Skocz do zawartości

J/P

Forumowicze
  • Postów

    157
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez J/P

  1. To tez sprawdze. Niestety, zebym mogl jednoznacznie przetestowac problem, potrzebuje autostrady :) I tu zonk...
  2. J/P

    Miedzy innymi Albania 2013

    Powodzenia! Piekny kraj, ludzie na innych wilkiem nie patrza (jeszcze).
  3. Fakt, może przemapować Power Commandera? Choć na zwykłych drogach dawałem mu lepiej i było OK. Ale jak trzymanie stałych 3000 obr powoduje podawanie mniejszej ilości paliwa? Wtedy przy normalnej jeździe przy np 4000 - 5000 obr tez by się dławił?
  4. J/P

    Miedzy innymi Albania 2013

    Tym razem zrezygnowaliśmy z kempingów, i tak w tamtych okolicach z nimi nieco krucho. Przecietny nocleg w znośnych warunkach to rząd 10-12 euro za twarz i za 1 noc. Zawsze szukalismy miejsca, żeby pojazdy zostawić w miare bezpiecznie. Najtańsza jest oczywiście Albania, tam standard to 10 euro za noc w bardzo przyzwoitych warunkach. Czarnogóra to już wychodzi min. 15 - 17, ale oni i Chorwaci niezwykle sie cenia za warunki takie sobie. W motelu w Rumunii, gdzie warunki były niemal luxusowe, wyszło po 75 lei, czyli 17,50, najdrożej zapłaciliśmy w Ohrydzie, gdzie ceny są około 10 euro, ale my w prywatnym holelu 4* zapłaciliśmy po 20 za noc, w tym np nielimitowany dostęp do internetu przez wifi i bardzo mili właściciele w gratisie (właściciel pędzi świetną śliwowicę). W Rogoznicy wyszło po 17 euro w apartmanie, warunki takie se, ale czyściutko, właciciel opił nas travaricą i piwem, ale tez na wybrzeżu północnym Chorwacji stosunkowo najdrożej jest w Sibeniku i właśnie Rogoznicy. Zwykle można cos znaleźć za 12-15 euro od usmiechu. Jedlismy w knajpach, im wyglądała na podlejszą i zapchaną lokalersami, tym lepiej - na pewno było tam najlepsze żarcie. ceny jak u nas, oczywiście najtaniej w Macedonii i w Albanii, tam przez pół. Zdecydowanie najlepsza kolacja w Rogoznicy w Restorant Antonijo - na którejs focie uchachany właściciel, pycha owoce morza i oczywiście domasze vino. W Sveti Stefan jedliśmy w tej samej knajpie co w tamtym roku i również się nie zawiedliśmy. Generalnie 1 zasada: jeść to samo co lokalersi, żadnych nowoeuropejschich czy amerykańskich wynalazków. Jedzą i jeszcze żyją - znaczy dobre! Piwo, wino i koncentraty - wyłącznie miejscowe. Kiedyś po jeździe w deszczu gdzieś na zadupiu Bułgarii zjadłem pyszną gęstą zupę z dużą ilością papryki, w budzie przy drodze, okazało się że to ichniejsze flaczki. Nie znoszę flaczków, nie wiem z czego były - smakowały tak, że do dzisiaj pamietam, wciągnąłem 2 porcje. Lokalersi wciągali ze smakiem to samo - żyjemy. Reasumując: najlepiej finansowo wychodza kwatery prywatne i lokalne knajpki, im mniej wystawne tym lepiej. Z wyjatkiem Chorwacji i wybrzeża Czarnogóry (tam rządzą Rosjanie), jest taniej niz u nas. Nie jest to jakiś szał finansowy, najwiekszy tak naprawdę kawałek budżetu to paliwo.
  5. OK, tylko dlaczego zdarza się to WYŁĄCZNIE na autostradzie? Na fatalnych drogach, gdzie drgania sa nieporównywalnie wieksze nic się nie dzieje... Co jak co, ale albańska droga daje nieźle w kość ogonową, drgania, wybieranie dziur itp, autobahn - gładziutki asfalt, płynie sie jak w masełku... Sprawdzę. Dzięki.
  6. Znowu udało się wrócić w jednym kawałku. Tym razem lajtowo, 10 dni i 4040 km, 2 dni kotwica po drodze i smażenie się w słońcu południa, 8 dni w siodle. Po raz kolejny pojechaliśmy do Albanii, w ubiegłym roku był jakiś niedosyt. Trasa prosta: 13.06 - Rzeszów, przez Debreczyn, Oradea i lądowanie gdzieś na trasie w Rumunii w motelu w okolicach Beius 14.06 - przez Transalpinę (Transfogorska już wystarczy...), do Oradei 15.06 Vidin, Nis, Skopje, Tetovo do Ohrydu 16.06 - kotwica w Ohrydzie 17.06 z Ohrydu przez Korce, Gjirokastre, Sarande do Ksamilu. 18.06 Kotwica w Ksamilu 19.06 Sarande, Vlore, Durres do Sveti Stefan w Montenegro, 20.06 przez Chorwację do Rogoznicy 21.06 Z Rogoznicy przez Plitvickie do Siofok nad Balatonem, 22.06 przelot Siofok - Rzeszów. Bez niespodzianek czy komplikacji. Deszcz dorwał nas tylko przez 2 min w Presovie, ale wystarczyło żeby zlać nas na maxa - oberwanie chmury, w końcu udało się uciec. W sprawie sprzętu: Ja byłem czwarty lub piąty raz na Bałkanach, w tym czwarty Yamahą Warrior. Po ubiegłym roku okazało się, że Wariat to niezłe enduro Pozostałe wyjazdy to głównie Włochy, Alpy itp., a tam Wariat to idealny wybór dla mnie na winkle i długie łuki, dobry kop na prostych i podjazdach, a na zjazdach heble dają radę (te same co w R1 ) Wracając do Bałkanów, kiedyś zrobiłem je na Virago 750 i było OK. Teraz kilka razy objechaliśmy nieco dziksze tereny i gorszymi drogami - hardkor to mimo wszystko Albania i drogi przez góry - wilgotny sen posiadacza enduro - jest gdzie poszaleć. Duży turystyk powinien dać radę - w końcu Wodzu przejechał HD Electra Glide, Gavlos Hondą VTX, a Jasio Buell Lightning. Daliśmy radę i mieliśmy niezłą frajdę. Szczególnie, że po ubiegłorocznej Albanii narobiliśmy sobie smaka i dużo więcej tym razem objechaliśmy. Było warto. Reasumując - wystarczą chęci, toche ostrożności i oczy dookoła głowy - tam nikt za rogiem nie czyha z Kałachem, tylko drogi mają fatalne, a ludzie mili i sympatyczni, to nic że w ludzkim języku nie da sie porozumieć, i tak pomoga. Ostatnia rada - jedź do Albanii póki czas, póki jeszcze komercja tam nie zapanowała, ludzie się cieszą ze spotkania z kimś z daleka, EU jeszcze nie wkroczyło z przepisami i normami od linijki i wszędzie panuje radosny bałagan. Personae dramatis: Ja czyli Góral na Yamaha Warrior Jasio na Buell Lightning Wodzu na HD Electra Glide Gavlos na Honda VTX Dzień pierwszy. http://maps.google.pl/map...via=1,2&t=m&z=7 Startujemy o 9.30 z pod Red Zone, Wodzu musiał dojechać ze Stalowej Woli. Przelot do Barwinka, tankowanie, kawa i hot dog. Potem męka przez Słowację - kraj policyjny, każdej kupy kamieni pilnuje funkcjonariusz. Na przejścu z Węgrami ulga, wreszcie w miarę normalny kraj. Obiadek w znajomej knajpce, oczywiście menu tylko po węgiersku. Przelot na Rumunię, prosto w góry. Droga taka sobie, dziury, jak to w Rumunii poza główną szosą. Po 17 szukamy noclegu - całkiem niezły motel - wysoki standard za 75 lei od uśmiechu. No i mały zonk na wieczór - ani na stacji ani w motelu nie ma piwa. Wodzu bez namysłu rzuca się do swojej Elektrowni i jedzie do wiejskiego sklepiku gdzie z pomocą uczynnych lokalersów pakuje butelki Ursusa do kufrów. Uratował początek wieczoru bo później tradycyjnie przeszliśmy na koncentraty zagryzane kabanosem. Później siusiu i spać. https://imageshack.com/scaled/large/13/ssms.jpg https://imageshack.com/scaled/large/692/oowg.jpg https://imageshack.com/scaled/large/208/367p.jpg https://imageshack.com/scaled/large/259/j8o9.jpg https://imageshack.com/scaled/large/515/wyc0.jpg dzień drugi: Transalpina http://goo.gl/maps/8Woix Ruszamy. Po śniadanku kierunek na Sebes i Transalpina. Ponieważ kilka razy przejechaliśmy już Transfogorską, tym razem coś innego, choć wcale nie mniej emocji, bo co prawda asfalt niby dobry i można poszaleć na łukach, ale są miejsca gdzie nawierzchnia jest szutrowa - po przekopach albo po zimie i radośnie nikogo to nie obchodzi. Do tego niespodzianki jakie kiedyś wypadły z betoniarki i zastygły na asfalcie. Ogólnie OK, choć dzięki rumuńskim kierowcom z wielką fantazją ciepło mi się kilka razy zrobiło. I to nie na duszy . Po drodze obiadek i knajpa oblężona przez czeskich motocyklistów, każdy w łapie piwo. My też. Popatrzyli dziwnie - my normalne, oni bezalkoholowe. szybko odjechali. Fajne serpentyny, przycieranie podnóźków (nawet VTX!), widoki itp, jak to przez góry. Później przelot do Craiovej przez rumuńskie wioski boczną drogą - nie przestanie mnie zdumiewać, że na przejazd grupy motocyklistów reagują jak na przelot kosmitów - w UE anno 2013. Przed Craiovą hotel o standardzie wczesnego Ceauşescu ale za 10 ojro od uśmiechu, no i piwo mieli zimne w ilościach przyzwoitych. Później naturalnie koncentrat w ilościach pozwalających na radosne zerwanie się następnego ranka. Fotki: https://plus.google.com/photos/101350235938896826867/albums/5894871922432612305?sort=7 Dzień trzeci: invading balkans http://goo.gl/maps/UV7H4 Wyjeżdżamy z Craiovej i kierujemy sie na Vidin - ciekawe czy skończyli most na Dunaju, który w tamtym roku był w budowie i to niezbyt zaawansowanej. Okazuje się, że most jest, nowe przejście graniczne, fragment dwupasmówki, OK. Droga do granicy serbskiej pusta. Oczywiście na granicy Serbowie nieprzyjemni, wypytują dokąd jedziemy, nie daj Boże powiedzieć , że do Albanii. Cos tam odburkujemy - tym samym tonem co oni i po wnikliwej analizie wszelkich możliwych dokumentów ruszamy dalej. Widać, że nie lubią nas tutaj. Spokojna droga, i fajny odcinek z Zajecar do Nis - lecimy po łukach jak w tamtym roku, niezamowita frajda, szybka i kręta trasa. Później już za Nis serbska autostrada w przebudowie i chamscy serbscy kierowcy. Byle do granicy macedońskiej. Za granicą w Skopje obiadek na stacji benzynowej i jako jeszcze wczesna pora jazda na Ohryd przez Tetovo. Droga fajna, ludzie jakoś milsi na drodze niż raptem kilkadziesiąt km wcześniej w Serbii. Później po rozmowie z włascicielem pensjonatu w Ohrydzie dowiadujemy sie, że Macedończycy ze wszystkimi żyją w zgodzie, Serbowie nikogo nie lubią, ba , Serbowie nie lubią siebie samych. Już od Rumunii robi sie coraz biedniej... Biedne domy, wozy konne, auta, które u nas dawno juz gniją za szopą sołtysa, ludzie coraz częściej obdarci, a nie ubrani... Bose dzieci. Witajcie Bałkany. Dojeżdżamy do Ohrydu - największego, najbogatszego i najelegantszego kurortu Macedonii. Jak ktoś narzeka, że w Polsce nie za bogato, niech rusza na Bałkany, zobaczy południe Rumunii, kawałek Bułgarii - w końcu UE. Potem pojedzie do Serbii, Macedonii, Albanii albo Bośni. Jak wróci, rozejrzy sie wokoło i krzyknie "ja p...dolę! Ameryka!" https://plus.google.com/photos/101350235938896826867/albums/5894876946273566177?banner=pwa dzień czwarty. Ohryd - miasto w górach nad jeziorem. Klimat idealny przez cały rok. Łagodna zima i ciepłe ale nie upalne lato. Jak na Macedonię to bogato. Dla nas - niespecjalnie drogo, raczej tanio . Miasto pełne cerkwi, kościołów i meczetów. A wszyscy żyją w zgodzie. Jak dziwnie? Objechaliśmy kawałek jeziora - raczej ubogie drogi, ale kręte i w miarę równe, dużo przyjemności z jazdy. Zwiedziliśmy muzeum wody - czyli ekspozycje i rekonstrukcję osady z przed 4000 lat - człowiek to nie głupi jest - na zewnątrz +30 a w lepiance spokojne +22, słońce nie praży, niektóre domy z werandą. Mrowie ryb dookoła - raj wędkarza. Później sam Ohryd, oczywiście piveczko nieustająco, potem obiadek czyli pljeskavica po macedońsku. Na koniec dnia gospodarz doprowadził nas do senności własnego wyrobu śliwowicą, tak około 60 volt. https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894914817810155713 Dzień piąty. http://goo.gl/maps/wyCGS Clou programu. Trasa z Ohrydu przez Korce i Gjirokastrę do Sarandy i Ksamilu. Byliśmy w Sarande w tamtym roku, miasto typowo wypoczynkowe - kurort Albanii. Z kolei Ksamil to podobno enklawa z pięknymi plażami i parkiem narodowym. Ale do rzeczy. Ponoć droga przez Korce nie należy do najlepszych w Albanii, ale pojechaliśmy tam żeby to sprawdzić. Droga przez góry, bardzo kręta. Mały zonk: w kraju stacji benzynowych ani jednej stacji przez 120 km! Dla Gavlosa nie obytego z zasadami albańskiego ruchu drogowego to silny szok. My, starzy wyjadacze, sułtani albańskich autostrad przepychamy się ze znawstwem do przodu często używając klaksonu. Wszystko z uśmiechem, bo kierowcy nie są złośliwi - po prostu tacy są - insz Allah. Pomijając stan dróg w miastach, nawierzchnia jak po dywanowym bombardowaniu, jedzie sie znakomicie - ludzie machają z uśmiechem, a policjanci pokazują jechać! Jedziemy na Erseke, jest nieźle - co ludzie piszą głupoty, że droga zła??? Zaczyna sie za Erseke. Oczywiście GPS świruje, drogowskazów nie ma a pytani w różnych językach świata tubylcy uśmiechają się szeroko i kiwają głowami. Serpentyny okazują się fatalne - nierówności i dziury, ale widoki rekompensują wszystko. Jeśli zwracaliśmy uwagę w Rumunii, Bułgarii, Serbii czy Macedonii na biedne wioski, domy i ludzi, to tutaj bidusia jest porażająca. Jednego nie rozumiemy: mimo tego wszyscy ludzie maja banana na twarzy, szeroko uchachani - może cos tutaj palą? Poproszę o to samo? Tak na mojego czuja - do naszego poziomu (na który wiecznie narzekamy) dociągną za może jakieś 50 lat jeśli będą mieć szczęście. Mowa tu o zwykłych ludziach, bo mafia czy politycy zawsze się wyżywią. Wystarczyło popatrzeć w tamtym roku w Tiranie - oprócz furmanek i 30 letnich mercedesów wielkie zagęszczenie bryk, które u nas można sobie pooglądać wyłącznie w pisemkach typu Auto Świat, a obok slumsów filie sklepów z Paryża. Uwaga: na stacjach benzynowych nie przyjmuja kart płatniczych, ale chętnie przyjmują euro - i przeliczają uczciwie po oficjalnym kursie. Po drodze chwila przerwy na pivo w przydrożnej wiosce noname i stupor - dzieci w wieku 10 - 12 lat mówią po angielsku tak, jak większość naszych rodaków mogła by tylko pomarzyć, nawet po kilku latach za granicą. na pytanie skąd znaja tak dobrze jezyk, ze zdziwieniem odpowiadają, że nauczyły się w SZKOLE. Po drodze jeszcze tankowanie, bo moto już na oparach, stacja po drodze i gostek proponuje oprócz paliwa coś do jedzenia - czemu nie? Troche krecimy nosami, co poda? Ale pokazuje świeże ichniejsze cievapcici, mówi że już rzuca na grilla - było świetne, do tego kozi biały ser podlany oliwą, pszenny chleb, pivo - raj na ziemi. Oglądamy jego nieco zmęczoną Hondę Shadow - pokazuje nam przestrzelinę na boczku , później blizny postrzałowe na ręce, nodze i draśnietą głowę i mówi, że w czasie niepokojów w 1996 ktoś po prostu wywalił w niego magazynek kałacha jak jechał drogą. Dojechaliśmy do Gjirokastry - miasto na wzgórzach, dachy kryte łupkiem - charakterystyczna cecha tego miasta. Piękne zabytkowe budynki, uliczki brukowane kamieniem, itp. Oczywiście na drogach młyn, nie mogliśmy się wbić na rondzie, znienacka wyskoczył policjant, op...dolił wszystkich wokół, zatrzymał ruch tak aby panowie motocykliści z Polska mogli dostojnie przejechać. NIKT się nie wściekał. Uśmiechali się WSZYSCY. I tak dojechaliśmy do zjazdu na Sarande, tym razem pilnowaliśmy się, żeby pojechać droga przez Mesopotam, w tamtym roku jadąc na Grecję jakoś pojechaliśmy na Delvine i przebijaliśmy się najpierw korytem wyschniętego potoku a później ścieżką dla kóz w górach. Tym razem nie musieliśmy przełączać sie w tryb enduro i dojechaliśmy do Sarandy i za 15 km do Ksamilu. W Ksamilu udało się znaleźć baaardzo przyzwoity hotel za 10 ojro od uśmiechu za noc. Postanowiliśmy rzucić tu kotwicę i obmacać to miejsce. jeszcze piveczko po 4 butelki na twarz i lulu. https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894919938856367713 dzień szósty: Kotwica w Ksamilu. Postanowiliśmy spędzić czas na plażowaniu, piciu piwa, niewybrednych żartach itp. Bar na plaży był nasz. Później ruszyliśmy "w miasto" - co jest może powiedziane nieco na wyrost. Boczne ulice to po prostu klepisko. Ludzie tradycyjne mili i uśmiechnięci.W sklepie nabyliśmy - oprócz oczywiście piwa na miejscu - wiktuały na plażowego grilla. jako że postanowiliśmy spędzić wieczór elegancko, niemalże w białych kołnierzykach, nabyliśmy 3 butelki wina oraz ser, tak aby wymogom etykiety stało się zadość i rozpocząć biesiadę jak kulturalni ludzie, do tego wiktuały na grilla oraz pewna ilość piwa. Mielismy również koncentraty które postanowiliśmy zachować na deser. Biesiadę przerwał nam na moment właściciel plaży i baru, który przyszedł spytać, czy czegoś nam nie potrzeba i czy bylibyśmy tak mili i wpisali sie do jego ksiegi gości (imponujący zbiór hymnów pochwalnych gości z całego świata). Potem zasłużony odpoczynek i jeden komar, który skosztował krwi mojej albo Gavlosa i zaczął się drzeć do kolegów "imprezaaaaa!" Pół nocy spędziliśmy z Gavlosem na okrutnym mordowaniu tych nieszczęsnych stworzeń https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894937204139774545 Dzeń siódmy. Z Ksamilu do Sveti Stefan w Czarnogórze. http://goo.gl/maps/8UO08 Postanowiliśmy dojechać do pensjonatu, gdzie miło i niedrogo spędziliśmy 2 noce w ubiegłym roku. Trasa nadmorska droga z Ksamilu do Vlore to dla mnie najfajniejsza trasa, jaką w życiu jechałem. jakość OK, wyremontowana w 2010 roku, ale widoki i winkle niezapomniane. Zrobiliśmy ja już drugi raz i muszę tu wrócić. Rewelacja. Do tego plaże w Himare i Porto Palermo - jak z pocztówki. Cóż opisywać - trzeba zobaczyć. Po dotarciu do miejscówki w czarnogórze okazało się, że właścicieli pensjonatu nie ma i trzeba szukac u innych. Jacyś niemili i nadęci ci Czarnogórcy - począwszy od policjantów po ludzi na ulicy... Nie było tam przesadnie miło i sympatycznie. Widać, że kraj nastawiony na turystów z Rosji, którzy sypią euro. Pozostali się nie liczą. Następny kraj, którym rządzi dolar. https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894944881665798177 Dzień ósmy. Sveti Stefan - Rogoznica/Chorwacja http://goo.gl/maps/gTyTt https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894948898460202817 dzień dziewiąty: przelot na Węgry http://goo.gl/maps/OZw4M https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894956748720243937 Dzień dziesiąty: Orzeł Wylądował http://goo.gl/maps/lIsEB https://plus.google.com/u/0/photos/101350235938896826867/albums/5894959621187445601
  7. Cześć. Problem: Przy jeździe autostradą - nudnej, jednostajnej, przy ok 3000 obr. odcięcie paliwa - na ok 3 sekundy, potem dostaje znowu, jakiś czas później znowu to samo. Potem przez godzine OK i znowu. Dzieje sie tak tylko na autostradzie, gdzie trzymam stałą prędkość i obroty. Niezależnie od tego, czy bak jest na full, czy na rezerwie, niezależnie też od tego, czy właśnie wystartowałem, czy jadę już długo i silnik jest gorący. Prawdopodobnie to problem z jakimś czujnikiem, ale właczenie komputera w trybie listingu błędów nic nie daje, bo diagnostyka nie wykazuje błędów. Mam co prawda wyprute airboxy i założone filtry K&N na dolotach powietrza. Power Commander jest zmapowany pod wydechy Vance&Hines, więc tu nie powinno byc problemu... Nie zdarzyło się nigdy nic poważnego oprócz przerywania pracy silnika na około 3 sekundy - odciecie paliwa (może zapłonu? choć mało prawdopodobne). No i tylko autostrada - może klątwa? Przy jeździe po normalnej drodze, winklach czy długich łukach i prostych wszystko jest OK. Zrobiłem teraz 4000 do Albanii i z powrotem i żadnych problemów - oprócz autostradowych... To samo było w poprzednich latach... Jakieś pomysły? Ja jestem w kropce.
  8. J/P

    Yamaha Warrior

    Cześć. Problem: Przy jeździe autostradą - nudnej, jednostajnej, przy ok 3000 obr. odcięcie paliwa - na ok 3 sekundy, potem dostaje znowu, jakiś czas później znowu to samo. Potem przez godzine OK i znowu. Dzieje sie tak tylko na autostradzie, gdzie trzymam stałą prędkość i obroty. Niezależnie od tego, czy bak jest na full, czy na rezerwie, niezależnie też od tego, czy właśnie wystartowałem, czy jadę już długo i silnik jest gorący. Prawdopodobnie to problem z jakimś czujnikiem, ale właczenie komputera w trybie listingu błędów nic nie daje, bo diagnostyka nie wykazuje błędów. Mam co prawda wyprute airboxy i założone filtry K&N na dolotach powietrza. Power Commander jest zmapowany pod wydechy Vance&Hines, więc tu nie powinno byc problemu... Nie zdarzyło się nigdy nic poważnego oprócz przerywania pracy silnika na około 3 sekundy - odciecie paliwa (może zapłonu? choć mało prawdopodobne). No i tylko autostrada - może klątwa? Przy jeździe po normalnej drodze, winklach czy długich łukach i prostych wszystko jest OK. Zrobiłem teraz 4000 do Albanii i z powrotem i żadnych problemów - oprócz autostradowych... To samo było w poprzednich latach... Jakieś pomysły? Ja jestem w kropce.
  9. Niezłe ogłoszenie... Koło za 150 tysia... Grubo. Jakoś licytujących brak.
  10. No tak, ale w jaki sposob brak tego zyciodajnego pradu? W normalnym ukladzie wszystko dziala, przy jezdzie kiedy operuje sie gazem problemu nie ma, a pojawia sie tylko podczas jazdy na stalych obrotach dluzszy czas. Nie mam podpietych zadnych gadzetow, lampek i ozdob choinkowych -nie cierpie "ozdabiania" moto. Alarm zalozylem dopiero teraz, zrobilem przy okazji przeglad instalacji elektrycznej i wyglada na OK. PS przepraszam purystow jezykowych, ktorych tu nie brak za brak polskich znakow diaktrycznych, ale pisze na tablecie :)
  11. Stopka ok, klemy sprawdzone, wiazka po przegladzie po założeniu alarmu. Dla mnie wyglada na to, ze komputer swiruje. Od temperatury? Cisnienia powietrza? Od stalej obrotow? Kosmici ???
  12. Problem w tym, ze gdyby spadla klema, to objaw taki jak u mnie bylby szczegolnie na winklach czy na dziurawych drogach. Pojawia sie jednak tylko podczas dluzszej jazdy ze stala predkoscia i na stalych obrotach. Sprawdzalem komputer w trybie diagnostyki. Zero bledow ...??? Nie ogarniam. Wiecej opisalem w watku dzisiejszym.
  13. Ja mam to samo z Warriorem. Podziel sie wiedza jak sie czegos dowiesz, ja to samo.
  14. Dziwna sprawa. Warrior 1700, chlodzony powietrzem, 1000 km po zmianie oleju i kompletu filtrow. Przy jezdzie ok 130 kmh, stale obroty (autostrada) silnik przerywa na ok. 2 sekundy ( odciecie zaplonu? Paliwa?) a zaraz po tym wraca do normalnej pracy. Problemu nie ma przy jezdzie np po winklach czy w miescie lub na normalnej drodze i czestym operowaniem gazem. Komputer w trybie diagnostyki nie wyrzuca bledu. Olej swiezy bo po 1 tys, syntetyk 10W40, nowe swiece, czyste filtry K&N, swiezy filtr oleju, paliwo OK, tankowane na siecowkach a nie na wsiowych stacjach. Problem wystepowal w czerwcu, fakt ze bylo goraco, okolo 30-35 stopni, na autostradzie lub dllllugiej prostej bez przesadnego ruchu. Po powrocie do kraju problemu nie ma bo nie ma autostrad :) Poza tym nic sie nie dzieje, chodzi jak zloto. ????
  15. J/P

    Yamaha Warrior

    Okazało się po tegorocznych wakacjach, że Warrior to całkiem niezłe enduro... Po przejażdżce korytem potoku oraz ścieżkami dla owiec w albańskich i serbskich górach śmiało moge stawać razem z Yamahą Super Tenere... I ani jednej paciaki (na Wariacie, bo BMW GS miał dwie :blink: )
  16. J/P

    Yamaha Warrior

    Jakim cudem pękł???? Ile miał przebiegu???? Teoretycznie Yamaha na pas daje 60k chyba mil...
  17. J/P

    Yamaha Warrior

    Nie :) Ustawienia są zapisane. Możesz odłączać akumulator do upojenia :) Ja głośniść klaksonu (firmowy jest cichszy od wydechów Vance&Hines) wyregulowałem zmieniając firmowy na - uwaga - chiński ze sklepu ze skuterami, dający jakieś 110dB (ryk jak z TIRa). Oczywiście wybór konkretnego modelu poprzedzony był testami na miejscu. Pozostałych klientów wymiotło. Miałem Michelina Pilota, ślizgał się jak chciał, nie mogłem się doczekać żeby go zedrzec i zmienic z powrotem na Marathona 880. Przebieg na Marathonie ostatnim to około 17 tys km, tył (przód by pojeździł, ale wymieniam zawsze komplet), z tego min. 13 tys w trasach z obciążeniem typu "wakacje 2 tygodnie". Opona zdarta do głębokości bieżnika jakieś 2,5 mm w osi gumy. Jazda do około 160kmh, choć sporadycznie zdarzały się napady wariactwa. Dużo winkli z podjazdami albo zjazdami, więc heble pracowały. Asfalty na tych drogach raczej "ostre", chropowate. Temperatury od 30 do ponad 40 stopni. Czasem autostrada. Myślę, że w użytkowaniu spokojnym, bez szaleństwa, wygłupów i dalekich wyjazdów, dobiłbym nawet do 25 tys. Widziałem przy wyjeździe w "bieżące" wakacje jak bieżnik topnieje. Marathona wybrałem głównie ze względu na jego stabilne zachowanie na mokrej nawierzchni. Miałem juz przebiegi w deszczu, burzy, stabilny na autostradzie w tych warunkach przy 110 kmh, bezproblemowy w ostrożnym hamowaniu. Na winklach w różnych górach świetnie kleił się do asfaltu. Wadą tego są zdarte podnóżki i obcasy w butach :) Zakładam oponę z indeksem prędkości W, co wcale nie znaczy że zap... dalam 3 paczki. Taka opona zrobiona jest z innej mieszanki, jest dokładniej wykonana i wywazona. To wszystko daje dwie strony medalu - z jednej lepszą przyczepność, lepsze prowadzenie, wyważenie itp., z drugiej jednak za cenę szybszego zużycia - mieszanka jest bardziej miękka. Ta opona jest też droższa od tej z indeksem V czy H. Tak się zastanawiam nad zmianą na Avona - kumpel zdzierał go długo i chwalił za jazdę na mokrym asfalcie (mam manię na tym punkcie - wyp..doliłem się w deszczu na bośniackiej drodze, na innym moto, ale dobrze pamiętam wielkie oczy kierowcy TIRa, który za mną jechał i zahamował 5 m ode mnie). Z kolei Michelin wypuścił w tym roku jakieś nowości na cruisery, reklamuje przebiegi do 40 tys. i dobra przyczepność, ale poczekam na opinie. Może się okazać, że "lepsze" jest wrogiem "dobrego". PS. Nie jestem dealerem Metzelera. Pracuję w branży budowlanej. Weź pod uwagę, że zakup Warriora może być świetnym pretekstem do podróżowania solo... :biggrin: Mam instrukcje w pdf po polsku i angielsku, wyśli mi maila to podrzucę.
  18. Tak sie złożyło, że pojechaliśmy do Albanii w czerwcu - pomijając wszystko inne (10 krajów) od Shkoderu przez Tiranę do Sarande było rewelacyjnie. Mity o krwawej Albanii to rzeczywiście mity. Czułem sie tam bezpieczniej niz u mnie koło domu. W 2013 jadę do Albanii dłużej pograsować. Foto zainteresowanym.
  19. J/P

    Yamaha Warrior

    Na Wariacie zdarłem Dunlopa Sportmaxa - wydawał mi się uslizgiwać na boki na mokrej nawierzchni, Michelina Pilota - ślizgał sie obojętnie, czy mokro czy sucho, 4 zmiany Metzelera Marathon 880 - to był strzał w 10, a km po wsjech stranach Jewropy trochę zrobiłem, ostatnią zmianę wykończyłem na wyjeździe w Albanii (JA P...DOLĘ ALE MAJĄ DROGI I AUTOBANY!!! Z małymi wyjątkami jesteśmy 100 lat za Albańczykami). Wczoraj zmieniłem obuwie z Marathona 880 na Marathona 880, choć zastanawiałem się nad nowym Michelinem - reklamują ekstremalne przebiegi. Może jak zedrę te nowe 880 -ki Nie mam jak na razie zastrzeżen do Metzelera - dobrze trzyma w zakrętach, na mokrej nawierzchni jest OK, przebiegi - no cóż, biorę z indeksem predkości W - mniej trwała opona, lecz przyczepność wyjątkowo dobra - coś za coś. Nie porywam się na wynalazki robione przez małe żólte rączki, cena niższa o stówkę, ale czy warta mojej głowy i zdrowia?
  20. Zrób jakieś 3 tysia to zauważysz... Jak sie seria zapcha, to zawsze na amen, K&N zawsze nawet zabrudzony będzie lepiej dopychał powietrze (mniejsze opory), a po prostu wystarczy go wyczyścić (wyprac :) ) i spryskać olejem (uwaga - zestaw do czyszczenia dedykowany).
  21. J/P

    Yamaha Warrior

    Psykanie pochodzi z odmy. Wszystko OK
  22. Jakoś co roku jeździmy wokół buta, czy Grecji, Bałkany to już chyba 4 razy, Włochy ze 2, Karpaty rumuńskie, też były i Alpy i Dolomity, a w tym roku przez Rumunię, Grecję do Albanii i z powrotem Montenegro, Chorwacja i Bośnią. Za 2 lata planujemy Marakesz i Casablankę, ale wymaga to jednak innego sprzętu, jakieś turystyczne enduro... Ja jeżdżę Warriorem, reszta różnie, na HD, jest Fazerka, Buell, Honda VTX. jakoś nigdy nie wpadło nam do głowy ciągnąć sprzęty lawetą czy brać "wóz techniczny". Bagaże, namioty itp. Atakujecie Racka jak jakiegoś wariata, bo niby chciałby polecieć na moto w Pireneje...? Sam mam ochotę. Bo niby taki transport lawetą jest poprawny politycznie :biggrin: ? Nasza paczka oscyluje miedzy 43 - 45 lat (na łeba, a nie w sumie). Najwyższy da, to pojeżdżę tak do setki. tmsa - trójśladem też lecieliśmy (nogi z podnóżków) jak w Cortinie śniegiem dało. Nie przesadzajcie, że chłopak 16 to sie wyszumieć musi sie. Każdy jeździ jak potrafi i tak jak mu to przyjemność sprawia. Powróćcie to temata, jak moto przewieźć na lawecie.
  23. Zgadza się, co więcej kiedyś na Discovery był taki program na temat kasków, wychodzi na to, że Hamerykany robią kaski na inny kształt głowy niż Jewropa, nam może być niewygodnie.
  24. Rybackie faktycznie są na ryby, a żeglarskie na żagle. Ja z wojskowych jestem mega zadowolony - zrobione tak aby wiele wytrzymały.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...