Skocz do zawartości

Bandzior

Forumowicze
  • Postów

    681
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Bandzior

  1. własnie taki filtr założyłem, dziura (?przepaść) powstała 'w gazie' była na tyle niebezpieczna, że uniemożliwiała sprawne przyspieszanie/wyprzedzanie. nie udało się takze podnieść na koło :| więc takie efekty uboczne, związana z zakładaniem filtra, mijałyby się kompletnie z celem. to co dzieje się po nasączeniu filtra,przerosło moją wyobraźnię i wszelkie granice :)
  2. Cześć, Któregos pieknego sobotniego popołudnia wybrałem sie do berlina celem ulepszenia i tak niezłej Suzy GSF1200. Łupem padł m.in. filtr powietrza K&N. Czytałem wiele dywagacji na temat sensowności stosowania tychże filtrów, ale już się zdecydowałem i kupiłem, więc do rzeczy. Pytanie raczej do mechaników, choć może ktoś równiez miał podobne problemy. Motocykl został wyregulowany (gaźniki) wraz z nowym filtrem (bez zmiany dysz, iglic i ich położenia). Wyłącznie mieszanka, pływaki i synchro. Po odkręceniu gazu w jeździe próbnej pojawiło się wyrażne szarpnięcie do tyłu, jakby zadławienie, po czym Bandit rwie do przodu jak opętany :) Ma to miejsce po hamowaniu silnikiem lub jeździe ze stałą predkoscią obrotową w pełnym wachlarzu predkości, nie ma natomiast problemu przy ciągłym przyspieszaniu. Na starym filtrze jest ok, a jak stwierdził "spec-mechanik": filtr K&N trzeba nasączyć (mimo iż fabrycznie naśączony). Tak tez uczyniłem w dniu dzisiejszym. Filtr wysechł (ok 1,5 godz w temp. pokojowej, zamiast zalecanych 20 min) i... jest jeszcze gorzej!! Motocykl nie jedzie prawie w ogóle. Stary filtr: znów Ok, choć jakby na zimnym się ksztusił/dławił (czyżby część nasączacza dostała się do gaźników?) Co robić? Znajomy sugeruje podnieść iglice o jeden ząbek. A mnie nie do śmiechu dalej 'eksperymentować' i szlak powoli trafia, bo z super pracującego motocykla, chcąc polepszyć-pogarszam. Help :!: :P :?: z góry dzięki za wszelkie sugestie.
  3. niezły wynik ;) to trasa 530-550 km, więc uzyskałes średnią ~100kph jeśli mnie pamięc nie myli, sporo tam po drodze wiosek i mięścin 8O gratuluje płynności i odwagi :P mnie na tyle nie stać :)
  4. robię dokładnie odwrotnie, tj. będąc na "pole position" ustawiam się dokładnie przed_pojazdem. umożliwia mi to ruszenie bez narażenia na ściśnięcie przez żwawo ruszające auta na sąsiednich pasach. poza "zapalonym w poldku" wypychającym motocykl na skrzyżowanie, jednak nie sądzę by było takich wielu, gdyż powodując kolizję skazałby się na konsekwencje prawne :P ma to swój plus zwlaszcza jażdżąc w korkach w kilka motocykli. gdyby pierwszy pozostał miedzy autami, blokuje następnych,a kolejni stoją między pasami za nim = po zapaleniu się zielonego następne zagrożenie gotowe... ruszając spod świateł robię to sprawnie (by nie tamować ruchu), lecz nie przyspieszam agresywnie. mooocno naraża to na strzał z "jadącego na czerwonym". ruszając natomiast z pomiedzy dwóch samochodów jesteś narażony na "sprasowanie", ściśniecie między dwie szybko startujące puszki (złośliwi to robią, przekonałem się na własnej skórze ;) ), także auta z drugiego rzędu (i kolejnych) mogą nie być przychylne do wpuszczenia, po tym jak przemniesz koło nich gdy czekają na czerwonym (zazdrość jakaś?!). także w razie tak popularnych na naszych drogach "życzliwości" ze strony puszkarzy: a) jedziesz między dwoma pasami poruszających się aut B) stoisz na środku pasa mijany przez samochody czekając, aż ktoś Cię wpuści. moim skromnym zdaniem dużo bezpieczniej jest ruszać sprzed auta, tym samym kontrolując w pewien sposób sytuację. dokładnie :lapagora: mnie nie zdażyły z tej okazji się nieprzyjemności, choć ostatnio widząc chytre spojrzenia gliniarzy -zaprzestaję przeciskania przy stojącym w korku radiowozie (wcześniej tak czyniłem i nigdy nie interweniowali). sezonowe nagonki na motocyklistów robią swoje :) i dla poprawienia statystyk mogą się czepić :| przepisy mówią, iż nie można zajmować pasa ruchu na którym znajduje się inny pojazd, a że zawsze znajdą się jacyś nadgorliwi... [ Dopisane: 14-10-2005, 14:35 ] święta słowa warte zapamiętania, wciąż ciarki mnie przechodzą, gdy widzę jak niektórzy tak jeżdżą :? z tego co zauważyłem południowa Europa dziękuje podniesieniem... nogi z podnóżka! jest to mniej kłopotliwe niz oderwanie w korku ręki z kierownicy. sam stosuję to od paru lat, lecz nie wiem czy wielu z puszkarzy wiedziało o co chodzi :-D poza tym spostrzegłem tam, iż jadąc w korku warto mieć włączony kierunkowskaz (sam zwykle włączam awaryjne), który jest bardziej widocznym w lusterkach aut, czy chocby kątem oka wysiadającego pasażera. cała południowa/zachodnia Francja tak jeździ, więc czemu z ich większego narodowego doświadczenia w śmiganiu na kółkach dwóch nie skorzystać ;)
  5. Bandzior

    HALO SZCZECIN-OGÓLNY

    errata: do motoślubów ;)
  6. Bandzior

    HALO SZCZECIN-OGÓLNY

    w sob. gaźniory fturzu czyszczę więc nie obiecuję :/ nie mam coś w tym roku szczęścia do ślubów :|
  7. szczepienie przeciw grypie => chory = odpadam :(:(:(
  8. Gorzej gdy będziesz chciał się z taką wybrać na wycieczkę-miejsce pasażera w Monsterze raczej nie przekonuje komfortem :) Bandytą dwuosobowy team spokojnie przejedzie >1000km/dzień. Jesli chcesz założyć kufer na szkolne zeszyty' date='Dukat straci sporo więcej na wyglądzie niż Suzuka.
  9. Bandzior

    HALO SZCZECIN-OGÓLNY

    cześć! nie taka smutna, gdy od rana z bananem na twarzy śmiga się w siodle :) jeszcze 3 semestry i prawdopodobnie czeka mnie podobny los :| załatwiłaś już wolne na weekendowe niechorze? :twisted: :twisted: :twisted:
  10. Bandzior

    HALO SZCZECIN-OGÓLNY

    cześć Maciuś :) wyłącz caps locka i baw się tu dobrze :) będziecie w Niechorzu? niezła imprezka się szykuje :) na priv poszło info z nr gg i takimi tam :D
  11. Bandzior

    HALO SZCZECIN-OGÓLNY

    pewnie piwa również' date=' bo ceny mają tam dość wygórowane :mrgreen: no i te śmigłowce policyjne z radarami :) poza tym-super kraj! powodzenia Wam życzę! nie szybciej/taniej do Ystad popłynąć ze Świnoujścia? O ile pamiętam, za most w kopenhadze dośc sporo wołają :) Właściwie gdzie konkretnie jedziecie, byśmy mogli planować odpowiednio przyszłoroczną trasę na nordkapp? :twisted:
  12. wielu prawdziwych FACETÓW (takich zapewne jak Ty) w rozmaitych okolicznościach także nie podniosłoby takiej maszyny :D
  13. nie zapeszaj Carioka, nie zapeszaj, na zlot moto-garbusów też miała jechać silna ekipa :P
  14. nie pisz w ten sposób, bo ludziska pomyślą, że ja się rozbierałem :P
  15. http://tinyurl.com/7fak2 jak zwykle pismaki mają temat "motocyklista czysta na kole" -może ktoś wie jak było naprawdę,bo w brukowcowe brednie wierzyć nie warto :?
  16. Bandzior

    HALO SZCZECIN-OGÓLNY

    w drodze do pracy nawet dwóch motogliniarzy mijalem :P UWAGA KATAMARANY, notorycznie kasują za niezapięte pasy :P może na przekór ciszy zróbmy wieczorem jakieś motospotkanko na wałach? :twisted:
  17. Sokół, przeslij nam te filmy na mail (mnie do godz 16); wcześniej moja domowa poczta je odrzuciła. [ Dopisane: 20-09-2005, 09:42 ] to świadczy wyłącznie o tym, jak niewielu Forumowiczów odwiedziło ten zacny zlot :P
  18. pewnie dlatego podświadomie chciałem tamtędy pojechać :twisted: zresztą nie ja jedyny; jakiś endurak przemknął tamtędy tuż po tym jak zostałem usidlony :P podejrzewam, że po swych już nawiniętych kółkach w obu kwestiach miałby twardą przeprawę :-) tak na marginesie, wie ktoś może ile czasu zakręcony rekordzista po tym rondzie jeździł?
  19. :oops: to faktycznie mieli powód by mnie łapać 8O przy okazji, gratulacje dla rekordzisty :puchar: musi być nieźle zakręcony :lol:
  20. Heya! Mam nadzieję, że nie zbijecie gdy w temacie zamieszczę nieco przypóźny opis wyjzadu winobraniowego, widziany moim okiem :roll: :P Jeśli ktoś nie jest zainteresowany-prosze nie czytać :P Zainteresowanych życząc miłego czytania proszę o wyrozumiałość i łaskę w swych opiniach dot. poniższego textu :mrgreen: *** Winobranie 2005 Zwykle „końcówce” sezonu motocyklowego szczecińskim jednośladom towarzyszył wyjazd na zlot. Nie byle jaki zlot, bo Zlot Winobraniowy w Zielonej Górze. To miejsce darzę szczególnym osobistym sentymentem, gdyż to tam przed stu laty dane mi było doświadczyć swego „pierwszego razu”, pierwszego „zamiejscowego” wyjazdu na zlot w motokarierze, jeszcze na poczciwej MZ ETZ 251e. Z przyczyn niezależnych opuściłem poprzednie dwa zloty w Grodzie Bachusa, więc tym silniej zmobilizowany wyruszam 09.09.05 popołudniu-na południe. Koszta wstępu zniechęciły wielu. 70pln motocykl+35pln pasażer. Na tyle skutecznie, iż kilkudziesięcioosobowa ekipa znajomych bawiąca się na Ochli w latach poprzednich stopniała do wąskiego grona kilku osób. Wielu z nich miało za nic renomę zlotu, koszulkę i talon na jedzenie, tudzież obiecywane cenne nagrody, umieszczając w swych tegorocznych grafikach konkurencyjne (i mniej kosztowne) zloty. Zresztą chyba nieliczni marzyli o powrocie do domu na zwyciężonym rowerze :) Ze Szczecina wybraliśmy się w składzie zaledwie jednoSuzukowym, a dwumotocyklowym: Kajtek+girl na Fazie 600 oraz czarna Bandita ze mną i Anną na pokładzie. Prognozy pogody nie były niczym zaskakującym: trochę słońca, deszczu, mgły, etc. słowem: tegoroczne wrześniowe upały wreszcie się opamiętały. Wylot nastąpił w piątek, po drodze jakieś sympatyczne jeziorko i chwila na zjedzenie zbędnego balastu (nie, nie chodzi o dziewczyny), i po 21 meldujemy się na zlotowisku. Witają nas Sylwia (GS500bezF) oraz jej braciak z Lubina, Sokół. Przy okazji dowiedziałem się, że tego dnia jestem mężem uroczej niewiasty (sic!). Superszybkie opróżnienie podstawek pod stopki i rozkładamy namioty. Plusem dla organizatorów jest dodatkowy ogrodzony parking maszyn ze skutecznym alkomatem, w postaci zakazu wstępu od zmierzchu do świtu. Było piwo, ognisko z kielbachą (nie mylić ze Zbychem!!!), czwarte piwo, czemu toi toi się przelewa(?), jedenaste piwo, czy tamte kiełbaski na pewno były świeże(...), jeszcze jeden browar, kiełbaskom udało się pozostać w żołądku, lądowanie w namiocie. Kto i jak grał? Spytajcie kogo innego, mój zapis w pamięci z tego wieczoru nie zajmuje więcej niż kilka kilobajtów... Sobotni poranek powitał nas mocno tupiącymi jeżami i kolesiem ujeżdżającym koło na przyzlotowej asfaltówce. Taaak, to będzie dobry dzień! Parada ruszyła ok południa, maszyn sporo-może ok. 700-900. Przed wyjazdem widać było skutki wyceny wjazdowego, gdyż za płotem ustawiła się niemniejsza liczba maszyn, niż było na zlocie. Konkurencje pod Auchan uświadomiły mi, że naprawdę ciężko objechać Suczką w slalomie motopeda 80 ccm :P Sama trasa parady była nieco długą, dość sympatycznie zabezpieczona, lecz do dziś nie wiem, dlaczego jedno z rond miało obstawiony wewnętrzny (choć całkiem pusty) pas ruchu. Wjeżdżając nań zostałem złapany za owiewkę motocykla (!) i nieomal przewrócony przez jednego z organizatorów; dziw bierze że rzucił się z poświęceniem (i łapami) na jadący, ważący przeszło 400kg sprzęt. Może był solidnie ubezpieczony... Zawiodło nas nieco same winobranie w centrum miasta, choć wino lodowe upatrzone przez Sylwię nie było złe! Zaskoczyła cena winogron, których kg kosztował więcej niż litr bezołowiowej 98. Powrót na zlotowisko. Dojeżdżą do nas TomekB12 z Poznania. Klasyczne konkurencje, w których Sokół wygrywa bieg z kanistrami (za rok Cię dopadnę), a amazonka Sylwia dostaje puchar za najdłuższą trasę. Tu uwaga krytyczna do organizatorów: nieładnie deklarować nagrody za 4 kolejne miejsca, a honorować wyłącznie zwycięzcę! Wieczorny koncert Kobranocki do prawdziwy zlotowy rarytas. Choć tychże dźwięków doświadczałem po raz pierwszy, bezapelacyjnie widać że chłopaki lubią grać! Jak na moje bębenki, przebitką są jedynie zlotowe koncerty Harlemu :) Zawczasu ulokowaliśmy się pod zadaszeniem, by po chwili podziwiać podobny manewr w tempie przyspieszonym wykonywany przez pozostałych zlotowiczów. Słowem: spadł deszcz. Siódme piwo, pajda ze smalcem, dziesiąty browar, odpada Sylwia, striptiz... Ten był stosunkowo późno i nie wszyscy z ekipy zdołali obejrzeć Sokoła i jego igraszki z dwiema uroczymi niewiastami. Poza tym obiecanego „pokaż d...” na scenie nie było, więc obowiązkowo nadrabiasz bracie na następnym zlocie :( Niedziela to znany wszystkim bywalcom zlotów dzień powrotów. By zawartość chemiczna krwi nie sprowokowała dożywocia, wyruszamy wraz z Sylwią popołudniem. Nastawiony mentalnie na kontemplacyjną jazdę z trudem utrzymuję tempo diablicy na gieesie (!). Dopiero po postoju i zaaplikowanym redbullu łapię odpowiedni rytm. Prostą jak rosyjskie drogi III kategorii trasę pokonujemy w mgnieniu lusterka. Od lat te same, doskonale znane widoki, od czasu do czasu przesłaniane przez koleiny oraz umilane przez wciąż torowo ustawione zawieszenia. Ok 16 meldujemy się w stolicy zachodniopomorskiego. Słonko świeci niemrawo, debet na koncie nieco jaskrawiej, ale w mojej głowie trybi plan na kolejny weekend: motowyjazd (juz notabene odbyty) do Baniewic..... Life is short – ride more! *** Jesli macie chęć dopisac coś od siebie, zapraszam. Będę wdzięczny jesli ktoś zamieści choć kilka (koniecznie ocenzurowanych) fotek w albumie-sam niestety nie mam teraz takiej możliwości.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...