Skocz do zawartości

motorami dookoła polski- relacja z wyprawy


pilask
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Wyprawa dookoła polski

 

 

2 motory Yamaha Warrior i Ktm Adventure, czas realizacji 22 lipca – 8 sierpień

 

Pomysł odbycia motocyklowej wyprawy motorem dookoła Polski narodził mi się na początku bieżącego roku jako alternatywa do wyprawy dookoła morza czarnego, którą postanowiłem odwlec do następnego czyli 2011 roku z powodu lepszego przygotowania. Przede wszystkim aby zobaczyć co ciekawsze miejsca w Gruzji na której bym chciał się skupić, przydałby się bardziej terenowy motor, którego na razie nie posiadam, choć powoli do tego dążę. Warrior natomiast naprawdę dobrze nadaje się do podróżowania po lepszych i gorszych, no ale asfaltowych drogach co sprawdziłem rok temu jadą nim na Krym.

Plan zakłada objechanie Polski, starając się jechać jak najbliżej granic i unikając głównych tranzytowych tras, co w większości zostanie zrealizowane. Przy okazji zwiedzenie co ciekawszych miejsc leżących na trasie, lecz głównym celem jest delektowanie się pokonywanych kilometrów, co przy pięknej aurze jaka nam sprzyjała zostało w pełni zrealizowane.

Czas wyjazdu 22 lipca obrałem z kilku względów, po pierwsze na półmetku wyprawy zaliczyć Woodstock. Przy okazji wyjazdu zaliczyć okoliczne zloty, tak więc zaliczyło się 3 w Czersku, na Woodstocku i w Bałtowie.

W związku z problemem jaki trapi większość motocyklistów czyli braku czasu, udało mi się zwerbować jednego kumpla, który będąc marynarzem miał akurat klika miesięcy urlopu. Obyło się więc bez poszukiwać chętnych do wyprawy ludzi na forum co pewnie i tak zakończyło by się niczym. Taka prawda że w dorosłym życiu ciężko raz że zdobyć 2 tygodniowy urlop, który na dodatek przeznaczyło by się na taką wyprawę,(pewnie żony czy dziewczyny nie byłyby tym zachwycone), dwa trzeba mieć na to trochę zaoszczędzonych pieniędzy i trzy chęci, które często ludzie mają gołosłowne. Ja jednak będą studentem, pracującym dorywczo i wolnym mam na takie wyprawy świetne warunki więc póki mogę staram się swoje zamierzenia realizować. Kolega Jaceg na szczęście ma podobnie i tez kocha jeździć więc tylko rzuciłem temat i długo na zgodę nie było trzeba czekać. Jedziemy

Przygotowania na tygodnie: namiot, śpiwór, karimata na tylne siedzenia i Easy rider gotowy, no dobra trochę rzeczy zabrał mi do jednego kufra Jacek, no bo faktycznie tak to pewnie musiałbym wziąć minimum rzeczy o których pomyślałem i tez jakoś bym się zabrał, ale dzięki temu było luksusowo, nawet z butami na zmianę ;)

Jedziemy:)

 

22 lipec. W związku z mającym się odbyć w dniach 23-25 lipca zlot w Czersku w którym chcieliśmy uczestniczyć zmieniamy trochę plan, i żeby nie odwlekać wyjazdu kierujemy się w stronę gór Świętokrzyskich, bo blisko a dawno się tam nie było. Piękna pogoda zostaje przerwana krótkim acz obfitym deszczem, który przeczekujemy na przystanku autobusowym ku uciesze przejeżdzających ulicą kierowców pojazdów zadaszonych. Dalej jedziemy obejrzeć ruiny zamku w Ujeździe który już z daleka pięknie się prezentuje, lecz z bliska i w środku no cóż kupa kamienia, która mimo prowadzenia od wieków przez okoliczną ludność rabunkowej gospodarki w celu pozyskania kamulca na zabudowania, dalej jako tako bryłę zachowała i nawet wrażenie robi.

Dalej jedziemy do położonego nieopodal Kurozwęk i mieszczącego się tam pieknego kompleksu pałacowego, który z wiekami nabierał coraz ciekawszą formę. W początkach XVII wieku budynku wschodnim prawdopodobnie urządzono na nowo kaplicę, istniejącą w zamku przynajmniej od końca XV wieku i obsługiwaną przez sprowadzonych w 1487 roku przez Piotra Kurozwęckiego (zw. Lubelczykiem) do Kurozwęk kanoników regularnych. Inicjatorem tego działania był zapewne podkomorzy sandomierski Zbigniew Lanckoroński, dziedzic Kurozwęk od 1591 roku aż do swej śmierci w roku 1619, który - według herbarza jezuity Kaspra Niesieckiego - skoro się z Kościołem katolickim pojednał kanoników - usuniętych przez swego ojca Krzysztofa, seniora kalwińskiego kościoła w Małopolsce - na dawne miejsce przywrócił.

Kolejne, w XVII wieku realizowane przekształcenia doprowadziły do stopienia niejednorodnych budynków w dwa pałacowe skrzydła mieszkalno - reprezentacyjne, wschodnie i zachodnie.

Ten proces scalania zabudowań zamkowych został ukończony bardzo późno, bo dopiero na przełomie XVII i XVIII wieku wystawieniem dwukondygnacyjnych krużganków arkadowych przy południowej, zachodniej i północnej stronie dziedzińca. Wraz z tym znacznie podniesiono poziom dziedzińca, ujednolicono poziomu wnętrz a we wschodnim narożniku krużganku południowego usytuowano dwubiegowe schody.

Po szybkim obejrzeniu części kompleksu, zmierzamy w stronę Szydłowca, który z racji późnej pory oglądamy jedynie z zewnątrz, z drogi dawne zachowane w części mury miejskie całkiem ładnie się prezentują.

Na miejsce noclegu obieramy leżący gdzieś w połowie drogi między Kielcami a Krakowem Pińczów. Nad tamtejszym zalewem przypominającym niewielkie po deszczowe rozlewisko odnajdujemy ośrodek z campingiem i ogólnie niewielką bazą noclegową, acz bar był, i więcej nie trzeba do szczęścia po całodniowej jeździe. Camping niewielki, zasatwiony głównie przez Irlandczyków. Ciekawi ludzie zjechali się do Pińczowa pokonując taką trasę naprawdę wypasionym terenowcami jak Pajero czy Landcruiser i z jeszcze bardziej wypasionymi mega przyczepami i siedzą z tego co mówili od miesiąca nad tym zalewem, kurde też trzeba mieć zdrowie do takiego spędzania czasu, ale to kwestia indywidualna. Nam chodziło o jazde, motorem to jednak się podróżuje, nie jak samochodem którego używa się aby przejechać tylko z punktu A do B, tylko motorem nie myśli się ile km jeszcze tylko delektuje się jazdą, ach zamarzyłem się ehhh.

 

23 lipiec. Około 9 rano po złożeniu namiotów wyjeżdzamy w stronę Kielc, cykając sobie po drodze fotki pod zamkiem w Chęcinach. Dalej na północny-wschód przez Świętokrzyski Park Narodowy kierujemy się w stronę naszego bieżącego lecu czyli do Czerska na tamtejszy zlot motocykli marki Sokół.

 

23-25 lipiec. Zlot w Czersku. Co tu dużo mówić, miejsce fajne, nieopodal zamku, obszar zlotu olbrzymi, standardowo wszystko co na zlocie powinno być było, przede wszystkim warto było przyjechać bo zabytkowych motorów było bez liku, i te Sokoły, no jednak nigdzie nie spotka się ich tyle jak właśnie w tym miejscu, jako fan jednak dawnych polskich motocykli byłem usatysfakcjonowany, było swoje i nowo poznane towarzycho, dojechał nasz kumpel Artur B forumowy Arimax, a z nim kto go zna kupa śmiechu i nieprzewidywalnych sytuacji,w ogóle ekipa była dobrana, wspominać będę ten zlot miło.

 

25 lipiec. Przed południem, nie spiesząc się jedziemy na Podlasie, plan jest taki aby na wieczór dojechać w okolice Augustowa. Po drodze jedziemy zobaczyć miejscowość Królowy most, w którym ma miejsce cykl filmów „U Pana Boga za piecem”. Fotka w miejscu w którym tamtejsza Policja łapie drogowych piratów i jedziemy do miejscowości. Wychodzi na to że akcja filmu kręcona jest w położonym nieopodal Supraślu do którego dojeżdzamy starym leśnym gościńcem, no jednak już na takie drogi Warrior się zbytnio na nadawał, dobrze że tylko 10 km było do przejechania. Sam Supraśl robi wrażenie ciepłego, urokliwego podlaskiego miasteczka, możne się zakochać, warto się tam wybrać jeszcze kiedyś. Zwiedzamy tam także tamtejszy monastyr który robi całkiem niezłe wrażenie. Jedziemy dalej na północ nieopodal Białowieskiego Parku Narodowego, około 18 docieramy w okolice Augustowa i nocujemy u mojego wujka, który mieszka nad Czarną Hańczą, w której fajnie było się po dniu orzeżwić, zwłaszcza że upał niesamowity.

 

26 lipiec. Z rana opuszczamy wujostwo i poprzez Augustów i Suwałki, mijając wiele urokliwych większych i mniejszych jeziorek docieramy do Stańczyk ze znanym fanom skoku na linie wiadukcie kolejowym z czasów niemieckich, następnie do mojej babci w Gołdapi. Dawno nie byłem więc wpadliśmy na obiad i pogawędzić o tym co było i będzie. Następnie, omijając ważniejsze trasy jedziemy powoli na zachód, na nocleg obraliśmy Frombork. No cóż za młodu byłem fanem książek o Panu samochodziku, tez jestem fanem historii, ciekawostek i zagadek z nią związanych no i oczywiście podróżowania, dlatego też właśnie Frombork w którym miała miejsce jedna z książek. No cóż miasteczko urokliwe, choć myślałem że zrobi większe wrażenie, ładnie prezentuje się wzniesiona na wzgórzu katedra i dumnie stojący pod nią pomnik Kopernika. Tym razem wynajmujemy za 30zł od osoby domek na jedynym w mieście campingu i jest git.

 

27 lipiec. Wyruszamy dalej na zachód, pogoda się zepsuła, nakładam na siebie prawie wszystko co mam, a że niewiele tego to trochę zmarzłem, jazda w niewielkim deszczu aż za Gdańsk, ale nie jest źle, już koło Wejherowa pogoda się poprawia, jedziemy na północ nad morze, i dalej wzdłuż morza dojeżdzając pod wieczór w okolicę Koszalina. Jak zwykle problemu ze znalezieniem campingu nawet w środku sezonu nie było, i to przy samym morzu. Jak zwykle na wieczór, jedzenie, piwo pogawędki z przyjeznymi i spać.

 

28 lipiec. Na zachód ciągniemy z impetem szarżującej husarii docierając raz dwa na naszą jedyną w pełni całą wyspę Wolin. Tu już ruch wzmożony, dobrze że motorami da się przeciskać, trochę drogami trochę przez pola szybko dojeżdzamy do miasta Wolin, zwiedzając przy okazji tamtejszy gród wikingów, swoja drogą fajna sprawa. Pózniej na południe chyba autostradą, częściowo w budowie co fajnie z mostu wyglądało, więc szybko dojeżdzamy do Myśliborza, gdzie też działa się akcja jednej z części Pana samochodzika, lecz nie udało mi się znależć miejsca które było opisane, w ogóle ciężko tam o nawet camping, mimo że jest całe pojezierze i jakoś to niewykorzystane niestety, brak należytej bazy co trochę nas zdziwiło. Pojechaliśmy więc w stronę zachodnią szukać noclegów przy następnych jeziorkach, znależliśmy w miejscowości Moryń, jak zwykle taki camping z domkami made in Prl, jak wszystkie zresztą na których nocowaliśmy. Bierzemy co jest i wieczór spędzamy nad jeziorem choć pi*dzi jak cholera.

 

29 lipca. Będąc tak blisko Cedyni, udajemy się tam w celu zobaczenie miejsca pierwszej zapisanej przez dziejopisarzów nie tylko polskich batalii można powiedzieć polsko-niemieckiej, miejsce fajne i nawet przygotowane dla odwiedzających, wchodzimy na wzgórze Czcibora dzięki któremu zwyciężono atakując wrogie wojska z dosyć stromego wzgórza, na które pomimo nabytego na studiach lenistwa weszliśmy. Jedziemy pod granice, gdzie pełno sprzedawców głównie fajek, więc korzystamy i hurtowo nabywamy ramę, aby starczyło na cały Woodstock. Docieramy tam wczesnym popołudniem, rozbijamy obóz na przygotowanym przez grupę Boanerges zlocie motocyklowym, naprawdę dobre miejsce na obóz, z dala od całego gwaru i panującego na głównym placu koncertowym motłochu. Na Woodstocku spędzamy czas do niedzieli czyli 1 sierpnia.

 

1 sierpień. Było miło ale trzeba jechać dalej, z myślą że jednak za roku znów tu wrócę, bo jednak festiwali i ludzie fajni, ogólnie robi wrażenie. Dołączają do nas znajomi, którzy jechali w sumie tą samą trasą, lecz w związku z nieumiejętnością planowana lub czasowym odwlekaniu garba kierowcy spotykamy się dopiero w sobotę na Woodstocku, Karę przynajmniej mieli taką że gdyby jechali z nami to by przynajmniej nie musieli jechać pod chmurą, którą my wyprzedziliśmy a oni przywitali na własnej skórze. Jedziemy razem na południowy-wschód, oddalając się trochę od granicy, lecz przecinając trochę Sudety, po drodze oglądamy zamek w Książu i Bolkowie gdzie ma miejsce gotycka impreza. Noclegu szukamy w okolicach Otmuchowa, i nocujemy w domu nad zalewem Otmuchowskim. Kąpiel po Woodstocku daje orzeźwienie, następnie smażona rybka w urokliwej restauracji na statku i piwkowanie do godzin nocnych.

 

2 sierpień Pobudka, śniadanko i zmierzamy do naprawdę robiącego mega mega wrażenie zamku w miescowości o jakże ciekawej nazwie Moszna;)

100 letni zespół pałacowo-parkowy w Mosznej o powierzchni 200 ha wpisany jest do rejestru zabytków. Stanowi obiekt o znaczeniu historycznym i artystycznym. W latach 1866-1945 właścicielem Mosznej była rodzina von Tiele Wincklerów. Można przypuszczać, że pomysłodawcą budowy zamku w obecnym kształcie był sam Franz Hubert.

 

W nocy z 2/3 czerwca 1896 z niewiadomych przyczyn wybuchł w Mosznej pożar, który strawił wnętrza, dachy, część ścian barokowego pałacu. Jeszcze w tym samym roku Franz Hubert przystąpił do odbudowy, a zarazem rozbudowy rezydencji. Do roku 1900 powstało skrzydło boczne (wschodnie), w stylu neogotyckim wraz z oranżerią. W latach 1912-1914 dobudowane zostało skrzydło zachodnie w stylu neorenesansowym. Wśród detali architektonicznych zamku występuje duże zróżnicowanie stylistyczne.

Dalej nasze drogi się rozchodzą, ja z Jackiem jedziemy do Żywca a Piotrek ze swoją żoną gdzieś tam, nie wiem. Pod wieczór dojeżdzamy nad jezioro przy Żywcu, wypijamy jak dla mnie wyjątko po parę Żywców(ujdzie choć wolę Zwierzyńca) i lulu.

 

3 sierpień. Jacek musi zrobić sobie przegląd w motorze żeby nie stracić gwarancji, jedziemy więc do serwisu w Bielsku białej, pozostawiamy motocykl pod czujnym okiem mechanika, a sami wyruszamy na łowy do tamtejszej galerii. Godzina wczesna więc po galeriankach nie ma śladu, lub może za mało eksponowaliśmy swoje wdzięki i majętność,(może trzeba było nie jeść w Kfc tylko dla pokazania się wybrać którąś z tamtejszych restauracji hehe). Rachu ciachu i po 3 godzinach motor jest do odebrania, tak więc po południu aby nie kisić się w jednym miejscu jedziemy dalej, na w tatry. Część trasy łamiąc zasadze której nie było przejeżdzamy przez Słowację, zakupując w sklepiku trochę nadal mimo wszystko tańszego alkoholu, ile ta tego jest, te regały uginające się pod różnego rodzaju alkoholem, piękny widok, bezcenne ;), no i wjezdzamy do Zakopanego, który jak powoli wjechaliśny to jeszcze z większym utrudnieniem wyjeżdzaliśmy, trzeba być jednak porąbanym żeby brać urlop i z zatłoczonego miasta jechać do jeszcze bardziej zatłoczonego miejsca jak to, podobnie zresztą dalej było przejezdzając przez Krynice, horror, ale co kto woli. Jeszcze parę fotek w nieodległym zamku w Nidzicy i jedziemy dookoła zalewu czorsztyńskiego do Krościenka nad Dunajcem. Zaczyna kropić, lecz szybko odnajdujemy położony nad rzeką camping gdzie zaszywamy się na noc.

 

4 sierpień. Wyjeżdzamy z Pienin w stronę Bieszczad gdzie planujemy posiedzieć do piątku. Trasa fajna, trochę przez góry i dosyć szybko, bo odległość w sumie nie wielka zbliżamy się do karpat wschodnich. Dopiero przed Duklą, po przejechaniu niemal całej polski, zaczyna lać, i to mocno. Na szczęście jesteśmy na tą ewentualność przygotowani więc komplet przeciwdeszczowy i sru w stronę Wetliny. Jedziemy od strony Barwinka przez bardzo fajną, bo powiewająca taką dziczą część Bieszczad, nawet o stacje ciężko więc braknie mi benzyny pierwszy raz, wiem teraz że na rezerwie tylko 50 km przejadę, ale Jacek podjeżdza do stacji oddalonej o 10 km i przywozi mi litra, przestaje padać i nie śpiesząc się pokonujemy trasę przez Komańczę i Cisnę do celu Wetliny, gdzie siedzimy i wypijamy słowackie zapasy do piątku 6 sierpnia.

 

6 sierpień. Trzeba wracać do domu, ja w związku z tym że nie muszę się śpieszyć bo dopiero o 19 mamy grać z zespołem koncert w Bychawie pod Lublinem wuruszam dopiero ok 1, czego pózniej będę żałować. Jacek spokojnie wyjeżdza trochę wcześnie. Trasa fajna, piękna pogoda, Ustrzyki Górne, później Dolne i przez Krościenko w stronę Przemyśla, Bajka kończy się za Krościenkiem, spada potężny grad uniemożliwiając chwilowo jazdę, kawałki lodu wielkości kulek do gry bolały jak bym w paintbala grał. Padać nie przestaje, ale przynajmniej pozostaje tylko deszcz, trzeba jechać. Chmury granatowe, zaczyna się burza z piorunami, potężna zlewa aż samochody przystają na poboczu, nie wiem chyba z powodu pogorszonej widoczności, mi tam oprócz tego że padało to niedoskwierało, jadę więc dalej i tak pada aż do Jarosławia, tak potężnego urwania chmury nie widziałem, co raz mija się wozy strażackie i karetki, przystaje na stacji dopiero jak pioruny zaczynają walić dosyć blisko, to jeszcze było spoko, najgorsze zaczęło się przed Biłgorajem gdzie po prostu na drodze zrobiły się takie jeziora z wody która zebrała się po jej bokach na polach i wszystko stworzyło całość z wartkim nurtem który przepływał z jednego zbiornika do drugiego po drugiej stronie jezdni, no masakra, samochody zawracają, ja mam godzinę do koncertu, objazdu nie ma, no to jadę jak motorówką tylko że wszystko leci na mnie, wszystko przemokło mimo kondoma a takie zbiorniczki jeszcze przede mną 2, samochody stoją, nie wiadomo co robić, jeden zatopiony bo go nurt porwał z drogi, niezła jada ogólnie, tylko że wody tak do kolan więc postanowiłem przejechać oby tylko filtru nie zalać, mnie się udało ale gościu w bmw się zatopił, dalej już spoko, tylko że padało do samej Bychawy i koncert zespołu Panta koina jednak się odbył.

 

7 sierpień. Dojechałem i przenocowałem u kumpla Artura, ubrania na słońce, buty pożyczyłem i zbieramy się na zlot w Bałtowie, tyle że Artur dostaje gorączki(później okazuje się zapalenie płuc) więc na zlot jadę sam dołączając się do znajomych którzy tez się zjechali z różnych stron, zlot ogólnie fajny choć Komarówki i tak nie pobije. I to tyle zwierzeń, ogólnie przejechalismy ok 4000 km i poszło ok 2000zł, ogólnie było warto;) dziękuję i do widzenia.

 

Trochę zdjęć do zobrazowania wyprawy

 

http://picasaweb.google.pl/pilaskkacper/Do...J3C8srcwq3A9QE#

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 osoby nad morzem + 7 dni + domek + zycie = 2k zl plus/minus..

2000zl to razem z paliwem i winietami kosztowal mnie 10 dniowy pobyt w Kraniewie (Bulgaria).

Jeden niebywaly plus w stosunku do naszego rodzimego morza to to ze tam woda ma 10*C wiecej niz u nas i ceny w knajpach sa rozsadne.

Edytowane przez ivan161
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak na ponad dwu tygodniowa wyprawe 2000zl to duzo ?

Chyba zartujesz kolego.

2 osoby nad morzem + 7 dni + domek + zycie = 2k zl plus/minus..

Mysle, ze wyprawa warta pieniedzy i razem spedzonego czasu na moto.

 

Nie zartuje. Za dokladnie taka kase bylem rok temu w Rosji na moto. Trzy tygodnie i 7000km.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale wychodzi na to, ze Polska to drogi kraj..

2000zl :banghead:

To zależy ile motór pali i jaki komfort spania się wybiera, no i na przyjemnosci ile.

Mi udało się zmieścić w 1000zł i całościowo dookoła Polski wyszło 4600km.

Edytowane przez Luca
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no na benzynę poszło większość kasy, tak ok 1300zł, motor mi palił tak ok 6 L na 100km więc standard, ale trochę km było, na życie to mało choć na niczym sobie nie oszczędzaliśmy, też myślałem że za taką cenę można by było gdzieś za granicę wyjechać, oczywiście nie na zachód, ale bałkany czy wschód to też można by było sporo zobaczyć, ale jak to się mawia cudze chwalicie swego nie znacie, dlatego też wybraliśmy objazd Polski, myślę że za rok wkońcu dookoła morza czarnego tylko maszynę muszę zmienić na jakiś czas

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaliczyłem podobną przejazdżkę, tylko koszty paliwa wypadły o niebo lepiej, średnie spalanie na moim sprzęcie to 2 litry, może srednia prędkość nieco nizsza, ale chyba nie o to chodzi żeby gnać przed siebie a raczej skupić się na zwiedzaniu. Piszesz jeszcze o tańszym alkocholu na słowacji, ale od kiedy wprowadzono tam euro niestety nie opłaca sie smigać tam na zakupy. O mojej wycieczce mozecie poczytać na http://www.mrzysty.pl/

Edytowane przez mrzysty
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...ale jak to się mawia cudze chwalicie swego nie znacie, dlatego też wybraliśmy objazd Polski, myślę że za rok wkońcu dookoła morza czarnego ...

Też jestem tego samego zdania, że jak ktoś lubi podróżować powinien przynajmniej raz w życiu pojechać dookoła Polski bo to piekny kraj i bardzo różnorodny. Jest wszystko góry, lasy, pola, rzeki, jeziora i nawet morze a zabytków i ciekawych miejsc bez liku.

Niekoniecznie musi od razu całą na raz jak brak kasy lub czasu. Mozna na raty i też będzie fajnie.

Edytowane przez Luca
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że mijałem Cię w Bieszczadach... Nawet pogoda by się zgadzała :).

A na jednym ze zdjęć widzę kolesi z Panthery... Kojarzę z widzenia.

 

Kolejna wyprawa, która mnie nakręca na kolejny sezon. Koszty lekko przerażające, ale sam piszesz że sobie nie żałowaliście. Dzięki za tę relację!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I ja w tym roku byłem na podobnej wyprawie. Ponad 3100 km jeden motorek z plecaczkiem. Wyszło ok 1500 zl na glowe. Przednia wyprawa i jest naprawdę duuuużo do zobaczeniu w Polsce. Ale w przyszlym sezonie chyba polecę na południe ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

I ja w tym roku byłem na podobnej wyprawie. Ponad 3100 km jeden motorek z plecaczkiem. Wyszło ok 1500 zl na glowe. Przednia wyprawa i jest naprawdę duuuużo do zobaczeniu w Polsce. Ale w przyszlym sezonie chyba polecę na południe ;)

 

Albo wzdłuż i wszerz Polski ;) No ja też myślę o południu, Czarnogóra i Albania i powrót przez Bułgarię, Rumunię i Ukrainę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...