Skocz do zawartości

Astarte

Forumowicze
  • Postów

    1233
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Astarte

  1. Podpisuję sie obiema "ręcami" i nogami niestety :? ps. jak zgracie zdjęcia na płytki to dajcie znać cobym mogła sobie popodziwiać jak się bawiliśmy :twisted: pzdr @starte
  2. Nie wiem czy i co straciła w nocy Astarte' date=' ale dnia drugiego ona też przestała drzeć pyska i nawoływać pobozną brać "DO PIEKŁA!!!" ;) :lol:[/quote'] I tu się mylisz mój drogi kolego :P Spytaj się moich współbraci-pokojowych (z ang. room-mate 8O ) jakie były moje pierwsze słowa po otworzeniu oczu (a nawet jeszcze wcześniej)... oprócz chrapania oczywiście :twisted: Zdradzę ci tą słodką tajemnicę: DO PIEKŁA!!!! ps. w nocy (tym razem :? ) nic nie straciłam... żelazne barchany założyłam i nikogo z pobożnej braci nie demoralizowałam (a czyniły tak niektóre moje siostry niewierne - nie będę wskazywac palcem, które to miały na sobie szatańską bieliznę, zwaną przez pogan - STRINGAMI). Uczynki te wołają o pomstę do nieba :) pzdr @starte
  3. Ogłoszenie: Wszyskie zdjęcia, na których jestem w jakiejś sytuacji szkalującej dobre imię mojej osoby to napewno FOTOMONTAŻ :buttrock: Nie było mnie na tej imprezie, nie znam tych ludzi, nie piłam z nimi wódki ani piwa, nie spałam, ani nie spożywałam tego co oni :P W ogóle to ja cały weekend w kościele przesiedziałam modląc się za was :crossy: pzdr @starte
  4. To ja też się melduę :twisted: Dotarłam cało i zdrowo... chociaż jeszcze nie całkiem na trzeźwo (dobrze, że nie jechałam z tymi pałami w aucie, bo znowu byłaby bania). Imprezy ocenić nie mogę (czekam na zdjęcia, coby przypomnieć sobie co się działo :crossy: ), ale podejrzewam, że było HU...morzaście i czekam z utęsknieniem na jakiś replay :buttrock: Kulig był wyrąbisty - jazda z Burkiem i sześciopakiem piwa na ostatnich sankach nie było inteligentne (piwo mogło się rozlać :twisted: ). Szacun dla nowopoznanych osób... EGON przebił wszystkich - nawet ja z Burkiem nie robiłyśmy takiej siary jak on :mrgreen: (jest dobrze). Ehhh... jeszcze tylko sesję przeżyję i mogę znowu pić :twisted: pzdr @starte
  5. Nie kuś... bo się spóźnię ;) (a mam "najdalej" :twisted: )
  6. No to opisu ciąg dalszy (bo coś mi się przysnęło :P ): Dzień czwarty: Zmęczenie podróżą daje już o sobie znać. Spaliśmy jak niemowlaki, gdyby ktoś przyszedł mógłby nam „dziecko podrzucić”. Bo motocyklami z tych bagien i tak by nie wyjechał <hahaha>. Oglądamy nasze obozowisko… w nocy lepiej to wyglądało. Teraz widzimy dlaczego nasze buty są całe umorusane w błocie, a spodnie wyglądają jak po przejściu lawiny błotnej. Żeby upamiętnić to miejsce na dłużej nasze tablice rejestracyjne odtąd będą minimalnie ;) nieczytelne. Jedziemy… każdy marzy o prawdziwej kąpieli i na szczęście po drodze mijamy jakieś jeziorka (stawy) i podejmujemy decyzję, że tu odbędzie się nasza kąpiel i jednoczesne zakażenie środowiska naturalnego ;) Ukrainy. Mnie wysyłają na pierwszy ogień… jakby co to mieli mnie ratować. Badam grunt, nie jest źle można wskakiwać. I już całą trójką moczymy nasze zmęczone „członki” w zimnej wodzie. No nareszcie, czyści i pachnący możemy ruszać dalej. Obowiązkowe zakupy w sklepach: piwo, wódka, no i coś do jedzenia. Z racji tego że skończył się nam prowiant z Polski kupujemy ichniejszą konserwę mięsną (to był duży… DUŻY błąd – fotki to uwieczniły). Szukamy miejsca na nocleg, chcemy wreszcie rozbić się jeszcze za widoka. Xtr dopatrzył ładny lasek i duże prawdopodobieństwo znalezienia dobrego miejsca. Skręcamy z dwupasmówki… po drodze mijamy pole z uprawą winogron (każdy już cieszy się myślą nocnego szabrowania :) ). Jest… mamy dobre miejsce: czysta polanka, las, dużo drewna, piękny widok, brakuje tu tylko rzeki, ale nie można mieć wszystkiego. Po raz pierwszy od przyjazdu na Ukrainę nasz namiot jest rozbity porządnie. Wszystkie śledzie zostały wbite w miękką ziemię. Każda lina jest dobrze naciągnięta. Jesteśmy z siebie dumni ;) Drewno na opał i już możemy się rozkoszować jadłem i ukraińskimi trunkami. Z racji braków w przygotowaniu… za kieliszek służy nam pudełko po kliszy (bardzo sprytnie). I po niedługim czasie, po zmroku w dobrych humorach udajemy się na pobliskie pola. Ja już w stanie lekkim chybotliwym z trudem docieram na miejsce. Każdy rów i wgłębienie są moje (bez skojarzeń). Zrywamy winogrona, zajadamy się nimi i … (więcej grzechów nie pamiętam… obudziłam się rano w namiocie…. BEZ KACA, ach ta ukraińska wódeczka – żyć nie umierać). Dzień piąty (ostatni): Powroty do domu są zawsze trudne, więc powolutku konsumujemy śniadanko i wspominamy jak tu było pięknie. Wtedy w nasze ręce wpada ukraińska konserwa, dokonujemy aktu otwarcia i ZONK. Albo kupiliśmy jedzenie dla zwierząt, albo nie wiem co oni jedzą. Nawet Matek nie chciał się za to zabrać – mięsne kawałki w ogóle nie przemielone, smalcu tona, zapach odrzucający. Zostawiamy mielonkę jelonkom z lasu :) i pożywiamy się polskimi vifonkami (to lubię  ). Szybkie porządkowanie obozu, pakowanie i już możemy na naszych rumakach pomknąć na granicę. Przed przejściem obowiązkowe tankowanie do pełna (tak taniej benzyny już nie uświadczymy), nawet butla 5 l na wodę została wykorzystana, wydawanie ostatnich hrywien na podarki dla rodziny i jademy. Kontrola Ukraińska… podziwianie motocykli, szybki rzut oka na kufer i jego zawartość, pieczątki i możemy jechać. U Słowaków już nie było tak szybko. Macie fajki?? Mamy?? To prosimy wypełnić deklarację!! Co?? I musieliśmy wydać po 20 koron na deklaracje że przewozimy po kartonie papierosów (tylko tyle można przewieźć). Kontrola bagażu – jedynie kufry, w rollbagach mogliśmy przewieźć nawet Ukrainkę :D. Ruszamy – jest godzina 14 a my do domu mamy jeszcze sporawo km. Kierunek Poprad i przejście w Łysej Polanie. Drogi o niebo lepsze niż na Ukrainie, więc nie trzeba nas było długo prosić i już mkniemy szybciej, szybciej, o wiele szybciej niż przeciętny Słowak. Przed Popradem natykamy się na wspaniały tunel. Pięć kilometrów pod górą, w ciemnościach – to lubię. Kilka strzałów z tłumików… Grishackowi by się tu spodobało :D i już spokojnie w rządku jedziemy przed siebie. Ale taka jazda jak dla nas jest zbyt monotonna więc wpadamy na pomysł zrobienia dokumentacji filmowej, więc na początku filmik, a potem pas awaryjny i zdjęcia w tunelu (to był nasz błąd). Uradowani końcówką tunelu nie wiemy co na nas czeka za zakrętem. A tam pan policjant z lizakiem czeka już na naiwnych Polaczków. A przecież każdy głupi wie…  że w tunelu zatrzymywać się nie wolno (przypomniało mi się to jak dostałam mandat na 2000 koron słowackich). No cóż – DROGIE ZDJĘCIE :D ale warto było. Matek stracił dodatkowo klamkę przedniego hamulca jak vfr-ka nie godziła się na mandat. W Popradzie konsumujemy jeszcze smazony syr z hranulkami i już o zmierzchu ruszamy do domu. Drogi piękne, kręte, jednak mokre i co kawałek mglisto (w końcu to Tatry). Ja na dodatek mam kurzą ślepotę i zakrętu nie widzę. Ale co zrobić.. przejście graniczne mijamy bezproblemowo udajemy się na Skomielną – tam się będziemy rozstawać. Po chwili niestety już na miejscu – ckliwe pożegnanie i zostawiają mnie sam na sam z moim Gs-em. A ja jak drogi nie widziałam tak nie widzę. Więc kulam się wioskami powoli 50 km/h czekając na jakiegoś katamarana, który miałby lepsze światła i wziąłby mnie na ogon. Trafiam na takiego dopiero za Suchą Beskidzką, ale przecież mogło być gorzej i za nim szybkim tempem dojeżdżam do Żywca. Teraz to już z górki. Drogi oświetlone, znane, nie minęło 25 minut a ja już pukałam do drzwi stęsknionych rodziców. Wreszcie łóżeczko, prysznic, lodówka, … ehhh takie wyprawy pozwalają docenić DOM!! Podsumowanie: • Żeby wyprawa na Ukrainę się udała nie trzeba mieć motocykla typu Afrika czy Super Tenere – Vfr-ka wszędzie dawała rady, Zygzak tak samo, nie wspominając o Gs-ie. • Do zapakowania się na 5-cio dniową wycieczkę niepotrzebny jest nawet kufer (wszelkie pytania proszę kierować na adres [email protected] :D ) w zupełności wystarczy pomysłowość i masa pajączków, tankbag czy rollbag to już zbytek luksusu :clap: • Najlepiej w Polsce wymienić złotówki na Euro lub Dolary, a potem dopiero je na Hrywne. Ale na pewno nie na granicy. W jakimś większym mieście kantorów masa (otwarte nawet w niedziele – sprawdzone). • Wziąć jedzenie z Polski, ceny mniej więcej takie same, ale nie chce widzieć jak wygląda ichniejszy pasztet :clap: po próbce konserwy. • Trunków z Polski broń boże nie brać. Dobra wódka za 15 Hrywien (10 zł za 0,7 l – miodowo-paprykowa), pifka po około 2,20 Hrywny (1,5 zł) naprawdę dobre (polecam „Bałtyckie” ). • Wziąć ze sobą długopis coby wypełnić karteczki na granicy – podaje się tam imię, nazwisko, cel podróży, narodowość itp. Długopis i kartka przyda się też jeśli nie na rozpałkę ;) to do zapisania adresów poznanych osób. Wiele naprawdę życzliwych ludzi oferuje swoją pomoc. • Przydaje się ktoś ze znajomości cyrulicy – mało kiedy normalne litery. Szczególnie w jakiś barach. • Mapę Ukrainy lepiej kupować już na Ukrainie, nazwy miejscowości są napisane cyrulicą, lepsze pole manewru. • Trzeba się pilnować, motocykle wzbudzają duże zainteresowanie. Lepiej nie wpaść w oko jakiejś mafii. • Większość ludzi naprawdę pozytywnie nastawiona, przygotować się na setkę pytań odnośnie motocykli (czerwony się im najbardziej podobał :P ). • I najważniejsze – mieć zgraną ekipę… nigdy nie wiadomo co się zdarzy czy spanie w błocie, czy konsumowanie ichniejszych specjałów ;) A ja nie chciałam słuchać narzekań, w końcu to wakacje. A tak w ogóle to wielki całus dla moich panów, super mi się z nimi jechało. Odstąpili mi nawet ostatnią bułkę ;) Byliśmy zgraną ekipą i bawiliśmy się świetnie!! ps. 1: wszystkie zdjęcia można sobie ściągnąć z tego ftp-a: http://neptun.cti.us.edu.pl/pub/200509Ukraina/ (jest tam też parę filmików ukazujących stan niekórych dróg na Ukrainie.. coś w sam raz na jazdę Enduro :twisted: ). ps. 2: Ludzie z małych miast badzo zaaferowani motocyklami i ich właścicielami, każdy nasz przejazd wzbudzał niemałą sensację. Ludzie bardzo przyjaźnie nastawieni... machali, uśmiechali się, pomocni jak pytaliśmy się o drogę, więc ogólnie bardzo pozytywnie. Zawsze spaliśmy pod namiotami, więc nie rozglądaliśmy się za hotelami (tudzież motelami), jednak każda miejscowość, która liczyła już sobie ileś tam mieszkańców oferowała miejsce noclegowe. Raz jedliśmy w restauracji połączonej z motelem. Kobita zawołała sobie 90 hrywien za pokój dla nas (3 osoby). Jednak to jakiś drogie miejsce było, bo za obiad zapłaciliśmy tam po 30 hrywien, a to jak na Ukrainę jest drogo. Jechaliśmy na południu blisko granicy. Tam nam się najbardziej podobało. Drogi w dobrym stanie (czasami nawet bardzo dobrym, nowiutki równiusienki asfalt), widoki super, piękna czysta rzeka, wzgórz, pagórków od groma. I ludzie pozytywnie nastawieni. Nie spotkaliśmy się z jakąś antypatią w stosunku do nas. Ogólnie polecam. pzdr @starte
  7. Łojezu (już czuję że mnie będzie głowa bolała)... zbieram siły na jutrzejszą pacyfikację ;) stoku i nie tylko :twisted:
  8. Jak ktoś będzie w stanie to cię przywiezie na miejsce kaźni... napewno nie ja ;) Inohardcore :twisted:
  9. Ale nasze lepiej ciagna... :twisted: :notworthy: Wierzę wam na słowo, że lepiej ciągniecie... nie dane mi było spróbować niestety ;)
  10. Bułgaria powiadasz ;) trzeba będzie to dobrze przemyśleć :twisted: pzdr @starte
  11. PGR ma rację... piątek tuż tuż, a my ciągle w lesie (dokładniej we Wrocku) i dalej nie wiemy jak jedziemy, gdzie i kiedy :notworthy: PGR-ku spytaj się proszę Mishela czy wyruszy w tą podróż swoją furą... coś konkretniejszego proszę. ps. i czy wyjazd na pewno w piątek?? pzdr @starte
  12. Byłam na Ukrainie w te wakacje i drogi nie są znowu takie złe (dla GS-a ;) ). Ale te ceny :twisted: (9 zł za 0,5 l dobrej wódki :notworthy: ) miodzio. pzdr @starte
  13. Mam kolegę z takim sprzętem i maszynka naprawdę miodna... jedyne na co narzekał znajomy to powolna jazda (no ale to nie jest maszyna na miasto i korki, tylko na szybkie przelotówki :twisted: ). Ale czasem ze mną pomęczył się jadąc 130 km/h na trasie :notworthy: pzdr @starte
  14. USTAMI Czego to studenty nie wymyślą ;)
  15. Dla niewtajemniczonych - rozmawiają :mrgreen: Rozmawiają jak ubijać białka na ciasto :twisted:
  16. Czyli jak dobrze zrozumiałam wyjazd już piątek... (czemu nie sobota??) Ekipa z Wrocka liczy 11 osób: 1 PGR (vel Pidżi) 2 Cotlet (vel ręka) 3 Mishel (vel Leszczyński) 4 Bejz (vel Pasza) 5 Prot (vel Dziadzia) 6 Kaśka (vel Babcia) 7 Mario ( vel ministrant) 8 Kaka (vel Mojaja) 9 Astarte (vel Do Pieekła!!!) 10 Greg (vel Wawel) 11 eMDe (vel wdał się w ojca) * mogłam kogoś pominąć, z góry przepraszam (dopominać się) Czyli potrzebne są auta, sztuk trzy 8) Wcześniej był zapisany jeszcze Embrion, ale nie wiem czy wymiękł jak Jerry czy co? Zrobiłam symulacje trasy coby się nie zgubić :notworthy: mapka Przy cenie benzyny 4 zł i spalaniu ok. 6l/100 km i przejechaniu 288 km koszt podróży samochodem w jedną stronę to: 17,3 euro x 4 = ok. 70 zł Musimy coś zadecydować w tym temacie, gdyż inaczej zostaje nam pociąg :? pzdr @starte
  17. Ty już Cotlet nie ściemniaj... nie wiadomo co wy tam z PGR-em w nocy pod kołderką robicie ;)
  18. Wapienica to jest dzielnica Bielska :P (ale wybaczam motomanka, bo to rzeczywiście prawie wieś :( ) Byłam kilka razy i jak dla mnie impra OK :twisted: ps. przeszukaj COLIO archwium... jest tam kilka filmików z tego zlotu (dokładniej parada) pzdr @starte
  19. Widze' date=' ze zostalem dyskretnie pominiety :? [/quote'] Nie martw się... wielcy tego świata nigdy nie byli doceniani :evil: Załatwiajcie chatę i jaaaaaaaaazda :twisted: pzdr @starte
×
×
  • Dodaj nową pozycję...