Skocz do zawartości

Boniek

Forumowicze
  • Postów

    1801
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Boniek

  1. Uważasz zakup dobrych markowych gratów za wygłup? Zgodnie z Twoim rozumowaniem, po co kupować japoński/niemiecki/włoski motocykl jak można kupić chińczyka za małą kasę. Takie wynalazki jak gore, windstopper czy outlast (wykorzystywany przez NASA) to nie jest jakaś fanaberia tylko faktycznie dobrze działające materiały, które nie bez przyczyny są wykorzystywane w ciuchach motocyklowych. Jeśli chodzi o przeciwdeszczówkę, wydałem ok 150 zeta i puściła raz czy dwa, ale tylko dlatego, że ją źle zapiąłem. Poza tymi przypadkami wytrzymywała ulewy podczas których samochody zatrzymywały się na poboczach, a ja jechałem dalej. Osobiście wolę wydać trochę kasy, niż bawić się w jakieś półśrodki typu OP-1 niezbyt przystosowane do śmigania na motocyklu i wyglądać jakoś tak http://img09.allegroimg.pl/photos/oryginal/18/00/51/93/1800519316 OP-1 wcale nie wygląda lepiej niż przemoczony do gaci motocyklista, aale o gustach się nie dyskutuje :)
  2. Ogłoszenie http://otomoto.pl/show?id=C20627007 Cena do negocjacji.
  3. Ja nie oczekiwałem niczego. Wyhaczyłem motocykl przeglądając Allegro. Sam mam czym jeździć i bym się trochę zdegradował z TDM na SV.
  4. Ja korzystam z czegoś takiego http://allegro.pl/wodoodporne-mocowane-etui-uchwyt-gps-nawigacji-5-i1796429276.html Szału nie ma. Czasem słabo widać nawigację w pełnym słońcu, ale wystarczy na tyle, żeby sobie w trasie poradzić.
  5. http://allegro.pl/show_item.php?item=1810143302 Wygląda na motocykl z bogatą historią "Motocykl zarejestrowany w kraju jako SAM więc wszystkie modyfikacje dozwolone". brak tabliczki znamionowej, a przynajmniej nie ma jej tam gdzie powinna być. Kierunki akcesoryjne, inny błotnik, to samo zegary. Malowana chyba cała. Jeździ nim niby od 2008 a w tym samym roku sprzedawał maaasę części do SV.
  6. Rzuć okiem na Sidi Canyon Gore. Mam Sidiki z gore tyle, że model Clever. Teraz mija trzeci sezon i nigdy nie puściły, a jeździłem w niezłych ulewach. Na wyglądzie również nie straciły. To była zajebiście zainwestowana kasa.
  7. A to zależy od wielu czynników, np gdzie i ile km przez te dwa sezony nakulałeś na cbr?
  8. Ciekawe co piszesz, bo do tej pory spotykałem się tylko i wyłącznie z opiniami mówiącymi, że ten przeszczep silnika był dobrym ruchem. Poczytaj sobie o TDM http://www.scigacz.pl/Uzywana,Yamaha,TDM,850,po,100,000,km,14841.html Ja aktualnie na 900 jestem dokładnie w połowie tego dystansu ;] Ja z podobnych powodów porzuciłem myśli związane z FZS1000 gdyż doszedłem do wniosku, że nie potrzebuję tylu koni i vmaxa grubo powyżej 200kmh. Zdarza mi się czasem pokulać w granicach 160-180, ale to baaardzo sporadycznie. Bardziej cenię sobie silnik moment obrotowy i wygodę na TDM, zarówno moją jak i plecaczka.
  9. Wiem, że tacy są :) Ostatnio w Lesznie jeden taki za mną jechał. W końcu powiedziałem żonie, żeby dała mu znać, że ma kierunek włączony. Koleś zaczął jej odmachiwać bo myślał, że ona tylko tak z grzeczności do niego ;]
  10. Stan dróg dla każdego jest taki sam. Jadąc motocyklem tak samo musisz skupiać się na omijaniu dziur/studzienek. Natomiast w samochodzie dodatkowo uwagę kierowcy pochłania radio, rozmowa z pasażerami, gadania przez komórkę czy palenie fajki. Od kierowców samochodów wymagam na drodze tylko tyle, żeby prawidłowo sygnalizowali swoje manewry. To wystarczy do tego, żeby odpowiednio przewidzieć to co będzie się na drodze działo. Niestety dla wielu kierowców kierunkowskazy to jakiś niepotrzebny dodatek i poruszenie lewą ręką to jakiś nadludzki wysiłek.
  11. Gratuluję wyprawy. Niezłe tłumy pod Pasterze ;) Byliście wtedy jedyni?
  12. Osiągniecie ceny minimalnej do niczego nie zobowiązuje zarówno sprzedającego jak i kupującego. Już był ten temat wałkowany na forum.
  13. Koszty utrzymania takiego GigaStore w Berlinie też na pewno niskie nie są :) Ale spoko na pewno do Przeźmierowa wlecę od czasu do czasu. pzdr. :)
  14. A kiedy będzie możliwość zakupu w cenach chociaż zbliżonych do tego ? :) :) http://www.louis.de/_10427e3c77d3d75114e0f60578dc0e8939/index.php?topic=artnr_gr&artnr_gr=208675 http://www.louis.de/_10427e3c77d3d75114e0f60578dc0e8939/index.php?topic=search&searchterm=20882840
  15. Też liczyłem na ciut więcej. Gdzieś w necie widziałem foty z treningu na których ćwiczyli skoki wzwyż. Nagłośnienie trochę nie domagało. Co do tego zespołu, który grał w przerwie to ja usłyszałem, że wyjdzie Coolio hehehe :D Generalnie jednak imprezę oceniam zdecydowanie pozytywnie. Warto było. Trochę fotek: https://picasaweb.google.com/mibjnski/20110806RedBullXFighters
  16. Czyżby to była ta sama sztuka? http://allegro.pl/show_item.php?item=1662855385
  17. Ale to były ceny z 2007, teraz to drożyzna Panie, i franek drogi ;) więc pewnie ze 40 zeta jak nic będzie.
  18. Boniek

    Dolomity

    No właśnie brakowało trochę czasu na te piesze wycieczki czego żałuję bo lubię sobie trochę połazić. Para z Niemiec wynajmująca sąsiednie mieszkanie też się dziwiła, że my tylko na tym motorradzie po okolicy śmigamy, a na żaden szlak nie chcemy iść :), ale taki był plan, żeby jeździć do oporu :> Na następny rok w planach jest Toskania więc może po drodze zrobi się postój na jakieś piesze wycieczki :)
  19. A to serio jest jakaś nowa moda? Bo z tego co się orientuję to Megane 2 1.9 dCi miało od początku 6-biegową skrzynię, a nie jest to jakaś strasznie nowa konstrukcja. Generalnie 6 bieg dobra rzecz na trasę.
  20. Boniek

    Dolomity

    Nooo droga zajebista, ale szczerze ze wszystkich dróg najfajniej mi się śmigało na takiej lokalnej drodze SP24 z Bolzano do Siusi. Dość wąska, ale pięknie położona z dobrym asfaltem i fajnymi zakrętami. Żałuje, że żadnego filmiku sobie tam nie nagrałem. Szczególnie te SONY DSC :P Trochę w galerii poprawiłem podpisy, a wyprawa szkoda, że tak krótka. Tam spokojnie miesiąc można siedzieć. Tydzień jazdy po winklach, tydzień opalania, tydzień łażenia po górach, tydzień zwiedzania. Czwarty raz w tych okolicach byłem i jeszcze żadnej cholery nie widziałem :)
  21. Poznań http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,10003761,Zginal_motocyklista.html
  22. Boniek

    Dolomity

    W tym roku kombinowałem z wyjazdem jak koń pod górę. W planach był wyjazd na dłuuuugi weekend majowy, potem pod koniec czerwca przy okazji również długiego weekendu. Myślałem o Chorwacji, Austrii, Włoszech. W końcu jak już wykombinowałem to w parę dni było załatwione wszystko. Stanęło na włoskich Dolomitach. Na nocleg natrafiłem jakoś z Google, niedaleko miejscowości o nazwie Siusi :P Dla mnie i połówki mieliśmy w sumie ok. 40 metrów – sypialnię, drugi mały pokój, kuchnię, łazienkę i duży balkon z widokiem na piękny masyw Sciliar. Dla zainteresowanych link http://holiday-home24.com/alpe-di-siusi-val-gardena/dom-siusi-02 Generalnie TDMka była gotowa na wyprawę, pozostało się tylko spakować. Do dyspozycji mieliśmy w sumie 3 kufry + tankbag więc wszystko co potrzebne zostało zabrane. Na miejsce mieliśmy ok 1200km więc dojazd podzieliłem na dwa etapy. Pierwszy to był w sumie krótki skok z Poznania do Wrocławia, ale biorąc pod uwagę zajebistość naszych dróg był to odcinek najtrudniejszy. Wiedziałem, że jak dokulamy się do Wrocka to już nic niepokojącego się nie przydarzy. Wystartowaliśmy po południu 3 lipca. 190 km poszło bez problemów. Motocykl prowadził się dobrze, obciążenie nie robiło na nim większego wrażenia. Wagę było czuć na postojach, ale podczas jazdy nie miałem najmniejszych problemów. Drugi dzień to już lekki hardcore. Z Wrocławia do Siusi mieliśmy do przejechania 1000 km z czego jakies 990 autostradami przez Niemcy i Austrię :) Na autostradę wjechaliśmy we Wrocławiu, a zjechaliśmy pod Bolzano we Włoszech. Wystartowaliśmy punktualnie o 8 rano. Przed wyjazdem rzut oka na radar IMGW nie pozostawił wątpliwości co do pogody na trasie. Praktycznie zaraz za Wrockiem mieliśmy pierwszy postój na ubranie przeciwdeszczówek. Od Wrocławia jechaliśmy w deszczu przez jakieś 400 km. Momentami jechaliśmy w totalnej ulewie przy małej widoczności przez co miałem ochotę odpuścić i poszukać jakiegoś postoju/noclegu. W tej pogodzie przez jakiś czas jechałem razem z niemiecką "elką" na motocyklu. W tych warunkach kursant zasuwał z prędkościami u nas na kursie niespotykanymi chyba w ogóle. Przestało padać gdzieś w okolicach miejscowości Hof. W międzyczasie Tedzia zaskoczyła mnie trochę spalaniem, przez co na pierwsze tankowanie musieliśmy na chwilę zjechać z autostrady w poszukiwaniu stacji benzynowej. Później już baczniej zwracałem uwagę na znaki informujące o odległości do najbliższej oraz następnej stacji. Generalnie postój wypadał nam co ok. 200 km. Pod Monachium pogoda była już całkiem ok więc nie było pośpiechu i mogliśmy trochę wydłużyć postoje i dać odpocząć naszym tyłkom ;] Przejazd przez Austrię to chwila moment i już byliśmy we Włoszech zaliczając przełęcz Brennerską (koszt coś ok 8eu), która w sumie jakiegoś wielkiego wrażenia na mnie osobiście nie zrobiła. Od granicy mieliśmy do przejechania 71km więc ten odcinek również minął szybko. Końcówka była tylko trochę ostra bo dojazd do naszego lokum przebiegał stromą i zakręconą drogą szerokości samochodu i chyba bez GPSa na miejsce byśmy nie trafili. Nasz domek znajdował się pośrodku niczego więc mieliśmy ciszę i spokój. Do Susi dojechaliśmy punktualnie o 20 więc w drodze byliśmy równe 12 godzin. Przejechaliśmy w tym czasie dokładnie 1036km. Pierwszy dzień na miejscu potraktowaliśmy lajtowo i skoczyliśmy odpocząć nad jeziorem Garda. Nad bajoro mieliśmy ok 130km. Za dojazd autostradą zapłaciliśmy w jedną stronę 6,60 euro. Samo jezioro pięknie położone, wschodni brzeg to praktycznie jeden ciąg wypoczynkowych miejscowości. Nam przyszło ulokować się w miejscowości Navene. Plaża była kamienista więc jakoś wygodnie na ręczniku nie było. Temperatura wody również do kąpieli nie zachęcała. Wchodziliśmy chyba z dobre pół godziny zanim udało się całkiem przyzwyczaić i zanurzyć. Generalnie na jeziorze była masa surfingowców kitesurfingowców i innego rodzaju żeglarzy pływających na czym tylko się da. Biorąc pod uwagę duży wiatr warunki mieli idealne. W sumie w tym dniu nawinęliśmy ok 280km Ogólnie ustaliliśmy z połówką, że jeden dzień będzie dla niej na odpoczynek i jakieś opalanie, drugi dzień będzie dla mnie na śmiganie po okolicy. Zgodnie z planem następny dzień należał do mnie :) Na pierwszy ogień poszły przełęcze Falzarego Pordoi i Sella :) Miejscami asfalt pozostawiał trochę do życzenia, ale generalnie śmigało się po prostu zajebiście. Na przełęczach wiadomo, full sprzętu wszelakiego. TDMka łykała winkle bez najmniejszych problemów, chociaż trochę mi zajęło przyzwyczajenie się do motocykla. Fazer prowadził się inaczej. Na + TDMki było to, że w końcu nie brakowało mi momentu obrotowego jak to miało miejsce na małym Fazerku. Na przełęczy Falzarego trafiliśmy na jakieś manewry wojskowe. Stało tam pełno ciężarówek, ruchem kierowali żołnierze. Poza tym zgrupowali tam masę śmigłowców więc miałem okazję zobaczyć Bella UH-1 (którego w sumie widywałem codziennie rano latającego nad naszą chatą), Blackhawka i coś zdecydowanie bardziej bojowego. Nie jestem do końca pewien czy był to jakiś Apache czy Tiger. Odwiedziliśmy również miejscowość Misurina. Byłem tam już parę lat temu i wiedziałem, że konieczny będzie powrót tam w tym roku. Wystarczy wpisać w Google "Misurina" i zobaczyć na fotkach jakie widoki mamy do dyspozycji w tym miejscu. Polecam restaurację Quinz, wszystko co tam zamówiliśmy było przepyszne. Szczególnie polecamy tiramisu i pizzę. W sumie w tym dniu przerobiliśmy 230km. Spalanie 4,6/100, a gazu jakoś specjalnie nie żałowałem. Dla mnie czad :D Tak informacyjnie, paliwo tankowaliśmy za 1,57 euro czyli ok. 6,30 za litr. Kolejny dzień był dla lubej, pogoda trochę siadła więc pokręciliśmy się po okolicy na piechotę. Dla piechurów również znajdzie się tam masa ciekawych szlaków. Można tam łazić do upadłego. Następnego dnia zmieniliśmy trochę kolejność i skoczyliśmy na basen, który mijaliśmy wcześniej podczas jazdy. Za 6 euro mieliśmy wstęp na cały dzień. Do wykorzystania pełnowymiarowy basen, mniejszy brodzik, zjeżdżalnie, kilka trampolin, porządnie wyposażony bar i full terenu do wylegiwania się na słońcu. Wystarczyło kilka godzin żebyśmy spalili się jak raki pod włoskim słońcem ;] Zaczynamy się zbierać, a tu się okazuje, że Boniek gdzieś przepił kluczyki do motocykla :P Przeszukałem wszystko i nic. Aśka poleciała sprawdzić przy motocyklu i okazało się, że kluczyki zostawiłem w stacyjce. Żeby było fajniej to w pozycji ON ;] Na szczęście nikt się tym nie zainteresował, a motocykl zapalił bez problemów. Następnego dnia pojechaliśmy na przełęcz Stelvio. W rzeczywistości wygląda jeszcze gorzej niż na zdjęciach. Zakręty zakręty zakręty. Jedzie się dalej i jest jeszcze więcej zakrętów. Podjeżdżając na górę ma się wrażenie, że to się nigdy nie skończy :) Przyznaję, że kilka razy na "agrafkach" straciłem równowagę. Na niektórych nawrotach było całkiem stromo, a wibracje i szarpanie silnika na niskich obrotach sprawy nie ułatwiały :P Wjeżdżaliśmy w sobotę więc na górze była całkiem niezła imprezka. Maaasa motocykli, dużo zabytkowych samochodów i masa kolarzy. Dla tych ostatnich szczególny szacun za powera. Trzeba mieć moc w nogach, żeby wjechać rowerem na taką wysokość. Dodatkowo na przełęczy atmosferę nakręcał jakiś niemiecki motocyklista z akordeonem, grający i śpiewający jakieś skoczne tyrolskie pieśni. Co do innych motocykli generalnie na drogach można było spotkać wszystko co tylko jest w katalogu i ma dwa koła. Mi najbardziej podobało się to co wiedziałem, że będzie mi się podobać czyli Tiger 1050 i nowa Multistrada. W drodze powrotnej upał był na tyle nieznośny, że nawigacja w pokrowcu się ugotowała i przestała działać. Poza tym powietrze było tak palące, że nie szło jechać z podniesioną szczęką w kasku. W sumie pyknęliśmy ok. 280km. Spalanie również jak w przypadku poprzedniego śmigania po przełęczach wyniosło 4,6l/100 km. Na ostatni dzień zaplanowaliśmy przejazd trochę zmodyfikowaną trasą, którą śmigają sprzęty testowane w Motocyklowym AlpenMasters. Przejechaliśmy przez przełęcz Sella udając się w kierunku masywu Marmolada i przełęcz Fedaia. Śmigało się super tylko coś dużo kolarzy mijaliśmy na trasie. Wszyscy jacyś tacy ponumerowani, w porywach do 8000 z hakiem, ale nikt nas nie zatrzymuje to jedziemy dalej. Tak w towarzystwie pokaźnej ilości rowerzystów dojechaliśmy na przełęcz Giau. Tam stwierdziliśmy, że przeczekamy trochę, przy okazji na przełęczy zwijano jakąś metę więc wychodziło, że jest po imprezie. Niestety to była zmyła i zjeżdżaliśmy w dół w towarzystwie jeszcze większej ilości kolarzy pędzących bez problemu 70kmh. Tak dojechaliśmy na sam dół do miejscowości Pocol nieopodal Cortiny d'Ampezzo. Tam dopiero trafiliśmy na blokadę gdzie policjanci zatrzymywali wszystkich umożliwiając dalszą jazdę tylko kolarzom. Nie było sensu czekać na przejazd wszystkich więc jedyną możliwą drogą udaliśmy się w kierunku Cortiny i dalej ponownie do Misuriny. W przeciwnym kierunku utworzył się kilkukilometrowy korek z motocykli samochodów i camperów. Nie mam pojęcia ile tam musieli czekać na przejazd. W Misurinie ponownie odwiedziliśmy Quinz, gdzie z roztargnienia zostawiłem pas nerkowy. Szkoda bo miałem jakieś 7 lat. Po powrocie do domu znalazłem stronę http://www.maratona.it/en/ z imprezą Maratona des Dolomites w której uczestniczyli mijani przez nas kolarze. Trasy, które mieli do pokonania robią wrażenie http://www.maratona.it/pics/maratona_plan.jpg Następnego dnia powrót niestety. Rano szybkie pakowanie i wyjazd o 9 rano. Tym razem pogoda była super (z wyjątkiem niskiej temperatury na przełęczy Brenner) więc jechało się całkiem przyjemnie mimo zmęczenia. Co prawda szwagier z Wrocka pisał, że na miejscu leje, ale na szczęście do końca nie spadła nawet kropla. Postoje robiliśmy co ok 200km. Zacząłem dość spokojnie lecąc 130-140kmh, ale im bliżej było końca tym jakoś bardziej mi się gaz odkręcał ;] Ostatni odcinek na A4 pędziliśmy już 160kmh. Kufrów nie pogubiliśmy więc było ok :) W sumie przejechaliśmy 1026km. We Wrocku byliśmy o 20. Dzień najostatniejszy to już tylko krótki przeskok z Wrocławia do Poznania i był to w sumie dzień, który przysporzył mi najwięcej stresu. Przyzwyczaił się człowiek do dobrego, a jednocześnie odzwyczaiłem się od naszych dróg. Za Żmigrodem prawie zaliczyliśmy czołowe bo jakiś złamas musiał wyprzedzać pędząc prosto na nas. Daaaaaaawno nie miałem takiego stresu i tak nie kurwowałem za kierownicą. W związku z powyższym tempo było wakacyjne i tak spokojnie dokulaliśmy się do Pyrlandii. Podsumowując przejechaliśmy trochę ponad 3500km, średnie spalanie wyszło 6,0. Na przełęczach TDM spalała ok 4,6 litra. Na autostradach przy pełnym obciążeniu średnio wychodziło prawie 7 litrów. Motocykl nie sprawił mi najmniejszego problemu. Jedynie obawiałem się o szybko znikające klocki hamulcowe, ale na szczęście nie zjechałem ich do samej blachy. Koszty Paliwo tankowaliśmy tak jak pisałem powyżej za ok 1,57 euro Za nocleg w sumie za tydzień daliśmy 300 euro. Było warto, warunki były super, miejsca tyle, że mogliśmy się ganiać, właściciele jak i inni wypoczywający sympatyczni. Zakupy robiliśmy głównie w pobliskim markecie COOP lub mniejszych miejscowych sklepikach. Podstawy niemieckiego wystarczą, żeby wszędzie dogadać się w Dolomitach. Na długie przeloty autostradą przydaje się np. taki tempomat http://www.moto-akcesoria.pl/tempomat-scottoiler-metryczny,p,9948 Jakby ktoś miał jakieś pytania odpowiem :) Zdjęcia dla zainteresowanych https://picasaweb.google.com/mibjnski/201107Dolomity
  23. Fajnie zmontowane. Jakim sprzętem kręciłeś i jakie oprogramowanie było w użyciu?
  24. Dlatego napisałem raczej :) Z mojej ostatniej tam wizyty pamiętam duuuuże upały oraz jazdę w samej koszulce, a potem cholerne zimno i wskakiwanie w podpinki i membrany gdzieś w okolicach Marmolady :) Nigdy w ciągu jednego dnia nie zaliczyłem takiej różnicy temperatur jak tam.
  25. Póki co zapowiada się, że z pogodą nie będzie problemów. A gdyby jednak w górach nie było warunków do jazdy to po prostu będziemy śmigać nad Gardę. Tam raczej cały czas powinna być dobra pogoda :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...