Skocz do zawartości

No jeszcze jedna rundka i do domu...


zalmen3
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

W sobotę (27.05.2006) pojechałem po południu potrenować sobie zakręty w moje ulubione miejsce pomiędzy dwiema wioskami w moim sąsiedztwie. Jeździło się świetnie – dla przypomnienia (bo już pisałem o tym na forum) moje miejsce do treningu to dwa następujące po sobie zakręty jeden 90 stopni, a drugi miedzy 70 a 80, świetniej jakości nawierzchnia, dobrze wyprofilowana droga, długość trasy (razem z poprzedzającą i końcową prostą) 1 km, natężenie ruchu w sobotnie popołudnie 1 samochód na 10 min – szlifowałem kolanka, oponka z tyłu domknęła się już po kilku rundkach, a przednia co przejazd przesuwała się o ułamek mm bliżej krawędzi, prędkość w złożeniu oscylowała od 90 km/h na poczatku do 130 km/h pod koniec. Po przejechaniu zakrętów tam i z powrotem około 30 razy (dało to jakieś 60 km) stwierdziłem, że dość się już dziś najeździłem (zwłaszcza, ze to był mój pierwszy taki wypad w tym sezonie) i jeszcze jedna rundka i wracam do domku. No to jazda – 130 na zegarku pierwszy 70-tka w prawo potem szybki przerzut sprzęta (countersteering) na lewą 90-tke i już jestem na prostej. Dojeżdżam jak zwykle do skrzyżowania z drogą gruntową, zawracam i ognia! Dojeżdżam do prawej 90-tki, rzut oka na zegar – 130 i rośnie – składam się jak zawsze (ciało na prawo, moto w lewo, prawe kolanko, kiera w lewo, potem kontra) i śmigam przez zakręt – czysta rozkosz. I nagle... zgrzyt i już jadę na dupie... widzę moją wymuskana hondzie jak szlifuje na prawym crashpadzie i tłumiku... z dala ode mnie. Nagle myśl – Tylko nie w trawę, k**wa, tylko nie w trawę! Hamuje rękami i nogami ile mogę byle nie wlecieć na pobocze, bo cholera wie, co w trawie piszczy (a raczej leży)... niestety wlatuje na muldę otaczającą jezdnię, wybija mnie w powietrze i lotem koszącym przelatuję nad rowem wbijając się w młodą pszenicę i wytwarzając przy tym śliczny pióropusz mokrej i dobrze spulchnionej ziemi. Wstaję w przeciągu jednej mikrosekundy... przeprowadzam błyskawiczne badanie stanu ogólnego mojego organizmu – chyba jest oki. Patrzę dookoła – nie widzę drogi, nie widzę cebeery. Biegnę w kierunku skąd przyleciałem, przeskakuje rów w nadziei, że chociaż ona nie zaliczyła pobocza i z drogi szukam sprzęta. Nie ma jej na asfalcie, leży w rowie po lewej stronie na lewym boku tyłem do kierunku jazdy... jakieś 100 m dalej, a przed nią leży skoszony biały znak na którym widnieje przekreślony na czerwono napis Gxxxxxxxo. Biegnę tam, po drodze zdejmuje kask, już wiem, że to, co zobaczę z bliska nie będzie miłe. Zbieram po drodze odłamany kierunkowskaz, dobiegam do celu, kładę kask, zdejmuje kominiarkę, wyciągam stopery z uszu, chowam je do pudełeczka. Podchodzę do wraku. Tył wygląda jak jesień średniowiecza, prawy crashpad zeszlifowany o jakiś centymetr, to samo z tłumikiem, w owiewce prawej wyrwa wielkości pięści Pudziana, kawałki wingracka walają się po okolicy, prawe lusterko urwane. Więcej nie widzę – na pierwszy rzut oka tyle. Wyłączam światła i stacyjkę (silnik już dawno nie pracuje). Biorę się do podnoszenia maszyny. Ciężko w rowie, powalony znak przeszkadza, ale udaje się postawić ją na koła. Trzeba wypchnąć... nie mogę... nogi zapadają się w trawie i grząskim gruncie. Postanawiam odpalić silnik i spróbować pomóc sobie tylnym kołem. Nie pali, nie mogę zbić z biegu... pamiętam, że jechałem na czwórce... zbijam jeden, potem drugi... dalej nie idzie... wbijam w górę i znów próbuje w dół... dupa... tak kilka razy, tracę rachubę na którym jest biegu... zostawiam to, odpalam na sprzęgle. Rozrusznik kręci, ale maszyna nie gada... jest ciepła, wiec powinna spokojnie zaskoczyć... daje gazu... jeszcze kilka razy... zagadała i zdechła... jeszcze tak ze dwa razy i zaskoczyła... chodzi nierówno... nerwowo. Dodaję gazu i powoli puszczam sprzęgło... dupa... koło kreci się w miejscu mieszając trawę. Daję spokój. Kładę maszynę i dzwonie po brata.

- Paweł przyjedź po mnie na zakręty... miałem wypadek

- O k**wa! Nic Ci nie jest

- Nie... chyba nic... nic mnie nie boli

- Na pewno!?

- Tak, ale motocykl... nie mogę go z rowu wyciągnąć... przyjedź... proszę.

- Za 5 minut jestem!

- Tylko nie mów nic w domu.

Zdjąłem kurtkę, ostro zdarta, ale nigdzie się nie przetarła „Dobra polska skóra” myśle... zaczynam zauważać przejeżdżające samochody, jakoś nagle zrobił się straszny ruch. Ludzie poprzyklejani do szyb wytrzeszczają gały. Kładę kurtkę obok kasku i zbieram kawałki motocykla w jedno miejsce. Potem przypomniałem sobie, że mam namiastkę aparatu w telefonie; wyciągam go, robię fotkę. Zatrzymuje się Chrysler Voyager. Jakaś pani pyta czy nie potrzebuję pomocy

- Nie dziękuję.

- Na pewno?

- Tak

- Może chcesz żeby kogoś wezwać?

- Dziękuję, zadzwoniłem już po brata, zaraz przyjedzie.

- To może chcesz się chociaż wody napić?

- Nie dziękuję

- Czy jest cokolwiek, co mogłabym zrobić?

- Ma pani może aparat cyfrowy?

- Niestety nie

- To dziękuję, będę musiał sobie poradzić z tym co mam

Pojechała, zatrzymała się za zakrętem na poboczu i gdzieś dzwoni, może na policję? Samochody przejeżdżają, ludzie się gapią, ja robię kolejne fotki. Czas się dłuży jak wieczność... gdzie jest mój brat? Jest. Wychodzi z auta, pyta czy wszystko w porządku, odpowiadam, ze tak, tylko meszki mnie żrą. Proszę, żeby zrobił kilka zdjęć swoim telefonem (ma lepszy aparat). Próbujemy wypchnąć maszynę z rowu, nie dajemy rady, chyba coś jest nie tak z kierownicą. Wyciągamy ją bokiem, najpierw tył potem przód. Stawiamy na poboczu. Robię oględziny „czy da się pojechać”. Nie da się, przy maksymalnym skręceniu w lewo koło nie jest nawet prosto – lagi zwinęły się w spiralę. Trzeba załatwić jakiś transport (fiat panda mojego brata stał się nieprzydatny). Brat dzwoni po znajomego, będzie za 10 min. Gadamy, oglądam wrak: krzywa felga z przodu, krzywa kiera prawa, pęknięta czacha, 2 kg ziemi w prawym wlocie powietrza, potrzaskany błotnik z przodu, połamane wypełnienie prawe, pokrzywione podnóżki, miękki hamulec (brak wycieku), pogięta chłodnica oblepiona ziemią, obity i odrapany bak. Zjawia się ponownie Chrysler, tym razem za sterami jakiś koleś

- Żyjesz?

- No jak widać

- Co się stało?

- Jeszcze nie wiem.

- Musiałem przyjechać i zobaczyć, bo obserwowaliśmy Cię jak trenujesz z kuzynem... on sobie nie dawno kupił Yamahę FZR 1000 i mówił, ze jak zarejestruje to też przyjedzie tu trenować

- To dobre miejsce, świetna nawierzchnia, dobra widoczność i mały ruch

Przejeżdża autobus pełen dzieciaków – wszystkie przyklejają się do szyby

- Ale jak to się stało? Przecież przyjeżdżasz tu od dwóch lat i znasz te zakręty... widziałem Cię już tutaj parę razy.

- Tym razem się nie udało... chyba skończyła się opona z tyłu...

- Ile miałeś?

- Nie wiem... ponad 130

- Nieźle... jadę, nie będę Cię męczył... powodzenia

- Dzięki

Pojechał. Przypomniałem sobie o kierunkowskazie, ale nie mogę go znaleźć. Przyjeżdza znajomy brata. Ładujemy hondę na pakę fiata ducato, kładziemy na prawy bok, wrzucam klamoty, a kask zabieram do kabiny – jedziemy do domu. Na miejscu wypakowujemy wszystko i robię fotki porządnym aparatem. Przychodzi moja dziewczyna, pyta co się stało i dlaczego nikt jej nie powiedział... płacze, poszła. Ja wpycham sprzęt do garażu i idę się przebrać. Zauważam, ze moje buty też nieźle oberwały, spodnie na dupie zjechane do polowy grubości skóry, kask nie tknięty – trzymałem głowę wysoko. Uspokajam moją kobietę, zapewniam, że nic mi nie jest. W garażu podejmuję decyzję, że nie będę naprawiał, sprzedam wrak i kupię auto... nie chcę przeżywać tego co w zeszłym sezonie (o ironio od tamtego czasu minął dokładnie rok i jeden tydzień). Wieczorem wystawiłem komplet kufrów Givi na allegro, resztę gratów, które zgromadziłem wystawię później. W sumie motocykl jeszcze można naprawić, ale ja już nie mam na to ani siły, ani nerwów, ani ochoty. Były piękne motocyklowe plany na te wakacje... już ich nie ma... trudno.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, ze przeważającym uczuciem, jakie we mnie się zakorzeniło w związku z tą sprawą to niczym niepochamowana ulga... tylko nie wiem czy spowodowana tym, że poza siniaczkiem średnicy 5 mm w okolicy lewego łokcia nic mi się nie stało, czy może tym, że już nie będę miał żadnych kłopotów związanych z tym motocyklem... naprawdę nie wiem.

 

A teraz trochę przerażającej statystyki:

Na motocykl o wartości 15,5 tys PLN (wycena PZU z 10.2005) wydałem od września 2004 do maja 2006 ponad 40 tys. PLN, przejechałem nim łącznie 4027 km, miałem 3 gleby.

 

http://www.otomoto.pl/index.php?sect=show&id=C1234239

 

Pozdrawiam

 

zalmen3 – najbardziej pechowy motocyklista świata.

 

Dodaje fotki z telefonów:

 

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdj_cie022.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdj_cie023.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdj_cie024.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdj_cie025.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdj_cie026.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdjecie017.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdjecie018.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdjecie019.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdjecie020.jpg

http://www.staff.amu.edu.pl/~kik/cbr/Zdjecie021.jpg

Edytowane przez zalmen3

Internetowy sklep komputerowy http://mirwit.com.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, co napisales czyta sie jednym tchem. Moze nie warto rezygnowac z motocykli,ale zmienic nieco styl jazdy, zeby nie kusic losu?..Ciezko doradzac. Wazne,ze zyjesz...wypadki przy tej predkosci juz w autach koncza sie tragicznie. Pewnie traktujesz to jako przestroge przed czyms gorszym,co moze Cie spotkac....ale sama majac rozne stluczki autem przez kilka tygodni mialam jakas awersje do tych "cudow techniki". Ja mam mimo wszystko nadzieje, ze po tym wszystkim co przeszles w koncu ochloniesz i nabierzesz kiedys nowych checi.

 

 

Powodzenia!!:bigrazz:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zalmen! nie pekaj, doloz pare groszy, kup nowy kierunek i bedzie ok! moze przelamiesz pecha.

tak powaznie to wspolczuje (tyle serca w wlozyles i kaski). moze kup cos mniej sportowego, to nie bedzie cie tak rzucalo na kolana. pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

chopie, pechowy...OK szkoda motocykla, ale ty miales wiecej szczescia niz...nie chce pisac rozumu, bo z opisu wyczytalem ze byles full ubrany i cwiczyles tam, zeby zbierac doswiadczenie (mistrzem prostej jest kazdy)...ale na pewno wiecej niz tego pecha...a gdybys to ty a nie moto zaliczyl ten znak...dziekuj XXX (tu spisz sobie co chcesz), ze nic ci nie jest

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

siemka

stary... wiesz dlaczego się przewróciłeś? nie dlatego że jesteś pechowy tylko narwany!

nie wnikam ile tysięcy km przejechałeś, ale mnie musieliby wpierw znieczulić zanim złożyłbym się w zakręt 90 st. z prędkością 130km/h!

to sport ekstremalny ale trochę więcej pokory każdemu się przyda!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

 

Każdy wypadek ma jakąś przyczynę. To nie jest jakiś tam "pech", ani przypadek.

Nie ma ludzi pechowych !

 

Ja na Towim miejscu poczekał by z decyzją co dalej robić. Przenalizował wszystko jeszcze raz, może zmienić sprzęt, albo styl jazdy ? Podejdź to tego krytycznie, ale z wiarą w siebie.

 

Gdybyś kompletnie nie nadawał się do jazdy motocyklem, to prawdopodobnie nie skończyło by się to zwykłymi zadrapaniami.

 

Pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj Zalmen, szkoda mi cie chłopie, pamiętam ile walczyłeś z Hondzią po ostatnim szlifie, ile walki z Serwisem było itd. Kurde, no nie wiem co powiedzieć, może dobrze że sprzedajesz, może pechowy ten motor i czas na coś innego, no pech, po prostu pech, albo po prostu za bardzo cisnołeś i teraz wiesz gdzie jest granica na tych zakrętach :icon_mrgreen:

 

Współczuje, bardzo ale wierze że ochłoniesz i sie okaże że za kilka stówek znów doprowadzisz sprzęt do używalności. Daj sobie kilka dni i potem spokojnie obejrzyj co do wymiany itd.

 

Pozdrawiam

 

p.s. Jak jednak decydujesz sie sprzedawać to jakby kuferki pasowały do mojego to wezme :bigrazz:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nio przeczytałem to co napisałeś i szczerze: NIE REZYGNUJ!!! Motocykle sa wspaniałe, wydaje mi sie że zabardzo przesadzasz tzn 130km/h i zakręt itp Takie wyczyny to na torze poznań po co robić to na zwyklej drodze.Troche wolniej i nie tak "ostro" a moto było by całe. Ciesz się że ty jesteś cały pisałeś tam o jakimś znaku jakbys ty w niego uderzył? pozdrawiam i mam nadzieje ze nie zrezygnujesz!!! wierze w ciebie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ożesz w morde :( faktycznie trzeba mieć pecha :lalag: dopiero co skończyłes się użerac z naprawą a tu zonk :)

dobrze, że cały jesteś, aż strach pomyśleć co by było jakbyś w dzinsach jechał... miałbyś jeszcze jedna dziurę w d...ie :biggrin:

 

krasze zdały egzamin bo po owiewkach zostały by pewnie niezłe puzle...

 

co do miejscówki to nie widać za dobrze ale chyba masz ułańską fantazję ... muszę Ci powiedzieć , że na kolano to na torze się jeździ albo jak masz na winklu ze 2 pasy w jedną stronę (np Rabka), fakt faktem asfalt i widoczność może i ok ale wydaje mi się że dośc wąsko tam pozatym widać ziemię , która wchodzi na asfalt ... może na tym świństwie pojechałeś :bigrazz: opony zanim się skończą dają znac o tym i czujesz to ... to raczej nie jest tak że odrazu koniec i leżysz ...

 

słowem: kupa szczęścia ...., a na moto wrócisz .... za rok za 2 ale spoko z tego się wyleczyć raczej nie da :biggrin:

 

p.s. proponuje zamazać tablice rejestracyjną ... po co ma ktoś Cię molestowac o uszkodzenie znaku :icon_mrgreen:

Edytowane przez lolek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No przestroga dla innych. Ale ten znak prefidnie czekal na twoje moto. Kiedys mialem szlifa przy 100km/h ale przyczyna byla slaba przednia opona:/ Od tamtego czasu nie pprzekraczam 140!!!!!

 

Pozatym, przesiadam sie na enduro albo jakiegos turystyka. Spokojnie i bezpiecznie. Scigacze są fajne ale strasznie kuszą. Pierdziele taki interes

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolejna twoja opowieść, którą się bardzo przyjemnie czyta, szkoda tylko, że to nie jest fikcją literacką :bigrazz:

Z drugiej jednak strony, jak się używa motocykla, niczym maszyny z GP, to trzeba się liczyć z tego typu wypadkami. Dobrze, że tobie się nic nie stało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj!!

Dobrze ze sie Tobie nic nie stalo... Gdyby nie ten znak to i moto nie ucierpialoby wiele W ubieglym sezonie moj kumpel mial podobna sytuacje tyle ze w zaliczeniu dzwonka pomogl mu kierowca samochodu nie ustepujac mu pierwszenstwa ktory z reszta zbiegl z miejsca zdarzenia (nie daleko bynajmniej :bigrazz: ) Kumpel niestety mial powaznie zlamana noge Moto po odbiciu sie od samochodu zapakowalo w metalowy slup lampy ulicznej-skutek podobyny jak w Twoim przypadku Na szczescie kumpel zdazyl sie ewakuowac sekunde wczesniej ze swojej XJ 600 On na dzien dzisiejszy juz nie jezdzi motorem... Ale czy warto rezygnowac-chyba raczej nie Lepiej ostudzic temperamet o ile jest to wykonalne

I jeszcze jedna kwestia na koniec W opisie swojego sprzeta na otomoto.pl twierdzisz ze motorek byl uzytkowany turystycznie... heh dobre 130km/h w winklach :icon_mrgreen: No nic to byloby na tyle Zycze powodzenia!!

 

P.S Swietnie mi sie czytalo Twoja wypowiedz-zdjecia sa wrecz zbedne :) :(

Edytowane przez jarekk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parę dni temu pisałem w temacie Agi o glebach że aby poznać gdzie jest granica to trzeba ją przekroczyć, no ... udało Ci się tego dokonać, wiesz gdzie jest granica możliwości, Twoich i twojego moto.

W sumie nie możesz się łamać, jeździłeś na krawędzi, no i ...

Wiem że człowieka wk*, tyle kasy poszło do rowu ale nie Ty pierwszy nie Ty ostatni, niestety, takie kosztowne hobby.

Przyznam się że na swoim nowym ZRX'ie jeżdżę dużo bardziej asekurancko, taki jest ładny ( amerykański ) że szkoda mi glebnąć.

Generalnie ... łączymy się z Tobą w bólu ... metafizycznie oczywiście.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...