Skocz do zawartości

Miras

Forumowicze
  • Postów

    448
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Miras

  1. Dobrze, że 'tylko' (tylko?) Zygzaka, a nie siebie... Ale z Tobą mam nadzieję, że wszystko OK, skoro nadal śmigasz... :icon_twisted:
  2. No więc ja takie zdarzenie (ledwie) przeżyłem. Potwiedrzę tu tylko zdanie wypowiedziane kilka postów wyżej - jeśli ktoś jest ślepy lub nie patrzy, to nie zauważy nawet TIRa z naczepą. Nie ma więc większego znaczenia na jakich światłach jedziesz - jeśli nie spojrzy, to na bank nie zauważy. bo po prostu nie ma na to szans. Oczywiście teoretycznie byłaby większa szansa na zauważenie 'kątem oka', ale w mieście tyle jest różnego rodzaju błyskotek (reklamy, 'odjechane' podświetlenia chodników, przyciągające wzrok witryny sklepowe), że 'jakieś tam światełko' motocyklowe - nawet jeśli długie - nie przyciągnie wzroku samo z siebie. Nacisk trzeba położyć na spojrzenie (rozglądanie się), a tylko to zagwarantuje zauważenie motocykla/czegokolwiek.Mój wypadek miał miejsce w centrum miasta, nocą. To był właśnie klasyczny lewoskręt. Sprawca twierdził, że upewnił się, że droga jest pusta i ruszał. To miałoby tłumaczyć go, że rzeczywiście sprawdził i nic nie było, a ja z prędkością co najmniej ponaddźwiękową pojawiłem się nie wiadomo skąd. Historia może i trzymałaby się 'kupy', gdyby widział chociaż puszkę jadącą tuż za mną/obok. Dowodzi to tylko tego, że nie"widział", bo nie spojrzał. 'Niewidzenie' dotyczyło więc już nie jednego światła, a trzech... I można tu dywagować, czy gdybym miał jakieś mocniejsze światła to zwróciłyby jego uwagę. Może gdybym pod lampą miał zamontowaną racę świetlną lub inny zestaw fajerwerków, to przyciągnęłoby to jego uwagę. Ale wtedy wszyscy jeździlibyśmy z fajerwerkami, do których wszyscy bu się przyzwyczaili i również nie widzieliby ich jeśli nie by patrzyli (nie rozglądali się). Gdyby okazało się, że jechałem na długich (w dzień czy nocą - nie ma znaczenia) sprawca tłumaczyłby się, że nie widział mnie (nie mógł ocenić odległości), bo go oślepiłem. A prawnicy już zmieniliby związek przyczynowo-skutkowy z wymuszenia, na oślepienie powodujące zafałszowanie oceny odległości. To też powinno przemówić do wszystkich 'długoświatłowców' i 'xenonowców' (tych agrotuningowych), którzy uważają, że będą bardziej widoczni. Zauważalności jednak nie da się zwiększyć jeśli ktoś nie patrzy. A jeśli nie patrzy (nie rozgląda się), to nie ma znaczenia na co nie patrzy - czy to motocykl (na krótkich/długich), samochód osobowy, autobus, 'TIR', tramwaj... Najlepsze są tłumaczenia sprawców wymuszeń na tramwajach - "nie widziałem" :banghead: No i odpada tu argument (tak chętnie przytaczany przy wypadkach z udziałem 2oo), że "nagle się pojawił nie wiadomo skąd, jechał bardzo szybko i nie było czasu na jakąkolwiek reakcję"... Kolejnym argumentem potwierdzającym tezę, że "jeśli nie patrzy, to niczego nie zauważy" jest obowiązek jazdy na światłach mijania w dzień (którego jestem wielkim zwolennikiem). Są tacy (a wcale niemało ich), którzy mówią, że wcale nie zwiększa to bezpieczeństwa, a tylko powoduje zwiększone spalanie, cośtam, cośtam. Więc skoro dla poprawy bezpieczeństwa nie ma znaczenia czy za dnia w warunakch dobrej widoczności mamy do czynienia z pojazdem nieoświetlonym (który nota bene też każdy widzący cokolwiek, zauważyć powinien) czy z pojazdem oświetlonym światłami mijania, to już żadnej różnicy nie ma czy pojazd będzie miał światła mijania, czy drogowe. Chodzi i o nieporównanie mniejszy kontrast w dwóch przypadkach : 1. brak świateł vs światła mijania 2. światła mijania vs światła drogowe Skoro tak wiele osób przekonuje, że światła mijania w dzień absolutnie nie wpływają na poprawę bezpieczeństwa, to już jazda na długich może wpływać na tą poprawę w stopniu zerowym lub wręcz ujemnym.
  3. To ja mam dwa złamania lewego obojczyka - 'odstęp czasowy', to myślę, że jakieś milisekundy :biggrin:
  4. W samym miejscu złamania to na pewno :)
  5. Z całym szacunkiem dla Twojego doświadczenia i przekazywania wielu prawd przez Ciebie w postach, to tutaj muszę sie nie zgodzić. Jazda na motocyklu daleko ma do lotów samolotem (niebo, a ziemia :bigrazz:), a znacznie bliżej jest jej do jazdy rowerem - też dwa koła, te same prawa fizyki (grawitacja, przeciwskręt itd.). Z jazdy rowerem właśnie mamy podstawy do jeżdżenia motocyklem. Na rowerze chyba nikt nie nauczył się jeździć bez gleby :) Chyba, że ktoś miał symulator.A piloci na symulatorach właśnie uczą się sztuki latania i podejrzewam, że dochodzi tam do wirtualnych gleb... Może nie w czasie samego lotu, bo pewnie jest trochę czasu na reakcję/korekcję, ale podejrzewam, że start/lądowanie nie wychodzi tak od razu...
  6. W puszce ABS traktuję jako ostrzegacz, że jednak heblowałem za mocno. Staram się jeździć tak, by nie zmuszać go do korekty mojego nacisku na środkowy pedał. Chociaż w nowych katamaranach montują nawet asystenta hamowania (oczywiście przy ABSie), który rozpoznaje szybkie depnięcie i jeszcze 'dociska', bo z badań wyszło, że ludzie w nagłej sytuacji wyrobili sobie nawyk nie hamowania na max. Oczywiście, że są. Tzn. te, które kontrolują obrót/zablokowanie koła. Inaczej (na sam przód) ABS nie miałby sensu. Przy ostrym hamowaniu przodem, uslizg tylnego koła też może być nieprzewidziany w skutkach (czysta fizyka - tył Cię wyprzedzi jak nadarzy się okazja). Chodziło mi o czujniki w zawieszeniu - takie które kontrolują nacisk tulnego koła na asfalt. W sumie nie problem byłoby je tam wmontować (kalibracja też banalna) i w chwili oderwania tylnego koła od gleby (czyli max rozwarte tylne zawieszenie), mógłby odpuścić przód na chwilę.
  7. Nie wiem czy to najlepszy pomysł, żeby do tego samego lekarza iść z 'propozycją dokładniejszego zbadania'.Wiesz - nawet jeśli nie wykonał od razu wszystkich możliwych badań, to teraz może iść w zaparte mówiąc, że nie było (i nadal nie ma) takiej potrzeby. Chyba, że naściemniasz, że Cię boli, że ból się nasila i że ketonal Ci się już kończy... No to ściemniać za bardzo nie musisz - tylko podkoloryzuj troszkę... Rozumiem, że Ty nie mogłeś odczytać co tam nabazgrane, ale aptekarz??? O tym koniecznie powiedz lekarzowi. możesz (powinieneś) nieco wyolbrzymić ból, żeby zachęcić go do wykonania/zlecenia dokładniejszych badań. Heh - albo dojdzie do licytacji i okazywania 'pamiątek' :icon_mrgreen: o ile grono weteranów byłoby mieszane, to mogłoby być nawet ciekawie - nie załapałem się na fotki nóg Liseny, a komentarze były całkiem całkiem :biggrin: Pozdrawiam wszystkich, którzy już leżeli, i tych, co dopiero będą leżeć :)
  8. Ze statystyki wynika, że przy standardowej liczbie nóg, jedną z nich miałeś złamaną dwa razy :smile: czy to było złamanie w tym samym miejscu, czy jakoś 'obok'? Interesuje mnie to o tyle, że ciekaw jestem na ile mocna/trwała jest taka zrośnięta kość i jakie jest ryzyko ponownego złamania w tym samym miejscu. hmmm... nie mam skali porównawczej, więc nie wiem czy lepiej mieć jedno zdarzenie wielourazowe, czy wiele zdarzeń z urazami. Wydaje się jednak, że chyba lepiej ból i wszystkie przygody związane z urazami 'zaliczyć' za jednym zamachem. Chociaż ze względu na jakość składania kości, to lepiej gdy podchodzą do każdej z osobna. U mnie kości nikt nie składał, bo przy obrażeniach wewnętrznych, złamania (choć liczne) były drugoplanowe. Mam więc trochę 'pamiątek' i podczas codziennych czynności (nawet picie herbaty) dają o sobie znać. Ale dzięki temu wiem, że chociaż już/jeszcze nie jeżdżę, to jestem motocyklistą z krwi (zostawionej na asfalcie) i kości (tych połamanych, wystających) ;)
  9. Nie powinien "dawać Ci poczucia bezpieczeństwa". ABS cudów nie zdziała - on może jedynie 'spróbować' skorygować Twój błąd, ale praw fizyki (tarcie) nie przeskoczy. ABS uchroni przed zablokowaniem koła, ale nie jestem pewien (bo nie jeździłem moto z ABSem) czy uchroni przed efektownym stoppie na suchej, dobrej nawierzchni i przy 'niezłych' oponach. Wydaje się, że nie ma skąd wiedzieć o oderwaniu się tylnego koła od asfaltu, bo czujniki mówią mu tylko o tym, czy koło się obraca. Załóżmy, że hamujesz tylko przednim heblem - koło ma dobrą przyczepność, więc nie zatrzymuje się, ciśniesz mocniej - tylne się odrywa, ale nie przestaje się kręcić, więc dla ABSu wszystko jest OK. Chyba, że czujniki są również w zawieszeniu tylnym, coby wyczuać nacisk tylnej opony na jezdnię... Można też chyba podobnie jak w puszkach - wyjąć odpowiedni bezpiecznik i mieć dwa w jednym :eek:
  10. Jeśli chodzi o sprawdzanie na egzaminie, to moto na na luzie, na centralnej stopce, masz powiedzieć, że "sprawdzasz naciąg łańcucha", jeśli będzie rękawiczka, lub papier/chusteczka, to ją weź, złap za łańcuch mniej więcej w połowie 'dolnego' odcinka, poruszaj góra/dół i niezależnie od luzu powiedz, że jest OK ;-) Jak ja zdawałem, to luz był taki, że na prawdę zastawiałbym się czy to bezpieczne, ale że kilka osób przede mną jechało i wrócili w całości, więc i ja 'zaryzykowałem' :biggrin: Nikt nie podejmował próby podważenia prawidłowości naciągu, ale 'w kuluarach' wszyscy go komentowali.
  11. Dobre :buttrock: Ale z tego co zaobserwowałem w szpitalu, to żaden gips - choćby od kostki aż po pachy nie unieruchomi palacza... Jedni poszliby palić nawet i z wyciągiem :lalag: , a drudzy palili... na sali. Oj - a jakie ładne wgniecenia w baku zrobić potrafi :( Jak zobaczyłem swój zbiornik, to zacząłem szukać drobniaków/kluczy w kieszeniach (tak dla pewności ;))
  12. No niestety - zeszły sezon przedwcześnie mi się skończył, zadebiutowałem w "Smutne, ale prawdziwe..." i musiałem w trybie natychmiastowym nadrobić wszystkie zaległości medyczne :( a tak mi fajnie z tą medyczną nieświadomością było... nie chorowałem, nie chodziłem do lekarzy, nie miałem nawet legitymacji ubezpieczeniowej. Ale dość laby/wagarowania i w ramach przyspieszonego (intensywnego) szkolenia przeszedłem przez dwa Oddziały Intensywnej Terapii ;) Chcąc nie chcąc - trochę teorii musiałem załapać (choćby ze względu na zastrzyki p/krzepliwe w bardzo duuużej dawce). Longeta gipsowa (a nawet dwie) też mi się zdarzyła, więc cały mój wykład jest poparty praktyką (chciałoby się napisać auto-praktyką, ale przecież to na moto się stało ;)) A że władowałem sobie kilka razy więcej zastrzyków niż przy przeciętnym złamaniu/unieruchomieniu, to doszedłem do niezłej wprawy i wiedzą/doświadczeniem chętnie się podzielę... bo niestety w grupie śmigających na dwóch kołach złamania/zwichnięcia (a więc również heparynowe zastrzyki) były, są i najprawdopodobniej będą. W instrukcjach od 'samoobsługowych' zastrzyków najczęściej jako jedyne miejsce podawania wskazany jest brzuch, ale jeśli ktoś (podobnie jak ja) nie chce brać ich 'w bebech', to wolna wola ;) można niemal dowolnie podskórnie, ale przy zachowaniu pewnych procedur. Ok - nie zanudzam już swoją wybiórczą wiedzą medyczną, ale jak ktoś jest zainteresowany, to udzielę na PW wszelkich porad jak perfekcyjnie i bezboleśnie 'dawać sobie działkę' (heparyny oczywiście). A bardzo chętnie - może nawet jakąś większą ekipę weteranów zmontować? ;) Możemy również 'zaTymbarczyć' w Twoich okolicach, bo bywam na Śląsku. Rewelacyjnie działa przeciwbólowo, ale niestety zżera żołądek. Ogólnie polecam zostawić sobie 'na zaś' ze dwie tabletki - przy jakimś nagłym bólu zęba/głowy/czegokolwiek będzie jak znalazł. A to "najrzadziej jak się da", to co ile (i jaką dawkę) bierzesz? Czy kolejną tabletkę bierzesz gdy zaczynasz czuć ból? Stopniowo możesz próbować go odstawiać - nawet jeśli jeszcze to nie ten moment kiedy nie będziesz czuł bólu bez uśmierzacza, to zobaczysz 'na ile' może Cię zaboleć (nie będzie już boleć bardziej niż bolało wcześniej). Czy w nocy go bierzesz? jeśli nie i rano bólu nie czujesz, to spróbuj nie brać. Jak ból zacznie być uciążliwy, to weź - w pół godziny powinien zadziałać (tyle chyba wytrzymasz ;)) Temat w zasadzie na PW, ale może dotyczyć (teraz lub kiedyś) szerszego grona 'połamańców' więc pozwoliłem sobie publicznie tak... ;) Wszystkim 'połamańcom' zdrowia życzę, bo 2oo czekają (o ile stalowe rumaki przeżyły), sezon w pełni, więc :buttrock: trzeba...
  13. chodzi o pierwsze trzy złamane kości, czy ogólnie trzy zdarzenia, w których łamią się kości??? :buttrock: Bo jeśli o samą ilość złamań chodzi, to ja mam już bardzo z górki i jeszcze parę osób mógłbym od tych trzech pierwszych złamań uchronić dzieląc się swoimi :icon_mrgreen:
  14. Dokładnie to napisałem kilka postów wyżej. Długie po lusterkach tylko nocą mogłyby zwrócić uwagę, ale wtedy zbyt mocno oślepią, a tym samym wkurzą puszkarza, który złośliwie może coś zrobić. TIRowcy nocą jak się wyprzedzają, to mają w zwyczaju lekkie błyśnięcie długimi (przed rozpoczęciem manewru), ale stale zapalają je dopiero gdy są na wysokości wyprzedzanego pojazdu. I również byłbym za tym, aby ten zwyczaj kontynuować przy wyprzedzaniu 2oo-cyklem. Zwrócimy w ten sposób uwagę, że jesteśmy ale nie 'zajdziemy za skórę'. Zdecydowanie usłyszy, ale po wyprzedzeniu :notworthy: Nawet mega głośny wydech motocykla jadącego z tyłu, jest do zagłuszenia 'spokojnie' ustawionym radiem. Wydech może zadziałać tylko w korkach - przy przegazówce. Wtedy da się usłyszeć moto będące jakieś 5-10m z tyłu. Przy 'normalnej' (czyli zwykle zbyt szybkiej) jeździe te 10m, to jest nic - można traktować to tak, że puszkarz usłyszy Cię dopiero jak się z nim zrównasz (lub wręcz wyprzedzisz). Ostanio jeżdżąc puszką (niestety już wyłącznie puszką) i stojąc w korkach, bacznie obserwuję aspekty głośnych wydechów i oślepiania długimi. Głośny wydech słychać jeszcze długo po tym jak wyprzedzi mnie 2oo, ale niewiele przed tym manewrem. Co do lusterek, to cały czas wypatruję w nich jednośladów i jak tylko mogę, to ostentacyjnie ustępuję im miejsca - tak by inni puszkarze widzieli. W tym miejscu ważną rolę pełni (nie dla mnie oczywiście) gest podziękowania. Ja wiem, że nie zawsze można sobie między puszkami pozwolić na puszczenie manetki, bo hamujący silnik na I czy II biegu może na prawdę narozrabiać, ale choćby skinienie głową, czy kierunki - jakikolwiek gest... To na prawdę działa. Raz gościu z Matiza (no tylko kapelusza mu brakowało :clap:) za mną, po takim podziękowaniu zaczął gapić się w lusterka i jakieś moto nawet puścił (inna sprawa, że obok niego było akurat wbród miejsca i nawet bez tego inni śmiało przejechali). Trochę długo, ale zmierzam do tego, że kulturą znacznie więcej da się osiągnąć niż np. 'ślepieniem' po lusterkach czy wręcz po oczach. Głośny wydech (zbyt głośny) niektórych może drażnić, a inni mogą się wręcz wystraszyć gdy mają otwarte na max okno, a usłyszą go dopiero w chwili gdy przód moto będzie równo w przodem puszki. Wtedy znów polecą %$^%$ na motocyklistów i całe wypracowane współistnienie na drodze diabli wezmą...
  15. Spotkałem się z taką opinią, że mają 'gdzieś', bo te jednoślady "nie dość, że zap$%^lają, to jeszcze mają wszystko gdzieś i walą na długich oślepiając innych". Nie można wymagać respektowania zasad, samemu świadomie je łamiąc... Miałeś na myśli jednoślady? :D
  16. Dasz radę ;) Rok temu też mogłem powiedzieć, że nigdy nie miałem nic złamanego, zwichniętego, żadnego gipsu czy temblaka, ale jak się po wypadku obudziłem, to wiedziałem już że było ich bez liku, a całą ich listę poznałem dopiero ze szpitalnych kart wypisowych. Ciesz się, że to tylko paluch i że masz jakieś ostrzeżenie, z którego logiczne wnioski już wyciągnąłeś. A kość się zrośnie i będzie jak nowa ;)
  17. Z Ketonalem (jak już koledzy radzili) raczej uważaj. Spróbuj wydłużać sobie okresy między dawkami - może się dość szybko okaże, że nie będziesz go potrzebował. A jeśli będziesz go jednak potrzebował, to poproś o coś osłonowego (mi chyba Gasec przepisali). Co do zastrzyków, to jaką masz dawkę? I gdzie 'dajesz'? :bigrazz: Jeśli w brzuch, to masz stosunkowo najmniejszą szansę trafić w naczynko krwionośne, ale i tak warto się co do tego upewniać poprzez tzw. 'aspirację' - po wkłuciu odciągnij na chwilę tłok strzykawki (suw ssania) i jeśli nie pojawi się krew, to dopiero podawaj lek (suw pracy - hehe - jak w 2T ;)). Jak by się w strzykawce krew pojawiła, to wbij ją obok, bo heparyn nie powinno się podawać dożylnie (ma się stopniowo rozchodzić z tkanki tłuszczowej, a nie jednorazowo trafić do krwioobiegu). Poza tym - takie postępowanie zabezpieczy Cię w dużej mierze przed wzorkami na ciele (które, jeśli się pojawią, to zejdą po kilku dniach w najgorszym przypadku). Samo wbicie igły rób zdecydowanym ruchem, to najmniej odczujesz. Dojdziesz do wprawy, to za pielęgniarza będziesz mógł robić ;) Mi po 200 własnoręcznie wykonanych dziabnięciach normalnie tego brakowało przez jakiś czas - heh a mówili, że to nie uzależnia ;) Dodam, że wcześniej panicznie bałem się zastrzyków i gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że będę tolerował/znosił zastrzyki podawane dzień w dzień, to bym go wyśmiał, a jak by mi wmawiał, że jeszcze sam sobie je będę robił, to bym go za wariata uznał ;) Jeśli już na motywach obrażeń mamy się medycyny uczyć, to taka szyna nazywa się longetą gipsową ;) Dasz radę, 3maj się! Wracaj do zdrowia, i na trasę :biggrin:
  18. Nie wiem skąd u zwolenników jazdy na długich w dzień, bierze się przekonanie o tym, że są bardziej bezpieczni. Jeśli ktoś nie spogląda w lusterka z założenia, albo nie rozgląda się przy włączaniu się do ruchu, lub wyjeździe z podporządkowanej, to nawet jak mu laserem zaświecić, to nie zauważy skoro nie patrzy. A jeśli nie zauważy i dojdzie do bliskiego spotkania, to zawsze może powiedzieć, że został oślepiony i nie wiedział co się dzieje. A jeśli został oślepiony, to do wypadku (w jakimś stopniu) przyczynił się również oślepiający.
  19. Może jakaś pochodna heparyny drobnocząteczkowej? :crossy: Np. Fraxiparine/Fraxodi lub Clexane? Dawkę stawiam na 30-40 mg...? Ja po swoim wypadku 2oo zaliczyłem ponad 200 takich zastrzyków w kilkukrotnie większej niż przy unieruchomieniach (złamaniach/zwichnięciach) dawce, ale na pocieszenie powiem jedno - wcale nie trzeba się 'dźgać' w brzuch (dla mnie nie do zniesienia). Na Oddziale Intensywnej Terapii dawali mi w ramię, potem na innym oddziale chcieli w brzuch, ale protestowałem i dawali w ramię :crossy: Samemu w ramię ciężko sobie przycelować (jednoczęsnie utrzymując fałd skóry), więc waliłem w nogę :crossy: Pod koniec doszedłem do perfekcji takiej, że ukłucie komara bardziej czuć :D Jak by ktoś potrzebował dokładnych wskazówek, to może na PW, coby wątku nie zaśmiecać. A tabletki nie są obojętne dla żołądka, więc w sumie bardziej masakrują brzuch :icon_twisted: Poza tym trzeba bardziej uważać co się w 'bebechu' z tabletkami spotyka, więc zastrzyki dają większą swobodę. Pozdrawiam i szybkiego powrotu do zdrowia (oraz na 2oo) życzę :crossy:
  20. Plastiki się spawa. A przy spawaniu to trzeba używać tego samego rodzaju plastiku, ale to już najlepiej wiedzą spawacze.
  21. Z opowieści nie wynika z której strony jechałeś Ty i z której jechał van. Może zobrazuj jakoś dokładniej sytuację na drodze.
  22. w kwestii 'efektu kuli światła'... kilka dni temu: noc, dłuuuga prosta (poza zabudowanym), ja w puszce. Z przeciwka jakiś motonita popyla na długich, a ja NIC poza 'kulą światła' nie widzę. Mrugam długimi - nic. Zapalam je na dłużej (ale z ręką gotową do zgaszenia), w międzyczasie zdążyłem nieco zwolnić, bo na prawdę niewiele było widać i strach się bać. Po chwili 'kula światła' zamienia się w zupełnie normalne światła mijania, więc i ja przełączam na krótkie. Ale tyle było mojejego szczęścia (widoczności tego, co przede mną), bo znów jednoślad włączył 'kulę światła'. Nie żebym był złośliwy, ale na prawdę chciałem widzieć cokolwiek poza kulą, więc i ja włączyłem drogowe. Motonita chyba w tej sytuacji też niewiele widział i pewnie zwolnił, a jak mnie mijał, to z włączonym klaksonem. O co mu chodziło? O to, że on może coś widzieć, a inni nie? Przecież jadąc na światłach mijania (jak sama nazwa wskazuje) z przeciwnych kierunków mamy zapewnioną dostateczną widoczność i nie oślepiamy innych. W dzień taka świetlna kula może i jest widoczna, ale za to (o czym tu już wspominano) niezwykle trudna (lub wręcz niemożliwa) jest ocena jej odległości/prędkości. A brak takiej oceny (lub błąd) na pewno nie skutkuje zwiększeniem bezpieczeństwa, ale wręcz przeciwnie. Miałem poważny wypadek moto (dwa tygodnie pod drzwiami u Św. Piotra, ale chyba miejsc nie było czy coś i dostałem bilet powrotny) i powiem tak - dobrze, że miałem krótkie światła, bo inaczej sprawca mógłby powiedzieć, że oślepiło go tak, że nie widział gdzie jedzie. To też przestroga dla agro tjuningowców-ksenonowców - w razie czego (czego nikomu nie życzę) może być problem z ustaleniem czy światła w ogóle się świeciły, jeśli świeciły, to drogowe, czy mijania... A nawet jeśli mijania, to przecież niehomologowane, mogły oślepić (co zwykle robią) tak, że inny uczestnik ruchu mógł nie widzieć np. linii/punktów odniesienia i wysunąć się zbyt daleko z podporządkowanej.
  23. A pyszczek to on miał po tym wszystkim cały? Reszta psa nie nawinęła się wokół piasty? :icon_biggrin:
  24. Jak wszystko dobrze wyregulowane, to sam z siebie zgasnąć nie powinien. No chyba, że rydwan czasu swoim dyszlem zarąbał w maszynę, to awaryjność może być ponadprzeciętna. :icon_biggrin: Ogólnie jeśli dba się o świece, kable, filtr powietrza/paliwa i nie wlewa się do baku przypadkowej wachy, to nie powinno być żadnych nieprzewidzianych 'zgasów'.
  25. O możliwości wyprzedzania 'mówi' prawy kierunek - logika wskazuje że używający prawego kierunkowskazu, jadąc przy prawej krawędzi jezdni będzie chciał skręcić w najbliższą uliczkę w prawo, lub po prostu zaparkować. Dlatego też właśnie prawym kierunkowskazem 'mówi się' - "możesz mnie wyprzadzać". Lewy kierunek znaczy "NIE WYPRZEDZAJ!!!" (bo np. ja szykuję się do wyprzedzania lub skrętu w lewo). Tirowcy często tak komunikują brak możliwości wyprzedzenia, bo np. siedząc wyżej, widzą jakiś łuk, górkę czy inne zagrożenie, którego kierowca puszki (osobowej) czy moto (z głową/oczami 1.5m ponad asfaltem) nie ma szans zobaczyć. Oczywiście tego swoistego języka tirowcy najczęściej używają dopiero dobrze dojrzałą nocą, gdy mają szansę, że znaczna większość współużytkowników drogi go zrozumie, bo zaraz po zmierzchu to na drodze jest jeszcze wielu 'niedobitków', którzy nie planowali jechać nocą, ale za dnia nie zdążyli osiągnąć celu. Do takich ogólnie niewiele dotrze... oni już niewiele widzą po zmierzchu, chcą jak najszybciej być w domu i założyć bambosze...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...