Witam, wczoraj wydarzyło się coś dziwnego... Jadąc trasą przyspieszyłem do 280km/h i nagle jakby z pod baku coś wystrzeliło, kokpit był cały w płynie/wodzie. Na początku myślałem, że z TIRa śnieg spadł i prosto na motocykl, z takim przekonaniem jechałem aż do pierwszej stacji (około 15km). Po drodze motocykl grzał się do 125 stopni, (prędkość 110km/h) wentylator chodził. Dojeżdżając od stacji zszedłem z obrotów i praktycznie przy zatrzymaniu sam gasł, na wolnych obrotach zaczynał gasnąć - lekkie muśnięcie manetki do 1,5 tys i nie gasł. Zgasiłem motocykl i się z niego wylało... tak ze 300ml płynu chłodzącego. Dziś rano odpaliłem i doszedł nowy objaw.. ciągle trzyma 2tys obrotów, jakby ciągle na ssaniu był. Uszczelka pod głowicą cała, płyn w zbiorniczku koło chłodnicy w normie, troszkę bardziej zalatuje benzyną jak chodzi. Dziwią mnie te obroty.. nie było tego jeszcze wczoraj :/