Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Odpowiedzi opublikowane przez Olsen

  1. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zagoszczę w tym dziale, a jednak.

     

    Otóż pojawiła się okazja przejęcia mitsubishi carismy 1.8 GDI, rok produkcji '98, przebieg ponad 170 tys. km, po tacie, który nosi się z zamiarem zakupu nowego samochodu.

     

    Tata sam zaproponował, zaznaczając, że zdaje sobie sprawę, iż dla mnie może to być za duży pojazd stanowiący przerost formy nad treścią.

     

    Jeśli chodzi o mnie, to nigdy nie byłem wrogiem samochodów jako takich, są mi one raczej obojętne. Będąc z natury hedonistą wydaję pieniądze na rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, dlatego nie miałem problemów z wyskoczeniem z 27 tys. zł na Bandita w 2000 r., a szkoda byłoby mi 7 tys. na pospolity samochód. Szkoda by mi było też na eksploatację...

     

    I tu dochodzimy do sedna rzeczy. Pojazd trzeba serwisować (tata jeździ na przeglądy do ASO, ja z X-Maksem, a wcześniej Banditem, też), czasem coś wymienić. Do tego dochodzi ubezpieczenie itp. O paliwie nie piszę, bo można mniej jeździć, częściej korzystać z jednośladu (z silnikiem lub bez) lub komunikacji zbiorowej.

    Jak mam wydać, powiedzmy, 3 tys. w ciągu roku na samochód (nie licząc paliwa), to wolę za tę kasę kupić bilet lotniczy do ciepłego kraju albo ją przehulać w Polsce. Jest oczywiście opcja wrobienia ojca w utrzymywanie auta (bez przerejestrowywania itd.). :icon_razz:

     

    Teraz w marcu 1 (słownie: jeden) raz wziąłem od mamy samochód, jak chciałem w sobotę pojechać do klubu, a pi*dziło konkretnie. Bo jak jest 5-6 stopni na plusie, to wolę jechać skuterem, trzeba tylko założyć ocieplane spodnie na "cywilne".

    W grudniu bardziej by się przydały własne 4oo - na dojazdy do metra, bo do centrum samochodem na pewno nie będę się pakował (co innego, gdybym prowadził wybitnie nocny tryb życia). Zamawianie taksówki bywa niewygodne, ale jak już się człowiek dodzwoni, to przyjedzie ogrzana, odśnieżona i zawiezie w parę minut na stację. Koszt: 12 zł. Kilkaset zł w skali miesiąca (200-600, w zależności od tego, jak często się jedzie do miasta [prawda jest taka, że w grudniu staram się nie wychodzić z domu i pracować online]).

    W styczniu i lutym staram się wyjeżdżać w celu zmiany klimatu na bardziej przyjazny dla człowieka.

     

    Pytanie, czy przy obecnym trybie życia jest sens brać samochód od taty. Plus mógłby być taki, że wreszcie może nauczyłbym się jeździć (i polubił jazdę). Doświadczenie mam głównie z małymi samochodami typu fiat seicento, którym obecnie jeździ mama, choć rzeczoną carismą też dane mi było trochę pojeździć (raz nawet pojechałem z tatą na Mazury jako kierowca w jedną stronę). Poprzednią okazję, jak tata zmieniał suzuki swifta na carismę, przegapiłem (wtedy też wolałem motocykl - kupiłem MZ-etkę niedługo po tym, jak tata nabył mitsubishi).

     

    Dodam, że najczęściej jeżdżę sam.

    Nie chciałbym urazić ojca, ale na szczęście doskonale rozumie sytuację, więc nie ma obawy.

     

    Bardziej obawiam się problemów z akumulatorem rozładowanym od nieużywania przez kilka(naście) tygodni.

     

    Ciekawe, jak byście postąpili na moim miejscu.

  2. Gratuluję! :clap:

    Są w życiu takie momenty, kiedy człowiek jest dumny jak paw. Zdanie egzaminów wstępnych do ogólniaka, dostanie się na wymarzone studia, obrona magisterki.

    Po obronie wykładowca (nie promotor) zabrał mnie najpierw do Proximy, gdzie często bawiłem się za czasów studenckich, a potem do Sofii, co stanowiło w moim przypadku swego rodzaju inicjację.

    Po ochłonięciu zarejestrowałem się na Forum Motocyklistów.

  3. Zdążyłem na paradę po koncercie Go Naked! w Parku Bródnowskim.

    W tym roku po raz drugi nie wjechałem na teren imprezy, lecz jedynie polansowałem się na paradzie i porobiłem zdjęcia.

    Minus jest taki, że nie mam pamiątkowej koszulki ani znaczka.

    Olsen na avatarze to Twoja siostra? ;)

    Przyjaciółka od serca.

     

    Olsen, wlasnie tez sie nad tym zastanawialem.

    Ja chyba jestem już zblazowany i coś (np. zbiorowisko motocykli i motocyklistów w jednym miejscu), co kręciło mnie x lat temu, dziś już na mnie tak nie działa. To się "fachowo" nazywa potrzeba eskalacji bodźców.

    Tzn. dalej lubię zloty itp., ale trochę inaczej je odbieram i traktuję raczej jako okazję do przejechania się. Wymagam czegoś więcej niż masowego spędu i ryku silników - może to być np. ładny krajobraz po drodze/na miejscu. Przydaje się też jakiś smaczek uatrakcyjniający imprezę.

    Kiedyś to się umawiało z kumplami, zbierało u kogoś pod domem i podjeżdżało całą ekipą. Pamiętam, jak przeżywałem otwarcia sezonu na Stegnach - potrafiłem przesunąć datę wylotu na drugi koniec świata, żeby załapać się na tę imprezę. A jeszcze wcześniej były rozpoczęcia na terenie kampusu SGGW na Nowoursynowskiej, na które podjeżdżało się rowerem lub motorowerem. Ech, to były czasy.

  4. dlatego nie jade na Bemowo, bo juz od kilku lat organizator nie daje nic w zamian za kase ktora sie placi.

    Albo faktycznie tak jest, albo nas już te imprezy nie kręcą tak jak 10 lat temu.

     

    Z Bemowem jest trochę tak jak z agenturami. Wszyscy się zarzekają, że ich noga/koło tam nie postanie, a i tak zawsze jest tłum. Zatem do zobaczenia. :icon_twisted: :wink:

  5. Nie fetyszyzujmy ciuchów motocyklowych, zwłaszcza w przypadku nastolatka i motocykla o pojemności 125 cm³. Owszem, są one przydatne, ale nie należy popadać w skrajność.

    Ludzie na całym świecie jeżdżą w normalnym ubraniu.

    Małym motocyklem do szkoły nie trzeba dojeżdżać będąc ubranym od stóp do głów w skóry/teksy. Tzn. jakaś solidna kurtka, robiąca równocześnie za "cywilną" do chodzenia, się przyda. Do tego warto sprawić sobie nieprzemakalne spodnie zakładane na dżinsy (koszt kilkadziesiąt zł), coby zawsze sucho było (chociaż jak się chodzi pieszo, to też się moknie - ostatnio utwierdziłem się w przekonaniu, że nogi bardziej mokną podczas chodzenia niż jazdy na skuterze/motocyklu czy rowerze).

     

    nie przejmuj się nimi. oni zaczynali od wsk - tez 125 i od razu mieli kombinezony Dainese i kaski shołej.

    I omijali szerokim łukiem motocykle, dopóki nie zrobili prawa jazdy stosownej kategorii. Nie zdarzyło im się ulec pokusie przejechania się Jawą czy MZ-etką starszego kolegi, gdy sami dosiadali motorowerów marki Romet lub Simson.

  6. Jest tylko jakis zapis, ktory stwierdza, ze motocykl kiedy znajduje sie w ruchu, to kierujacy nim powinien miec obie rece na kierownicy

    A jak trzeba przetrzeć albo uchylić wizjer?

     

    Tobie gratuluję pomyślnego załatwienia sprawy, a nadgorliwym, zakompleksionym stróżom prawa na pohybel!

     

    Angole chleją strasznie i to nie tylko klasa robotnicza. Pracowałem w restauracji w centrum Londynu na Green Park czyli 2min spaceru od Pałacu Buckingham. Mieliśmy 3 restauracje koło siebie, wszystkie "nasze" czyli tego samego właściciela. Między nami był stary pub, klasyka, klasa itp. Każdego dnia latem od godz.17 zbierało się tam bydło. Bydło w garniturach, z teczkami, odświętnie ubrani. Bydło z biurowców w okolicy. przychodzili do Nas na kolację po czym szli "drzwi obok" łoić browar do bólu. nadchodziła godzina 21 to 3/4 tego bydła ledwo stało na nogach, darli mordy jakby prowadzili dyskusję w obecności pracującego młota pneumatycznego. Pozostała 1/4 bydła siedziała/leżała na chodniku lub pod ścianą, część z nich obrzygana po kolana, pijane babki bez butów, w podartych rajstopach i też obrzygane czy osiurane siedziały pod ścianą...

    To, co dane Ci było poobserwować, to tzw. klasa średnia niższa. Przeciętni ludzie, którzy nie potrafią zrealizować się inaczej niż pracując służalczo w jakiejś pedalskiej korporacji czy innym banku, a stresu po pracy też nie potrafią odreagować inaczej niż w opisany przez Ciebie sposób. Ludzie, których zdobi jedynie garnitur (jak ktoś nic sobą nie reprezentuje, to musi nadrabiać wyglądem).

    Pamiętaj, że wszelkiej maści pseudoekskluzywne lokale często ściągają hołotę. Elegancką hołotę.

  7. A ja również, mimo że autor tematu skreślił skuter z miejsca, namawiałbym go na duży skuter pojemności 400-500 ccm.

    Sam mieszkam obecnie w kraju skuterów, i widzę, jak praktyczny to pojazd. Gigantyczny schowek pod siodłem + kufer przeistacza go w prawdziwą bagażówkę.

    Też bym na miejscu Założyciela tematu tak od razu nie skreślał skutera - zwłaszcza że ma już biegówkę - przy czym rozejrzałbym się za jakimś o pojemności 125-250 cm³. T-Max na dojazdy do pracy niepotrzebny.

    Tak samo mając już jeden skuter, raczej nie rozglądałbym się za kolejnym automatem, tylko za czymś, gdzie można powachlować biegami.

     

    Inna opcja to - jak wyżej zasugerował Yuby - rower. Znakomicie sprawdza się na krótkich dystansach.

  8. O krajach skandynawskich to wiem, ze tam hard core jest. Nie wiedzialem jak z prawkiem, bo nikogo tam nie mam, ale ponoc mandaty sa dosc wysokie, podobnie jest w Szwajcarii z tego co slyszalem.

    Czyli lepiej mowic, ze sie prawka nie ma :icon_biggrin:

     

    Prawda jest taka, ze jak sie przegina, jezdzi po pijaku, to kara musi byc. Niestety niektore rzeczy na obczyznie zbyt czesto sa podciagniete pod niebezpieczna jazde. Niestety, kazdy kraj ma swoje prawo i trzeba sie dostosowac lub zostac w PL.

    Albo nie mieć. Wtedy nie mają jak zabrać. :)

     

    Prawda jest taka, że jeśli emigrować, to tam, gdzie jest większy luz niż w Polsce, a nie mniejszy. A jak już się trafi do jakiegoś sztywniackiego kraju, to przez ten rok czy dwa powstrzymać się od jazdy motocyklem czy samochodem, a potem to sobie odbić, tylko trzeba sobie wygodnie zorganizować życie, żeby mieć pracę koło domu, a dom koło dworca kolejowego/stacji metra. I do takich krajów, gdzie za pierdnięcie podczas jazdy wlepiają mandat, jeździć tylko dla dużej kasy (jeśli w celach zarobkowych).

     

    Wiecie, jak wielu Skandynawów stara się uciec od siebie z kraju, mimo że niby mają dobrobyt? Ilu Finów czy Szwedów osiedla się na stałe w Tajlandii (a ilu tych, którzy zostają u siebie, odbiera sobie życie)?

    Codziennie z helsińskiego lotniska Vantaa odlatują pękające w szwach samoloty do Bangkoku, a wielu pasażerów ma wykupiony bilet w jedną stronę.

     

    Dokładnie większego bydła jak Brytyjczycy to nie widziałem.

    Ja tam staram się nie oceniać Anglików na podstawie ichniejszej klasy robotniczej przyjeżdżającej do Krakowa czy Warszawy w wiadomym celu - zresztą byłaby to z mojej strony straszna hipokryzja - czy angielskich kiboli.

    Tak samo inteligentny Anglik nie będzie wrzucał wszystkich Polaków do jednego wora na podstawie zmywakowych emigrantów z Polski.

    Po prostu hołota zawsze najbardziej rzuca się w oczy, a spokojni i kulturalni ludzie są dla większości przezroczyści.

  9. Rzeczywiście ostudziłem się w zapałach trochę,a moto naprawdę fajne , chociaż wygląd trochę kontrowersyjny, ale tak to już nie na moją kieszeń, muszę się przymierzyć do er6n, chcę wydać około 15 tys, za to być może kupię już wersję 2009.

    A ja bym na Twoim miejscu wrócił myślami do tej Ninji 250. Sam bym na takiej zieloniutkiej pojeździł. Do tego oczojebna kamizelka i lans na całego. :crossy:

  10. Na pewno warto mieć profesjonalny strój, chociażby ze względu na strefę klimatyczną, w jakiej się znajdujemy. Ciuchy mogą być z niższej półki i niekoniecznie topowych marek, ale niech mają wszystko na swoim miejscu.

     

    Jednak polecam zachowanie zdrowego rozsądku i dystansu do sprawy ubioru. Ciekaw jestem, jakie podejście do tematu mieliby ci wszyscy orędownicy bycia ubranym w skóry/teksy od stóp do głów podczas jazdy zawsze i wszędzie, gdyby dane im było pomieszkać np. w Azji Południowo-Wschodniej albo na południu Europy.

    I czy w Polsce też jeżdżą w pełnym rynsztunku "po bułki do sklepu" w upalną letnią sobotę. I czy zawsze do pracy jeżdżą w motocyklowych spodniach, a potem się przebierają.

     

    I jeszcze jedno. Zastanówcie się, dlaczego stunterzy często całkowicie rezygnują z motociuchów. Daje do myślenia, co?

    Bo prawda jest taka, że podejmując różne decyzje, często kieruje się względami praktycznymi.

  11. Pewnie, w USA w 1984 - tym tez dostalem reckless driving, - bez mandatu i bez poucenia, sad skazal mnie jedynie na 400 dni wiezenia - o tyle dobrze, ze 2,5 miesiaca wczesniej opuscilem ten piekny kraj. :icon_mrgreen:

    Drugi Polański? :icon_mrgreen:

     

    Zastanawia mnie tylko jedno: Po co w mieście schodzić na kolanko?

    Bo ktoś chciałby sobie poćwiczyć, podnieść umiejętności, a nie każdy ma czas/ochotę jechać na najbliższy tor, oddalony czasem o kilkaset km?

  12. Przypomniała mi się sytuacja sprzed niespełna 2 lat. Wczesną wiosną wypuściłem się rowerem na daleką Wolę w celu odwiedzenia śp. dziadka.

     

    Wracałem ścieżką rowerową, taką prymitywną, namalowaną na chodniku. Zbliżałem się do przecięcia z prostopadłą jezdnią, zobaczyłem zbliżający się ścigaczopodobny motocykl, zwolniłem. Byłem nawet skłonny go przepuścić. Kierowca motocykla zauważył mnie (dojeżdżającego z prędkością niemal zerową do przecięcia chodnika i ścieżki z jezdnią) w ostatniej chwili, nerwowo zahamował, lekko go zarzuciło i zatrąbił (z jego punktu widzenia droga rowerowa mogła być ze względu na swoją specyfikę niedostrzegalna [co innego wyraźnie oddzielona, z różowej kostki Bauma], co go częściowo tłumaczy).

     

    Założę się, że tamten motocyklista będzie pomstował na rowerzystów do końca życia. :rolleyes:

  13. Niech się potem konstable nie dziwią, jak polscy bikerzy przestaną zatrzymywać się do kontroli, zaczną podginać tablice rejestracyjne itp.

     

    Jeszcze bym może był w stanie zrozumieć, jakby ktoś się przyczepił do wheelie/stoppie (bez straszenia sądami czy odebraniem prawa jazdy!), chociaż jedno i drugie też może wyjść niechcący. A podparcie się kolanem w głębokim złożeniu chyba może przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa (nie znam się, teoretyzuję; zdarza[ło] mi się zamykać opony, gmolami też szlifowałem w zakrętach, ale na kolano nie schodziłem).

     

    Może pan policjant pozazdrościł, bo sam tak nie potrafi? (Ja też nie potrafię, ale lubię popatrzeć, jak robią to inni.)

  14. Mam pytanie dla tych co może zdawali prawo jazdy kategori A i B w tym samym czasie, otóż czy jest to jakoś bardzo urwanie głowy z tym, no jazdy na motocyklu i na samochodzie, trzeba te godziny zrobić, tyle że wtedy dochodzi ich dwa razy tyle, idzie to jakoś ogarnąć? Czy może lepiej zdać na przykład na B, bo na B mi chyba bardziej zależy, a jak na przykład zdam to wykupić sobie same jazdy na motocykl i potem zdawać na A, bo w takim przypadku egzamin teoretyczny jest ten sam, a jak napiszę teorię i zdam jakimś cudem praktyczny B to mam 6 miesięcy ważny ten teoretyczny chyba jakoś tak, i w tym czasie mogę sobie dokupić jazdy na A a potem zdać, można tak?

    Moim zdaniem warto równocześnie zarówno robić sam kurs na A i B, jak i przystępować do egzaminu (tak było w moim przypadku - egzamin na obie kategorie tego samego dnia). Dziś Ci się może wydawać, że bardziej Ci "zależy" na B, bo jakiś katamaran zawsze jest pod ręką, ale jak na horyzoncie pojawi się motocykl, to nawet nie spojrzysz na auto rodziców czy firmowe. I możesz pluć sobie w brodę, że nie zrobiłeś zawczasu odpowiedniej kategorii. I gdyby powinęła Ci się noga na którymś z egzaminów - czego Ci oczywiście nie życzę - to nie popełnij błędu, który popełnili moi koledzy w liceum, którzy odpuścili sobie A po oblaniu "ósemki", gdyż B było - pozornie - ważniejsze. Potem często już się nie chce wracać do tematu, a chciałoby się czasem na legalu pojeździć jednośladem, np. wypożyczonym na wakacjach.

    Kategorię B też warto mieć, nawet jak się nie jest pasjonatem czterech kółek, bo czasem może się przydać, jak się będzie chciało odwieźć (czy raczej przywieźć) w nocy koleżankę albo wyjechać po kogoś na lotnisko w niedzielę.

  15. teraz jest najgorszy moment dla jezdzenia motocyklem, sól dostała by sie do każdego zakamarka

    W samochodach też się dostaje i ludzie jakoś jeżdżą. :rolleyes:

     

    Po prostu w tym klimacie trzeba się liczyć (pogodzić) z tym, że to i owo pordzewieje. Tak samo jak w nadmorskich miejscowościach, często o znacznie cieplejszym klimacie.

     

    SV-ką śmigałem w zimie i to nie rdza ją wykończyła.

    Oczywiście fajnie, jeśli wszystko się błyszczy jak psu... ogon, tylko należy sobie postawić pytanie, czy pojazd służy do jazdy czy podziwiania.

    W skuterze jest o tyle lepiej (?), że wszystko jest ukryte pod plastikami, a te nie skorodują ani nie zaśniedzieją.

  16. samo to, że wg ustawy z 26.11.2010 ma wejść dodatkowa kat. A2 to na prawdę małe miki

    jeśli ktoś się troszczy o portfel młodego kierowcy to ma jeszcze inne powody do zmartwienia:

     

    -prawa jazdy wydawane terminowo (15 lat - kat A,B,T; 5lat - C,D)

    -koszt wydania prawa jazdy do 200zł (znając polskie realia może to być i te 200zł)

    -koszt egzaminu na kat A,B do 250zł/kategoria łącznie za teorię i praktykę (j.w)

    -okres próbny (kat B.) który wiąże się z:

    -obowiązkiem przejścia szkolenia (kurs dokształcający w zakresie BRD w WORDzie oraz praktyczne szkolenie w zakresie zagrożeń w ruchu drogowym w ODTJ) w okresie próbnym (łącznie do 300zł)

    -liść klonowy na auto

    -brakiem możliwości kierowania zawodowo (przez pierwsze 8 miesięcy)

    itp

    Kiedyś życie było prostsze...

×
×
  • Dodaj nową pozycję...