Raczej nie. U mnie to wyglądało tak, że po jakichś dwóch tygodniach przyszło wezwanie na komisariat. Tam pani spytała o moją wersję wydarzeń, czyli jak to wyglądało z mojej strony. Czy specjalnie w niego wjechałam, czy nie spojrzałam na znaki, czy cokolwiek innego. Spisała generalnie zeznania, powiedziała, że mam do wyboru mandacik, a jeśli odmawiam jego przyjęcia to sprawa kierowana jest do sądu. Musiałam podpisać kilka papierów, po czym oddano mi kartę motorowerową (więc nie zabrano mi żadnych dokumentów) i puszczono do domku.Po ok. miesiącu przyszedł wspomniany mandat, który musiałam jechać zapłacic i miałam sprawę z głowy. Wszelkie straty jakie poniósł właściciel uszkodzonego przeze mnie cadillaca zostały pokryte z OC. pozdrawiam :)