Ze mną było tak, że parę lat temu jeździłem na Lublin, Radom czy Ułęż, oczywiście zajawka, technika jazdy itd., jednak z perspektywy czasu stwierdziłem, że żeby się rozwijać dalej potrzeba znacznych nakładów finansowych i sporo wolnego czasu i odpowiednich warunków. Bo taki weekend w Poznaniu czy Brnie to już są spore pieniądze. Dlatego z powodu kiepskich warunków do jazdy sportowo-szosowym motocyklem zdecydowałem się na offroad bo jest sporo tańczy i w promieniu 5km mam do dyspozycji 3 tory motocross, cross country, strome górki, lasy, piachy, wąwozy i wszystko czego może potrzebować amator cross/enduro. W dodatku każda niedzielna wycieczka jest niezapomnianą przygodą a nie krążeniem wokół komina. Motocykl szosowy zostawiłem sobie przez sentyment i żeby wyskoczyć czasem na tor czy w Bieszczady powinklować, lub jakąś turystykę, jednak coraz mniej mnie kręcą nieoznakowane radiowozy, nieogarnięci kierowcy, czy kręcenie się w kółko po torze kartingowym.