Jeśli można, to ja dodam coś z perspektywy kursanta (z autopsji).
Po 25 latach A w szufladzie i 6 latach na kiblu (stylowym bądź co bądź, ale jednak kiblu), wziąłem 6h doszkalania (2 plac, 2 miasto, 2 przedmieścia). Instruktor na plecaka. No był ciężki i odzywał się niewiele, nie za bardzo była też możliwość pogadania, tylko podczas zatrzymania. Najbardziej stresowało mnie to, że on mi się zrzyga za kołnierz, bo nie bardzo panowałem nad manetką gazu i strasznie nim rzucało :-). Jeżdżąc z takim balastem nabrałem błędnego przekonania, że gladius to bardzo toporny motocykl i muszę znaleźć coś lżejszego. I tak skończyłem na YBR250, którą chciałem sprzedać po 2 tygodniach posiadania. Ale mało pali w mieście, więc na razie zostaje. Gdybym pojeździł gladiusem sam, to... ho ho, ale nie ma co gdybać. Doszkalałem się też raz na torze w Słomczynie (zakręty, nie wyścigi) i na crossie - oba oczywiście bez plecaka.
Podsumował bym to tak: instruktora wolałbym mieć nie na plecach, ale w pobliżu głosowo (przez radio), aby na bieżąco być świadomym błędów i je poprawiać, a jazda z pasażerem uświadomiła mi, że lepiej żebym na razie żadnych nie zabierał 🙂
P.