Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Odpowiedzi opublikowane przez Olsen

  1. To i ja się podepnę pod temat, coby nie zakładać nowego.

     

    Ma ktoś z Forumowiczów(ek) Internet i kablówkę w Vectrze?

     

    Kończy mi się umowa z Asterem, chcą znacząco podnieść opłatę (płaciłbym ok. 200 zł miesięcznie), a Vectra oferuje 24 Mb/s i kilka kanałów niemieckojęzycznych (dla mnie to decydujący czynnik) za 90 zł z groszami miesięcznie. Brzmi kusząco, ale nigdy wcześniej o tej firmie nie słyszałem.

  2. Gurim gratulacje.

     

    Nezka, wyluzuj warkocze, bo piszesz o kompleksach, a się zachowujesz jakby to Ciebie coś bolało. Trochę dystansu do siebie. Ja nie spinam się jak ktoś bluzga na "pismaków" ;)

    Dołączam się do gratulacji. :clap: Kwalifikacje podnosi się całe życie - w przeciwnym razie człowiek przestaje się rozwijać.

     

    Nezkę chyba zabolało, że Qurim za chwilę będzie zarabiał więcej jako spawacz w Anglii czy Norwegii niż on(a?) w Polsce z tytułem inżyniera. :wink:

     

    Papier ważny na całym świecie tam gdzie potrzebni są spawacze spełniający kryteria norm EU oraz ISO.

    I to jest chyba w tym wszystkim najcenniejsze: fach i uprawnienia, które można wykorzystać w Europie i reszcie świata.

     

    Wiele osób kształcąc się w takim czy innym kierunku często nieświadomie skazuje się na pracę w kraju. Weźmy dla przykładu absolwenta studiów prawniczych na polskiej uczelni, który robi aplikację radcowską czy adwokacką. Nie wiem, jakie potem ma szanse na zrobienie kariery w zawodzie, dajmy na to, w Niemczech, ale obawiam się, że znikome (nie orientuję się w temacie i mogę nie mieć racji).

  3. Coś o pracy: mega stres, nielimitowany czas pracy (czasami 16g/dzien), użeranie się ze sprzedawcami (którym sie wydaje, że wiedzą, ale wiedzą gó*no), walczenie z IT i osobani, ktore za IT odpowiadają, (więcej na priv).

    Ja się miksuje z tego bajzlu...

     

    Zarobki 3-4K Euro miesiecznie (zależy jak sie wynegocjuje umowe), jak ktos się stara i zapitala 16g/dzien, spokojnie wyciagnie 350-400K PLN rocznie brutto (razem w kwartalnymi premiami, lipiec-sierpien i 3 próg podatkowy...), ale zapłaci zajebiście wyskoą cenę za duże zarobki, chyba, że ma mega odporną psyche, codzienne jazdy i najazdy nie zrobia na nim wrazenia. Ja po 7 latach mam dosyć... Wole uprawiac ogródek za 5 zeta z agodzine, ale byc może starzeje sie...

    Do pracy za 5 zł (ani 5 euro)/h raczej bym nie poszedł, ale mógłbym nieco zejść ze stawki dziennej w zamian za lżejszą robotę. Bez stresu, ciągłego użerania się oraz sytuacji wymuszających kombinowanie na każdym kroku. O to ostatnie w kraju między Bugiem a Odrą może być ciężko.

     

    No paczpan. To akurat powinieneś podkreślić dla tych wszystkich co to by chcieli "zarobić a się nie narobić" - ano nie ma letko w prawdziwym świecie.

    Ale można to wszystko jakoś wypośrodkować, znaleźć złoty środek. Nie każdy potrzebuje zarabiać krocie (na budowę domu, zakup drogich pojazdów, utrzymanie licznej rodziny itp.) i czasem po prostu nie warto się zarzynać. Jak się nie ma dużych potrzeb, można pracować na pół albo i na ćwierć gwizdka (2-4 h dziennie), a resztę czasu przeznaczać na wypoczynek, rozwijanie jednej czy drugiej pasji, rozrywkę. Jednak kurwienie się za 5 zł/h to przegięcie w drugą stronę.

     

    Wydaje mi się, że właśnie jestem blisko znalezienia takiego złotego środka. Mam za sobą zarówno okresy harówy w pocie czoła, jak i totalnego bumelanctwa. Ani jedno, ani drugie mi do końca nie odpowiada. Lubię czuć, że pracuję (pozytywne zmęczenie), ale nie lubię się przepracowywać. Tyrka po dziesięć czy kilkanaście godzin dziennie odpada - nieważne, na własnym czy dla jakiejś korporacji. Tzn. takie zrywy się zdarzają, ale zazwyczaj nie trwają dłużej niż tydzień-dwa, góra miesiąc.

     

    Myślę, że inne podejście do tematu mogą mieć osoby, które mają/zamierzają wydać na świat potomstwo i będą chciały mu zostawić jakąś spuściznę. Takie osoby pewnie nie myślą takimi kategoriami, że nie warto dorabiać się ogromnego majątku, którego i tak do grobu się nie zabierze.

     

    Lepiej uwazaj bo czesto dopiero po przejsciu na swoje zaczyna sie prawdziwy zapieprz ;)

    Wiele zależy od skali biznesu. Gdybym np. chciał prowadzić duże biuro tłumaczeń typu "wszystkie języki świata", nie mógłbym sobie pozwolić na nieodbieranie telefonu rano i odpisywanie na maile późnym wieczorem. Pod znakiem zapytania stałby tygodniowy urlop, nie mówiąc o dwumiesięcznym (tak, wiem, od tego są wspólnicy, ale nie bez kozery powiada się, że spółki zjadły jaskółki). Trudniej byłoby też odprawiać ludzi z kwitkiem, gdy mi jakaś tematyka wybitnie nie pasuje.

     

    Często też jest tak, że mając dużą firmę i zatrudniając ludzi, owszem, obraca się dużo większymi kwotami niż w przypadku jednoosobowej freelancerki, ale po odliczeniu kosztów w kieszeni niekoniecznie zostaje dużo więcej. Znajomi prowadzą szkołą językową, a żyją na takim poziomie, na jakim mógłby żyć samozatrudniony lektor. Drugi przykład: znajomi prowadzący szkołę walk dalekowschodnich. Też nie mają z tego jakichś kokosów, a roboty od cholery. Dużo większy spokój przy niedużo mniejszych pieniądzach może mieć trener prowadzący zajęcia osobiście, który przychodzi, robi swoje i wraca do domu z umysłem wolnym od spraw zawodowych.

     

    Jedno jest pewne. Pracując na własny rachunek, trzeba się starać i być naprawdę dobrym w tym, co się robi. Opieprzając się nic się nie zarobi (tu pewną przewagę mają etatowcy).

     

    I tu jest jakby sedno - ja tam mogę i zapieprzać, ale jak zapieprzam dla siebie czy własnej rodziny to co innego niż zapieprzać dla kogoś innego. :D

    To dlaczego tego nie robisz?

  4. Ja swoja działalność gospodarczą (transport towarów) zawiesiłem na czas remontu motocykla i polegało to na przejściu się do Ratusza i zgłoszeniu takiego faktu z podaniem terminu zakończenia tego stanu. Działalność wznowiłem przed czasem przy czym to ratusz informował ZUS i US.

    Dokładnie tak to funkcjonuje. Jeżeli tylko nikogo nie zatrudniasz, zawieszasz i odwieszasz działalność jednym podpisem w urzędzie dzielnicy/gminy/miasta. I to jest właśnie jeden z plusów bycia freelancerem. Tak łatwo nie zamknie się z dnia na dzień biura tłumaczeń czy szkoły językowej, ale tłumacz czy lektor prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą ma tu pełną swobodę. Analogicznie: szkoła jazdy vs. instruktor z DG, firma kurierska vs. samozatrudniony kurier. W niektórych branżach jest jeszcze fajniej. Właściciel klubu go-go ma na głowie od cholery papierologii, kontroli, musi płacić różne haracze państwu i nie tylko, uruchomienie i zwinięcie biznesu to dla niego ogromne przedsięwzięcie spędzające sen z powiek, podczas gdy striptizerka pracująca na własny rachunek przychodzi do pracy, kiedy chce, bierze cały zarobek do ręki i nie przejmuje się żadnymi formalnościami; przede wszystkim nie musi inwestować kroci na starcie. Dlatego zarabianie głowami i rękami innych ludzi nie zawsze popłaca i często lepiej się wychodzi wykonując pracę osobiście.

  5. Tylko co to za jest przyjemność gdy trzeba pracować, upał na zewnątrz i człowieka ro...la od środka, żeby iść pobyczyć się na plaży :)

    Jak się jedzie wypocząć na 2 czy 4 tygodnie, to faktycznie nie będzie się człowiekowi chciało zawracać sobie głowy jakąś pracą, ale przy wyjeździe na dłużej raczej nie będzie z tym problemów. Wystarczy tak sobie zorganizować dzień, żeby na wszystko starczyło czasu, poza tym są dni wolne od pracy (w kraju, w którym lato panuje przez cały rok - niekoniecznie mowa o Chorwacji - nie jest tak żal każdego słonecznego dnia spędzonego w pracy, zresztą można pracować na świeżym powietrzu, nie trzeba kisić się w biurze). Nicnierobienie w końcu się znudzi i człowiek odruchowo zacznie rozglądać się za jakimś zajęciem potrzebnym dla higieny psychicznej.

  6. Zajebista opcja taka praca zdalna przez Internet połączona z emigracją czasową lub na stałe do cieplejszego kraju. Gdyby nie fakt, że z pewnych powodów lubię siedzieć w Polsce od wiosny do jesieni, już by mnie tu nie było. Tak więc póki co wyjeżdżam jedynie na część zimy (styczeń i luty; grudzień spędzam w Warszawie, choć raz udało mi się nie doświadczyć mrozów - wyjechałem w październiku, a wróciłem w kwietniu). W tej chwili u mnie stosunek pracy wykonywanej w domu (co nie zawsze jest równoznaczne z pracą_przez_Internet) do tej poza domem wynosi 50:50, ale może to się zmieni. Nie wiem jednak, czy siedząc np. w Tajlandii chciałoby mi się pracować dla klientów z Polski. Być może rozejrzałbym się za czymś na miejscu.

  7. a świadomość, że nawet Olsen tańczył i ja tego nie widziałam, chyba nie da mi zasnąć.

    Wiele nie straciłaś. :icon_twisted:

     

    Miło było zobaczyć stare znajome gęby i poznać parę nowych. :flesje:

     

    Do zobaczenia za rok, a z niektórymi może wcześniej. :crossy:

  8. Wiem. Nie mogę oficjalnie napisać ile dokładnie ale jest to mniejsza wartość niż wynosi rachunek.

    Czyli już wiesz, jaką stawkę możesz proponować klientom, tak aby i im, i Tobie się opłacało przejść na bezpośrednie rozliczenie.

     

    Skłamałbym, gdybym napisał, że nigdy nie daję zarobić pośrednikowi. Jeżeli tylko moja stawka zostanie zaakceptowana, to nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś jeszcze na tym zarobił; pośredników może być nawet kilku. To w końcu wybór klienta, czy daje zarobić jednej czy np. trzem firmom na danym zleceniu.

     

    olsen, to drugi post, kiedyt biję ci chłopie brawo :clap: wreszcie coś zrozumiałeś i piszesz normalnie. Oby tak dalej :clap:

    A czego to niby wcześniej miałem nie rozumieć? :rolleyes:

  9. W tej chwili jestem w dobrej pozycji, bo jako jedyny jeżdżę motocyklem i robię to bardzo dobrze ale nadal, nie jestem nie zastąpiony :icon_rolleyes:

    Nie ma ludzi niezastąpionych, ale to nie znaczy, że nie można dać im godziwie zarobić. Zwłaszcza że nie mówimy tu o zarobkach na poziomie kilkudziesięciu tys. zł miesięcznie, tylko starczających na godne życie, bez willi z basenem, ale i bez codziennego szarpania się. I prawda jest taka, że owszem, teoretycznie każdego da się zastąpić, ale ciężko na dłużej zatrzymać dobrego pracownika, jeśli nie będzie się go doceniać i odpowiednio motywować.

    Jesteś jeszcze bardzo młody, ale za parę lat sam stwierdzisz, że piątka czy szóstka miesięcznie to absolutne minimum, a nie żaden luksus. I wtedy staniesz przed wyborem: wyjazd z kraju albo przekwalifikowanie się. Masz pomysł, co innego mógłbyś (i chciał) robić?

     

    Już dziś możesz zacząć próbować coś zmienić. Masz własną firmę, możesz bezpośrednio rozliczać się z klientami końcowymi. Jak Ci Twój obecny pośrednik (firma, której wystawiasz faktury) będzie pie***lił jakieś smuty o lojalności, to mu powiesz, że mógł Ci lepiej płacić. Wiesz w ogóle, ile na Tobie przycinają?

     

    Tak już mam, że mimo wrednego charakteru czasem lubię ludziom pomagać (nie wszystkim, tylko tym, którym warto). Jakiś czas temu młodsza koleżanka po fachu (i zarazem była studentka) była podekscytowana, że dostała pracę w "renomowanej" szkole językowej. Rozmowa szybko zeszła na warunki zatrudnienia - że na razie to na um. zlec. będzie robić, a w przyszłości może w ramach własnej działalności. Wytłumaczyłem koleżance, że taka praca nie ma przyszłości, bo przy tej stawce godzinowej musiałaby nabrać od cholery grup (co jest mało realne, zresztą by się zarżnęła), żeby wyjść na swoje przy DG, i że stawki w górę raczej nie będą szły (np. o 20% co roku), awansować też nie bardzo jest jak, a jak się wypali, to na jej miejsce przyjmą następną świeżo upieczoną i napaloną absolwentkę studiów pierwszego stopnia z jeszcze niezdartym gardłem. Zrobiłem to dla jej dobra, bo nie chciałem, żeby się zmarnowała, a koleżanka, która miała zaczynać pracę w SJ od jesieni, w międzyczasie załatwiła sobie coś o wiele atrakcyjniejszego i bardziej rozwojowego.

  10. Tak jak piszą Przedmówcy, trójka, i to nie na rękę, to trochę mało, zwłaszcza że w przyspieszonym tempie zużywa się sprzęt (na ogół własny). Czasem potrafię nie zrobić 500 km X-Maksem przez miesiąc, a tu robiłbym więcej przez tydzień. A dwieściepięćdziesiątka jest mniej żywotna niż np. sześćsetka... I potem bujaj się ze sprzedażą skutera czy motocykla 250 cm³ z przebiegiem 80 tys. km.

     

    Absolutnie nie zamierzam zniechęcać Shinigamiego ani nikogo z forum do tego typu pracy, uważam, że to może być fajny sposób na życie, ale zachęcam do walki o lepsze warunki. Jak dla mnie powinno się dostawać za taką robotę minimum 5-6 tys. zł. W końcu pracuje się po to, żeby nie tylko starczało od pierwszego do pierwszego, ale żeby dało się też coś odłożyć. A jeszcze trzeba uwzględnić przestoje, kiedy nie będzie dochodu (awaria sprzętu, choroba, przymusowy urlop w zimie [nie każdemu chce się zasuwać po śniegu albo przesiadać się do samochodu, żeby tkwić w korkach; już nie piszę o kwestii posiadania auta, bo to chyba oczywiste, że firma kurierska nie będzie wymagała od kuriera motocyklowego, żeby przez cały rok trzymał prywatny samochód, którym będzie jeździł 1-3 miesiące, tylko ewentualnie udostępni służbowy]). Tam gdzie nie ma bogatego zaplecza socjalnego charakterystycznego dla etatu, należą się wyższe zarobki.

  11. Mam jeszcze pytanie dotyczące rozmiarówki. Wg instrukcji od X-Maksa wymiary to odpowiednio: 2.210 mm (długość), 790 mm (szerokość) i 1.380 mm (wysokość). Sugerując się tymi danymi nabyłem na dzisiejszym Mototargu plandekę marki Oxford (z tych mocniejszych, w panterkę) w rozmiarze L (220 cm x 104 cm x 147 cm). Nie brałem M, bo tam podana długość wynosiła poniżej 200 cm.

    Po powrocie na parking i umyciu skutera, coby nie kłaść świeżego pokrowca na brudną maszynę, założyłem najnowszy nabytek i miejscami, zwłaszcza w tylnej części oraz przy przednim kole, jest trochę luźno. Trochę pomogło przypięcie materiału do tylnego błotnika szczypcami do rozwieszania prania. Mam wątpliwości, czy nie lepsza byłaby mniejsza plandeka (nie zamierzam montować kufra w najbliższej przyszłości, więc luz zawsze będzie), z drugiej jednak strony obawiam się, że taka ściśle przylegająca byłaby bardziej napięta i łatwiej się darła.

     

    Jak myślicie, lepsza taka ciasna wchodząca na styk czy luźniejsza? Moje obawy dotyczą głównie tego, co będzie, jak powieje silniejszy wiatr.

  12. Zarobki są dobre tylko podatki w tym kraju rozwalają. Jeśli wiesz jak nie dać się oszukać państwu to nie ma problemu :)

    Podatki podatkami, ale jeszcze jest ZUS - i to głównie on dobija drobną przedsiębiorczość. 2 lata, kiedy płaci się stawkę "preferencyjną", miną szybciutko i nim się człowiek obejrzy, będzie płacił pełną stawkę, a jeśli jeszcze księgowość zleca firmie zewnętrznej (najczęściej księgowej tak samo prowadzącej jednoosobową działalność gospodarczą), to może już na starcie być do tyłu ponad 1000 zł. Przy zarobkach na poziomie 3000 jest to znaczne obciążenie i DG może być nieopłacalna, chyba że firma osobno opłaca współpracownikom ZUS i biuro rachunkowe/sama rozlicza księgowość (spotkałem się z takim przypadkiem, ale nie była to firma kurierska).

     

    Są różne sposoby "optymalizacji" ZUS-u, ale to temat na osobny wątek.

  13. Taka sytuacja: dzwoni znajomy, że jest niedaleko mnie, i pyta, czybym nie wpadł do knajpy X. Odpowiadam twierdząco, po czym wskakuję na rower i depczę z całej siły pedały, żeby skrócić czas czekania owego znajomego. Z knajpy wracam pchając rower (już nie ma pośpiechu, a spacer przed snem dobrze robi), bo mam zasadę, że nie jeżdżę żadnymi pojazdami nawet po jednym piwie. Popełniam w tym momencie czyn zabroniony czy nie?

     

    Celowo nie piszę "wykroczenie/przestępstwo", bo tu kwalifikacja prawna zależy od stanu upojenia - gdybym jechał. Ale na zdrowy rozsądek takie pchanie pojazdu jednośladowego nie powinno nosić znamion ww.

     

    Parę lat temu był podobny temat, tyle że chodziło o sytuację z motocyklem, i ktoś pisał, że może mieć znaczenie, czy np. kluczyki znajdowały się w stacyjce (co wskazywałoby na gotowość do jazdy). Z tego, co pamiętam, nie padła żadna podstawa prawna. Zresztą byłoby to dziwne, bo np. w Pegeocie SV nie da się wyjąć kluczyka przy wyprostowanej kierownicy.

  14. to jest nic. poczytajcie lepiej komentarze, nóż się w kieszeni otwiera. "a kto zapłaci za helikopter? my podatnicy!" czy inne komentarze najeżdżające na motocyklistów...

    Komentarzami anonimowych, agresywnych, niedowartościowanych i zakompleksionych frustratów, którzy w realu są nikim, nie należy się przejmować.

    A Wałęsie juniorowi życzmy rychłego powrotu do zdrowia.

     

    O kurtyzana! Uważałem tego chłopaka za kogoś poważnego, ale pogrzebałem w internecie i razem z Saletą "Moja pasja!", "Mój pierwszy motocykl, CBR1000RR Fireblade, na jedynce 120km/h!", "180KM, mogę panią przewieźć!"...

    Prawie jak u mnie pod knajpą...

    Nawet jeśli to prawda, to czasy mamy, jakie mamy, i dziś coraz częściej przygodę z motocyklem zaczyna się bliżej 27 niż 17 roku życia. Kategoria pojemnościowa 125 cm³ praktycznie u nas nie istnieje, pięćsetki traktowane są jak motorowery i często na pierwszy motocykl kupuje się sześćsetkę czy siedemsetpięćdziesiątkę, jeżeli nie litra.

    Ty też, Adamie, nie wozisz się GS-em ani CB 500. :rolleyes:

  15. Najlepiej, żeby była mocna, nie pruła się jak starej k***ie gacie i żeby na wietrze nie tworzył się łatwo "żagiel". Mile widziane gumki/sznurki na dole, żeby można było zahaczyć np. o stopkę boczną. Pomijam kwestie "oddychalności" itp., bo to na ogół ściema.

     

    Obecnie mam taką cienką srebrnoszaro-granatową, marki nie pomnę, niestety przez 3 sezony zdążyła się trochę porwać.

     

    Bandita przez ostatnie lata trzymałem pod taką solidną plandeką Modeki, swoje kosztowała i ważyła, ale wody nie przepuszczała i się nie rwała. Z tego, co pamiętam, dałem ją nowemu właścicielowi razem z motocyklem.

     

    Z góry dziękuję za porady typu "Taka a taka, kosztuje tyle a tyle, kupisz tu a tu w Warszawie".

     

    Może wstrzymam się z zakupem do wrześniowego Mototargu, ale chcę mieć jakieś rozeznanie.

  16. LUŹNA PROPOZYCJA

     

    Korzystając z nieco luźniejszego okresu, wybrałem się dziś wczesnym popołudniem na rybę do Broku nad Bugiem. Odległość od Warszawy: 80-100 km w zależności od tego, skąd się startuje i którędy jedzie.

     

    Starej smażalni, która znajdowała się tuż przy moście, już nie ma, za to jest nowa, zaraz za Lewiatanem po prawej stronie (jadąc od Wyszkowa [nie skręcając w stronę mostu, tylko jadąc prosto na światłach]). Sandacz był wyśmienity, jak inne ryby - nie wiem.

    Do końca sierpnia czynne codziennie oprócz poniedziałków do 22, od września tylko w weekendy.

     

    Spokojny dojazd z Wilanowa przez Wyszków zajął mi ok. 1,5 h, powrót przez Łochów i Mińsk podobnie, może nawet trochę krócej. Czyli startując z Modlińskiej koło 18, koło 19.30, najpóźniej 20 powinno się być na miejscu. Można oczywiście wyruszyć wcześniej, jeśli nie chce się wracać po ciemku (dni powoli robią się krótsze, ale jeszcze jest dosyć długo widno). Można też przejechać się w którąś sobotę.

     

    Co Państwo na to?

  17. Do jazdy na skuterze warto mieć:

     

    1. Kask integralny lub z podnoszoną szczęką (w naszej strefie klimatycznej nie polecam otwartego) - wydatek rzędu 400-800 zł (np. jakiś Uvex).

    2. Kurtkę tekstylną z protektorami i najlepiej wypinaną membraną - ok. 500-700 zł w przypadku kurtki ze średniej półki (np. Modeka).

    3. Nieprzemakalne spodnie przeciwdeszczowe (i/lub ocieplające) wciągane na "cywilne" - 50-100 zł.

    4. Co najmniej dwie pary rękawic: cienkie skórzane na lato i grubsze tekstylne na chłodniejsze dni - 100-250 zł.

    5. Pas nerkowy - kilkadziesiąt zł.

    6. Kominiarkę wkładaną pod kask - jw.

    7. Ewentualnie motocyklowe spodnie tekstylne - mogą się przydać w dłuższej trasie - ok. 500 zł.

    8. Ewentualnie motocyklowe buty turystyczne (zastosowanie jw.) - 300-400 zł.

  18. Rzadko zaglądam do tego działu, ale jak już jestem, to dorzucę swoje trzy grosze. Tak jak konkretne psy (rasy) pasują albo nie pasują do konkretnych właścicieli, tak samo jest z pojazdami.

     

    Ochroniarz z klubu, do którego uczęszczam, przyjeżdża taką ciut starszą beemką i do takiego napakowanego kolesia taki wózek jak najbardziej pasuje. Z kolei właściciel jeździ dużym BMW z tych nowych - i do niego też taki samochód pasuje. Ja jednak nie widzę siebie w takim aucie; już nawet nie chodzi o to, że nie chciałbym się identyfikować z taką czy inną grupą.

     

    Za to nie pogardziłbym czerwonym F 650 GS. :crossy:

×
×
  • Dodaj nową pozycję...