Skocz do zawartości

Hamowanie z piskiem opon...


Marta69
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

na wsiach to i kury i rozne domowe zwierzaki biegaja po drogach

 

ale wiecie cio tu jak ide na szkolenie to jest takie zadanie ze sie przejezdza przez lezace opony i to nie mozna ich omijac tylko normalnie przez nie przejechac dlatego,ze jak ci wyskoczy jakis nie duzi psina czy kot to nigdy nie wolno go omijac czy gwaltownie hamowac tylko lepiej jakdodasz ciut gazu wiem ze to jest okrutne ale moze sie zdazic tak ze ocalisz zwierzaka skore ale nie swoja albo dodatkowo zrobisz dla kogos wieksze zagrozenie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja tez napisze coś od siebie.

tylko nie skonczylo sie tak 'różowo'.

 

to było w grudniu, zeszłego roku.

Jechałem samochodem ok. 22. Pomijam okoliczności, bo szkoda czasu, w każdym razie miałem ok. 60 km/h, zielone i w ogóle wszystko w porządku. Ruch nie za duży, pogoda - super. Widoczonść tez.

Jadę sobie prawym pasem, obok mnie, nieco z przodu - chyba Corsa.

Dojezdzamy do skrzyżowania 'T', z prawej 'nóżki' :D (skrzyżowanie Saskiej i Waszyngtona - dla warszawiaków).

I nagle, w poprzek, nieco z lewej wpada gnając na złamanie karku jakiś koleś! Zupełnie się nie rozjerzał, po porstu wtargnął na jezdnie. Zacząłem hamować i trąbić. ABS zadziałał prawie natychmiast. Koleś w Corsie - to samo. A intruz - dalej gnał prostopadle - prosto na nas! Ponieważ Opel ruszał dopiero ze świateł, wiec jechał na tyle wolno, że zdąrzył.

 

Ja miałem dość czasu na obserwację jak człowiek przebiega mi przed maską.

Prawy reflektor - minął (trąbie, heble do podłogi).

Gwiazda na masce... minął... Może przejdzie?? Nie! Już wiedziałem! Nie zmiesci się!! Żeby to było coś węższego, ale niestety - łup!

Samochód nawet nie poczuł uderzenia. Ja zobaczyłem tylko wymachujące ręce i usłyszałem brzęk o boczną szybę. Bezwładny odwłok uderzył w prawy przednoi róg samochodu, obwinął się wokół własnej osi i łamiąc prawe lusterko, odbił się od prawych drzwi i ... straciłem go z oczu.

 

Zatrzymałem sie. Pierwsza myśl. Kurde! Trafiłem barana! Czy żyje?!

Podświadomie właczyłem wsteczny i cofnąłem samochód. Szybko. Zbyt szybko może? A nuż leży na drodze!?

STOP!!

Uff. lezy na szczęście z boku drogi. Stęka coś. Podchodzę. Przytomny. nachylam się - gorzelnia!!

No to już mnie wpieniło całkowicie!

Zupełnie opuściły mnie ludzkie uczucia!! Może to niedobrze brzmi, ale kurka wodna! Trafiłem pijanego w siwy dym gościa, lat na oko 25-30!! Wyleciał mi bezmyślnie na jego czerwonym, prosto pod koła na niebezpiecznym skrzyżowaniu z tramwajami, samochodami, na dluuugiej prostej! No baran po prostu!

 

Było kilku świadĸów - potwierdzili moją wersję. Na szcżęście.

Policjanci z KRD szybko ocenili miejsce wypadku. Zupełnie nie interesowało ich, czy np. ja albo on byliśmy pod wpływem. Lekarz z karetki, któremu zwróciłem uwagę aby to gdzieś zanotował, powiedział że ... Ma katar i nie czuje nic (sic!!). Od gościa dawało jak z gorzelni - podobno mial 1,5 promila jak sie okazało potem.

Policjanci kazali mi czekać na miejscu zdarzenia na przyjazd siebie albo innej załogi.

Trwało to ok. 1,5 godziny, zanim wreszcie powiedzieli mi, że ' ta sprawa się tutaj zakończy', co miało znaczyć , że wina jest po stronie przechodnia.

 

Bilans:

Najpierw on (chociaż do teraz chce mi się najpierw mówić o samochodzie, ale niech tam!):

 

Złamane obie nogi - podobno w dwóch miejscach każda.

Facet miał niewątpliwe szczęście. Obok są szyny tramwajowe. Niekoniecznie tramwaj, ale jakby przyłożył z czaszki w szynę - to jużnie byłoby pewnie co zbierać.

 

Samochód (potężne kombi, większe od Omegi):

-Zderzak przedni połamany, zgieta maska - nadłamana, grill, reflkektor prawy połamane uchwyty, dzwi prawe wgiete, lusterko stłuczone i złamane. DRAMAT!!

 

Przepraszam, że to piszę, ale do tej pory mnie trzęsie.

Oczywiście , żal mi człowieka i to nie ulega kwestii.Czeka go długa rechabilitacja i mnóstwo problemów. Zgubił dokumenty i gonił autobus - dlatego tak gnał. Zupełnie bez sensu zresztą.

Natomiast z mojej strony - uważam że uszkodzenia jak na taką stłuczkę są wręcz niewiarygodne!

To daje obraz tego, jak kruchy jest człowiek i maszyna, jakie działają siły w momencie wypadku.

 

Powiem jedno. To jest fatalne uczucie potrącić człowieka. We mnie to siedzi. Nie mam wyrzutów sumienia - jechałem zgodnie z przepisami i nie za szybko. Oczywiście, jakbym jechał przepisowe 50, a nie 60 - to facet przeleciał by mi bez szwanku.

 

Przepraszam za off-topic. Prosze najwyżej usunąć tego posta. Strasznie się rozgadałem.

 

Do zdania często pisanego w 'Wypadkach...' - Uważajcie na siebie - dodaję: I na innych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nio widzisz to byla wina przechodnia a tu w belgii to sa swiete krowy za przeproszeniem nawet i rowezysci i ci co jezdza na 50cc i dobrze lae czasem naduzywaja oni tego a ty co mozesz zrobic- nic!

bo to jest nie wazne czy on przechodzi na pasach czy jedzie , czy mial zielone czy czerwone nawet robia to w miejscach nie dozwolonych i jak puknesz nawet takiego ze nic mu sie nie stanie tylko ze ma sinaika i jest jakis debil to moze gliny wezwac a ty idziesz ju do sadu a jakby wyladaowal w szpitalu to mozesz byc pewien ze to twoja wina i walisz kupe kasy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za czasow ogara 200 gonil mnie owczarek niemiecki, o tyle potyrany ze mial dosc mocny zgryz :/ zeby mnie nie ugryzl podczas jazdy podnioslem noge i odczepilem nia wezyk paliwa przy gazniku. Jechalem dalej, a paliwo sie lalo na goracy silnik, dopiero po przejechaniu ilus tam metrow poczulem zapach paliwa i sie szybko zatrzymalem. Dobrze ze nic sie nie zapalilo, bo jeszcze bym wylecial na ogarku na ksiezyc :D . Inna sprawa: jezdzac na ETZ 150 wylecial mi kot na droge, o tyle byl glupi, ze czail sie za drzewem i wybiegal prosto pod kola, na zasadzie " moze mi sie uda". Kilka razy mu sie udalo, ale raz wykorzystalem jego limit zycia... nie szlo sie zatrzymac, wiec po nim przejechalem... trudno, albo kot, albo ja...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem tez kilka przygód z psem sąsiada. Nie pomagały proźby, groźby ani nic innego. Pewnego razu wystawiłem nogę i... nie trafiłem. W drodze powrotnej udało mi sie już trafić go centralnie przednim kołem i był spokój... :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj przejechał bym człowieka, dobrze, że prędkość była rozsądną.

Jechałem dość wąską ulicą w Ząbkach, z zblizał się do mnie samochód (coś wysokiego w stylu Renault Kangu), zaraz po minięciu się z nim zauważyłem człowieka na słabo widocznych pasach, ubranego w czarne ubranie (było już ciemno). Ów człowieczek wszedł na pasy, zaraz gdy ten samochód je minął, przez co dla mnie nie był widoczn. To tak jak wybieganie za autobusu. Musiałem zatrzymać się dosłownie w miejscy, dobrze, że mam porządne hamulce w tej swojej starej Fugusi, smród spalonej gumy czułem jeszcze z 5 min nim wywietrzał :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety z uwagi na natręctwo pieska musiał dostać lekkiego buta w nos, na co pani zareagowała krzykiem, grożeniem, wyzywaniem od łobuzów etc. Jestem człowiekiem spokojnym i zauważyłem, że drugiego człowieka najbardziej denerwuje spokój więc podjeżdżam.

 

Czytając tą wypowiedź od razu skojarzył mi się "Dzień Świra" :icon_mrgreen:

 

A co do wypowiedzi art'a - jak Twoja mama bedzie mnie kiedyś wkurzac to co? Też mam ją przejechac ? Pies też żyje, raczej było trzeba opierdzielic/potrącic jego właściciela niż psa ...

Edytowane przez QóBa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem sporo przygód z czworonogami, zależnie od warunków (prędkość , wielkość psa, położenie psa względem pojazdu) różnie reaguję , jeśli widzę że nie dam rady uciec a pies jest duży to po heblach i staram się odwrócić role, tzn. ja gonię psa - efekt w 99% choćby nie wiem jak wcześniej wydawał się groźny to wieje z podkulonym ogonem aż miło, gdy wyskakuje do mnie jakiś dziamgot to też poprzedni manewr lub bardziej drastyczny – wystawiam nogę efekt wiadomy. Metodę nożną stosuję z reguły jak jadę na rowerze.

Najbardziej utkwiła mi w pamięci śmieszna sytuacja (było to jak śmigałem Junakiem), sąsiad miał bardzo małego psa (nie wiem co to za rasa) był tak mały że przechodził między sztachetami w ogrodzeniu ale strasznie bojowy – ile razy bym nie przejeżdżał to mnie obszczekiwał. Nie reagowałem bo zagrożenie prawie zerowe, zawsze mogłem się go spodziewać, (nasłuchiwał i wyskakiwał zza słupka w ogrodzeniu) więc i zaskoczenia nie było a i z sąsiadem lepiej dobrze żyć.

Pewnego razu doczepiłem wózek boczny, ale się zdziwił psina, miał już wszystko „obliczone” – moją prędkość, miejsce w którym mnie „dopadnie” itp. – wyskoczył i….mina jaką zrobił (wielkie oczy) i jak dawał drapaka spowodowały, że sam o mało co nie fiknąłem ze śmiechu. Od tamtego czasu nie wyskakiwał tylko na słuch tuż przed atakiem łypał okiem zza słupka i upewniał się czy jadę solo czy z wózkiem.

 

A tak na poważnie to nie lubię psów luzem choćby w odległości 10m od drogi- wyskoczy taki zwierzak na jezdnię i nieszczęście gotowe (moją dziewczynę zaatakował w nocy z zaskoczenia jakiś burek jak jechaliśmy razem na rowerach , narobił takiego hałasu że sie wystraszyła i odruchowo odbiła w lewo omal nie wpadając pod samochód).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...