą kasę na taxę itd

    No, w moim przypadku taryfa wychodzi taniej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jechałem, chyba z lotniska.

     

    Osobiście nie potrafię obyć się bez samochodu, ale skoro w zimę Cię niema

    Tzn. kawałek zimy spędzam w Polsce, ale może to się zmieni.

     

    Kolego, miałem podobnie jak ty, tylko mój ojciec nie chciał ze mną handlować jak jakiś żyd, tylko mi po prostu podarował swoją Carismę 1.6 GLX

    Tata gotów jest mi właśnie podarować brykę.

  16. Tez mam 5km do pracy ale nie po to robilem prawko i kupowalem moto zeby sie teraz bujac rowerem.

    Szczerze powiedziawszy, trochę dziwi mnie takie podejście, że na krótki dystans to się motocykla wyciągać nie opłaca. A samochodem to mało ludzi jeździ po bułki do sklepu (kilkaset metrów, a nie kilka kilometrów)? Tzn. jak najbardziej popieram jazdę na rowerze, także użytkową, ale skuter/motocykl na krótkie dystanse też się nadaje.

     

    I bzdura, że nie opłaca się przebierać (bo domyślam się, że o to może chodzić). Dla mnie względem "cywilnego" stroju, jak jadę rowerem lub metrem, dochodzi tylko kask i czasem spodnie ocieplające zakładane na dżinsy (w przypadku użytkowej jazdy po mieście). Bo kurtkę jakąś i tak się prawie zawsze zakłada, a rękawiczki często też.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...