Skocz do zawartości

Pierwszy raz na motorze...


GruszkaPietruszka
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Majkelpl - myśmy już cos kiedyś mieli na rzeczy. Jeszcze za czasów mojego chopperowania....

Tak sie ustawialiśmy na jakieś latanie i ustawialiśmy że pozbyłem się Vtwina i przesiadłem na boxera. Z tego co pamiętam to żeś franco jedna do Sandomierza nie chciał jechać z nami kiedyś... chyba Cie nawet na gg mam w kompie w domu :icon_biggrin:

 

 

Teraz to jedynie na wodkie sie mozemy umowic :flesje: :buttrock:

ISRA: 27062
SREU: 614

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale wiochy nie bedziem robić i kompletujem porządne zestawy ciuchów przystosowanych do turystycznego enduro. Najwazniejsza jest odporność na wodę...

Indeed! :D

 

Mi też się marzy nowa Rukka, albo Dane, bo stara się sypie... :)

Co do wody - jeszcze, kurka, nie znalazłem spodni coby w kroku nie puściły... no kurde, nie widziałem.

Dezinformacja i fake newsy opierają się na tendencyjności w naszym myśleniu. Nie lubimy otrzymywać informacji, które są sprzeczne z tym, jak postrzegamy świat. Wolimy wiadomości, które potwierdzają nasze przekonania. Problem w tym, że wobec takich przekazów jesteśmy mniej krytyczni, więc jeśli dezinformacja będzie zgodna z tym, w co i tak już wierzymy, łatwiej będzie się nam na nią nabrać. Pamiętajmy, dezinformacja ma na celu radykalizację naszego światopoglądu, a nie jego zmianę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Indeed! :D

 

Mi też się marzy nowa Rukka, albo Dane, bo stara się sypie... :)

Co do wody - jeszcze, kurka, nie znalazłem spodni coby w kroku nie puściły... no kurde, nie widziałem.

 

Ja w Helda będe uderzał. Potrzebuje ciuchy wytrzymujące ujemne temperatury.

A w kroku to normalka, bierzesz wode na klate i kapie między nogi, pewnych rzeczy nie przeskoczysz.

Są kombinezony przeciwdeszczowe specjalnie na motocykl. Jeżdząc gdzies dalej na eksploracje bez tego ani rusz. Raz zmoknięte ciuchy suszą się dłuuuugo - a w chłodniejszych rejonach wcale :laugh:

 

Bylismy słabo przygotowani pod względem ubioru i to jest nauczka. Jazda w zimnie moze byc przyjemna ale podstawa to porządne zestawy ciuchów. Następna wyprawa będzie juz git majonez.

Edytowane przez Situ
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja w Helda będe uderzał. Potrzebuje ciuchy wytrzymujące ujemne temperatury.

A w kroku to normalka, bierzesz wode na klate i kapie między nogi, pewnych rzeczy nie przeskoczysz.

Są kombinezony przeciwdeszczowe specjalnie na motocykl. Jeżdząc gdzies dalej na eksploracje bez tego ani rusz. Raz zmoknięte ciuchy suszą się dłuuuugo - a w chłodniejszych rejonach wcale :laugh:

 

Bylismy słabo przygotowani pod względem ubioru i to jest nauczka. Jazda w zimnie moze byc przyjemna ale podstawa to porządne zestawy ciuchów. Następna wyprawa będzie juz git majonez.

 

Situ, cieplejsza pora roku wystarczy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...i gdzie obiecane kolejne odsłony? :)

Jak mawiał kiedyś Pan Kononowicz "się pisze się". Zaraz przyjeżdża Situ i uderzamy w śliczniutkie i malutkie góry Świętokrzyskie. Postaram się jutro w nocy wrzucić III część. Pozdrawiam baaaardzo serdecznie:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cieplejsza pora roku to będzie na rowery! :icon_biggrin:

My - twardzi niestrudzeni adwenczerowcy nie idziemy na łatwizne :buttrock:

Tam gdzie deszcze i huragany tam i my :crossy:

 

hihihi masz rację! błoto, deszcze, i drogi ukryte w złowieszczych mgłach...to jest dla nas!!! :icon_mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No okiej, ale czy lepiej sobie adwenczer w październiku w Chorwacji albo Czarnogórze robić? ;)

 

Ja mam takie solidne plany, nie wiem tylko kiedy uda się je zrealizować :)

Dezinformacja i fake newsy opierają się na tendencyjności w naszym myśleniu. Nie lubimy otrzymywać informacji, które są sprzeczne z tym, jak postrzegamy świat. Wolimy wiadomości, które potwierdzają nasze przekonania. Problem w tym, że wobec takich przekazów jesteśmy mniej krytyczni, więc jeśli dezinformacja będzie zgodna z tym, w co i tak już wierzymy, łatwiej będzie się nam na nią nabrać. Pamiętajmy, dezinformacja ma na celu radykalizację naszego światopoglądu, a nie jego zmianę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No okiej, ale czy lepiej sobie adwenczer w październiku w Chorwacji albo Czarnogórze robić? ;)

 

Ja mam takie solidne plany, nie wiem tylko kiedy uda się je zrealizować :)

 

Co powiesz na Syberię? Situ się zamierza. Ja na razie Rosja rowerem na wiosnę, póki motor w marzeniach;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My wsje goworim po russkij, no tam chołodno i mnoga moskitow :)

Dezinformacja i fake newsy opierają się na tendencyjności w naszym myśleniu. Nie lubimy otrzymywać informacji, które są sprzeczne z tym, jak postrzegamy świat. Wolimy wiadomości, które potwierdzają nasze przekonania. Problem w tym, że wobec takich przekazów jesteśmy mniej krytyczni, więc jeśli dezinformacja będzie zgodna z tym, w co i tak już wierzymy, łatwiej będzie się nam na nią nabrać. Pamiętajmy, dezinformacja ma na celu radykalizację naszego światopoglądu, a nie jego zmianę.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My wsje goworim po russkij, no tam chołodno i mnoga moskitow :)

 

Buber - Chorwacja czy Czarnogóra - ciekawe miejsca ale jeśli coś sie znajduje w zasięgu mojego roweru to nie chce mi się motóra tam ciągać :biggrin:

 

My jesteśmy ludzie lubiący na własne życzenie złoić sobie dupy, zmarznąć i poobijać, potem przepić to gorzałą i stwierdzić że jednak jest tu pięknie :biggrin:

 

Syberia to dopiero za 2 lata.... a komar też cżłowiek :icon_exclaim:

 

Adwenczer.... hmmmm, tu masz przykład. Bez tego to nie ma jaja, lepiej w domu zostać.

img20110912003y.jpg

 

img20110912002.jpg

 

img20110915002.jpg

 

img20110915001.jpg

 

Nie ma smiacia stary... albo sie tyra albo dowidzenia się :crossy:

Edytowane przez Situ
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachęcam do lektury Podróży części I i II

 

Prolog

 

To było ciężkie przeżycie. Z rodzaju tych, które wolelibyśmy omijać szerokim łukiem. Spaliśmy w kiblu. Kibel ma jedno okno i tuż przy oknie miejsce do spania. Całą noc w to lichutkie okienko tłukły z pasją gałęzie dzikiej jabłonki. Nocą zerwał się bardzo silny wiatr. Huczał, zawodził jak potępieniec. Po niebie przewalały się tony ciężkich chmur. Krótko mówiąc, ni mniej ni więcej, tylko noc żywych trupów. Huczący szum nie do zniesienia, osaczał zmysły. Przywodził na myśl zło czające się tuż za rogiem. Niepokój nie do opisania… A tu chce mi się siku. Nie wiem co silniejsze paraliżujący lęk czy paraliżujące parcie na pęcherz. O Boże! Pomocy! Otwieram drzwi, staje w progu… Huk wiatru przeszywa moje serce… Zbieram w sobie całą odwagę i odchodzę kilkanaście kroków od kibla. Kucam w trawie, a oczami wyobraźni widzę wychodzące z lasu dusze pomordowanych Polaków, Ukraińców, poległych żołnierzy… Brrrr... Szybciutko wracam, ale sen nie nadchodzi… A jabłonka dobija się nieustannie w okienko jak dusza pokutująca… czekam na świt.

 

Podróż dzień III

 

I żeby nie było zbyt sielankowo, kapryśne Bieszczady postanowiły pokazać kto tu rządzi i uświadomiły nam na czym polega równowaga w przyrodzie. Wczoraj ładna pogoda, to dzisiaj deszcz, momentami przechodzący w mżawkę.

 

dsc05813__936950.jpg

 

Zagęszczamy ruchy, bo pogoda może się jeszcze pogorszyć. Ogacanie idzie mi coraz szybciej, jeszcze trochę praktyki i mogę startować w zawodach. W drogę. Będzie bezpardonowa walka, my kontra bieszczadzka aura. Ponownie pokonujemy drogę przez Muczne. Pomimo małej widoczności przez mokra szybkę kasku dostrzegam ją… Już tu jest! Przyszła właśnie tej nocy… Prawdziwa kolorowa jesień. Fajnie, że jesteś tylko czemu do cholery tak płaczesz??

 

Deszcz jest do zniesienia, natomiast ja mam obawy przed jazdą po mokrym asfalcie. Nic nie poradzę na to, że moja wyobraźnia w tej kwestii pracuje na najwyższych obrotach. Oczami duszy widzę jak opony tracą przyczepność na wilgotnym podłożu i odfruwamy w upadku. W mojej głowie trwa dialog, strach mówi: wywalimy się i połamiemy kości, rozsądek: Krowa ma dobre opony. Wygrywa rozsądek, bo nie dość, że Krowa trzyma się mocno drogi to jeszcze Situ ma tę dozę rozwagi, którą lubię: jedzie uważnie, natomiast nie wlecze się jak żółw. Deszcz jak do tej pory w miarę stały i niezbyt mocny, aczkolwiek skutecznie utrudnia jazdę. Moja szybka w kasku cała zalana, ciekawe jaką widoczność ma Situ? Bo ja prawie żadną. Cały świat zamazany. Dla impresjonistów to idealne, mogliby czerpać inspiracje przez tę moją szybkę, natomiast dla prowadzącego motor do kitu. Nie jestem lękliwa jeśli chodzi o jazdę na motorze po jakimś pewniejszym gruncie, dzisiaj nie czuje się dzisiaj komfortowo, zwłaszcza na zalanych deszczówką serpentynach .

 

dsc05826gimp__283065.jpg

 

Mijamy Ustrzyki Górne, Szeroki Wierch i Połonina Caryńska zakamuflowane w mgłach. Serpentyny prowadzą nas coraz wyżej. Ani podziwiać widoków ani cieszyć się z fajnej krętej drogi, w wersji suchej oczywiście. Jest coraz gorzej. Nie ma co owijać w bawełnę, leje. Oprócz trudności na drodze, wynika całkiem inny problem, moje mokre spodnie. Nie rozumiem, czemu nie jest mi zimno? Czuję wilgoć, ale jakoś na razie dobrze to znoszę. Dojeżdżamy do Cisnej. Ja i Situ do knajpy, Krowa ma popas na parkingu.

 

Knajpa jak tysiące innych w całej Polsce, bez względu na miejsce położenia, w stylu zakopiańsko – góralsko – ludowo – beskidzko – nadmorskim, czyli „ludziska wieszajta na ścianach co mata”. Chwytamy za kartę dań. Oprócz herbaty, ciepły posiłek. Wzbudzamy ogólną ciekawość. W środku kilkanaście osób i wszystkie w milczeniu przyglądają się naszej rozbiórce. Ściągamy z siebie kolejne warstwy ubrań a trochę czasu to zajmuje… Gdybym chciała zrobić dla faceta striptiz z taka ilością ubrań na sobie, jak ja miałam, to facet na pewno by nie doczekał, tylko zasnął. Nareszcie można swobodnie usiąść. Pochłaniamy potrawę regionalną a mianowicie placek po węgiersku. Zamówiłam sobie też wino grzane… mmm… pycha. Wiem, świnia jestem, bo Sitowi jest przykro. Sorry, Situ. Polak najedzony, Polak zadowolony. Nastroje wspaniałe, bo przestało padać, a moje przemoczone portki w miarę ociekły.

 

Za Cisną skręcamy kierując się na Solinkę. Droga szutrowo-błotna, ze wskazaniem na szutrową.

 

dsc05834__324406.jpg

 

Gór nie widać bo mgła powoli przelewa się nad szczytami. Bardzo nastrojowo. Przejeżdżamy tory wąskotorówki, mijamy leśniczówkę. Mam nadzieję, że leśniczy nie podziwiał akurat widoków przez okno, bo musiałby nas ścignąć, za brak zezwolenia. Droga coraz gorsza, wjeżdżamy na stokówki a tam, praca wre! 200 % normy. Mam wrażenie, że zjechały się tu te wielkie leśne samochodziska z całej okolicy. Te olbrzymy jeżdżą w tę i we w tę po szutrowo – błotnistej drodze, tym razem ze wskazaniem na błotnistą. Stan drogi pozostawia bardzo dużo do życzenia. Już i tak jest katastrofalnie poorana w bruzdy a jeszcze olbrzymy rozjeżdżają ją i miksują średniej gęstości błotko. Rozpychają się na drodze jak paniska zajmując całą jej szerokość… a ominąć nie ma jak. Po jednej i po drugiej stronie rowy. Ciężko się jedzie, te nierówności i błoto przyprawiają mnie o lekki niepokój, boję się upadku i już. Czuję jak Krowa tańczy w tym błocku. Situ mija olbrzymy z wielkim wyczuciem, na centymetry. Nie obyło się jednak bez zsadzenia mnie z kanapy… nie da rady przejechać. Ląduję z gracją w bagienku, pilnuję, żeby nie zostawić butów w błocie. Dużo czasu pochłania nam przebycie tego odcinka, bo i warunki trudne, i ruch jak cholera. Krowa ubłocona po same pachy. Cudnie wygląda! Przynajmniej widać, że się jechało! Droga poprawia się trochę, momentami pojawia się nawet asfalt. Dziurawy jak sito, ale zawsze to coś!

 

dsc05837gimp__750643.jpg

 

Płynnie wjeżdżamy w gęstniejącą wraz z wysokością mgłę. Las wygląda mrocznie, tajemniczo… i strasznie, i pięknie jednocześnie.

 

Ze szczytu prosto do Roztok Górnych. Szukamy noclegu. Nie ma tu wielkiego pola do popisu, bo stoją tylko dwa domy. Jest tablica ”Noclegi”. No, Situ! Po tym ciężkiej jeździe należy nam się gorący prysznic. Energicznie wskakuję po kilku schodkach na ganek, sięgam do klamki… zamknięte. Pukam… cisza, pukam mocniej. Nic. Dzwonek przy drzwiach. Naciskam. Raz, drugi… Nic. Dobra, Gruszko, myślę, do trzech razy sztuka. Na drzwiach wisi tabliczka z numerami telefonów. Telefon w dłoń i do dzieła! Nie ma zasięgu. Idę na tyły domu, znaleźć jakąkolwiek oznakę życia. No i znalazłam… coś jakby koza, tylko większa. Szczerze mówiąc całkiem duża. Wykonałam odruch obronny czyli zastygłam w bezruchu, tyle że ona też. Stałyśmy tak i mierzyłyśmy się wzrokiem. Stosując jedyna taktykę, która przyszła mi do glowy, zaczęłam się powoli, krok za krokiem wycofywać. Uff.. Udało się! Żyję! Znowu wspinaczka po stopniach ganku, pukanie, dzwonek, telefon… nic. Na ścianie wielka tablica, że w 1957 nocował tu Jan Paweł II, on tu nocował, my już raczej nie. 50% szans na nocleg w Roztokach Górnych przepadło, ale jest jeszcze drugie 50%, czyli drugi z dwóch tutejszych domów. To leśniczówka. Łapię za klamkę biura leśniczówki… zamknięte. Po drugiej stronie leśniczówki kolejne drzwi, do których pukam… pukam… Nikt nie wychodzi. Naciskam na klamkę… Otwarte!! W korytarzu pojawia się mężczyzna w średnim wieku, w przepastnych kaloszach i z wielkim wiadrem w ręku. Pytam o sąsiada od noclegów. Mężczyzna z wiadrem i w kaloszach wymownie macha ręką, „Pani, mówi, tamten to wpuszcza kogo chce, może otworzy, niech Pani puka, tylko niech Pani z nim o polityce nie gada, bo może być niebezpiecznie”. O cholera! Biegnę do Sita co sił w nogach. Spadamy stąd przyjacielu!

 

dsc05842__904151.jpg

 

Droga w prawo kusi - na Słowację, w lewo- w Polskę. Jest niezbyt późne popołudnie, ale pogoda jakaś taka... i nasze ubrania przemoczone… jedziemy w Polskę. Z Roztok skręcamy w stronę przełomu rzeki Roztoczki. Po prawej i lewej stronie wysokie wzgórza, chyba wysokie, bo szczytów nie widać zza mgły. Dokucza nam kapryśna pogoda, co chwilę pada, przestaje i znów zaczyna. Na szczęście nie jest bardzo zimno. Przejeżdżamy drewniany mostek na Roztoczce i nagle znajdujemy się w innym, bajkowym świecie. Kilka kilometrów drogi tak krętej, że nazwałam ją drogą stu zakrętów. Strome zalesione zbocza zbiegające do samej drogi. Zachwyciła mnie ta chmurno-mglista dolina Roztoczki. Błyszczący, wilgotny asfalt oblepiony drobnymi, bukowymi listkami a drzewa pochylają się nad drogą ugięte pod ciężarem wilgoci i jesieni. Jestem zauroczona tym miejscem.

 

Sto zakrętów doprowadziło nas do wsi Liszna. Zaczęło mocniej padać, konieczne jest znalezienie noclegu. Liszna trochę większa niż Roztoki ma ze 4 domy. Cha! Będzie w czym wybierać. Tablica „noclegi” , kolejne zamknięte drzwi, kolejne numery telefonów, pod które nie można się dodzwonić. Tym razem pojawia się jeszcze jedna szansa, informacja: „pukać do domu obok”. Już pędzę! Puk, puk. Mamy nocleg! Zabieramy bagaż z Krowy i zdecydowanym krokiem przekraczamy próg pensjonatu. Wraz z tym krokiem, zadziałał wehikuł czasu, znaleźliśmy się w epoce późnego Gierka. Boazeria od stóp do głów, w drzwiach zamiast klamek gałki, kiedyś na pewno oznaka bogactwa i nowoczesnego wzornictwa. Ciekawa byłam pokoju, ponieważ jak powiedział syn właścicielki, dostaliśmy najlepszy. Otwieramy drzwi i … zamieram z wrażenia. Żyrandol z poroża jelenia, na ścianach liczne makatki z barwionego sznurka sizalowego. Ale również dekoracje ambitniejsze, a mianowicie zdjęcia z gatunku: ” Konie w biegu” oraz „konie z rozwianymi grzywami”. To wszystko lokalne ciekawostki, bo cieszę się, że czeka mnie gorąca kąpiel. Kiedy ochłonęliśmy „porażeni” tym pięknem, rzuciliśmy sakwy, spojrzeliśmy na siebie z Sitem i już było wiadomo, że jeszcze nam mało motoru na dziś. Słowacja. To co nas kusiło, a w czym przeszkodził nam deszcz. Situ odpala krowę i jazda!

 

Ponownie przejechaliśmy drogę stu zakrętów. Z Roztok droga prosta, najpierw asfalt, potem szutry i stromo pod górę na przełęcz Nad Roztokami. Im wyżej wjeżdżaliśmy, tym bardziej gęstniała mgła. Kiedy znaleźliśmy się na przełęczy, granicy między Polską i Słowacją, nie było widać nic, poza błądzącą mgłą.

 

dsc05847gimp__228585.jpg

 

Widoczność bardzo słaba. W lewo od drogi, w górę czerwony szlak na Okrąglik, w prawo szlak na Rypi Wierch. Prosto Słowacja i leśna droga złowieszczo ukryta w mlecznej mgle. Jedziemy tam? Decyzje zostawiam Sitowi, może być niebezpiecznie ślisko, z mapy wynika, że to bardzo kręta droga poprowadzona trawersem na stromym zboczu. Chwila zastanowienia. Na szczęście Situ jest ciekawy tego co zagraniczne. Jedziemy.

 

Szczerze przyznam, że ten karkołomny zjazd do Ruskiego po Słowackiej stronie była to dla mnie najbardziej stresującą częścią wyprawy. Na tej piekielnej drodze podłoże zmieniało się jak w jakimś cholernym kalejdoskopie. Najpierw trawa i koleiny w błotnistej brei, potem okruchy skalne jak na gołoborzu. Wszędzie stromo, ślisko i te ostre zakręty. Bałam się upadku. Pytałam Sita co chwilę, czy jest pewien tego co robi i czy pamięta, że trzeba będzie jeszcze tędy wrócić? Uspokajał mnie i zjeżdżał dalej… kolejne błotne koleiny, wielkie kałuże, które nie wiadomo co ukrywają. Miałam wrażenie, że ta droga nie ma końca… kolejne i kolejne ostre i strome zakręty. Leśny odcinek trasy usiany był opadłymi liśćmi, a pod nimi gładkie jak lustro wystające głazy. W wersji mokrej bardzo niebezpieczne. Wiem, że opona potrafi ślizgać się po czymś takim jak po lodzie. Trochę niżej znowu błoto, niebezpieczne koleiny a bardzo strome zbocze nie pozwalało na jechanie bokiem. Wreszcie koniec! Jakże się cieszę, że przeżyłam ten zjazd! Pod górę zawsze łatwiej, więc o powrót martwię się troszkę mniej. A przed nami dolinka rzeki Cirochy, zjeżdżamy asfaltem do Ruskiego.

 

dsc05860gimp__33221.jpg

 

To urocze miejsce, dziko tu i pięknie. Wąska droga niknąca za zakrętem zachęca do dalszej podróży. Niestety, czas na nas… lada chwila zaczynie się ściemniać. Ruszamy na piekielną drogę. Zaczęło mocno padać, zmierzchało… Situ daje sobie doskonale radę w tych podłych warunkach, podjazd pokonaliśmy zdecydowanie szybciej.

 

dsc05877gimp__389856.jpg

 

Przełęcz graniczna i zjazd w Polskę. Żal nam opuszczać to miejsce, pokonanie tej drogi dostarczyło nam tylu emocji. Teraz już tylko z górki do noclegowni na gorący prysznic. Szuterek, asfalt i drewniany mostek… a na mosteczku… wywroteczka. Nic z niej nie pamiętam. Jadę, widzę mosteczek a tu nagle leże na asfalcie. Na szczęście upadek dla nas niegroźny, trochę stłuczeń i siniaków Było bardzo ślisko, zakręt tuż za mostkiem pod kątem prostym. Przeszorowałam plecami i bokiem ubłocone dechy. Ot i potrzebna lekcja! Wreszcie przestanę bać się upadku, już wiem jak to działa. Ucierpiała tylko Krowa. Straciła szybę. Martwię się o Sita, jazda bez szyby jest niezbyt przyjemna, zwłaszcza przy takiej psiej pogodzie. Pogrążeni w smutku po utraconej szybie, kolejny raz przejeżdżaliśmy piękną drogę stu zakrętów…. To był długi i pełen emocji dzień. Cudowny, mimo deszczu, mgły, strachu i wywrotki. Jak dla mnie pełnia szczęścia, nie oddałabym z tego dnia ani minuty…

 

Podróż dzień IV

 

Mocno deszczowy poranek. Smętnie… Czyżby kolejny mglisto - paskudny dzień? Ładujemy sakwy na Krowę i ruszamy na północ. Przed nami jeszcze cały dzisiejszy dzień, a jednak czujemy już atmosferę powrotu. Z każdym kilometrem pogoda poprawiała się i w Baligrodzie było już prześlicznie i słonecznie. Cieplutko…. Mmmm… jak przyjemnie. Prędkością prawie spacerową jedziemy najpierw asfaltem, a potem miłym szutrem do Bereźnicy. Niesamowity punkt widokowy. Panorama niemalże 360 stopni. Sesja foto oczywiście.

 

dsc05906__368793.jpg

 

Potem już tylko wrażenia poza motorowe, zbieranie jabłek, polnych kwiatków dla Krowy i na koniec melancholijna nasiadówa na kamienistej plaży dzikiego półwyspu bez nazwy nad Soliną.

 

I to by było na tyle kochane Bieszczady.

 

Epilog

 

Mój pierwszy raz na motorze… Cudowny, niezapomniany, szczególny. Przychodzi mi do głowy co najmniej setka wyrazów, które mogą opisać te przemierzone kilometry, strachy, przemoczone portki czy potłuczony łokieć. Każde z tych słów odda inne emocje i wrażenia. Ale jest taki jeden wyraz, który zawiera w sobie wszystkie te słowa: MOTOR. Nic dodać, nic ująć.

 

Dziękuję za uwagę.

Koniec

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... a gdzie "Do zobaczenia wkrótce kochane góry"?? :icon_mrgreen:

 

Dzięki Ci Gruszko za tą relacje!

3 dni a ile wrażeń... codziennie coś innego, mimo że każdy dzień wyglądał tak samo - odpalamy, jedziemy :crossy:

 

Najlepszy przykład tego że motocykl to nie tylko prędkość i adrenalina. W wolnej spokojnej jeździe też można się odnaleźć.

 

Jeszcze tam wrócimy :icon_exclaim:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...