Skocz do zawartości

&REW

Forumowicze
  • Postów

    279
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez &REW

  1. &REW

    Od zera...

    Czołgiem, hihi ... hiba każdy zaczynał od zera kiedyś ;), ale tak serio ja zaczynałem od kursu. To była porażka, mówię to patrząc z dystansu, który dało mi doświadczenie 15 tysi, DLHough z "Motocyklistą doskonałym", rady ludzi również na tym forum i instruktorzy pokroju Tomka Kulika i Piotrka Gadaja (mówię w liczbie mnogiej instruktorzy, bo Tomek jest pokroju Piotrka i odwrotnie :D - resztę poznanych instruktorów (chyba z ośmiu) wywaliłbym teraz za drzwi ... ) Z mojego doświadczenia ja wysnuwam podstawowoy wniosek taki, że lepiej wcześniej jeździć puszką, a potem po nakręceniu kilkudziesięciu tysięcy km przesiąść się na dwa koła. Nie chodzi mi o umiejętność panowania nad moto, bo tą trzeba zdobyć odrębnie i puszka w tym nie pomoże. Ale chodzi o sytuacje na drodze. Miałem ich tyle, że jak wsiadam na moto to mam oczy dookoła głowy i uwagę wyostrzoną na 120%. Wiele rzeczy jestem w stanie przewidzieć i dzięki temu na pewno unikam sytuacji niebezpiecznych. A szanse w puszce człowiek ma zdecydowanie większe niż na moto. Nie przewidzieć sytuacji w puszce to mimo wszystko = przeżyć. A na moto ... szkoda gadać. Nie chcę przez to powiedzieć, zostaw moto i jeździj puszką. Tak nie zawsze się da, albo chce. Więc znajdź dobrego instruktora (który naprawdę wie, co oznacza jazda motocyklem - polecam Tomka i Piotrka, bo jak na razie tylko ich znam i uważam za naprawdę dobrych), przeczytaj książkę DLHough, czytaj forum, rozmawiaj z innymi motocyklistami. I jeździj ostrożnie, szczególnie na początku kiedy czujesz cień wątpliwości czy manewr będzie OK, to zwolnij, omiń z daleka, zatrzymaj się, patrz w lusterka ... etc. :clap: A tak z innej beczki, może jednak dobrze, że napisałem w temacie innego postu "ku przestrodze". Mimo mojego doświadczenia nie udało mi się uciec dzisiaj przed pacanem za kółkiem: http://forum.motocyklistow.pl/index.php?showtopic=54211 Pozdrawiam serdecznie, &REW. :flesje:
  2. Sprawdzę i pewnie wymienię sprężyny i olej, tylko czy to na pewno załatwi problem? Czy może się okazać, że założę i problem nie zniknie, czy to raczej mało prawdopodobne? Ale na razie i tak mam na głowie inną sprawę ;) :clap: http://forum.motocyklistow.pl/index.php?showtopic=54211 może przy okazji rekonstrukcji mojej Suzi załatwią też sprawę lag. We will see, if it is a BIG FISH or just a macrele. BTW jakbyś miał coś po miemiecku i potrzebował przetłumaczenia, wal jak w dym. Pozdrawiam serdecznie, &REW. :flesje:
  3. Dzięki Waszmościom za uwagi. Moto jest nowe, po jednej parkingówce :P. Figer, a Twoje moto też tak miało? Pawle, ile by mnie to kosiło (olej, sprężynki i robocizna), i kiedy byłaby szansa podjechać do Ciebie? :crossy: Rozumiem, że wszyscy doradzają mi tym samym mieć ASO ... eee powiedzmy zapomnieć o ASO. Pozdrawiam Was serdecznie, &REW. :clap:
  4. Witajcie, dawno mnie nie było na mechanice, więc wypada coś napisać wreszcie a jest w końcu okazja po temu. Mam problem z lagami. Zaczęło się przy ca. 9.000 km (teraz mam nakręcone ca. 14.000 km). Objaw jest taki, że na nierównościach poprzecznych, nawet niewysokich, ale krótkich, przednie koło traci przyczepność i ucieka. Nie potrzeba tarki, wystarczy jedna nierówność. Na prostej czuję wyraźnie, a na zakrętach nie mogę pogonić, bo jak mówi mój Braciszek "dupa mi się marszczy". Nieraz mi się zdarzy, że koło "załopocze", co wyraźnie czuć na kierownicy. Kumpela na Gieesie jeździ w zakrętach szybciej ode mnie. A dodam, że koło ucieka już przy prędkościach rzędu 60 - 80 km / h. Żadnych zewnętrznych objawów na lagach nie zaobserwowałem. Nie ma wycieków oleju, uszkodzeń etc. Testowałem różne nastawienia zawieszeń (napięcie wstępne sprężyn w lagach i amorku) i efekt jest od złego do bardzo złego - czyli zero korzyści. Ostatnio jechałem z Braciszkiem i prosiłem go, żeby spojrzał na pracę przedniego zawieszenia jadąc obok. I zaobserwował, że na krótkiej nierówności koło idzie do góry, ale wraca na raty. Nie jest dociskane na raz za nierównością, tylko chodzi góra dół z coraz mniejszą amplitudą. To trwa coś rzędu sekundy, ale wygląda na to, że wystarczająco dużo, żeby przyczepność się istotnie zmniejszyła. W serwisie sprawdzali organoleptycznie i lagi, tylny amor, ew. luzy na wahaczu etc. Nic nie znaleźli, a krótka 3 minutowa jazda, nie dała odpowiedzi. Nie dziwota zresztą, bo trzeba chwilę pojeździć, a najlepiej przejechać się inną SVką, co też uczyniłem stwierdzając, że inne moto trzyma się nawierzchni jak na superglue. Doradźcie z doświadczenia, gdzie szukać przyczyny i jak rozwiązać sprawę z serwisem, żeby usunąć wadę. Moto ciągle na gwarancji, a SVka to mi amore i nie chcę się jej pozbywać. Jak zmusić serwis do poważnego podejścia do tematu? Przecież nie jestem wydziwiającym ziutkiem, tylko normalnie czuję, że z moto coś nie tak i jeżdżę z poczuciem co najmniej dyskomfortu, jeśli nie zagrożenia. Sęks i pozdrowienia serdeczne, &REW. :P
  5. :wink: Miałem to samo uczucie dosiadając po raz pierwszy mojej Suzi :) A teraz? Wydaje mi się wręcz filigranowa. Znaczy się mija to uczucie wraz z obyciem z moto. Ale jest lepszy motyw: przesiądź się z większego moto na mniejsze. Ja mam stracha czasem, że coś mi się rozpadnie, albo że zaraz coś złamię :D Zdrófko, &REW. :D
  6. &REW

    Piasek

    I nie hamować, lepiej, żeby moto wytraciło prędkość samo. A jeżeli już bezwzględnie trzeba, to delikatnie i tylnym. Broń boże przednim. Najlepiej zdjąć paluszki z klamki. Ja się na tym przejechałem dopiero co. Przyzwyczajenie z szosy zostało i przy pewnej niestabilności moto zacisnąłem przypadkowo paluszki na klamce. I co? Gleba. Nawet nie wiedziałem kiedy. A owiewki do szlifowania i lakierowania. Ech ... ale i tak doświadczenie tanio okupione :) Życząc Wam jeszcze tańszych doświadczeń, pozdrowienia serdeczne, &REW. :flesje:
  7. Dokładnie tak. Nieresorowaną, bo resorowany jest motocykl (rama, silnik, gadżety i oczywiście jako dodatek - motocyklista :P) - resorowany, czyli utrzymywany możliwie w poziomie w stałej odległości od nawierzchni w sposób zapewniający maksymalną możliwą przyczepność obu kół - która wynika z siły z jaką naciska moto na nawierzchnię (F=m*g -> siła = masa * przyśpieszenie ziemskie). Jeżeli amory są kiepskie lub źle ustawione - np. za twarde, to wybój podbije motocykl - siła F zostanie w części zniwelowana przez podbicie. A jak za miękkie, to wybój podbije koło i lecimy znowu nad nawierzchnią :P. Sęk w tym, żeby znaleźć optimum. Na naszych drogach to trudne - warunki złe do tragicznych :notworthy:. Przydaje się patent na zmianę twardości oraz regulację tłumienia dobicia i odbicia w czasie jazdy :biggrin:. Ale ile to kapuchy kosi ... oj :flesje: Yo Wodzowie, &REW. :lapad:
  8. Zawieszenie upside-down powstało, żeby zmniejszyć tzw. masę nieresorowaną koła. Mądrze strasznie brzmi. :biggrin: A w skrótowym rozwinięciu, chodzi o to, by masa, która jest podbijana do góry przez wybój na drodze i ta sama masa wciskana przez widelec w uskok na drodze była mniejsza, bo to zmniejsza jej bezwładność, a przez to pozwala szybciej przemieszczać się kołu w pionie, oraz szybciej zmieniać kierunek przemieszczenia góra <-> dół. Przy tradycyjnym widelcu uderzone wybojem koło nabiera prędkości (i pędu) który później trudno wygasić, żeby widelec docisnął koło z powrotem do asfaltu. Albo przy wpadnięciu w uskok potrzeba więcej czasu zanim koło dotknie asfaltu za uskokiem. A przy upside-down koło mniej waży (koło rozumiane razem z częścią widelca, która się porusza w pionie) więc lepiej przyśpiesza i wyhamowuje ruch w pionie. Ostateczny efekt jest taki, że mamy lepszą przyczepność względem tradycyjnego widelca. Podałem drastyczny przykład wybojów i uskoków, ale generalnie taki widelec na dobrej (prawie) płaskiej nawierzchni będzie się zachowywał lepiej. Tyle z mojej wiedzy. Jeżeli jestem w błędzie proszę innych o sprostowanie :D Greetz serdeczne, &REW.
  9. To nie jest przytyk do Ciebie Spidi, tylko rzecz ogólna. Jak słyszę temu podobne stwierdzenia, to tylko jeden wniosek się nasuwa: ma jakiej podstawie motonici stawiają zarzuty kierowcom puszek - wyjeżdżającym pod moto, spychającym nas z szosy, wjeżdżającym w dupę ... ? przecież każdy tylko jeździ tak, jak lubi :icon_biggrin:. Nie będę tego wzmacniał, bo nie chcę wywoływać wilka z lasu. Tylko następnym razem buzia na kłódkę. Umiejętności - proszę bardzo, i chylić czoła mogę. Ale jak zobaczę leszcza tego czy innego, co śmiga na czerwonym to go dopadnę i oklepię michę tak dokładnie, że go rodzona matka nie pozna. Howgh. &REW.
  10. Myślę, że to dobry pomysł. Wypróbuję, choć muszę powiedzieć, że nie zdarzało mi się, że przy zjeżdżaniu w lewo, żeby zobaczyć czy wolne do wyprzedzania, wuj jeden z drugim wyprzedzał mnie po prawej i jeszcze pięścią wygrażał ... jak mówisz, nie ma złotego środka. Ale trzeba coś stosować, a może nawet dobierać do charakteru puszkarza :icon_mrgreen: Greetz, &REW. :buttrock:
  11. Zgadzam się z Chrisem. Ja mam duże doświadczenie w ruchu drogowym (choć nie na moto) i dużo rozwagi w sobie, a i tak zdarzają mi się sytuacje, że trudno pohamować się z wykorzystaniem tego, co daje mi maszyna. Brat powiedział mi ostatnio, że motocykliści mają dwa trudne okresy - początek, kiedy umiejętności są zbyt małe i moment, kiedy zaczynają czuć się pewnie na moto. Zbyt pewnie. Do tego dochodzi jeszcze ryzyko nieopanowania moto, albo paniki. Dozowanie jest więc rozsądne. Choć nie sądzę, żeby akurat w tym przypadku zadecydował wyłącznie rodzaj moto. Raczej brak doświadczenia, albo chwila rozkojarzenia, kiedy podjechała zbyt blisko auta i musiała się daleko wychylić, żeby zobaczyć czy droga wolna do wyprzedzania. Zresztą, jak to w życiu bywa, to pewnie splot co najmniej kilku elementów, w tym być może jednak i rodzaju moto. Przykre wydarzenia ... powodzenia na niebieskim szlaku [*] i oby nigdy więcej takich zdarzeń. &REW.
  12. Może nie oceniajcie za wcześnie. Kierowca siedzący za kółkiem ciągnika z naczepą może nie poczuć, że zahaczył osobówkę, a co dopiero skuter. Mógł nie zauważyć. To my powinniśmy uważać w takich sytuacjach. Przykro mi, że młoda dziewczyna zginęła. [*]
  13. Chętnie podyskutuję. A może nowy temat, żeby ktoś jeszcze wyraził swoją opinię?. Tym niemniej powiem tak - każdy jeździ jak uważa. Czerpiąc wnioski z własnych doświadczeń i z doświadczeń innych. Ja takowe wyciągnąłem i klaksonu używam wtedy, kiedy nie ma bezpośredniego zagrożenia mojej dupy. A jak jest, to mam gdzieś klakson, skupiam się na tym, żeby ratować własną dupę. Mówiąc jeszcze inaczej, chodzi mi o to, że wiele osób używa klaksonu (czy to puszkarze, czy motonici) najpierw, licząc jak mówisz na tą "duuużą" szansę. A ja w sytuacji podbramkowej zakładam, że puszkarz nie zareaguje lub zareaguje źle, i najpierw troszczę się o moje bezpieczeństwo, hamując, uciekając do przodu albo robiąc unik jeśli już nie ma innej opcji. Nie doczytałem w Twojej odpowiedzi, żebyś hamował, a jeżeli nie było hamowania, to znaczy, że nie było takiej potrzeby, albo, że kontrolowałeś sytuację za Tobą i istniało zagrożenie, że ktoś Ci wjedzie w cztery litery. W obu przypadkach klakson był zapewne dobrym rozwiązaniem. Tyle ode mnie, greetz serdeczne, &REW. :icon_mrgreen:
  14. Ale przeciwskręt wykorzystujesz tylko do pochylenia moto. A potem trzeba pozwolić mu szukać równowagi poprzez "wjeżdżanie" przedniego koła w zakręt - moto sam jej szuka o ile nie będziemy mu przeszkadzać. I tu przyczepność jest OK. Greetz, &REW. :wink:
  15. Święte słowa. Ale ja mimo wszystko uważam, że trzeba próbować. Sam, choć znałem wagę przeciwskrętu, spinałem się w zakrętach, w szczególności wtedy kiedy źle wszedłem i trzeba było zareagować wyprostowaniem albo głębszym złożenie. Sztywność - i co z tego że pchałem kierownicę, albo ciągnąłem żeby wykorzystać przeciwskręt kiedy przedramię i bark drugiej łapki miałem jak stal i g wychodziło z przeciwskrętu. Problem, jak wiele w naszym życiu, nie leży w fizyce, ale w psychice. I tutaj ma Tomek rację, jak ktoś psychicznie nie daje rady w dłuższym okresie to do puszki. Ale niektórzy nawet nie próbują (bo nie wiedzą), powalczyć z psychiką. A naprawdę wystarczy trochę praktyki - w czasie zakrętu pomyśleć intensywnie o tym, że się rozluźniam i nie boję pogłębienia albo wyprostu - i działa. Warto ćwiczyć to także na sucho - technika rozluźniania dowolna (może np. druga osoba wrzeszczeć, a ty się rozluźniasz). A praktyczne ćwiczenia bardzo pomagają. Sam ostatnio na Kulikowisku uczyłem się od Tomka i Piotrka hamowania awaryjnego. Dwa pierwsze razy to było spięcie - byłem jak kłoda na moto - a efekt - blokada tylnego koła, zastrzyk adrenaliny, brak kontroli sytuacji i moto... a za trzecim już się rozluźniłem i zobaczyłem wreszcie kciuk Tomka do góry :lapad:. Inna sytuacja dla przykładu - leciałem ostatnio z Braciakiem w dłuższą trasę i trafiliśmy w zakręt 180 stopni. Ja byłem wpatrzony w jego zadupek i nie zwróciłem uwagi jak się zakręt układa ;) a zakręt nie wyglądał na 180 bo oczywiście był ślepy ... gdyby nie to, że się nauczyłem rozluźniać w momencie kiedy spięcie przychodzi to skończyłbym mocno pokiereszowany w rowie. A tak wmówiłem sobie, że się rozluźniam, co dało efekt rozluźnienia i mogłem mocniej pochylić moto. :P Tyle od się, Greetz, &REW. :P
  16. Dokładnie tak. Niektórzy piszą o kilkuset metrach. A ja mam tą wątpliwą przyjemność poginać nierzadko poznańską (Wawa <-> Poznań). I jak myślę o tych kilkunastu kilometrach frezu to mi się rzy..ć chce. Momentami to naprawdę survival, zwłaszcza w deszczu. Czuję się jakbym siedział na bombie zegarowej, która głośno tyka, uzmysławiając mi, że w każdej chwili jest gotowa kopnąć mnie w rzyć. Co do zachowania moto, to nic więcej nie dodam. Kto chce wiedzieć, niech się przejedzie. Wolna jazda? Fajnie, ale marne szanse na takową jak za tobą pogina dwudziestoczterotonowa ciężarówka ... ech ... ta nasza Polska ... Greetz serdeczne, &REW.
  17. zwłaszcza jak nierówny ;D A serio - chodnik jest dla pieszych. Nie powinniśmy jeździć nawet rowerem.
  18. Ja się zaliczam do napływowej i dzięki piękne, sam biorę za siebie odpowiedzialność. A za innych Warszawiaków bierzesz? Jak to się przejawia? Spuszczasz spodnie do klapsa? :notworthy: Greetz, &REW. :buttrock:
  19. I brawa za opanowanie i skupienie na rzeczy właściwej :bigrazz: właśnie w takich sytuacjach klakson jest ostatnią rzeczą, której trzeba użyć. Najpierw siebie zabezpieczyć należy, a potem można sobie zatrąbić. Ci, którzy sądzą inaczej, zazwyczaj wpasowują się w puszki. Jeszcze raz brawa :icon_mrgreen: Greetz serdeczne, &REW. :)
  20. Hihi... nie zdarza, chyba że ktoś zaśnie. :) Ale tak serio, to ja mówię o odruchach, czyli sytuacji kiedy udział procesu myślowego, jest ograniczony do minimum. I wtedy można się pomylić z klamką. Ale mi zdarza się mylić tylko na rowerze. Na moto nie mam tego problemu. Dlaczego? IMHO, po prostu wbiłem sobie do głowy będąc na moto - prawa klamka. To wbicie uzyskało najwyraźniej (i słusznie) wyższy priorytet. Greetz, &REW. :(
  21. Ja bym powiedział więcej ... jak już wyrobisz w sobie odruch upadania ... no to będzie tak: 1) zakręt - gleba (ale bezpieczna) 2) hamowanie przed skrzyżowaniem - gleba (ale bezpieczna) 3) lekki ruch puszki na prawym pasie w Twoim kierunku - gleba (ale ... ... ... n) n-ty przykład wytrenowany - gleba (ale bezpieczna) :cool: Gleby będziesz miała opanowane perfekt :). Tylko mię się wydawało, że nie o to chodzi. No OK, trochę koloryzuję, ale zdania jestem, że ćwiczyć trzeba przede wszystkim to, co pozwoli nam utrzymać się w pionie i przeżyć (czujność i obserwacja, zdrowy rozsądek, hamowanie awaryjne, ominięcie ...) :) Good luck & good night &REW. ;)
  22. Dziękuję również Wszystkim za świetną atmosferę :D. Dla mnie dzisiaj była bajka, będę ćwiczył teraz częściej sam, bo już wiem więcej, co ćwiczyć. :D No i oczywiście ogromne podziękowania dla Tomka i Piotrka i Wszystkich, dzięki którym dzisiejsze Kulikowisko doszło do skutku - chylę czoła :D Pozdrowienia serdeczne, &REW. :)
  23. Być może zależy od moto (mechanicy wiedzą lepiej), ale na kilku, które ja sprawdzałem (kilkuletnie moto) przydaje się tzw. przegazówka: sprzęgło, następnie szybki i krótki ruch manetką dla szybkiego podkręcenia obrotów (nie za dużo i nie za wolno - nie wrrrrrrryyyyy tylko wrr :icon_razz:) i wbicie jedynki (wbicie jedynki w momencie kiedy jest końcówka ruchu manetką). Dzięki temu jedynkę wbija się prawie bezdźwiękowo, bez nieprzyjemnych zgrzytów i trzasków skrzyni. Po prostu bajka. Dopóki nie zacząłem stosować, to wszyscy się oglądali naokoło, jak wbijałem jedynkę :D Podobnie przy dwójce. Albo wbijam dwójkę prawie jednocześnie z wciskaniem sprzęgła, albo jak przez chwilę jadę na wysprzęgleniu to przegazówka z wbiciem dwójki. Powyżej dwójki już nie ma takiej różnicy. Niektórzy wbijają wyższe biegi już bez sprzęgła - też fajnie. No i polecam przegazówki przy zrzucaniu biegów. Szczególnie dwójka i jedynka. Greetz, &REW. :biggrin:
  24. I ja zahaczę o tą bujną wyobraźnię. Jeżdżę i na rowerze i na moto. I oceniam, że to nie kwestia nieuzasadnionych obaw, ale zwykła fizjologia. Wyrabiamy w sobie odruchy i spróbujmy oszukać nasz organizm "przełączając przełącznik" w mózgu z roweru na moto. Się wydaje proste, a jak przyjdzie co do czego to się okazuje, że dupa blada. Więc uważam, że pomysł z zamienieniem linek w rowerze jest jak najbardziej słuszny. Każdemu wg potrzeb. Jak ktoś ma mózg "przełącznikowy" proszę bardzo. Ja jeżdżę już długo i ciągle się łapię na tym, że mi to przeszkadza. A co do stawiania nóg. Też pytałem o to, dostałem wiele odpowiedzi i dodałem do tego własne przemyślenia i doświadczenie. 1) Kiedy hamuję przed skrzyżowaniem (czerwone) i za mną większy kawałek jedzie puszka, to wbijam jedynkę, lewa noga na glebie, prawa noga na hamulcu, prawa ręka na hamulcu i patrzę w lusterka, czy się nie rozpędził na tyle, żeby nie wyhamować i mnie rozjechać. W razie czego, zawsze jest szansa odskoczyć. A jak nie jedzie puszka za mną, a ja stoję na światłach to i tak zawsze kontroluję lusterka, bo zawsze może się pojawić. 2) Jak jest ślisko (woda, strzałki, breja), albo są koleiny to dwie nogi opuszczam przy stawaniu. Bo zawsze gdzieś może być niżej, albo mi się noga pośliźnie albo nie znajdzie gleby (co mi się już nieraz zdarzyło) - a tak zawsze większe szanse na złapanie oparcia. 3) Jak dłużej stoję na światłach to też obie nogi opuszczam i się prostuję, żeby sobie chwilę odpocząć (pozycja na SVce w mieście robi swoje). No i oczywiście luz i odpoczynek dla łapki od klamki sprzęgła. 4) Jak ruszam, to w zależności od tego czy miałem wbitą jedynkę (wtedy z lewej), czy miałem obie nogi na ziemi z wbitą jedynką (wtedy z obu), czy wbiłem jedynkę i podparłem się prawą (wtedy z prawej). Generalnie moim zdaniem ważna jest czujność, stabilność, światło stopu dla nadjeżdżającej z tyłu puszki (ale można albo trzymać nogę na hamulcu, albo łapkę na klamce) i bezpieczeństwo, żeby w razie najechania, za daleko mnie nie przepchnęła puszka (oczywiście jak wykorbi w nas z dużą prędkością to i tak nas zdejmie z moto i żaden hamulec nie pomoże, ale to trzeba właśnie być czujnym i uciec). Tyle mojej praktyki i przemyśleń. A egzamin - robić jak mówią, zdać i zapomnieć o większości rzeczy, które uczyli (zazwyczaj nietrudno, bo w ogóle niewiele uczą), przyswajając dobre nawyki. Chyba, że uczyliśmy się od ludzi pokroju Kamandira Kulika. Greetz serdeczne, &REW. :biggrin:
  25. Cholerka, mnie też napier... że głowa mała. Pewnie faktycznie przez zmianę pogody :notworthy:. Dwa skręcone kolana, złamany kiedyś lewy nadgarstek, zwichnięty prawy bark i palce od gitary i pianina :icon_razz:. A do tego jeszcze drętwieją mi dłonie i mięśnie kciuków krzyczą ogniem, bo zapierdzielili mi rękawice i musiałem się przerzucić na zapasowe (dopasowane do palców ale za wąskie w dłoni) - a szew na kciuku leci mi przez środek mięśnia i wystarczy, że oprę łapki na kierownicy (bez jakiegokolwiek ściskania) i już się zaczyna :lalag:. Śmieję się, ale po jeździe półgodzinnej w korku (między sznurami samochodów), gdzie przyśpieszam, hamuję, przyśpieszam, hamuję ... to wcale mi nie jest do śmiechu. Nawet już taki odruch wyrobił mi się, że jak mam założyć rękawice, to mnie kciuki zaczynają boleć :wink:. No to łykam ketonal ... nie jestem lekomanem, i rzadko zażywam procha. Muszę już stać pod ścianą, ale ta pogoda naprawdę mnie rozkłada. A jak tu prowadzić z bolącymi dłońmi? Greetz, &REW. :wink:
×
×
  • Dodaj nową pozycję...