Skocz do zawartości

Olsen

Forumowicze
  • Postów

    6768
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Odpowiedzi opublikowane przez Olsen

  1. A czy nie da sie z kopniaka odpalic bez naciskania klamki?

    Nożny rozrusznik dawno już został nadgryziony przez ząb czasu. :icon_twisted:

     

    Bo swiecace ciagle swiatlo stopu to tez nie najlepszy pomysl bo nie widac kiedy hamujemy :)

    Z tym się zgadzam. Jak tylko zdobędę rzeczony w(y)łącznik, od razu przywrócę układ do stanu pierwotnego.

     

    P.S. Nie boisz się, ze ktoś Ci w dupę wjedzie??

    Jw.

     

    Jak już łączysz stop na stałe to może odepnij kabelek od żarówki?

    Wiesz, nie pomyślałem o tym. Tylko zastanawiam się, co gorsze z dwojga złego: słabe tylne światło pozycyjne czy mocna żarówka paląca się cały czas. Skoro i tak nie widać, kiedy hamuję (na szczęście skutery są ze swojej natury dosyć wolne, tak więc różnica prędkości przy hamowaniu nie jest aż tak duża, jak w przypadku motocykli czy samochodów), to może lepiej, żebym był lepiej widoczny, poza tym przy dojeżdżaniu do skrzyżowania ze względu na żarówkę 21 W mogę wyglądać tak, jakbym hamował.

     

    jeśli chodzi o ładowanie to może sobie nie poradzić

    Czyli jednak? Zawsze mi się wydawało, że producent powinien uwzględnić jakiś zapas, na wypadek gdyby ktoś chciał podłączyć jakieś radyjko, dodatkowe oświetlenie itp.

  2. Zwracam się do forumowych ekspertów od elektryki z zapytaniem, czy pobór prądu z akumulatora skuterowego (12 V, bodajże 4 [a może 5] Ah) w niżej opisanej sytuacji może być na tyle duży, że prądnica :) nie będzie nadążała z ładowaniem. Otóż na jakiś czas musiałem podłączyć światło "stop" na stałe - włącznik się popsuł, co uniemożliwiało także rozruch silnika, więc trzeba było spiąć przewody "na krótko". Wiadomo, że żarówka od "stopu" jest znacznie silniejsza od tylnej pozycyjnej (poza tym światła mam w skuterze podłączone pod prądnicę, pod akumulator podłączone są jedynie: klakson, kierunkowskazy oraz rzeczone światło "stop"). W razie czego mam prostownik, ale mam nadzieję, że nie będzie trzeba zbyt często podładowywać akumulatora.

  3. Dziś w EMPiK-u uważnie przekartkowałem książeczkę zatytułowaną "Kodeks motorowerzysty" :smile: i utwierdziłem się w przekonaniu, że motorower nie musi być wyposażony w światło "stop" (tak mi się zdawało, ale wolałem się upewnić). Otóż na jakiś czas musiałem się pozbyć możliwości uruchamiania światła "stop" (tzn. w tej chwili podłączone jest na stałe - włącznik się popsuł, co uniemożliwiało także rozruch silnika, więc trzeba było spiąć przewody "na krótko"). Zastanawiam się, czy są jakieś przepisy regulujące intensywność tylnego światła (z tego, co pamiętam, jest mowa tylko o tym, że pojazd ma być widoczny z odpowiedniej odległości) i czy policja mogłaby się na upartego przyczepić do tego, że na stałe świeci się żarówka 21 :icon_question: (a nie 5) W. :)

  4. Widzisz OLSEN, ja jestem człowiekiem raczej bezkonfliktowym, ale jak ktoś startuje do mnie z mordą i gada takie farmazony, to we mnie krew się burzy i jestem w stanie zrobić na złość takiej osobie, choć w tym przypadku racja jest po mojej stronie (tak uważam) i nie ma mowy o złośliwościach. Gdyby podszedł i ładnie powiedział, żebym tu nie parkował to prawdopodobnie dla świętego spokoju zmieniłbym miejsce postoju. Ten pan chyba nie wie, że agresja rodzi agresję.

    Ja się zawsze zastanawiałem, czy ci strażnicy wiejscy, którzy czają się przy wjeździe do Powsina, nie dostają przypadkiem jakiejś doli od parkingowych z naprzeciwka. To, co tam wyprawiają (pod płaszczykiem ochrony środowiska), zakrawa na jawne narajanie klientów tym drugim. :icon_mrgreen:

  5. Kazdy motocykl po 2 latach bedziesz chcial wymienic - albo bedzie za malo mocy, albo nie bedzie Ci pasowac pozycja, albo sprecyzujesz swoje wymagania wobec tego co uwazasz za "motocykl doskonaly". Wiec nie licz na to, ze kupisz Bandziora i bedziesz nim jezdzil i jezdzil

    Co poniektórzy wożą się Banditem już ósmy sezon :icon_mrgreen: i gdyby nie pewne plany, zapewne jeszcze nie nosiliby się z zamiarem jego sprzedaży. :notworthy:

     

    wybacz ale moim skromnym zdaniem hornet na jakies tam pierwsze moto to lekka przesada

    Też uważam, że to by było lekkie przegięcie.

  6. Najczęściej do Powsina jeżdżę rowerem [tak jak dzisiaj :P ], ale czasem wybieram się tam motocyklem i wtedy stawiam go na wspomnianym przez Ciebie płatnym parkingu. Wolę zapłacić parę złotych i mieć święty spokój, świadomość, że motocykl stoi w bezpiecznym miejscu. Problem pojawia się wieczorem, gdy parkingowi wybywają i nikt już nie pilnuje pojazdów (wtedy, rzecz jasna, parking jest bezpłatny), ale po zmierzchu bywam tam niezwykle rzadko, poza tym od czego jest AC.

  7. Stary, nie układa się życia pod środki komunikacji, lecz dobiera się środki komunikacji DO prowadzonego stylu życia.

    Co poniektórzy mają odwrotnie. :biggrin:

     

    Jak dojdzie kiedyś do tego że się rozmnożysz w postaci rodziny

    Wypluj te słowa!

     

    Poza tym, czy posiadanie samochodu stanowi condicio sine qua non posiadania rodziny? :P

  8. Olsenie drogi to tylko braki w twojej technice jazdy :P Trochę nie wyczułeś tego co się dzieje z motocyklem. Jeśli jednocześnie hamowałes tyłem i robiłes redukcje to się nie dziw...zwłaszcza na mokrym.

    Tak jak pisałem, wydaje mi się, że hamowałem oboma hamulcami (ale pewności nie mam - mogłem hamować tylko przednim i silnikiem). Tak czy siak, trzeba trochę potrenować różne manewry w różnych warunkach.

  9. http://burstcity.jp/cgi-data/album/upl/83.jpg

    <wow> to naprawde fajne i wygląda zaje$$#@$#@

    Majka ful wypas, sam bym na takiej z chęcią pośmigał. :flesje:

     

    O ile dobrze pamiętam to japończycy mają dominujący rynek 400 wszystkich modeli z powodu prozaicznego - warunki fizyczne skośnookich. Mają prawko rozłozone progresywnie, najpopularniejsze jest do 400ccm a elementem egzaminu na wersję open jest podniesienie z ziemi 750ccm. Jeśli się mylę to prosze o sprostowanie, najkompetentniejszą osobą w tej kwestii będzie nasz metroseksualny Olsen :lalag:

    Prawo jazdy + podatek + ubezpieczenie + egzekwowane ograniczenia prędkości w mieście i poza miastem (stosunkowo niedawno podniesiono dopuszczalną prędkość dla motocykli na autostradach z 80 do 100 km/h :clap: , a także zezwolono na jazdę z "plecaczkiem" [też na autostradzie, bo poza to było można zawsze]).

     

    400ccm jest najbardziej oplacalne w uzytkowaniu.

    Powiedzmy, że jest to rozsądny/optymalny wybór. Oczywiście pasjonatów ujeżdżających Hayabusy czy inne "zygzaki" (bynajmniej nie w wersji 400 ccm) też u nich nie brakuje.

  10. :icon_mrgreen: Co to jest hamowanie silnikiem?

    Często spotykam się z pytaniami o hamowanie silnikiem, a potem w trakcie rozmowy okazuje się że pytający nie wie o co naprawdę chciał spytać. Gdzieś dzwonią... Bez urazy, będę wyjaśniał możliwie łopatologicznie.

    Otóż hamowanie silnikiem ma miejsce zawsze wtedy, gdy odejmujemy gaz a sprzegło nie jest wciśnięte. Czyli wtedy gdy silnik przyczynia się do wytracania prędkości. Jeżeli wciśniemy sprzęgło i motocykl toczy się swobodnie, to za wytracanie prędkości odpowiadają tylko opory jazdy (toczenia, powietrza). Jeżeli przy wciśniętym sprzęgle użyjemy hamulca, to obok wspomnianych oporów jazdy, hamulec przyczynia się do wytracania prędkości. W porównaniu do oporów jazdy, na hamulec mamy jakiś wpływ. Jeżeli zaś odejmiemy gaz (zamkniemy przepustnice) przy puszczonym sprzęgle i zapiętym biegu, to hamujemy silnikiem. Hamulce nie przeszkadzają hamowaniu silnikiem i odwrotnie. Teraz o skuteczności hamowania silnikiem. Otóż moment hamujący silnika jest tym bardziej odczuwalny, im niższy bieg mamy w danej chwili zapięty. W skrajnych przypadkach może dochodzić do utraty przyczepności tylnego koła, czemu ma zapobiegać montowane od niedawna w niektórych maszynach sprzęgło antyhoppingowe.

    Od dziś chyba przestanę hamować silnikiem na mokrej nawierzchni. Wczoraj, gdy jechałem motocyklem do pracy, zaczął siąpić deszcz. Nie od dziś wiadomo, że na początku opadu jest najbardziej ślisko i najlepiej byłoby przerwać jazdę i zaczekać, aż trochę dłużej popada i zostanie z jezdni zmyta ta megaśliska maź. Niestety, czas naglił, tak więc o przerywaniu jazdy nie było mowy. Jechałem po mieście (a konkretnie po Powiślu), tak więc niezbyt szybko, ale za bardzo guzdrać się nie mogłem, bo musiałem stawić się o konkretnej godzinie w konkretnym miejscu. Szykując się do skrętu w lewo (na skrzyżowaniu) zacząłem delikatnie hamować (oboma hamulcami - przynajmniej tak mi się wydaje), jednocześnie redukując biegi (ze sprzęgłem, no i - rzecz jasna - przegazówką). W pewnym momencie złapałem silny uślizg tylnego koła, motocykl zaczął iść bokiem (w międzyczasie silnik na chwilę zgasł, po czym pracował dalej :icon_razz: :icon_mrgreen: :icon_eek: ), a ja musiałem ratować się (i maszynę) obiema nogami. Nie ukrywam, że "trochę" się spociłem.

  11. skoro tak bardzo lubisz komunikacje miejską to może czas zostać kanarem?

    Nie można wrzucać całej komunikacji miejskiej do jednego worka. Metro i Szybka Kolej Miejska biją na głowę taki np. autobus (i autobusem zapychać nie lubię).

     

    W moim przypadku bez samochodu to jak bez ręki(i nogi). Niestety (a raczje na szczescie :bigrazz: ) wyprowadziłem się ze stolycy (cała 1 linia metra :icon_twisted: ) a korzystając z 2 kółek nie zawsze można sobie poradzić (np. przewieźć coś cieżkiego i/lub dużego). Koszty eksploatacji samochodu to tak jak zakup surowego miesa na kotlety :buttrock: doliczasz jeszcze inne sprawy (zakup patelni , kuchenki i gazu/prądu/drewna).

    Wszystko zależy od tego, jak sobie człowiek życie ułoży. Nie twierdzę, że własny pojazd (większy niż rower) nie jest mi przydatny (chociaż przy innym trybie życia - np. jak za czasów licealnych - zapewne rower by mi wystarczył; mógłbym łączyć przejazdy rowerem i metrem), natomiast często nie zdajemy sobie sprawy, że w wielu przypadkach moglibyśmy zaniechać jazdy własnym pojazdem na rzecz transportu zbiorowego - i byłoby to dla nas korzystniejsze/przyjemniejsze/wygodniejsze rozwiązanie. Kiedyś nie doceniałem walorów transportu szynowego (tzn. od małego bardzo lubiłem jeździć pociągami, ale traktowałem je jako pojazd wakacyjny), ale po dłuższym pobycie w pewnym kraju i mieście zrozumiałem, że nie samymi jednośladami człowiek żyje. I że fajnie jest być uniezależnionym od własnego(ych) pojazdu(ów).

    W moim przypadku dokupienie kolejnego pojazdu oznaczałoby przede wszystkim kolejny kłopot i podejrzewam, że jeździłbym nim na tyle rzadko, że tylko akumulator by się rozładowywał i dużo taniej wyszłyby mnie taksówki (nawet w okresie zimowym); nie pamiętam, kiedy ostatnio jechałem jako kierowca seiem, do którego mam cały czas dostęp (za to taksówką wracałem w zeszłym tygodniu - z suto zakrapianej imprezy). Poza tym staram się nie wydawać pieniędzy na rzeczy, które mnie specjalnie nie rajcują (podejście czysto hedonistyczne). Może w innej sytuacji pragnąłbym mieć własne cztery kółka, ale na dzień dzisiejszy jazda samochodem do pracy itp. oznaczałaby tylko dodatkowy stres (pracuję w ścisłym centrum); co innego, gdybym prowadził wybitnie nocny tryb życia i jeździł po knajpach albo po prostu bez celu po mieście (chociaż w pierwszym przypadku pewnie wolałbym móc się napić, a w drugim - zasiadać za sterami motocykla).

    A co do przewożenia ciężkich rzeczy, to i tak pralki czy lodówki kompaktową osobówką raczej się nie przewiezie, tylko będzie trzeba zamawiać bagażówkę.

     

    PS Żeby nie było, że się nie "zniżam" do autobusów. Otóż w zeszłą sobotę miałem przyjemność jechać takowym pojazdem, ale to był specjalny autokar podstawiony pod kościół przez młodą parę, żeby zawieźć gości ze ślubu na wesele.

  12. Mam małą zagwozdkę...

     

    Zastanawiam się nad kupnem kurtki, większość jeżdzę po mieście i teraz nie wiem, czy wybierać kurtkę dłuższą(3/4), czy krótką.

    Ja wybrałem dłuższą (Modeka Brisbane), chociażby po to, żeby móc czasem podjechać gdzieś w marynarce. IMHO dłuższa kurtka jest dużo praktyczniejsza.

    Za to skórzaną kurtkę (z Tarboru) mam krótką.

     

    Ja mam model kurtki "Brisbane" - poprzednik Atlanty. Jest o'k.

    A w upalne dni też w niej jeździsz? Pytam z ciekawości, bo w gorące dni trochę się w tej kurtce pocę (zwłaszcza jeśli nie założę pod spód bielizny termoaktywnej).

  13. jak Cie tak bardzo podnieca jazda metrem i zap*erdalanie skuterkiem w czasie zimy to luz

    ale skończ prosze bo nudny jestes :biggrin:

    A ty czym "zap*******sz" w czasie zimy? Samochodem kupionym od laweciarza? :crossy:

  14. Najgorsza jest ta niepewność przed południem po ostro zakrapianej imprezie - "już mogę, czy jeszcze nie?" :banghead: Alkomat fajna sprawa, przydaje się...

    Z zakrapianych imprez nigdy nie wracam własnym pojazdem (od czego jest metro i taryfa), natomiast problem pojawia się właśnie dnia następnego (tzn. zazwyczaj jest to zawsze ten sam dzień z punktu widzenia daty, ale mniejsza o to), gdy człowiek potrzebuje dokądś podjechać. Nie ukrywam, że pokusa jest silna (skuterek jest pod ręką, a do metra trzeba kawałek drałować z buta albo podjechać taksówką), ale wolę nie ryzykować, tak więc w razie jakichkolwiek wątpliwości* rezygnuję z jazdy własnym toczydłem.

     

    *Po ostrym łojeniu do białego rana nigdy nie mam wątpliwości, wiadomo, że mam jeszcze promile we krwi, tak więc nawet się nie zastanawiam (tak jak po sobotnim weselu - nawet w tej chwili nie zaryzykowałbym jazdy żadnym pojazdem), natomiast po wypiciu, dajmy na to, pięciu średnich piw dnia poprzedniego człowieka korci, żeby nie kombinować jak ten koń pod górę i pojechać jednośladem.

  15. Na początku pozwolę sobie uraczyć Was cytatem pochodzącym z książki, którą właśnie skończyłem czytać:

     

    Człowiek kupuje na przykład samochód (...) który już za bramą salonu kosztuje znacznie mniej, niż zapłaci się za niego przed bramą (tylko ubodzy nabywają samochód z drugiej ręki). Później należy go jeszcze ubezpieczyć, naprawiać, lać benzynę i olej, uzupełniać wodę w spryskiwaczu, płacić za parkingi i garaż oraz za myjnię, szamotać się ze złodziejami, policją drogową i innymi kierowcami - po to jedynie, aby utknąć w weekendowym korku, raz przy wyjeździe i pięć razy podczas powrotu. I żeby to był jeszcze rolls-royce! W dodatku przejazd dokądkolwiek autobusem kosztowałby znacznie mniej niż jazda tam samochodem. Samochód zaczynał opłacać się dopiero wtedy, kiedy wszystkie miejsca w nim były zajęte, z kolei A nie znosił, gdy ktoś zajmował jego miejsce. Poza tym w samochodzie nie mógłby skracać sobie czasu podróży ani piwem, ani słuchaniem discmana, że nie ma co nawet wspominać o drzemce. Gdyby pozbył się samochodu, z pewnością miałby w zamian mniej kłopotów, przynajmniej z samochodem. [Piotr Jędrosz, "Bigamista", Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2006, s. 203-204]

     

    Myślę, że lektura cytowanego tekstu może skłonić co poniektórych do refleksji. Zgadzam się z autorem w tej kwestii, że zakup samochodu oznacza kolejny kłopot (a potem dalsze kłopoty). Z motocyklami, niestety, jest podobnie. Tylko że motocykle - w odróżnieniu od samochodów - kupują praktycznie zawsze pasjonaci, a jak wiadomo, pasja wymaga poświęceń (jest ich warta). Nie twierdzę, że wśród użytkowników samochodów nie zdarzają się hobbyści, dla których samochód jest oczkiem w głowie, którzy zrzeszają się w rozmaitych klubach, mają swoje zloty itp. Ale nie oszukujmy się, jaki procent osób poruszających się na co dzień samochodami stanowią prawdziwi pasjonaci czterech kółek, a jaki ludzie traktujący samochód czysto użytkowo, którym potrzebny jest on jedynie do wożenia czterech liter do pracy czy na zakupy, którym sama jazda - zwłaszcza w korkach - nie sprawia żadnej przyjemności? Tym drugim polecałbym przesiadkę może nie do autobusu, ale np. do kolei na(d)- i podziemnej. Hobbystów do rezygnacji z własnych dwóch czy czterech kółek nie namawiam (ewentualnie jedynie do ograniczenia jazdy w pewnych miejscach w pewnych okresach czasu).

    Jeszcze odnośnie do tych kłopotów, o których wspomina autor cytowanego wyżej tekstu. Po pierwsze, każdy pojazd stanowi skarbonkę bez dna, po drugie, abstrahując od kwestii finansowych, trzeba cały czas pilnować wszelkich przeglądów, badań technicznych, co stanowi pewien dyskomfort psychiczny. Jak to było z tą kozą...?

     

    A teraz pomyślcie, Drodzy Forumowicze, na ile więcej rzeczy moglibyście sobie pozwolić i ile mniej kłopotów byście mieli, gdybyście nie posiadali takich czy innych pojazdów. :P Ostatnio tak sobie rozmyślałem, że gdyby nie motocykle i skutery, to pewnie miałbym większą swobodę (finansową i nie tylko), ale z drugiej strony wcale nie jest powiedziane, że miałbym więcej kasy. Taki motocykl - co by nie mówić - potrafi cholernie zmotywować do zdobycia się na wysiłek (mówiąc wprost: do zwleczenia się z wyra i pójścia do pracy). Ot, takie myśli naszły mnie ostatnio i chciałem się nimi z Wami podzielić. :evil:

  16. Mimo że sam będę niedługo sprzedawał Bandita, Tobie polecam jednak GS-a. Pisałem to już wiele razy i jeszcze pewnie wiele razy napiszę: człowiek rozwija się drogą ewolucji, a nie rewolucji.

     

    z tą ceną: dokładnie. kupisz "okazję", do której potem będziesz dokładał zamiast jeździć. lepiej szukaj czegoś w _średniej_ cenie takiej, na jaką cię stać - a nie celuj, że uda się motocykl w przeciętnej cenie wyższej trafić okazyjnie za 8kzeta

    po drugie: ta kasa to tylko na motocykl, czy na wszystko? w sensie kurtki, spodni, butów, kasku, rękawic..? pierwszego przeglądu, wymiany oleju i pewnie świec, może klocków, z rezerwą paru stówek na zestaw napędowy albo jakieś nieprzewidziane wypadki..?

    a kupowanie mocnego motocykla, jakim jest bandit, do gonienia na traskach za kumplami, którzy pewnie mają więcej doświadczenia i umiejętności - to prosta droga do poniesienia bolesnej porażki w tak rozumianej nauce jazdy

    IMHO EOT

    jsz

    Święte słowa. :P

     

    ze swojego doświadczenia wiem ze tego co nauczysz się na słabszym sprzęcie możesz nie nauczyć się na czymś mocniejszym

    Dokładnie. Dlatego warto zaczynać od mniejszych sprzętów (przykładowo, ósemki kręci się łatwiej na mniejszych sprzętach, a ta umiejętność [nabyta na małym motocyklu] procentuje potem podczas jazdy na większych maszynach).

     

    Witam martwi mnie pare spraw. Slyszalem ze przednie zawieszenie jest strasznie miekkie i robi sie coraz gorzej wraz ze wzrostem kilometrów.

    Jest na to rada: wlać do lag olej gęstszy o pół oczka, niż przewidział producent.

  17. taa, najbardzie to wychodzi podczas ruszania na skrzyżowaniach. Pierwszy czeka, aż zielone nabierze nasączenia barwy i dopero rusza. Drugi jeszcze szuka miejsca, gdzie mógłby wytrzec kozę z nosa, trzeci dopiero wrzuca bieg, jak piewrszy ruszy, a przy okazji gada przez telefon, czwarty przemknie jeszcze na pomaranczowym... a reszta stoi :icon_mrgreen:

    Tak jest np. na skrzyżowaniu Wilanowskiej i Sikorskiego (jak się jedzie w stronę Dworca Południowego). Dlatego zawsze ustawiam się przed światłami obok innych pojazdów, a nie za nimi (w przeciwnym razie przejechałbym dopiero przy następnej albo jeszcze następnej zmianie świateł).

  18. Witam! Nie jedno takie składane auto jeździ po polskich drogach. Bo nie jedną lawetę widziałem z elementami nadwozia na granicy. Wielka porażka. Do jednego wora wszystkich "picerów" i do wulkanu. Co by tylko smród po nich nie pozostał. Pozdrawiam.

    Tak, tylko przekonaj ludzi, którzy chcą mieć markowy "samochód" za kilka tysięcy złotych, dla których podstawowym kryterium przy wyborze jest niska cena zakupu. :D

  19. Odpuść sobie cebeerkę na pierwszy motocykl.

    Z rozmowy wiem, że:

    a. Sprowadzona bez owiewki i reflektora.

    b. Malowana.

    I zastanów się dobrze, czy warto rozpoczynać przygodę z motocyklami od jakiejś maszyny niewiadomego pochodzenia, ewidentnie po przejściach przez duże "P".

     

    Dogadałem sie na około 9 koła i gwarancję ustną, że jakby coś było nie tak to mi zrobi koleś prywatnie po godzinach.

    Jaaasne. Tzn. może i zrobi, ale odpowiednio sobie za to policzy. Prawdopodobnie facet wyczuł, że jesteś napalony, a niedoświadczony, i próbuje Cię zbajerować, żeby tylko pozbyć się czym prędzej motocykla wątpliwej proweniencji.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...