Idzie kobita ulicą i widzi, że jakiś malec pije wodę z kałuży. - Synek, nie pij tyj wody, bo to je sam maras, puć sam ino do mie, dom ci szolka tyju! - Słucham, proszę pani? - A nic, nic... pij se gorolicku...
Żadne jaja. Jeździmy we dwójkę. Ja na VLR 1800, Pani na GS. Przy przelotowych rzędu 120-130 średnie spalanie w GS to jekieś 3-3,5 l/100. Zasięg grubo ponad 400 km. GS-a tankujemy co drugi postój na stacji.
Moja Pani jeździ od trzech sezonów na GS-500. Wzrostu i wagi ma mniej-więcej, tyle samo. Przez pierwsze dwa sezony jeździła i bała się zatrzymywać (moto jednak przy tym wzroście i sile niewiasty ciut za wysokie). Już mieliśmy sprzedawać, ale w zimie wpadłem na genialny pomysł obniżenia zawieszenia za pomocą psich kości. Przez ostatni sezon Pani dostawała obiema nogami do podłoża i jest zachwycona. Ostatnio zażyczyła sobie stelaże pod kufry i namotała jakichś różowych wstążek po lusterkach (była okazja, bo się Wyrocznia żenił)... Teraz przebąkuje coś o karbonowych owiewkach...(ktoś z Radomia jej coś obiecał... :icon_rolleyes: ) GS pod Panią pali ok. 3 l/100 km, czyli, mniej-więcej tyle, ile byle jaki skuter. A i sam też lubię się przejechać... Jedyny minus - centralka strasznie przyciera w winklach... ale chyba ją skrócę...
Dosiadalem Virago 535 przez półtora sezonu. Przebiegi po 300 km dziennie z plecakiem i bagażami (fakt, bagaży za wiele nie dało się zapakować, ale dwie sakwy i rolka były) nie były problemem. Przelotowa 110-120 spokojnie dawała się utrzymać. Mistrz przyspieszeń to nie był, ale relaksacyjna jazda. Ważę (i wtedy też) sporo ponad 100 kg (dokładnie jakieś 115) i mam sporo ponad 1,8 m wzrostu. Gdyby nie ten wzrost, virówkę trzymałbym dalej. Silnik mocniejszy, niż w Dragstarze 650. Bardzo wdzięczny i dobry motocykl.
No, weź... To przecież niecałe 20 km ode mnie. Do szkoły tam chodziłem. I mogę zapewnić, że w tych okolicach nie ma się czego dobrego (jeśli chodzi o sprzęta) spodziewać. Niestety.